Hej, Szukam meskiej porady co ze mna jest nie tak i rad jak to zmienic.
Generalnie najchetniej bym lezala calymi dniami w lozku i czytala ksiazki lub jakies pierdoly.
Ani troche Nie ogarniam siebie.
Na poziomie gimnazjum podstawowki jeszcze nie bylo tragedii, okej spoznialam sie na lekcje, mialam wieczny syf w pokoju, wszystkie kartki przynosilam na ostatnia chwile sciemnialam tacie jak mialam cos zrobic ze sie ucze lub gralam lamage tak ze sam odpuszczal ale nie bylo tragedii najwyzsza srednia w szkole mimo pal za brak zad dom wypracowan pisanych lekcje wczesniej. Na tym etapie zero znajomych. Kryminaly byly ciekawsze.
Dobra teraz moje studia - zawalam grubo.
Nigdy nie moge wstac na czas, zawsze biegne na autobus i jade jakos podswiadomie tak zeby sie spoznic. Ilosc snu nie gra roli. Na wiekszosc zajec sie spozniam oprocz tego mam mase nieobecno sci. Generalnie zawsze problemy z dopuszczeniem do egzaminow przez nieobecnosci - potem leca zwolnienia wstecz za dobre sciemnianie lekarzowii lub branie prowadzacych na rozne klamstwa o wydumanych problemach.
glowny problem polega na tym ze ja wiecznie tworze w swoim zyciu pozary ktorych gaszenie kosztuje mnie mase energii i tak sobie sama utrudniam mase rzeczy.