Cześć. Niniejsze forum obserwuję już od pewnego czasu, jednakże za namową swojego dobrego znajomego postanowiłem przedstawić tutaj swoją historię oraz w pewnym sensie odszukać ponownie to, co w przeszłości pozwalało mi łatwiej załapywać kontakt z płcią przeciwną.
Mam 21 lat, pracuję oraz studiuję w tej samej branży, dzięki czemu odczuwam pełną satysfakcję z realizowanych zadań, a przy okazji uzyskuję już dzisiaj niemałe dochody. Działam aktywnie w strukturach uczelni, jako przewodniczący jednego z kół naukowych, a od roku grywam sobie (póki co amatorsko) w steel darta, a w przeszłości zajmowałem się także fotografią. Staram się absolutnie spełniać i wykorzystywać swoją młodość, póki jeszcze mam na to wszystko siłę i potrafię to wszystko ze sobą łączyć. Niestety widok moich kolegów darterów z naprawdę ładnymi niewiastami, gryzie mnie wewnętrznie. Od prawie dwóch lat mam spory problem z poznaniem nowych dziewczyn, choć mam za sobą trzy nomen omen związki (nie biorąc pod uwagę śmiesznych gimnazjalnych uniesień).
Pannę A poznałem przez internet, w sumie całkiem ładna dziewczyna, jednakże mieszkająca aż 200 kilometrów od mojego miasta. Przez cały związek widzieliśmy się zaledwie kilka razy, głównie ze względu na jej rodziców, którzy nie byli zbytnio zachwyceni tym związkiem, więc pozostawał nam kontakt na odległość. Zresztą nie tylko rodzice i jej siostra siali w tym wszystkim ferment, bo wówczas po raz pierwszy miałem okazję zetknąć się z problemem zwanym "koleżankami", które poza wtrącaniem się w jej życie, siały niezły ferment wokół mojej osoby, dorabiając mi rogi i śmiejąc się z mojego sposobu poruszania się (efekty wady wrodzonej - w gimnazjum wszelkie wyszydzanie mojej osoby za to w jaki sposób chodzę, niemalże doprowadziło do załamania psychicznego, ale dzięki wsparciu rodziców odbiłem się od dna i dzisiaj jest mi o wiele lepiej). Pod wpływem interwencji rodziców oraz koleżanek, po jednej z naszych kłótni, których treść przedstawiła tym drugim, postanowiła ze mną zerwać przez Skype proponując oczywiście pozostanie przyjaciółmi (niezłe wyrachowanie jak na 15 lat). Tak mnie to wówczas wpieniło, że zwyzywałem ją i jej koleżanki, po czym wszystkie zablokowałem i odciąłem się od całej plejady na dobre. Teraz jestem jedynie ciekaw, czy w końcu się usamodzielniła, czy jednak jej rodzice oraz koleżanki nadal stanowią główne podwaliny jej funkcjonowania.
Pół roku później poznałem Pannę B, również przez internet, również mieszkała 200 kilometrów ode mnie. Tym razem jednak jeździłem do niej znacznie częściej niż do Panny A. Nie wiem nawet od czego zacząć, bo straszliwie zaangażowałem się w budowę tego związku, co kosztowało i kosztuje mnie (w sumie nie tylko mnie) naprawdę sporo. Spotykając się z nią odrzuciłem zupełnie kontakt ze swoim dotychczasowym środowiskiem, a mój najlepszy przyjaciel przestrzegający mnie przed złym wpływem tej dziewczyny na moją osobę, został przeze mnie potraktowany jak śmieć. Do dzisiaj w rozmowach ten okres nazywamy moją absencją życiową - po prostu tego pół roku w moim życiorysie nie ma, odrodziłem się z popiołów. Panna B w dzieciństwie była poniżana przez jej ojca, co odbiło się mocno na jej psychice. Zresztą było mi tej dziewczyny na początku szkoda, bo w szkole problemy, ciągłe wizyty u psychologa - postanowiłem zatem pomóc jej z całych swoich sił i zrobiłem sobie niewyobrażalną krzywdę (choć to i tak nic przy tym co mogło się stać). Jeździłem do niej nawet co tydzień, niemalże zawaliłem naukę w technikum (gdyby nie to, że jestem zdolny, to faktycznie mógłbym nie zdać do następnej klasy) i po dwóch latach od rozstania z nią okazało się, że moja mama, w celu finansowania moich przejazdów do niej, zadłużyła się na kwotę ponad 50 tysięcy złotych (do dzisiaj pomagam mamie to spłacać, ale czuję się tak źle, gdy pomyślę, że to przez moje białorycerstwo doprowadziłem do takiej sytuacji). Mam nadzieję, że kiedyś za swój debilizm w pełni jej zadośćuczynię. Wracając jednak do samego związku z Panną B, postanowiłem nasze pół roku świętować na publicznym wydarzeniu. Jako, że wcześniej darła się po mnie, że nie pozwalam jej pobyć ze swoimi koleżankami, postanowiłem faktycznie dać jej trochę luzu. Kilka godzin później widziałem ją w ramionach innego. Później na jej fotoblogu widziałem zdjęcia szpitala psychiatrycznego, w którym wylądowała, jakieś zdjęcia z Woodstocku, czy fotografie ze straszliwie dziwnymi ludźmi. Od znajomego słyszałem, że puszcza się z byle kim w mieście i jest z tego znana. Niestety jakiś czas temu na Instagramie wyświetliła mi się informacja, iż polubiła jedno z moich zdjęć (oczywiście szybko to polubienie usunęła, ale notyfikacja pozostała), co jest dowodem, że nadal w jakimś stopniu mnie obserwuje i w sumie trochę mnie to zaniepokoiło. Jeśli jednak miałbym podsumowywać to co z nią przeżyłem, to nic za cholery nie dało mi takiej nauczki, jak ta historia. Zresztą trudno mi to jakoś składnie opisywać, łatwiej byłoby mówić o tym w rzeczywistości.
Pannę C poznałem kolejne pół roku po rozstaniu z Panną B, jednakże tym razem miało to miejsce na jednym ze spotkań pewnego fandomu. Dziewczyna na pierwszy rzut oka bardzo inteligentna, rozważna. Chodziliśmy razem do gimnazjum, ale byliśmy w dwóch różnych klasach. Pochodziła z bogatszej rodziny, co było niezwykłą odmianą w odniesieniu do Panny B. W sumie dzięki niej udało mi się wyjść na ludzi i zdać maturę z matematyki na naprawdę niezłym poziomie. Niestety po ponad roku zaczęło się dziać coś czego po dziś dzień nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć. W pewnym momencie wyżaliła mi się, że jeden z jej współpracowników w grupie tłumaczeniowej, straszliwie po niej jeździ. Jako białorycerz, wdzięczny za to wszystko co dla mnie zrobiła, postanowiłem zareagować, co ostatecznie przechyliło szalę porażki tego związku. Coraz mniej czasu spędzaliśmy wspólnie, w zasadzie wszelkie spotkania były ustalane odgórnie na jedno w tygodniu. Okazało się, że potajemnie spotyka się z członkami tej grupy, bawi się dobrze z innymi osobami. Zepchnęła mnie na boczny tor i była dla mnie dostępna zaledwie raz w tygodniu (tak jakby przychodziła po prostu do pracy i wykonywała swoje obowiązki względem mnie). Po kilku tygodniach oświadczyła, że wyjeżdża na studia na drugi koniec Polski i między nami to koniec, bo coraz więcej się kłócimy, ja jej na nic nie pozwalam, a ona chce się rozwijać. Początkowo odradzałem jej te studia mówiąc, że politechnika nie jest dla niej, ponieważ nie ma zmysłu technicznego i sama matematyka na niewiele się zda, jeżeli nie rozumiesz wszystkiego wokół, więc powinna iść na studia językowe tutaj. No i tak w sumie było, bo po pierwszym niezaliczonym semestrze wróciła tutaj i marnując rok życia rozpoczęła studia językowe. Szczęście w nieszczęściu uczęszcza na ten sam kierunek, co znajomy mojego znajomego, przez co dowiedziałem się, że zraziła do siebie cały rok na studiach, że nikogo nie szanuje, bardzo się wywyższa. Podobno ma chłopaka z zagranicy, który do niej czasami przyjeżdża. Do dzisiaj nie mam pojęcia co się stało z jej osobowością i zachowaniem, że przerodziła się w kogoś takiego. Ja natomiast wiem, czego w przyszłości po prostu za wszelką cenę w kontaktach z kobietami unikać.
W zasadzie nie wiem co mógłbym jeszcze na start napisać. Czekam na pytania oraz porady względem kwestii, którą poruszyłem na początku. Żeby nie było, nie chcę angażować się w żaden fantastyczny związek, lecz chciałbym trochę bardziej korzystać ze swojego życia, póki mogę i mam na to jeszcze trochę wolnego czasu jako student.
Tyle na teraz, z góry dzięki.