Jako, że biały rycerz jeszcze we mnie mocny, to znów się wpakowałem w nieciekawą sytuację. Byłem na festiwalu z ledwo co poznanymi trzema koleżankami. Byliśmy trochę spóźnieni, a kolejka do dostania opaski bardzo długa. Podczas obrączkowania, okazało się, że jedna z tych koleżanek trzymająca cały czas kopertę z biletem w dłoni zgubiła bilet w trakcie stania w kolejce. Mieliśmy bawić się i tak oddzielnie, więc zamiast pójść na koncerty postanowiłem pomóc i cofnąłem się razem z nią i jeszcze jedną i szukaliśmy biletu. Świecąc telefonem po nogach ludzi i pytając się czy ktoś nie znalazł biletu, jakiś chłopak pyta się czy to nie ten Uff udało się, myślę. Telefon do koleżanki, ona nie odbiera, więc wracam pod bramki gdzie czeka ta druga dziewczyna i też próbuje się do dodzwonić do tej co zgubiła. Po dwóch minutach podchodzi jedna taka niska, gruba dziewczyna ze swoją koleżanką i na wstępie mówi, że jest lesbijką i, że jej koleżanka (jakaś trzecia) też zgubiła bilet i mam jej oddać bilet. Po czym łapie mnie za koszulkę i zaczyna mną targać, pełna agresja, druga zaczyna macać mnie po spodniach. Krzyki pomocy, że jestem złodziejem i że na policję zadzwonią. Mówię, żeby dzwoniły, i jeżeli jeszcze raz mnie dotknie to inaczej porozmawiamy. Ludzie i ochrona się patrzą, nikt nie reaguje. Lesba coraz agresywniejsza, więc zrobiłem jej dźwignię i popchnąłem w krzaki. Ona rozerwała mi koszulkę, ale jej nic się nie stało, widać, że zaraz zacznie mnie napierdalać. Całe szczęście jej koleżanka, która zgubiła bilet akurat podeszła i mówi, że znalazła bilet w torebce Oczywiście, dziewczyna, z którą byłem nie zareagowała w żaden sposób, mimo, że broniłem biletu dla jej kumpeli
Co w takich sytuacjach robić? Jakieś rady na przyszłość?