Skocz do zawartości

osobliwy nick

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia osobliwy nick

Kot

Kot (1/23)

9

Reputacja

  1. Gość robił sobie jaja albo sam był mocno zakręcony na punkcie wiary i powtarzał to przy każdej możliwej okazji. Sam mawiałem czasami żartobliwie do znajomych "bóg cię kocha", w różnych kontekstach, większość ludzi to bawi. A skoro już rzucił takim tekstem i wyszło zabawnie, bo mało nie zemdlałeś, to poszedł za ciosem i dodał następny sztampowy tekst. Tyle ludzi tak często mówi do siebie na serio lub w żartach te słowa, że naprawdę nie widzę w tym nic szczególnego, że ktoś kiedyś przy przypadkowej okazji tak do kogoś powiedział. A, że to byłeś akurat Ty i szalenie mocno poszukiwałeś wówczas odpowiedzi na fundamentalne pytania, to tylko Ty wiesz. Podobnie, tylko Ty zostaniesz z przeświadczeniem, że oto bóg zesłał na łaskę z samego nieba, czy skądkolwiek. Jednak pamiętaj, że to pierwszy stopień do szaleństwa, zaś historia ta nie miałaby w sobie nic szczególnego, gdyby nie Twoje szczególne miejsce w niej, które sobie nadałeś. To, że akurat mocno studiowałeś wtedy Bilbię/kwestie wiary, to też nic szczególnego - miliony ludzi robią to regularnie na całym świecie. Większość wierzących ma jakąś mega-niewytłumaczalną historię potwierdzającą, że bóg istnieje. Co zastanawiające - im głupsi ludzie, tym głupsze historie. Z łatwością jesteśmy skłonni kontestować wyznania bogobojnej staruszki z anteny radia Maryja, ale swoich, czy osób, które mniej trywialnie potrafią ubrać, wykoncypować lub zidentyfikować esencję jakichś wydarzeń/historii - już nie. Pomimo, że tego typu historie wszystkie po równo nie trzymają się kupy.
  2. Wiem, że zdążyliście mnie już mocno polubić, zatem postanowiłem założyć nowy wątek na forum Otóż chciałbym, abyśmy zapisywali tu propozycje postulatów, których wejścia w życie sobie życzymy, jako mężczyźni, z punktu widzenia naszego interesu i, które mogłyby stanowić zalążek przyszłych zmian prawnych. Uważam, że zmian, których należałoby dokonać jest cała masa i zgadzam się z opiniami, iż kobiety mają współcześnie większe prawa oraz przywileje, aniżeli mężczyźni. Dlatego pytanie co należy zmienić, aby zrównać te prawa lub przywrócić należyty rozkład sił w społeczeństwie? Zacznę od postulatów, które już raz wymieniłem tu na forum. 1. Zniesienie obowiązku alimentacyjnego dla mężczyzn (oraz kobiet), z tytułu posiadania wspólnego dziecka. 2. Wprowadzenie surowych kar za zdrady. 3. Zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. 4. Prawo do współdecydowania mężczyzn o aborcji (oraz legalizacja aborcji w ogóle) i środki przymusu w tym zakresie (pozbawienie praw rodzicielskich, kary finansowe, pozbawienie wolności), jeżeli kobieta nie będzie respektować woli mężczyzny, w szczególności jego odmowy do powołania dziecka na świat. 5. Zniesienie instytucji ślubów cywilnych. Ad. 1. Obowiązek utrzymania dziecka winien spoczywać wyłącznie na stronie, która posiada prawa rodzicielskie, zaś sprawy związane z alimentami na dziecko w ogóle nie powinny być przedmiotem rozstrzygnięć polskich sądów. Wyjątek stanowić mogłyby jedynie konkretne umowy cywilno-prawne, pomiędzy kobietą i mężczyzną, w których jedna ze stron zobowiązuje się do określonych świadczeń, a następnie nie przestrzega zawartych tam postanowień. Jeżeli jedna ze stron zrzeknie się praw do dziecka - powinna być w zupełności zwolniona z obowiązku alimentacyjnego, w przeciwieństwie do stanu, który mamy obecnie. Ad. 2. Powinniśmy mieć możliwość wytoczenia procesu z pozwu cywilnego z tytułu zdrady. Jeżeli zaś chodzi o kary, to mam na myśli zarówno finansowe, jak i karę pozbawienia wolności, a także pozbawienia praw rodzicielskich (osoba, która niszczy swój związek i tym samym swoją rodzinę nie powinna mieć dłużej żadnych praw do dziecka). Obecnie nawet, jeżeli na sprawie rozwodowej zostanie orzeczona wina kobiety, ta zabiera dzieci. Ad. 3. Ewentualnie wprowadzenie późniejszego wieku emerytalnego dla kobiet, albowiem żyją dłużej. Ad. 4. Należałoby się zastanowić tylko na jakich zasadach. Na pewno jednak mężczyzna powinien również mieć tu coś do powiedzenia. Ad. 5. Państwo w ogóle nie powinno się zajmować życiem prywatnym obywateli, dopóki nie robią komuś krzywdy (patrz przemoc domowa kobiet, zdrady). Przymusowe finansowanie urzędników państwowych z podatków, do tego działających na szkodę mężczyzn (przyklepujących niekorzystne dla nich umowy cywilno-prawne) jest niedopuszczalne.
  3. Widocznie straszne gaduły jesteśmy, skoro jeszcze tu piszemy. Przeczytałem trochę wątków, niektóre historie są naprawdę ciekawe i przerażające. Aczkolwiek czytywałem gorsze, na pewnym konkurencyjnym forum. Książek Marka nie czytałem, podobno jedna jest dostępna za darmo, może od niej zacznę. Natomiast słuchałem chyba większości audycji Marka. A propos - w jednej z audycji nawet sam Marek krytykował kończenie znajomości przez kobiety bez słowa i z tego co pamiętam przekonywał, że to podła cecha, która nie przystaje do honorowych mężczyzn. Ale które nagranie to było, na pewno sobie nie przypomnę. Generalnie przyszedłem tutaj z sympatii dla Marka, no i oczywiście z uwagi na fakt, że leżą mi na sercu postulaty ogólnie pisząc meninistyczne. O tych postulatach chętnie bym jeszcze porozmawiał w osobnym wątku.
  4. 48 obecnie. Ale nie wszystkie dotyczą randek, czy kobiet. No i ciągle dopisuję nowe Zasady nie zawsze traktuję śmiertelnie poważnie, czasami mówię tylko w formie anegdotki lub wskazówki. Aczkolwiek niektóre zasługują na bardzo poważne traktowanie i ich złamanie może skończyć się bardzo niefajnie, np: #6 Nigdy nie flirtuj z dziewczyną kumpla.
  5. Nie chodzi o żadną mistyczną sytuację. Sugerowałem raczej, że szanowni tu państwo zaproponowali strategię, która się po prostu nie sprawdziła, nawet jeśli mieliście dobre chęci. Miałem się nigdy do niej nie odezwać i wszystko miało być cacy, albowiem prawdopodobieństwo, że kiedyś jeszcze się na nią natknę było znikome. Tymczasem los płata figle i nie dał mi szansy się "nigdy nie odezwać". Musiałem z nią ostatecznie wymienić chociażby uprzejmości. Moje wnioski są zatem proste - sprawy trzeba zamykać do końca, a nie chować głowę w piasek. Już nawet lepiej zamknąć sprawę nieporadnie i nie tak jakbyśmy chcieli, niż wcale nie zamknąć. Trzeba było odczekać ze 2 tygodnie i jasno jej zakomunikować, że zrobiła źle oraz dać szansę na poprawę lub zakomunikować, że zrobiła źle i zakończyć znajomość. Ostatecznie i tak jej to wyjaśniłem twarzą w twarz, tak jak się powinno. Myliłeś się.
  6. Do nikogo nie mam, ani nie miałem pretensji. Ale niektóre wycieczki osobiste/zawoalowane inwektywy zaszły chyba za daleko? Może się mylę... Urządzam obecnie nowe mieszkanie. Jestem z Wrocławia - 640 tys. mieszkańców. Jakie było prawdopodobieństwo, że w sklepie meblowym, w którym akuratnie mogę liczyć na zniżki, bo pracuje tam moja matka, spotkam właśnie ją? Otóż spotkałem. Ale nie tak zwyczajnie. Otóż w roli sprzedawczyni. Tak, okazało się, że od miesiąca pracuje z moją matką... I chuj strzelił 2 miesiące nie odzywania się. Podeszła, przywitała się z uśmiechem, zapytała czego szukam, w czym może pomóc. I co? Strzelić focha i powiedzieć, że dziękuję za pomoc, poradzę sobie. Rozmawiać, ale oschle, tylko o meblach? A może otworzyć się wyjaśnić w końcu tę sprawę, porozmawiać po ludzku? I wiecie co? Może gdybym wtedy do niej napisał, zadzwonił, wyjaśnił to, pokłócił się lub pożalił - nieważne, może wówczas miałbym siłę, żeby powiedzieć oschłe: ale ja pani już dziękuję, myślę, że nasza znajomość dobiegła końca i nie mamy o czym rozmawiać tutaj, ani nigdzie. Ale, że emocje już opadły, a sprawa otwarta w najlepsze, bo przecież niczego nie wyjaśniłem, jak poważny facet z jajami, tylko jak struś zakopałem głowę piasek - znalazłem się w punkcie wyjścia, dokładnie na począteczku tego wątku. A ponieważ nie chcę go już kontynuować, ani zaczynać od nowa, bo pewnie dostanę powtórkę z rozrywki - nie powiem co zrobiłem, ani co zrobię dalej. To co się stało, to chyba najlepsze podsumowanie tej historii, jakie mogło napisać życie i myślę, że to wystarczy. Tak to jest, jak się nie zamyka swoich spraw do końca...
  7. Interesująca diagnoza. Może i jestem nienormalny, jakoś nigdy nie miałem aspiracji, aby przystawać do normy. Jeżeli zaś pijesz do kończenia znajomości bez słowa lub nie odpowiadania na wiadomości, to już wyraziłem swoje zdanie. To gówniarstwo, nie będę się powtarzał. O kim Ty piszesz, bo już się pogubiłem? Na pewno nadal rozmawiamy o mnie? Masz rację, niektórzy marzą, by mieć podobne rozterki. Zwłaszcza żonaci, z trójką dzieci na karku. Niestety dla mnie seks koleżanka, to nie jest żadna nobilitacja. Wzoruję swoje zasady na Leroy'u Jethro Gibbs'ie z NCIS. Zaś twórcami zasad, które zaafirmowałem, sparafrazowałem lub cytuję wprost, poza mną, są między innymi Sun Tzu, filozof L. Kołakowski, ks. Józef Tischner, Konfucjusz, Owidiusz, A. Einstein, czy Winston Churchill. Na przykład: #39 Bez względu na to jak świetna jest strategia, zawsze powinieneś patrzeć na rezultaty (Churchill). Sam nie prowadzę pamiętniczka, ale może to dobrze, że chociaż taki Churchill z Owidiuszem prowadzili i coś tam skrobnęli czasami. A nie, stop. To dziecinne. Ten wątek, to pewnie 2-4 godzin, z ostatnich 3 tygodni mojego życia. Poza forum przez okrągłe 500-502 godzin robiłem zgoła co innego. Ale skoro już doszło do tego, że muszę się tłumaczyć z tego, iż przyszedłem pogadać na forum, to coś czuję, że albo nie jesteś rozmówcą dla mnie, albo w ogóle pomyliłem fora.
  8. Mijają 2 tygodnie i laska nie napisała. Tak sobie myślę, że złamałem przy niej moją zasadę nr 24: #24 Nigdy nie projektuj emocjonalnego znaczenia, które przypisujesz danym fenomenom na inne osoby. Chyba trochę za szybko przypisałem obustronne znaczenie relacji i wydarzeniom, które z nią nastąpiły. Dla mnie te zbliżenia z nią coś znaczyły na poziomie emocjonalnym. Dla niej to była zwykła zabawa albo aktorska gra, nic więcej. Nic to dla niej nie znaczyło. Trochę się wkurwiłem, mimo wszystko. Muszę sobie chyba zrobić znów przerwę od lasek, naładować baterie. Druga koleżanka dostanie kosza, pomimo, że nie jest winna tej sytuacji, ostatecznie trafi do sex-friends. Eh, a chciałem wyjść z tego błędnego koła. Przy okazji dopisałem nową zasadę do swojego zbioru: #43 Brak wyjaśnień drugiej strony oznacza wyjaśnienie, którego byś nie zaakceptował. Tyle dobrego. Dodam jeszcze, że tego rodzaju historia w tym klubie przydarzyła mi się już właściwie drugi raz. Miałem 2 lata temu seks koleżankę, którą również tam zabrałem. Jej natomiast mówiłem wprost, że jeśli szuka kogoś na stałe, to niech to robi, bo ja nie jestem dobrą inwestycją, jeśli chodzi o związki. No i w pewnym momencie zaczęła flirtować z jakimiś gośćmi, którzy siedzieli kawałek dalej, poszła do nich, aż w końcu ją tam zostawiłem z nimi. Co prawda, to była tylko moja seks koleżanka, ale jej również nie przebaczyłem takiego zachowania, tym bardziej, że to ona sama chciała, żebym ją zabrał do klubu. A skoro przyszła ze mną, to ma być ze mną. Chyba, że umówimy się, że przychodzimy razem, ale działamy na własną rękę i bawimy się niekoniecznie razem. Zerwałem z nią niedługo później, również dlatego, że była zazdrosna o inne koleżanki (hipokrytka) i domagała się za wiele atencji. Ten klub to jest naprawdę dobry papierek lakmusowy na laski. Im więcej czasu mija tym bardziej widzę jak absurdalne było to co się stało. Chyba zaczynam rozumieć kolegę, który doradził mi zjebać laskę od góry do dołu za takie zachowanie, niezależnie jak to zabrzmi i co zrobi. Kolejny raz nie będę milcząco tolerował takiego zachowania.
  9. Ale czyje to akty desperacji, te speed datingi? Moje, czy lasek? Dla mnie to raczej akty lenistwa lub braku czasu. Pracujący ludzie około 30 nie mają tyle czasu na wyjścia, życie towarzyskie imprezy, co jeszcze powiedzmy za czasów studiów. Ich znajomi zaś ograniczają się często do życia w tandemach, rodzą się im dzieci i życie towarzyskie umiera. W tym wieku nie każdy chce też bujać się po klubach, czy nawet podrywać na ulicy. Nie nazwałbym takich spotkań aktami desperacji, choć na pewno przychodzą tam też niedorajdy życiowe. Moim zdaniem szczyt umiejętności interpersonalnych to poznawać dziewczyny spontanicznie, w dowolnych sytuacjach, w których zwrócimy na nie uwagę, w szczególności na ulicy, tylko dlatego bo tak nam się podoba i nic nas nie ogranicza. Wszelkie narzędzia, które nas wyręczają, drogi naokoło, przez kursy, wykłady, spotkania są jakąś formą wymówki. No chyba, że akurat celujemy na przykład ściśle w pasjonatki astronomii. Ja nigdy nie miałem jednak na tyle luzu, odwagi i doświadczenia, by zagadać gdzie chcę i kogo chcę. Do dziś pamiętam na przykład dziewczynę sprzed kilku miesięcy z nieziemskimi biodrami, gdy byłem na poczcie. Nie zagadałem, bo było pełno ludzi, sam czekałem w kolejce itd. A trzeba było iść do niej i chrzanić wszystko. Obecnie zamierzam to zmienić. Facet znający swoją wartość nie powinien ani bać się zagadać w dowolnych okolicznościach do kobiety, ani obawiać się odrzucenia, bo przecież to nie zmieni jego wartości.
  10. Czuję się dobrze ze sobą na tę chwilę. Odchorowałem niemal przez 4 lata poprzedni związek. Zamknąłem związki z seks koleżankami, które miały miejsce w międzyczasie. Dałem kilka koszy, dostałem kilka koszy. Pierwszy raz od kilku lat szukam czegoś bardziej wartościowego niż seks-przyjaźń, ale na moich zasadach i nie za wszelką cenę. Ceną nie do przełknięcia są choćby dzieci, ślub, czy brak szacunku ze strony kobiety. Dwa pierwsze zagadnienia, to rzeczy szalenie trudne do odpuszczenia dla 99% kobiet. Będę zatem szukał tych, które są w mniejszości lub świadomie zaplanuję czas trwania związku na kilka mies. do maks. kilku lat (mając świadomość, że kobieta, która nie dostanie od mężczyzny dziecka odejdzie w takiej właśnie perspektywie czasowej). Nie wiem co masz konkretnie na myśli. Temat zamknięty i idę dalej. Zamierzam poznać w najbliższych miesiącach inne kobiety albo lepszą sztukę od niej. Uporządkowałem sporo rzeczy w moim życiu i w tej chwili jestem w pełni wolny. To nie jest miłość. Byłem w podobnym rodzaju relacji, nie chciałbym drugi raz popełnić tego błędu. Miłość to skutek wydzielania w naszym organizmie fenyloetyloaminy, która jest endogenną pochodną amfetaminy. Po 1,5-2 lat zamienia się zaś miejscami z innymi neuroprzekaźnikami. Miłość na pewno należałoby definiować inaczej w zależności od etapu związku. Podstawą chyba na każdym etapie jest przyjaźń. Miłość to jednak coś więcej niż przyjaźń, myślę, że to przyjaźń + czułość i namiętność (w tym seks). Doszedłem już do tego. Aczkolwiek nie da się ukryć, że, jeżeli do gry wkroczy wspomniana wyżej fenyloetyloamina, zaczną się motylki w brzuchu, to nie ważne jak silny jesteś mentalnie i jak zdrowe masz wzorce, doświadczysz zjazdu, jak po odstawieniu narkotyku, gdy stracisz tę dziewczynę. Jeżeli tak mówiły Ci kobiety, to całkiem dobre reakcje. To prawda. Ale, jeżeli sami traktujemy to jako zabawę, mając podobną jak ta wiedzę - stawiamy na szali niewiele, a możemy wygrać dobrą zabawę, a może nawet bardzo dobrą. Zresztą nie ma też co wyolbrzymiać tej konkurencji. Nie zawsze jest aż tak ogromna. Moim zdaniem laski w klubie najlepiej podrywać jak najszybciej. Im później, tym mniejszy wybór, część idzie spać, część jest już poderwana. Ponadto - im później, tym bardziej zniechęcone są (albo tym, że ich upatrzone cele już do nich nie podbiją albo faktem, że siedziały tyle i nic), one wtedy nie czekają już na żadnego rycerza, tylko powoli zirytowane obmyślają drogę do domu. Tomko - faktycznie, nie zauważyłem tego wątku. Może uda się w takim razie jakoś połączyć tematy, ewentualnie zamknąć dubla i kontynuować w starym wątku.
  11. Wyjaśnijmy tę ikonkę może w takim razie. Niekoniecznie oznacza ona zakochanie, tylko fakt, że kobieta nam się podoba. Tak jak napisałem, chodzi po prostu o poznawanie wartościowych kobiet - ogólnie. Gdzie wyrwać najlepsze sztuki? Nie określam z góry po co. Czy warto się zakochać, to temat na inny wątek, sam nie mam pewności, co do odpowiedzi.
  12. Miłość zawsze rujnuje według Ciebie? Nie warto się zakochać, pod żadnym pozorem? Jaki jest zatem szczyt relacji z kobietą, który warto zdobyć? Chyba nie jedynie ekskluzywna dziwka?
  13. Jak w tytule. Gdzie poznać wartościowe dziewczyny? Gdzie Wy najczęściej to robicie? Gdzie szukać kobiet? Tych kobiet Wstępnie dostrzegam 6 podstawowych opcji: - spontanicznie, sytuacyjnie - na ulicy, w sklepie, w komunikacji miejskiej, - w klubie lub w pubie, na imprezach, koncertach, - w ośrodkach kultury i nauki - biblioteki, uczelnie, teatr, - na zorganizowanych wydarzeniach np. dla singli - jak Speed Dates, - poprzez znajomych, pracę lub inne społeczności, do których należymy, - przez internet, tym serwisy społecznościowe i randkowe, fora, czaty. Pytanie, które z tych możliwości obfitują w najbardziej wartościowe dziewczyny (statystycznie)? A które są najłatwiej osiągalne? Moje doświadczenia są takie, że najmniej stresu kosztuje poznawanie kobiet przez internet. Najmniej zaangażowania - poznawanie przez znajomych, pracę i inne społeczności, gdyż poznajemy tam ludzi mimowolnie, tu jednak trudniej wyjść z szufladki kolegi i innych zasad, które nas ograniczają w danym środowisku (znajomi mojej byłej mieli na przykład taką zasadę, że nie podrywają solidarnie koleżanek ze swojej grupy na studiach - i weź tu z tym walcz, będąc w takiej grupie). Następnie - proste jest poznawanie kobiet w klubach, zwłaszcza, gdy mamy kolegę, który z nami współpracuje lub przewyższa nas umiejętnościami podrywu. Nieco więcej odwagi i starań wymaga wybranie się na Speed Dates. Najtrudniejsza, przynajmniej, jeżeli chodzi o przełamanie oporów jest ulica i ośrodki kultury, zwłaszcza takie, w których istnieje określony zbiór zasad, my zaś niekoniecznie wybieramy się tam po to, by podzielać miłość do poezji, architektury, określonej dziedziny nauki. Od siebie mogę Wam polecić szybkie randki typu Speed Dating. Dostawałem zawsze po kilkanaście numerów od kobiet przy takich zabawach, inwestowałem zaś po 5 min. rozmowy z każdą. Zdecydowanie za mało zrobiłem w swoim życiu z kolei na ulicy, spontanicznie. I tego sobie nie mogę trochę wybaczyć. To chciałbym zmienić.
  14. To ja prowadziłem tę relację i inicjowałem niemal 100% wydarzeń, w tym spotkań. Poza jednym wyjątkiem. To ona do mnie pierwsza zagadała. Ja również pisałem do niej pierwszy w większości przypadków. Więc nie ma i nie było niczego takiego jak "jej staranie się", bo to głównie ja się starałem w tej relacji. Jej rola zaś polegała na współpracy i ochoczym udziale w grze, którą proponowałem. Chciałem iść na piwo - szła na piwo, chciałem pogadać - gadała, chciałem się całować - całowała się. Była responsywna, nie robiła tego od niechcenia. Ale nie przejawiała też szczególnie dużej inicjatywy sama z siebie. Nie mam podstaw, aby liczyć, że teraz nagle zacznie się starać. Za mało z nią zbudowałem, nie poczyniłem pewnych kroków, które mogłyby zbudować jej zaangażowanie. Zresztą ona nie dała mi ich poczynić, wiele sytuacji obracała w żart, flirtowała, w sytuacjach, w których rosło jakieś napięcie, atmosfera, rozładowywała ją , np. zaczynając z uśmieszkiem coś w stylu: "Mogę coś powiedzieć?" i tu następowały jakieś pierdolety z czapy albo żarcik/flirt. Więc zdawałem sobie sprawę, że emocjonalnie jesteśmy mimo wszystko daleko od siebie, wiedziałem jednak, że to przyjdzie z czasem (o ile wcześniej się nie spie***li). Nie chcę tego wiedzieć. Po co mam sobie samemu dołożyć? Poza tym, przegrałbym wtedy podwójnie, jakbym do niej pierwszy jeszcze napisał lub zadzwonił. Co już zostało ustalone. Nie zakwalifikowałem jej jeszcze jako nikogo wyjątkowego. Po prostu była dobra chemia między nami i bardzo chciałem ją przelecieć. Była łatwa i sądziłem, że ulega mi, bo uważa mnie za dobrą partię, co było dla mnie wyróżniające i miłe. Jak się okazało, była po prostu łatwa w ogóle. Tak jak pisałem, nie miałbym takiej pewności, że napisze. Przyzwyczaiła się, że to ja prowadzę i inicjuję, więc możliwe, że będzie czekać na mnie.
  15. Zaczynam czytać forum, może pomyślę, o którejś z książek. Jeśli dziewczyna odpisze, to pewnie dam po prostu znać co się stało, co odpisałem. Tak jak pisałem wcześniej - nie odpisywanie jest dla mnie niepoważne, trąci obrażalstwem, jest ucieczką. To kobiety bez zasad uciekają z relacji bez słowa, jak tchórze. Chcę mieć na tyle zasad, jaj i przyzwoitości, aby odpisać jej coś jednoznacznego, nawet, jeśli nie będzie to dla mnie łatwe. Nie chcę powielić tych samych zachowań, którymi gardzę u kobiet. Nie zejdziemy się. Za dużo już przeżyłem z kobietami, by pakować się na kolejną minę. Miałem wątpliwości na początku, czy to, aby na pewno to co myślę. Skoro już ich nie mam, nie zamierzam wchodzić na jawną minę. Wątek można równie dobrze zamknąć. Wszystko zostało już napisane. Dzięki za rady.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.