Skocz do zawartości

OpenYourMind

  • wpisów
    15
  • komentarzy
    53
  • wyświetleń
    9157

Enemy

3248 wyświetleń


blog-0844212001445962313.jpgZanim na dobre zacznę swój wywód na temat ekonomii zadam Ci proste pytanie. Co byś powiedział/a gdyby ktoś powiedział Ci że 2+2=5? Pewnie pomyślał/a byś że ten człowiek żartuje albo jest kompletnym debilem, który nie skończył nawet podstawówki. Albo inaczej, oglądasz telewizję a tam mówią Ci że od dziś 2+2 to nie 4 tylko 5? Pewnie w pierwszej chwili pomyślałbyś że dziś Prima Aprilis albo żart z jakiegoś innego powodu. Pytanie zatem skąd aż taką oczywistością jest że 2+2=4 i nie ma bata że jest inaczej? Otóż dlatego że matematyka jest nauką aprioryczną a nie empiryczną. A więc wyniku działania 2+2 nie można empirycznie podważyć jak jest w przypadku nauk przyrodniczych jak biologia, chemia czy fizyka. Nie ma czegoś takiego, że ktoś zrobił eksperyment z którego wyszło że 2+2 nagle stało się 5. Prawa matematyczne są aprioryczne, czyli takie których ważność można stwierdzić niezależnie od wyników późniejszych doświadczeń, od „a priori – łac. „z góry”, „uprzedzając fakty”, „z założenia”. Ktoś jednak mógłby uznać że to tylko kwestia semantyki, jednak to że twierdzenia matematyczne oddają autentyczny obraz rzeczywistości można zobrazować prostym przykładem: Siedzą sobie dwa gołębie na dachu, po chwili przylatują kolejne dwa, czy istnieje jakakolwiek możliwość że (przy założeniu że poza przyfrunięciem gołębi nic innego się nie wydarzy) teraz na dachu nie siedzą cztery gołębie? Odpowiedź jest oczywista i brzmi nie, nie ma takiej możliwości. Czy jeśli to wydarzenie zdarzy się tysiąc razy musimy oglądać to za każdym razem? Nie, za każdym razem będzie to samo i już teraz wiemy że z dwóch gołębi na dachu zrobi się cztery. Do czego zmierzam? Do tego że matematyka to nie jedyna z nauk apriorycznych, do nich należą także logika oraz prakseologia. I właśnie nad tym drugim pojęciem mam zamiar głównie pochylić się w tym felietonie.

 

Prakseologia jest dedukcyjną dziedziną badań naukowych dotyczących wszelkiego celowego ludzkiego działania. I to właśnie na prakseologii opiera się metodologia Austriackiej Szkoły Ekonomii, koncepcję tę jako pierwszy rozwinął wybitny austriacki ekonomista Ludwig von Mises w swoim legendarnym dziele „Ludzkie Działanie”, gdzie przedstawił ekonomię jako dziedzinę prakseologii, czyli de facto uznał ekonomię za naukę aprioryczną.

 

Zanim przejdę do tego, dlaczego ekonomia jest nauką aprioryczną i jakie są te aprioryczne założenia ekonomiczne dodam skąd w ogóle pomysł na ten artykuł. Otóż jako propagator wolnego rynku i ASE często spotykam się z zarzutami, jakobym proponował coś nierealnego i szkodliwego. Kiedy odwołuję się do praw ekonomii, nierzadko słyszę mało merytoryczne „argumenty” typu „naczytałeś się Korwina i gadasz głupoty”, bardzo często spotykam się też z „argumentami” sprzecznymi jak np. „czegoś takiego nigdzie nie było na świecie, to utopia” i „takie coś już było w XIX wieku i było złe” albo „jesteś zapewne gimbusem, dorośniesz i pójdziesz pracować u prywaciarza za 5 zł/h to Cię wyleczy” i „mówisz tak bo pewnie jest bogaty i nie znasz życia”, oczywiście pada też mityczny „model skandynawski” i argumenty typu „są bogaci bo mają wysokie podatki i wysoki socjal”. Wiadomo przecież że ich kapitalistyczna historia gospodarcza nie ma żadnego znaczenia, ani złoża surowców, ani to że nadal mają stosunkowo dużą swobodę działalności gospodarczej (zwłaszcza w porównaniu z Polską). Są bogate dzięki, a nie pomimo podatków, a socjal mają wysoki nie dlatego że ich stać, tylko są bogate dzięki wysokiemu socjalowi. Tak jak Pan Józek nie wydaje dużo kasy na cele charytatywne bo dużo zarabia, tylko dużo zarabia, ponieważ wydaje dużo na cele charytatywne, logiczne prawda? :D. A to że te kraje obecnie rozwijają się wolniej niż w czasach gospodarki rynkowej to przecież taki nieistotny szczególik :) .

 

Wyobraźmy sobie że w miejsce dyskusji o ekonomii wstawiamy dyskusję o matematyce. Wtedy moje dyskusje wyglądały mnie więcej tak:

Ja: 2+2=4

Rozmówca: Nieprawda, bo np. w Szwecji 2+2=5

Ja: Co za bzdura, wyniki działań matematycznych wszędzie są takie same

Rozmówca: Byłem w Szwecji i widziałem że 2+2=5

Ja: Nie uwzględniłeś w równaniu jednego elementu, 2+2+1=5, ale 2+2 to nadal 4

Rozmówca: Naczytałeś się Korwina i opowiadasz pierdoły

Ja: Czy jak siedzą dwa gołębie na dachu i przyfruną kolejne dwa to będzie ich cztery czy pięć?

Rozmówca: Pójdziesz pracować do prywaciarza 5 zł za godzinę to przestaniesz gadać głupoty

 

Prawda że brzmi zabawnie? :P Ale wystarczy już tego śmieszkowania, przejdźmy zatem do konkretów.

 

 

Aprioryczne założenia w ekonomii

 

Na wstępnie dla porządku przypomnę że aprioryczną dziedziną nauki jest także logika. I tak na przykład logicznym i apriorycznym stwierdzeniem będzie zdanie: „Przedmiot, który jest całkowicie czerwony, nie jest całkowicie zielony.”, albo: ”Jeśli Polska znajduje się w Europie, to Polacy są Europejczykami”. Proste prawda? Ten drugi przykład przy okazji wprowadza kolejne ważne pojęcie, którym jest logiczna implikacja, czyli krótko mówiąc relacja pomiędzy teoriami, sytuacja, kiedy coś wynika z czegoś. I tak w tym przypadku, skoro Polska leży w Europie, to urodzeni w Polsce są również urodzonymi w Europie, są Polakami są więc i Europejczykami.

 

Wprowadziłem to pojęcie w tym miejscu nie bez powodu. A powodem jest dokładniejszą przedstawienie czym jest prakseologia, czyli nauka o celowym ludzkim działaniu i czym odróżnia się od psychologii. Otóż psychologia zajmuje się teoriami wyjaśniającymi, dlaczego ludzie wybierają określone cele, lub jak ludzie będą działać w danych okolicznościach. Prakseologia natomiast zajmuje się logicznymi implikacjami faktu, że ludzie mają określone cele oraz że działają, żeby je osiągnąć. Przedmiotem prakseologii jest ludzkie działanie, a nie zdarzenia psychologiczne, które prowadzą do działania. Przedmiotem psychologii są wewnętrzne procesy, które powodują lub mogą powodować określone działanie. Przedmiotem prakseologii jest działanie jako takie. Z powodu tej różnicy, może być całkowicie odpowiednim dla psychologów stosować eksperymentalne testowanie hipotez (czyli badanie empiryczne), ale kompletnie błędnym jest dla ekonomistów kopiowanie tychże metod. Jak pisze Mises w „Ludzkim Działaniu”: „Zarówno morderca, którego do zbrodni popycha podświadomy impuls (id), jak i neurotyk, którego nienormalne zachowanie wydaje się niewprawnemu obserwatorowi po prostu bezsensowne, działają. Obaj, tak jak wszyscy, realizują pewne cele. Dzięki psychoanalizie wiemy, że zachowania neurotyków i psychopatów również mają pewien sens, że oni też w swych działaniach zmierzają do określonych celów, chociaż – uważając siebie za normalnych i zdrowych – oceniamy, że w wyborze swoich celów kierowali się bezsensownym rozumowaniem, a dobierane przez nich metody osiągania tych celów są sprzeczne z zamierzeniami. Określenie „nieświadomy” w prakseologii oraz terminy „podświadomy” i „nieświadomy” w psychoanalizie należą do dwóch różnych systemów myślenia i obszarów badań. Prakseologia zawdzięcza psychoanalizie nie mniej niż inne nauki. Tym ważniejsze jest więc, by pamiętać o granicy dzielącej prakseologię od psychoanalizy.”

 

OK, skoro wiemy już czym prakseologia odróżnia się od psychologii i to że jest nauką aprioryczną, a ekonomia powinna być taktowana jako dziedzina prakseologii przejdźmy do tym samym do przykładów apriorycznych założeń w ekonomii:

 

 

1. Działanie ludzkie polega na celowym dążeniu do osiągnięcia pożądanych celów za pomocą ograniczonych środków. Nikt nie może celowo nie działać.

 

Czy człowiek może podjąć działanie które nie zmierza do żadnego celu? Nawet coś tak prozaicznego jak podrapanie się po nosie czemuś służy, w tym wypadku pozbyciu się uczucia swędzenia. Wszystko co robimy do czegoś zmierza, bez celu w ogóle nie podjęlibyśmy działania. Czasami mówimy o „bezcelowym” działaniu, ale to tylko potoczne określenie na działanie, które owszem zmierza do pewnego celu, ale uważamy że nie uda się go osiągnąć. A czy środki na drodze do celu są ograniczone? Cóż, być może jeśli ktoś mieszka w Raju ten problem go nie dotyczy, ale póki mówimy o człowieku żyjącym na planecie Ziemia, choćby był najbogatszym człowiekiem na świecie, jego zasoby i tym samym środki do działania będę ograniczone.

 

 

2. Każde działanie ma na celu poprawę subiektywnego stanu jednostki.

 

Kluczowym jest tu słowo „subiektywnego”. Nawet masochista dążąc do bólu i upokorzenia robi to dlatego, że właśnie to daje mu satysfakcję i przyjemne doznania.

 

 

3. Większa ilość określonego dobra jest ceniona wyżej niż mniejsza ilość tego samego dobra.

 

Gdyby piekarnia wystawiła dwa identyczne bochenki chleba za 4 zł, a obok jeden (taki sam jak dwa pozostałe) również za 4 zł, trudno oczekiwać żeby jakikolwiek klient wziął jeden bochenek zamiast dwóch. Jeśli by to zrobił (np. przez nieuwagę) wszyscy zgodnie uznalibyśmy że „przepłacił”, czyli wymienił mniejszą wartość (4 zł za które można dostać dwa bochenki) za większą wartość (jeden bochenek). Widać więc jak na dłoni, w jaki sposób ludzie oceniają wartość.

 

 

4. Ludzie wolą satysfakcję osiągniętą wcześniej od satysfakcji osiągniętej później.

 

Gdyby było inaczej, oprocentowanie kredytów nie byłoby większe niż oprocentowanie depozytów, a bankowość nie mogłaby istnieć (brak możliwości zarobku na marży). Nie należy jednak próbować podważać tego faktu, tym że są ludzie którzy są skłonni oszczędzać i inwestować. W takim wypadku człowiek spodziewa się że to przyniesie mu większą satysfakcję w przyszłości i liczy się z koniecznością odmówienia sobie satysfakcji tu i teraz, ale gdyby to tylko było możliwe wolałby ją osiągnąć tak wcześnie jak to tylko jest osiągalne. Każdy wolałby osiągnąć zwrot z inwestycji po 2 miesiącach niż po 2 latach. Tu jednak pragnę zaznaczyć jedną ważną rzecz. Satysfakcja jest terminem ściśle subiektywnym, nie zawsze musi odnosić się do zarobku, ponieważ ludzie cenią różne wartości a nie tylko pieniądze. Stąd też Austriacy odrzucili koncepcję homo oeconomicus (prezentowaną przez klasycznych liberałów), czyli człowieka dążącego zawsze do maksymalizacji swoich zysków i dokonywania wyborów ze względu na wartość ekonomiczną. Zamiast tego ASE stawia na indywidualizm i subiektywizm metodologiczny. Człowiek w wymienionym przeze mnie przykładzie w pewnych rzadkich okolicznościach może woleć osiągnąć wynik finansowy później niż wcześniej, jeśli w danej sytuacji bardziej zależy mu na czymś innym, np. chce ukryć swój majątek. Nie zmienia to jednak faktu że swoją subiektywną satysfakcję chce osiągnąć możliwie jak najszybciej.

 

 

5. Produkcja musi poprzedzać konsumpcję.

 

Raczej ciężko zużywać dobra, których jeszcze nikt nie wyprodukował.

 

 

6. To, co jest konsumowane obecnie, nie może być skonsumowane ponownie w przyszłości.

 

Za dobrze by było :D

 

 

7. Jeśli cena jakiegoś dobra spadnie, to ludzie będą je kupować w takiej samej lub większej ilości niż dotychczas.

 

Po obniżce cen towar zacznie schodzić lepiej albo i nie, ciężko aby teraz zaczął schodzić gorzej niż po wcześniejszej, wyższej cenie.

 

 

8. Ustalenie cen poniżej cen równowagi rynkowej spowoduje braki na rynku.

 

Starsi czytelnicy za pewne pamiętają puste pułki w sklepach w PRL-u.

 

 

9. Bez prywatnej własności środków produkcji nie istnieją ceny środków produkcji, a jeśli nie istnieją ceny środków produkcji, to niemożliwy jest rachunek kosztów.

 

I jak tu coś wycenić, jak wszystko jest wspólne, czyli niczyje?

 

 

10. Podatki stanowią przymusową daninę nałożoną na producentów i właścicieli bogactw i zmniejszają produkcję i ilość bogactw.

 

Obecnie podatki płaci się w formie gotówkowej, jednak nie zmienia to faktu, że to de facto część kapitału zdeponowanego w walucie. Równie dobrze można by pobrać np. część zbiorów rolnikowi.

 

 

11. Konflikt interpersonalny jest możliwy wtedy i tylko wtedy, gdy dobra występują w niedostatku.

 

Gdyby zasoby było nieograniczone nie byłoby o co rywalizować, każdy miałby 100% tego czego potrzebuje. Oczywiście to zdanie odnosi się tylko do ekonomii, a nie do konfliktów interpersonalnych z innych powodów niż rywalizacja o dobra.

 

 

12. Żadna rzecz nie może być wyłączną własnością więcej niż jednej osoby naraz.

 

Wtedy mówilibyśmy o współwłasności, wyłączna własność może należeć tylko do jednej osoby.

 

 

13. Własność i tytuły własności mają różny status i zwiększenie liczby tytułów własności bez proporcjonalnego zwiększenia ogólnego stanu posiadania nie pomnaża bogactwa społeczeństwa, lecz prowadzi do redystrybucji istniejącego bogactwa.

 

Jeśli ogólny poziom bogactwa nie wzrośnie to nie ma mowy o pomnażaniu, a jedynie o redystrybucji dotychczasowego poziomu bogactwa.

 

 

I co z tego wszystkiego wynika?

 

Dostrzegając tego typu logiczne implikacje wynikające z aksjomatu ludzkiego działania (tak wiem że to zdanie brzmi zajebiście :D) jak w przykładach powyżej możemy spokojnie ustalić prawa ekonomii, zweryfikować które teorie ekonomiczne należy uznać za słuszne, a które odrzucić. Jeśli wiemy w jaki sposób ludzie podejmują działania, jak oceniają wartość itd. możemy zrozumieć takie kwestie jak: prawo popytu i podaży, wolna wymiana handlowa, rola pieniądza w gospodarce, pojęcie preferencji czasowej czy przewagi komparatywnej.

 

Przykładowo są tacy „ekonomiści” którzy twierdzą że gospodarkę można rozruszać pobudzając konsumpcję, jednego takiego Pana nazwiskiem Keynes swego czasu traktowano przez wiele lat wręcz jak zbawiciela, piewcę najsłuszniejszych poglądów. A więc pobudzamy konsumpcję, wydrukujmy ludziom hajs albo podnieśmy płace ustawą (np. poprzez znaczną podwyżkę płacy minimalnej), ludzie zaczną więcej wydawać, sprzedawcy na tym zarobią, wszystko zacznie się „rozkręcać”, ale fajnie, nie? Otóż niefajnie. Jak już było wspominane produkcja musi poprzedzać konsumpcję. Same pobudzenie konsumpcji to nic innego jak większe zużycie bieżącego kapitału, bez zwiększenia produkcji nowe bogactwo nie powstanie. To tak jakby człowiek, zwykły Kowalski zwiększyłby wydatki na bieżącą konsumpcję, czy stałby się od tego bogatszy? Raczej ciężko zacząć mieć więcej pieniędzy, więcej wydając na konsumpcję, nie inwestycje. Natomiast gdyby wyhamował trochę z wydatkami i część zaoszczędzonych pieniędzy zainwestował, jak najbardziej stałby się bogatszy i wtedy dopiero, owszem mógłby zwiększyć wydatki na konsumpcję, byłoby go na to stać. I to jest meritum problemu, konsumpcja jest celem gospodarki, a nie środkiem do jej rozkręcania. Aby konsumpcja wzrosła, trzeba najpierw rozszerzyć produkcję, do tego potrzeba zaoszczędzonego kapitału przeznaczonego następnie na inwestycje.

 

Zauważmy przy okazji, że dużo łatwiej jest zrozumieć sprawy ekonomiczne patrząc w skali mikro, a jakoś tak ciężko ludziom przekuć to w głowie na skalę makro. To samo tyczy się przewagi wolnego handlu nad protekcjonizmem. Wyobraźmy sobie człowieka, który postanowił szyć własne ubrania. Jednak po podliczeniu kosztów okazało się że to wytwarzanie ubrań na własną rękę wychodzi drożej niż kupowanie ich w sklepie. Co zatem powinien zrobić? Najbardziej racjonalną decyzją jest zaprzestanie szycia, kupowanie ubrań w sklepie, a czas przeznaczony na szycie przeznaczyć na coś bardziej opłacalnego. Dokładnie ten sam schemat działa w handlu międzynarodowym. Np. w jednym kraju źle stoi rolnictwo, za to są bardzo dobre warunki dla rozwoju przemysłu chemicznego. Opłaca się im zatem eksportować produkty chemiczne, a produkty rolne importować z kraju gdzie to rolnictwo jest bardziej opłacalne, proste prawda? Wymiana jest opłacalna dla obu stron.

 

Teraz zatem przechodzimy do tematu dlaczego wolny rynek jest fajny. Otóż jest to nic innego jak system w którym nieustannie dokonuje się takich wolnych wymian, wartość za wartość. Mam dobro A, potrzebuję dobra B, ty masz dobro B, a potrzebujesz dobra A, więc dokonujemy wymiany i obydwoje jesteśmy happy. Tu ważna rzecz: takim dobrem może być wszystko, dobro materialne, usługa, także pieniądz czy praca. Zawsze są dwie strony: usługodawca i usługobiorca, pracodawca i pracobiorca (pracownik), sprzedawca i konsument, pożyczkodawca i pożyczkobiorca. Póki wymiana jest dobrowolna, prawo popytu i podaży oraz zjawisko konkurencji (a więc rywalizacja o ograniczone dobra) sprawiają że wszystko działa prawidłowo. Piekarz nie musi wydoić krowy żeby napić się mleka, może sprzedać chleb, a następnie zarobione pieniądze wydać na mleko (a rolnik może kupić chleb zamiast piec go samemu), każdy robi to co umie i dokonywać wymian z pozostałymi uczestnikami rynku, to tzw. podział pracy. Więcej zarabiają Ci, których działania w największym stopniu przyczyniają się do zaspakajania potrzeb społeczeństwa. Zysk kreuje motywację do działania, dzięki ryzyku straty rynek podlega procesowi samoregulacji, zyskują Ci, którzy „robią dobrze”, tracą Ci, którzy popełniają błędy, dzięki temu kapitał trafia tam gdzie trzeba, tam gdzie kierują go preferencje konsumentów.

 

Wbrew temu co propagują marksiści, przedsiębiorcy to nie krwawi wyzyskiwacze, a inwestorzy, którzy dorabiają się na podjętym ryzyku, które opłaci się wtedy, gdy dany przedsiębiorca wprowadzi pożądane przez społeczeństwo dobra i usługi, to właśnie nie kto inny jak konsumenci rządzą na rynku. Pracownicy nie muszą przejmować się ryzykiem (te na siebie bierze pracodawca) dlatego ich wynagrodzenie jest mniejsze, wynoszące tyle ile wynosi wartość ich pracy. Warunkują ją krańcowa produktywność pracy oraz gra popytu i podaży na rynku pracy. Jeśli idzie o produktywność, pojęcie to można bardzo łatwo wytłumaczyć prostym przykładem: mamy dwóch pracowników, jeden pracuje na staromodnej maszynie do pisania, drugi na komputerze dobrej jakości z bardzo nowoczesnym oprogramowaniem. Który będzie bardziej produktywny? Odpowiedź jest chyba aż zbyt oczywista. I tego nie potrafią zrozumieć przeciwnicy kapitalizmu. Wraz z rozwojem gospodarczym, rosną i dochody wszystkich obywateli, obniżanie się kosztów produkcji, nowe budynki, technologie, edukacja, szkolenia zwiększają produktywność pracy, a tym samym płace. Do tego im więcej dóbr na rynku, tym łatwiejszy do nich dostęp, kiedyś telefon komórkowy był luksusem, teraz mają je nawet 7-latki. W ten sposób również społeczeństwo się wzbogaca. I to jest też bardzo ważne, ludzie są tyleż zamożni ileż wynoszą ich płace realne, a nie nominalne. Bo nominalnie możesz zarabiać i milion złotych, ale jak chleb będzie kosztował 100 tys. to za pensję możesz kupić co najwyżej 10 bochenków. Tak naprawdę liczy się to ile możesz kupić za np. godzinę swojej pracy, to jest realna wysokość dochodu. Jeśli idzie o popyt i podaż na rynku pracy, tu sprawa jest prosta. Większe bezrobocie = nadwyżce pracobiorców czyli niższe płace, mniejsze = nadwyżce pracodawców = wyższe prace. Poza pracownikami i przedsiębiorcami, na rynku są jeszcze inwestorzy nie prowadzący działalności gospodarczej, jak np. inwestujący na giełdzie. To nie są ludzie, którzy jak to mówią złośliwi, zarabiają na przelewaniu pieniędzy z konta na konto zamiast „normalnie” pracować ale ludzie którzy podejmują decyzje inwestycyjne, decydują gdzie ulokować kapitał. Jeśli ich decyzje są słuszne (kapitał przenosi się z branży nierentownych do rentownych) i korzystne dla gospodarki osiągają zyski, błędne decyzje przynoszą im straty, tu również działa mechanizm motywacji ekonomicznej i mechanizmy samoregulacji (rynek „oczyszcza się” z błędnych posunięć, premiuje natomiast te właściwe). Oczywiście są również inne rodzaje inwestycji, np. w nieruchomości, tu również działają podobne zasady.

 

 

Dlaczego interwencja państwa w gospodarkę szkodzi?

 

1. Kłania się przewaga rentowności sektora prywatnego i publicznego

 

Zysk właściciela prywatnej działalności zależy od preferencji konsumentów, a wszelkie koszty pokrywa z własnej kieszeni. Więc dąży do tworzenia jak najlepszych i jak najtańszych produktów (czując na plecach oddech konkurencji) i obniżania kosztów produkcji. Tymczasem urzędnicy państwowi mają te problemy z bańki, pensje przypieczętowane ustawą, a wszelkie koszty pokryją pieniądze podatników.

 

 

2. Monopol państwowy to największe zło w gospodarce

 

Na rynku prywatnym może rozwinąć się monopol tylko i wyłącznie w sytuacji totalnego „zakasowania” konkurencji, czyli zaoferowania najlepszych i najtańszych towarów, czy usług lub odkrycie nowego surowca, tudzież opracowanie nowej technologii. To samo w sobie nie jest takie złe dla konsumentów, ba może nawet być bardzo korzystne. I tak np. Standard Oil, giga potentat naftowy, firma założona przez samego Johna D. Rockefellera pod koniec XIX wieku totalnie zdominowała rynek amerykański (95% rynku). Jednak to właśnie dzięki tej firmie ludzie zyskali dostęp do nowego i niedrogiego oświetlenia, jakimi były lampy naftowe. Warto też zauważyć, że takie monopole na rynku prywatnym nie utrzymują się zbyt długo, ponieważ konkurencja nie śpi. I tak wraz z wynalezieniem żarówki przez Thomasa Edisona, lampy naftowe zostały momentalnie wyparte z rynku (Rockefeller nadal zarabiał na ropie naftowej ale musiał całkowicie zmienić model biznesowy przerzucając się na właśnie rozwijający się rynek motoryzacji). Jak historia długa i szeroka wielkie firmy prędzej czy później zostawały wypierane przez mniejsze firmy, których było po prostu więcej, no i technologia idzie ciągle naprzód, a preferencje konsumentów się zmieniają. Tymczasem jednak monopol państwowy odróżnia się tym, że jego zysk w ogóle nie zależy od preferencji konsumentów, konkurencję wycina się ustawami, zbankrutować też nie może nawet jak jest skrajnie nierentowny.

 

 

3. Państwowa interwencja kosztuje

 

Pracownik pracuje, przedsiębiorca inwestuje, tymczasem urzędnik nie tworzy nowego bogactwa, generuje więc koszty. Jednak pensje urzędników to nie wszystko, potrzeba budynków dla instytucji publicznych, ton papierów, dokumentów. Kiedy prawo i podatki są skomplikowane (welcome to Poland) również i przedsiębiorca musi płacić za faktury, zatrudniać księgowych i płacić kary, które Urząd Skarbowy lubi rozdawać jak drogówka mandaty. Miliardy idą na samo utrzymanie państwa. Oczywiście zwolennicy wielkiego państwa mają rozwiązanie: podatki! Bogatsi zapłacą więcej no i na wszystko znajdzie się hajs. Abstrahując już od kwestii moralnych, bo podatek jest niczym innym jak przymusowym odbieraniem dochodów, a podatek progresywny to karanie ludzi, którzy efektywniej działają na rynku (kara za pracę, ryzyko podjętej inwestycji itd.) kłania się czysta kalkulacja ekonomiczna. Raz: krzywa Laffera, wzrost podatków motywuje do ich unikania, więc niekoniecznie wpływy do budżetu wzrosną, przykładowo w Polsce podwyżka akcyzy od wyrobów tytoniowych i spirytusowych w 2014 r. zmniejszyła wpływy do budżetu, a obniżka CIT z 27% do 19% za rządów SLD zwiększyła wpływy z tytułu tego podatku. Dwa: krzywa zysku i ryzyka. Im większe ryzyko tym większy potencjalny zysk. Jednak w sytuacji kiedy znaczną część zysku trzeba oddać państwu, nie opłaca się już podejmować ryzyka i inwestować w tej branży, w której obowiązuje ten podatek. Do tego obojętnie czy podatek wynosi 1% czy 75% koszty ściągalności są równie duże. A więc podsumowując podatek progresywny: wyhamowuje inwestycje, przynosi nikłe wpływy do budżetu i jednocześnie generuje wysokie koszty ściągalności, trudno uznać to coś opłacalnego dla gospodarki i społeczeństwa.

 

 

4. Państwowa interwencja uderza w prawo popytu i podaży

krzywa.jpg

Jak widać z powyższego wykresu cenę dobra ustala gra popytu i podaży na rynku. W sytuacji kiedy rząd ingeruje w ten proces wszystko zaczyna się sypać. Prosty przykład: rząd ustala maksymalne ceny towarów (na szczęście we współczesnym świecie to już rzadkość), jeśli ceny zostaną ustalone poniżej ceny równowagi rynkowej, mamy zjawisko nadpopytu. Towary zostają szybko wykupywane, a producentom, którzy nie mogą legalnie podnieść cen przestaje się opłacać ich produkować. Mamy więc puste półki w sklepach i długie kolejki. Sytuacja znana z PRL-u i obecnie w Wenezueli, takie uroki socjalizmu.

 

Teraz przykład nadpodaży. Rząd ustanawia płacę minimalną powyżej płacy rynkowej (płaca to nic innego jak cena pracy) i mamy nadpodaż siły roboczej (podaż pracowników większa niż popyt na pracę zgłaszany przez pracodawców), czyli nic innego jak bezrobocie. Tradycyjnie spodziewam się gromów, jak zawsze gdy poruszam ten temat :) . Jako maść na ból dupy podam że według danych Ministerstwa finansów z 2011 r. płacę minimalną zarabia 4% wszystkich zatrudnionych w Polsce, a więc 96% Polaków zarabia powyżej płacy minimalnej, tyle jeśli idzie o straszenie typu, „zniesiemy płacę minimalną to prywaciarz będzie płacił po 500 zł”. Ustawowej płacy minimalnej nie ma wciąż w niektórych krajach (Szwajcaria, Austria, Liechtenstein, Dania, Norwegia, Finlandia, Włochy) i jakoś takie cuda się nie dzieją, zarobki niezgorsze, wyższe niż w Polsce. Zamiast tego ustala się tam np. minimalne stawki na podstawie układów zbiorowych zawartych pomiędzy związkami zawodowymi a pracodawcami. Dzięki temu uwzględnia się daną branżę czy region zamieszkania, a płace minimalne są bliższe najniższym płacom rynkowym i nie tworzą bezrobocia w biedniejszych regionach i mniej płatnych zawodach (gdzie płace rynkowe są niższe, więc efekt naruszenia krzywej popytu i podaży jest znacznie bardzie widoczny).

 

Pozostaje pytanie za 100 punktów, jak to jest że już 1286,16 zł płacy minimalnej do ręki uderza w wchodzących na rynek pracy (czyli tych których wartość płacy jest najniższa) i tworzy się bezrobocie? Otóż tu kłania się kolejne przekleństwo państwowej interwencji jakim jest znaczne zawyżanie kosztów pracy. W Polsce dzięki klinowi podatkowemu na pracownika który dostanie 1286,16 zł do ręki, pracodawca musi zapłacić 2112,95 zł. Państwo zabiera całe 826,79 zł? No coś ty! Państwo zabiera dużo więcej, są w końcu jeszcze podatki pośrednie: połowa ceny paliwa to VAT i akcyza, w papierosach jakieś 80%, wódce 65%, w wielu produktach jest VAT 23%, no i jeszcze dochodzi akcyza za wszelką energię, typu prąd czy gaz.

 

Taka ciekawostka: Polacy są na 6 miejscu wśród cudzoziemców najczęściej zakładających firmy w takich krajach jak Wielka Brytania, Niemcy czy Holandia. Dlaczego polscy przedsiębiorcy wolą zakładać firmy zagranicą niż u nas? Może dlatego że w Anglii prowadząc działalność zapłacisz 60 zł ZUS-u (angielskiego odpowiednika of course) a w Polsce 1200 zł, w Niemczech za sprzedaż towaru o cenie 526,32 zł zapłacisz VAT 100 zł, a w Polsce 121,05 zł (swoją drogą to ciekawe że w Niemczech VAT wynosi 19% a u nas 23% ale różnica stawki VAT 4% oznacza już 21% różnicy VAT-u naliczonego, widać jeden z cudów Tuska). W Wielkiej Brytanii VAT zapłacisz jeśli firma ma roczny obrót co najmniej 472 795 zł, a w Polsce już 150 000 zł, ale nie martw się od 2016 r. to się u nas zmieni…. i będzie 50 000 zł ;)

 

Było pytanie za 100 punktów, to teraz pytanie za 1000 punktów. Czemu w niektórych krajach płaca minimalna jest wyższa a bezrobocie jednak niższe niż w Polsce? Ponieważ są to kraje znacznie bardziej rozwinięte, wyższa krańcowa produktywność pracy zwiększa płace rynkowe. Skoro płaca minimalna nie jest ustala wyżej niż płace rynkowe ogólna stopa bezrobocia szczególnie się nie zwiększa, nadal jednak tworzy bezrobocie w biedniejszych miastach i mniej opłacanych zawodach. W statystykach tego nie widać na pierwszy rzut oka, a policy mogą się pochwalić jak to ich ustawa „chroni” najbiedniejszych.

 

 

5. Kiedy państwo kontroluje pieniądz wszyscy mamy przesrane

 

Rynek to wymiana towar za towar, jednak taka wymiana barterowa nie jest zbyt opłacalna. Potrzeba jakiegoś uniwersalnego towaru wymiany, który każdy chętnie by przyjął, taką właśnie rolę spełnia pieniądz w gospodarce. Czyli np. chcesz mieć buraki a masz ziemianki, nie musisz szukać kogoś kto ma buraki i jednocześnie potrzebuje ziemniaków, tylko możesz sprzedać swoje ziemniaki a za uzyskane pieniądze kupisz buraki. Różne towary na przestrzeni lat pełniły rolę takiego środka wymiany, za funkcję pieniądza robiły np. sól, zboże, czy krowy. Najlepsze jednak m. in. z powodu dużej wytrzymałości i łatwości przetopienia w tej roli okazywały się kruszce, ze wskazaniem na złoto. Dlatego też pierwsze nazwy walut pochodziły od jednostek wagi, np. funt od 1 funta złota. Ponieważ noszenie wszędzie ze sobą złota byłoby niewygodne, wymyślono więc pieniądz papierowy. Pierwsze banknoty i czeki to były po prostu kwity na daną ilość złota, które leżało zmagazynowane w pierwszych instytucjach działając na kształt dzisiejszych banków. I tu przechodzimy do meritum, w takim systemie bank nie można dodrukować pieniędzy, nie da się dodrukować złota, a drukowanie kwitu bez pokrycia w złocie jest nielegalnym fałszerstwem. Banki również działając jako normalne przedsiębiorstwa muszą także prowadzić racjonalną politykę kredytową, inaczej zbankrutują. W dzisiejszych czasach jednak to państwowy bank centralny ma monopol na emisję pieniądza fiducjarnego (pustego pieniądza już bez pokrycia w złocie) i jest pożyczkodawcą ostatniej instancji. Tak więc banki nie biorą odpowiedzialności za swoje działanie, o wszystkim decyduje bank centralny który decyduje o podaży pieniądza, a tym samym stopach procentowych. I to właśnie ekspansywna polityka monetarna (która umożliwia władzy pokrycie swoich wydatków) prowadzi do kryzysów finansowych. Ekspansja powoduje inflację (spadek wartości pieniądza, a tym samym oszczędności społeczeństwa), sztucznie zaniża stopy procentowe oraz tworzy bańki spekulacyjne co prowadzi do nagromadzenia nietrafionych inwestycji a w efekcie do recesji. Szerzej temat ujmuje tzw. austriacka teoria cyklu koniunkturalnego.

 

Na zakończenie lista literatury która przyczyniła się do powstania tego felietonu:

Ludwig von Mises „Ludzkie Działanie – traktat o ekonomii”

Hans Hermann Hoppe „Demokracja – Bóg, który zawiódł”

Henry Hazlitt „Ekonomia w jednej lekcji”

Murray Rothbard „Złoto, banki ludzie – krótka historia pieniądza"

oraz Internety:

http://mises.pl/blog/2006/02/05/murphy-psychologia-a-prakseologia/

http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,11056479,Minimalne_wynagrodzenie__im_wyzsza_pensja_minimalna.html

http://polskabieda.com/?opcja=info&nr=0

Mises.jpg

Mises.jpg

  • Like 6

11 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Kawał konkretnej, dobrej roboty! Na kanwie rozważań matematycznych, dotknę znów rachunku prawdopodobieństwa, zahaczając o przeznaczenie ;) Równanie 2+x+y=10 .Proszę podać rozwiązania/rozwiązanie. 

Odnośnik do komentarza

Hohoho, widzę że ktoś się tutaj powołuje na "Ludzkie Działanie", jedną z książek, która najsilniej wpłynęła na moje postrzeganie świata obok "Also Sprach Zarathustra" Friedricha Nietzsche.

 

Konkretny tekst, na swój sposób uzupełnienie mojej recenzji "Ludzkiego Działania".

  • Like 1
Odnośnik do komentarza

"Ludzkie Działanie" to klasyka, ale powiem szczerze że to co mnie bezpośrednio zainspirowało do napisania tego tekstu to poniższa fota:

 

11952034_677853155678826_493765972972860

 

I podpis, "To rząd powinien decydować jakie są wyniki działań, a nie bezosobowe prawa matematyki". Ale w pytę trafione, zatopione :D

  • Like 3
Odnośnik do komentarza

Wszystko fajnie tylko tylko wbrew pozorom 2+2=4 to rozwiązanie dla specyficznego przypadku. W algebrze obowiązuje dla działań w pierścieniu liczb całkowitych. Można znaleźć taki pierścień gdzie 2+2=5. :)

A w pierwszym komentarzy to chyba jakieś inne równanie miało być bo tu rozwiązanie jest za proste.

Odnośnik do komentarza

Tekst bardzo pouczający w swoich szczegółach, jak dla mnie. Dziękuję. Nie myślałeś o tym, żeby tworzyć audycje na kontestacji? :)

Dla mnie jednak sytuacja jest analogiczna do diety i zdrowego stylu życia. Wszyscy moglibyśmy rosnąć w siłę, być zadbani i zdrowi działając w prosty logiczny sposób. Jednak to tak nie działa i społeczeństwo jest w dużej mierze zdegenerowane. Sytuacja ekonomiczno-polityczma jest tylko odbiciem tego o czym mówię.

Zatem nie lekceważyłbym tak mocno psychologii. Te dziedziny muszą iść razem ramię w ramię.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza

Nie bardzo łapię powiązanie tego równania z rachunkiem prawdopodobieństwa, ale rozwiązaniem równania 2+x+y=10 jest dowolny punkt leżący na prostej, będącej przedłużeniem odcinka pomiędzy punktem 8 na osi y i punktem 8 na osi x w układzie współrzędnych kartezjańskich.

Odnośnik do komentarza

Rozwiązaniem tego konkretnego równania są: (x=2 i  y=6) bo tak zapisałem na kartce. To rozwiązanie było znane zanim podałeś swoją definicję prawdziwą dla zbioru liczb rzeczywistych. Łapiecie Panowie, czy ciągnąć dalej?

Odnośnik do komentarza

Ciekawa ta teoria preferencji czasowej. Mi się kojarzy ona mocno z zaobserwowanum zjawiskiem odroczenia gratyfikacji w psychologii. Wpiszę książkę na listę swoją. :)

Co mnie w Twoim artykule zastanowiło to szybkie przejście z aprioryzmu do prakseologii i rozważań szkoły austryjackiej. Gdzie w obrębie tej ostatniej trwają nad tym spory i znajdywane jest dużo nieścisłości, o czym wiedziony intuicją dowiedziałem się z poniższego artykułu:

http://main3.amu.edu.pl/~jacek/MiedzyIndywidualizmemSub.html

"Jedna z tych różnic była już wzmiankowana powyżej; austriackich myślicieli różni pogląd na rolę a priori [Littlechild,1986, s.85]. Niektórzy z nich uważają, że fundamentalne założenia z jakich można wyprowadzić pozostałe elementy teorii mają charakter aprioryczny właśnie [Mises,1949;1960]. Inni wszelako obstają przy empirycznym charakterze owych przesłanek [Hayek, 1935; Rothbard,1976a]. Nie tylko szkoła jako całość, ale myśl konkretnych autorów zawiera tego rodzaju sprzeczności."

Dalej są omówione poszczególne twierdzenia teorii, które sobie nawzajem przeczą.

Pewnie muszę to jeszcze dokładniej przeanalizować, bo na ten czas jedynie przeleciałem zwrokiem ten tekst. W każdym razie coś jest na rzeczy.

Odnośnik do komentarza

Posłużyłem się porównaniem z matematyką głównie żeby uzmysłowić że pewne rzeczy uczy się nas od dziecka (patrz prostych działań matematycznych) więc są dla nas oczywiste a pewne jak prawa ekonomii już nie. 

 

W kwestii logiki i ekonomii sprawa ma się tak, że bez niej (logiki) wszelka metodologia  w ekonomii właściwie jest pozbawiona sensu. Mamy np. zdanie "Pan Heniek ma duże pryszcze i jest bardzo bogaty". Wniosek? Pryszcze powodują bogactwo :D. Śmieszne, prawda? Tylko że autentycznie w ekonomii często przyjmuje się takie nielogiczne założenia. Prym wiodą tu socjaliści, keynesiści, zwolennicy interwencjonizmu. Np. tworzy się skróty myślowe typu w danym kraju są wysokie podatki i wysokie cła a ludziom dobrze się żyje. Wniosek? Wysokie podatki są dobre, cła też. A nie bierze się już np. pod uwagi że ten kraj rozwinął się dużo bardziej gdy podatki były niskie, a handel bardziej wolny, ani tego że ten kraj obecnie rozwija się coraz wolniej, zaczyna się zadłużać i zaraz będzie wielka kicha. To takie jakby zupełnie olewanie ciągu przyczynowo-skutkowego, bezwiednie posługiwanie się statystyką, brak logicznego łączenia faktów. Prawdziwym mistrzem jest Piotr Szumlewicz, przykładowa rozmowa z wolnorynkowcem idzie mniej więc tak, dajmy na to JKM proponuje zniesienie podatku dochodowego, a Szumi na to, "a w kraju takim a takim podatek ten wzrósł o tyle i tyle procent, a konsumpcja w tym roku wzrosła, ple, ple, ple....". Wiele błędnych teorii ekonomicznych powstało właśnie przez takie przesadne przywiązanie do empirycznego podejścia, jak np. krzywa Phiilipsa.

 

Owszem też jest tak że potwierdzenie czegoś lub nie sprawdzenie się czegoś w praktyce może pełnić funkcję informacyjną, dlatego historia, statystyka itp. mogą być przydatne, tylko trzeba pamiętać że należy szukać przyczyny a nie tylko zaobserwować fakt. I tak np. w latach 70-tych ostatecznie przekonano się że krzywa Phiilipsa nie działa, bo skoro mamy i wysokie bezrobocie i wysoką inflację, nie możliwe żeby wzrost inflacji powodował spadek bezrobocia. Jednak Austriacy wiedzieli że tak będzie już dużo wcześniej. Skąd? Czyżby jasnowidztwo? Nie, po prostu stawiali na bardziej racjonalną metodologię w ustalaniu praw ekonomii. Tak samo Mises bezbłędnie "przewidział" upadek gospodarki ZSRR, zanim jeszcze tak na dobrą sprawę ZSRR powstał, taki był z niego wróżbita Maciej :D

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.