Skocz do zawartości

Fortuna

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

955 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Fortuna

Kot

Kot (1/23)

12

Reputacja

  1. Księżniczkami się przejmujesz? Za kilka lat będzie sobie mogła pomarzyć o rzucaniu takimi tekstami jak tylko się zorientuje, że młodsze koleżanki ściągają na siebie całą uwagę, a ona jakaś taka ostatnio mniej zauważana niż zwykle Uroda przeminie, przyzwyczajenia do postaw roszczeniowych "bo mnie się należy" pozostaną i powstanie z tego straszny koktajl osobowościowy. Rzuca się w oczy, że to tekst na uratowanie twarzy - jeśli nie byłaby w jego typie, to by nie zagadywał.
  2. I to jest to. Chciałbyś być normalnym, kochającym człowiekiem (w głębszym rozumieniu tego słowa) na którego druga osoba może liczyć w każdej sytuacji, który może dać wiele drugiej osobie nie oczekując nic w zamian, ale nie masz nawet okazji, bo jesteś wtedy odbierany jako słaba jednostka. Zezwierzęcenie się kobiet to jest dobre określenie.
  3. Facet po prostu nie chce być zimnym draniem dla swojej kobiety, bo pewnie to nie leży w jego naturze, a zdaje sobie sprawę, że musi grać w ten sposób, bo inaczej kobicie zacznie odwalać i będzie podświadomie szukać innego, bo "kochające ciepłe kluchy" nie dostarczają jej wystarczająco dużo emocji. Musi więc codziennie toczyć walkę ze swoją kobietą i sobą samym, cały czas grać i udawać zamiast spokojnie żyć w normalnym związku, gdzie baba nie szuka bez przerwy innego bolca i docenia że facet o nią dba, odwdzięczając się mu tym samym. Powiecie, że nie ma czegoś takiego jak "normalny związek" - kiedyś były, kiedy jeszcze kobiety miały odrobinę przyzwoitości i panowały nad swoimi biologicznymi instynktami. Potrafiły docenić fakt, że ktoś o nie dba, troszczy się i odwdzięczały się tym samym. I wiedli razem normalne, spokojne życie wspierając się w trudnych chwilach. A "pod co" to robi? Nie wiem, być może po to, żeby mieć kogoś, kto będzie na niego codziennie czekał i nie będzie psem/kotem? Ja wiem, że pod kątem dzisiejszych czasów to co piszę brzmi jak piękna baśń, ale kiedyś tak było. Ale już się niestety skończyło. Trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. Tak bardziej o sobie piszę, bo mam podobne rozkminy.
  4. Fortuna

    Finanse osobiste

    Polecam zupełnie osobne konto w banku (najlepiej bez karty i dostępu przez internet) i ustawić sobie z konta "roboczego" (używanego na co dzień) automatyczne przelewy na kwotę którą się chce odłożyć co miesiąc. Odpada wtedy problem "w ciągu ostatniego roku chciałem odłożyć X, a udało się tylko X-Y. Jak to się mogło stać? Gdzie te pieniądze poszły?", bo najpierw leci przelew, a jak już poleci - cóż, tej kasy już nie ma, trzeba się przyzwyczaić.
  5. Jechanie komuś po cechach na które nigdy nie miał wpływu - to się nie godzi.
  6. Zastanawiam się tylko czy to jest próba odzyskania kontroli nad misiem płaczem i seksem (jeśli się nie uda to będzie szukać innego, który się da kontrolować) czy je to faktycznie do tego stopnia kręci, że zaczynają wariować i postępują zupełnie nielogicznie?
  7. Im dłużej tu jestem tym bardziej żałuję, że wziąłem czerwoną pigułkę. Matrix był tak iluzorycznie piękny.
  8. Zaspokajanie potrzeb materialnych żony jest ok. Jeszcze do niedawna to był całkiem dobry interes. Rano masz podane śniadanie, wychodzisz do pracy masz zrobione kanapeczki, przychodzisz z pracy obiad na stole, w domu posprzątane, pranie zrobione, dzieci ogarnięte, żona gotowa, szacunek do męża. Tylko później coś się zjebało. Dajcie mi cichą, pracowitą pannę wychowaną na starych zasadach to z chęcią dam się zaobrączkować.
  9. Fortuna

    Będę miał dziecko...

    Znam tę rozkminę, bo niedawno sam ją przechodziłem kiedy dowiedziałem się, że znajomy będzie miał drugiego dzieciaka. Po pierwsze dziecko to loteria genowa - może urodzić się zdrowe, może nie. Troche zależy tu od matki czy będzie na tyle ogarnięta, żeby nie pić "tylko troszeczkę" alkoholu i unikać dymu tytoniowego w czasie ciąży, choć i tak większość chorób to geny lub ich zła mieszanka. Po drugie - chyba najtrudniejsze - trzeba znaleźć odpowiednią kobietę, która faktycznie chce wychować dziecko (a nie uchować), nie ma skrzywień emocjonalnych które mu przekaże lub które wpłyną negatywnie na rozwój jego osobowości, która jest na tyle mądra, żeby przekazać mu wartościową wiedzę o życiu i świecie, która będzie cię na tyle szanować, żeby nie podjudzać dzieciaka, że to mamusia jest "cacy" a tata "be". Po trzecie - nawet jeżeli będziecie wzorowymi rodzicami, dziecko może wpaść w złe towarzystwo w szkole, które skutecznie nastawi go przeciwko wam. Po czwarte - przykro patrzeć jak dziecko chce jak najszybciej od ciebie uciec po skończeniu szkoły, ale takie są koleje życia. Po piąte - przykro patrzeć jak dziecko marnuje sobie życie "bo nic mu się nie chce, podstawowe wykształcenie wystarczy", a ty już nie masz na niego żadnego wpływu Po szóste - osobiście gdyby ktoś zapytał mnie czy chcę się urodzić na tej planecie, zdecydowanie odmówiłbym. Ta błoga nieświadomość istnienia zanim się urodziłem. Cudowne. Po siódme - dziecko to koszty. Mniejsze, większe ale zawsze. Jak chcesz zminimalizować ryzyko, że dzieciak trafi w złe towarzystwo, pasuje osiedlić się w dobrej okolicy, z dala od patologii. Pasuje go posłać do prywatnej szkoły, bo z tym już powoli u nas jak w Ameryce - w publicznych gimnazjach wolna amerykanka, w prywatnych trochę lepiej (przyjmują powyżej jakiejś wysokiej średniej). Po ósme - zawsze jest opcja rozwodu, która zostawi cię z opłatami na kolejne 18 lat, wojenkami o dziecko i widzenia z nim. Po dziewiąta - to uczucie rozczarowania kiedy myślisz sobie "zrobię mojemu młodemu niespodziankę i kupię mu konsole, ale będzie się cieszył! Ja na jego miejscu oszalałbym ze szczęścia" - a młody kwituje to krótkim "o, konsola, fajnie" bez cienia zadowolenia w głosie, jakby mu się po prostu należała (no bo przecież WSZYSCY mają), zero szczęścia, przejście do codzienności. Znam dwie rodziny, których dzieci miałem okazję obserwować prawie do dorosłości. W obu rodzinach ojcowie raczej nie przejmujący się wychowaniem dzieciaka, wkraczają dopiero jak coś jest mocno nie tak jak być powinno, a młody musi zobaczyć wyznaczone ojcowskie granice. W obu rodzinach synowie. W jednej rodzinie oddana matka, bez jazd emocjonalnych. Codziennie po pracy spędza czas z synem. Młody aż miło popatrzeć, ogarnięty życiowo spoko gość, dobrze radzi sobie w szkole. W drugiej rodzinie również oddana matka, ale z objawami nerwicy, łatwo wybuchająca wydzierająca się na dzieci, szybko się irytuje, czego nie kontroluje. Pracująca na różne pory dnia, więc nie spędzi tyle czasu z dzieckiem ile by chciała. Efekt? Młody ma zdiagnozowane ADHD i inne ciekawe psychiczne jazdy, nie chce się uczyć (obrzydziła mu to wydzierając się na niego i wymyślając od głupków), popadł w ciekawe towarzystwo i już ma problemy z prawem (15 lat). Obie rodziny jadą na długach, które spłacą krótko przed emeryturą, żyją od pierwszego do pierwszego, bo "brakło" czasu na własny rozwój, bo się nie chciało, bo chciało się jak najszybciej zwiać z domu, bo znajomi się śmiali, bo trzeba się było hajtać i robić dzieciaki, bo presja społeczna, bo wpadka, bo tak wypada, bo 30-stka się zbliża, bo nie ma gdzie wynająć mieszkania, a dzieciak w drodze, bo trzeba brać hipotekę i kupować dom/mieszkanie, bo co my teraz zrobimy jak on się urodzi. Odczuwam dużą presję na "ustatkowanie się" i założenie rodziny, ale jeżeli mam żyć tak jak oni - dziękuję, postoję! To jest wegetacja na rzecz banków i pracodawcy, a nie życie. Robota - dom - robota - dom, wódeczka od święta, żeby zapomnieć o tym wszystkim (od święta, nie są pijącymi patolami). Poza tym, jak rozmawiam z dzisiejszymi młodymi kobietami, jak obserwuję co się dzieje na "rynku" to mam ochotę dać sobie w łeb, żeby nie musieć już roztrząsać tego tematu, który jest niczym paragraf 22. Jednowyrazowe odpowiedzi, szukanie błazna który zabawi, bo ona się nudzi, zero jakichkolwiek głębszych zainteresowań, szukanie okazji do imprezki i łatwego życia, a później dramatyczne łapanie frajera, bo zbliża się 30-stka. A jak już się znajdzie taka z którą można pogadać na inne tematy niż egzystencjalne pierdzielenie, to po godzinie rozmowy okazuje się, że ma jakieś jazdy emocjonalne i zaczyna mi opowiadać o swoich planach samobójczych. Co więcej, ludzie średniorozgarnięci nie mają takich przemyśleń, nie analizują tego na wszystkie strony. Robią dzieciaki i się tym nie przejmują. Widziałeś Idiokrację? To wiesz o czym mówię.
  10. Dokument gdzieś z 1999r obrazujący tragedię związania się z nieodpowiednią osobą. Początek nie zachęca, prawdziwa akcja zaczyna się gdzieś powyżej 1:10 minuty. "Się ożeń to zobaczysz co ci przyjdzie z podobania się [dziewczynom]"
  11. To jest w ogóle jakaś chora sytuacja jak się jej przyjrzeć z bliska. Przyzasz kobiecie kilka razy rację i już czujesz, że ona próbuje tobą sterować, już słyszysz jak zaczyna się mądrzyć. Z każdym twoim potwierdzeniem jest coraz gorzej. Więc co? Nawet jeżeli wiem, że ona ma rację mam się z nią nie zgadzać, żeby mieć spokój? Na logikę tak to wygląda, ale normalne to to nie jest.
  12. Jestem otwarty na porady. Dopiero niedawno odkryłem tę całą filozofię, którą się tutaj uskutecznia, mogę jeszcze reprezentować naleciałości ze wspaniałego świata tęczowych jednorożców w którym żyłem do tej pory. Mam osobiste doświadczenia z wchodzeniem mi kobiety na głowę, na szczęście w porę to zakończyłem. Do dzisiaj przechodzi mnie dreszcz gdy sobie pomyślę w jakiej sytuacji byłbym teraz, gdybym się wpakował z nią w jakiś poważniejszy związek. Byłem pizdą i nie boję się tego powiedzieć. Miałem gorszy okres w życiu i "wypłakiwałem" się jej, słuchałem jej rad, przyjmując je niemal bezkrytycznie, pozwalałem sobie narzucać jej światopogląd, bo przecież mój był "zły" (uwierzyłem w to!). Po pewnym czasie zorientowałem się, że ja już nie mam właściwie nic do powiedzenia, a ona traktuje mnie jak frajera (no ciekawe dlaczego?). Wszystkie moje próby dyskusji sprowadzały się do tego, że "przecież wiesz, że twój światopogląd jest "zły" więc dlaczego próbujesz ze mną dyskutować? Przecież wiesz, że to ja mam rację". Mimo, że się zmieniłem, mimo że życie zaczęło mi się lepiej układać, mimo że już wyłączyłem tryb pizdy i próbowałem się z tego wszystkiego wycofywać - w dalszym ciągu pozostawałem dla niej miękką fają. Mimo wszystko to była bardzo dobra lekcja, szkoda, że musiałem przerobić ją na własnym przykładzie.
  13. Jak byłem młokosem to na takie pytanie koleżance z pracy odpowiedziałem, że "kobieta na stałe to same problemy**". Gdybyście widzieli jak się zapowietrzyła na moment O kurwa jaka wojna w firmie później była Wszystkie Grażynki, Krysie i Halinki przeciwko mnie przez kolejne pół roku. Dziś rzucam krótkie "tak jakoś wyszło" i zmieniam temat - nie widzę powodów dla których miałbym obcej osobie się z tego tłumaczyć. **Z wyjątkiem sytuacji gdybym doznał potrzeby bycia ojcem - wtedy jestem w stanie zaakceptować niektóre jej niedociągnięcia pod warunkiem, że będze dobrą matką dla moich dzieci
  14. Kumpel zainwestował w gruby koc, wrzucił do bagażnika i śpi w samochodzie przez kilka dni jak już ma dość gęgania. Staje na parkingach osiedlowych, bo tam czuje się na tyle komfortowo psychicznie, że jest w stanie się przekimać. Rano na najbliższą stację po kawę, umyć się i do roboty. Po południu jakiś obiad, książka, internet. Po powrocie z reguły jest tydzień cichych dni, ale twierdzi, że po tym czasie atmosfera zdecydowanie się oczyszcza i wszystko wraca do normy, a żonka wie, że kolejna awantura = kolejna ewakuacja męża nie wiadomo gdzie i za czym na kolejny tydzień, albo i dłużej. Właściwie to słyszałem tylko o dwóch takich jego akcjach, teraz się to wszystko jakby uspokoiło. Najwyraźniej żonka zrozumiała jak to działa.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.