Teraz wymiękniecie, bo to był i dla mnie szok.
Wróciłem znad morza, opalony etc i zapierdzielam Krakowskim Przedmieściem. Nagle wpadam na starą kumpelę z jakimś gostkiem. Ona: o cześć, jak Ty fajnie wyglądasz. Ja: dzięki, Ty też, co słychać. Gadka szmatka. Ten koleś nosi jej torebkę i odbił pod kiosk i tam patrzy na wystawę. Pyram kto to. Ona, że jej chłopak. Ja konsternacja, nie musiałem udawać: no coś Ty, serio?! Ochujałaś?
Panna zonk. Oczy ping pong raz na mnie, raz na niego. Nagle mówi:
_ wiesz, co, krwa.. Masz rację!
Podbija do kolesia i wyrywa mu tę torebkę. Koleś zaczyna coś: Alee... Ona ucina: spierdalaj!
Odchodzimy. Nagle ona zaczyna biec w jego kierunku. Kolesiowi ulga i radość wykwitają na twarzy. Ona: dawaj kurwa moją czapkę! I plask mu z liścia. Zabrała mu bejsbolówkę, bierze mnie pod ramię i mówi: teraz idziemy.
No i pojechaliśmy do niej.
☺