Skocz do zawartości

nirodhie

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia nirodhie

Kot

Kot (1/23)

0

Reputacja

  1. Panowie, także i na mnie przyszedł czas, nie spodziewałem się że i ja będę musiał opisać swoje doświadczenia ze związku, niemal 4 letniego, już zakończonego... Opiszę wam wszystko chronologicznie, tak żebyście mogli prześledzić w pełni jak to co na początku wydawać się mogło miłością życia stało się z czasem tylko źródłem bólu :/ Związek skończył się tydzień temu wieć wybaczcie jeśli piszę chaotycznie, ale tylko wy zrozumiecie i dacie sensowny komentarz... - znaliśmy się już dwa lata wcześniej, wtedy nie zaiskrzyło z mojej strony, z jej chyba tak, czuję że już od początku jej się podobałem - wtedy było to szczere a jej rodzina nie miała (chyba) tych problemów które miała mieć potem -dodam że w międzyczasie próbowałem stworzyć związek z osobą która tak naprawdę tego nie chciała i kiedy ów związek się skończył, zainteresowałem się właśnie nią -kiedy już okazało się że jesteśmy razem, wszystko potoczyło się bardzo szybko: natychmiast poczuliśmy wspólnotę dusz, wielką miłość (?) - bardzo intensywne emocje po obu stronach - tak jakbyśmy oboje znaleźli wybawienie od poprzednich nieudanych relacji - przez trzy miesiące wszystko było cudownie - poznawaliśmy się (od każdej strony ) ona szukała pracy w Wielkim Mieście w którym mieszkałem, co nie było łatwe ze względu na to że była psychologiem (zero doświadczenia, prosto po szkole) - tak więc szukała tej pracy a ja jej pomagałem pisać pracę mgr (napisałem jeden rozdział, motywowałem ją itp.) - po około trzech miesiącach ona stwierdziłą że pracy w Wielkim Mieście nie znajdzie i że rodzina pomogła jej znaleźć pracę w zawodzie psychologa w jej małym miasteczku. I że skoro ja się jednoznacznie nie zdeklarowałem że może u mnie mieszkać to ona tam jedzie bo tu i tak nie ma pracy. Poza tym wyszło na to że jej ojciec ma raka i to dodatkowy powód bo ona będzie im tam pomagać - uznałem że może ma rację i niech jedzie skoro to ma jej pomóc znaleźć pracę potem w wielki mieście i że będziemy się widywać w weekendy Tyle tła, teraz jej zachowania: - mimo że nie chciała (?) tam być to co rusz słyszałem jacy to jej rodzice biedni i że nikt im nie pomaga - ciągle twierdziłą że musi tam być bo przecież coś się stanie tacie, albo babci (mieszkała 200 m dalej, miała niemal sto lat) - mówiła że tylko ona im pomaga, choć jeszcze wtedy w ich dużym mieszkaniu żył z kobietą jeszcze brat (hulaka i utracjusz, generator długów) a nieco dalej te 200m siostra, która tylko brała kasę od rodziców) - oboje rodzeństwa nie robiło dla rodziców nic i szybko się okazało że zawsze gdy przyjeżdżałem to było dla mnie coś do zrobienia; a to porąbać drewka, a to gdzieś zawieźć (nawet gdy był brat!!!). Gdy się o to wkurzyłem ona stanęła po stronie rodziców i dopiero mój upór nieco zmniejszył ilość zadań dla mnie - ciągle słyszałem jak ona jest tam nieszcześliwa, ciągle do siebie dzwoniliśmy. Po pewnym czasie czułem że zaraz jak wrócę z pracy mam "obowiązek" zadzwonić bo ona już czeka - przeglądała mój telefon, najpierw założyłem kod a potem się wściekłem i wtedy przestała - po może dwóch miesiącach zaczął się temat mojego wyjazdu z Wielkiego Miasta do niej na dwa lata (zapamiętajcie te dwa lata), czego nie chciałem bo to by było życie w mieszkaniu jej rodziców, niby dwa piętra wyżej ale jednak czułem że na ich warunkach. Poza tym mam taką pracę że tak naprawdę to mam szansę na dobre zarobki tylko w dużym lub wielkim mieście - pracuję jako informatyk - wtedy zaczęły się kłótnie o to żebym tam był: okropne, strasznie długie, jechanie sobie tak głęboko jak tylko się dało. Nigdy nie ustępowała, zawsze to ja musiałem się przyznawać do błędów - ona nigdy. Zawsze "miała rację", choć tłumaczyłem jej że to przecież niemożliwe żeby rację miała zawsze tylko jedna strona Trwało to tak trzy lata, aż do początku tego roku, kiedy powstał plan żeby kupić mieszkanie, tylko za moje pieniądze bo "mi rodzice nie dadzą" - choć reszta dostała ziemię, pieniądze itp - ona wyszkoczyła z pomysłem że chce żeby to było WSPÓLNE mieszkania choć ona nie da ani grosza -po długiej batalii odmówiłem - potem ona wyskoczyła z pomysłem żeby jej matka też w nim mieszkała jak umrze jej ojciec. I to pomimo tego że w tym wielkim miescie mieszkala wtedy jeszcze jedna siostra z mieszkaniem ponad 100 metrowym, co prawda na zadupiu ale jednak. "Bo mama miala by wszedzie daleko" Pomyslalem sobie ze jakim prawem jej matka ma z nami mieszkac skoro nie chce dac ani grosza -i po dlugiej batalii postawilem na swoim. Ale robila wszystko zeby pokazac ze ona tego nie rozumie - kiedy juz zaczelismy szukac tego mieszkania zaczalem czuc ze tak naprawde zadne jej sie nie podoba, w kazdym znalazla jakas wade: musialo byc duze, miec ogrodek i koniecznie nowe - w koncu znalazlem takie mieszkanie, choc powyzej mozliwosci finansowych moich rodzicow, no ale zgodzili sie - to bylo mieszkanie w miejscu ktore ona wybrala (choc nic nie placila) ale nie dokladnie to ktore ona wybrala - uznalem ze trzeba je jednak kupic bo bylo 20 minut od centrum wielkiego miasta (dojazdy sa wazne, a ona szukala czegos pod miastem co oznaczalo by dojazdy godzinne do pracy dla mnie) - podjalem decyzje ze rodzice maja przyjechac i kupic mieszkanie na osiedlu ktore ona wybrala, z ogrodkiem i nowe - tak jak chciala - mieszkanie mialo byc za dwa lata, wiec taka jak chciala mogl bym z nia byc w jej malym miasteczku te dwa lata - musial bym juz placic 1000 raty kredytu - jesli bym znalazl u niej prace to bysmy mieszkali razem (choc probowalem i pracy tam nie bylo, najblizsza byla godzine pociagiem - i lna chciala zebym tyle dojezdzal) I wtedy ona wpadla w furie - powiedziala ze robie to bez niej i obrzucila mnie wyzwiskami... Oburzyla sie ze decyduje bez niej a z rodzicami. ... Cos we mnei peklo - nie kupilem mieszkania, powiedzialem rodzicom ze z nia to juz koniec i ze wracam do miasta w ktorym sie urodzilem. Kiedy ona sie zorientowala, nagle zaczela mnie za wszystko przepraszac, mowic ze sie zmieni i ze teraz dopiero zrozumiala. Ale mogla to zrobic przeciez juz kilka lat temu... Teraz cala jej rodzina i wszyscy znajomi do mnie dzwonia i wypisuja - co uwazam za chore i dziwne. Ona wystawala pod moja praca, pod moim domem, pisze bez przerwy, wydzwania - czuje sie osaczony. Dobrze ze nie wie gdzie mieszkam w moim miescie. Dodajmy ze od poczatku nie lubila mojej rodziny a matki w szczegolnosci. Wybaczcie straszny chaos ale pisze to jescze w emocjach - z jednej strony mam poczucie winy, z drugiej czuje ze ona byla nie w porzadku, stawiala rodzine przede mna i chciala zebym tam z nimi wszystkimi mieszkal. Mogla mieszkac ze mna w odleglosci 2h pociagiem od swojej rodziny ale nie chciala Dzieki za komentarze - ciezko mi teraz ale czuje ze to wy wlasnie mnie zrozumiecie i spojrzycie na ten chaos madrym okiem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.