Skocz do zawartości

catwoman

Samice
  • Postów

    625
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez catwoman

  1. @DOHC przeczytaj jeszcze raz to co napisałam, bo albo czytałeś pobieżnie, albo masz problemy ze zrozumieniem słowa pisanego. Napisałam o dobrze rozumianej ciałopozytywności - czyli troszczeniu się o swoje ciało, aby było jak najdłużej sprawne. Podałam wskazówki od czego dobrze by było zacząć chudnięcie - i tutaj bez dwóch zdań psychodietetyk miałby co robić. Jestem ostatnią osobą, która doradzałaby komukolwiek zaakceptowanie otyłości, co nie znaczy, że trzeba się tym stanem biczować.
  2. Proponuję konsultację z psychodietetykiem lub diet couchem, to potrafi poukładać w głowie. Szczególnie, że do zrzucenia masz dużo, to nie jest kwestia "dociśnięcia" na miesiąc żeby zrzucić kilka kilo, tutaj potrzebna jest zmiana jeśli chodzi o cały Twój styl życia, ale także mindset. Wygląd wyglądem, ale taka marudząca i niezadowolona z siebie nie będziesz atrakcyjna - zmiany w ciele muszą iść w parze ze zmianami w głowie. Przytyłaś sporo, ale dowalanie sobie Ci nie pomoże. Tutaj właśnie powinna wjechać dobrze rozumiana "ciałożyczliwość". Czyli nie "jestem gruba i to jest super", tylko "jestem super, więc chcę być zdrowa". Mąż mógłby wykazać się większą empatią, niestety nie umie Cię wspierać, szkoda. Na priv wysyłam namiary na psychodietetyka online, bo jesteś książkowym wręcz przykładem, że tego potrzebujesz. Powodzenia.
  3. Wybiórczość pokarmowa to właściwie standard u dzieci w wieku przedszkolnym. Jedna z moich córek też była tzw. niejadkiem, od zawsze jadła mikroporcje, spożywała je wolno i najchętniej wciąż te same produkty. Gdy kilka razy zostawiłam ją w klubiku dziecięcym potrafiła nie zjeść totalnie nic przez 7 godzin - jak przyznawały opiekunki. Nie przejmowałam się tym przesadnie, wychodziłam z założenia, że zdrowe dziecko się nie zagłodzi. O wiele bardziej przejmowałabym się gdyby jadła za dużo. Dzisiaj ma 7 lat i je większość pokarmów, które jemy w rodzinie. Ma swoje smaki - jak każdy. Złote rady? Dbaj o gęstość odżywczą pokarmów, nie zmuszaj do jedzenia(!), nie nagradzaj słodyczami, pozwól jej jeść z Wami, nie dawaj przekąsek między posiłkami. Ogólnie myślę, że nie ma co się za bardzo spinać, więcej z tego szkody niż pożytku.
  4. Do trzeciego roku życia dziecka faktycznie trudno skupić się na czymś innym niż opieka nad nim. Sama nie jestem zwolenniczką żłobków czy obciążania wnukami dziadków, więc na dobre do pracy wróciłam gdy młodsza córka poszła do przedszkola. Udało się jednak rozegrać to tak, że tylko przez 1.5 roku nie miałam stałych dochodów, a ponieważ jestem oszczędna nie musiałam prosić męża o hajs (choć siłą rzeczy opłaty za mieszkanie on wziął na siebie). "Drugi i trzeci etat po pracy"? Tak, do 3ciego roku życia jeśli masz dziecko w domu łatwo o wypadek, bo dziecko ściąga na siebie wszystko i trzeba się nim zająć. Później jest jednak znacznie łatwiej. Oczywiście nie można dzieci puścić samopas, a przy małej różnicy często trzeba interweniować żeby się nie pozabijały, ale na pewno nie jest to tak angażujące jak wcześniej. To, że ugotujesz obiad i zacerujesz gacie nie oznacza, że masz trzeci etat. Podobnie gdy mąż naprawi spłuczkę czy klamkę dokręci. To jest życie, a nie żaden "drugi i trzeci" etat. Codzienne sprawy próbujesz przedstawić jako heroizm. Jako tłumacz możesz bez problemu pracować z domu co pozwala wygospodarować czas na przygotowanie obiadu, zakupy, nastawienie prania. Ja to wręcz lubię zrobić przerwę od pracy przy kompie i w ramach relaksu zjechać mieszkanie odkurzaczem (pochwalę się - najnowszy model Dysona naprawdę czyni odkurzanie przyjemnością ) czy rozwiesić pranie. Czy to kłóci się z byciem kobiecą, dobrym prowadzeniem się i noszeniem sukienek? Bitch please. Gdybym miała syna sama odradzałabym mu związek z niepracującą księżniczką. To nie jest tak, że są tylko dwie możliwości - albo jesteś panią domu albo karierowiczką skupioną tylko na pracy. Moja przełożona zarabia znacznie więcej od swojego męża, zaszła w firmie naprawdę wysoko, co nie przeszkadza jej być znakomitą mamą trójki dzieci, ogarniać dom i jeszcze znajdować czas na wyjścia z mężem. Trzydzieści lat temu było to znacznie trudniejsze, ale dzisiaj przy upowrzechnieniu pracy zdalnej - chcieć to móc.
  5. Jestem słaba w takie testy, maks dwa pytania i już mi się nie chce. Jakieś 20 lat temu telewizja TVN organizowała "narodowy test inteligencji Polaków". O tym jak zmienił się świat niech świadczy fakt, że bez żenady podano wówczas wyniki z podziałem na płeć. Oczywiście wyniki kobiet niższe o jakieś 3-4 punkty od wyników mężczyzn. Wyobrażacie sobie coś takiego dzisiaj w telewizji?
  6. Co prawda nie wydaje mi się, żeby studenci z tej książki korzystali, ale mocno polecam. Robert Greene "Prawa ludzkiej natury".
  7. Rady dla ojca? 1. nie podkopywać poczucia własnej wartości dziecka 2. spędzać czas z synem w męskim towarzystwie 3. być dostępnym emocjonalnie dla córki 4. nie bić
  8. Bałaganiarstwo bez dwóch zdań. Nawet mnie to we mnie irytuje. Pracuję nad sobą, mam niewiele (jak na kobietę) rzeczy, ale po moim gotowaniu w kuchni wygląda jakby przeszło tornado.
  9. Na śniadanie jadam ostatnio warzywa (sałata, papryka, pomidor, rzodkiewki, cebula, kiełki) + jajko i/lub awokado. Plusem pracy z domu jest to, że nie muszę wciskać w siebie tego jak wstanę, tylko na spokojnie o 9.00. Z gotowców jadam jogurty naturalne na bazie mleka kokosowego. Czasami posiłkuję się bulionem warzywnym w słoiku Winiary, nie umiem zrobić naprawdę dobrego, aromatycznego wywaru warzywnego, a mięsnych nie jadam. Podziwiam ludzi jak @Rnext którym chce się robić własny makaron czy jogurty... ja nie z tych Staram się kupować warzywa od rolnika z rynku, często niczym babcie o godz. 7.20 jestem już w domu po zakupach spożywczych. Na obiad planuję jutro indyjską zupę warzywną, która "chodzi za mną" od kilku dni. Mam nadzieję, że znaleziony przepis mnie nie rozczaruje Przyznam, że moje kubki smakowe nie są zbyt wysublimowane, na ogół jeśli coś jest wege to mi smakuje Gotuję przyzwoicie, ale na pewno nie wybitnie. Lubię proste jadło - dzisiaj na obiad wcinałam kapustę duszoną z pomidorami i cebulą. Mam kilka popisowych dań, mąż twierdzi, że moja pizza jest bezkonkurencyjna. Z caterinu nie korzystam, ogrom produkowanych przy tym śmieci byłby dla mnie nie do przełknięcia. Na mieście jadam kilka razy w roku - w zasadzie tylko na wyjazdach.
  10. OK, mój błąd, faktycznie nieprecyzyjnie się wyraziłam. Tak czy inaczej - strata dużej ilości mężczyzn to cios dla narodu. Strata dużej ilości kobiet (w wieku rozrodczym) to śmierć dla narodu. Choć zgodzimy się jak sądzę wszyscy, że najcenniejsze są dzieci.
  11. W czasie wojny paragwajskiej zginęła połowa ludności Paragwaju. Mężczyzni stanowili prawie 90% ofiar. Naród jednak przetrwał. Gdyby zginęło 90% kobiet w wieku rozrodczym byłoby pozamiatane. Oczywiście jak nietrudno się domyślić mężczyźni mieli dzieci z wieloma kobietami (nawet Kościół przymknął na to wówczas oko). I zarówno Polska jak i Bośnia i Hercegowina przetrwały... Pokaż mi przykład narodu gdzie wymordowano 90% kobiet w wieku rozrodczym i naród przetrwał. Zaznaczam, że nie mówię o wygraniu wojny (wówczas, zgodnie z tym co piszesz, kluczowe znaczenie ma zabicie najważniejszych osób w państwie) tylko o przetrwaniu narodu.
  12. Jacy "Wy"? Ktoś tu ich zapraszał? Na innym filmiku sanitariuszka mówi, że kolorowi mają pieczątki WJAZDU do Ukrainy z 27 lutego. Czyli wjechali już w czasie wojny i chcą się przedostać do UE. Plus taki, że podkarpaccy kibice patrolują miasta i zajmują się niechcianymi goścmi... w sobie i nam znanym stylu 😎
  13. @Enemy ja pisałam o przetrwaniu, a nie idealnej sytuacji, wychowaniu w pełnej rodzinie, wzroście gospodarczym itp. Oczywiście tekst o tym, że mężczyźni mogą mieć tyle dzieci ile wytrysków był hiperbolą, ale myślę, że wiesz co mam na myśli. Niezależnie od tendencji demograficznych wszędzie na świecie kobiety rodzą więcej dzieci niż mężczyźni Im więcej kobiet przetrwa tym większe szanse na przetrwanie narodu. Nie ma znaczenia czy przetrwa sto tysięcy czy sto milionów mężczyzn jeśli kobiet przetrwa niewiele.
  14. Zauważ jednak, że jest jeszcze "program biologiczny" nakazujący mężczyznom chronić kobiety. Mam znajomych mundurowych. Jeśli jadą na interwencję z kobietą-policjantką, to oprócz obezwałdnienia napastnika muszą martwić się o to żeby koleżance ze służby nie stała się krzywda. Sami mówią, że czują po prostu, że są sami. Myślę, że na wojnie mężczyznom znacznie trudniej byłoby ryzykować życiem kobiet niż własnym i kolegów. Z resztą z naturalnych przyczyn jesteśmy słabsze, łatwiej nas zgwałcić. Zatem nawet jeśli kobieta wyzbędzie się swoich kobiecych cech (w co wątpię), to większość mężczyzn nie wyzbędzie się programu nakazującego im chronić kobiety.
  15. @I1ariusz teoretycznie mogliby, ale jeśli babcia miała przykładowo trzy córki, a każda z nich po trójce dzieci... słabo to widzę. Jednak ważniejsze jest coś innego. Naród przestanie istnieć jeśli wyginie większość kobiet w wieku rozrodczym, zatem śmierć kilkuset tysięcy mężczyzn ma znacząco mniejsze znaczenie niż śmierć tej samej ilości kobiet. Mężczyzna może mieć tyle dzieci ile ma wytrysków, kobiety mogą urodzić najwyżej kilkanaście dzieci w ciągu całego życia. Być może istniały społeczeństwa które ratowały najpierw mężczyzn a potem kobiety i dzieci, ale jak widać, nie przetrwali.
  16. A kto się tymi dziećmi zajmie? Miałam tu na myśli bardziej przyziemne kwestie - kobieta po menopauzie nie urodzi dzieci.
  17. Z punktu widzenia interesu Państwa ważne jest żeby przetrwało jak najwięcej kobiet i dzieci. Co prawda kobiety po menopauzie nie mają znaczenia dla przetrwania narodu, ale ich wartość bojowa jest żadna
  18. Nie jestem pewna czy tworzenie obozów to dobry pomysł, lepiej by uchodźcy się asymilowali. Oczywiście wszysko zależy od tego na ile zostaną i czy będą w ogóle mieli do czego wracać... Tym nie mniej Ukraińcy są nam bliscy kulturowo (choć nazywanie ich braćmi jakoś nie przechodzi mi przez gardło) a jeśli większość z nich to matki z dziećmi to te dzieci (zostając) pójdą do polskich szkół, będą miały polskich znajomych itp. Moja córa w grupie w przedszkolu ma trzech Ukraińców i traktuje ich tak jak pozostałe dzieci. Jeśli dodatkowo większość Ukrów pójdzie do pracy (często takiej, której Polacy nie chcą typu ubój kurczaków) to być może jest to jakiś sposób na odłożenie w czasie konsekwencji kryzysu demograficznego. Ukraińcy przyjeżdzający za pracą i mieszkający w ośmiu na jednym pokoju tworzą małe getta, matki z dziećmi to jednak co innego. Ci którym będzie zależało na socjalu pojadą szukać szczęścia na zachód. Oczywiście wszystko zależy od przebiegu wojny, jej konswekwencji dla Europy i przede wszystkim ostatecznej liczby uchodźców...
  19. Ja zamówiłam kiedyś brelok "Nie wtydzę się Jezusa" i później dostawałam maile, żeby protestować przeciwko koncertowi Madonny w Polsce. Koncertowi, na który sama się wybierałam. Temat skandalu w OI niespecjalnie mnie grzeje. Niewątpliwie jest to jednak pożywka dla lewicy (i słusznie) i o ile mam w sobie dużo wyrozumiałości dla ludzkich słabości, to taki rozdźwięk między deklaracjami a czynami budzi jednak niesmak.
  20. Szczepiłam się Astrą Zenecą, jak wówczas większość nauczycieli. Boostera nie przyjmowałam. O wątpliwości związane ze szczepionką pytałam dwóch lekarzy, zanim wybrałam się do punktu szczepień. Ale dla pewności zapytałam jeszcze ratownika(?) robiącego wywiad przed szczepieniem. Trzeciej dawki nie zamierzam przyjąć, nie jestem w grupie ryzyka, pracuję z domu i co za tym idzie mam ograniczony kontakt z ludźmi.
  21. Ja mężowi zawsze dziękuję za naprawy wykonane w domu. Często jeszcze nakręcam córeczki i wtedy już w ogóle słyszy, że jest superbohaterem. Mówię tak dla niego, ale także dla córek. Myślę, że to wpływa również na ich samoocenę, że ich tata to jest supergościem, który wszystko potrafi naprawić. Uważam, że kastrowanie faceta przy innych ludziach bardziej świadczy o kobiecie niż o facecie. No bo skoro on jest taką cipą, to jaką ona ma wartość, że wybrała go na męża i ojca swoich dzieci? Mąż również często dziękuje mi za pyszny obiad. Oczywiście zdarzają się zgrzyty, ale one NIGDY nie wychodzą poza cztery ściany naszego mieszkania.
  22. Nie jestem dobra w rękodzieło, jedyne ozdoby hand-made w naszym mieszkaniu to te robione przez córki Tym nie mniej świąteczny klimat musi być i ozdoby się pojawiły. Dzieciaki oczywiście podjarane każdą pierdółką, ja też lubię na nie patrzeć
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.