Skocz do zawartości

Caroll

Samice
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Caroll

Kot

Kot (1/23)

3

Reputacja

  1. @Eleanor jako przykład ciągłości relacji - ok, ale czy to dobry przykład jakości relacji? zwłaszcza że drugi przykład:
  2. ale ten przykład chyba nie jest zbyt trafiony, bo jednak :-) @Kolchicyna może Ci się wydawać, że na poziomie świadomym nie dążysz, ale podświadomość sterowana przez biologię robi swoje.
  3. a to ostatnio mi też się zdarzyło - to chyba taki nowy styl obsługiwania klientów czyt. wyciągania napiwków :-)
  4. Też jestem za intercyzą :-) Z mężem mamy kilka nieruchomości (majątki odrębne - tzn jedna wspólna, jedna jego i jedna moja), kiedyś to wszystko będzie naszej córki. I nawet jeśli przepiszemy na nią przed jej ew. ślubem, to w razie sprzedaży po ślubie i np. zakupie innej nieruchomości za te środki + ew. dodatkowe jego lub wspólne, własność już będzie wspólna? I jak najbardziej jestem za tym, żeby facet albo jego rodzina dbali o swój majątek. Z tym że intercyza oprócz kwestii regulującej kwestie wnoszonego majątku dotyczy też kwestii dóbr nabywanych w trakcie, prawda? w intercyzie to się określa chyba jakoś szczegółowo? Do mnie przemawia opcja, że każde swój majątek odrębny (moje vs twoje), ale też mają wspólny (nasze)
  5. OK. Pytam, bo zabrzmiało to trochę tak, jakby fakt że mąż jest filarem mojej strefy komfortu był czymś negatywnym. Jest dla mnie ważny - to na pewno. A forum czytam cały czas :-) TZn?
  6. heheh zgadzam się co do rozmowy z szefem to też mam bym miała wątpliwości - żeby nie odbiło się rykoszetem że to Ty generujesz problemy, bo panna się wyprze przecie i zaprzeczy. Przy ewentualnej konfrontacji jak się poryczy i będą nią targać emocje, a ty chłodny i zdystansowany - to kto będzie bardziej wiarygodny? skrzywdzone dziewczę czy zimny drań? Ludzie z pracy wiedzieli o waszej relacji - byliście postrzegani jako para czy cóś takiego? Bo jeśli nie - to rozmowę z szefem bym odpuściła a generalnie - gdzie rabotajesz, tam nie dupajesz
  7. Nie wiem jak to rozumieć - możesz napisać coś więcej? Bo co zasady, jeśli rozwój rozumieć jako wychodzenie poza strefę komfortu, to chyba nie masz na myśli zmieniania męża :-P Jestem za, a nawet przeciw Dzięki
  8. To była moja studniówka, na którą ja nikogo nie zaprosiłam UJ. Przez 5 lat byłam workiem na spermę jednego faceta. A tworzystwo nie było lepsze, raczej bad boys. Tak - dlatego napisałam ,że macie rację. Właczył mi się schamat, autopilot sterowanie macicą. P: żet aJ Moja macica mnie zmusiła. Zgadza się. Nie wiedziałam, czego chce, bo macica zagłuszało wszystko. Od skończenia LO utrzymywałam się sama. Stypendium naukowe + umowy zlecenia + praca w wakacje za granicą + pisanie prac, najpierw zaliczeniowych potem też inż i mgr. Jak mieszkałam z byłym to właściwie ja nas utrzymywałam. Mówiłam mu o forum, może zajrzy A ja po prostu przestałam marudzić Zauważyłam, to było pytanie retoryczne Bardziej mi zależy na moim własnym szczęściu Moje ostatnie odkrycie Bushmilss - polecam Nieciekawe perspektywa, nie podoba mi się i wkurza Wiedzy i umiejętności do zmiany powyższego jw, tylko UJ dzień dobry poniedziałku W małej mieścinie, skąd pochodzę przełom lat 80/90, glany, dredy irokez to nie był standardzik. Kontenstacja jako element buntu młodzieńczego? Pewnie tak Tak - to moja strefa komfortu. Matematyka, piszesz? Ja mam powyżej średniej krajowej, mąż NIECO więcej. Drugie mieszkanie jest moją odrębną własnością. Finansowo jestem niezależna. A w przypadku mężczyzn - nie? Chcę wyjść z matrixu, wyłączyć autopilota, świadomie podejmować decyzje. Skrót myślowy: inne od Nas i schematycznie podobne do siebie w działaniach i decyzjach = nieodpowiedzialne, nieracjonalne, niekonsekwentne, emocjonalne = pierdolnięte Nie ogarniam cytowania - nie wiem ja w jednym poście odpowiedzieć na kilka postów :-( A jednak jestem - zdziwiony? :-D
  9. Hehe no nie wiem jakby zareagował Marek i inne samce jakby im tu poradnie małżeńską zrobić ?
  10. Icman, Adolf, właśnie te kwestie miałam na myśli zastanawiając się co dalej. Z mojej dotychczasowej lektury forum wynika, że bycie kobietą oznacza realizację programu spoleczno-biologicznego sterowanego hormonami i emocjami. I taka jest prawda. Pytanie, czy jest w ogóle możliwość wyjścia poza ten schemat? Czyli przekroczenia swoich hormonów i emocji? Icman, moje cele: dalsza kariera w tej firmie, jeśli w ciągu 2-3 lat nie będzie awansu/większej kasy to zmiana firmy. Dalsze budowanie poduszki finansowej, żeby zabezpieczyć starość i przyszłość dziecka. Czerpanie większej radości z wydawania kasy na przyjemności. Podróże - poza Europę, nie uznaję wyrazów z biur podróży, ogarniam wszystko sama przez net (loty, kwatery, itd), na to potrzeba czasu, to kolejny cel - lepsza organizacja czasu. Adolf, no właśnie że po okresie jestem A może to już klimakterium?
  11. Jak zauważył HORACIOU5 wywinelam numer byłemu, bez powodu, czyli z powodu pierdolca. Jakieś 17 lat temu. Potem już żadnych numerów. Zasadnicze pytanie brzmi, czy sam fakt bycia kobietą oznacza bycie pierdolnięta. Albo czy że stanu bycia pierdolnięta kobieta może wyjść. I jak to zrobić. Bracie Janie, na razie to chyba zauważył zmianę i zastanawia się nad przyczyną, ale nie wygląda na zmartwionego.
  12. Piszę w tym dziale, bo w rezerwacie nie ma bardziej odpowiedniego. Od jakiś 2 tygodni zagłębiam się w tematykę relacji damsko-męskich widzianych z samczej perspektywy: czytam forum, przeczytałam „Co z tym kobietami”. Nie mam za bardzo możliwości i czasu na spokojne posłuchanie audycji Marka– ale spróbuję jakoś to zorganizować i nadrobić. Może nawet zainwestuję i zamówię Kobietopedię czy inne ebooki. Nie ukrywam, że mam przez to lekką sieczkę w mózgu … Bo macie rację! Do kur.wy nędzy macie rację! Tak, baby są popier.dolone. Tak, jestem babą i też jestem popier.dolona. Mając tą wiedzę z nieco innej perspektywy patrzę na swoje dotychczasowe życie w kontekście relacji z facetami. Zawsze byłam świetną uczennicą, intelektualnie i poznawczo odstającą od rówieśników, a przy tym totalnie niezależna i zbuntowana przeciw systemowi (do podstawówki chodziłam jeszcze za komuny :-)). W wieku ok. 13-14 lat zaczęłam się zadawać z dużo starszym towarzystwem – wyłącznie męskim. Imprezy, alkohol, punk rock, koncerty … Potem renomowane liceum. W dzień – świetna uczennica, trzymająca się trochę na boku. Wieczorami i w weekendy – totalny czad i odlot. Towarzystwo chyba traktowało mnie jak młodszą siostrę – z żadnym z kumpli nie „chodziłam”, nie było między nami podtekstów erotycznych czy seksualnych. Chyba nawet mnie trochę pilnowali, żebym na imprezach po pijaku nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Sami zaliczali panienki na zasadzie szybkiego seksu czy loda w kiblu. W międzyczasie ok. 17-18 roku życia na wakacjach zakochałam się i straciłam dziewictwo. Potem było paru facetów, z którymi łączył mnie seks i jakieś tam zauroczenie, ale to nie były związki (hehe jeden to był wujek koleżanki, dokładnie 2x ode mnie starszy – ja 18, on 36). Nie był to nikt z dotychczasowego towarzystwa. Oczywiście, po cichu marzyłam o wielkiej miłości i księciu na białym koniu :-) Nikogo takiego nie było, więc na studniówkę poszłam z bratem i totalnie dałam czadu. Dobrze, że mieszanka alko + zioło nie zabiła instynktu zachowawczego no i brat mnie pilnował, także grono pedagogiczne chyba do końca nie miało wiedzy co do mojej osoby. Potem zaczęłam elitarne studia dzienne. Równolegle poszerzał się krąg moich znajomych – towarzystwo starsze, prowadzące mocno alternatywny styl życia, imprezy, alko, zioło i inne używki no i muza. Powstał wtedy działający do dziś, kultowy w określonych kręgach, choć nieco niszowy zespół. Poznałam wtedy faceta. 10 lat starszy (ja 19, on 29). Mały i niepozorny. A przy tym miał olbrzymią charyzmę – był guru dla całej ekipy. Propagator tego stylu muzycznego i subkultury mu towarzyszącej, z kontaktami do podobnych sobie w całej Polsce i na świecie (a to czasy jeszcze bez komórek, internetu chyba nawet jeszcze nie było…). Zakochałam się, on też. Zamieszkaliśmy razem, w jego mieszkaniu. Mój pierwszy związek ;-) W tygodniu studiowałam (stypendium naukowe, a jakże), w weekendy imprezy i koncerty, ale przy boku Króla – bo tak na niego mówili… Byliśmy wtedy chyba jedynym stałym związkiem w ekipie mieszkającym ze sobą. Po kilku latach związku zdradziłam go z jego kumplem z ekipy – kilka razy, na trzeźwo. Potem z drugim, potem z trzecim. W krótkim odstępie czasu. Sama nie wiem, dlaczego (w końcu jestem babą, co nie?). Do dziś nie wiem, czy wiedział, albo czy się domyślał. Niedługo potem - zaraz po obronie mgr - spakowałam się i wyprowadziłam. Nie powiedziałam o zdradach, jako powód podałam koniec miłości z mojej strony. Właściwie w ekipie nikt nie dowierzał, że to koniec. Graty odwoził mi jeden z tych facetów, z którym zdradziłam tamtego – nawet on nie wierzył w nasze rozstanie i powiedział, że pewnie za chwilę będę chciała, żeby przewiózł moje rzeczy z powrotem, bo przecież to chyba tylko jakiś kryzys i taki mamy fajny związek… Ja mu na to, ze gdyby to był fajny związek to chyba bym nie bzykała się z innymi … Ale innej gałęzi nie było :-P Miałam 25 lat, pracowałam na umowę zlecenie + dodatkowe fuchy i nieźle zarabiałam, ograniczyłam alkohol i skończyłam z używkami. Z tamtą ekipą kontakty się urwały. Źle się czułam w obecności eksa, on chyba też. Poznawałam innych facetów i się bawiłam. Po samczemu – hehehe. Wyrywałam i ruchałam ;-P Wtedy też poznałam mojego obecnego męża. Młodszy ode mnie o 2 lata, studiował i pracował. Na początku traktowałam jak pozostałych – miło spędzić czas. Ale dosyć szybko zaczęło iskrzyć i zależeć mi na nim. Jeszcze zanim zaczęłam z nim sypiać, przestałam się bzykać z innymi. Oprócz fajnego seksu dobrze nam się gadało. Przeszło to w stały związek – jak Bozia kazała, hehe. Obiadki u jego rodziców. Spotkania z całą rodzinką. Okazało się, że jego rodzina jest mocno konserwatywna i wierząca, zresztą on też. Uznawał tradycyjny podział ról w rodzinie. Tradycyjne wartości. Doszło do oficjalnych zaręczyn, tradycyjnie, w święta z rodzicami, przy wódce :-P . To był dla mnie dziwny czas. Z jednej strony byłam zakochana, haj emocjonalny itd. Jednak widziałam ogromne różnice światopoglądowe między nami. O większości moich wyżej opisanych relacji do dziś chyba nie wie – tylko ogólnie, bez szczegółów. Odkąd go poznałam wyciszyłam się wewnętrznie. Np. nigdy nie miałam ochoty na zioło czy inne dragi, alkohol w ilości pod kontrolą, bez szaleństw czy odpałów. Z drugiej – miałam mocne poczucie ograniczenia mojej niezależności i swobody. Np. mnie na ślubie nieszczególnie zależało, a już na pewno nie na kościelnym czy weselu. Jemu tak. Ponieważ jestem agnostyczką, proponowałam nawet ślub jednostronny. Dla niego byłoby to nie do przyjęcia – a ponieważ z kościoła oficjalnie nie wystąpiłam, to ślub był tradycyjny. Pamiętam nawet, że przed ślub musiałam przyjąć bierzmowanie (bo nie miałam). Podczas spowiedzi przedślubnej mówiłam księdzu delikatnie, że ja to właściwie mam wątpliwości co do istnienia boga, a ten mnie opieprzył, ze to nie czas i miejsca na dyskursy filozoficzne i jego interesuje tylko, czy był seks, a jeśli tak – to mamy się powstrzymać do dnia ślubu. Pobraliśmy się 3 lata od poznania. Wspólne życie – on kończył kolejne studia, zmieniał prace, rozwijał się zawodowo. Ja – praca na państwowym etacie, dom (zakupy, pranie sprzątanie), za 2 lata dziecko, więc pieluchy, potem niania, żłobek. Czułam się ograniczana, miałam wrażenie że coś jest nie tak.Miałam wrażenie, że wszystko jest tak jak on chce, a ja się nie liczę. Byłam typową, upierdliwą i zrzędną babą. Domagałam się atencji i uwagi. Że czuję się niekochana i nieważna. Gównotesty i ogólnie zachowywałam się jak pierdolnięta. Manipulowałam i prowokowałam, ale chyba sama nie wiedziałam, co chcę uzyskać. Na moje jęczenie, że chyba przestał mnie kochać usłyszałam, że jak przestanie mnie kochać to mnie o tym poinformuje. Dopóki nie da mi takiej informacji, to znaczy że nie przestał. Albo jak marudziłam, że mnie nie kocha, to pytał – a jak myślisz, dlaczego umyłem ci samochód? Dziwnie spadła mi ochota na seks (hehe, teraz wiem że to było zwykłe kupczenie dupą). Tzn. był dużo rzadziej, głównie z jego inicjatywy, ale zawsze było super. Zresztą nigdy z nikim nie było mi tak dobrze jak z nim – tak na marginesie… Byłam coraz bardziej upierdliwa, marudna, zrzędna i wkur.wiająca. On chyba miał tego coraz bardziej dosyć. Tak myślę, że chyba część samców w podobnym momencie swojego życia trafiła na to forum… W międzyczasie dzieciak podrósł, ja zmieniłam pracę – znów zaczęłam zarabiać porządne pieniądze ;-). Z tym, ze pozostał między nami rodzaj napięcia i pretensji. Ja miałam poczucie, że mój mąż ma mnie gdzieś i wszystko inne jest ważniejsze niż ja, a wszystkie problemy życia codziennego są na mojej głowie. On pewnie miał dosyć narzekania i czepiania się o wszystko. Zaczęłam mieć tego dosyć. Swojej własnej upierdliwości. Babo, o co ci chodzi??? mówiłam sama sobie. Obydwoje mamy niezłą pracę – on bardziej wymagającą czasu i zaangażowania, zarabia więcej. Jesteśmy zdrowi i mamy fajnego dzieciaka, mamy gdzie mieszkać i drugie mieszkanie na wynajem (bez kredytu!), spora poduszkę finansową. Nigdy nie miałam ochoty na żadnego innego faceta (jak go widzę w samych dżinsach, bez koszulki, to wciąż mnie zachwyca:-P). Że są czynności w domu, których on nie robi (tzw. babskie)? No i co z tego – są takie których ja się nie tykam, a tylko on robi (tzw. męskie). Ale, jako że jestem pierdolniętą babą to taka próba przetłumaczenia sobie niezbyt wiele zmieniła. Potem trafiłam tutaj. Czytając pomyślałam, że coś jest na rzeczy. Sporo kwestii zaczęło mi się przestawiać w głowie. Wciąż mam sieczkę, wciąż porządkuję, wciąż czytam i szukam informacji… Równocześnie działam :-) W sumie to zadziwiające. Tak naprawdę dokładnie od tygodnie nie narzekam, nie czepiam się i nie dogaduję, no i inicjuję seks – i nasza relacja już jest bliższa. To kilka dni, góra 10, a ja mam wrażenie, że wzrósł poziom intymności między nami. Wiele rzeczy stało się prostszych. Ale niedawno padło to pytanie z jego strony – czy coś się stało, ze jestem taka podejrzanie miła.. No więc jak to: baba marudzi – to źle, jest miła – to podejrzane? Naprawdę związek kobiety i mężczyzny musi się opierać na zasadzie nieufności? Podejrzliwości? Naprawdę każda baba jest tak pierdolnięta, że wcześniej czy później wywinie jakiś numer?
  13. Caroll

    Cześć

    Czytam dalej, na ile tylko czas pozwala. I wcielam w życie :-P Jeszcze kilka słów o mnie - z racji wieku SMV ostro pikuje w dół (w tym roku 40), ale mam wciąż świetne cycki, niezłą pracę, jestem samodzielna i niezależna (też finansowo - bo część majątku mamy oddzielnie), inteligenta i pyskata, mąż - od 13 lat ten sam, młodszy o 2 lata, wysoki, inteligentny, świetny fachowiec w swojej branży, b.pewny siebie. Typowy samiec alfa :-) Obydwoje dbamy o swoje stado (mamy 10 letnią córkę), nasz związek jest całkiem niezły, ale za dużo energii tracimy na walkę między sobą - walkę o dominację. Biję się w piersi - wykorzystywałam chyba cały arsenał samiczych sztuczek ... głupich i bezsensownych, jak teraz widzę. Walkę o dominację ciągle przegrywałam, co mnie cholernie frustrowało. A teraz się okazuje, że dobrze, ze przegrywałam ;-) I tak chyba sobie trochę racjonalizuję - żeby do końca nie wypaść z roli - oto znalazłam powód, aby odpuścić i z podniesioną przyłbicą przyznać przed sobą i całym światem, że to mój mąż dzierży władzę, ja będę go wspierać, a walczyć to możemy obok siebie o nasze stado, a nie ze sobą. To dopiero kilka dni - długa droga jeszcze przede mną. Od czwartku - wystarczyło, że się o nic nie czepiam i sex kiedy chce (+ oral z mojej inicjatywy) i nasza relacja ewidentnie zaczyna nabierać innej jakości. I to naprawdę takie proste? Spokojny i zadowolony samiec = lepszy związek? A może zbytnio upraszczam?
  14. Caroll

    Cześć

    Cześć. Trafiłam to zupełnie przypadkiem kilka dni temu i czytam... Wręcz pochłaniam. Początkowo przerażona, potem zaintrygowana, a teraz zafascynowana... Z jednej strony myślę sobie, że to nie może być takie proste... Z drugiej - oprócz tego że jestem kobietą i mam - delikatnie mówiąc - charakterek i temperament, ale że jestem przy tym inteligentna i kocham mojego męża, zatem właśnie rozpoczęłam drogę do samodoskonalenia i rozwoju :-P Jeśli mi się uda, to mój mąż będzie bardziej szczęśliwy, a ja wszem i wobec będę głosić chwałę Marka Ojca Założyciela.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.