Witam Was Bracia Samcy
Pewnie problem jakich wiele, może i banalny ... ale chciałem się wypisać tu i poradzić doświadczonych w temacie.
Od pół roku spotykam się z mężatką, dała mi dupy na pierwszym spotkaniu już, wiadomo przed spotkaniem ponad miesiąc kręcenia przez sieć, telefon. Deklaracje miłości, pragnień itd... W momencie gdy na pewnym portalu społecznościowym, do mnie zagadała, była w konflikcie "milczącym" ze swoim mężulkiem. W styczniu - tutaj oczywiście moja wersja - mężulek miał dość i chciał "rozładować" sytuację, więc zrobił demonstrację, że ją opuszcza, że wymeldowuje się i że wraca kilkaset km do siebie na zadupie... Ona była w sytuacji, że kilka dni wcześniej zmarł jej ojciec po ciężkiej chorobie, była w rozsypce. Gość wiedział, kiedy uderzyć. Oczywiście, nie puściła go, on najpewniej nie miał zamiaru nigdzie odjeżdżać. Od tej chwili zaczęło się psuć. Przyciąganie i odpychanie, dalej dawanie dupy, znów odpychanie, wyrzuty sumienia itd. Nie śpią razem (w to wierzę), nie uprawiają seksu (no na 100 % nie dam głowy). Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie aż doszło do sytuacji, kiedy ona mi mówi, że dawania dupy już nie będzie, że nie będzie już prowadziła podwójnego życia, że to ją zabija itd. Chce żebym został jej "przyjacielem". Zainwestowałem w nią sporo uczuć, prezentów i co z tego, kiedy nadal chce siedzieć z tamtym a mnie tak urządzić.
Co o tym myślicie. Pierd... to wszystko? Da się tu coś odmienić?