Skocz do zawartości

Obserwator Stada

Użytkownik
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Obserwator Stada

  1. Niestety to co dzieje się na OLX to jakaś paranoja i bagno. Dlatego też nie podaję na OLX numeru telefonu bo bym nie zdzierżył takich telefonów mimo, że to wpływa na spadek zapytań o produkt ale mam to gdzieś. Po to precyzyjnie tworzę ofertę z dokładnym i rzetelnym opisem bym nie musiał wdawać się w głupie dyskusje telefoniczne. Mam trochę produktów wystawionych, część w zasadzie nowa albo prawie nowa bo jak inni pozbywam się rzeczy zajmujących miejsce. Każdy produkt ma dobrej jakości zdjęcia ukazujące niuanse produktu. Konfrontuję się z brakiem kultury, z brakiem klasy, z upartym usiłowaniem zbicia ceny przez pół. 98% zapytań z góry zakłada, że obniżę cenę i szuka frajera. A już przy odbiorze osobistym gdy odpadają koszty dostawy traktuję to jako bezczelność zważywszy, że nie zaznaczam opcji "cena do negocjacji" bo ta opcja jest trochę bez sensu, daję taką cenę jaką chcę uzyskać za produkt. Syf na OLX zaczął eskalować od momentu zmiany domeny z tablica na olx, no może rok wcześniej już dało się zauważyć to, że coś fatalnego dzieje się za ludźmi i kulturą osobistą nie mówiąc o braku odpowiedzialności gdy dochodzi do transakcji gdzie delikwent uznał, ze nie odbierze paczki, wówczas jesteśmy stratni dwukrotność kosztów dostawy. I z tegoż też powodu nie wysyłam już za pobraniem chyba, że kupujący dokona przedpłaty kosztów dostawy co skutecznie filtruje kolejnych kombinatorów. Obecnie mam zasadę, że ceny nie obniżam bo mnie zachowanie ludzi w tej kwestii drażni. Jeśli ja proszę o możliwość negocjacji ceny jako kupujący, co zdarza się rzadko, to zazwyczaj argumentuję to w jakiś sposób, na przykład defekt produktu nieopisany w ofercie... Jakiś czas temu wystawiłem książkę za 15,00zł. Napisała kobieta że kupi książkę za 9,00zł. Ja na to, że nie interesuje mnie ta propozycja. Po kilku tygodniach pisze znowu, widzi iż książka nie została sprzedana więc proponuje 8,00zł. Już bez dyskusji podniosłem cenę na 17,00zł. Mi się naprawdę nie spieszy ze sprzedażą by marnować czas na bieganie na pocztę za 9,00zł o pakowaniu nie mówiąc. Większość pytających po prostu szuka frajera, który sprzeda produkt za cenę co najmniej śmieszną. Na propozycje obniżki ceny przez pół już też nawet nie odpowiadam, czasami walnę jakiś sarkazm w zależności od stylu pisania pytającego ale szkoda mi się spalać na głupie propozycje.
  2. Nie ma sensu uświadamiać bo i tak nie przyniesie to w zasadzie żadnego efektu. Wiem to z doświadczenia bo próbowałem. Taka osoba musi po prostu doświadczyć solidnego kopa w tyłek, który rozkłada się na kilkuletnie raty zazwyczaj. Bliski znajomy wpakował się w bagno po uszy, to było do przewidzenia patrząc na jego wybrankę i cały ten układ z perspektywy (w dodatku jest to pierwsza kobieta), jemu niestety oczęta zarosły płaskim tyłkiem, brakiem intelektu i faktem, że może zabłysnąć mając do czynienia z osobą mało mądrą po prostu. Takie placebo bycia samcem alfa. Jeszcze żeby był u niej jakiś atut w zakresie urody, czy intelektu... Raz nawet odbyłem z nim rozmowę sugerując delikatnie pewne kwestie i wydawałoby się, że jest ich świadom, a i tak brnie dalej w scenariusz, który skończy się tylko w jeden sposób, jednocześnie zagłuszając wszelkie ostrzeżenia, sygnały jakie daje mu ta sytuacja już teraz. Wpływa na to wiele czynników, presja społeczna, strach przed samotnością, wychowywanie się bez ojca, kompleksy mimo że nie ma do nich podstaw, wykruszenie się znajomych. Rok po małżeństwie i już się wszystko wali pod względem emocjonalnym przede wszystkim. Jego wybranka terroryzuje jego matkę (mieszkają razem), ma roszczenia co do majątku, zrealizował się jej plan w postaci ciąży, która była jej głównym celem i jest obsesją oraz traktuje to jako kartę przetargową, już teraz pogrywa dzieckiem i uprawia szantaż emocjonalny by uzyskać to co uzyskać chce. Jest to doskonały przykład kobiety, który idealnie reprezentuje wszystko co o schematach zostało napisane. A co na to on? Uszy położone po sobie, swoją matkę stawia w sytuacji absurdalnej gdzie to ona ma godzić się na idiotyzmy we własnym domu wymyślane przez jego wybrankę (w tym przepisanie na nich majątku mimo, że on jest jedynakiem i jedynym spatkobiercą), podporządkowany a zarazem przekonany, że cokolwiek kontroluje i dalej żyje złudzeniami, że z tego małżeństwa coś będzie i nadal sam siebie oszukuje. Zmarnuje z 5 do 10 lat swojego życia, a już wiem, że skończy się to alimentami i bieganiem po sądach. Wzorcowy przykład białego rycerza. Kompletny brak wyciągania wniosków i wiązania faktów. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że znalazła sobie po prostu frajera, że się tak wyrażę, który pozwoli jej zrealizować pewne cele. Frajer dysponuje nieznacznymi zasobami aczkolwiek atrakcyjnymi dla niej gdyż ona nie dysponuje żadnymi, frajer dodatkowo posłużył jako maszyna rozpłodowa by zrealizować kolejny jej cel. Dodatkowo zajeżdżą się w pracy. Obecnie sądzę, że jej roszczeniowość będzie eskalować gdyż jak wspomniałem ciąża i potencjalne dziecko stają się dla niej kartą przetargową a do tego dość znaczna niestabilność emocjonalna spowoduje, że będzie się tam działa ostro. Przykre natomiast jest to, że dość szybko przyjdzie dzień w którym pozostanie mi powiedzieć "a nie mówiłem?".
  3. Te powyżej to są zdaje się hodowlane, dźwięk upierdliwy chociaż mniej niż w przypadku przerośniętych Grzywaczy, to jest kawał upasionego bydlaka, potrafi ważyć ponad pół kilo Przy tej masie jak ten ptak narobi na samochód to zostanie wgniecenie jak po gradzie, a nie tylko biały placek https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzywacz_(ptak) Długość ciała ok. 41-45 cm, rozpiętość skrzydeł: 70-75 cm, masa ciała: 284–690 g. To największy przedstawiciel gołębiowatych w Polsce. Długość czaszki wynosi 55–60 mm, z czego na dziób przypada 26–28 mm. Ogon mierzy 138–149 mm, skok – 25–28 mm. Grzywacze to duże gołębie o zaokrąglonej sylwetce i wydatnej piersi. Upierzenie w większości niebieskoszare. W połowie XIX wieku nastąpiła ekspansja grzywaczy do środowisk miejskich, kiedy to zaczęły zajmować parki miejskie i skwery. Zamieszkują również śródpolne zadrzewienia, obrzeża lasów i niewielkie lasy mieszane i liściaste. Okres lęgowy zależnie od miejsca występowania, w całym zasięgu trwa od lutego do początku września, najintensywniej przebiega od czerwca do września. Mam wrażenie, że puszczanie dźwięku ptaków drapieżnych lekko zasugerowały grzywaczom, że moje drzewo chyba jednak nie jest dobrym miejscem
  4. Kluczowa kwestia to dom, jak zamkniesz drzwi lub okna to masz cicho i masz dodatkowo większą przestrzeń. Jest różnica między parkiem obok domu, a drzewem za oknem w odległości 3-4 metrów gdzie latem siłą rzeczy musisz otworzyć okno by się w tym bunkrze nie udusić Wieś znam i ją uwielbiam bo się na niej wychowałem jako dzieciak i za każdym razem gdy pojadę na wieś to tam odpoczywam nawet zarzynając się w ogrodzie. Chętnie na wieś bym się wyniósł pod warunkiem, że działka byłaby większa. Stworzenia wszelkie lubię ale nie gołębie. Jak byłem w Krakowie na studiach to w jednym z bloków była to istna plaga, obesrane było dosłownie wszystko, hałas niesamowity, winda przy tym ptactwie to było delikatne łechtanie w uszko. Gniazda robione na balkonie opuszczałem na dół na sznurku O strzelaniu do ptactwa czy truciu nie ma mowy to nie moja natura. Ja przez weekend spokoju w mieszkaniu nie mam nie mówiąc o reszcie tygodnia. Głośni sąsiedzi u góry z 2 dzieci walących w kaloryfery i biegających po panelach gdzie wszystko dudni, głośni sąsiedzi na dole z 2 dzieci, gdzie dzieciaki potrafią po v fudze na rowerku zapierniczać o 5 nad ranem (serio, słychać jakby ktoś miał w mieszkaniu betoniarkę przy ścianie albo turlał hantle po płytkach z fugą), a na zwróconą rodzicom uwagę wielkie obruszenie. Efekt jest taki, że ten dźwięk słyszy cały pion bo niesie po ścianie, nie chcę myśleć co przeżywa kobieta na parterze. Do tego w tygodniu i w soboty rano wspomniany warsztat. Przed blokiem z kolei po kostce dzieciaki zapieprzają na tych plastikowych samochodzikach odpychając się nogami, hałas niemiłosierny. Może to brzmieć jak stary dziadek malkontent co to mu wszystko przeszkadza, ale tak samo odbiera to kilka osób mieszkających po sąsiedzku bo hałas w takich blokowiskach to jest gigantyczny problem. Nie ukrywam, że natłok hałasu mnie już frustruje. Zmierzam do tego, że mam tak dużą kumulację hałasu na przestrzeni 7 dni w tygodniu, że taki gołąb jest istną katorgą, zwłaszcza gdy masz głowę przy otwartym oknie, a ten gdacze od bladego świtu dzień w dzień 4 metry dalej na wysokości głowy.
  5. Gniazda jeszcze nie ma ale widzę, że mają ochotę na "moje" ulubione drzewo. Trwają poszukiwania dogodnej lokalizacji. Zaraz zapuszczę przez głośniki jakiegoś jastrzębia z youtube albo cały zestaw drapieżników i będę katował sąsiadów Drzewo mam tak blisko od balkonu, że mogę dotknąć gałęzi. Ogólnie dźwięki wiosenne jakie wydaje część gatunków ptaków lubię aczkolwiek gołębi nie toleruję. No po prostu nie znoszę. To wybryk natury. Na domiar wszystkiego mam jeszcze 25 metrów od bloku warsztat samochodowy, który przy takich temperaturach jak obecnie otwiera sobie drzwi do garaży i napiernicza kluczem pneumatycznym. Te dwie rzeczy wyprowadzają mnie z równowagi, warsztat i gołębie. Dziwię się kto wydał pozwolenie na warsztat w takiej lokalizacji.
  6. Od lat skrajnie drażni mnie dźwięk, zwłaszcza godowy, jaki wydają gołębie. Za oknem mam drzewo niestety prawie co roku jakiś gołąb robi sobie na nim gniazdo i napiernicza od bladego świtu wydając ten upośledzony dźwięk. To samo teraz, siedzę, a w zasadzie leżę (choróbsko) z laptopem, przyleciało takie jedno spore bydle, usiadło na drzewie i nadaje. Czachę mi podnosi. Jest to nie do zniesienia. Wroga trzeba znać więc znalazłem, że jest to Grzywacz. Duże to i obsrywa samochody z mocą huraganu. Lubię ptaki ale tej karykatury nie toleruję. przykładowy dźwięk No niech mi ktoś powie, że to nie jest wkurzające? Zwłaszcza o 5-6 nad ranem. Przydałby mi się odstraszacz gołębi. Może dźwięki jakiegoś drapieżnika? :-)
  7. Miałem sporo takich wiadomości gdy wystawiłem laptopa na sprzedaż. Bardzo łatwo dostrzec przekręt gdyż każdorazowo łamaną polszczyzną delikwent oczekiwał wysłania ceny na wskazany adres e-mail.. Co dla mnie jest komiczne zważywszy, że cena jest klarownie napisana w ofercie, ogólnie te ich zapytania brzmią jak pisane przez idiotę. Zawsze takim jegomościom wysyłam wiersz Jana Brzechwy ”CHRZĄSZCZ”. Niech im się trochę czacha zagotuje. Nigdy w jakiekolwiek dyskusje się nie wdawałem bo szkoda mi czasu na oszustów.
  8. Nie prawda. Zasady fizyki i rozkładu dźwięku przy pojazdach w ruchu powodują, że ci jadący przed takim motocyklistą nie słyszą tych decybeli. Więc go nie słyszysz. Słyszą go ci których wyprzedził. To często powielany mit o rzekomych dobroczynnych działaniach hałasu Ale niestety tak to nie działa.
  9. Zastanawia mnie dlaczego w ogóle motory generujące tyle decybeli zostały dopuszczone do ruchu. Przecież na 100% przekraczają dopuszczalne normy hałasu. Nie mam nic przeciwko motocyklistom ale uważam, że takie motory nie powinny być dopuszczone do ruchu, to samo zresztą dotyczy samochodów z wydechem jak rynna pierdzące aż ściany drżą. To nic, że ledwo się toczy no ale dźwięk usportowionego "passata" ze spojlerem na pół metra wysokości musi być... Ja ogólnie hałasu nie znoszę, a żyjemy w świecie zdominowanym przez hałas, a najbardziej hałaśliwą istotą na tej planecie jest właśnie człowiek. Do tego to co i mnie wkurwia to te plastikowe zabawki, które rodzice dzieciom kupują, takie na 4 kółkach do odpychania nogami, na kostce brukowej pod oknami od bladego świtu do wieczora, jasna cholera mnie trafia bo nawet w weekend nie ma spokoju, a poziom decybeli jaki to generuje jest tak duży, że rozstroju nerwowego można dostać nawet przy zamkniętych oknach, co w lecie w zasadzie jest awykonalne. W środku tygodnia ktoś szaleje z młotem udarowym i robi remont, jak skończy jeden to zaczyna drugi, jak nie remont to koszenie traw między blokami przez 2 dni jak w Dniu Świra. A i by było ciekawiej, 25 metrów od linii bloku mam warsztat samochodowy, bo dureń, który mieszka w pobliskim domu uznał, że to dobry biznes będzie i wynajął lokal mechanikom. Nie wiem jakim cudem zgodę dostał na warsztat w pobliżu bloku mieszkalnego i tak napieprzają kluczem pneumatycznym od samego rana przy otwartych drzwiach garażu (bo im gorąco przy zamkniętym) co niesie na całą długość bloku z przodu i z tyłu, nie da się okien otworzyć, hałas jest potworny. Nawet jak się do lasu pojedzie to się trafi jakiś delikwent drący mordę. Czyli ogólnie rzecz ujmując wkurwia mnie HAŁAS.
  10. Kwestia dyskusyjna. Bilans jest na niekorzyść teraźniejszości. Owszem w tamtych czasach było więcej zakładów, autobusy generowały chmurę dymu powodującą zaćmienie słońca, ludzie również palili w piecach ale... Obecnie mamy gigantyczny wzrost liczby samochodów, GIGANTYCZNY, ile samochodów jeździło po drogach za PRL i tuż po? A ile jeździ teraz? Jeden wielki korek. Zwłaszcza samochodów z silnikami diesla, które tak namiętnie zostały rozpropagowane, transport przeniósł się z kolei na samochody, transport odbywa się ciężarówkami na ogromną skalę, firmy kurierskie itd. itp. Autobusy jak smrodziły tak smrodzą, oprócz tych miejskich gdyż one są chyba przerobione na instalacje gazowe. Ale wszelkie pochodne PKS to masakra. Przemysł został zarżnięty, więc niewiele zakładów aktualnie smrodzi na taką skalę jak to miało miejsce w przeszłości. Do tego odnoszę wrażenie, że coś nie tak jest z jakością węgla, jakby zasiarczony... Współcześnie palą byle czym w piecach, zmienił się jednak zakres możliwości, i więcej jest produktów typu, lakierowane meble, sklejane płyty wiórowe, pampersy, butelki itd. Więcej materiałów syntetycznych ląduje w piecach. Ale im społeczeństwo biedniejsze tym gorszy węgiel kupuje i pali czym popadnie. Jedynie w nowych domach starają się nie zasyfiać sobie pieców. Mam porównanie, gdy idę się przejść, obok mnie jest osiedle starych domów prywatnych, takie kwadratowe klocki, tam jest taki smród z kominów, że można gryźć powietrze, natomiast kilka ulic dalej jest dość bogate osiedle nowych domów, tam nie widzę i nie czuję aż takiego problemu. Pamiętam jak jako dziecko chodziłem w określone rejony zimą, nigdy nie było takiego smrodu jak obecnie w tych samych miejscach. Idąc do sklepu nie musiałem ćwiczyć bezdechu by się nie udusić. Aktualnie nie da się po prostu oddychać, a mieszkam raptem w 45 tys. mieście. Przejście do pobliskiego niewielkiego centrum handlowego to dla mnie trauma, bo mnie zwyczajnie dusi smród spalin. Dlatego jestem tak cięty na diesla bo smród spalin z diesla aż mnie pociąga na wymioty. No i nie zapominajmy o zagęszczeniu zabudowy. W tamtym roku wracając z Bieszczad (Ustrzyki Górne), jak tylko wyjechałem z obszarów Soliny zaraz uderzył smród przez wentylację samochodu, Sanok i dalej już musiałem jechać na obiegu zamkniętym. A widoczność przez smog znacznie się pogorszyła gdyż jechaliśmy już po zmroku i pod światło latarni było widać jak przewala się pył z kominów i z drogi. A jak jeszcze jakieś miasto czy wieś jest w dolinie to dramat. Obok mnie jest miasteczko gdzie jadąc samochodem widać dolinę. Dopiero z góry widać, jak ci ludzie się tam trują. Mleko, dosłownie cała dolina to mleko z dymu. W mojej ocenie w przeszłości nie było takiego syfu jak jest teraz. Mam dość dobrą pamięć co do detali, taki dar , pamiętam każdy szczegół przeszłości i to jak się oddychało 20-25 lat temu a jak teraz,. To nie jest kwestia sprzętu do pomiarów tylko fakty. Jeszcze jedna kwestia. Dawniej jak się domy budowało to były dość spore działki, a domy na wsiach były w znacznej odległości od siebie. Teraz mamy do czynienia z dużym zagęszczeniem domów gdzie działeczki są mikroskopijne, a dom obok domu, że można sąsiadowi do domu przez okno zaglądać nie wychodząc ze swojego. To przekłada się na zagęszczenie i stężenie dymu z jednej lokacji jaką jest zgrupowanie takich domów. Smog to nie tylko wyziewy z kominów. Do tego specyfika zimy powoduje, że jest to bardziej odczuwalne niż latem gdzie jednak wiatr wiele częściej i mocniej.
  11. Ja kupiłem sobie maski, nawet nadmiar wystawiłem na OLX. Nie mieszkam w Krakowie ale w moim mieście jest tragedia. Idąc wieczorem i patrząc pod lampy uliczne widać jak przewijają się gigantyczne ilości gęstego pyłu. Do tego smród cholernych diesli, których skrajnie nienawidzę, bo smród po prostu powoduje, że się duszę. W praktyce można przeżuwać powietrze. Stwierdziłem, ze nie mam zamiaru się tym truć i mieć obciachu chodzić w masce, choć w moim mieście wzbudza to zainteresowanie. natomiast maski się sprawdzają. Węglowe z zaworkiem pakowane po dwie w hermetycznym opakowaniu. I głównie z nich korzystam. Osobiście nie polecam masek, które przylegają do ust. Zaraz tworzą się skropliny. Takie maski nie nadają się na zimowe warunki. Każda maska coś daje, przede wszystkim nie wchłaniamy pyłu, który ląduje w płucach jakbyśmy pracowali w kopalni. A w dodatku ludzie palą co im się nawinie pod rękę. Ostatnio wujaszek opowiadał jak do jego sąsiada przyjechał syn z przyczepą pampersów, i bydlak tym pali w piecu. Wydaje mi się też, że węgiel jest cholernie zasiarczony. Wiele lat temu tego problemu nie było. Ale też zabudowa się zagęściła, jest więcej samochodów, transport przeskoczył z kolei na drogi, ciężarówki, firmy kurierskie. Do tego zima i wpływa to wszystko na kumulację tych toksycznych pyłów. Nie miejsce obciachów, chodźcie w maskach, ma to też podwójną funkcję, wywarcie presji by coś się w tej kwestii zmieniło. W mojej ocenie korzyść jest spora, jak wracam do domu to nie czuję się przymulony z bólem głowy.
  12. Często łojotokowe zapalenie skóry powiązane jest z rozregulowaną gospodarką hormonalną. Żadne środki stosowane zewnętrznie nie pomogą gdyż problem ma swoje źródło wewnątrz, a łojotok jest tylko objawem. Pewnie się to nie spodoba, ale zazwyczaj zapalenie łojotokowe skóry jest związane ze zbyt częstą ejakulacją, bez znaczenia jest to w jakich okolicznościach do niej dochodzi. Wówczas następuje nadmierne wydzielanie sebum. Temat dość szeroki, ale napisze tylko w skrócie. Im więcej "strzałów" tym większa destabilizacja gosp. hormonalnej co objawia się właśnie łojotokiem, przetłuszczaniem skóry głowy, twarzy, dochodzi też do problemów z kondycją włosów, paznokci. Jest tutaj ścisła korelacja. Żadne tabletki, maści nie zadziałają.
  13. Od dość długiego czasu telewizorni już nie oglądam, nie licząc sporadycznego zerknięcia jak ogląda ktoś z domowników, a w zasadzie to włączony jest tylko po to by coś tam brzdękało przez kilka minut, poziom tego co się widzowi serwuje jest poniżej krytyki, jest skrajnie żenujący, godzący w inteligencję. Forma tych programów jest zamierzona. Ty jako widz masz być wkurwiony, Ty jako widz masz być zdziwiony, oburzony, zaskoczony. Taką formę mają te śmieciowe zainscenizowany programidła na Zachodniej licencji. Udawane emocje, udawane zaskoczenia itd. Pamięta ktoś kultowy program Sonda? On uczył, on intrygował. A teraz telewizja serwuje papkę, byle prezesi mediów mieli na jachty i domy na Karaibach. W ostatnim czasie odciąłem się nawet od serwisów tzw. "informacyjnych" bo mam dość tej debilnej papki, która z informacją nie ma nic wspólnego. Media zaczęły od kilku sporych lat do przesady kreować informacje, wypaczać, ale nic nie przekazują w formie nienaruszonej bez własnej ingerencji. Wejście na portale owocuje niesmakiem. Wręcz czuje jak po wejściu na taki serwis odpływają mi punkty IQ. To są ogłupiacze, 98% tego śmietnika nie jest nam do niczego potrzebna, przyswajanie tych pseudo informacji niczemu nie służy. Nie interesuje mnie kto sobie zrobił cycki, kto co powiedział, a im głupszego tym lepiej dla oglądalności, szczucie ludzi na siebie by był młyn w komentarzach. Autorytetów w mediach już dawno nie ma serwuje się nam idiotów kreowanych na autorytety, choć bardzo cenię na przykład Gwiazdowskiego. Zobaczyłem niedawno przechodząc obok pokoju do kuchni jakiś program na kanałach Discovery. Lubiłem te programy, ale, no właśnie, LUBIŁEM, czas przeszły. To co zrobiono z tym kanałem i podobnymi woła o pomstę. jakieś kurna kontenery, licytacje, udawane sensacje w programach, sztuczne emocje. Te programy przestały uczyć. A już szlag mnie trafia, jak tą formę usiłuje ktoś przenieść na nasze krajowe podwórko. Finalnie wychodzi to żałośnie. Nie obraźcie się koledzy ale oglądanie tego typu śmieci uważam za upadek i brak jakiegoś filtra, który uchroni przed skażeniem umysłu zalewającym ściekiem i za przeproszeniem, medialnym gównem. Bo nie mam łagodniejszego określenia na to co cieknie z ekranu czy radia. Na trasie 160km jadąc samochodem, trzymałem stale rękę na przycisku zmiany stacji i na żadnej nie byłem się w stanie dłużej zatrzymać. Bełkot i dziadowska muzyka. Jedna stacja puściła raz Phila Colinsa i tyle. Gessler to również kopia programu z Zachodu, zdaje się coś w stylu klnącego brytola rzucającego garami i to przenieśli na nasz rynek. Ile osób z programów pokroju Idol czy Voice of... zrobiło realną karierę? Kilkoro i to z czasów Idola bo było to coś nowego u nas, na jednej ręce można policzyć ale i tak kariera tylko krajowa. Reszta została przez media przeżuta i służyła jako wypełniacz, po czym wypluta. A tym ludziom, mimo, że często sporo umiejącym od strony technicznej brakuje zasadniczych skłądników, kreatywności, indywidualności, są odtwórcami światowych hitów sprzed lat i na tym się bardzo często kończy. Liczą na karierę, a dość szybko konfrontują się z podłogą. Brakuje ludzi, którzy oprócz gry czy śpiewu umieją coś swojego stworzyć, coś co jest manifestacją ich prawdziwej emocjonalności, wrażliwości, doświadczeń, a nie błazenady, która jest fałszem. Zamiast tego mamy teksty piosenek, które kończą się na jednym krótkim zdaniu i refrenie, oto cały tekst piosenki, od strony muzycznej szkoda nawet gadać, wszystko na jedno kopyto. Jestem załamany tym jak ludzkość się uwstecznia mimo rozwoju techniki, automatyki, mikroprocesorów, badań, odkryć. Po prostu jako ludzkość głupiejemy. Nie interesuje mnie życie ludzi będących medialnym półproduktem, zazwyczaj w tym co jest wypisywane niewiele jest prawdy. Po co mam ich oceniać, co mi to realnie da? Po co mam żyć światem Edyty Górniak? Jaką wartość mają te informacje dla mojego rozwoju? Żadnych. Później się dziwić, ze ludzie mają poważne stany depresyjne, bo obserwują jak to wszyscy kariery robią, a oni są nikim i stoją w miejscu... Telewizja i serwisy plotkarskie oraz informacyjne są przepełnione cholernie negatywną energią. Wyzwalają u człowieka złe emocje. Nie widzę w tym żadnej wartości.
  14. Talent to pewna predyspozycja, lecz talent nie da nic jeśli się tego nie rozwija pracą. Nawet Mozart gdyby nie edukacja muzyczna w młodym wieku i fakt, że trafił do rodziny kompozytora, a nie kowala, nie byłby tym kim był. Talent to taka roślina, która bez podlewania zwiędnie. Więc nie da się tego oddzielić na zasadzie czy talent czy ciężka praca bo te elementy są ściśle ze sobą powiązane. By być w czymś doskonałym trzeba się temu oddać, wymaga to też czasu. Zasada jest taka, że jeśli robimy wszystkiego po trochu, to owszem wiele umiemy ale nic na poziomie wybitnym. Trochę tego, trochę tamtego. Niektórzy uważają błędnie, że talent oznacza, że wziął instrument i załatwione, stał się mistrzem bo miał talent. Tak to nie działa. Może mieć predyspozycje ale trzeba je oszlifować. Na przykład wokalista musi mieć odpowiedni głos, barwę, narzędzie i to nazywam predyspozycją, to jak nim zacznie operować wymaga jednak pracy.
  15. Pamiętaj jednak, że co innego jest dla pozorów, a inaczej wygląda to często od środka. Ludzie wychodząc z domów stają się innymi ludźmi. Często małżeństwa, które w domach rzucają w siebie talerzami i obrzucają się łajnem, na zewnątrz uprawiają aktorstwo jakim to dobrym małżeństwem są. Za wiele takich przypadków znam by nabierać się na te wyidealizowane wizerunki. Oczywiście bywają wyjątki, jak od każdej reguły. Ostatnio ożenił się mój znajomy, którego ostrzegałem przed konsekwencjami, zważywszy na intencje wybranej kobiety, które ja i otoczenie dostrzega, ale on nie, która w dodatku pochodzi z patologicznej rodziny gdzie ojciec jest demonizowany do granic możliwości jako źródło wszelkiego zła, a matka ma problemy natury emocjonalnej i psychicznej. No cóż, nie poskutkowało, ślub już przypieczętowany, co ciekawe on sam do końca miał spore wątpliwości i nadal je ma Ale są coraz bardziej zagłuszane... I o ile jego wybranka przed ślubem chodziła jak po pinezkach, niepewna swej sytuacji i tego czy uzyska to co sobie zaplanowała, tak po ślubie widzę totalny luz, w końcu ugrała to co chciała, teraz czas na wdrażanie dalszego scenariusza. Jej intencje można by spisać w punktach. Tak mocno jest to czytelne i oczywiste. Aż razi w oczy, że on tego nie dostrzega. Znajomy praktycznie nie ma już na nic czasu, został podporządkowany planom swojej żony, które przedkłada nad swoje zainteresowania, pasje, kontakty ze znajomymi czy nawet rodziną, angażowany jest w największe pierdoły, które w praktyce służą zapewnieniu jej rozrywki i wszystkiego co kręci się wokół jej środowiska. Każda czynność jaka zajmuje mu obecnie czas nie dotyczy jego lecz jej. W jego przeświadczeniu tak ma wyglądać małżeństwo. Zaznaczam, że z kobietami nie miał do czynienia, jest trochę przed trzydziestką, ożenił się z pierwszą jaką napotkał. Co ciekawe jego znajomi zostali jakby odcięci, nastąpiła zamiana jego znajomych na jej znajomych. Czyli uskuteczniana jest izolacja. Obserwuję u niego syndrom białego rycerza, a u niej radosne pląsanie osoby, która doprowadziła do tego co sobie zaplanowała. Przyznam, że ciekawie się to z boku obserwuje, bo jest to tak jakbym wcześniej przeczytał scenariusz filmu i wiedział co nastąpi podczas jego oglądania. Całość sytuacji skwitowała moja ciotka rzucając stwierdzenie "pewnie mu na twarzy usiadła i stąd takie kretyńskie decyzje podejmuje". A ciotka należy do osób bezpośrednich i często nad wyraz szczerych :>
  16. Z moich obserwacji wynika, że do ślubów i absurdalnych wydatków z tym związanych namawia kobieta w sposób wręcz histeryczny. Nie ważne czy się zadłużą, czy wezmą kredyt, ma być hucznie, ma być masa ludzi, nawet tych z którymi się kontaktu nie utrzymywało przez 20 lat bo liczy się ilość no i kalkulacja ile z tego kasy zostanie w postaci prezentów i kopert. Faceci na tym etapie mają zazwyczaj syndrom białego rycerza więc nie są w stanie postawić tamy i ulegają każdej zachciance jaką wyduma sobie ich wybranka. A później zdziwienie, że jednak się przeliczyli. Kobiety mają obsesję na puncie wesela, mają jego przebieg i wyobrażenie wtłoczone przez babki, matki, telewizję, filmy, komedie romantyczne, seriale, koleżanki. Dodatkowo dla kobiet jest to rywalizacja, która wcześniej, która miała więcej gości, która więcej zarobiła na tym, która lepiej wyglądała. Płytkie to niezmiernie. @Dobi sam widzisz, dla Ciebie taniec to nie problem, alkohol również, ja w kwestii tańca mam kołek zamiast kręgosłupa, nie potrafię wyłączyć sobie blokad w tym zakresie, mimo, że na co dzień jestem dość wyluzowany. A alkoholu po prostu nie piję. Jeśli chodzi o samiczki to niestety ale w tym wypadku było mocno przeciętnie. Choć faktycznie sam mogłem zająć się zdjęciami, przynajmniej byłyby lepsze od tego co robił wynajęty fotograf tfu tfu "profesjonalista", aż wstyd brać za taką tandetę i brak polotu pieniądze. Obserwowałem go uważnie, nawet się nie wysilił by zrobić fajne ujęcie na odpowiedniej wysokości, gościom walił zdjęcia stojąc, z góry, gdy goście siedzą przy stole, sam wiesz jak ta perspektywa wpływa na twarz i szyję. Zdjęcia robił byle jakie, a świetnych ujęć było sporo wystarczyło mieć trochę wyobraźni i być dobrym obserwatorem :> Co do jedzenia to niestety, przypominając sobie wesela z przeszłości, to aktualne w zakresie jakości jedzenia było na samym dole, to nie tylko moja opinia.
  17. Osobiście wesel nie lubię, szczerze powiem, że ja na tych imprezach za cholerę się bawić nie umiem, po prostu nie umiem i trochę cierpię na weselach. Taniec mnie nie bawi, czego nie potrafi zrozumieć wiele osób usiłując wyrwać mi ręce ze stawu i zaciągnąć na parkiet nie rozumiejąc prostego "dziękuję ale nie", bardzo tego nie lubię bo to w szczególności eksponuje fakt, że nie chcę tańczyć, głównie niewyżyte ciotki i kuzynki. Jak się było dzieckiem to przynajmniej nikt głowy nie zawracał Nie tak dawno niestety musiałem być na takim weselu i czułem się tam fatalnie. W zasadzie na wesele powinni iść ci co bawić się umieją w szerokim tego słowa znaczeniu, ja do takich osób nie należę jeśli chodzi konkretnie o ten typ imprezy i jej charakter, cholera jakieś blokady mam po prostu. Dla mnie było to przykrym obowiązkiem, a odmówić nie mogłem. W tym momencie z racji tego, że moje żeńskie kontakty ewakuowały się na Zachód w przeważającej liczbie, możliwości pójścia z kimś były mocno ale to mocno ograniczone, a też nie chcę ciągnąć na wesele kobiety, która lubi tańczyć bo sami rozumiecie. W mojej ocenie taniec na weselu to mus w takim znaczeniu, że jest to istota tej imprezy, gdzie siłą napędową jest rozluźniacz w postaci alkoholu, którego również nie używam, czyli dwa kluczowe elementy wesela są poza moim zainteresowaniem. Było jeszcze kilka osób, które nie tańczyły ale z jakichś powodów uwaga skupiła się na mnie. Nie obyło się oczywiście bez wykładu kilku kobiet z rodziny, że zadziwiające jest to iż jestem sam, że na starość będę żałował, że dobrze jest mieć z kim pogadać, dlaczego się nie żenię blablabla. Obecność na weselu jest dla mnie przeżyciem cholernie nieprzyjemnym zważywszy na to, że akurat w tej konkretnej sytuacji czuję się po prostu jak sztywniak i bez wątpienia tak to jest odbierane co odbije się echem. Z nawiązywaniem kontaktów problemu nie mam ale z tym niekontrolowanym, dynamicznym i zakrapianym aspektem wesela już tak. Jedzenie było dość kiepskie, rozlokowanie gości absurdalne, utworzyły się grupy. Goście kompletnie się nie asymilowali, osobne grupy znajomych i rodziny ze strony pani młodej i osobne grupy rodzin i znajomych ze strony pana młodego. Przedziwnie to wyglądało i pamiętając w przeszłości różne wesela nie miało to tam miejsca. Natomiast na tym niedawnym niezmiernie to raziło gdyż była ewidentna bariera, której nikt nawet nie starał się przełamać. Momentami sytuacje na parkiecie przypominały spęd bydła gdzie faceci zachowywali się jak na imprezie kiboli, co dla trzeźwego obserwatora było przykrym widokiem. Jeśli idzie się na wesele samemu to jest się narażonym na ostrzał z każdej strony i temu ostrzałowi byłem poddany, cholernie niekomfortowa sytuacja porównywalna z włożeniem swoich jaj w wyżymaczkę i czekanie na to kto podejdzie obrócić korbką. Co jak co wesela są jedyną formą imprez, której nie znoszę i na których źle się czuję. Jeśli chodzi o ubiór to tutaj raczej dość mocno przodowałem, ale to szczegół. I jeszcze jedno, szlag mnie już trafia z tymi rosołami na weselach. Każdy walczy z cholernymi kluskami uciekającymi z łyżki, ludzie upaprani w rosole, uwalone spodnie, rosół na gębie... Można przecież zastąpić go jakąś fajną zupą a'la creme, a nie uparcie serwować rosół z którym każdy walczy i samo jedzenie go jest mocno nieestetyczne. Przez większość czasu też rozmawiać się nie da gdyż każde słowo zagłusza "muzyka", więc nawet jeśli przy stole siedzi kilka osób, to siedzą jak kołki bo jest problem z rozmową i już mają dość przekrzykiwania i walki z tym by zrozumieć i być zrozumianym przez współrozmówców.
  18. To nie słyszałeś o nowym krzyku mody światowej? Właśnie skarpetki do sandałów stały się hitem Dlatego dla mnie zjawisko mody to komedia, która ma na celu napędzać zbyt. Dlaczego zatem nie łamać absurdalnych zasad? Dzisiaj coś jest BE bo nie wpisuje się w trendy mody, a jutro staje się to modą, absurd bo jakiś srutu tutu projektant ogłosił światu, że to i tamto jest teraz modne. No a skoro wcześniej tego nie ogłosił to modne nie jest. Moda dla mnie osobiście to dość śmieszne zjawisko.
  19. Odnośnie przekazywania to taka mała dygresja, jasna cholera mnie trafia, gdy niejednokrotnie rozmawiając ze znajomymi przez komunikator, okazuje się, że po drugiej stronie siedzi jego małżonka udając znajomego. Drażni mnie to bo komputery mają osobne. Wielokrotnie też okazywało się, że rozmawiając o różnych sprawach z żonatymi znajomymi w 4 oczy, ci zaraz lecieli do małżonek i zdawali relację z rozmowy, co robili, z kim robili, o czym rozmawiali. Nie koniecznie były to tematy kontrowersyjne, lecz akurat takie zachowanie traktuję jako kompletny brak wyczucia, bo skoro o czymś rozmawiamy jak facet z facetem to ta chęć wylania małżonce przebiegu dnia, z kim i o czym rozmawiali jest jakąś kpiną. Drażni mnie to potwornie. Tak samo jak zwrot "my". W każdym przypadku, pada zwroty "my". My robimy to, my robimy tamto, my jedziemy tam, my drapiemy się po tyłku, my myjemy zęby szczoteczką, my, my, my. Jest to charakterystyczne dla związków świeżych. Po kilku latach zwrot "my" zastępowany jest przez "ja". Im wcześniejsze stadium związku tym częściej stosowane jest "my". Niby banał, ale to pięknie obrazuje poziom emocjonalnego zaangażowania mężczyzny i w pewnym sensie też jego zdominowania.
  20. Nie jadłem w życiu McDonalda Ktoś wyżej pisał, że lubi Kinderki. http://metrocafe.pl/metrocafe/7,145523,20365791,popularne-kinder-czekoladki-sa-grozne-dla-zdrowia-moga-powodowac.html Jeśli chodzi o ryby pokroju makreli. Niestety ale Bałtyk jest tak potwornie zanieczyszczony, że te ryby są naszprycowane metalami ciężkimi, sarinami i cholera wie czym jeszcze. Pamiętacie Tymbarka jabłkowo-miętowego w latach 90 ? To smakowało, to co sprzedaje się teraz to są szczyny. Jak słusznie zauważył @kryss odnośnie łososia hodowlanego, te ryby są faszerowane hormonami, było dość głośno na ten temat. Później dziwić się, że facetom cycki rosną. Co do soków, kupiłem sobie wyciskarkę do soków. Ostatnio z działeczki przywiozłem buraki, dynię, mięte, bazylię, kilka gruszek. Sok wyśmienity. Wyciskarka ma to do siebie, że robi sok z zawiesiną. I mimo, że tych wyciskarek na rynku jest zatrzęsienie i od strony technicznej jest to straszna tandeta z potwornie zawyżoną ceną, to jednak takie soki są dla mnie rarytasem. Ważne jednak by nie mieszać zbytnio owoców z warzywami. Lepsze i wartościowsze są soki warzywne niż owocowe. Jeśli chodzi o moje używki, to uwielbiam arbuza i melona. Herbatę pijam tylko czerwoną lub sporadycznie zieloną, żadnych herbat z torebek, jeśli robię wypad na rower, to robię sobie napój, woda, miód, odrobinę soli i cytryny. Najbardziej rozwala mnie sytuacja w której przy kasie w kolejce widzę kobietę, która na taśmę wrzuciła coś co nawet trudno żywnością nazwać, kilka opakowań lodów, parówki, jakieś wędliny krojone w plasterki, na krajalnicy, którą wcześniej pracownik przetarł szmatą z Ludwikiem, a na końcu wyciąga z koszyka dietetyczną kolę (z aspartamem). Dla osób które uwielbiają słodycze, zainteresujcie się tematem Candida albicans. Jednym z objawów jest biały nalot na języku i nieprzeciętne łaknienie słodkiego, pisząc w mocnym skrócie. Dodam jeszcze jedno odnośnie używki tak popularnej jaką jest kawa, której nie pijam już od jakiegoś czasu, ale bywało, że czasami się napiłem, jednak była to kawa robiona w domu z przyprawami, kardamon, kolendra, imbir i kilka innych. U nas w kraju niestety zwyczaj picia kawy gdzie zalewa się ją gorącą wodą i kawa się kisi przez cały czas w tej wodzie to niezbyt dobry zwyczaj. Nazywa się to niby po Turecku, ale po Turecku nie zalewa się wrzątkiem. Osobiście kawy nie piję, jej jedyna forma to ekspres ciśnieniowy raz na rok u znajomych. Jest sporo informacji na temat szkodliwości działania kawy. Należy też dodać, że kawa jest uzależniająca. Mało tego, uwzględnijcie jakim biznesem stała się kawa, krzewy kawowca to rośliny kosztowne zważywszy na ceny kawy, co za tym idzie są traktowane toną pestycydów by żadne szkodniki tych krzewów nie zniszczyły, do tego pewnie znowu do transportu są traktowane jakimś środkiem chemicznym by się ziarno się nie zepsuło. Kilka punktów odnośnie działania kawy i jej nieporozkradanych skutków gdyż szlag mnie trafia jak co jakiś czas widzę ogólniki i zachwalanie kawy zwłaszcza na portalach "informacyjno-propagandowych" jakież to ona ma właściwości zdrowotne, a jednocześnie obserwując swój organizm widzę, ze jest wręcz odwrotnie i mój żołądek nie funkcjonuje dobrze po niej. Dodać należy, że m.in. kawa mocno zakwasza organizm, a środowisko kwaśne sprzyja rozwojowi pasożytów i patogenów. 1. Metyloparation Metyloparation to jeden z najbardziej niebezpiecznych pestycydów. To środek insektobójczy używany do zwalczania plag dotykających uprawy roślinne. Metyloparation jest bardzo szkodliwy nie tylko dla człowieka, ale także dla ptaków, ryb oraz ssaków. Pomimo trujących właściwości nadal znajduje zastosowanie w wielu krajach na świecie. 2. Endosulfan To jeden z pestycydów używanych przeciwko kornikom drzew kawowych, które często niszczą plantację kawy. Związki endosulfanu bardzo długo rozpuszczają się w ziemi, pozostając w niej przez wiele lat, dlatego też prowadzą do śmierci wielu zwierząt. Endosulfan niszczy układ nerwowy, gonady, nerki, wątrobę – ostatecznie powodując śmierć. 3. Chloropiryfos Chloropiryfos używany jest przeciwko powszechnie występującym szkodnikom kawowców. W Stanach Zjednoczonych stosowanie tej substancji zostało zdelegalizowane, gdyż powoduje ona śmierć i wady wrodzone. Ten niebezpieczny środek jest niczym kara śmierci dla wrażliwych ekosystemów. 4. Triadimefon Triadimefon jest środkiem grzybobójczym zawierającym miedź. Niestety niewiele wiemy o jego oddziaływaniu na człowieka, tym niemniej naukowcy uważają, że długotrwałe narażenie na tę substancję może powodować problemy z płodnością, szczególnie u ludzi, którzy piją kawę codziennie. Triadimefon czy też inne podobne środki przesiąkają miedzią skumulowaną w glebie. Potwierdzono już duże stężenie tych substancji na plantacjach w Kostaryce oraz Kenii. Toksyczne związki miedzi wykryto również na tych samych gruntach, lecz przy innych uprawach, a więc nie tylko kawosze stykają się z tymi truciznami. 5. Kofeina Jedna przeciętna filiżanka kawy zawiera około 95 mg kofeiny, a małe espresso 64 mg. Spożycie zbyt dużych ilości kofeiny powoduje uczucie niepokoju, lęku, rozdrażnienia. Kofeina jest kwasem o pH równym 5.5. Organizm traktuje kofeinę tak jak truciznę – stara się ją zneutralizować wydzielając zasadowe substancje buforowe, w wyniku czego czujemy pobudzenie. Nawet trzy filiżanki kawy, lub 300 mg kofeiny potencjalnie mogą spowodować atak serca. Jedna kropla czystej kofeiny albo 2 gramy kofeiny w proszku zabije cię natychmiast. 6. pH pH kawy to idealne środowisko dla rozwoju komórek nowotworowych. Ostatnie badania uniwersytetu Brigham Young dowiodły, że komórki nowotworu w kawie mogą żyć nieskończenie długo. 7. Potencjał redoks Kawa nie zawiera antyoksydantów – to utleniacz, który aktywuje mechanizmy buforujące organizmu i jednocześnie pozbawia nas cennych składników mineralnych takich jak wodorowęglan sodu i potasu. 8. Żołądek Pod wpływem kofeiny żołądek zmuszony jest do produkcji dwuwęglanu sodu, który zwiększa poziom kwasu solnego, co w konsekwencji prowadzi do refluksu żołądkowego, choroby refluksowej przełyku, wrzodów i raka żołądka. 9. Uszkodzenie komórek żołądka Jak każdy inny gorący napój, kawa niszczy komórki żołądka, które chronią nas przed złymi wpływami kwasów buforując je. 10. Pobudzenie Kawa nasycona jest protonami/jonami wodoru, które kradną naszą energię i sprawiają, że po okresie stymulacji stajemy się zmęczeni. Sięgamy więc po następną filiżankę, aby znów dodać sobie energii – tak właśnie rozwija się uzależnienie od kofeiny. Długotrwałe picie kawy uruchamia niebezpieczny łańcuch objawów – w kolejności najpierw osłabienie, podrażnienia, stany zapalne, owrzodzenia, a ostatecznie degeneracja lub rak. 11. Cafestol Kawa podwyższa poziom cholesterolu. Dlaczego? Ponieważ ten popularny czarny napój zawiera kwasową substancję – cafestol, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za wzrost poziomu cholesterolu w organizmie. Cafestol zaburza regulację metaboliczną cholesterolu poprzez blokadę ważnych receptorów jelitowych. Zwiększając ilość kawy w organizmie, podwyższamy jednocześnie poziom cholesterolu. 12. Uszkodzenie jelita cienkiego Kawa zaburza alkaliczne pH jelita cienkiego. W konsekwencji kosmki jelitowe “opadają” i blokują krypty jelitowe, gdzie odbywa się proces wchłaniania treści pokarmowych do układu krążenia. Krew nie jest odpowiednio odżywiona, co prowadzi do groźnej niedokrwistości złośliwej i hemolitycznej. Ponadto uszkodzenie kosmków jelitowych utrudnia regenerację kości, mięśni i innych organów. 13. Nowotwory Z ponad 1000 związków występujących w kawie, przebadanych jest tylko 22. Udowodniono, natomiast, że każdy z tych dwudziestu dwóch związków może powodować raka. 14. Cukier i śmietanka Kawa ze śmietanką i cukrem to nic innego jak kwasowa, toksyczna, wysoce uzależniająca trucizna. 15. Choroby serca Niektórzy naukowcy twierdzą, że spożycie kawy znacznie podwyższa ryzyko występowania chorób układu krążenia. Jednocześnie substancje zawarte w kawie takie jak: cafestol, kahweol i homocysteiny podwyższając poziom cholesterolu we krwi, wpływają negatywnie na układ krwionośny. Podsumowując – kawa niekorzystnie działa na serce. 16. Naczynia krwionośne Kawa zaburza pracę naczyń krwionośnych zmniejszając ich elastyczność i wydajność. 17. Układ sercowo-naczyniowy Kawa ma negatywny wpływ na układ nerwowy oraz bicie serca – konsekwentnie wskazuje się ją jako czynnik powodujący zaburzenia rytmu serca. Problemy z ciśnieniem krwi to też jej sprawka. 18. Osteoporoza Osoby cierpiące na osteoporozę bezwzględnie powinny unikać kawy. Istnieje związek pomiędzy działaniem kawy oraz wzmożonym wydalaniem wapnia w moczu. 19. Zgaga Kawa nasila uczucie zgagi. 20. Zaburzenia snu Kawa, w szczególności spożywana wieczorem oraz w nocy, zaburza naturalny rytm snu. 21. Odwodnienie Pijąc kawę zubożamy zasoby wody w naszym organizmie. 22. Uzależnienie Agencja Żywności i Leków w Stanach Zjednoczonych opatrzyła kofeinę etykietą “bezpieczna”. Mimo to, wciąż mamy do czynienia z narkotykiem. Kawa to używka, która szybko uzależnia. 23. Niebezpieczne symptomy odstawienia Musimy również pamiętać, że po “odstawieniu” kawy czekają nas nieprzyjemne objawy odstawienne takie jak bóle głowy, rozdrażnienie i inne. Świeże ziarna kawy są zielone i alkaliczne, ale w procesie, który ma umożliwić ich spożycie, fermentują, psują się i gniją nabierając brązowego koloru.
  21. "Używki" to jeszcze nic, a stan ogólnie żywności? Przecież to jedna wielka tablica Mendelejewa. Jak w kabarecie, gdzie facet pyta się, skoro w centrum handlowym na środku jest stoisko oznakowane jako "zdrowa żywność" to co w takim razie jest wokół tego stoiska? Parówek nie jadam od lat, widziałem raz proces produkcyjny parówek innym razem opowiadali mi kuzyni pracujący w branży zajmującej się liniami produkcyjnymi, nie chwycę się tego syfu już nigdy, ich cena nie ma znaczenia wystarczy popatrzeć też na skład. Ogólnie nie jadam śmieciowej żywności na tyle na ile jestem w stanie ograniczyć, nie jadam fast foodów, ciastek, słodyczy również. Nie lubię przesłodzonych produktów, jak widzę gdy ktoś słodzi herbatę to mnie szlag trafia, w Polsce pije się szczyny, a nie herbatę, to nawyk z PRL jeszcze, że zaparza się trawę w torebce i jeszcze podaje ją w szklance, aż się gotuje we mnie jak to widzę. Chleb kupujemy ten znacznie droższy, ale przekłada się to realnie na jakość, choć chleba się jeść dużo nie powinno, wydatek w skali miesiąca też jest niemały. Swego czasu będąc w pobliskim młynie po mąkę, do młyna przyjechał piekarz i pyta czy właścicielka młyna zrobi mu mieszankę mąki z chemią (jakieś spulchniacze), którą dodaje się do chleba, a którą ma w osobnym worku, z oburzeniem odmówiła, gdyż ma zaufanych klientów i wiedzą, że ma czystą dobrą mąkę, a takie mieszanki zanieczyszczą cały młyn. To chyba mówi wszystko na temat jakości pieczywa. Jako, że mamy swoją działkę to sporo produktów pochodzi z tejże działki, pomidory z centrum handlowego to syf, zero smaku. Te produkty rosną na wagę, a nie na jakość. Sporo wysiłku wymaga by jeść w miarę rozsądnie, ale na początku, później człowiek ma już takie nawyki, że nie spojrzy na te tony bezwartościowej przetworzonej pseudo żywności. W mojej ocenie żywność jest zwyczajnie zatruta, bo jak to inaczej nazwać. Normy dopuszczające jakiś konserwant, spulchniacz czy inny syf, to fikcja. Kwestia ceny i normę można podnieść, a jak zjemy kilkanaście sztuk jakiegoś produktu i kilka innego to te normy lecą w kosmos i je bez problemu przekraczamy. Słyszałem nawet stwierdzenie, że obecnie to się już nawet zwłoki rozkładać nie chcą tak są nafaszerowane chemią. Jeśli chodzi o warzywa, nie wiemy co kupujemy. Nawet gdy pisze, że warzywa takie czy takie, to nie mamy żadnej, dosłownie żadnej gwarancji czy nie były przypadkiem szprycowane jakimś syfem. Nawet gdy pójdziemy na rynek to znając tendencję ludzi do oszustwa, może się okazać, że koło rosnących buraków, gość opryskiwał trawę Roundapem albo innym dziadostwem. To, że coś niby jest z upraw ekologicznych jest po prostu nieweryfikowalne. Pamiętam za dziecka jak marchewki rosły na działce rodziców to zdarzało się, że były spore, ale nie takie giganty jak obecnie nafaszerowane jakimiś środkami dopingującymi na wzrost. Znam historię gdzie kobieta sprzedawała na rynku jajka, jakież świeżutkie prosto od kurki, a co się okazywało? Może i od kurki, ale kupowała perfidnie w kurniku i sprzedawała na rynku, że niby z wolnego przydomowego wybiegu od własnych kurek za większe pieniądze. Ja mam swoje zaufane źródło jeśli chodzi o jajka. Kobieta ma swoje kury, które skubią sobie na trawniku, nie faszeruje ich żadnym syfem, takie źródło żywności jest na wagę złota. Lodów nie jadam, jeden wielki syf, te słynne lody Grycana na które się skusiłem jakiś czas temu to nieporozumienie, są tak przesłodzone, że tego się nie da zjeść. Placków też zbytnio nie lubię, chyba, że ziemniaczane Niestety gigantyczny problem z żywnością mają ludzie w dużych miastach. Szczerze mówiąc ja nie muszę sobie niczego odmawiać, po prostu większości rzeczy, które wymieniacie nie znoszę i nie traktuję ich jako żywność, mam kompletnie inne nawyki żywieniowe. Jakiś czas temu czytałem testy win. Okazało się, że te topowe wina, drogie, miały największą ilość najróżniejszych pestycydów w sobie. Za to te tanie znacznie mniej. Jest nawet wymóg stosowania pestycydów by ewentualne szkodniki czy grzyby nie zaraziły sąsiadujących winnic. Mnie to nie rusza bo ja nie piję w ogóle alkoholi, żadnych, po prostu nie lubię. Ale świadomość tego co się w siebie wlewa trzeba mieć. Trzeba sobie uświadomić, że współczesna żywność w większości przypadków to zwyczajna trucizna. Można to olać i jeść co się chce, wykazując się ignorancją, a można też mieć pewną świadomość i dokonywać jednak rygorystycznej selekcji tych odpadków jakie się nam sprzedaje w fikuśnych opakowaniach okraczonych bełkotliwym marketingiem. jak widzę przy kasie co ludzie wrzucają na taśmę to mnie rozwala. Wczoraj jakaś blondyna, pewnie matka, nakupiła dzieciom tyle syfu, że ja się nie dziwię, że coraz młodsi mają problemy z wątrobą, cukrzycą, nerkami... M.in. kilkanaście sztuk wód smakowych, masa słodyczy, pieprzone jogurciki w których cukru jest kilka sporych łyżek. Ewidentna ofiara reklam. Ogólnie problem jest w tym, że żywność jest coraz mocniej przetworzona, te produkty nie mają żadnych wartości odżywczych dla organizmu, a wręcz oddziałują destrukcyjnie. Pamiętam jak jakiś czas temu brat kupił kiełbasę na ognisko, miała być dobra, ale sugerował się nazwą i to był błąd. Nikt tego nie mógł zmóc, po prostu nie dało się zjeść, nawet pies kundel, który jadał wszystko po zjedzeniu tej kiełbasy się rozchorował. Temat rzeka. Podsumowując mój przydługawy wywód, im mniej przetworzonej żywności tym lepiej. Im mniej żywności na pestycydach i wspomagaczach tym lepiej.
  22. W "Notting Hill" stanowczo samcem alfa jest współlokator głównego bohatera
  23. To nie jest kwestia zwracania uwagi na jednostkę lecz analiza ogólnego trendu i tego jak działa fala pewnego zjawiska i jak masy się temu zjawisku poddają bezkrytycznie na zasadzie stada owiec. Wiele lat temu to nie miało miejsca w takim stopniu jak obecnie. Nie ma to nic wspólnego z zastrzeżeniami do konkretnych osób. Stawiając sprawę w taki sposób jak to zrobiłeś można utrącić i skwitować wszystko.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.