Kapica, moim zdaniem był szkodnikiem który pozbawił skarb państwa setek milionów złotych (delegalizacja hazardu niezgodna z prawem UE, dopuszczająca tylko polskie firmy które płacą dodatkowy podatek - wiele firmy bukmacherskich musiało się z Polski wycofać, a sponsorowali liczne wydarzenia i kluby sportowe). Brygady antyterrorystów wpadających na towarzyskie partie pokera pozostawiam bez komentarza.
Wspominając o przedsiębiorczości - jestem zdecydowanym zwolennikiem wolnego rynku a la Korwin , co w mojej opinii w dużej mierze splata się z komentarzami@reda. Dodam że pochodzę ze świętokrzyskiego, gdzie jest taki sam dramat na rynku pracy jak w podkarpackim czy lubelskim (i zasadniczo całej wschodniej Polsce), a w pierwszej pracy zarabiałem dziesięć razy mniej niż obecnie.
Uważam że pracodawca powinien tak dogadać się z pracownikiem żeby obaj byli zadowoleni. Będąc pracodawcą płaciłbym pracownikowi maksymalnie mało ile bym musiał - ale tyle, żeby ze mną pozostał (zakładając że w dłuższym okresie czasu jego praca generowałaby zyski). To prosty kontrakt - dlaczego miałbym płacić komuś więcej niż muszę? /Zdzichu, zamiast 2k dostaniesz w tym miesiącu 2.5k, kup córce buty Lacoste'a/. Jeśli pracownik uważa że pracuje na tyle dobrze/efektywnie że powinien zarabiać więcej - powinien o tym rozmawiać z pracodawcą, zmienić pracę lub otworzyć własny biznes. Jeśli jego praca nie jest warta więcej, powinien zastanowić się co zrobić żeby to zmienić lub się przebranżowić.
Podam tutaj przykład sprzed kilku lat: pracowałem w firmie tworzącej oprogramowanie. Nasz zespół składający się z 15 osób pracował nad konkretnym projektem. Wśród nas był X który był ósmym zatrudnionym pracownikiem w firmie, z wieloletnim stażem i znał dobrze/po imieniu cały zarząd (obecnie firma ma około 600 osób). Nie piastował jednak kierowniczego stanowiska lecz był 'solidnym specjalistą'. Po jakimś czasie dołączył do nas człowiek - nazwijmy go Nowy. Dodam że wszyscy byliśmy mniej więcej na tym samym stanowisku i wykonywaliśmy podobne funkcje.
Pewnego dnia podczas gry w playroomie w Fifę, (Ja, X i Nowy) zaczęliśmy rozmawiać o kasie (czego teoretycznie nie powinniśmy robić bo jest taki zapis w umowie, ale i tak każdy ma to w dupie). Okazuje się że X ma zarabiał najmniej z nas. I to sporo mniej (25%), mimo iż myślał że jest super ustawiony. Chłopak przestał sprawdzać rynek i nawet nie wiedział ile teraz zarabia się na jego stanowisku. Dodatkowo bliskie zżycie z zarządem i złudne wrażenia bycie jądrem firmy pozbyły go potrzeby okresowej walki o podwyżkę. Co sobie o nim pomyślałem? Że jest w tym tylko jego wina - firmę było stać żeby zapłacić mu dwa razy więcej - wykonywał pracę która zarabiała wiele razy więcej - był jednak lamusem który spoczął na laurach i myślał że w końcu ktoś obsypie go złotem.
W życiu czy pracy, jeśli nie powoduje to niczyjej bezpośredniej krzywdy, trzeba myśleć tylko o sobie.
Nie zmienia to faktu, że zgadzam się tym, iż patrząc statystycznie , zarobki w Polsce są tragiczne i nie pozwalają na godne życie. Ludzie jednak dają rade - wyjeżdżają tam gdzie jest dobra płaca, czy to Warszawa czy Londyn. Największa grupa wykazuje jednak pasywność i oczekuje że los się sam odwróci lub manna spadnie z nieba.
Jestem przeciwny socjalowi, chyba że dotyczy on ludzi niepełnosprawnych, schorowanych lub starych. Dekadę temu mieszkając w kilkudziesięciotysięcznym mieście codziennie widziałem starszych ludzi chodzących po śmietnikach i zarabiających na życie sprzedawaniem puszek/złomu (ale nie żebrających i często schludnie ubranych). Teraz gdy wpadnę czasami na weekend, widzę że ta grupa się powiększyła, jednak dodatkowo zawszę odwiedzi mnie pięćdziesięcioletnia alkoholiczka , zbierająca kasę na mleko dla swoich pięcioletnich dzieci Za piątaka kupi Amarenę w biedzie i jeszcze jej na bułkę zostanie.