Skocz do zawartości

Subiektywny

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    83
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Subiektywny

  1. Nie The_Man, nie cierpię. W żaden sposób. Z natury i wychowania jestem uprzejmy, grzeczny i szarmancki wobec kobiet. Zmieniać tego nie zamierzam bo czuję się z tym dobrze, po prostu naturalnie - nie muszę się do tego przymuszać więc przychodzi mi to spontanicznie. Dla części kobiet to killer-ficzer, maślane oczy gwarantowane. Dużo można tym zyskać ale, uwaga uwaga, nie zawsze działa tak jak należy na dłuższy dystans! Wobec czego pragnę dołączyć do zachowania kilka elementów (których istnienie przeczuwałem a dzięki lekturze forum i Waszych doświadczeń - upewniłem się) celem generowania, jak to się pisze 'sraczki emocjonalnej' i potrząsania kobitą od czasu do czasu celem nastawiania na właściwe tory. Bo to że kobiety mają naturalną tendencję do okresowego rozregulowywania się to oczywistość. 'Marchewkę' dla kobiet mam zbudowaną 'defaultowo' a teraz chcę zupgreadować sobie 'kijek-samobijek'. I tyle. S.
  2. Brzytwa, Lepiej bym tego nie opisał. System finansowy oparty na kreowaniu pieniądza z długu (pieniądz fiduicjarny) się sypie. Waluty 'fiat' zdychają a na forexie wojny walutowy przypominają te z Gwiezdnych Wojen - maniupujacje na skalę galaktyczną. PKB nie może cały czas, co roku, iść do góry! To droga do nikąd!!! Szwajcarzy już mieli przejść na parytet złota przy walucie, coraz częściej to się słyszy przy innych walutach. Rosja, Brazylia, Chiny i inne kraje BRIC chcą odejść od dolara i przestać, poprzez obrót dolarowy, płacić 'imperialny podatek' USA i pośrednio Europie Zachodniej. System taki jaki znamy faktycznie się wali. Więc będą cisnąć obywateli. Wielkie korporacje poprzez lobbing już zapewniły sobie nietykalność - są nie do ugryzienia, złotóweczki z nich się nie da wycisnąć. Z Ciebie Brzytwa czy ze mnie - bez problemu! W ostateczności wjadą nam na chatę i koniec. Jako mężczyźnie system prawny od strony majątkowej i władz rodzicielskich w małżeństwie, nawet w takiej mało 'hop siup do przodu' i swojsko-siermiężno-lewacko-niepostępowej Polsce oferuje mi niewiele. Jak odejmiemy wszystkie 'upiększacze' prawne czyli szermierkę wzniosłymi ideami to zostaje naga prawda - jestem dronem, Dronem zapewniejącym poprzez swoją energię życiową dostawę zasobów dla rodziny, zasobów pieniężnych oraz osobistych - poprzez opiekę oraz zajmowanie się domem. W starym systemie, o którym pisałeś mężczyzna był też dronem ale w zamian zyskiwał choć tą iluzję władzy. Mi na władzy co prawda nie zależy, ale na czystym domu i regularnym seksie od małżonki - już tak. A nowoczesny system 'równouprawnienia' żąda ode mnie nadal bycia dronem-dostawcą nic nie oferujac w zamian. Nic. Mam starego kumpla przyjaciela. Oczytany, łepski gość. Zadeklarowany socjalista, postępowiec i zwolennik feminizmu. Jak się popijemy do się droczymy, zabawne to bywa czasami. Do czego piję. Ano do tego, że ów przyjaciel jakiś czas temu nieźle się przejechał na pewnej pannie. I na kanwie tego doświadczenia przyznał szczerze w męskim gronie, przy butelce, że poparcie dla feminizmu mu częściowo wyparowało - bo kobiety żądając równouprawienia poprzez przerzucenie swoich obowiązków na mężczyzn natomiast te z elementów patriarchatu, które im pasują - chcą zachować nadal. Czyli dzielenie się wyłącznie własnymi obowiązkami z zachowaniem korzystych dla siebie praw i rozwiazań. Cała prawda. Tak czy inaczej - jak się nie przebudzimy jako obywatele państwa i także społecznie - jako mężczyźni - przyszłość widzę w szarych barwach. S.
  3. Dwa miliony dwieście tysięcy. Hmmm, sporo. Ktoś mieszka od wielu lat, co widać po nasadzeniach. Bryła domu ładna, środek zrobiony w dziadkowym stylu ale to rzecz gustu. A o tym się nie dyskutuje. Bliskość morza to zaleta i wada. Na jesieni i w zimie wieje. Nie wiem czy w tym miejscu ale wiać potrafi że hej. Cóż, życzę z całego serca takiego domku albo podobnego. Kiedyś nas zaprosisz na grila Pamiętaj tylko o podatku katastralnym a on się zbliża wielkimi krokami. Około 1- 2% wartości nieruchomości rocznie w zależności od lokalizacji. Czyli za taki dom maksymalnie ok. od 22 do 44 tysięcy podatku rocznie. Zawodowo podpowiem, że w urzedowej ewidencji gruntów są już rubryczki 'wartość' przy nieruchomościach, na razie niewypełniane. Ale za dwa, może trzy lata ... Kilka lat temu przprowadziłem się z bloku do domu. Są plusy - cisza, spokój, można grila zrobić, masę przyjaciół i znajomych zaprosić (maks impreza - chyba 35 czy 40 osób się zjawiło). Są minusy - co chwila trzeba coś naprawiać, odśnieżać, uprzatać liście na jesieni, od wiosny do września na kosiarce latać. Coś za coś. Kiedy mieszkałem w bloku kompletnie mnie to nie obchodziło. S.
  4. Łycha jest smakowa, można się nią delektować. Nie musi być single malt za kilka stów, wystarczy najzwyczajniejszy blend Grantsa z Lidla, Sherry Cask Edition. Trzy kosteczki lodu, czasem zdziebko wody mineralnej i już. Do cygara jak znalazł. Dobra wódka @Pikaczu nie jest zła, ale delektować się wódką to się jakoś nie za bardzo da. Wódkę się schładza a potem ciach!, szybko przełyka. Taki 'nawalacz'. Pięć-sześć kolejek i już (niektórzy potrzebują więcej). Choć mi od paru lat wódka 'siada na głowę', nie robię się agresywny-bo nigdy nie jestem po alkoholu, ale euforycznie uradowany też nie. Raczej 'ścięty' i na lekkim 'przymule'. Jak @janek donosi - coraz częściej sięgam po wino, półsłodkie i półwytrawne. Butelka na grila, rozpicie jej w półorej-dwie godziny i jestem zadowolony z całego świata. Przynajmniej do następnego poranka Z kolei po nadużyciu win musujących wyczynam brewerie jak żak, dzika euforia poziom maks - idą mi w głowę te bąbelki jak złe Umieranie następnego dnia - gwarantowane, też w wersji maks S.
  5. Służę w miarę skromnych możliwości. Czerpię wiedzę z tego forum i staram się coś dać od siebie. Du ut des Może niezbyt wyraźnie zaznaczyłem we wcześniejszym wpise ale myślę podobnie - Martix powstał w naturalny, spontaniczy sposów jak wypadkowa społeczeństwa i cywilizacji. Natomiast w chwili obecnej na bank podlega manipulacjom 'grup trzymajacych władze'. Wysadźmy 100 osób na bezludnej wyspie - w ciągu kilku lat sami stworzą sobie mały, izolowany Matrixik. S.
  6. Matrix daje jedną rzecz - poczucie bezpieczeństwa i przynależności (grupa, struktura, klasa społeczna itd). To poczucie bezpieczeństwa w większej czy mniejszej mierze jest złudne ale jest. Dlatego m.in. nieświadomymi orędowniczkami Matrixa i podtrzymaczami jego mechanizmu są kobiety, dla których bezpieczeństwo i jasno zakreślone granice, w tym awansu społecznego, są rzeczą elementarną dla egzystencji. Wizja: bądź grzeczny, ucz się a najlepiej skończ studia, znajdź pracę, znajdź odpowiednią żonę ze zbliżonej do siebie klasy społecznej, spłódźcie dzieci, weźcie kredyt na mały, biały domek pod miastem a później przez kolejne 25 lat spłacajcie go i wychowujcie dzieci (czyli pracujcie podtrzymując pompę redystrybucji ekonomicznej) do późnych lat by w którymś momencie stać się błyskawicznie starszymi, schorowanymi ludźmi biegającymi od jednego lekarza do drugiego. Wówczas, na pokrycie kosztów życie i leczenia bierzemy 'odwróconą hipotekę' i oddajemy nasz mały biały domek bankowi... Spróbujcie, w ramach testu, porozmawiać o Matrixie jako systemi w gronie kobiet, nawet niegłupich - na 99,5% gwarantuje że rozmowa znudzi je po 5 minutach (albo i wcześniej) a wy dostaniecie łatkę dziwaka i wariata (o co mu chodzi? co on chrzani?). Próbowałem delikatnie kilkukrotnie - strata czasu. @Leon, Faktycznie, jedną z idei genezy Matrixu może być to, że stworzył się sam z siebie i jest pochodną, wypadkową miliardów krzyżujących się ludzkich oczekiwań, działalności, pragnień oraz wypadkową poszczególnych regulacji. Miliony drobnych regulacji, w zasadzie oderwanych od siebie tworzą w tym momencie obraz całości jako Matrix - nikt go nie planował od zera, powstał spontanicznie w sprzężeniu zwrotnym na ludzkie działania. Tym niemniej uważam, że fakt istnienia Matrixa został spostrzeżony już dawno. Są grupy, grupy interesu, które poprzez lobbowanie czy umiejętne działania (legalne i nie) poprzez dziesięciolecia, może nawet stulecia zarezerwowały sobie rolę beneficjenta Matrixu. Ostatnie stulecie, może nawet więcej, to dominująca rola banksterki i wielkiej międzynarodowej spekulacyjnej finansjery - i ich obsadziłbym w głownej roli 'tunignowania Matrixu pod siebie' w XX i na początku XXI stulecia. Oni go może nie stworzyli ale z pewnością maczają ręce w jego przekształceniach na swoją korzyść. Czy zastanawialiście się, dlaczego pracując uczciwie w ciągu np. 15 czy 20 lat nie można odłożyć, dajmy na to miliona złotych a później żyć z odsetek? Bo odłożone pieniądze zeżre nam m.in inflacja? Ano właśnie! Dlatego, że z nic-nie-robienia może żyć wyłącznie sam szczyt ludzkiej piramidy społecznej. Cała reszta MUSI ciągle pracować by większość owoców ich pracy zasilała cała piramidę i karmiła tych na górze. Stąd też wbudowane w Matrix zasady i regulacje, które niejako zmuszają nas do ciągłej pracy. Praca jest wartością, ona jest krwioobiegiem i głównym pokarmem tego systemu. Z Matrixem nie da się walczyć, to walka z góry skazane na porażkę. Matrixu nie da się 'ominąć' bo kontroluje wszystko, nawet jak rzucicie wszystko i zaczniecie żyć w szałasie w Bieszczadach - i tak nadal będziecie podlegać pod jakąś część regulacji Matrixowych. Matrix można, o czym już było pisane na forum, osłabić poprzez świadome sabotowanie jego funkcjonowania, 'zagłodzenie go'. Ale czy warto? Wizja końca cywilizacji jaką znamy, zrujnowana Polska zaludniona bandami niczym z Mad Maxa oraz my, przeszukujący wypalone ruiny Kauflandów i Biedronek w poszukiwaniu zasypanych puszek z kukurydzą, ubrani w kamizelkę przeciwodłamkową Lubawy z karabinkiem wz.96 Beryl odbezpieczonym do strzału może i jest heroicznie fascynująca swoją barwnością ale ... nie chciałbym by w takiej rzeczywistości wychowywały się moje dzieci... S. S.
  7. Matrix to o wiele, wiele szersze pojęcie. IMHO główną rolą Matrixu jako systemu jest redytrybucja dóbr od osób wytwarzających do akumulujących oraz utrzymanie wielopłaszczyznowej kontroli nad jednostką i społeczeństwem. Narzędziami indoktrynacji są, od najmłodszych lat - rodziny już wcześniej zindoktrynowane (rób tak i tak! to w życiu jest dobre a to złe!), później zorganizowane, masowe oraz dokonywane w jednym 'właściwym' kanonie powszechne nauczanie, potężna rola mediów oraz kultury a na końcu - prawo oraz aparat represji. Matrixowi zależy na tym byś pracował w sposób, który wytwarza naddatek ponad twoje konieczne utrzymanie (ten naddatek wytransferuje się do osób, które korzystają z systemu - tobie pozostanie wynagrodzenie wystarczające na zabezpieczenie elementarnych potrzeb, materialnych i duchowych). Nawet jeśli zarabiasz więcej niż 70% społeczeństwa to jest to element Matrixu - pokazówka, że za odpowiednie dla systemu zachowanie są bonusy (np. solidne wykształcenie). Taka marchewka. System ekonomiczny jest systemem, pisząc bez ogródek - niewolniczym (poszukajcie w necie czym jest pieniądz i jak się go kreuje - i nie chodzi o drukowanie papierków). Społeczeństwo dronów roboczych ma również za bardzo nie myśleć i nie zadawać trudnych pytań 'dlaczego?' a już wcale a wcale 'kto na tym korzysta?'. Tu wchodzi element kontroli. Bełkot medialny wzajemnie negujących się opinii, wskazywanie jedynej słusznej linii życia (zapracuj się na śmierć, zadłuż łącznie z wnukami, wszystko wydawaj na nieustającą konsumpcję), telewizja, popultura masowa. Lansowane postaw. Umysł więkości społeczeństwa ma chodzić w trybie dwubiegunowym - bądź zajęty ciężką pracą i zapewnieniem bytu bądź w drugiej skrajności - w transie prostej rozrywki (muzyka, epatacja seksem, przemocą, egzaltacja emocjami itd). Ludzi, którzy pragną żyć inaczej, choćby tzw. minimalistów - pokazuje się jako dziwaków. Napuszczanie jednych grup społecznych na drugie też jest elementem kontroli - zamiast szukać sedna problemu ludzie skupiają się na walczeniu ze sztucznie narzuconymi im wyimaginowamymi wrogami (przedsiębiorcy vs budżetowcy, rolnicy vs ktośtam, szerzej: bogata północ vs biedne muzułmańskie południe). Wydaje mi się, że pozwolenie na rozdmuchanie wojenki damsko-męskiej jest również elementem tej kontroli. Koniec końców macie prawo i aparat represji. Spróbujcie wyjść spoza systemu Matrixa - zobaczycie, że na dłuższą metę nic to nie da - są tysiące nakazów i zakazów, nawet przysłowiowej ziemianki sobie nie wybudujecie a za 25 lat, wspomnicie moje słowa, symbolicznej marchewki w przydomowym ogóródku nie wyhodujecie. System zabezpiecza się wielotorowo i wielowątkowo. Będąc zaplątanym i uwikłanych w życie wg. schematu Matrixa - ciężko go dojrzeć - bo nie masz na to ani czasu, ani siły (gros tych idzie na pracę ergo - zabezpieczenie bytu!) poza tym jesteś manipulowany kulturowo - a przez te zworce większości ciężko się przebić. System polityczny pseudodemokracji parlamentarnej też jest elementem zabezpieczenia i kontroli - daje iluzję, że o czymś się decyduje. Partie, liderzy, spektakl polityczny - to tylko opium dla masy, teatr, wyzwalacz emocji i sposób ich kanalizowania. A teraz napiszę najgorszą rzecz - wydaje mi się, że bez Matrixa społeczeństwa nie da się utrzymać w ryzach więc Matrix to dira necessitas, straszna konieczność ! Gdybym był na szczycie, ze względu na charakter ogółu ludzi, też bym go skonstruował i utrzymywał przy funkcjonowaniu! Inaczej te ileśtam miliardów ludzkich zwierząt zażarłoby się w oka mgnieniu - masa ludzi generuje masę problemów do rozwiązania, świat ludzki by najpierw eksplodował, później implodował i wrócilibyśmy do epoki maleńkich grup koczowników i nomadów - znaczy się te resztki, które by przetrwały. I zaczynam również rozumieć ideę depopulacji. 500 milionami i ich potrzebami zarządza się o wiele, wiele sprawniej i mniej inwazyjniej w środowisko naturalne. I pytanie kardynalne - kto stoi za Matrixem? S.
  8. Subiektywny

    Siema!

    Ba! DamiPriv, bo nie ma reguły tak naprawdę, czy ma to być lat 3 czy 5 a może jednak cała dekada imprezowania Czy, idąc dalej, wejście np. w dragi będzie rzutować na resztę życia czy stanie się tylko nic nie znaczącym epizodem. A przykładowa wizyta w kasynie skończy się jednorazowym spłukaniem na 200zł czy doprowadzi do hazardowej ruiny i ciężkich długów 'na mieście'. Czy ta biuściasta Mariolka o kocim spojrzeniu złamie mi życie za lat dziesięć czy też mimo wszystko stanie się partnerką i podporą w życiu ;D Ba! Nieco naciąganie mogę napisać, że nawet usłyszawszy odpowiedź na pytanie 'która godzina?' można wyciągnąć złe wnioski
  9. Subiektywny

    Siema!

    The_Man, choć piszesz 'oczywistąoczywistość' to stawiam symboliczne 5zł, że kolega Sezamus tego 'nie kupi'. Różnicza w potencjale życiwego doświadczenia I radośnie potrwoni najlepszy czas uganianiem się za Krysiami i Natalkami
  10. Molu, Podświadomie czuję, że po wypiciu 4-5 następnego dnia wywinął bym się na drugą stronę i umierał do 17ej. S.
  11. I to nie jakieś chemiczne koncerniaki, które piłem z 20 czy 15 lat temu, nawet po tych z lokalnych browarów. Kiedyś, wiadomo - zapijałem się piwem. Trunek nr 1 na posiedzenia w pubach, ogródkach barowych, ogniskach, grilach. Teraz - wypijam dwa, czasem jedno przy jakiejś okazji wieczorem a następnego dnia mam objawy 'grypopodobne'. Może kac to nie jest ale czuję się jak zombie, ćmi głowa, jakieś ogóle rozbicie. Nie zawsze ale w przytłaczającej ilości przypadków. Wczoraj wieczorem wypiłem z kolegą po jednym przy rozmowie - dziś rano budzę się nieswój - organizm daje znać, że mu się to wcale nie podobało. Po winie, whisky - nic. Piszę tu o podobnej dawce alkoholu jak w 1-2 piwach. Budzę się i jest ok. A po piwie nie ... S.
  12. Subiektywny

    Siema!

    Witaj bracie żaku z grodu Kraka, 23 lata? Wszystko przed Tobą S.
  13. Muminki - genialna atmosfera. Momentami ciężka, mroczna, psychodeliczna, tajemnicza.
  14. Chwilowo ta symboliczna godzina sprawia nam frajdę, mi w szczególności. Chwilowo, jak będzie jutro - zobaczymy. Mam tendencję do łapania przy nic-nie-robieniu 5-7 kg nadwagi. Nie jest to wielki problem przy moim wzroście i budowie ciała ale przeszkadza. Kiedyś aby nie łapać tej nadwagi wystarczyło nie jeść kolacji albo delikatnie MŻ. Teraz wymaga już aktywnych zabiegów - i po to biegam. Od 4 lat, nieregularnie. Swoją drogą proste węgle to zuuuuoooo. Cukier, białe pieczywo, przetwory mączne, słodzone napoje, ziemniaki. Jak zaczynam z nimi folgować - raz,dwa,trzy - pasek od spodni w magiczny sposób się kurczy! S.
  15. The_Man, W spodnie i bluzę mundurową napsikam repelent. Na głowę kapelusz boonie hat z moskitierą. Tylko bzyczenie będzie uciążliwe I żal trochę pieseła, pokąsają mu nochal i pysk gdzie ma krótką sierść. Swoją drogą czego w lesie się bać? Jedyne jako takie zagrożenie to odyniec lub locha z młodymi. Innych ludzi? E tam, kto fiknie do zmilitaryzowanego barczystego dziwaka z bujającymi się 20cm stali przy pasie i sporym piesełem Interwencja leśniczego? Grzeczna rozmowa i jak znam życie od zdania do zdania facet zamiast się przychrzanić o biegajacego luzem pieseła - zainteresuje się tematem - bo to też w większości pasjonaci, 'ludzie lasu'. Uprowadzenia przez kosmitów na uciążliwe badania medyczne nie biorę pod uwagę Spać pod gołym niebem spałem już wiele razy, choć to lata kawalerskiej młodości. Nawet na ziemi, na rozłożonym płaszczu - pałatce. Noc była piękna, gwieździsta, ciepła. Nad ranem rosa przemoczyła nas kompletnie S.
  16. Taki jeszcze mały dodatek z mojej strony, epilog opowieści. Jestem żonaty, dzieciaty. Partnerka mądra, poukładana, ładna, prowadzi własną działalność średniej wielkości. Znamy się hohoho, ponad 10 lat. Każdemu z Was życzę takiej żony, jeśli kiedyś uznacie że warto się ożenić. Natomiast nawet tak porządna małżonka jest 100% kobietą. Od czasu do czasu występują jakieś drobiazgi, które trzeba przezwyciężać i kontrolować. Drobne próby ustawiania pod siebie itd. Drobiazgi. Ale są W każdym bądź razie aktualna małżonka jest całkowitym przeciwieństwem gdańskiej Kasi. A swoją drogą w układach damsko-męskich najtrudniej przychodzi mi rozmawianie z kobietą 'na odwrót'. Jak rozmawiam z mężczyzną - mówię wprost, logicznie, ciągiem przyczynowo-skutkowym, przekaz jasny. Z kobietą nie zawsze tak idzie, nader często trzeba rozmawiać nie-wprost. Zakusami, flankować, dawać lekkie aluzje 'do pomyślenia' bo żądając czegoś wprost - nie dostaniemy tego. Programując jej umysł lekkimi aluzjami, sugestiami nad którymi będzie rozmyślała przed zaśnięciem - daje zadziwiającą skuteczność. Tym niemniej 'mówienie nie-wprost' jest uciążliwie, czasochłonne i generalnie mnie lekko wkurza. To trochę tak jak wbijanie gwoździa tabliczką czekolady zamiast sięgnięcia po młotek. S.
  17. @Brzytwa, Zgadza się, tanto dobre jako łom albo do przebijania rycerskich zbroi płytowych Precyzyjne toto nie jest. Ale to Cold Steel Master Series Tanto San Mai III, potrójny laminat. Lubię ten nóż Wyznaczyłem już trasę po okolicy - z noclegiem będzie 40km. Dwadzieścia w jedną, nocleg, dwadzieścia z powrotem inną trasą. Wezmę ekwipunek i pieseła, wraz z piciem i jedzeniem dla niego. A spać będę na militarnym hamaku rozpiętym między drzewami + tarp. Będzie cacy!
  18. @Saint, spokojna głowa Swoją drogą Kasiu, Kasieńku, Katarzyno z miasta Gdańsk ... - jeśli kiedykolwiek, w jakichkolwiek okolicznościach trafisz na to forum i przeczytasz naszą krakowską historię z młodości, skojarzysz ją z nami a Subiektywnego z tym śmiesznym chłopaczkiem, który kiedyś za Tobą latał - pamiętaj że za lekcję, które od Ciebie Katarzyno otrzymałem jestem bardzo wdzięczny S. PS. Lekcja skutkuje m.in. tym, że na kilometr omijam kobiety, które mówią o sobie że są 'trudne', 'charakterne','mają skomplikowaną osobowość', 'niezrozumiane przez świat', 'nikt ich nie lubi i wszyscy wokół są głupi' + skonfliktowane z całym światem - i nie jest ważne czy pani sprząta czy wykłada na katedrze sinologii. Z taką osobą ani związku, ani spółki ani interesu się nie zrobi, to jak zabawa zapalniczką przy otwartej beczce z prochem. Chwila moment i ... BUM !
  19. Panowie, Można, oj można !!! Mając te dwadzieścia parę lat byłem dzieckiem, emocjonalnym dzieckiem. Wychowany na grzecznego, poukładanego młodego człowieka 'dzień dobry, do widzenia, dziękuję bardzo, ależ nie ma za co'. Więc w swej dziecięcej naiwności myślałem, że świat zaludniają ludzie mniej więcej o takim samym podejściu do życia. Ponowię - byłem dzieckiem. Dzie-ckiem. Oleju zacząłem nabierać pi_razy_drzwi po trzydziestce. Przypomniała mi się jeszcze jedna zwykła w tych czasach scena. Byłem zaszczuty w jej obecności i każde wypowiedziane zdanie do osób trzecich poddawałem błyskawicznej autocenzurze - bo Księżna strzyże uchem i jak coś wyłapie - ojojoj, będzie wybuch furii. Siedzimy w Mcdonaldzie, księżna żarta-jeść niezdrowe rzeczy lubiła. Podchodzi przyjaciel, wita się z nami, siada, zagaja rozmowę a ja ... odbąkuję. Na zasadzie - idź sobie, idź sobie, zostaw mnie. Gość się zreflektował, pożegnał, odszedł ale na jakiś czas - zraził do mnie. Na szczęście to mężczyzna - po latach w lot zrozumiał sytuację w której byłem i dalej się przyjaźnimy. Byłem zastraszony, zapłoszony. Tresura wyszła idealnie. Czy się buntowałem? Ano tak, w wersji soft. Odmawiałem robienia pewnych rzeczy, zapierałem się i ze zwieszoną głową mówiłem 'nie' wiedząc że właśnie wywołałem tajfun. Kłótnie z mojej strony były bierne, z jej nadaktywne. Łaziłem do aptek i kupowałem jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie, łykałem to dziadostwo. Po jakimś czasie odmawiałem coraz częściej i częściej, bo panna jechała po prostu po bandzie - przesadzała. To był jej błąd, gdyby utrzymała rozsądne tempo kto wie, moze i zaprowadziła by mnie przed ołtarz - Chryste, nie wyobrażam sobie tego teraz, nie wyobrażam (...). I uznała, że jestem nieperspektywiczny - jak dociążony osioł, którego tłuczesz po grzbiecie ale on się zaparł i tak nie idzie. Więc przyszykowała sobie 'gałąź nr 2' i będąc jej pewną - rozstała się. I dzięki Bogu!!! Bogu dzięki!!! Jak się uczyła do sesji - była mega histeria. Na kim się można wyżyć? Kto jest obok na każde skinięcie ? Ano właśnie Acha! I wszystkie 'mundrości' wyczytywała ze szmatławca Cosmopolitian. Znienawidziłem tą gazetę. Do dziś jak widzę panne siedzącą w kawiarni i czytającą Cosmo to nieświadomie zagryzam zęby Swoją drogą jednak przebiegłem się te 3 km po lesie. Fajnie, rześko. Od razu uśmiech na twarzy gości Opisujcie Panowie swoje historie w dziale, sam jestem ciekawy Waszych opowieści. S.
  20. Panowie, Jest sobota, chwilę po 6ej rano. Wstałem wcześnie bo miałem biegać ale siąpi deszcz i jest zimno, aż takim hardkorowcem nie jestem Mając zaoszczędzoną godzinkę opiszę niniejszym, sobie ku pamięcia a młodzieży forumowej ku przestrodze o swoim pierwszym 'poważnym związku'. Tak jak obiecałem kiedyś przy innym temacie. Na początku słowem wyjaśnienia: nie winię tej dziewczyny w żaden sposób. Winić, po latach i nabraniu jako-takiego oleju w głowie, mogę wyłącznie siebie. Za wdepnięcie w bagienko, za słabą rękę, za słabą wolę a wreszcie za pozwolenie, by trwało to aż cztery lata. Koniec końców ułożyło się dobrze, bo zbiegiem kosmicznych okoliczności (w tym i tego 'związku') jestem w życiu tu gdzie jestem. Czyli nawet negatywne doświadczenie może być solidnym kamieniem węgielnym na podwaliny sukcesu i zadowolenia w naszym życiu. Akcja opowieści toczy się u schyłku lat 90tych XX wieku i na samym początku XXI. Jako studencina, z nielicznymi doświadczeniami damsko-męskimi (co wówczas jest powodem do odczuwania swego rodzaju kompleksu) poznaję ją. Młodsza o trzy lata, żywiołowa, roześmiana, temperamentna, o pięknym, 100cm biuście kusząco wypychającym jej obcisłe bluzeczki. Mieszkamy w tym samym mieście, dojeżdżamy na studia - ona na medyczne na UJ. Wtedy miała chłopaka ale (o czym wówczas kompletnie nie wiedziałem bo mechanizm ten był mi nieznany!) już planowała zmianę gałęzi. Tj. byłem bardziej 'perspektywiczny' od aktualnego. No i wpadłem, jak śliwka w kompot. Schemat ten sam - nagle zaczęła jeździć tymi samymi pociągami co ja, tak kombinować byśmy razem wracali, wynajdować 'rzeczy' które mogłem dla niej zrobić i w ramach podziękowań rozpływać się w komplementach i uśmiechach. Wpadłem po uszy. Oczywiście mają dwadzieścia parę lat byłem święcie przekonany (o naiwności ludzka!), że wszystko dzieje się samo z siebie a ja jestem tak zajefajny, że oczarowuję pannę. Prawda była inna - zastawiono na mnie przygotowane, skalkulowane sidła. I tyle, dałem się podejść jak mysz na ser do pułapki. Potem było sześć miesięcy 'gaciówy' - seksik taki, owaki, w domu, w damskiej przymierzalni itd. Panna była temperamenta i dzika w robieniu laski. Po końcu okresu miodowego zaczął się trening - trening KRZYWĄ MORDĄ oraz eskalacja wymagań i żądań. Zacznę od tego, że panna miała niestety zwichrowaną psychikę (sprawy rodzinne) - bardzo niestabilną, co kamuflowała tym temperamentem i żywiołowością. Wymagała 200% uwagi na sobie, poświęcania całego wolnego czasu jej, wszystko i wszędzie - tylko razem. W błyskawiczny sposób odseparowała mnie od przyjaciół i znajomych (ten jest taki, ten owaki, ten mnie nie lubi a tamten krzywo się na nią spojrzał!). Doskonała taktyka - zostałem sam jak palec. Zwichrowana psychika objawiała się wpadaniem w stany maniakalne, podczas których potrafiła teatralnie wpadać w totalną histerię łącznie z sięganiem po leki-antydepresanty, takie na receptę. Jak to działało na niedoświadczonego dwudziestoparoletniego, poczciwego chłopaczka - możecie się tylko domyślać. Szybko zostałem zdegradowany do roli lokaja Jana. Zawieź ją, przywieź, załatw, wyręcz, odprowadź, przyprowadź, bądź na każde skinienie! Wyssała mój czas do cna. Jako że była temperamenta - wszystkie wybuchy furii koncentrowały się na mnie. Była pokłócona z całą rodziną, już to powinno być dla mnie sygnałem ostrzegawczym ale (spuśćmy zasłonę wstydliwego milczenia na rozum chłopaka w wieku 20+). Egoistyczna, zaborcza, impulsywna, uwielbiała wszczynać karczemne awantury z byle powodu albo i bez. Comiesiecznie 'cierpiała' półtora tygodnia na PMS - Chryste, co ona wówczas wyprawiała. W pamięci utkwiła mi scena, gdy jedziemy miejskim autobusem na jej uczelnie (owczywiście wymusiła na mnie bym ją regularnie 'odwoził'), pełen ludzi. Ona drze się na mnie, robi głośną awanturę a ja stoję skurczony w sobie, wzrok wbity w ziemię, zawstydzony, zażenowany. Ciałem na miejscu a duszą pragnący uciec 100km dalej. I widok twarzy reszty współpasażerów, zażanowanych tą sytuacją. Uhhhh... Kobieta-granat! Kobieta-nitrogliceryna! Byle impuls powodował wybuch nieadekwatny skalą ! Jeszcze jedna cecha charakterystyczna 'tego typu kobiet' - one nie lubią innych kobiet, są z nimi przeważnie skłócone, mają koleżanek jak na lekarstwo. Za to mają wielu 'kolegów i znajomych' z którymi podobno 'czują się lepiej i lepiej dogadują'. A prywatnie - kokietują ile się da. Kwestia finansowa - panna miała aspiracje. Wyjechać tu, wyjechać tam. Weekend we Wrocławiu, weekend w Sandomierzu, w Gdańsku. Ale kasę na całość - wykładam ja. Dorabiałem sobie wówczas weekendowo w zaprzyjaźnionym sklepie z AGD, jakieś grosze wpadały. To, że w soboty i niedzielę nie było mnie od 8 do 14 też było powodem do dzikich awantur. Bo jakże - inny mężczyźni mają czas dla swoich kobiet tylko nie ja. Ale pieniążki na zachcianki - zarób ty misiu Najlepiej w nocy, kiedy ona śpi by nie tracić czasu, w którym można usługiwać ksieżniczczce Moi szacowni rodzice wściekli się na mnie, widząc co robi ze mną ta dziewczyna. Młodsze rodzeństwo również. Ale młody chłopak jest głupi, zaślepiony... Spytacie o seks? Ano stałem się klasycznym Żebrakiem Łóżkowym, żeby skapnęło cokolwiek musiałem sobie zasłużyć. Długo zasłużyć, być grzeczny, potulny, wypełniać zachcianki, dać się szmacić wybuchami jej gniewu bez powodu i awantur (a później - misiu, kocham cię, wiem że bywam nieznośna /sic!/ a ty jesteś wtedy dla mnie taki wyrozumiały...). Marny, nędzny robak - Żebraczyna Łóżkowy. Zbyt wielu mężczyzn w Polsce tkwi w tym szambie licząc, że godząc się na wszystko od czasu do czasu Jaśniepani Księżna Humorzasta skapnie gaciówą ... degradacja. Czy muszę dodawać, że straciłem jej jakikolwiek szacunek? Chyba nie muszę. Była piekielnie zazdrosna. Wynikało to prawdopodobnie z podejrzewania całego świata o własne skłonności (złodziej wszędzie widzi złodzieja) bo kokietować facetów lubiła podświadomie, wypychając dumnie to biuściaśce 100cm do przodu. Rozstawaliśmy sie i godziliśmy z 20 razy... W końcu poznała kogoś na uczelni. I kolejny przeskok z gałęzi na gałąź - bo było widać, że uciekam od niej emocjonalnie, że małżeństwa i przyszłości z tego nie będzie. Wcześniej była próba złapania na dziecko (misiu, na tym weekendowym wyjeździe bez gumki, bedziemy uważać - ha! ha! ha!). Dowiedziałem się przez przypadek, podczas miłosnego te-a-te powiedziała do mnie per 'Tomek' - zastanowiło mnie to ale, o głupi głupi głupi czasie młodości, przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Jakiś czas potem poznałem 'Tomka'. Było to na jej uczelni, odprowadzałem ją a to z góry schodzi wysoki, przystojny gość. Uśmiech się do niej od ucha do ucha i mówi 'cześć kochanie', ona do niego 'cześć Tomek', patrzy na mnie-na niego-na mnie i ... w oczach pąsowieje na twarzy - burak czerwony jak bycza krew. Widać było, że są sobie bliscy, to się czuje a ona odkryła się - jej zawstydzenie wymalowało się na twarzy ewidentnie. A Tomek mnie nie znał - myślał, że jestem jej kolegą. Skoczyło mi ciśnienie, wybiegłem z uczelni, wsiadłem w autobus - nie wytrzymałem, wysiadłem w połowie drogi i zacząłem iść - musiałem robić cokolwiek, taki byłem zszokowany. Podszedł bezdomny narkoman prosząc o kasę a ja go ... kopnąłem, co za żenujące zachowanie! Ludzie się patrzą na ulicy! Tak działa zło, przelewa się na człowieka i oddajesz je dalej, emanując nim. Byliśmy jeszcze jakiś czas po czym mnie 'rzuciła' w maju. Staliśmy pod jej blokiem, i znowu - monolog z jej strony a ja stoję z wbitym w ziemię wzrokiem. Aż kiwam głową z niedowierzaniem jak o tym sobie przypominam! Zostałem sam jak palec. Odcięci lata wcześniej przyjaciele i znajomi, kompletnie nikogo. Długi czas zajęło mi ponowne odbudowanie relacji z przyjaciółmi, z rok zbierałem się do kupy. Wstałem deczko mądrzejszy i silniejszy. Od tego czasu JAK OGNIA zacząłem unikać kobiet, o tego typu zachowaniu - a jest ono powtarzalne w damskiej populacji. Wszystko co mnie spotkało - spotkało mnie zasłużenie - pozwoliłem na to! Psychicznie i fizycznie, mentalnie i duchowo. Chcąc być dobry i bezkonfliktowy - dałem się bezwzględnie podporzadkować w kolejnych ruchach. Potem nie było już odwrotu. A jak potoczyła się dalej jej historia. Dość zabawnie, ale pewnie przynajmniej częściowo się jej domyślicie A więc kolega 'Tomek' z uczelni tylko ją posuwał i posuwać zamierzał więc po jakimś czasie widząc, że nic z tego nie ma a lata lecą - znalazła sobie kolejnego miłego chłopaczka z dobrego domu. Szybko się uwinęła przed ołtarz i wzięła go przepotwornie pod obcas. Tak strasznie, że ten nieznany mi biedaczyna uciekł z Krakowa za granicę !!! Wczujcie się w sytuację! Bożesz ty mój, wcale mu się nie dziwię. Później byli jacyś faceci, w końcu z jakieś cztery lata temu ponownie się ożeniła z gościem z Gdańska i tam przeniosła. Tak gościowi weszła na głowę zachciankami, że ten wpakował się w kłopoty by spełnić jej zachcianki, a potem ... klops. Teraz urządza mu piekło w domu, gość bierze sam z siebie nadgodziny w fabryce w Gdyni... Cały czas mamy kontakt, raz do roku zadzwonimy do siebie. Kiedyś byłem dla niej tym najgorszym a wszyscy byli partnerzy byli 'wspaniali' przy mojej mierności. Dziś słyszę, że byłem 'jedynym prawdziwym przyjacielem' bla, bla, bla - kobieca gadka, kupy błota nie warta ... Przy okazji otwiera się czasem szczerze i z perlistym śmiechem przyznaje, że te perypetie męża to w sumie z jej powodu bo chciała to i owo. No ale skoro się dał i na to pozwolił ... O Chryste, co za podejscie ! A ten piękny, wielkości piłek 100cm biust? Jędrny, dumnie opinający bluzeczki ? Grawitacja - jak śpiewa Steczkowska. Ano cień oklapniętych wspomnień z niego został. Twarz w zmarszczkach, zniszczona od fajek i śmieciowego żarcia. Tylko kawa, papieroch za papierochem, kolejna kawa i śmieciowe jedzenie! Teraz wychodzi po latach ...). Życie. Jak patrzę na jej zdjecia z tych lat i teraz - o rany ... Ach i jeszcze jedno - miała przerażające aspiracje, jak każda młoda księżna lala. Zawodowo to hohohoho, co ona nie będzie robiła, wręcz bić się o nią będą i prześcigać w ofertach. Życie to lekko zweryfikowało. Nawet mocniej niż lekko. Czytajcie młodzieży i się uczcie. Jak traficie na taką partnerkę - nie traćcie czasu, wiejcie! Ludzkie życie jest zasobem nieodnawialnym, żal tracić je na byle co ! S.
  21. Generalnie nie. Lasu nocą się nie boję, ciemności też nie. Kiedyś, za pacholęcych lat bawiłem się z przyjaciółmi w elementy militarno-survivalowe i coś z tego cały czas w nas tkwi. W sumie zainspirowałeś mnie, wybiorę się na nocne szwędactwo połączone z nocowaniem w lesie. Założę mundur w dobrym kamuflażu, do pasa przytroczę pas z ekwipunkiem, nóż z głownią tanto i manierkę, a na grzbiet mały plecak. Pieseł będzie uradowany, małżonka mniej S.
  22. Szkoda, naprawdę szkoda. Ale to Twój wybór, szanuję to. Tym niemniej jego naturalną konsekwencją jest fala domysłów, bardziej i mniej trafnych. Dalej - postępujące zniechęcenie, poczucie niezrozumienia i Twoje naturalne zamknięcie na temat. Szkoda. S. @Pikaczu, chciałem Ci kliknąć 'lubię' za powyższy post o niestabliności ale wykorzystałem już dzienny limit
  23. Tak Pikaczu ale straszną słabość do wirażków, ura-burków i nieperspektywicznych badboyów mają w przeważającej mierze małolaty lub dziewczyny, napiszmy prosto z mostu - proste. Im imponuje wirażkowata ura-burskość a stabilny, poukładany jak szwajcarski zegarek chłopak - to nuuuuda. Od pewnego wieku (bliżej 30stki) spadają emocjonalne różowe okulary, ciało jednak wiotczeje i nie jest wiecznie młode - okazuje się, że wirażka badboy w starym, klekoczącym BMW to nie jest żadna perspektywa na przyszłość. Emocje owszem i są (w koktajlu wściekłość/euforia nawzajem - to mocno uzależnia!) ale perspektyw - niet! Co najwyżej perspektywa, że wirażka weźmie sobie kolejną smarkulę do BeeMy a stara pójdzie w odstawkę. Od pewnego wieku z ura-burkami pozostają wyłącznie patologiczne emocjoholiczki w permanentnym ciągu. A i tak jak znam życie od czasu do czasu kalkulują, czy nie chwycić się innej, stabilniejszej gałęzi
  24. Olla, Tak sobie przeczytałem ten wątek, nastawiony neutralnie. I muszę napisać, że faktycznie za mało opisałaś sytuację. Wszyscy jeseśmy tu anonimowi. Nie wiem, może nie czułaś potrzeby, może temat jest dla Ciebie zbyt osobisty i przykry, może uznałaś że nawet forumowa anonimowość nie będzie wystarczajaca i 'ktoś' skojarzy Ollę z osobą z realu. Nie wiem bo to Twoje powody. Opisując sytuację skrótowo a najczęściej milcząc - uruchomiłaś domysły. A domysły jak to domysły, część jest może i zbliżona do prawdy ale większość, jak znam życie, rozmija się z nią o lata świetlne. I z dyskusja szybko zeszła na osobiste wycieczki. Bez sensu, ale nie moja sprawa. Chętnie, dla własnej nauki, przeczytałbym Twój post wyjaśniający od A do Z sytuację, oczywiście jak najbardziej zbliżony do Twojej wizji rzeczywistości i w takiej mierze, jaką chciałbyś się z nami podzielić. Przeczytałbym, przeanalizował po czym mogłabyś liczyć z mojej strony na ewentualne wyjaśnienia czy próbę analizy z twz. męskiej strony. Analizy w miarę obiektywnej, bo wiadomo że będąc mężczyzną - chadzam często innymi ścieżkami niż kobiety. Korzyścią dla mnie (i dla reszty płci męskiej forum) byłaby możliwość poznania mechanizmów, bodźców i reakcji na nie kobiety w sytuacji takiej jak Twoja. Jak zapewne wiesz - wiedza jest na wagę złota. Zarówno dla Ciebie jak i dla nas Pozdrawiam, S.
  25. DamiPriv, gratuluję - taki wyczyn to jest coś! Najwięcej jednorazowo przeszedłem ok. 15-20 km. Za dzieciaka uciekł nam pociąg na wakacjach i stwierdziliśmy, że wrócimy na piechotę. W wojskowych butach (taka stylówa). Było super, choć na drugi dzień stopy dało o sobie znać. Codziennie chodzę do pracy na piechotę. Mimo auta w garażu. Wiosna, lato, jesień, zima. W upał, w deszcz, w śnieg czy przy -15 stC (choć to ostatnio zimy nam łagodnieją). 5 km, czasem 6 - jak chce mi się wrócić inną dłuższą trasą przez piękny park. Zalety są olbrzymie - dobrze robi na kondycję, dodatkowo faktycznie trzyma brzuch w rygorze, może człowiek nie chudnie ale na pewno nie tyje. Kiedyś przez tydzień jeździłem samochodem, z lenistwa - brzuszek wyraźnie się powiększył a pasek, który noszę od lat, jakoś wyraźnie się skurczył Żona na odwrót, nawet 500metrów do sklepu podjedzie samochodem, wyniosła to z domu. Na szczęście jest szczupła sama z siebie, takie geny i metabolizm Od osiemnastego roku życia mam psy, zawsze były i są moimi wiernymi przyjaciółmi-kompanami do wędrówek po polach, łąkach i lasach. Taka włóczęga na łonie przyrody. Oddycham wtedy pełną piersią, stapiam się w jedno z przyrodą i odpoczywam - psychicznie i fizycznie. Kocham las. Kocham leśnie ścieżki i drogi. Na ten rok mam w planach kilka dłuższych wycieczek, ale tak do 15-30km. Razem z wiernym, oddanym psem. Takich sobotniech i niedzielnych spacerów po 7-10km nie liczę, bo to pikuś. Jeszcze raz gratuluję, S. PS. Mam kolegę, jeszcze z czasów końca podstawówki, który od jakichś 10 lat biega. Biegał, parafrazując, zanim stało się to modne Potrafi przebiec 25-30km. Np. odstawia samochód do warsztatu w sąsiednim mieście i przebiega do domu z powrotem. Jak dzwonią że auto gotowe - wybiega z domu, biegnie te 30km i odbiera samochód. Gość też dobija do 40stki a brzuch ma jak Stallone i Schwarzeneger za swoich najlepszych lat. Wysiłek popłaca ! PS.II. Od czterech lat biegam, niestety nieregularnie. 3-5-10km na raz. Zauważyłem, że gdy biegam w miarę regularnie - czuję się fizycznie i psychicznie wyraźnie lepiej niż gdy tego nie robię. Poprawia mi się chęć do życia, brania się za bary z wyzwaniami, nachodzi dodatkowa ochota na seks i kobiety na ulicy jakby pięknieją w moich oczach, dostają takie +25% do atrakcyjności Ustawiam sobie budzik na 6:10 i będe rano biegał 3-5 km. Jedyny mus - ok. +5 stopni na termometrze bo biegajac pocę się jak diabli i boję zaziębić nerki/korzonki, potem rwą jak cholera.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.