Skocz do zawartości

Babinicz

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Babinicz

Kot

Kot (1/23)

29

Reputacja

  1. Temat stary i już mocno zakurzony, ale pozwolę go sobie odgrzebać, gdyż żadna z wcześniejszych wypowiedzi nawet nie zbliża się do rozwiązania przedstawionego problemu (bez urazy, Panowie). @Doug Doświadczyłem podobnej sytuacji. Pochodzę z małej wioski (ok. 500 mieszkańców) położonej jakieś 120 km od Warszawy. Chodziłem do ogólniaka znajdującego się w mieście położonym jakieś 30 km od mojej wsi, dojeżdżałem tam pociągiem. W klasie miałem dziewczynę, która mieszkała jeszcze dalej niż ja i wsiadała na wcześniejszej stacji, więc zawsze jechaliśmy do szkoły tym samym pociągiem. Byliśmy po prostu znajomymi z klasy, więc nie umawialiśmy się na wspólną podróż. Niemniej jednak statystycznie powinniśmy na siebie często wpadać podczas wspólnych podróży, w końcu jeździliśmy tym pociągiem 5 razy w tygodniu przez większą część roku (powrotów nie liczę, bo tu już siłą rzeczy razem wracaliśmy). To były pociągi regio, więc nie były jakieś olbrzymie, nie wiem ile tam mogło być miejsc siedzących, ale obecnie eksploatowane przez Koleje Mazowieckie elfy mają poniżej 200, tamte pewnie miały podobną liczbę. Przez 3 lata ogólniaka spotkałem ją w pociągu nie więcej niż kilkanaście razy, możliwe nawet, że było to poniżej 10. Nigdy jej nie szukałem, ale czasem przechodziłem sporą część pociągu w poszukiwaniu wolnego miejsca. Kilkanaście razy na 3 lata wspólnego podróżowania to trochę mało. W ostatniej klasie zaczęliśmy z kolegami z wioski podróżować do Warszawy. Wiecie, stolica, żarcie w McDonald's, splendor i bogactwo. Mieliśmy tych wypraw dokładnie 6 i za każdym razem kierowaliśmy się do Arkadii (centrum handlowe). W ciągu tych 6-u podróży nie spotkaliśmy mojej koleżanki tylko raz. I teraz o co mi chodzi. Powiedzmy, że prawdopodobieństwo spotkania jej w pociągu wynosiło 1:80 (przyjmuję, że miejsc siedzących było 160 i wszystkie były podwójne). Zatem pierwszy dzień szkoły, wsiadam do pociągu i mam szansę jedną na 80, że ją spotkam. Nie spotykam, idziemy dalej. Kolejny dzień. Ile wynoszą szanse na jej spotkanie? Znów 1:80. Poprzednia wyprawa pociągiem nie wpływa na kolejne, nie zmienia prawdopodobieństwa w żaden sposób. Na chłopski rozum powinienem ją spotykać bardzo często, w końcu wiele podróży to wiele okazji do spotkania, ale to zupełnie błędne myślenie, które pokazuje jak bardzo nasz mózg nie radzi sobie w dzisiejszych czasach. Homo sapiens istnieje na tej planecie jakieś 100.000 lat i dopiero od jakichś 100 lat żyjemy w olbrzymiej skali (brak mi lepszego określenia) - przykładowo za cholerę nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie 1000 osób, bo przytłaczającą większość czasu żyliśmy w społecznościach liczących kilkadziesiąt osób (pewnie wiele osób twierdzi, że jest w stanie sobie wyobrazić 1000 osób, ale wyobrazić sobie możemy tylko liczbę). Wszystkie mechanizmy mózgu ewoluowały w warunkach, gdzie człowiek znał swoją rodzinę i sąsiadów, a najdłuższą wyprawę odbył do sąsiedniej wsi na jarmark. W takich warunkach te mechanizmy się sprawdzały, w dzisiejszych łatwo je oszukać, czego przykładem jest właśnie chłopska logika i przeświadczenie, że wielość moich podróży zwiększa prawdopodobieństwo na spotkanie koleżanki. Weźmy teraz moje podróże do stolicy. Byłem tam z kumplami 6 razy i spotkaliśmy moją koleżankę 5. Powiedzmy, że szanse na jednokrotne jej spotkanie to 1:80.000 (przyjmijmy, że w w ciągu godziny przed i po spotkaniu przewinęło się przez Arkadię 80.000 osób). Małe szanse. A jakie były statystycznie szanse, że spotkam Ciebie, @Doug? Otóż 1:80.000. Podobnie jak w przypadku każdej innej osoby. Zaraz mi ktoś wyskoczy, że np. szanse na spotkanie biedaka z Brazylii były zerowe, ale ja tutaj podaję prawdopodobieństwo i nie poruszam kwestii determinizmu, bo jasnym jest, że demon Laplace'a określiłby prawdopodobieństwo każdego zdarzenia jako 1:1 lub jako zerowe i innych możliwości nie mogłoby być. Determinizm na tę chwilę ignorujemy, zajmujemy się prawdopodobieństwem. Wróćmy do rzeczy. Na jedno spotkanie mam szansę jedną na 80.000. Jakie są szanse, że spotkam ją jeszcze cztery razy? Dla utrudnienia przyjmijmy, że spotkałem ją 5 razy z rzędu i dopiero przy ostatniej podróży jej nie spotkałem. Przecież to musi być jak szóstka w totka. Otóż nie. Szansa na każde kolejne spotkanie pozostaje dokładnie taka sama. Poprzednie spotkanie nie wpływa na kolejne. Okej, ale i tak jesteśmy nieco w dupie. W końcu 1:80.000 to wciąż cholernie małe prawdopodobieństwo. I po to były nam rozważania o spotkaniu w pociągu. Tam były szanse o wiele większe, ale jednak spotkałem ją nie więcej niż kilkanaście razy w ciągu kilkuset podróży. W Arkadii spotkałem ją 5 razy w ciągu 6 podróży. Nie jest to nieprawdopodobne. Nieprawdopodobne byłoby, gdybym na spotkanie z nią miał prawdopodobieństwo 1:1 i jej nie spotkał. Albo gdybym ją spotkał przy prawdopodobieństwie równym 0 (np. gdybym dzień wcześniej poderżnął jej gardło i spalił jej zwłoki, a następnego dnia spotkał ją w spożywczaku). To, że coś jest mało prawdopodobne wcale nie oznacza, że jest niemożliwe. Weźmy szóstkę w totka. Prawdopodobieństwo jej trafienia to 1:13.983.816. Powiedzmy, że grających jest dokładnie 13.983.816. Teraz uruchamia się chłopski rozum i tłumaczy, że w takim układzie z pewnością ta szóstka padnie. Otóż nie. Jeśli ja wybiorę na swoim kuponie liczby 1,2,3,4,5,6, to wcale nie znaczy, że @Doug wybierze zupełnie inne. Jakie są szanse na to, że każdy z 13.983.816 grających w lotto wybierze zupełnie inne niż reszta liczby? Dokładnie takie same jak na to, że każdy z 13.983.816 grających wybierze te same liczby. Szanse 1:13.983.816 wcale nie oznaczają, że w 13.983.816 kuponach musi się trafić zwycięski kupon (byłoby tak, gdyby jedna osoba/grupa osób puściła tyle kuponów i każdy byłby inny, słowem prawdopodobieństwo wskazuje liczbę istniejących możliwości). Weźmy teraz rzut monetą. Mamy do wyboru orła i reszkę. Rzucamy 10 monet. Przyjmijmy, że trafiła nam się następująca kombinacja (r-reszka, o-orzeł): o,r,r,o,r,o,o,r,o,r Myślicie, że jak bardzo jest prawdopodobna taka kombinacja? Chłopski rozum podpowiada, że o wiele bardziej niż taka: o,o,o,o,o,o,o,o,o,o I znów chłopski rozum się myli. Przy każdym rzucie masz prawdopodobieństwo 1:2, że wyrzucisz orła. Przy każdym kolejnym to prawdopodobieństwo się nie zmienia i wynosi 1:2. Owszem, prawdopodobieństwo, że wyrzucisz 10 razy pod rząd orła wynosi 10 do potęgi 10. W cholerę małe. Ale jest identyczne jak prawdopodobieństwo wyrzucenia każdej innej kombinacji. Rzuć 10 monet i być może trafisz orła 10 razy pod rząd. Jedź do Warszawy z kumplami i być może spotkasz 5 razy z rzędu tę samą koleżankę. Prawdopodobieństwo tego spotkania jest identyczne jak spotkania każdej innej znajomej osoby, albo nie spotkanie nikogo. Mam nadzieję, że w miarę zrozumiale to wytłumaczyłem, jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, postaram się je wyjaśnić. Chodziłem kiedyś do pewnej knajpy. Bywałem tam co czwartek, bo mieli dobrą promocję dla studentów. Zawsze zamawiałem to samo danie. Rozpoczął się trzeci rok studiów, wakacje spędziłem w rodzinnej wiosce, więc przez trzy miesiące nie byłem w tej knajpie. Okazało się, że nie serwują już mojej ulubionej szamy. Zamówiłem jakiegoś burgera, był naprawdę kozacki, a tu nagle przy moim stoliku po podłodze popierdala prusak. Jakby u siebie był. Szybko dziada załatwiłem butem i idę na skargę do obsługi za ladą. Generalnie zrobił się szum, przeproszono mnie i dostałem dwa kupony na darmowe danie. Poszedłem tam w następny czwartek i zamówiłem najdroższe żarcie (w końcu miałem kupony). Wcinam spokojnie, a tu nagle wrzask, panna wskakuje na stół (skoczna bestia, była w budach na obcasie). Zobaczyła prusaka popierdalającego po sali. W następny czwartek już tam nie jadłem, bo sanepid dobrał im się do dupy (niewykorzystany kupon długi czas służył jako zakładka do książki). Ta historia jest tak samo nadprzyrodzona i niewytłumaczalna racjonalnie jak ta, którą napisał @Romek. Jeśli dla kogoś trzykrotne trafienie na młodą parę podczas trzech pierwszych randek jest zjawiskiem niewytłumaczalnym i nieprawdopodobnym, to chyba nie ma sensu, żebym cokolwiek tłumaczył, bo to walka z wiatrakami.
  2. @Strażak >25, zero rozwodów na szczęście, nigdy nie byłem zwolennikiem małżeństwa, a dzieci nie znoszę. Teraz po prostu widzę te wszystkie schematy kobiecego zachowania i mnie to irytuje. Przykładowo sądziłem do niedawna, że kobiety mają różne, często ciekawe zainteresowania, ale jak się zagłębiłem w temat, to okazało się, że zainteresowanie astronomią u kobiety ogranicza się do umiejętności wskazania Księżyca na niebie. Autentyczna sytuacja. Ta "astronomka" była tak mocno niedouczona, że wg niej Pluton to planeta.
  3. 1. Nawet nie pamiętasz ile razy o kimś w ten sposób myślisz i nic się nie dzieje. Każdemu się zdarza, że o kimś/czymś pomyślał i zaraz stało się coś związanego z tym kimś/czymś. Wielokrotnie częściej jednak dzieje się tak, że myślisz o kimś/czymś i nie dzieje się nic. Ogromna większość ludzi sądzi, że posiada nadprzyrodzone zdolności i często tych zdolności doświadcza. Zapewne mi nie uwierzysz, bo to czego doświadczyłeś było wyjątkowe, nie mogło być błędem poznawczym i masz dziesiątki przykładów swoich nadnaturalnych zdolności (jak miliony podobnych Tobie osób), ale zastanów się przez chwilę nad fenomenem déjà vu. Jesteś w jakiejś sytuacji po raz pierwszy, a mimo to masz wrażenie, iż już jej doświadczyłeś. Możesz sobie racjonalnie tłumaczyć, że to niemożliwe, ale po prostu czujesz, że to już się wydarzyło. Mózg tworzy wrażenie, że to już się zdarzyło i tak samo jest z tym przekazem myśli - mózg tworzy wrażenie, że swoimi myślami połączyłeś się z inną osobą, bądź wykreowałeś jakąś sytuację. Napiszesz mi pewnie, że gdyby faktycznie było tak, jak opisałem kilka linijek wyżej (myślisz o kimś/czymś i nic się nie dzieje), to z pewnością zwróciłbyś na to uwagę, zwłaszcza gdyby działo się to tak często, jak twierdzę. Istnieje pewne zaburzenie, którego nazwy za diabła sobie nie mogę przypomnieć, ale polega ono na ignorowaniu przez mózg pewnych aspektów rzeczywistości. Np. jeśli nakażemy choremu zamknąć oczy, ten zamyka tylko jedno. Na pytanie czy zamknął oboje oczu odpowie, że tak. Wprowadź kogoś nowego do pomieszczenia, ustaw go przed chorym i spytaj chorego czy w sali pojawił się ktoś nowy. Chory nie tylko to potwierdzi, ale nawet dokładnie opisze strój nowej osoby, w końcu ma jedno oko otwarte. I teraz możesz temu choremu wyjaśnić, że przecież niemożliwe jest, by podał takie szczegóły mając zamknięte oczy. Możesz walnąć na ten temat cały wykład, ale osoba z tym zaburzeniem tego nie przyswoi. Jej mózg nie dopuszcza takich informacji, bo to byłoby sprzeczne z rzeczywistością przez ten mózg wykreowaną. No ni cholery nie przetłumaczysz choremu, że kiedy zamyka oczy, jedno z nich pozostaje otwarte. Wcale nie twierdzę, że cierpisz na takie zaburzenie, nic z tych rzeczy. To po prostu pokazuje jak niedoskonały jest nasz mózg. Tak naprawdę cała rzeczywistość dzieje się w naszych głowach. Jeśli w Twojej rzeczywistości masz nadprzyrodzone zdolności, to mózg będzie oporny na przyjęcie dowodów, że ta rzeczywistość jest fałszywa i Twoja świadomość nie dostanie nawet strzępka informacji, że miliony razy korzystałeś z przekazu myśli i absolutnie nic się nie stało. Tym jednak się różnimy od ludzi chorych, że możemy nastawić świadomość na sceptycyzm i krytycyzm i powoli dostrzec, że to cholerne oko mamy jednak otwarte 2. Jak wyżej. Gdyby nic się nie stało, to byś o całej tej sytuacji w ogóle nie pamiętał. 3. A ile miałeś marzeń, które się nie spełniły? Marzyłem o byciu żołnierzem, nie jestem. Marzyłem o składaniu zamków z Lego, nigdy nawet jednego klocka nie miałem. Marzyłem o posiadaniu papugi, mam uczulenie na pierze. Z pewnością miałem setki marzeń, o których teraz nie pamiętam. Marzyłem o tym, że studiowanie będzie zajebiste, nie było. Choć nie ukrywam, że trochę marzeń mi się spełniło, wielu z nich zapomniałem, podobnie jak tych, które się nie spełniły. W liceum czytałem o wizualizacji, przyciąganiu i tego typu ezoterycznych cudach. Marzyłem o związku z pewną dziewczyną i po kilku miesiącach mi się udało. Cud prawda? Później używałem tej "mocy" to przyciągnięcia jeszcze 4 dziewczyn (to pamiętam dokładnie) i nie zadziałało. Jeśli ktoś w odpowiedzi napisze mi, że te kolejne wizualizacje i stosowanie "prawa przyciągania" robiłem po prostu za słabo, nie skupiałem się, podświadomie to sabotowałem, to zwyczajnie to zignoruję, bo taką manipulację stosują wszyscy ezoterycy i zwyczajnie nie ma sensu dyskutować z tak głupim zarzutem.
  4. Krótko: wróżby to bzdury. @Piccardo Olałeś to, ale gdy tylko wydarzyła się sytuacja, która była podobna do opisanej przez "wróżkę", to od razu sobie przypomniałeś i dopasowałeś. Nie ma w tym nic dziwnego, ten sam błąd poznawczy sprawił, że na powierzchni Marsa odkryto twarz. To ewolucyjny mechanizm, który niestety jest podatny na błędy. Co ja zresztą będę tłumaczył, napiszę Ci jak to wygląda. Więc tak: dawno temu, na początku życia studenckiego, byłem wróżbitą. W sumie nie mam pewności, czy określenie "wróżbita" pasuje, bo miałem moc odczytywania przeszłości i szczegółów z życia, ale nie mam lepszego. Moc ta sprawiała, że panny na mój widok ściągały majtki przez głowę, ale musiałem przestać z niej korzystać, bo zaczęła się tworzyć jakaś sekta. Po swoim ostatnim pokazie mocy wytłumaczyłem, jak to zrobiłem (choć niektórzy i tak nie uwierzyli) i ten sam przykład podam tutaj. Obiektem mojej mocy była dziewczyna, którą widziałem pierwszy raz w życiu, nic o niej nie wiedziałem, nikogo o nią nie wypytywałem. Zawsze szedłem w ciemno, choć wielu takich fachowców robi wcześniej dokładny research na temat ich ofiary i później "losowo" wybierają właśnie ją (tak to wygląda na wszelkich pokazach, na których jest dużo ludzi, często też dostają informacje na bieżąco przez słuchawkę w uchu). Ogólnie kobiety są bardziej podatne na takie rzeczy. Mężczyźni są bardziej sceptyczni i mniej okazują emocje, więc ciężej się połapać czy idziemy w dobrym kierunku (zrozumiecie o co chodzi w dalszej części). Na początek delikatnie - ogólne pierdoły na temat jej osobowości, tu generalnie płynąłem na bzdurach i sprzecznościach (np. jesteś osobą towarzyską, choć masz momenty, kiedy chcesz zamknąć się sama w pokoju i w spokoju oddać się lekturze dobrej książki), ze sprzeczności ofiara wybiera sobie to co pasuje do niej i tyle. Standard. Jeśli ktoś twierdzi, że to bzdura i na pewno to tak nie działa, bo nikt nie jest aż tak głupi, to polecam obejrzeć takie pokazy na yt, a jeśli macie okazję, to idźcie na taki pokaz, tylko musicie być mega skupieni, żeby to wyłapać, polecam takie doświadczenie. Tak wygląda faza pierwsza - tzw. zimny odczyt. Idziemy dalej, czas na gorący odczyt. Gorący odczyt sensu stricte jest dla specjalistów, ja jestem zbyt cienki w uszach. Są ludzie, którzy na podstawie fragmentu metki czyjejś koszulki potrafią dojść do tego, że w dzieciństwie wujek was dotykał, a mama najbardziej lubiła pierogi z serem. To wymaga lat pracy i zwykle umiejętność ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, tacy ludzie są szkoleni od dziecka. Ja byłem za cienki na takie sztuczki, więc szedłem na łatwiznę, ale schemat jest dokładnie ten sam. Mało tego, ten schemat jest identyczny z tym, który stosowany jest w zimnym odczycie - mówisz coś i liczysz, że trafisz. Do rzeczy jednak. Przeszedłem do gorącego odczytu i zacząłem od tego, że widzę czyjś pogrzeb. To dobry wstęp, w końcu mało kto nie doświadczył czyjejś śmierci. Nie znam panny, więc bezpiecznie będzie założyć, że umarł dziadek albo babcia - rodziców jest dwoje, stopień wyżej mamy cztery osoby i do tego w podeszłym wieku, większe szanse na trafienie. Aha, wszystko czytałem z dłoni tej panny (kontakt fizyczny, to co miśki lubią najbardziej). No więc "dostrzegam" kogoś. Nie rusza się, leży - nie żyje. Pytam czy ktoś zmarł ostatnio. Pudło. No, ale kiedyś ktoś zmarł, panna mi nie pomaga, bo nie mówi kto (to też jest dobra sztuczka, ofiara podaje szczegół, chwilę później ja ten szczegół podaję, czy raczej powtarzam z delikatną zmianą i małym dodatkiem, który zmyśliłem, a wszyscy w szoku, że ja to wiedziałem), więc jeszcze chwila kontaktu z zaświatami i widzę siwiznę. Strzelam, że dziadek. Kur, znowu pudło. Wybrnąłem tym, że babcia miała rzadkie i dość krótkie włosy, co mnie zmyliło (ryzykowna zagrywka, wiele starszych kobiet ma bujne czupryny, ale w sumie gorący odczyt przy takich umiejętnościach to zawsze duże ryzyko). Lepszym pomysłem byłoby zwalenie winy za pomyłkę na dziewczynę (jesteś sceptyczna, zakłócasz fale, podświadomie mnie sabotujesz), ale jednak się udało. Idziemy dalej - zaświaty mówią, że z babcią kojarzysz coś słodkiego... mmm, czy babcia babcia piekła ci ulubione ciasteczka? może zawsze na stole czekały jakieś cukierki? może przywoziła ci jakieś łakocie? - zauważcie, że nie podaję żadnych informacji, tylko je wydobywam. Niestety, 3 razy pudło. No więc stosuję zabieg przerzucenia odpowiedzialności za to na ofiarę i pytam, czy coś jej to mówi, bo wyraźnie widzę, że jest coś słodkiego związanego z babcią, aż kurwa cukier mi w zębach chrzęści. Dziewczę mówi, że babcia miała takiego słodkiego kotka, z którym zawsze się bawiła, gdy przyjeżdżała do babuni, ten sierściuch był taki słodziutki. I w tym momencie wszystkim opadły szczęki, łącznie z tą panną. Nic nie powiedziałem, panna sama stworzyła historię, a ja zebrałem profity. O tak, koteczek, tu już się robi ciekawie. Wprawny "wróżbita" odgadłby imię tego kota, ale jak wspominałem, jestem za cienki na takie triki. Niemniej jednak mogłem rzeźbić. Opowiadam o zajebistości zabaw z kotem, jak to babcia musiała ją od niego odciągać, żeby zjadła obiad, jak to kot leżał jej na kolanach, jak to tego kotka karmiła smakołykami, jak to rzucała mu różne rzeczy, a on je później trzymał w pysku, jak czasami polował na jej włosy, gdy kładła się obok niego na ziemi. Generalnie waliłem bzdury, które pasują do każdej kociary, która trafiła na słodziutkiego kotka. Cholera wie, które były trafne, bo pannie już oczy z orbit wychodziły. To jest etap, w którym masz zaufanie i możesz naprawdę szyć. Wróciłem do babci, bo ile ten worek futra można eksploatować. Więc gadam, że babcia była kochana, nie mieszkała z rodzicami dziewczyny (co można było wywnioskować z wcześniejszych strzałów, ale nikt tego nie skumał, dla wszystkich to była nowa informacja), przed emeryturą ciężko pracowała (a kto kurwa nie uważa, że pracuje ciężko), gotowała i piekła pyszności (no jak to babcia, do cholery), przed śmiercią długo narzekała na stawy i bóle mięśniowe (1. zdefiniuj "długo przed", 2. który emeryt na to nie narzeka), no generalnie pierdoliłem farmazony, które wydawały się szczegółami z życia babci. Nie można jednak całego odczytu na tym zbudować, zwłaszcza, gdy zamierzasz powoli kończyć. Przy okazji, to się może wydawać krótką akcją, ale trwała blisko 20 minut. Dalej, babcia była kochaną osobą, ale dziewczę pokłóciło się z nią o coś. Tak, była na babcię bardzo zła przez pewien czas i nie rozmawiały ze sobą - panna spuszcza głowę ze wstydem i zaczyna płakać, to jest etap, w którym trzeba uważać i zapierdalać do zakończenia. Istniało ryzyko, że babcia kojfnęła przed pojednaniem z wnusią, przez co wnusia oczekiwałaby ode mnie, żebym przekazał babci przeprosiny, co byłoby już zbyt grubą akcją i skończyłbym jako medium-terapeuta, więc musiałem z tego wybrnąć. Nie próbuję zgadywać momentu, w którym się pojednały, tylko od razu walę, że babcia tak naprawdę nigdy nie chowała do niej urazy, nie była zła, a nie wykonała pierwszego kroku jedynie dlatego, że sama miała kiedyś tyle lat co wnusia i wiedziała, że wnusia potrzebuje czasu na przemyślenie sprawy i dojście do własnych wniosków, taki wiek po prostu (liberalna babcia, nie?). Panowie, wtedy to się zaczęło. Panna się rozkleiła zupełnie, zabrała mi swoją dłoń, pobiegła do łazienki, wszyscy patrzyli na mnie jakbym był Jezusem, który powrócił na Ziemię. Generalnie rozpierdol ostry, a gdy godzinę później dziewczę doszło do siebie i zostałem obsypany podziękowaniami oraz maślanymi oczkami zwiastującymi dobre pukanie tej nocy, to naprawdę z ciężkim sercem wyjaśniłem wszystkim, że to była sztuczka (zaplanowałem, że to będzie ostatni raz i nie mogłem się wykręcić, słowo dane samemu sobie jest nie do złamania). Pomimo moich przeprosin dostałem dwa razy z liścia, co jest zrozumiałe. Później jeszcze miałem spinę z moim kumplem, któremu spisywałem swoje scenariusze rozmów i przy ich pomocy wyrywał panny na innej uczelni, bo o całej akcji zrobiło się przez moment głośno w społeczności studenckiej i nie mógł dalej prowadzić podrywu w ten sposób. Co do samego zakończenia seansu, to chciałem jeszcze jakiś szczegół podać na zakończenie, ale wyszło jak wyszło, w sumie nawet dało to lepszy efekt. "Przepowiadanie" przyszłości opiera się na tym samym schemacie - walimy jakieś ogólne stwierdzenia, ofiara sama do przypasuje. Przykład: wróżka mówi, że spotkasz wysokiego, dobrze ubranego mężczyznę, za którym będą szły pieniądze, będzie on po trzech rozwodach, będzie miał szóstkę dzieci, a poznacie się w chwili zagrożenia Twojego życia. Za 10 lat spotykasz faceta, który jest nieco wyższy od Ciebie, w Twojej opinii jest dobrze ubrany. Poznajecie się na jakiejś imprezie i okazuje się, że jest prezesem banku, czyli nie dość, że nieźle zarabia, to jeszcze ma do czynienia z ogromną forsą (czyli te pieniądze za nim idą). Facet nigdy nie miał żony, dziecko tylko jedno i to poddane aborcji w pierwszym trymestrze. Zapominasz o kolejnych 10-u cechach i przepowiedniach związanych z tym facetem, które się nie spełniły, podświadomość zostawia tylko tę pasującą część. Żadnego zagrożenia życia nie było, ale za miesiąc idziesz do lekarza, a ten mówi, że od roku chorujesz masz raka i możesz się przekręcić w każdej chwili. Podświadomość odbiera to tak: na tej imprezie miesiąc temu miałem już tego raka, mogłem wtedy umrzeć, czyli zagrożenie życia było, zatem wróżka miała rację! Tak to wszystko działa, jeśli macie jakieś pytania co do tych "mocy", z chęcią postaram się na nie odpowiedzieć.
  5. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Widzenie samego siebie nie jest normalną sytuacją dla mózgu, który czasem po prostu nie wie jak sobie z nią poradzić. Tak naprawdę człowiek jest bardzo prymitywną istotą, a świadomość nie jest systemem dominującym, a zaledwie jednym z olbrzymiej ilości istniejących w mózgu. Te systemy nie działają idealnie i łatwo je skonfundować, czego doświadczyłeś i teraz szukasz wyjaśnienia przy błędnym założeniu, że Ty (Ty jako świadomość) kontrolujesz siebie (cały organizm i wszystkie jego systemy). Kilka lat temu doświadczyłem OOBE, bardzo fajne przeżycie, ale nic nadprzyrodzonego w tym nie ma, po prostu z nieznanego powodu mózg czasem płata figle.
  6. Ostatnio jestem na etapie podejmowania prób obalenia tez Marka i Braci na temat kobiet. Wiecie, dopóki człowiek sam nie sprawdzi, to tak do końca nie uwierzy, zwłaszcza na poziomie podświadomym. Efekt jest taki, że spotkało mnie to samo, co wielu tutaj obecnych - znudzenie kobietami. Przedwczoraj zacząłem badać kobiece zainteresowania. Część koleżanek pytanie o hobby zbywa, część odpowiada wymijająco, ale niektóre udzielają odpowiedzi. Najciekawsza trafiła mi się wczoraj. Wyraźnie zaznaczam, że to była najciekawsza z odpowiedzi. Bez zbędnego przeciągania, oto pasje kobiety w wieku 22 lat: 1. Sport (bieganie i Chodakowska - zainteresowana tym na tyle, żeby się nie spaść i wciąż wzbudzać zainteresowanie u facetów). 2. Muzyka ("ostatnio bez przerwy czegoś słucham, nie mogę przestać"). 3. Czytanie (Ostatnia przeczytana książka? "Nie pamiętam"). 4. Podróże. Wiecie, chciałaby latać po świecie, robić zdjęcia, jeść regionalne potrawy itp. Zero głębszej refleksji, poznania ludzi, kultury i historii danego kraju, przeżycia jakieś nietypowej przygody. Największa atrakcją byłoby odwiedzenie najpopularniejszych miejsc i zrobienie tam zdjęć. Za dwa tygodnie wybiera się do Rzymu i nie wie czym jest akwedukt. W sumie tak chyba wygląda podróżowanie 99% "podróżników". 5. Największy sztos - psychologia!!! Ale, uwaga, uwaga, nie byle jaka psychologia. Sama mi napisała, że zaraziła ją tym jej koleżanka X. Ta sama X, o której pisałem w Świeżakowni. Stąd też wiem, że X interesuje się tą częścią psychologii, która pomoże jej manipulować i usidlić jakiegoś dobrze rokującego faceta. Tamtej na bank chodzi dokładnie o to samo, gdyż z tego co mi wiadomo jej facetowi zaczęły ostatnio wyrastać jaja, więc musi go jakoś utemperować. Jeszcze niedawno wyśmiałbym ją i próbował udowodnić, że to nie są zainteresowania, tylko jakieś kobiece pierdolenie. Teraz już wiem, że to po prostu nie ma sensu. Nie zrozumcie mnie teraz źle, jestem bezgranicznie wdzięczny za książki Szefa oraz to forum, ale jednocześnie kurewsko dołuje mnie posiadanie wiedzy o naturze kobiet. To jest po prostu straszne, już teraz nie mam do kobiet cierpliwości i działa mi na nerwy ich obecność, a z każdym dniem coraz bardziej się to pogłębia.
  7. Grożenie postępowaniem karnym jest przestępstwem, nie polecam.
  8. @Odlotowy Trafna uwaga, o tym nie pomyślałem. Jeśli chodzi o moment, w którym powiem jej, że więcej nasze ścieżki się nie przetną, to jestem spokojny, bo nie zamierzam się jej tłumaczyć. Powiem jej tylko jedno zdanie, odwrócę się i pójdę. Chodzi mi o ostateczne zamknięcie tematu, poza tym mam wbite do głowy tego typu honorowe zachowania, a że ona czegoś takiego nie zna i nie rozumie, to inna bajka, ja robię po swojemu. Martwi mnie, że będzie próbowała się ze mną kontaktować i wydobyć jakieś wyjaśnienia, a w konsekwencji zacznie się tłumaczyć, pierdzielić bzdury o wspaniałej przyjaźni. Zdecydowanie nie jestem na to gotowy, moja praca nad sobą zaczęła się całkiem niedawno. Na szczęście w mediach społecznościowych nie istnieję, jej numer telefonu zablokuję, a w razie konieczności zmienię swój, mam nadzieję, że to wystarczy i już nigdy więcej nie pojawi się w moim życiu.
  9. Tak zrobiłem, w odpowiedzi zaczęła zgrywać silną i niezależną, więc póki co nie mamy kontaktu, bo w kwestiach zawodowych nasza rola zacznie się dopiero za jakieś trzy tygodnie. Chyba próbuje wziąć mnie na przetrzymanie, co jest po prostu śmieszne, bo ja z tej relacji nie miałem zupełnie nic. Mam tylko nadzieję, że w ciągu tych trzech tygodni nie złamie swoich ślubów milczenia, bo tylko bym zmarnował kilka chwil na jej zbywanie.
  10. @Pyrrus Poinformowanie jej, że to koniec jest dla mnie, gdy jej to oznajmię, będę miał poczucie, że definitywnie to skończyłem i wyeliminuje to możliwość poczucia, że nie zamknąłem tego rozdziału. Kontakt do września muszę z nią utrzymywać z przyczyn zawodowych, pracujemy w tej samej branży, a nasi pracodawcy mają tego samego klienta. Sytuacja nietypowa, w postępowaniu spadkowym wystąpiły pewne komplikacje. Po prostu nie chcę mieć smrodu w pracy, jeszcze by coś przed moim szefem odstawiła.
  11. Stary, właśnie przez takie myślenie większość ludzi tkwi w gównianych relacjach. Mój dobry kumpel jest z dziewczyną prawie 6 lat, ale już ze 3 lata temu po paru głębszych musiał przekonywać samego siebie, że powinien to dalej ciągnąć. Powiedział mniej więcej coś takiego: "Pewnego dnia budzisz się, patrzysz na tę osobę, która leży obok, z którą spędziłeś tyle lat i zaczynasz się zastanawiać jak to się w ogóle stało i kim ona tak naprawdę jest. Nie ma już tych świetnych chwil, tak naprawdę żyjecie razem z przyzwyczajenia, z sentymentu, bo kiedyś było wam zajebiście i wciąż macie nadzieję, że to wszystko wróci". I w tym tkwi cały szkopuł - masz tylko nadzieję. Żadnej pewności, nawet cienia. Było fajnie, już nie jest, a Ty zamiast żyć teraźniejszością, wspominasz przeszłość. Chyba każdy zgodzi się, że lepsza jest pewność niż nadzieja, a pewność, że znów będziesz miał zajebisty związek łatwo osiągnąć - wystarczy znaleźć nową partnerkę PS. Mój kumpel ostatecznie tkwi w tej relacji, choć wystarczy rzut oka, żeby dostrzec jak bardzo ma dość. Jeszcze trochę i będzie gotowy na poznanie tego forum.
  12. Kilka dni mnie nie było, potrzebowałem się trochę wyciszyć i bardzo mi to pomogło. Doszedłem do wniosku, że cała ta sytuacja jest zwyczajnie bez sensu. Ja i X mamy niewiele wspólnego, różne charaktery, temperamenty, podejście do życia, co sprawia, że po prostu jest dla mnie nudna. Nie sądziłem, że w niecały tydzień mogę zmienić gówniarskie zadurzenie w obojętność. Wiem, że gdzieś z tyłu głowy kręci się jeszcze pewien sentyment, ale generalnie udało mi się z niej wyleczyć. Zrozumiałem, że doprowadziłem do sytuacji, w której ona sra mi do głowy, a ja się z tego cieszę. Nie mam do niej żalu, sam się podłożyłem, ona tylko skorzystała, na jej miejscu z pewnością zrobiłbym to samo, ale rzygać mi się chce, gdy pomyślę o tym, jak wyglądają nasze rozmowy. Ich schemat jest zawsze ten sam: witamy się, pytam co u niej słychać i słucham pierdolenia przez dobre 20 minut. Z jej strony zero uprzejmości, nawet nie spyta co u mnie. Wiem, że gówno ją to obchodzi, ale mi rodzice wpoili uprzejmość, szacunek i zainteresowanie rozmówcą, a przynajmniej udawanie zainteresowania. Dostrzegam, gdy ktoś wyraźnie ma mnie w dupie podczas rozmowy i po prostu mnie to razi, takie mam skrzywienie (dziwne, że wcześniej nie zauważyłem, że panna taka jest). Zadzwoniła do mnie dziś rano i spytała czemu przez tydzień się do niej nie odzywałem. Nie interesowało ją czy żyję, czy wszystko w porządku, czy nie postanowiłem zostać pustelnikiem - ważne było tylko to, że nie poświęcałem jej uwagi. Jak ja mogłem ubóstwiać kogoś takiego. Cała nasza rozmowa trwała dwie minuty, zaczęła mi opowiadać jakieś bzdury, więc jej przerwałem i się pożegnałem. Niestety, z przyczyn ode mnie niezależnych, których wolę nie poruszać, nie mogę z nią zerwać kontaktu wcześniej niż we wrześniu. Niemniej jednak pies z nią tańcował, mam już gdzieś tę znajomość i już się nie mogę doczekać, gdy powiem jej, że nigdy więcej nasze ścieżki się nie przetną. Dzięki za wszystkie Wasze wpisy w tym wątku, potrzebowałem kopa w dupę, żeby dostrzec jak bardzo się zeszmaciłem. Książki Marka są świetne, ale użytkownicy forum pozwalają wprowadzić w życie ich przesłanie. Skok ewolucyjny osobowości Babinicza właśnie się zaczął.
  13. Mógłbyś polecić jakieś książki na ten temat?
  14. Nie wyjaśniłem tego dokładnie. Gdy jeszcze chodziłem z nią do klasy w ogólniaku, miała jakiegoś chłopaka. Co ważniejsze byłem (nadal trochę jestem) bardzo nieśmiały i zakompleksiony, więc instynkt to ja miałem w zaniku. Masz całkowitą rację Kur, obawiam się, że znów masz rację. Za rok, dwa to mam nadzieję nie pamiętać nawet jej twarzy. Znów masz rację, oczekiwałem rewanżu z jej strony. Z tą koleżanką jest troszkę inaczej. Jeszcze niedawno były wobec siebie niechętnie, a wręcz się nie znosiły, ale koleżaneczka wyrwała sobie chłopaka na imprezie sylwestrowej i wtedy już mogła stać się dla X najlepszą przyjaciółką, wreszcie była w lepszej pozycji niż X. Pomaga się gorszemu od siebie, proste. Ale ogólnie zgadzam się z Tobą, jestem po prostu głupi, liczyłem, że ona wywiąże się z zobowiązań, które istniały tylko w mojej głowie. Nauczka na przyszłość. Święte słowa, niestety. Może się wydawać, że chciałem wzbudzić w niej zazdrość, ale naprawdę chodziło o coś śmiesznego, nie ściemniam. Nie przemyślałem tego i faktycznie wyglądało to jak nieudana próba wzbudzenia zazdrości. Trochę się wkurzyła, ale nie poszedłem za ciosem i ostatecznie niczego to nie zmieniło. Mówienie o rozbudowanej klacie u siatkarza, gdy płynie się rowerem wodnym z, nieskromnie napiszę, dociętym napakiem bez koszulki jest po prostu kretyńskie. Przyznaję, przeżywam to, mam o to wręcz ból dupy, ale trójbój i związana z tym fajna sylwetka to sens mojego życia. Znów masz rację, powinienem odpowiedzieć tym samym. "Wyglądam jak gówno" to myśl większości osób związanych z kulturystyką, wystarczy jedna sugestia właściwej osoby i całkowicie zatruwa to mózg, dlatego też odradzam zabawę w ten sport, nie warto. Teraz to się dziwię, że mnie nie trzasnęła w pysk za bycie pizdą. @Odlotowy Ta panna zawsze była prymuską, najlepsze oceny, w liceum zdobyty indeks na olimpiadzie, elitarne studia i do czasu rozstania z byłym stypendium każdego roku. Podejrzewam, że w pracy nie było gorzej. Ogólnie to żałuję, że nie znałem tego forum zanim spotkałem ją na ulicy po tylu latach przerwy. A mogłem jechać tramwajem.
  15. Masz całkowitą rację, każdy przywdziewa różne maski w różnych sytuacjach, ale ja nie mam takiej, która potrafi wyłączyć sumienie. Wysłucham pierdolenia matki, będę po tym wkurwiony, ale też będę czuł się źle, bo jeśli się ktoś do mnie sadzi, to znaczy, że musiałem wobec tej osoby zrobić coś złego. Wydaje mi się, że kobiety mogą wyłączyć skrupuły i poczucie winy, pstryk i zero empatii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.