Skocz do zawartości

Subiektywny

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    83
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Subiektywny

  1. Notka dziennikowa: Od dziś dodaję nowe miejsce, miejsce o wyjątkowym potencjale o którym zapomniałem. Wręcz 'łowisko', gdzie nawet nie trzeba na mentalny haczyk nakładać przynęty a rybki same podpływają. Tym niewiarygodnym miejscem jest .... .... .... osiedlowy/ miejski plac zabaw dla dzieci ! Tadam ! (badum! bam! tsssss!). Chryste, ile tam kobiet z pociechami. Zabrałem wczoraj swoje i w trymiga zaczęły bawić się z małym Olafem i małą Grażynką. Więc podejść najpierw do mamy Olafa a potem do mamy Grażynki było rzeczą tak naturalną jak wdech i wydech. Nawet temat do rozpoczęcia rozmowy tak oczywisty jak deprecjacja pieniądza - dzieci! Każda matka uwielbia rozmawiać o swoich dzieciach. Mam Olafa - 25-30 lat, czarne oczy, kasztanowe włosy. 7/10. Na początku lekko zamknięta, później wyraźnie się rozkręciła i uśmiechała, tym bardziej, że lisio i przebiegle zacząłem bawić się w abstrakcyjny lot rakietą kosmiczną z jej synem (a brzdąc ładnie podjął temat) więc wiadomo. Mama Grażynki. Koło 40stki, bardzo zgrabna figura jak na czterdziechę (od razu wpadła mi w oko tą figurą). Kręcone ciemne włosy, niebieskie oczy. Mimo wieku spokojne 7/10 - bardzo duży plus za wiotką, smukłą sylwetkę, ładne rysy twarzy i duże, ciemne oczy. I tu, o tempora o mores!, po 10 minutach rozmowy to nie ja brylowałem, tylko ta babka z lekka mnie zdominowała a sam poczułem się jak młody sztubak licealista wodzony za nos przez starszą koleżankę. Ale numer. W każdym bądź razie na moje 'do widzenia' - bo zbieraliśmy się już z dzieciakami do domu usłyszałem 'Nie, nie do widzenia. Do zobaczenia'. Oczywiście by przezwyciężyć swoją kiepską pamięć do twarzy 'wryłem sobie' cechy charakterystyczne obu pań, by je poznać następnym razem Ech te ludzkie ułomności. Jeśli macie małe szkraby - nie odpuszczajcie osiedlowych czy miejskich placów zabaw! Ilość okazji do poznania, zakotwiczenia w pamięci a później pogłębienia relacji - od groma i ciut ciut! Tematy o dzieciach jako otwieracze to wręcz sztampa, bezpieczne i neutralne. Jeśli nie macie szkrabów w wieku 3-8 to raczej problem, bo kręcąc się koło placów zabaw można sobie niezłe kuku zrobić albo i na policji wylądować Matki czujne są i basta S.
  2. W takim razie ciesze sie, ze wszystko jest OK.
  3. Przeczytałem Aras, współczuję. Nic miłego. Teraz pozwól, że stanę się na chwilę takim nieznajomym przechodniem na ulicy, który stanie przy Tobie leżącym na ławce, potrząśnie Cię za ramię i spyta się, czy wszystko w porządku. A więc pada moje 'czy wszystko w porządku?'. A wiesz dlaczego pada? Bo z tego co piszesz wynika, że warunki o których piszech w UK są słabe, nawet bardzo. Masz plan, wizję i marzenie w postaci warehousów ale to co robisz obecnie marnuje Twój potencjał, co gorsza - balansujesz na granicy podtrzymania egzystencji biologicznej (nie jesz!). Chłopie, potrząsam Cię za ramię a jak trzeba, to i w policzek z lekka trzasnę! Czy po to przyjechałeś na wyspy? Dla taniego telefonu, niepewności pracy i konieczności odmawiania sobie jeść? Przemyśl głęboko sprawę. Wydaje mi się, że to nie tak powinna wyglądać Twoja rzeczywistość. Jeszcze raz napiszę - marnujesz potencjał, stać Cię chłopie na więcej! Liczę i głęboko wierzę, że za pi-razy-drzwi rok zamieścisz pierwszą notkę o tym, jak fajnie pracuje Ci się w warehousie ! Czego Ci z całego serca życzę. S.
  4. Całkowicie się zgadzam, światopogląd w tym zakresie mam identyczny. Mężczyzna powinien zachować pełną niezależność od dystrybucji cipek! Jest cipeczka - no fajnie, nie ma cipeczki - też fajnie, można się zająć innymi, pasjonującymi dziedzinami życia i samorozwoju. Co generalnie w życiu cenimy jako ludzie? To co jest pożądane przez ogół, ciężko dostępne i nad czym trzeba się nabiegać aby to zdobyć. Jedymy z elementów owego pożądania społecznego jest posiadanie ładnej, atrakcyjnej dziewczyny u swego boku. Jest to element m.in. wyznaczający, dla ogółu społeczeństwa, prestiż mężczyzny i jego miejsce w stadzie. Większość mężczyzn, czy bardziej dobitnie rzecz ujmując - facetów, fececików, chłopaczków - by dobyć i utrzymać tą kobietę zużyje wszystkie swoje zasoby, poświęci siebie a koniec końców - da się gnoić i fochować. I potem mamy społeczno-kulturowy obraz 'mężczyzny' taki jaki mamy. To nie jest obraz mężczyzny, to jest obraz 'facecika' czy też jak pisze The_Man - 'manginy'. Na forum w zdecydowanej większości jesteśmy lub mamy przynajmniej świadomość konieczności pójścia krok dalej. Zerwania z powyższym schematem latania za spódniczką i stawiania jej na piedestale ziemskich dóbr i bogactw naturalnych. Napiszę więcej - świadomość odwrócenia ról i gier społecznych damsko-męskich - tak by całkowicie zmienić sytuację. To poprzez pracę nad sobą mamy stać się pożądanym w oczach kobiet dobrem, o który będą sobie wydrapywać oczy. A czy będziemy z tego korzystać czerpiąc garściami czy też olejemy kolokwialnie sprawy damsko-męskie i zwrócimy się w innym kierunku - to już indywidualny wybór każdego z nas. Kiedy mentalnie uniezależniamy się od czegoś? Gdy mamy to na wyciągnięcie ręki, gdy to coś przychodzi nam łatwo. I temu właśnie @baca służy mój radośnie zabawny trening Utwierdzeniu się w myśli, myśli mającej jak najbardziej odzwierciedlenie w rzeczywistości a nie fantazjach i rojeniach, że kiedy chcę i mam ochotę - jestem w stanie wyposażony w to co mam - zorganizować sobie 'dostęp' do maksymalnie szerokiego spektrum kobiet. Do długonogiej Kasi, piegowatej Joasi, wiecznie uśmiechniętej Ani, Zuzi, Agnieszki i do tej małej, cycatej Marzeny też! I w tym momencie, świadomie i co ważniejsze - podświadomie, uniezależniam się od cipeczek. Bo przestają mieć kultową 'ciężką dostępność papieru toaletowaego w późnych czasach PRLu' a stają się powszechnie dostępne na wyciągnięcie ręki jak zapalniczka jednorazowa w kiosku ! To jest @baca etap przejściowy. Ostateczny cel, cel nadrzędny który całej tej zabawie przyświeca niczym lipcowe słońce w Dalmacji to ugruntowanie pozycji o której mówiłeś. Niezależność, w tym niezależność od dystrybucji kobiet. Spokój, opanowanie, szarmancko-dżentelmeńskie, że tak napiszę, 'wyjebanie mentalne' na temat. Po prostu Nowa Jakość. A że przy okazji trenując mam naprawdę masę zabawy, satysfakcji i frajdy? Super sprawa! Nie ma nic lepszego niż nauka przez zabawę W każdym przedszkolu Ci to powiedzą S. Wiesz, że możesz mieć bez większego wysiłku, ot tak naturalnie, ponad 50% z nich. Kończy się rozdziawianie japy, wybaluszanie oczu i bieg na oślep by tylko zdobyć. A po zdobyciu - poświęcać wszystko, wszystkich i siebie - by tylko utrzymać. Ziemska mentalna nirwana, HOWGH !
  5. Przyjaciel? Ktoś w którego towarzystwie jesteś tak dogłębnie naprawdę sobą. Przy którym możesz 'włączyć tryb radosnego dziecka' który tkwi w każdym z nas. Spontaniczną naiwność w podejściu do świata. Ktoś, kogo możesz nie widzieć rok a po spotkaniu - rozmawiać tak jakbyście nie widzieli się co najwyżej dzień. Bez gadek o pierdołach dla podtrzymywania samej gadki itd. To ktoś, z kim jesteś wiele poziomów bliżej emocjonalnie. Podnieśliście Panowie, że większość przyjaciół to ci z lat dziecinnych/młodzieńczych. Identyko jest u mnie. Porozjeżdżali się po całej Polsce ale i tak co raku staramy się raz czy dwa razy spotkać i wspólnie coś pobroić. Ostatni moi 'przyjaciele' to ludzie, których poznałem na II roku studiów. Potem - wyłącznie znajomości, bliższe i dalsze, ale znajomości. Gości ze studiów nie widziałem równie 10 lat - telefon jeden, drugi - namówiliśmy się na kwadracie. Zajechałem, mając w sercu obawę jak ta dekada niewidzenia wpłynie na nas, nawet namowiłem się, że o danej godzinie bracia wykonają do mnie telefon a ja w razie czego powiem, że pilnie muszę zmykać do domu. No więc wchodzę na to II piętro, dzwonię do drzwi i .... znajome mordy. Super, fajnie ze jesteś, siadaj, bach-tach-ciach, gadka taka, siaka, śmiechy. Chryste, nie widzieliśmy się dekadę a sytuacja taka, jakbyśmy spotkli się po weekendzie! To jest tak, jak się ma coś, co można nazwać 'identyczną wibracją', pokrewieństwem emocjonalnym czy ki czort wie czym. To był rok 2009, mroźny lutowy piątek Chyba 'przyjaciół' najłatwiej poznać na tym etapie życia, kiedy jesteśmy najbardziej otwarci na relacje z innymi ludźmi. Kiedy nie kalkulujemy. Właśnie w dzieciństwie i w latach młodzieńczych. Później to już jakoś tych przyjaźni się nie nabywa. Owszem, nawet bardzo bliskie znajomości ale ... znajomości. Czy można się przyjaźnić w kobietą? Napisałbym raczej, że być w bardzo zażyłej lecz nieseksualnej relacji. Można. Choć powiem szczerze, napiszę tak z ręką na sercu, że moje 'najbliższe znajome kobiety' pomimo relacji teoretycznie nieseksualnych - są w moich oczach atrakcyjne urodą. Więc ten podtekst seksualny zawsze gdzieś w głębi się czai, nawet jeśli nie pierwszoplanowy. I @Leon ma rację. Tak jak u nas mężczyzn w relacjach znajomości damsko-męskich zawsze gdzieś się przewija choć malutki i ukryty ale motyw seksualny (niech mi ktoś przyzna że nigdy nie zastanawiał się a jak jego ładna bliska znajoma-koleżanka wyglądałaby ssąc na kolanach albo jak brałoby się ją od tyłu!) tak u kobiet, podświadomie i instynktownie - do czego ta męska 'bliska znajomość' może im być teoretycznie przydatna. Życie. S. S.
  6. Baca, przewrotnie i z przymrużeniem oka napiszę Ci, że pewnych rzeczy zawsze mogło by być więcej Ale nie, nie do końca o 'to' chodzi - bardziej o podbicie samooceny, prostackie i ordynarne podpompowanie ego + trening, trening i jeszcze raz trening. Rozkoszuję się i pławię w samym akcie procesu. Poza tym sprawia mi to wyraźną radochę, raz - że idzie to zgrabnie i bez zacięć/szarpnięć/upadków, dwa - że dostaję wyraźną masę pozytywnych odpowiedzi w reakcjach zwrotnych od kobiet. Trening czyni mistrza. Kit wie, czy za 5-10 lat ten trening nie uratuje mi tyłka. Co przyniesie przyszłość to wielka niewiadoma, można tylko spekulować i poruszać się w zakresie prawdopodobieństw. S.
  7. Znam wiele kobiet, które CELOWO wybierają mniej inteligentnych partnerów od siebie. Lepiej się czują i mają poczucie 'władzy' czy też kontroli. Więc sie nie dziw za specjalnie Lupele. Owszem, większość gości po zawodówce to poziom mchu i porostów w społecznym lesie ale i tutaj znajdziesz garsteczkę sensownych ludzi. Poza tym, dla kobiet, inteligencja czy wykształcenie partnera to nie wszystko. S.
  8. Wsio poniał, spasiba Krótka notka do modów: Wpisy w tym wątku, jeśli nie będzie Wam to specjanie przeszkadzać i kłuć w oczy - będę również zamieszczał jeden pod drugim. Oczywiście rozłożone w czasie. Bo wątek ten - to taki niby_dziennik. Co się nawinie do głowy, jeśli wystąpią ciekawe okoliczności - będę zamieszczał bez oczekiwania na przerywnik w postaci wpisu osoby trzeciej. Wczoraj byłem wieczorem na squashu i uchichrałem blondynkę recepcjonistkę. Pretekst - czekoladowy zając na jej biurku. Plus hollywoodzki uśmiech, kilka teatralnych chwytów prawą ręką za serce (w ramach pewnej solennej obietnicy) i rozmowa na poziomie radosnej abstrakcji +1. Dziewczyna świetnie, z wdziękiem i lekkością podjęła i poprowadziła wątek. Koniec końców obskoczyłem od kumpla rakietą w plecy kuksańca, że czas już iść. Zwrotne, okraszone promiennym uśmiechem 'do widzenia' otrzymałem w standarcie, nadal wyraźnie rozbawione. Sympatyczna sytuacja. Za klika razy (bo się przypomnę z tą obietnicą-zakotwiczeniem Subiektywnego w pamięci) przejdziemy powoli krok dalej. Minus taki, że są różne recepcjonistki i nie mam pewności, że za tydzień będzie ta sama. A tu trzeba lekko ciągnąć temat do przodu dokąd panna kojarzy twarz i wcześniejszą sytuację. Jedno jedyne zagrożenie dla planu nr 2 które widzę to fakt, że trzeba cały czas być w 100% formie mentalnej. Błyskawiczne kojarzenie, lekki i z wdziękiem uśmiech, chęć z sercu 'do brojenia' - po prostu być na 100% czy nawet 105. Nie da się ukryć, że tak się nie da zawsze. Są dni gorsze, kiedy nic się nie chce a połączenie dwóch wątków wydaje się być dla łepetyny wysiłkiem nie do zniesienia. W takie dni lepiej sobie odpuścić kompletnie bo robienie 'na siłę' wychodzi sztucznie i kulawo. S.
  9. Pikaczu. Pety nigdy mnie nie kręciły. Mam pełną świadomość, że PUA w warunkach hamerykańskich (większa otwartość hamburgerożerców) a PUA w warunkach jaśnie nam panującej Rzeczypospolitej Polskiej to kompletnie. kompletnie nie to samo. Ale techniki te natchnęły mnie do pewnych zmian w podejściu, zwróciły uwagę na inne, dotychczas traktowane pobieżnie lub kompletnie pomijane elementy. Mi pasi na tą chwilę i hooy. Co ma oznaczać Sheldon z gitarą, co symbolizować - wybacz, nie jarzę. Co do dalszej części Twojej wypowiedzi - masz w zwyczaju przelewać burzę swych myśli na papier (no dobra, monitor) w sposób na tyle oryginalnie wieloznaczny i chaotyczny, że można je interpretować na wiele, wiele sposobów. Nawet więc nie próbuję twierdzić, że na 100% odczytałem prawidłowo co chcesz mi przekazać. Bo nie odczytałem. Mogę się co najwyżej domyślać a domysły, jak to domysły - strzał z rozrzutem od Moskwy do Władywostoku z międzylądowaniem na Uralu. Nowe prawo zajmie nowy kraj, W kierunku Syrii, Judei i Palestyny, Wielkie barbarzynskie imperium upadnie, Zanim Phebes zakonczy swoje stulecie. Uwieziona krolowa widzaca swa blada corke, Przez zal zamkniety w brzuchu, Zalosne placze rozlegna sie w Angoleme, I malzenstwo kuzynow wykluczone - ........... i wszystko jasne S. - fajny, nie ?
  10. Kolega Bonifacy wcale 'silny samozadowoleniem' nie był. Co gorsza, jak to się mawia, włożył wszystkie swoje jajka do jednego koszyka (laski/siłka/prezencja). Koszyk się stłukł (co się w życiu zdarza) i Bonifacy został z niczym. Zwykła, standardowa życiowa historia jakich słyszałem wiele (często z nieodłącznym: nie przewidziałem, nie miałem pojęcia, nie zwróciłem uwagi że ... /to we wersji męskiej/ lub w wersji kobiecej - bardzo charakterystyczne - ale ja nie chciałam, nie tego oczekiwałam itd). Słowo klucz na Wielkanocny Poniedziałek - (nabieramy powietrza nosem, powoli wydychamy ustami koncentrując się na czynności) - zrównoważony rozwój. Bo stawianie wszystkiego tylko na jedno (czy to kariera w pracy, czy to pompowanie mięśni na siłowni itd) to prosta droga do szybkiej kraksy. S.
  11. Pikaczu, Plan zawiera też 'słodycze' w stosunku do żony. Koncentracja wyłącznie na podświadomym wpływie oraz wyznaczaniu granic to tylko jedna strona medalu. Druga to bycie faktycznie zajefajnym. Wiem co lubi, wiem na co jest łasa. I odwrócimy role społeczne damsko-męskie. Wyznaczymy linię równowagi a później ją lekko przekroczę - na moją korzyść. Słodycz ze strony Subiektywnego = nagroda za odpowiednie zachowanie małżonki i podejście. A nie jak dotąd, klasycznie - Subiektywny naprodukuje 'słodyczy' to może dostanie nagrodę Czyli będą starania z drugiej strony - będą 'słodycze'. Poużywamy broni drugiej strony Poniekąd to co napisałeś, poruszyło pewną strunę w mojej duszy. Fakt, mając dwójkę małych dzieci, pracując obydwoje zawodowo - 24h doby przemyka przez palce jak sekundy podczas odliczania minuty. Chyba oboje jesteśmy z lekka zabiegani. Co gorsza dzieci chodzą spać 23-24. Ot, życie dorosłego człowieka. Obowiązek goni obowiązek wyprzedzając innym obowiązek. Wiosna idzie, dzień dłuższy - będzie można więcej razem porobić. Zadbać o siebie. Bo jak wspomniałem, działanie będzie wielotorowe. S. NAJBLIŻSZE ZADANIE W pracy jakieś 4 miesiące temu przyszła stażystka, ze 20 lat. Weszła do mnie, przedstawiła się i siedzi dwa pokoje obok. Wysoka blondynka, kopci faję za fają. Na razie nasze relacje ograniczają się do 'dzień dobry - do widzenia'. Ale czas na nowe sharpeningowe otwarcie. W tym tygodniu pod starannie dobranym pretekstem zawodowym potestuje zestaw otwieraczy-zagadywaczy. Zainteresuje się, jak jej się podoba praca, dodam +20 do poczucie bycia ważna pytając się, czy ma ciekawe spostrzeżenia i uwagi co do metodyki pracy itd. Spokojnie, krok po kroku by nie spłoszyć, a jak zauważę że dziewuszka przełamała typowo polskie 'zdystansowanie kulturowe' zaproponuję przejście na 'ty' i powoli wejdziemy w bardziej osobiste relacje zawodowo-towarzyskie. To najbliższe realne zadanie. Powoli - żeby nie spłoszyć, sprytnie - poprzez wpływ na podświadomość i wywołania poczucie bycia ważniejszym - tak by w dalszej mierze sama z siebie uśmiechała się na mój widok - zakodować podświadome reakcje emocjonalne. Trening, trening, trening. Żadne romanse - bo nie ma głupszego idioctwa jak wplątać się w biurowe te-a-te ! W kwestii stażystek dałem ciała trzy-cztery lata temu. Przez rok mieliśmy piękną, czarnowłosą Karinę. Układna, grzeczna dziewczyna. Śliczna, z 8/10. Kontakt 'dzień dobry, do widzenia'. Gdy przyszła z ciastem się pożegnać (z łzami w oczach), usiadła u mnie w pokoju i z pół godziny naprawdę fajnie rozmawialiśmy. Wyjątkowo jak na 'dwudziestkę'. A potem plułem sobie w brodę, że miałem ją rok w pracy i nic. Ano właśnie, wystrzelonej strzały, wypowiedzianego słowa i straconej okazji - nie da się odzyskać.
  12. Vincent, jak wspominałem nie raz - jestem tu by się uczyć i cieszę się mogąc dołożyć swoje przysłowiowe 5 groszy, drobniaków które być może pomogą komuś lub staną się inspiracją do działań. Biorę i staram się jednocześnie coś od siebie dawać. Marazm nie, raczej solidna stabilizacja. Mniejsza o terminologię, nie jest to nic co by było grubo 'in minus' - za to dodanie porcji 'sraczki emocjonalnej' uważam za wskazane. Pikaczu, piszesz o koncentracji na średnich kobietach. Napiszę Ci z przymrużonym okiem, że głęboko wierzę w to, że za sprawienie miłych chwil, choćby ulotnych, takiej średniej kobiecie - Wszechświat nas kiedyś wynagrodzi pysznym jabłecznikiem z nienacka, nieznajomy postawi kolejkę w knajpie a jednej malutkiej, wielkookiej gazeli uda się uciec przed gepardem. A teraz serio - nie zaczyna się treningu od wrzucenia na głęboką wodę, to nie Specnaz. Poza tym kobiet 8/10 i powyżej - nie widuje się często. Wszechświat jest zapełniony przeciętnością i omijanie jej to po prostu odbieranie sobie szansy na trening. Poza tym dostajesz od razu pozytywne sprzężenie zwrotne - przeciętnie kobiety potrafią bardzo mile 'odwdzięczać się' za bycie dla nich miłym - mamy więc szybkie potwierdzenie, że to działa. A jeśli działa - jest duży bodziec do wyrobienia nawyku. Próby szarmanckiego bajerouderzenia (oczywiście na poziomie) do 9/10 lub 10/10 mogą skończyć się failem - a po co mam się, kurza noga, zniechęcać od samego początku? Oczywiście że nie ma sensu się zniechęcać. Poza tym, używając z dalszym przymrużeniem oka terminologii wojskowej, ja się nie szkolę do służby w oddziałach specjalnych, wdrażam się do perfekcyjnej służby liniowej i nawykowej obsługi karabinka szturmowego, takiej z zamkniętymi oczami. Na awans do komandosów - przyjdzie pora Leon, widzisz - ja tej wrodzonej dyplomacji to mógłbym na wiadra rozdawać. Poniekąd to co robię zawodowo wynika właśnie z tej cechy charakteru. A czuję momentami niedosyt zwykłego pierdyknięcia piąchą w stół i barbarzyńskiego wyznaczenia akceptowalnych granic toporem bojowym. Ale wiem, że pewne rzeczy można w sobie stuningować. I jestem w trakcie. Gdzieś w środku 'czuję' - tak, użyję słowa emocjonalnego jak kobieta - czuję, co i jak z czym połączyć by był efekt. To 'czucie' dotyczy algorytmów zachowań i reakcji, które wcześniej nie były mi znane lub których używałem nieświadomie - przypadkowo. Trochę jakbym odkrywał drugi, ukryty i fascynujący świat. Taka, kurna, Alicja w Krainie Czarów. Lustro Ma Drugą Stronę. I zaczynam właśnie grać używając setów i algorytmów z Drugiej Strony Lustra. To trochę jak pisanie od prawa do lewa. I nie zawaham się użyć tego określenia - manipulacja poprzez wpływ na biologiczną podświadomość kobiety. Nigdy nie miałem problemu w wieku dojrzałym 30+ z zainteresowaniem sobą kobiet (dobrze, nie wszystkich ale większości) na poziomie intelektualnym. Tu czuję się jak rekin w Pacyfiku, morświn w Bałtyku czy rodzimy szczupak w trzcinowisku. Sety rozgrywam same z siebie, bez wysiłku, z lekkością może nie wirtuoza ale dobrego specjalisty. Ale to Pierwsza Strona Lustra. Poziom intelektualny nigdy nie spowodował, by którakolwiek kobieta 'oszalała' na moim punkcie. Sympatyzowała, uwielbiała, wykwitał jej uśmiech od ucha do ucha na myśl o spotkaniu - owszem tak, ale nigdy nie zaobserwowałem, tak na 110% mocy, wytrysku hormonów i przysłowiowego kiślu w majtkach* (dobra, raz - opisze poniżej). Od 'kiślu w stringach', napiętych sutków, rumieńca na twarzy i hormonowego haju jest strefa oddziaływania na e-mo-cje. Druga Strona Lustra. Jadąca na kompletnie innych algorytmach i rządząca się całkowicie innym zestawem zasad. Jak fizyka zwykła i fizyka kwantowa. Właśnie w wieku lat czterdziestu przeszedłem na Drugą Stronę Lustra. Nie ma Wesołego Kapelusznika, nie ma królika, Alicji też nie widzę, na dodatek jest trochę ciemno i chodzę trochę po omacku. Ale Wy Panowie, i to forum, daliście mi kaganek wiedzy oraz INSPIRACJĘ dzięki którym mogę sobie poświecić - a droga stanie się łatwiejsza. Najbliższy plan - wyrobienie automatycznych setów-otwieraczy-zagadywaczy dla kobiet. Miłych, niezobowiązujących, bezpiecznych-połączonych z okolicznościami lub wykoywanymi przez kobietę czynnościami - tak by było bezpieczne zaczepienie. Nie podejdę do dziewuszki sprzedającej kwiaty na rynku i nie walnę "Kriszna, hinduski bóg objawia się w wielu postaciach a Wieloręka Kali wyłącznie w jednej, nie uważasz tego za zabawne?" - bo babka z automatu weźmie mnie za świra i bach. To nie USA - Polska jest bardziej konserwatywna i zdystansowana w zachowaniach społecznych. Otwieracz ma nawiązać kontakt, skupić na sobie ale w sposób, który odchodzi od schematu (czyli bez trywialnych 'e, pani, po ile te róże') i w kilku zdaniach wybadać czy kobieta ma nastrój i ochotę na pociągniecie tematu z eleganckim, uprzejmym nieznajomym czy nie. Bo jeśli tak - krok po kroku idziemy dalej. Jeśli nie - otwieracz zamyka się na wymianie kilku zdań i pozwala elegancko, po angielsku, ewakuować się w najnormalniejszy sposób. Będę opisywał jak idą postępy. S. *kisiel w majtach - zaobserwowałem go raz, dosłownie. Wiozłem znajomą dziewczynę, którą podwoziłem od czasu do czasu, sportowym wozem (miałem kilka coupe pod rząd, wydawałem na nie wszystko co zarobiłem). Ładna, zgrabna, wysoka, w letniej krótkiej sukience i bardzo, bardzo prosta dziewczynka. Dałem jej poprowadzić - ale z miejsca pasażera. Więc ja siedziałem za kółkiem, operowałem pedałami i zmianą biegów a ona przechylona na mnie lewym ramieniem kierowała kółkiem. Pachniała słodką brzoskwinią, pamiętam jak dziś mimo że to było dobre 14 lat temu... W każdym bądź razie po tym kierowaniu na pustej, wiejskiej drodze - gdy odwiozłem ją do domu - na siedzeniu pasażera została mokra plamka o charakterystycznym zapachu. Cóż, nieźle musiało pójść skoro przeleciało przez bieliznę i poszło jeszcze w welur. Pamiętam że byłem jednocześnie ubawiony i z lekka wnerwiony, jak to teraz zmyć. Zabawna historia. Acha, panny nie tknąłem palce. A zdatna do spożycia była. Potem się okazało, że była z związku z jakimś facetem gdy ją podwoziłem regularnie, nawet po urodzeniu dziecka jeszcze wydzwaniała do mnie - ale urwałem definitywnie kontakt. Ot taka szczenięca znajomość. A teraz biorę sierściucha na spacer do lasu. I dobre cygaro. Joya de Nicaragua Cabinetta będzie w sam raz Bo zasłużyłem.
  13. Jako że ma wiedza z zakresu fizyki kwantowej, istniejąconiebędących kotów herr Schrodingera i teorii strun nie przekracza poziomu Discovery i National Geographic - odpadam z aktywnej dyskusji ale chętnie poczytam Czyli co, energia, energia i jeszcze raz energia. Oraz ogólna matryca wszystkiego, która definiuje cóż z owej energii może się stworzyć oraz na jakich warunkach w danej rzeczywistości? Tak w wielkim skrócie. S.
  14. Panowie, W tym wątku ---> http://braciasamcy.pl/index.php/topic/1596-zawezwanie-do-symbolicznego-p%C3%B3j%C5%9Bcia-krok-dalej/ 'zawezwałem' do wzięcia spraw we własne ręce i aktywnej działalności w sferze samodoskonalenia. Jak podkreśliłem, mam kilka celów które chciałem zrealizować. Docelowymi celami jest w pierwszej kolejności pozbycie się lub zminimalizowanie wpływu wyrobionych przez lata nawyków, wyrobienie nowych - w pożądanych przeze mnie dziedzinach i kierunkach. Dlaczego nawyków? Bowiem chcę aby dane podejścia stały się niejako automatyczne, aktywowały się bezwiednie w zadanych okolicznościach - bez mojego wysiłku lub przy jak najmniejszym nakładzie sił. Zachowania poniekąd wymuszane wymagają skupienia, koncentracji oraz siły - siły woli by je wdrażać i wykonywać. A gdy kłócą się niejako z naszą 'podstawową' naturą czy też zbiorem dotychczasowych zachowań - mogą prowadzić do sytuacji niekomfortowych, stresowych i 'drenować' z życiowej energii. Przez pewien czas, nie ukrywam że niezbyt długi, zastanawiałem się skąd wzięły się moje automatyczne nawyki. Jaka jest ich geneza. Może kilka zdań, do czego piję: otóż Subiektywny jest społecznie zwierzęciem grzecznym, uprzejmym i układnym. Pozbawionym kolców, szorstkości. Częściowo kameleonem - w pewnym spektrum oczywiście, pod względem dostosowywania się do oczekiwań grupy czy rozmówcy. Nie usłyszysz ode mnie złego słowa, nie opieprzę. Dyplomacja, dyplomacja, dyplomacja ponad wszystko. Delikatnie, grzecznie, układnie z uśmiechem. W grupie nie forsuję za wszelką cenę swojego zdania, mam naturalną tendencję do stania się solidnym, odpowiedzialnym i ważnym trybem maszyny (grupy, organizacji) ale raczej nie liderem. Przyczyny? Dawne dzieje. To wyrobiony w sobie za bardzo młodych lat automatyczny odruch przypodobania się i dostosowania celem uniknięcia odrzucenia. Czasy końca podstawówki, liceum, początku studiów. Nie zrozumcie mnie źle - takie podejście ma swoje wymierne, bardzo efektowne plusy. Cenię je i chwalę sobie, między innymi zawdzięczam im to gdzie teraz jestem. Jednak jako mężczyzna w pewnym wieku - coraz bardziej jestem świadom ograniczeń, które z nimi się wiążą i ujemnych stron. Bo one, jak kij, mają dwa różne końce. Jednym polepszają w jednej dziedzinie, drugim niestety ujmują w innej. Są to, po pewnym zastanowieniu i pobieżnym oczytaniu, cechy samca-beta. Cokolwiek miało by to określenie znaczyć. Pierwsza kwestia dotyczy relacji damsko-męskich. U 90% znajomych bliżej kobiet mam ugruntowaną opinię elokwentnego bajeranta, takiego dżentelmena-bawidamka ale w bawidamka w pozytywnym znaczeniu. Oczarować kobietę, zauroczyć ją, odpowiednio skomplementować w szarmanckiej rozmowie - generalnie nie jest to dla mnie problem (wiadomo, nie każdą bo kobieta gusta co do męskich charakterów mają różne ale generalnie-nie problem). Utrzymać odpowiednie relacje na dłuższa metę - trochę większy. Przez właściwe relacje rozumiem by kobiecie 'się chciało samej' a nie 'żebym musiał ciągle ja'. Po prostu nie mam odpowiednio ciężkiej ręki do kobiet. Nie wymuszam, nie wymagam, nie prowadzę. I baby, po jakimś czasie zaczynają przysłowiowo włazić mi na głowę, tupać od czasu do czasu i strajkować w łóżku. Ergo - zaczynają przestawać się starać bo podświadomie odczuwają, że nie muszą. To pierwsze pole do zmian. Jak wspomniałem, jestem żonaty i dzieciaty. Żona inteligentna, nie mogę nic zarzucić w tej mierze ale po wielu latach znajomości syndromy 'rozłażenia się' zaczynają być widoczne. Nabrawszy pewności siebie i związku, jak to kobieta, zaczęła się opuszczać w pewnych dziedzinach co grozi w dłuższej perspektywie negatywnymi konsekwencjami, w pierwszej mierze dla mnie. Plan, który opracowałem, ma za zadanie w sposób delikatny i subtelny skłonić ją, aby SAMA pod wpływem WŁASNYCH przemyśleń i obaw - zmieniła postępowanie. Wspomniałem wyżej - to inteligentna kobieta więc radykalna zmiana z dnia na dzień, gwałtowna i widocznie sztucznie wymuszania - nie wchodzi w grę. I dodatkowo, jak zwykle w przypadku kobiet, mam działać nie wprost. Zakusami, nie-wprost, mam powoli zasadzać w jej umyśle pewne idee, które później już sama-jak to zwykle kobieta, sama rozwinie i uwypukli pod jak najgorszym dla siebie kątem (one to potrafią bezbłędnie!). Idee, których wspólnym mianownikiem będzie to, że to ja jestem 'nagrodą', 'to o mnie trzeba się starać','to o mnie trzeba zabiegać' + jak zwykle idealna w tym przypadku idea 'konkurencji'. Młodszej (fuck yeah!) konkurencji, która potrząsając blond lokami i krocząc sarnimi nogami na wysokich szpilkach - czycha i czeka! Kurna, nie muszę Wam pisać - nie ma konkurencji, znam sporo kobiet ale jak Mamę kocham, wymieniać na nowy model małżonki nie zamierzam. Ale cóż, odrobina kobiecego niepokoju o młodszą konkurencję depczącą jej po piętach - jak najbardziej wskazana. Poczyniłem pierwsze kroki. Rezultat - pierwszy 24h po. Taki, o jaki mi chodziło! Delikatne napomknięcie przy zwyklej rozmowie przy kuchni, dodanie słowa-kluczu, słowa-wytrychu 'wiesz, taka m-ł-o-d-z-i-u-t-k-a dziewuszka, miała takie śmieszne odstające uszy bla, bla, bla' (oczywiście umysł kobiety zapamiętał tylko słowo 'młodziutka'! - heh) - po 24h kobiecej obróbki myślowej zamieniło się w rozmowę z koleżanką, podczas której jak koleżanka się zaczęła żalić się na meżą, że tylko cośtam cośtam to moja małżonka w formie wyrzutu, tak bym słyszał, wyrzuciła z siebie że tylko czekam by nawiać z jakąś młodą prawniczką zaraz po studiach (młoda!). Jeszcze lepszy myk zrobił mój kolega, który ma Sajgon w domu od lat. Z miesiąca na miesiąc zaczął nagle dbać o siebie, nowe ubiory, modne itd. Nawet zagryzł wargę i obcisłe sweterki w pstrokate kolorki zaczął nosić. A na zakupy nie chodzi w Krakowie tylko jedzie 20km dalej do sklepu a na pytanie żony czemu tam, odpowiada, że są tam takie MŁODE oblatane i kumate dziewczyny-sprzedawczynie, które dobrze doradzają i idealnie 'odczytują' (sic!) jego potrzeby. Żonę kumpla wmurowało, jak dołożył fitness w grupie mieszanej i regularny basen - podwójnie. I co? I zaczęła się babka starać, ból głowy i zmęczenie zniknęło itd. Po prostu zaczęła się podświadomie obawiać tego, czego boją się wszystkie kobiety - że jak przegną z eksploatacją chłopa to jak nic znajdzie się jakaś inna, która im go zwiędzi. I cała zabawa i inwestycja w związke weźmie w łep - Misia porwała jakaś jędza Teraz plan nr 2 Plan numer dwa to bycie bardziej otwartym na inne kobiety. Bez relacji seksualnych (małżeństwo, dzieci, wiecie ...). Zapoznanie nowych z różnych środowisk, w których dotychczas raczej nie przebywałem. Wejście w relacje towarzyskie. Panien, mężatek, rozwódek - w sio ryba. Dwudzistoparolatek (dla zasady, raczej nie dla przyjemności kontaktu intelektualnego), trzydziestoparolatek, nawet czterdziestek. Dla szlifowania Brzytwowego sharpeningu.Dla wyrobienia w sobie, NAWYKU, bycia uroczym 'a'la włochem-bajerantem'. By się doskonalić, by się szkolić, by nie zatracać umiejętności - na wszelki wypadek bo życie lubi płatać figle. Poznać z imienia, wejść w bliższe relacje. Zostać zapamiętanym i mile, na poziomie podświadomości, kojarzonym. Nawet do wersji 'och, jaka szkoda że żonaty, byłby idealnym .... Pomimo mojej bajery, o paranojo ludzkiego umysłu, jestem nieśmiały w stosunku do nowopoznanych kobiet. W sytuacji 1 na 1 - dam radę. W sytuacji grupowej - kurcze, wstydzę się. Cholera, nawet głupio dłużej spojrzeć mi w oczy - patrzę się gdzieś na czubek nosa czy na usta. Tak jak wspomniałem - potrzebuję czasu by 'otrzaskać się' z kobietą, później rozkwitam bajerą. Plus ta moja cholernie słaba pamięć do nowopoznanych twarzy Poczytałem o PUA. Jestem w trakcie lektury Staussa i kilku innych autorów. Zaczynam łapać jak 'zautomatyzować' pewne podejścia, zrutynizować je. Jak emanować pożądanymi zachowaniami. Wczoraj, wracając z pracy stwierdziłem że strzelę sobie mini lekcję. Zaszedłem do kawiarnii po drodze, barmanka mi nieznana. Kolejna, wszyscy rutynowo zamówienie/zapłata/odejście. Strzelam uśmiech, napomykam niezobowiązująca rozmowę i widząc, że dziewczyna jest chętna, miło rozmawiamy o wiośnie i tym podobnych pierdołkach. Siadam do stolika, babeczka podaję kawę, znów uśmiech, znów miła wymiana kilku zdań. Póżniej podchodze do baru, uśmiecham się promiennie, dziękuję za kawę i żegnam kolejną wymianą kilku zdań. Widok jej niewymuszonego uśmiechu i ogników w oczach - bezcenne. Kobieta 6/10. Już wiem, że odchodząc od schematu dzień dobry/zamównienie/odbiór/do widzenia - zindywidualizowałem się, dałem zapamiętać, babka będzie mnie kojarzyć z czymś sympatycznym - przynajmniej przez jakiś czas. Za tydzień czas na kolejne kroki aż do nawiązania bardziej 'osobistej' znajomości, poznania imienia itd. Krok po kroku. Później patrzę - otwarty Reserved. Nie potrzebuję ciuchów ale wiem, że są sprzedawczynie. Z jedną z lekka pulchniutką 5/10 pochichraliśmy się w kolejce do przymierzalni (pretekst - palmtop/komputerek do czytania metek, który trzymała w ręku). Z drugą przy kasie zacząłem od pytania-otwieracza o inny rozmiar marynarki, którą trzymałem w ręku, a skończyliśmy na śmianiu się, że papadują krople deszczu a 'niebo tak uroczo turkusowe'. Dobre kilka minut. Jej kierowniczka przechodząc obok uśmiechnęła się i niby na groźnie powiedziała 'ty nie flirtuj z klientem tylko bierz się do pracy'. Ponownie - błyski w kobiecych oczach, bezcenne. Kobieta 6/10. I o to mi chodzi - WYJŚĆ POZA SCHEMAT kontaktu, dać się zapamiętać! Odróżnić! Odejść od algorytmu 98% - dzień dobry, ile płacę, do widzenia, a czy jest rozmiar X itd. Wytworzyć miłe skojarzenie na dłuższą metę: widok Subiektywnego=sympatyczne, miłe odczucie 'płynące ze środka'=coś miłego, innego od zwykłej 'codzienności'=ktoś poniekąd 'bliski' albo pisząc inaczej 'bliższy niż 98% klientów. Czyli nawiązać relacje bardziej natury osobistej. Skoncentrować się na wywoływanie EMOCJI. Pozytywnych emocji. Później krok dalej - bliższa znajomość, taka na 'ty' i większą wiedzą o sobie. Bo przez ostatnie 4-5 lat, nie ukrywam, odpuściłem sobie i poznawanie nowych kobiet, poza kanałem zawodowym, kuleje. A właściwie kuleje, co tu ukrywać. Powiem Wam tak - to bardzo przyjemna rzecz widzieć uśmiech i ogniki w oczach trzech nieznanych kobiet. Kurcze, podoba mi się to i robię to naturalnie. Czas działać S.
  15. W sumie każdy etap cywilizacji i wykształconych form społeczno-gospodarczych jest przejściowy. Co do techniki, to obserwując jej rozwój po roku 2000 odnoszę, jak najbardziej subiektywne, wrażenie że mamy do czynienia raczej z bardzo powolną 'ewolucją' a nie rewolucją. Nowych, spektakularnych osiągnięć i wdrożeń jakoś nie widać, nic się o nich nie słyszy (może nikną w sejfach i pojawią się w późniejszym czasie). Mamy za to powolną stopniową ewolucję wcześniejszych pomysłów. S.
  16. W tym co piszesz Martino, jest sens. Tym niemniej dorzucę swoje 5 sceptycznych groszy, taki już mój przywilej jako komentatora Rozwój? Tak! Ale czy każdy rozwój jest pożądany i optymalny, nawet z naturalnego punktu widzenia? Osobiście uważam, że nie. Człowiek jest częścią natury, bez dwóch zdań. Wytworzony niejako z niej, zakotwiczony i działające w jej systemie. Natura, jako taka - tu poniekąd utożsamiana ze mną z pojęciem doboru naturalnego, podczas niekończącej się sekwencji powielania niejako z automatu premiuje jednostki/gatunki najsilniejsze, najlepiej przystosowane do życia. Jednym z tych gatunków jest człowiek. Technika, wytwór ludzki, daje nam szereg bonusów nad innymi gatunkami, które jej nie mają lub myśląc nieco bardziej abstrakcyjnie - mają ją na uboższym, wręcz szczątkowym poziomie (techniki budowlane np. termitów). Ostatnie 150-200 lat rozwoju ludzkości to okres gwałtownego przyspieszenia techniki i nauki. Efektem jest m.in. polepszenie dobrostanu gatunku. Przeżywa więcej osobników, które te 200 lat temu odpadłoby szybko i nie przekazało swoich genów dalej. W ogólnej puli społeczeństwa daje to obraz powolnego ale sukcesywnego wzrastania osobników obarczonych wadami. Kolejną rzeczą związaną z techniką-uprzemysłowieniem jest zatrucie środowiska naturalnego, żaden inny gatunek na Ziemi nie oddziałuje tak negatywnie na ekosystem jak człowiek. Zwiększenie liczby populacji i dalsze jej rozrastanie się, poza wszelką kontrolą, to olbrzymie wyzwanie przed którym stanie ludzkość już w czasach naszych wnuków, a na pewno praprawnuków. Korzystając z przywileju wyrażenia własnej opinii uważam, że znajdujemy się w swoistym okresie przejściowym. Jest to prawdopodobnie ostatni czas swobodnego, niekontrolowanego rozrastania się populacji. Przyszłość, szczególnie ta dalsza, wymusi rozwiązania w zakresie redukcji populacji (niekoniecznie siłowej - wystarczą działania promujące nieposiadanie dzieci np. homoseksualizm, hedonistyczne singielstwo itd jak również odpowiednie dodatki w żywności obniżające płodność) oraz zrównoważonego rozwoju. Jako gatunek i społeczeństwo jesteśmy przeraźliwie, wręcz narkotycznie uzależnieni (na obecnym etapie cywilizacyjnym) od źródłem energii, których miażdżąca większość ma charakter nieodnawialny. w chwili obecnej. Źródeł czystej, powszechnie dostępnej i teoretycznie niewyczerpalnej energii jak dotąd nie znaleziono (wyłącznie teoretyczne dociekania). Reasumując - obecny rozwój cywilizacyjny człowieka jest formą przejściową, co więcej - prawdopodobnie w swej schyłkowej formie. Dalszy, zdrowy i perspektywiczny rozwój ludzkości, od strony logicznej i przyczynowo-skutkowej, wymaga redukcji i kontroli populacji, zrównoważonego rozwoju w oparciu o zasoby dostępne w środowisku i możliwej do użycia dzięki aktualnemu poziomowi techniki. Myśl techniczna, jako dzieło człowieka wynikające z odkrywania praw natury jest niczym innym jak narzędziem, za pomocą przekształcamy ekosystem celem zwiększenia własnego dobrostanu. S.
  17. Ameryka poludniowa? Jestem za. Jak mialbym wiac od wszystkiego, to m. in. tam. Ktoras czesc zachodniego wybrzeza ma nawet klimat srodziemnomorski, dla mnie duzy plus (ale ktory kraj to zapomnialem, chyba Argentyna...). Tylko hiszpanski ni-ku-ta, buenas dias, buenas nochas i tyle
  18. Assasyn, zawodowo jestes trybem w fabryce. Wszedzie mozesz byc. Anglia, Irlandia, USA, Meksyk a nawet Buthan. Zycze Ci jak najlepiej, bo sympatyczny z Ciebie gosc, wiec delikatnie zasugeruje ze to moze czas by ogarnac sie "do gory". Praca w fabryce jako pracownik fizyczny, jakkolwiek niezwykle potrzebna i uzyteczna spolecznie i gospodarczo, nigdy ale to nigdy nie przynosila benefitow dla wykonujacych ja osob. Czy w PL czy w UK jest sie w dolnej czesci spoleczenstwa. Mozna na tym poprzestac i tak przezyc zycie, to zaden minus, ale jesli chcesz od zycia czegos wiecej i masz aspiracje - czas bracie na zmiany, zasadnicze zmiany. Zapelniajac zycie trescia, w tym powoli i z glowa pnac sie po szczeblach rozwoju zawodowego, zyskasz nowa jakosc. Ponowie, jestes mlody - masz chlonna glowe, energie i czas. Jak mawia globiszowo moj kolega - "skaj iz de limid". Dupe w troki Stary i do roboty nad soba! ;D Ps. Specjalizuj sie chlopie. Nawet w fabryce, majac waska ale mocno specyficzna specjalizacje "na dzien dobry" dostajesz x2. Ponadto ciezej Cie zwolnic, bo nielatwo jest zastapic specjalistow. Najgorzej zawsze maja Ci, ktorzy maja wylacznie do zaoferowania dwie rece i sile. Takich jest pierdyliard, placi sie im grosze i zastepuje w 2 minuty. Specjalizuj sie!
  19. Znaczy się Święta Wielkanocne a Ty siedzisz na tej zapchlonej wyspie? Biletu do kraju nie kupiłeś? Rodziny nie odwiedzisz? Nie zjesz mazurka, nie pójdziesz choćby dla tradycji, z koszykiem? Masz ---> http://www.projects-abroad.pl/ - jak już będziesz miał dość wszystkiego, tu masz wybór. Buduj studnie w Afryce, opiekuj się dziećmi w Azji. Ratuj górskie goryle na Borneo. Młodyś, siłę masz. Kotwicy w postaci żony z dzieciątkami nie posiadasz. Po świecie, znaczy się, wozić się możesz. I od razu nabierzesz sensu. Znajoma absolwentka weterynarii jak pojechała do Indii słonie leczyć to po powrocie od razu motywacji do życia dostała. Napatrzyła się co to znaczy prawdziwa bieda i dół. Odechciało się jej egzystencjonalno-emocjonalnych rozkminek rodem z pierwszego świata. S.
  20. Ba, oczywiście Brzytwa. Spektrum jest szerokie. S.
  21. A w szkołach uczą, jak to ciężko było w średniowieczu - dziesięcina dla kościoła, służebności dla feudała itd
  22. Arsa, W 'o mnie' mam napisane, że jedynym prawdziwym sukcesem w życiu jest przełamywanie własnych słabości. Ty to właśnie robisz, jesteś w trakcie procesu. Gratuluję. Co do Twoich 29 lat to tak naprawdę wszystko dopiero zaczyna się otwierać przez Tobą. Kwestie studiów/zarobków też nie jest z sobą dosłownie powiązana. Studia same z siebie nic nie dają. To taki lukier w cukiernictwie. Jak ktos jest zakalcem, to nawet lukier nie pomoże - więc ani dobrej pracy ani wynagrodzenia nie znajdzie. Gdy ktoś ma potencjał - studia są upiększającym dodatkiem, który podności wartość na rynku pracy. Pomijam specjalistyczne zawody, których bez kierunkowych studiów po prostu nie da rady wykonywać (np. lekarz czy architekt). Zawsze spotkamy ludzi lepszych od nas. Też zazdroszczę, tak pozytywnie, kilku kolegom z branży, że co najmiej raz na dwa miesiące lecą do Los Angeles negocjować wielostronicowy kontrakt, angielskim władają bieglej niż polskim etc. Siedzę na dupie w Krakowie i przewalam papiery - same wierzytelności, cesje i chrumki-umki z niestandaryzowanymi sekurytyzacyjnymi funduszami inwestycyjnymi zamknietymi. I zazdroszę tego Los Angeles, bo też bym z chęcią wsiadłbym w Dreamlinera i wybył na negocjacje a później szlajał się po Sunset Boulevard, siedział w knajpkach do wieczora i puszczał chmury dymu z My Father Connecticut Robusto. W poniedziałek te same papiery i praca, we wtorek, w środę, w czwartek, w piątek i tak dalej, i tak dalej. Podkreślę - masz dopiero 29 lat i wszystko tak naprawdę otwiera się przed Tobą. Słuchać 'mundrości' małolatów to równie dobrze możesz zimą w sandałach zacząć chodzić a w lecie w kożuszku i czapce uszance paradować - efekt będzie ten sam. Pracuj nad sobą, zmieniaj wszystko w sobie i dookoła na lepsze, przełamuj własne bariery i ograniczenia - to jest prawdziwy, męski sukces w życiu! Czego z całego serca Ci życzę. S.
  23. I daj jej Boże siłę - niech atakuje. Płomień w niej płonący nich gorzeje a emocje upust w zamieszczanych tutaj postach znajdują. Ku naszym: a) sharpeningowi, jak to zaakcentował Brzytwa. b )dogłębniejszemu poznaniu drugiej strony wedle założeń Sun Zi, choć wolałbym bardziej doświadczoną życiowo interlokutorkę. c) radości vel rozbawieniu d) ja się osobiście momentami nawet wzruszam, tak całkiem dogłębnie, jak widzę taki szczery, młody inkwizytorsko-rewolucyjny gniew i zapał. Wiem, brzmi śmiesznie S.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.