Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'praca' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Lektura Obowiązkowa - nie tylko dla nowego użytkownika
    • Regulamin Forum
    • Jak kupić książki, nagrania i złożyć dotację
    • FAQ - poradniki, pytania i odpowiedzi
    • Przedstaw się
  • Rozwój - przejmujemy władzę nad światem :>
    • Co zmienić na Forum - Dział Techniczny
    • Rozwój idei Forum
    • Radio Samiec!
    • Czasopismo
    • Dotacje
    • Ważne!
  • Klub Weterana
    • Zasłużona Starszyzna
  • Relacje męsko-damskie i nie tylko
    • [ŚWIEŻAKOWNIA] - 'Moja historia'.
    • Na linii frontu - podrywanie.
    • Seks
    • Manipulacje kobiet i obrona przed nimi
    • Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa
    • Sprawy rodzinne i dzieciaki
    • Rozstania, zdrady, prawo rozwodowe.
    • Mądry Mężczyzna po szkodzie.
    • Ściana hańby
  • Zaburzenia emocjonalne, psychiczne Pań i Panów
    • Borderline
    • Narcyzm
    • Depresja
    • Pozostałe zaburzenia
  • Męskie i niegrzeczne sprawy
    • Samodoskonalenie i samowychowanie
    • Bad Boy
    • Hajs i inne dobra materialne
    • Wtopy i upokorzenia
  • Youtube - ciekawostki, dramy, informacje, nowinki
    • Niekonwencjonalni youtuberzy
    • Zagraniczni youtuberzy
    • Kanały sportowe
    • Konwencjonalni youtuberzy
  • Sport i zdrowie
    • Sport
    • Zdrowie fizyczne i psychiczne
  • Polska i świat
    • Co w zagrodzie i za miedzą
  • Przetrwanie, apokalipsa, preppersi
    • Survival w mieście
    • Survival w terenie
    • Przydatne umiejętności
    • Zestawy ewakuacyjne
    • Ogień, woda, żywność, ubrania, energia
    • Broń i narzędzia
    • Apteczki, zestawy medyczne, pierwsza pomoc, higiena
    • Schronienie, domy, bunkry, ziemianki
    • Urządzenia, pojazdy, gadżety
    • Książki, opracowania, podręczniki, artykuły, wiedza - związane z survivalem
    • DIY, "patenty", life hacki
  • Motoryzacja i Technologie
    • Wszystko co jeździ, pływa i lata.
    • Komputery
    • Technika i sprzęt
  • Hobby
    • Zainteresowania
    • Hobby i twórczość
  • Duchowość
    • Nie samym ciałem człowiek żyje
  • Rozmowy przy wódce
    • Flakon, kielon i zagrycha
  • Rezerwat dla Kobiet
    • Dlaczego tak?
    • Bara-bara
    • Wokół domowej 'grzędy'
    • Bóg stworzył kobietę brzydką, więc musi się ona malować.
    • Niedojrzali emocjonalnie faceci - ploty - dupoobrabialnia ;)
    • Kobiecy kącik 'kulturalny'
  • Domowa grzęda
  • Samczy Mobil Klub HydePark- zbiór tematów niepasujących do pozostałych kategorii
  • Samczy Mobil Klub Rowery
  • Samczy Mobil Klub Powitalnia
  • Samczy Mobil Klub Zabezpieczenia przed miłośnikami cudzej własności.
  • Samczy Mobil Klub Samochody
  • Samczy Mobil Klub Latadła:szybowce, śmigłowce, rakiety, balony :)
  • Samczy Mobil Klub Motocykle
  • MacGyver a GADGETY MĘSKIE : ......?
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • Młodzi samcy w równowadze Tematy
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • IT Linux
  • IT Przywitaj się i napisz czym się zajmujesz.
  • Klub poligloty Jaki język
  • NAUKA - SCIENCE Wprowadzenie do Metodologii Naukowej
  • Klub Pasjonatów Futbolu Reprezentacja Polski
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ekstraklasa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka klubowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Piłka międzynarodowa
  • Klub Pasjonatów Futbolu Ogólne
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji s
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Pornografia - ubojnia pomysłowości, kreatywności i działania
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji 50 powodów aby porzucić pornografię
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Odwyk Piotra i nowe lepsze życie
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji NOFAP - Odwyk od A do Z
  • Klub NoFap walczących z uzależnieniem od pornografii bądź kompulsywnej masturbacji Co robić by Nofap się udał?
  • Klub Wschodnioazjatycki Ogólne
  • Klub Wschodnioazjatycki Korea
  • Klub Wschodnioazjatycki Chiny
  • Klub Wschodnioazjatycki Japonia
  • Klub Wschodnioazjatycki Mongolia
  • In web development Przydatne linki
  • In web development Mam problem

Blogi

  • Blog Ruchacza
  • Critical Thinking
  • Pan Kabat Blog
  • Bacy
  • Paweł z N.
  • Silvia
  • Blogosfera Vincenta
  • 105 kg skurwysyna
  • Droga do męskości
  • „Sukces jest czymś, co przyciągasz poprzez to, kim się stajesz.”
  • RysiekBlog
  • PZK
  • Aroxblog
  • Zasady Drugiej Strony Lustra
  • Prywatne zapiski Leona
  • Self Blog
  • friendship
  • redBlog
  • OpenYourMind
  • kootasBlog
  • Blog
  • The Samiec Post
  • TradeMe
  • Zapiski Eldritcha
  • Blog Chłopaka na Testosteronie
  • nowhereman80
  • ALPHA HUMAN
  • Myśli bieżące - filozoficznie ...
  • Samczym okiem
  • Za twórczością podążający, pragnący swego zaniku.
  • Ryśkowe szaleństwa.
  • Spira - żeby wygrać, trzeba przegrać
  • Scarcity of Knowledge
  • Throat full of glass
  • .
  • listy do dusz
  • Cytaty ważne i więcej ważne
  • Różne wypociny EjczFajfa
  • Moje przemyślenia
  • Blog Duńczyka
  • Podkręcili mi śrubkę!
  • Pułapki i kruczki
  • Jak działa rzeczywistość i kim jesteśmy - rozważania
  • TOALSWAHCADTLKCAFG
  • Arasowy blog postrzegania subiektywnego
  • Otwórz Oczy
  • Bez litosci
  • Przelewanie mysli.
  • Blog Metodego !
  • Boks - kompletnego laika trening
  • New Day at oldschool
  • Moim okiem
  • Czerwony Notatnik
  • Świadomość,Świadomość,Świadmość
  • Human Design: self-study
  • TOP seriali telewizyjnych
  • Szkaradny's
  • Coś tu może kiedyś będzie.
  • Przebudzenie z Marixa
  • Cortazarski Blog
  • .
  • Indigo puff obraża nasze forum na streamie!!!!!!!!!
  • Blogowo
  • Analconda
  • danielmagical ...fenomen patostreemow
  • W poszukiwaniu prawdziwych emocji
  • "Rz"ycie
  • Always look on the bright side of life...
  • Za horyzontem zdarzeń
  • Kubeł zimnej wody
  • Just Easy
  • .
  • Rody Krwi
  • sumer
  • Filmoteka Białego Rycerza
  • Życie W Kuchni
  • Człowiek Renesansu
  • BS lepsze niż Vitalia!
  • Okiem borderki, czyli świat z innej perspektywy
  • Blog Dzika
  • Podglądam siebie.
  • Światłopułapka
  • Wzloty i upadki ducha
  • Złote myśli Sary.
  • ezo
  • La chica loca
  • nowy rok numerologiczny rozpoczety
  • 30 dniowe wyzwanie.
  • 1
  • "Jak się przewróce to ja się za swoje przewrócę"
  • Coś Więcej...
  • Kobieta to rarytas dla bogaczy.
  • Narkonauta
  • Casual Gentleman
  • Luźne przemyślenia Ksantiego
  • .
  • Dziennik rozwojowy
  • Studęt tłumaczy
  • antymatrixman
  • Rapke
  • Między ziemią a piekłem czyli ile kosztuje spełnianie marzeń.
  • Archiwa Miraculo
  • IBS/SIBO - moje zmagania z chorobą
  • Wielka ucieczka z więzienia "Przeciętność"
  • Chore akcje z mojego poje*anego życia
  • Czas zapłaty
  • Jan Niecki - manosfera
  • Miejsce ulotnienia dla zbyt dużego ścisku pod kopułą
  • Z Przegrywu do Wygrywu
  • Droga do Zwycięstwa
  • Nerwica, lęki, pogadajmy.
  • Wewnętrzna stabilizacja świadomego mężczyzny
  • Baldwin Monroe...na płótnie
  • moj pulpit
  • Dobry, zły i brzydki
  • Różności
  • Uśmiechnięta (p)ironia
  • Instrukcja życia w systemie...
  • Orszak Trzech Króli
  • Human LATA - Od zera do ATPL'a.
  • Niezapominajka
  • Niezapominajka
  • Ozór na szaro
  • PsYCH14trYK
  • (...)
  • boczkiem przez życie
  • Ze szczura w Kruka (PuA, rozwój osobisty i duchowy)
  • Ozór na szaro.
  • Strumień świadomości
  • Przygody faceta w prawie średnim wieku
  • :-)
  • Esej - jaki jest i powinien być cel życia ludzkiego?
  • Eksponowanie kreatywności.
  • W samo okienko
  • Saturn i co dalej?
  • Zapiski
  • Jakie są korzyści z skontaktowania się z profesjonalną firmą w celu dochodzenia odszkodowania za poniesione straty?
  • Bruxawirus
  • Redpill
  • Naukowy blackpill
  • Czy to friendzone?
  • Jak żyć ?
  • Jak żyć, Panie Premierze?
  • Żywot wieśniaka poczciwego
  • Jack Hollywood
  • Analconda
  • smerfiBlog
  • Dzień, w którym przestałem być nieśmiały.
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • Tajlandia - Grudzień 2023
  • O podróżach
  • Młodzi samcy w równowadze Blog
  • Klub muzyków i kompozytorów (muzyczny) Blog muzyczny
  • Red Pill Blog Redpill

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Miejscowość:


Interests

  1. Witam szanownych Braci Chciałbym napisać o swoim problemie, odczuciach które siedzą we mnie w związku z nieudanym wyjazdem. W zasadzie sam wyjazd nie jest problemem, ale o tym później. Obecnie jestem studentem i tak się składa, że mam po sesji masę wolnego. Planowaliśmy z kolegą (nazwijmy go X ) wyjechać za granicę (Najlepiej do Niemiec) chyba od pół roku. Ile to nie było rozmyślań czy puszczania wodzy fantazji. Ów kolega X miał innego znajomego(Y), który wyjeżdżał w czerwcu do pracy i mieliśmy do niego jechać po zdaniu sesji. Jego rodzina tam mieszka i mieliśmy pracować razem z nim, a mieszkanie miała załatwić mama z pracy. Przez cały miesiąc byliśmy zadowoleni, bo wszystko już było dopięte - wystarczyło jechać. Nie rozpisując się wszystko spaliło na panewce, bo Y wymyślił sobie, że pojedziemy do Anglii i zaczął nam kręcić i zmieniać zdanie co do tego czy jest praca/mieszkanie i czy możemy jechać. Wspomniany Y potrafił kilka razy kłamać i zmieniać zdanie co do np. pracy, byleby stanęło na jego. Wyszło tak, że ani nie pojechaliśmy do niego, a on został w Niemczech. On z nami uciął kontakt. Po tej sytuacji zaczęliśmy z X szukać na własną rękę ofert pracy w Niemczech. Tak się złożyło, że do naszych poszukiwań dołączył się kolega mojego brata (Z), który jest osobą bardzo ogarniętą życiowo. Nasze szanse wzrosły, i głównie ja i Z szukaliśmy, dzwoniliśmy pod różne oferty pracy. Pan X to w zasadzie lekkoduch i musieliśmy do niego pisać czy dzwonić, żeby zaczął też się zaangażować i poszukać. Strasznie mnie to denerwowało, ale z drugiej strony bardzo go lubię, choć gościu ma olewczy stosunek do wszystkiego. Szukając były różne problemy, bo wiadomo że agencjom nie można zbytnio ufać Po jakiś 3 tygodniach szukania Z znalazł ciekawą ofertę pracy, ale problemem była odległość - Hiszpania. Oczywiście wiadomo, że trzeba ryzykować i nie ma co się ograniczać, z tym że odległość jest dość istotna. Gdyby cokolwiek złego się stało, bylibyśmy w dupie. Kolegę X to przyhamowało, a ja od początku planowałem jechać w dwójkę. Niby planowaliśmy jechać we dwójkę, ale też miał wywaloną lachę, bo dorabiał sobie jako kucharz w swojej miejscowości, gdzie nie musiał dużo robić (ale pieniądze psie). Ostatecznie kolega Z wyjechał ze swoimi dwoma znajomymi, bo my zrezygnowaliśmy. Obecnie tak na prawdę siedzę spędzam w małym miasteczku u rodziców, u nas niestety nie ma praktycznie pracy więc siedzę i się gryzę z myślami. Gryzie mnie fakt, że wszyscy wyjechali gdzieś pracować - czy to za granicę, czy pracują w swoim mieście. Ja mieszkam gdzieś, gdzie nie ma perspektyw nawet wakacyjnie. Strasznie dużo czasu poświęciłem na szukanie, telefony i chciałem żeby się udało, a ja wyszedłem na tym wszystkim najgorzej. Pan Z wyjechał, bo miał tylko miesiąc czasu żeby pracować i nie mógł na nas czekać. Pan X pracuję w w robocie za najniższą, ale przynajmniej ma zajęcie. Może sobie wyjść, ma z kim spędzić czas. Ja u siebie nie mam nikogo i tak na prawdę poza rodziną jestem sam jak palec ? I szczerze mówiąc jestem w kropce, bo mam ponad 2 miesiące wolnego i nie wiem co z tym zrobić. Myślałem, żeby wrócić na giełdę, ale nie mam zbyt dużo oszczędności i robiłbym to bardziej żeby zająć czas. Pytania: 1. Czy wyszedłem na frajera i czy powinienem zmienić towarzystwo? 2 .Co mógłbym zrobić z czasem wolnym? 3. Jakie wyciągnąć wnioski z tej sytuacji? p.s mam nadzieję, że napisałem w miarę zrozumiale, ciężko mi wyrazić swoje emocje
  2. Tu nie ma będzie dużego nawiązania do mojego wyjazdu za pracą do innego miasta. Dzisiaj byłam trochę rekreacyjnie na rozmowie w sprawie pracy w mojej branży, w moim mieście. I moje odczucia - czuję, że wypadłam kiepsko. Mało się odzywałam, czuję, że byłam za bardzo zwięzła w swoim przekazie, nie umiałam przekazać treści w "lukrowym tonie". Jedynie jestem zadowolona z tego, że znałam asortyment firmy, bo dzisiaj spędziłam chyba godzinkę przed rozmową kwalifikacyjną na zapoznawaniu się z marką, składami produktów, zdobytych przez nią certyfikatów etc. Pytałam na rozmowie o system pracy, płacę, premie, organizację pracy, !szkolenia! , dlaczego np.dany asortyment nie jest dostępny teraz sprzedaży, kto przygotowywał produkt (branża mała, więc nazwiska się zna), jak wygląda dana procedura etc. Ma być drugi etap rozmowy kwalifikacyjnej, przeprowadzi ją szef. Wiem, że dziewczyny (reszta kandydatek) nie ma takich papierów, certyfikatów co ja, ale podsłyszałam ich rozmowy. Lukier, tęcza... I myślę, że tego mi zabrakło - wizerunku uśmiechniętej, serdeczniutkiej dziewczyny, sympatycznego pracownika, który jest gotów do pracy; czuję, że wypadłam na kontrolera albo na kogoś, kto jest zbyt poważny i nie nadaje się do pracy z ludźmi?... Jednak - jakoś się nie zrażam, bo wiem, że to stanowisko byłoby na pewien okres. Mój docelowy punkt (gdzieś za 10-20 lat) - prowadzenie szkoleń/ wykładowca / wsparcie merytoryczne / praca badawcza / układanie procedur. Chciałabym być w takim miejscu i stanowisku, gdzie liczy się tylko badanie prawdy, faktów, skuteczności, nie chciałabym być ograniczona przez spółkę/markę/wpływowe środowiska. Coś jest gównem, badam to i stwierdzam, że jest to faktycznie gówno i żaden pan wpływowiec nie przeskoczy tego. Wiem, marzenia ściętej głowy. I wiem, że ta cecha jest dla mnie w pewnym stopniu ograniczeniem - chęć dociekania prawdy i potwierdzania/negowania skuteczności czegoś (w branży). Może Bracia podpowiedzą mi, jaki należy przybrać system myślowy i przede wszystkim - wykonawczy. Jak Wy podchodzicie do swojej branży, zawodu? Na ten moment przybrałam plan: 1. Praca w branży (nawet sprzedawca); 2. SZKOLENIA I STUDIA NON STOP ; 3. Popracowanie nad wizerunkiem - najtrudniejszy punkt 1. a. Mam propozycję pracy na Śląsku (potwierdzenie po 23.07., bo wtedy jadę tam na jeden dzień, by zobaczyć miejsce pracy, obejrzeć miasto itd.) Podoba mi się praca, bo ona nie będzie stricto korpo/sieciowo. Autentyczny pracodawca, który pomimo tego, że raz odmówiłam, to odezwał się ponownie! Mam już większy wachlarz możliwości pod względem szkoleń, nie ma na siłę sprzedaży danego produktu, sama robię kontakty z innymi markami. Na Śląsku musiałabym ostro zacisnąć pasa, by móc się utrzymać i kształcić sama, bez pomocy Męża i rodziców. Ich pomoc chciałabym mieć na tzw.czarną godzinę. Kwestię wyjazdu - proszę, nie omawiajmy jej w tym wątku, wszelakie rady i gdybania odnośnie tego "dlaczego bez Męża?!" proszę na W Polskę za pracą. Związek na odległość. Praca w moim mieście spoko, nawet byłam zdziwiona faktem, że moja poprzedniczka zarabiała średnią krajową. Ale urok tego, że jest to mała sieć, po pracy nadal jestem pod telefonem. Mam dosłownie 5 min pieszo do pracy, no i przede wszystkim - siedziałabym z Moim, ale wiecie - sprzedaż, sprzedaż, sprzedaż, uj z tym, że produkt taki sraki, ma być sprzedany, bo to nasz.... W tym przypadku mogłabym odłożyć więcej na kolejne szkolenia, czy kolejne studia. 2.a. tutaj czuję się jak ryba w wodzie, sama wyszukuję ciekawe książki, publikacje, szkolenia, wykłady, platformy edukacyjne, specjalistów... w ogóle dla mnie najmniej problematyczna sprawa, myślę, że to zaprocentuje za parę lat i mam wobec tego cierpliwość, bo to jest w końcu najważniejsze, mam nadzieję, że kiedyś z tego będę mieć kasę i spełnienie, bo na razie jest samo małe spełnienie. 3.a. jestem trochę taki dziwak, raz mam sposób bycia taki ciepły, serdeczny, a raz sprawiam wrażenie "olewy". Gdy skupiam się na tym, by mówić ładnie po polsku (poprawną polszczyzną), to częściej popełniam błędy językowe, słabo mnie słychać, wyglądam sztywno? ; gdy jest spoko klient (dobrze nam się gada), to mam mocny, donośny głos, zaciągam moją gwarą (chodzi mi o dialekt), ktoś mnie może odebrać jak chłopkę/ ciotkę ze straganu? Nie umiem tego wyśrodkować, najchętniej bazowałabym na moim naturalnym sposobu bycia (małej fleji, która jest bezpośrednia, nawet z małym dialektem, odpowiem czasem komuś lekko pretensjonalnie jak Michałowa z Rancza ). Mam wrażenie, że ludzie nie słuchają mnie. Mam tego przykład w obecnej, nieszczęsnej branży - ja coś proponuję, niechęć klienta, przyjdzie koleżanka, zaproponuje to samo, i nagle zachwyt klienta. Nie lubię prowadzić rozmów o pogodzie, o czyjeś upie, mam specyficzne poczucie humoru. Rezonuję z danymi typami ludzi, a z resztą - b.obojętne stosunki.
  3. Mój wqrw wobec obecnego stanowiska pracy sięga zenitu. Potępiajcie mnie, ale trudno - nie zostanę w Wlkp.ze względu na Mojego (a dokładniej w moim mieście). Znowu oferty pracy w mojej branży w dużych/większych miastach. Pamiętacie, że ostatnio dla Mojego zrezygnowałam ze Śląska. Dzisiaj robię porządek na skrzynce email, a tam email od potencjalnego pracodawcy ze Śląska (email z kwietnia) o zapytanie, czy nadal jestem zainteresowana pracą u niego. SZOK! Boże... I postanowiłam, że jeśli odezwie się ktokolwiek z firm w: Żywcu, Białymstoku, Wrocławiu, Poznaniu, to biorę dosłownie plecak i jadę. Jest problem. Jak Mój zniesie to? W naszym mieście ma dobrą pracę (choć w Poznaniu, czy we Wrocławiu miałby lepszą). Na razie nie chce się wyprowadzać z naszego miasta. Nie miałabym problemu przez jakiś czas żyć na odległość. Już sprawdzałam połączenia i trasy. Na weekend zjeżdżałabym do Niego. Lata mi uciekają, nie chcę pracować w branżach, które w ogóle nie są dla mnie. Nawet pół roku,czy rok mogę popracować w danym mieście, a później wrócić. Wiem, takie pierdololo, ale muszę spróbować. Czy ktoś pozostaje w relacji na odległość? Jak to naprawdę wygląda, gdy ma się dłuższy staż związkowy? Dodam, że z Moim na początku związku żyliśmy (przez pół roku) na odległość, dokładniej 700 km od siebie.
  4. Witam, ostatnio naszła mnie dziwna myśl aby przebranżowić się na ethical hackera. Zawód przyszłościowy, i bardzo dobrze płatny. W dobie cyfryzacji i ilości beznadziejnego oprogramowania człowiek z takimi umiejętnościami na pewno się przyda, nawet u nas w państwie. Czy ktoś z Was nad czymś takim się zastanawiał. Już podją jakieś kroki albo podzieliłby się materiałami jak w ogóle zacząć? Ilość wiedzy do przyswojenia jest ogromna. Ale za tą wiedzę i umiejętności wielu jest chetnych aby zapłacić. Obaw mam wiele, niby pracuje w IT i mam już jakieś doświadczenie, mam również 32 lata na karku. Nie mam żony, dzieki, zobowiązań wiec mogę się uczyć po godzinach i też tak robię. Są jednak młodsi, bardziej ogarnieci ode mnie ludzie i tu jest obawa, czy będę i stanę się na tyle dobry żeby ktoś zapłacił za moje umiejętności. Nie oszukujmy się, po to człowiek pracuje żeby robić papier(czyli pieniążki), ale też sprawia mi to przyjemność. Penetracja systemu jest nawet przyjemniejsza niż obcowanie z kobietą a może tylko ja taki jestem .
  5. W 2013 założyliśmy firmę. Z pasji, która towarzyszy nam od gówniaka. My wtedy - kumple, bardzo dobrzy kumple! Dotacja z UP. Najpierw jedna, potem druga, trochę wkładu własnego, dużo zaangażowania w remonty, sprzęt itp., po dwóch latach – kosztowna przeprowadzka do większego lokum (finansowana głównie z własnych portfeli). Firma oficjalnie jest na niego, a dziedziczy po nim jego żona. Od początku układ między nami miał być 50/50, mimo że ja nie figurowałem nigdy oficjalnie jako wspólnik, współwłaściciel itp. Klienci i pracownicy, rzecz jasna, wiedzieli o tym, lecz w papierach bytowało tylko jego nazwisko. Po jakimś czasie zacząłem figurować, jako pracownik zatrudniony na zlecenie. Co miesiąc rachunek – wiadomo. Tak, żeby w papierach było czysto. Od 2015 roku zaczęły się psuć relacje. W zasadzie od momentu, gdy na jaw wyszło, że sypiałem córką (18lat) jednej z klientek. Groźba podkopania reputacji firmy wisiała na włosku, bowiem wspólnik – już wtedy mąż i ojciec – „stracił do mnie zaufanie”. Dodać chcę, że jego moralność i wierność żonie nigdy nie były wzorcami do naśladowania, toteż myślałem, że sytuacja będzie nieco prostsza. Nie była. Od kiedy założył rodzinę (żona, dwójka dzieci) większość spotkań kadry pracowniczej, integracji i wszelkich inicjowanych przeze mnie sposobów na utrzymywanie dobrych relacji paliła na panewce. Koleś notorycznie punkt 20:00 (zakończenie pracy) uciekał do domu, na „kąpiele”, do rodziny. Wielokrotnie próbowałem tłumaczyć, prosić o zaangażowanie w sprawy firmy, relacji między pracownikami itp. Jednoznaczne motto – rodzina najważniejsza. I luz – każdy ma swój prywatny świat. Mi z jego rodzinnością nie po drodze, ale też nie toczyłem batalii o jakieś hierarchie. Wymagałem jedynie uważności na sprawy bieżące, zaangażowania w nie. Odpowiedzialności wobec mnie - wspólnika. Warto dodać, że bardzo go wspierałem, gdy się hajtał, rodziło mu się pierwsze dziecko. Wtedy ja wyrabiałem te „większe” 50% normy nie oczekując niczego w zamian, nie zmieniając zasad. Słowo dane na początku wrysowało się w mój bios, stając się przy okazji swego rodzaju, hmm – ideałem? Zaczęło się psuć, gdy dostrzegłem totalny brak zaangażowania z jego strony i przez bardzo długi czas tego zaangażowania nie było. Zacząlem powoli przejmować jego retorykę, mój zapał wraz z motywacją spadały. W gniewie, po kolejnej olewce jakiejś mojej, czy pracownika prośby, wygarnąłem wspólnikowi, że jego rodzina i sprawy osobiste mnie nie interesują, że łączy nas wspólny biznes i że mam „wywalone” (użyłem bardziej wulgarnej wersji) na jego prywatę. Bardzo go to zabolało. Zadrę nosi do dziś, nie mając chęci na wyleczenie się z niej. W międzyczasie posypało mi się życie prywatne. Przeżyłem zdradę na miesiąc przed własnym weselem. Długo się zbierałem do kupy. Wylądowałem na 12 tygodni na terapii (po 5h, codziennie). Potem samobójstwo bliskiej mi osoby, które również dotkliwie mnie „wyłączyło”. Miało to wpływ na moją absencję i brak zaangażowania w sprawy bieżące firmy. Niestety, teraz on przejął pałeczkę, izolując mnie po cichu od wszelkich decyzji, które po trochu zaczęły od niego wychodzić lub podejmując je bez mojej jurysdykcji. Suma summarum, mimo tego wszystkiego i moich najszczerszych chęci; kilkukrotnych przeprosin skierowanych do wspólnika i autentycznie – zupełnego odcięcia emocji od jakichś tematów niefirmowych, wspólnik chce mnie wyjebać. Skąd wiem? Zapytałem wprost. Był zaskoczony, wybielał obraz sytuacji ale, jak sam później rzucił: „tak, chodziło mi to po głowie, bo nie lubię z tobą pracować”. Jesteśmy przed zakończeniem sezonu, przed nami najważniejszy projekt w roku. Wychodzi na to, że po wykorzystaniu moich zasobów, chciał postawić mnie przed faktem dokonanym. Emocje, których nie mogę ostudzić. Stąd też, być może, chaos w składni, za który przepraszam czytających ten długawy wywód. Za niebawem mogę być pozbawiony swojego dziecka, pasji i sposobu na życie. Bracia, macie jakieś sugestie, by z sytuacji wyjść obronną ręką? Nie chodzi mi jakieś zemsty, tylko o rozejmowe klimaty, o naprawianie a nie palenie mostów. Z góry dziękuję.
  6. Pisałam ostatnio, że przeczuwam małą podłamkę u Mojego po wizycie znajomych. No i dobrze wywróżyłam. Dla przybliżenia sytuacji. Opis znajomych. Małżeństwo (3 lata); 30 i 26 l. ; roczniak, drugie w drodze, planują za dwa lata trzecie. Mieszkają z rodzicami znajomego. On zarabia ok.7-8 tys. , razem z ojcem ma firmę po godzinach, z której m-cznie mają nawet na czysto 9-10 tys. ; ona na macierzyńskim 2 tys. UWAGA : jego rodzice opłacają wszystkie rachunki, kupują prowiant dla całej rodziny (pani teściowa gotuje). Nasi znajomi spłacają tylko ratę kredytu (remont góry domu, który zamieszkują). Reszta do skarpety. Pisałam, że ich roczniaka traktujemy jak chrześniaka, lubimy tego dzieciaka. Widziałam po Moim, że bardzo cieszył go widok - ja z tym dzieckiem na rękach itd. Znajomi opowiadają jakie mają plany, ile wynosi ich to, tamto, sramto. Pisałam, że przez chwilę miałam odpal gadziego "oh, jak fajnie mieć takiego męża, lata za nią, prezencik, randki, spokojnie może siedzieć na macierzyńskim, wszystko jest zapewnione." Oczywiście mój "dział analizy" się uruchomił. Pierwsze co - NOSZ QRWA MAĆ
  7. Bracia co sądzicie o takich donosach? https://www.money.pl/gospodarka/tak-sie-donosi-w-polsce-listy-trafiaja-do-zus-skarbowki-i-inspekcji-pracy-6362901017593473a.html
  8. Przypuśćmy, że stworzyło się jakiś produkt i chce się tym zainteresować ludzi. Gdzie i jak to najlepiej rozreklamować? Chociaż jestem przeciwna wielkim firmom takim jak facebook, youtube itp., bo stosują u siebie cenzurę wypowiedzi, to jednak dla dobra sprawy się chętnie poświęcę ;) i założę konto gdzie się da, byle tylko przyciągnąć ludzi. Jakieś sugestie?
  9. Artykuł dotyczy Internetu rzeczy, ale jest tam ciekawy fragment https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/jamie-bartlett-internet-i-demokracja-facebook-google-polityka-i-jakie-to-niesie/c61y6f8 Czyli rozwój technologii cyfrowych doprowadzi do wzrostu bezrobocia? Myślę, że nie. Wiele mówi się temat tego, że wchodzimy w fazę, w której maszyny zastąpią człowieka. Bardziej prawdopodobny jest moim zdaniem wielki wzrost nierówności - będziemy mieli sporo fantastycznych zawodów i mnóstwo beznadziejnych. A to nie jest dobry system dla demokracji. Możesz podać przykład takiej zawodowej degradacji? Weźmy kierowców ciężarówek. Ta branża zatrudnia bardzo wielu mężczyzn bez wyższego wykształcenia i pozwala im zarabiać przyzwoite pieniądze. Prawdopodobnie ich praca zostanie zautomatyzowana, w Stanach Zjednoczonych być może nawet w ciągu najbliższych 10 czy 20 lat. Samoprowadzące się ciężarówki oznaczają, że przychody kierowców przypadną oprogramowaniu. A do kogo ono należy? Do grupki dobrze wykształconych inżynierów i programistów oraz inwestorów. Jednocześnie wciąż wiele zawodów jest niezwykle trudnych do zautomatyzowania - np. dostarczanie pizzy wymagałoby użycia szalonej mocy obliczeniowej. A to nisko płatna praca, bez związków zawodowych i szczególnych dodatkowych korzyści. Nagle w naszym społeczeństwie pojawią się miliony mężczyzn w znacznie gorszej sytuacji życiowej niż byli wcześniej.
  10. Witam serdecznie szanownych braci. Od dłuższego czasu zmagam się z poczuciem braku przynależności do grupy osób z podobnymi zainteresowaniami co ja w podobnym zakresie wiekowym (co również przekłada się na moje poczucie osamotnienia). Brak mi rozwoju swoich kompetencji zawodowych jak i tych miękkich, społecznych. W pracy, którą wykonuje (zadupie + wszędzie daleko) większość to ludzie starsi +40 (mój wiek to 20 wiosen). Kobiet w wieku rozrodczym jak można się do myśleć, niema (o seksie nawet nie wspomnę). Co niektórzy moi koledzy ze średniej powyjeżdżali za granicę, tylko kilku poszło na studia dzienne a reszta kisi się na swoich wioskach. Nie wiem czemu ale gdy wsiadam do autobusu w drogę do pracy (na kolejną wiochę) mam wrażenie jakbym cofał się w czasie, jestem jedną z może trzech osób z całego autobusu poniżej < 30 -stki. Szczerze czuję się jak stary dziadek, jakbym już wszystko przeżył, przeraża mnie to. Chciałbym aby wyjazd do dużego miasta zapełnił ten brak ale wiem, że to wszystko będzie potrzebowało czasu i stopniowego rozwoju, pytanie czy tam znajdę to czego szukam? Czy może dramatyzuję i to tak po prostu musi wyglądać, "takie jest życie"?
  11. Panowie od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju jedna sprawa. Tzn co mam zrobić jeśli zostanę pobity lub choćby raz uderzony przez innego pracownika będącego w stanie trzeźwym lub nietrzeźwym, i co wtedy takiemu pracownikowi grozi?
  12. Rząd ma nowy pomysł, jak walczyć z rozprzestrzenianiem się chorób, np. odrą. Zakłada on, że bez szczepienia nie będzie możliwe przyjęcie do pracy - informuje "Super Express". Jak pisze gazeta, pracodawcy mieliby wymagać od nowych pracowników zaświadczeń potwierdzających, że zostali zaszczepieni. - Jest tylko jeden problem, nie możemy dyskryminować obcokrajowców, więc choć tak naprawdę chodzi o nich, to ten obowiązek musiałby dotyczyć wszystkich, a więc także polskich pracowników – mówi "SE" jeden urzędników Głównego Inspektoratu Sanitarnego. - Są dyskusje prowadzone nad różnymi rozwiązaniami, jest za wcześnie, żeby przesądzać, które zostanie wybrane – przyznaje w rozmowie z gazetą Jan Bondar, rzecznik GIS. Pomysł spodobał się ekspertom. - Jest to jedyny skuteczny sposób zabezpieczenia naszych obywateli, żebyśmy nie musieli obawiać się epidemii – mówi w "SE" Marcin Kostka z inicjatywy "Szczepimy, bo myślimy". Źródło: https://businessinsider.com.pl/twoje-pieniadze/praca/szczepienie-obowiazkowe-by-dostac-prace/w0pemm1 Co o tym myślicie bracia?
  13. Witam szanowne grono. Od dłuższego czasu myśle o wyprowadzce z rodzinnego gniazdka i chciałbym się (rozeznać), dowiedzieć od braci, które miasto jest idealne dla młodego człowieka który chce pracować oraz studiować? Warszawa, Kraków, Gdańsk? Proszę o osobiste doświadczenia i rady.
  14. Czołem Bracia Samcy! Muszę się wam wyżalić, bo nie wiem co robić. Wiem, że wielu z was to ogarnięci i bardziej doświadczeni życiowo ludzie, więc wszelkie porady mile widziane. Nie mogę się odnaleźć na rynku pracy... Pochodzę z turystycznej miejscowości na Dolnym Śląsku. Wszędzie hotele, SPA, biznes turystyczny. Mając 19 lat nie wiedziałem co konkretnie bym chciał robić więc poszedłem na studia o profilu ekonomicznym związane z turystyką. W między czasie pracowałem w urzędzie - nudna praca bez perspektyw za grosze, robiłem różne płatne staże w hotelach - głównie recepcja albo dział sprzedaży. Miałem też epizod z logistyką - wkręcił mnie dobry kolega. Praca była sama w sobie spoko - niby biurowa (proces planowania dostaw, dostawy, papiery, nadzór pracowników magazynu) ale miejsce w którym pracowałem po zmianie prezesa zamieniło się w obóz pracy w najgorszym wydaniu. Przez braki kadrowe musiałem dymać i jako magazynier i w biurze. Wtedy byłem jeszcze totalny Mr Nice Guy i się dałem wykorzystywać. Oczywiście w chwili odejścia stawali na rzęsach żebym został. Zresztą jak zwykle i wszędzie. Następnie miałem opcję wyjazdu za granicę. Skorzystałem, pojechałem. Praca była takim mixem magazynu i produkcji i kierowcy ekskluzywnych samochodów. Trochę pokupowałem, trochę odłożyłem i wróciłem do Polski. Nie chcąc marnować czasu poszedłem sobie od razu do Hotelu do znajomych. Było tak sobie. Praca czasami mega ciężka, czasami lajtowa. Kasa taka średnia jak na małą miejscowość, ale brak możliwości rozwoju i perspektyw. Niektórzy koledzy pracują tak już 6-7 lat, pobrali kredyty i nie mają najmniejszej ambicji coś zmienić w życiu. Po pracy konsola, dupeczka, piwko i tak sobie żyją. Na fali rozstania z narzeczoną i podbudowany książkami i filmami motywacyjnymi związanymi z rozwojem osobistym wróciłem do Wrocławia, w którym mieszkałem 6 lat, żeby zacząć nowy start. Ogólnie w każdej pracy daje z siebie 100%. Mam papierki uczelni wyższej z podyplomówką. Doświadczenia biurowe, logistyczne, z obsługą klienta itd. Jako, że zawsze dużo siedziałem na necie to pomyślałem, że może SEO. Zacząłem sobie robić kursy z podstaw HTML, WordPressa, pozycjonowania, Google Analytics i czytać książki i artykuły o marketingu internetowym, nawet sobie zrobiłem na siłę pokazowego bloga. Celowałem w młodszego specjalistę, żeby się poduczyć fachu, ale byłem związany miesiącem wypowiedzenia i się nie załapałem w żadnej z dwóch firm do których startowałem, bo woleli kogoś na już. Teraz aplikuje w jeszcze jedno miejsce, w rekrutacji idę do przodu, ale trwa to jakoś dziwnie długo. Innych ogłoszeń w tej branży nie widzę, a wszędzie jak już to szukają ludzi z dużym doświadczeniem. Jestem bezrobotny od 2 tygodni (1 raz od 5 lat). Oszczędności mam na najbliższe 3-4 miesiące. Oczywiście mogę sprzedać kilka rzeczy i mieć 30k na już, ale mi szkoda, bo ciężko na nie pracowałem. Teraz intensywnie szukam roboty. Aplikuje na różne stanowiska biurowe i hotelarskie, ale wszędzie płacą tyle, że można zapłakać. Najpierw proponują okres próbny za minimalną + jakieś dodatki itp. ale to wychodzą ledwo 2 kafle. Teoretycznie miałbym pracę od zaraz ale nie wiem czy brnąć w byle co. W branży logistycznej rekrutacja trwa strasznie długo. Mógłbym wrócić na koreańską strefę za jakieś sensowne pieniądze. Do dawnej pracy mam drzwi otwarte, ale z tego co mi mówią znajomi tam jest jeszcze gorzej niż było jak odchodziłem. Do rodzinnego domu wolałbym nie wracać bo jest skrajnie toksyczny i zmarnuje w nim życie. W rodzinnym mieście pracy też nie ma za dużo i za ciekawej. Co najwyżej można zmieniać firmy ale kasa pozostaje ta sama (okolice 2,5k). Powoli zaczynam być lekko zdesperowany. Jeżeli mam naginać za 1600zł albo jakiejś śmieciówce to już lepiej iść do takiego Lidla czy innej Biedronki. Albo łatać dziury w Policji - tam na start są 3 tysiące. W głowie mam jeszcze dwa pomysły związane z tym co lubię robić. - trener personalny - tutaj przynajmniej kurs za 2k - ale zarobki śmieciowe - musiałbym budować swoją markę od zera, bo inaczej nisko płatny etat. - gotowanie - lubię i dobrze mi wychodzi - nie mam żadnego doświadczenia w pracy gastro, ale patrząc po znajomych nie wiem czy bym się zdecydował. Niektórzy zarabiają dużo, ale idą do pracy na 13 a kończą o 23. Co wtedy mieć z hajsu, jak nie ma kiedy żyć ani dbać o siebie, poznawać nowych ludzi itp. Do czego zmierzam. Już teraz mam bałagan w CV i nie wiem co robić, żeby nie zrobić jeszcze większego bałaganu. Znajomym się udało i przeskoczyli do spoko firm i są zadowoleni. Ja z kolei nie chce znowu wylądować w jakimś obozie pracy albo się tułać po Europie. Chciałbym już zakotwiczyć w jakimś jednym miejscu, bo ostatnie 9 lat to ciągła podróż i pakowanie walizek przeplatana z okresami stabilizacji. Oczekuję kasy na start 2,5-3k netto, a to chyba nie jest wyczyn w dużym mieście. Chciałbym znaleźć miejsce, w którym można by podnosić kwalifikację i się rozwijać. Mogę tyrać mocno, kiedyś zrobiłem prawie 300h w miesiącu, ale muszę mieć jakąś perspektywę. Typowa gadka o podwyżkę przeważnie kończy się na tym, że: nie stać nas, inni też tyle zarabiają, pomyślimy póżniej (kiedy ja generuje duże dochody, naganiam klientów, wprowadzam usprawnienia). A jak leci wypowiedzenie to dopiero pytają się co mogą zrobić, żebym został. Co byście zrobili na moim miejscu? Czy są jakieś kursy albo zawody po których można się mocno przebić w miarę szybko? Po napisaniu tego postu, widzę, że chyba nie mam planu na siebie...
  15. Drugi raz w ciągu życia zdarzyło mi się odpuścić sobie jakąś robotę praktycznie na starcie. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że od początku nastawiłem się pozytywnie, a zajęcie w które miałem się wdrażać jest w miarę lekkie, oraz po nabraniu pewnej wprawy i zebraniu doświadczeń – z perspektywą na przyzwoite $$$. Koleś z którym miałem pracować robił dobre pierwsze wrażenie, spokojnego i zrównoważonego. Powiedział, że pracujemy bez pośpiechu i na zasadzie równego z równym. Niestety już drugiego dnia coś było nie halo – ogarnęło mnie wrażenie, że jest podcięty, ale pomyślałem, że to zwyczajne zmęczenie. Trzeciego dnia, kiedy ja robiłem swoje, on powiedział, że za chwilę będzie brać się coś innego, ogarnie to i gitara. Po chwili stwierdził, żebym jednak ja się tym zajął, a on musi się na chwilę położyć, gdyż słabo się czuje -> pomyślałem spoko, każdy może mieć gorszy dzień. Po 3 godzinach (!) spania w busie, on wstał, majster wstał, popatrzył jak sprawa wygląda i podziękował za dobrą robotę. Jednak miarka się przebrała, gdy następnego dnia przyczaiłem, że chwilę po siódmej rano już ma w kieszeni drzwi od samochodu trzy browary, z czego jeden otwarty. Wtedy żółte lampki, które świeciły mi się w bani zmieniły kolor na czerwony. Już wtedy powinieneś dać tył zwrot, jednak wstrzymałem się chwilę. Kolejnego dnia od rana był niekumaty, wczorajszy. Przebrałem się parę minut po 9 rano w swoje ciuchy i powiedziałem wprost: "Słuchaj, myślę, że jesteś w porządku i masz dobre intencje, ale zauważyłem, że jesteś non stop podcięty, a tak się nie da pracować, dlatego rezygnuję – nikt niepowołany (miałem na myśli zleceniodawcę, on jest podwykonawcą) się o tym nie dowie. Nie zależy mi, żeby robić ci problemy". Był w lekkim szoku. Powiedział, że ma problem z alkoholem i jeżeli taka jest moja decyzja, to on to szanuje i jest zadowolony, że byłem w stanie wprost powiedzieć co mi nie pasuje. Poprosił tylko, żebym został z nim do końca dnia by pomóc, rozliczamy się i wszystko ok. Zachowałem się naiwnie, bo przystałem na tę propozycję. Myślałem, że zatrybił. Jednak dalsze parę godzin wyglądało tak, że ja pracowałem, a jego większość czasu nie było. Kiedy kazał mi coś przygotować samodzielnie, co powinny robić dwie osoby, bo tak byłoby zdecydowanie łatwiej, a on wróci jak będzie zrobione, pierdolnąłem tym i powiedziałem, że idę, bo to się kurwa mija z celem. Mam trochę hajsu, brak zobowiązań i na szczęście nie muszę u nikogo dorabiać za parobka. W międzyczasie zdarzyło się też kilka podnoszących ciśnienie problemów stworzonych z niczego, o których nawet nie chcę pisać, ponieważ szkoda strzępić ryja i nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły, ze względu na anonimowość. Powiem szczerze, że widzę tylko jeden główny plus tej sytuacji -> jeszcze kilka lat temu nie umiałbym walnąć prosto z mostu [asertywnie, ale bez agresji] co mi leży na wątrobie, teraz przyszło to bez problemu i z całkowitą wyjebką. Szkoda tylko, że szybciej się nie połapałem co jest pięć, ale bywa. Na szczęście to tylko zmarnowane kilka dni. Dałem mu kredyt zaufania na początku, myślałem, że to przejściowe aberracje przez słaby okres w życiu etc. Najgorsze, że zupełnie co innego było ustalane zanim do niego poszedłem i co innego wyszło, a osoba (pewna i naprawdę w porządku) która mi to ogarnęła, była przekonana, że mamy do czynienia z poważnym człowiekiem. Pewnie po wszystkim zracjonalizował sobie, że nie mogłem sobie poradzić (lub coś podobnego) i z tego powodu zrezygnowałem, jak wiadomo osoby uzależnione mają wybitnie silny zaprzeczeń i własną bajkę w której żyją. Niby przyjąłem to na chłodno, ale jakieś takie podkurwienie wewnętrzne jeszcze pulsuje gdzieś z tyłu głowy, myślę, że do końca tygodnia mogę mieć jeszcze kilka flashbacków z tym związanych. $$$ wypłacił. ?
  16. Daje do działu survivalu choć to raczej survival miejski bo w pracy. Dzisiejszy dzień w pracy był inny niż zwykle. Przyszedłem do hotelu, fakt jakiś ten dzień był nieciekawy deszczowo ciemno z humorem słabo. W pracy był typ którego bardzo nie lubie od jakichś 2 tygodni. Jestem nowym pracownikiem, i cokolwiek się nie zapytam ten z nerwami że dlaczego tego nie wiem nic na spokojnie nie wytłumaczy (nie miałem szkoleń i tak naprawde wszytko robie doraźnie według potrzeb), ciągle jakieś podchody próby trzymania mnie pod butem etc. Typ ciagłe nerwy fochy ewidentnie próbował zrobić ze mnie kogoś kim mógłby pomiatać (ma większą wiedzę i wykorzystywał to przeciw mnie ciągle starając sie postawić mnie w negatywnym świetle - aż zaczałem chodzić w pracy w lekkim stresie). Któregoś dnia powiedziałem mu że ma mnie szanować i że w ten sposób nie będziemy rozmawiać, za to możemy zacząć rozmawiać inaczej jesli tylko sobie tego życzy. Powiedziałem to stanowczo patrząc mu prosto w oczy z lekką nutką groźby. Sprawa myślałem zakończona, ale nie ciagłe podchody non stop to samo. Dzisiaj zadzwonił alarm (dźwięk podobny do niczego więc mu mówie że nie słyszałem tego alarmu nikt mnie nie szkolił jak to działa i jak mam sie zachowywać i że może by ustawili jakieś normalne dźwięki a nie jakies pierdnięcia. Typ nie wytrzymał, i idzie na zaplecze. Ja za nim i mu mówie stary tak nie moze być że my ciągle jakieś nieporozumienia mamy trzeba z tym skonczyć, a typ że "KURWA COS TAM". No to ja mówie tylko nie kurwa bo rozmawia... i w tym momencie typ wstał i mnie walnął pięścią w twarz. Przyznam że mnie to zaskoczyło, ale o dziwo wcale nie bolało. Typ do mnie z ryjem (zamiast iść za ciosem) co mi dało te 3 sekundy żeby przetrawić co sie dzieje. Sobie myślę nikt mnie bić nie będzie no to hajda na niego. Przyfasoliłem mu 2 buły na ryj a potem sie schylił no to go okładam po tyle głowy (mogłem po nerach lać) tak napierdalałem że wybiłem sobie mały palec (aż mi ręka teraz spuchła - ewidentnie trzeba popracować nad techniką ). Typ chwile odszedł to sobie myśle może odpuści a ten znowu do mnie z ryjem no to mówie na głos że z większymi kozakami miałem do czynienia, i wtedy ktoś wszedł i sie rozeszło. Powiem wam że to pierwsza taka sytuacja jaka mnie spotkała ale cieszę się bardzo że tak sie stało. Teraz typ dostanie dyscyplinarkę a ja w końcu będe mógł pracować z ludźmi którzy bedą się w miare normalnie zachowywać. Jutro rozmowa z szefem. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Trzymajcie kciuki.
  17. Dlaczego mężczyźni opuszczają rynek pracy? Powodów jest sporo. W świetle ostatnich dyskusji jakie pojawiły się na forum i naszych problemów z samicami w pracy które i ja obecnie mam (dlatego nie przespałem dzisiaj całej nocy ? ). Bardzo ciekawy film i rada na koniec. Dajcie znać co o tym sadzicie. Dlaczego Waszym zdaniem tak się dzieje?
  18. Parafrazując, Wojciechowska mówi, że praca dla pieniędzy jest niegodna. Poza tym zarzuca milenialsom rozczeniowość. Ator wspomina o tym jak poprzednie pokolenie poprzez tyranie nadgodzin zniszczyło rynek pracownika... Z resztą całość wytłumaczona w poniższym video materiale. Myślę, że warto obejrzeć.
  19. Cześć! Od początku. Praca, klienci, czat. Poznaję dziewczynę, jak milion innych, piszemy o pracy - bo wymieniamy oferty - po jakimś czasie do siebie dzwonimy. Przez telefon śmiechy, chichy, włączyła mi się bajera i lekki flirt - wiadomo, żeby mnie zapamiętała. Jeszcze wtedy byłem w LTR, 3 miesiące temu po ponad roku zerwaliśmy. Wiadomo, jak to samiec (niekoniecznie ALFA), tęsknota, itp. itd. Do rzeczy, w poniedziałek zadzwoniła do mnie pani K., znów flircik, żarty, gadka 10% o ofertach, 90% natural. Potem odezwałem się na czacie, zeszło nt wyglądu, bo mówię w końcu, że w ciemno się nie będę produkował. Więc wysłała zdjęcie z - uwaga - prywatnego numeru, ale... zdjęcie bluzki. Odpisałem żartobliwie, wyślij mi jeszcze kawałek nogawki to chyba na kawę pójdziemy. No długo czekać nie musiałem... i tak się zaczęło. Jako miejsce do spotkania wybrałem znaną mi knajpę, gdzie można i browca wypić i dobrze zjeść. Podkreślam, nie miałem pojęcia jak laska wygląda! Spóźniłem się specjalnie 3 minuty, podchodzę do auta po portfel i nadjeżdża taksa. Wysiada mocne 8/10 i myślę "Boże, żeby tylko ona chociaż tak wyglądała, a nie gorzej". No heeeej, Ty pewnie jesteś Szymek. Tu uwaga, nie zdrętwiałem tylko na lajcie "Jessica Simpson?" "Tak" "O, to szkoda, bo czekam na K." - nie wiem, na ile to było dobre, ale laska prawie sikała - jest dobrze. Piwko (ja bez alko, bo autem), śmiechy, gadka - no Bracia, byłem na wielu randkach w życiu, ale takich emocji nie dostarczyła mi jeszcze żadna kobieta. Kojarzycie uczucie, że poznajecie 5 minut temu laskę, a czujecie, że znacie się całe życie? No, to jedna z takich randek (chociaż oficjalnie to nie była randka). Po knajpie poszliśmy na spacer (laska wcale nie chciała iść do domu), po wszystkim odwiozłem do domu (bo i tak po drodze, więc pomyślałem, że tu nie zjebię aż tak). Wracam do domu i normalnie jak baba czuję high emocjonalny. No kozak spotkanie. Była kinetyzacja, niestety zabrakło KC, ponieważ powiedziałem jej, że to tylko kawa i nie jestem łatwy (wiem, zjebałem). Były rozmowy o seksie, zero nudzenia o związkach, polityce, etc. Na drugi dzień myślałem kiedy się odezwać, postanowiłem piątek wieczór (spotkanie w czwartek), jednak nie musiałem długo czekać, bo na czacie odezwała się pierwsza. Pisaliśmy do końca pracy, oczywiście nie co minutę, bo miałem zajęcie, a nawet jak nie, to musiała wiedzieć, że mam. I od końca pracy cisza. Dlaczego to piszę? Bo po pierwsze, chciałem się pochwalić, a co mi tam, że po udanym związku, można się odkuć i zapomnieć o byłej (uwierzcie mi, że pani K. zalazła mi za skórę). Teraz tak, w skrócie: Na plus: - poczucie humoru - negi (robią ogromną robotę...!) - kinetyzacja - wiele innych, jak np. rozmowy o seksie. Na minus: - wytłumaczenia (np. dlaczego wziąłem piwo bezalkoholowe), na szczęście szybko się odbiłem, że się nie tłumaczę, tylko słuchaj bo z tym się wiąże pewna ciekawa historia, bla bla bla - zapłaciłem rachunek, mówiąc, że następnym razem TY stawiasz - powiedziałem, że i tak jej nie odwiozę do domu, niestety na koniec sam to zaproponowałem (nie wiem, czy tu był taki strzał w kolano, ale sądzę, że trochę wtopa). Pytanie do was: nie mam zamiaru oczywiście nawet złamanego sms puścić w weekend, ale myśl, żeby zadzwonić w niedzielę pod wieczór i powiedzieć "wtorek 18:00 tu i tu, bądź ubrana wygodnie czy tam coś" jest okej? Czy czekać na jej inicjatywę?
  20. Bianka Siwińska, pomysłodawczyni akcji "Dziewczyny na politechniki" oraz współtwórczyni programu "IT for SHE", dyrektor zarządzająca Fundacji Edukacyjnej "Perspektywy", wierzy w mądre, wykształcone liderki. "Polityka polityką, biznes biznesem, ale dużo więcej uwagi powinno poświęcać się technologii, to jest prawdziwa władza i prawdziwy wpływ na to, jak rozwiązujemy problemy współczesności - przekonuje. Jej zdaniem świat, w którym kobiety będą miały więcej do powiedzenia, z pewnością będzie dużo ciekawszy. https://kobieta.onet.pl/kobiety-sa-madre-kreatywne-i-odpowiedzialne-powinny-na-rowni-z-mezczyznami-decydowac/j5l35jy
  21. Ok to tak na start. Pracuję od niedawna w jedniej firmie, gdzie doszedłem jako nowa osoba. Zespół w połowie składa się z kobiet. W pierwszym dniu pracy dziewczyna z którą pracuję, w salce kiedy byliśmy sami, ponieważ mamy twprzyć zespół powiedziała mi że kiedyś zachorowała na raka. Trochę zdziwiło mnie takie zachowanie ponieważ znała mnie jakieś 7 godzin. Szczerze nie wiedziałem co powiedzieć. Drugie dziwne zachowanie. Mieliśmy przygotować plan pracy na następne 3 miesiące, opracować prezentację i przedstawić szefowi, razem. Opracowałem ja, kobieta z którą pracuję oczywiście była zajęta innymi sprawami, ale w chwili preznetacji, odpierdzielona przyszła na spotkanie i robiła dobrą minęł do złej gry. Kolejne spotkanie, nie zostałem dopuszczony do głosu, ponieważ manager łącznie z koleżanką nie dali mi takiej możliwości. Szefu z zgranicy, tylko się przyglądał ale wiedział o co chodzi. Nie powiedział ani słowa. Ale to nie koniec historii. Poszliśmy na spotkanie wieczorem, ładnie pięknie. Rano pojawiłem się jako pierwszy w pracy, napiałem maila do szefa z prośbą o spotkanie. Szefu przyszedł jak drugi, sprawdził pocztę, po chwili podszedł i zaczeliśmy rozmawiać. Zatrudniono mnie po to żebym wprowadził w firmie kilka zmian, które mają pomóc i przyśpieszyć pracę. Do tej pory nie miałem takiej możliwości. Powiedziałem szefowi jakie są moje spostrzeżenia i jak to wygląda. Przyznał mi rację, ale też powiedział że na razie nie ma na to miejsca i czasu. Okazuje się że zatrudniono z myślą o czymś co nastąpi za rok czasu, kasa niestety nie jest konkurencyjna. Po wyjeździe szefa, wszystko wróciło do pierwotnej wercji. Dzisiaj jednak zdziwiła mnie jedna sytuacja, mianowicie odbyło się spotkanie: ja, manager oraz koleżana. Pojawiła się pytanie kto obejmie pozycję lidera, koleżanka bez wahania powiedziała: no to ja będę. Manager oczywiście przytaknał. Teraz wiem, że zostałem zatrudniony po to żeby zapieprzać na ludzi bez umiejętności i doświadczenia. Ja mam podan 9 lat, koleżanka 1,5 roku. Jej umiejętności oceniłbym na umiejętności osoby początkującej. Wiem o tym, że nie przedłużam z nimi umowy. Idalnie wypowiedzenie jak najwcześniej umowy, po tym jak znajdę gdzieś indziej prace. A jakie Wy macie doświadczenia z koleżankami w miejscu pracy?
  22. Czy istnieje czarna lista firm/prcodawców którzy wykorzystują pracowników, nie płacą na czas? Czym kierujecie się przy wyborze pracodawcy?
  23. Od jakiegoś czasu zastanawia mnie jakie macie doświadczenie w pracy w Polsce i zagranicą. Głównie intereusją mnie wasze przejścia z przełożonymi. Z tego co doświadczyłem na własnej skórze za gramica najgorsy jest Polak jako szef. Za pare euro sprzeda jak śmiecia. W Polsce to zależy. A jakie Wy macie przejścia?
  24. Jakiś czas temu prosiłem Was o radę odnośnie mojej sytuacji osobistej/zawodowej. Można wątek przeczytać między innymi tutaj: Od tego czasu trochę minęło. Znalazłem prace, co prawda nie jest ona wymażona, jednak jest to stałe źródło dochodzu. Trochę zajęło mi czasu, żeby pochodzić po rozmowach rekrutacyjnych, odpowiadanie na dziwne, skądinąd nietypowie i debilne pytania. Tak na marginesie, częściej na rozmowach miałem wrażenie, że chcą ze mnie zrobić debila niż porozmawiać. Procesy rekrutacyjne rozdmuchane jak nie wiem. W najgorszym przypadku przechodziłem przez 5 poziomów rekrutacji. Kolejny głupszy od poprzedniego, zadania techniczne okazłay się miła odskocznią od tej całej spierdoliny przez jaką osoba szukająca pracy musi przejść w tym kraju, żeby ktoś z łaski swojej powiedział: tak zatrudniamy właśnie ciebie. I nagle czujesz się, że jesteś podjarny ponieważ już nie musisz się maltretować rozmową z kolejnym idiotą, który zadaje pytanie z cyklu: gdzie siebie widzisz za 5 lat. A teraz konkrety. Zastanawiam się jak mogę jeszcze dorobić jako programista albo tester poza praca: Myślałem o tworzeniu dodatwkoych aplikacji i wrzucanie na Apple stor albo play store. Jakieś stronki, aplikacje webowe na zamówienie od Januszy biznesu, czyli oferia albo coś w ten deseń. Pisanie bloga, z czasem zbudowanie społeczności wokół tego co robię i sprzedawanie powiedzmy książek. Budowanie znajomości. Inwestycja oszczedności w jakieś coiny na giełdach BTC ale jest to dla mnie przynajmniej bardzo ryzykowna inwestycja Jednak mam kilka zastrzeżeń. Na rynku jest duża konkurencja. Wiem o tym od dawna, mimo że jest duże ssanie na ludzi z IT i każda firma trąbi, ryczy, płacze że nie ma specjalistów na rynku to: stawki mają niskie, zawsze chcą negocjiwać, co nie jest złe, ale czasami po prostu się nie opłaca. Zatrudnią seniora i szkolisz juniorów, czyli ludzi którzy przychodza na staż, albo dopiero to pierwsza praca. Robotę zrobić trzeba, zamiast pomagać przeszkadzają a to dodatkowy obowiązek. Patrząc po ogłoszeniach na pracuj.pl i temu podobnych zauważyłem, że na jedno ogłoszenie o prace odpowiada nawet do 150 osób. Po pewnym czasie zauważyłem, że pracuj.pl stało się takim śmietnikiem dla pracodawców i nie ma ciekawych ofert(tak wyglada jakbym wybrzydzał), ale jak idę na rozmowę i właściciel firmy daje mi 4k brutto po 7 latach doświadczenia w branży to w sumie mi wszystko opada. Mam 30 lat, bez żony, dzieci, długów. To co mnie trochę trzyma to studia w trakcie. To co mogę robić to w sumie programować albo testować, prawko mam, zdałem jednak nie posiadam jeszcze samochodu. Staram się wypełniać czas żeby no fap też ogarnać. Czyli praca, albo przebywanie wśród ludzi, zawsze można połaczyć to z networkingiem w branży. Jakie mielibyście rady? Co zrobilibyście na moim miejscu? Insert other media
  25. Witam Od razu przejdę do rzeczy. Pracuję w miejscu, gdzie jest dużo zamożnych osób. I takich co mówi się "że dużo mogą". Zauważyłem, iż coraz więcej takich osób zatrudnia do pomocy zamiast kobiet -mężczyzn. Już nie ma sekretarek są tylko sekretarze. Czy uważają oni, że po prostu facet lepiej się sprawdzi? A może chcą uniknąć oskarżeń o molestowanie? Taka studentka będzie chciała poderwać bogacza, ten ją spławi, to go oskarży o molestowanie itp. Z zemsty, że jak śmiał ją odrzucić. Przy okazji trochę sobie dorobi. A może i jedno i drugie. Co sądzicie o tym? I czy wy wolelibyście na sekretarkę czy sekretarza? I dlaczego?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.