Skocz do zawartości

Gdy nie wiesz, do którego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry


Gaunter o Dimm

Rekomendowane odpowiedzi

Do założenia tego tematu skłoniła mnie wypowiedź @wiktorforst, ale przejdę do rzeczy. Moim największym, a może nawet jedynym problemem jest brak jakiegokolwiek wyższego celu, do którego mógłbym dążyć. Możliwe kilku z was miało kiedyś podobną sytuację, więc może doradzicie, co zrobić, albo jak zmienić myślenie.

 

         Od dzieciaka byłem wychowywany w złotej klatce przez matkę, dziadków i na ojczymie kończąc. Wszyscy zabierali mi wszelkie możliwe kłody sprzed nóg, jednocześnie w ogóle nie interesując się rozwojem dziecka. Liczyły się tylko oceny w szkole i nic więcej. Skończyło się na tym, że byłem dobry ze wszystkiego. No, właśnie tylko dobry i ze wszystkiego, a jak wiadomo, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do dupy.

         

         W gimnazjum nauczycielka zupełnie zniechęciła mnie do biologi, a wcześniej była moim małym konikiem. Potem nadszedł czas liceum, które wybrałem przez nacisk rodziny (idealnie pasuje tutaj cytat :"Co za ponury absurd - żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?" ) Jak się domyślacie, też byłem ze wszystkiego dobry.  I Podczas tych 3 lat zupełnie nie wiedziałem, za co się wziąć. Była koncepcja wyboru fakultetu mat-geo, ale moja "kochana" rodzicielka stwierdziła, że nie dam rady i skończyłem na his-wos. 

          Potem przyszła kolej wyboru studiów, gdy opuściłem rodzinne gniazdo po prostu wyjebałem się na ryj. Wybrałem filologię angielską, lecz przeceniłem swoje możliwości na zamiary. Mam barierę językową, której nie potrafiłem pokonać, po prostu nie umiem się wysłowić w innym języku. Teraz jestem na drugim kierunku, który mnie w ogóle nie interesuje i studiuję jedynie dla papierka. (Plus dla testamentu, bo dziadek śmieszek stwierdził, że każdy wnuk bez wykształcenia wyższego będzie skreślony.) 

 

Teraz pytanie do was. Co zrobić? Pójść do roboty z nadzieją, że coś się trafi, czy po prostu przestać o tym myśleć? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Gaunter o Dimm napisał:

Pójść do roboty z nadzieją, że coś się trafi, czy po prostu przestać o tym myśleć?

Może to będzie jakaś podpowiedź: doświadczaj, zmieniaj prace, z czasem coś dla siebie znajdziesz a przy tym podłapiesz jakieś doświadczenie, wiem po sobie, że to się sprawdza :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@AliasZ tym akurat mam problem, bo jestem introwertykiem do bólu i naprawdę ciężko mi poznawać nowe osoby. Co do rozwijania swoich umiejętności, to muszę popracować nad mówieniem, bo co mi z tego, że znam gramatykę, sokoro nie potrafię jej użyć w praktyce. Jedynym plusem studiów jest fakt, że po ich skończeniu będę mieć papier na poziom B2. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja 50 i od tylu lat szukam swojego portu. A było już tego sporo. @badmoon nie wkurwia Cię to bo mnie bardzo ? A może dziś ludzie zastanawiają się nad celami pod wpływem kołczów-srołczów i może szukanie sensu w tym wszystkim jest z góry spisane na przegraną ? Smutne to kurde gdyby to okazało się prawdą.

Edytowane przez jaro670
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, jaro670 napisał:

Ja 50 i od tylu lat szukam swojego portu. A było już tego sporo. @badmoon nie wkurwia Cię to bo mnie bardzo ? A może dziś ludzie zastanawiają się nad celami pod wpływem kołczów-srołczów i może szukanie sensu w tym wszystkim jest z góry spisane na przegraną ? Smutne to kurde gdyby to okazało się prawdą.

Wkurwia i bardzo boli, Bracie, ale co zrobić. Utozsamiałem szczęście z babami i żyłem dla nich. A teraz bez sensu i celu. Nigdy jakiś celów specjalnie nie miałem. Albo dokonczyć coś, być dobry w jakimś hobby, ale nie takie poważne, życiowe cele. Zmęczonu już kurwa jestem. Ile razy można zacztnać od początku. Cykle są coraz krótsze, a mnie coraz mniej kręci. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, badmoon napisał:

Wkurwia i bardzo boli, Bracie, ale co zrobić. Utozsamiałem szczęście z babami i żyłem dla nich. A teraz bez sensu i celu. Nigdy jakiś celów specjalnie nie miałem. Albo dokonczyć coś, być dobry w jakimś hobby, ale nie takie poważne, życiowe cele. Zmęczonu już kurwa jestem. Ile razy można zacztnać od początku. Cykle są coraz krótsze, a mnie coraz mniej kręci. 

Mam dokładnie to samo a do tego skończyłem z nałogowym wieczornym piciem i nagle okazało się że mam w chooy czasu i muszę się na nowo uczyć jak go zagospodarować stąd czuję taką przejmującą ,głuchą pustkę i jakiś bezsens tego wszystkiego. 

  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Gaunter o Dimm Według naukowej klasyfikacji też jestem osobą introwertyczną, także wiem w czym rzecz. Obecnie wybrałem taką pracę, aby mieć jak najczęstszy kontakt z obcymi osobami, właśnie w celu doskonalenia umiejętności interpersonalnych, spontaniczności i radzenia sobie pod wpływem stresu w nieprzewidzianych okolicznościach. Szczerze ci polecam takie zajęcie, nabierzesz pewności siebie, ludzie staną się bardziej przystępni, a do ich zachowania będziesz odnosił się z większym dystansem.Na starcie możesz doznać lekkiego szoku, ale przy odrobinie cierpliwości dostaniesz pouczającą lekcję. Nie chodzi oczywiście o to, byś stał się nagle ekstrawertykiem, takie rzeczy tylko w legendach, ale nabranie zaufania do siebie to dobry początek ku znalezieniu odpowiedniej zatoki. ;)

Edytowane przez Alias
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Codziennie wieczorem, jak będziesz usypiał, mów swojej podświadomości, żeby obdarzyła Cię inspiracją i pomysłem na życie. Poza tym, tak jak mówił @Alias, próbuj nowych rzeczy, nowych prac i nie bój się swoich ograniczeń. Jak czujesz strach przed czymś, jakąś blokadę, to zrób to tym bardziej, przełam się.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Co to jest życiowy cel? Ktoś wytłumaczy?

Dla mnie to było dbanie o rodzinę, wychowanie synów na ludzi, życie zawodowe. Teraz synowie na swoim,

baba dobrze zarabia i da sobie radę jak by co. Zabijam czas na emeryturze, mam fajne hobby, trochę jeżdżę na taxi, mam za co żyć.

Godzinę temu, jaro670 napisał:

Mam dokładnie to samo a do tego skończyłem z nałogowym wieczornym piciem i nagle okazało się że mam w chooy czasu i muszę się na nowo uczyć jak go zagospodarować stąd czuję taką przejmującą ,głuchą pustkę i jakiś bezsens tego wszystkiego. 

   Z tym też mam problem, nie wyobrażam sobie bez tego życia, i całego tego czasu wolnego. Może kiedyś spróbuję.

 

   Teraz pozostały mi marzenia: Chciałbym schudnąć, wyleczyć rwę kulszową, zacząć ćwiczyć, zrobić z siebie adonisa. To są tylko marzenia,

nie cele życiowe. W życiu czuję się spełniony, teraz chciałbym polepszyć swoje życie.

 

   

3 godziny temu, Gaunter o Dimm napisał:

Moim największym, a może nawet jedynym problemem jest brak jakiegokolwiek wyższego celu, do którego mógłbym dążyć.

   Młody, nie przejmuj się, odnajdziesz swoją drogę, dużo kminisz nad tym, może to jest problemem. Uważasz  się za ponad przeciętnie inteligentnego,

i wrażliwego, to Cię blokuje w kontaktach z ludźmi, co jest Twoim największym problemem. Nie chce Ci się wyjść ze swojej strefy komfortu, bo po co,

jak jesteś syty, masz ciepło, po co walczyć o życie? Może studia w innym mieście, to na uczy Cię samodzielności i wyborów bez mamy i dziadków.

 

   Powodzenia, czego szczerze Ci życzę.:)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Adolf Uważam się co najwyżej za przeciętniaka. Powiem inaczej: "wiem, że nic nie wiem". W kontaktach z ludźmi blokuje mnie jakaś niechęć, bo raz introwertyzm, a dwa, to po prostu się przejechałem na ludziach. Ja studiuję 60 km od miejsca zamieszkania, a warunki w akademiku są gorsze jak w obozie dla uchodźców :D (biedne miasto, a właściwie to zadłużona uczelnia). Ale 1500 zł (renta+stypendium socjalne) na miesiąc w sumie potwierdza tę strefę komfortu. Mam zamiar po studiach wyjechać do Łodzi, bo raz 400 km od domu, a dwa mam tam będę chciał zamieszkać z dziewczyną. 

Edytowane przez Gaunter o Dimm
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Adolf napisał:

W życiu czuję się spełniony, teraz chciałbym polepszyć swoje życie.

 

Na ile spełnienie daje Ci praca nad sobą a na ile dzieciaki ?

Strasznie ciężko żyć w tłumie ludzi którzy nie widzą innego sensu życia jak tylko dzieciaki ,rodzina , oczywiście chwalę to ale też mam wrażenie że dla większości to dobra mina do złej gry i wygodny temat zastępczy bo innych pomysłów na życie brak.

Ciężko żyć i przytłacza mnie to "szczęście" pożenionych i podziecionych coś ostatnio. Myślę sobie , kurwa może mają chujowo , może baba drze mordę ale przynajmniej coś po sobie pozostawią,może to ja sobie zjebałem życie a nie oni. 

Chyba jakaś deprecha mnie bierze ostatnio.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Gaunter o Dimm

Odpowiem Ci Bracie prosto z mostu: nie myśl tak dużo o tym. Co ma być to będzie, ścieżki losu są bardzo kręte. Po sobie i swoich rodzicach widzę, że wykształcenie niekoniecznie determinuje dalszą ścieżkę zawodową. Tak na marginesie uważam, że nasz polski system edukacji to wielka pomyłka i należy to wszystko rozwalić i zaorać. Studiowałem kierunek, który mnie interesował, a przy okazji taki na który zdawało się przedmioty, z których w szkole szło mi najlepiej. Popracowałem trochę pod koniec studiów w "branży", ale nie podobało mi się tam wiele rzeczy i postanowiłem to zmienić. Udało mi się zakotwiczyć w czymś zupełnie innym gdzie zarobki są większe niż poprzednio. Jakbyś mi powiedział 10-15 lat temu, że to dzisiaj będę robił pewnie bym Cię wyśmiał:)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie, po pierwsze, to pierdol te studia i gadanie dziadka, że wnuczek bez studiów jest skreślony. Panie, Ty się uczysz dla siebie czy dziadka?? To po pierwsze. Po drugie musisz, choćby nie wiem co, robić to co kochasz i to co zapełnia Ci głowę codziennie. Nie ważne czy to będzie gotowanie, podróżowanie, czy stolarstwo.  

 

Jeśli nie czytałeś transerfingu, to poczytaj, tam jest ładnie wytłumaczone dlaczego pasja= kasa. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@giorgio Masz na myśli tę książkę? http://lubimyczytac.pl/ksiazka/99081/transerfing-rzeczywistosci-tom-i-przestrzen-wariantow

 

Ja jestem na drugim roku, więc już dokończę, to co zacząłem. A gdybym miał coś, co kocham i dawało, by mi szansę na zarobek, to nie zakładałbym tematu ;)

@KrugerrandChyba masz rację, zobaczymy, co przyniesie los i zdarzenia losowe :v

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Gaunter o Dimm napisał:

Teraz pytanie do was. Co zrobić? Pójść do roboty z nadzieją, że coś się trafi, czy po prostu przestać o tym myśleć? 

Myślenie o przyszłości na niewiele się zda. Bardziej bym się przychylił do 'Potęgi teraźniejszości'.

Jak to mawiał klasyk 'Tylko głaz nie zmienia zdania'. Dziś rób to co Cie dziś interesuje, bo nie wiadomo co zmieni jutrzejszy dzień.

 

W moim przypadku było tak, że za każdym razem jak stawałem na skrzyżowaniu to się zastanawiałem jak to będzie. Wszystkie takie rozważania powodowały jedynie przysłowiowy ból d..y. Nigdy nie wiadomo jak to będzie. Trafia się okazja to ją łap, albo przynajmniej spróbuj. Ja właśnie kończę 42 lata a dwa miesiące temu zacząłem kurs chińskiego. Powiem wam, że nie wiem jak się ta przygoda zakończy bo po prostu nie wiem. Owszem, rozpatruje różne scenariusze w głowie ale nie wiem jaka będzie przyszłość. I staram się tym nie przejmować.

Kiedyś miałem do wyboru jechać w góry na tydzień i zrobić kurs paralotniarski albo uczyć się w tym czasie do egzaminów. I wybrałem to pierwsze. W efekcie mam mnóstwo wspomnień których nie zapomnę do końca życia. Egzaminy i tak pozdawałem a studiów i tak nie skończyłem. Wydaję mi się, że życie i tak nas zaprowadzi tam gdzie ma nas zaprowadzić.

51 minut temu, Krugerrand napisał:

Jakbyś mi powiedział 10-15 lat temu, że to dzisiaj będę robił pewnie bym Cię wyśmiał:)

Kolega tu podał bardzo dobry przykład.

 

Im częściej myślę o tym co będzie lub co może być tym gorzej się czuję. Staram się więc o tym nie myśleć. To poprawia samopoczucie. ;)

Edytowane przez Cortazar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Cortazar napisał:

 

Kiedyś miałem do wyboru jechać w góry na tydzień i zrobić kurs paralotniarski albo uczyć się w tym czasie do egzaminów. I wybrałem to pierwsze.

Puść taśmy , łapy do góry i dzida , też mi się kurs przypomniał :D.

Latasz dalej ?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Ile masz lat?

Każdy ma swoistego rodzaju dylematy, również i ja nadal mam, pomimo że sporo przeszedłem. Teraz już nie skupiam się i nie fiksuję na punkcie, że dalej nie wiem czego chcę, bo tak naprawdę zacząłem doceniać to co mam, i stwierdziłem, że próbowałem wielu rzeczy, których chciałem, albo wydawały mi się warte spróbowania. Nie wszystko okazało się fajne i takie jak mi się wydawało że jest, i może ten fakt przysłaniał mi moje doświadczenia i zdobytą wiedzę życiową, którą bagatelizowałem i ignorowałem.

Uważam że życie trzeba traktować jako drogę, jak ruszysz z jakiegoś punktu, to w miarę przebywania tej drogi będą pojawiały się nowe choryzonty i możliwości o których teraz nawet możesz nie mieć swiadomości ich istnienia.

Fakt, że coache i cały pseudorozwój osobisty robi kisiel z mózgu. Kilkanaście lat temu zaczynałem z Grzesiakiem i całą resztą dzisiejszych "topowych" coacho-psychologo-teraputo-trenerów, między innymi na niszowym forum, jeszcze mniej znanym niż to, oraz mini szkoleniach, wymienialiśmy się poglądami, obserwacjami, testowaliśmy techniki, za które teraz nieświadomi ludzie płacą ciężki pieniądz, a które prawie nic nie wnoszą, poza chwilowym hajem emocjonalnym. Wtedy myślałem że to coś zajebistego, ale po niedługim czasie doszedłem do wniosku, że to (wtedy NLP) nie jest takim cudownym lekiem na wszystko. Dałem sobie z tym spokój, niektórzy pozostali, niektórzy z pozostałych są widoczni w mediach, a ja nadal szukam swojego portu. Ale wbrew pozorom najfajniejsze są te poszukiwania, bo się rozwijasz, poszerzasz horyzonty. Uczelnie wcale nie są takie złe, choć zależy jak je traktować, często spotykam się z opiniami, że uczelnia niczego nie nauczyła, żadnego zawodu - i tu chyba chodzi im o twardy zawód wyrobniczy. Niestety nawet uczelnie techniczne nie są ośrodkami tego typu. Kiedyś usłyszałem, że kiedyś ideą bycia inżynierem, było tworzenie i opracowywanie rozwiązań, opatentowywanie, i życie w dostatku z grantów otrzymywanych z grantów patentowych. Obecnie ludzie oczekują że po studiach technicznych będą tyrac na linii produkcyjnej, tak jak kiedyś ludzie po zawodówkach. Niestety nie o to w tym wszystkim chodzi, jeżeli zacznie się korzystac ze swoich zasobów, i zasobów zewnętrznych z których się korzysta (jak np. uczelnia) w sposób w jaki zostały przeznaczone, to wszystko zupełnie zacznie się kręcić.

Według mnie, powinieneś zrobić wsepny podział, na to co Cie bardziej pociąga: kasa, czy spełnienie się w jakiejś ciekawej dziedzinie, choć nie zawsze jedno wyklucza drugie. Oczywiście trzeba mieć również na uwadze piramidę Masłowa, gdyż wiem z wielu przykładów, że nie zawsze da się to oszukać.

Podsumowując, tak jak ktoś wyżej napisał, doświadczaj i ryzykuj, czym szybciej i więcej, tym lepiej, jeżeli trafisz na coś co Cię kręci, to możesz się zatrzymać na dłużej, aż Ci się znudzi. 

Z moich obserwacji wiem, że nie spotkałem nikogo, kto siędząc np. 20 lat w jednej firmie jest zadowolony z tego faktu, może mniej narzeka, bo może już się pogodził ze swoją pozycją, bo nie ma siły na zmiany, spotkałem takich, którzy w jednym miejscu wielokrotnie przechodzili wypalanie zawodowe, a teraz u progu emerytury mają zwichrowaną psychę i wmówili sobie że uwielbiają to co robią. Życie będzie Ci dokładać zobowiązań, z wiekiem czas będzie szybciej płynął, będzie Ci się mniej chciało. Doświadczaj póki masz możliwości, a zobaczysz że z biegiem doświadczeń i biegiem życia, pewne sprawy będą się klarować, niektóry wydadzą się mało istotne i będą pojawiać się nowe wyzwania. Ale przestań myśleć w kategorii przegrywa, teraz jest taka moda na rozwój, że musisz mieć cel i srata tata, owszem, cele krótko - terminowe jak najbardziej można założyć, ale te bardziej wartościowe przyjdą z czasem i doświadczeniami.

Mam nadzieję że nie trułem za bardzo i nie zanudziłem.

Edytowane przez Animavilis
  • Like 4
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

@Animavilis Łza mi się kręci po tym co napisałeś, ale skończyły mi się lajki. Duży chłop a oczy mam mokre i płakać się chce. Do rzeczy.

Wróciłem w Lipcu z Anglii. Posiedziałem tam przez 3 lata, jakąś karierę zrobiłem całkiem OK, oszczędności też trochę przywiozłem. Widziałem i przeżyłem świetne momenty jak również te chujowe gdzie autentycznie bałem się, że umrę. Dobrze wspominam, ale pamiętam że na samym końcu już szukałem pretekstu żeby wyjechać stamtąd. I taki pretekst się zdarzył więc wyjechałem i wróciłem do kraju. Dziesiątki pomysłów, miałem power gdy w Lipcu postawiłem nogę na naszej ziemi. Do dziś pamiętam tę ekscytację i emocje gdy o 5 rano z plecakiem i reklamówką zatrzasnąłem za sobą drzwi do mieszkania w Londynie i wyruszyłem na autobus na lotnisko. Ostatni raz rzuciłem okiem na dom, ulicę, most, metro... Był rześki poranek, piękny wschód słońca. Wróciłem do kraju i zacząłem relaks na początku. Wakacje, wyjazd gdzieś, auto, odwiedzanie znajomych. Pracować wiadomo się nie chciało (a jak), kasa była. No ale jak to z kasą bywa, kończy się w końcu jeśli się nią nie obraca. Oprócz budowania gitary nie zrealizowałem w końcu żadnego pomysłu. W głębi głowy brak stałego dochodu mnie dobijał. 

Ostatnio podjąłem decyzję, że wrócę do UK na jakiś czas bo potrzebuję ekstra kaski na większe wydatki i zamarzyło mi się USA. Fajnie - pomyślałem. Czemu nie. Zaplanowałem wszystko na Marzec, powoli ogarniam stare kontakty, będę się rozglądał za pracą. Ale nieco ponad tydzień temu idę sobie alejką w markecie i dostaję sms od kumpla: "gramy 1 i 3 Marca w Londynie. Będziesz na naszym koncercie?". Pomyślałem - o kurwa. Obiecałem mu rok temu, że wpadnę do niego i coś pogramy. Więc piszę, że nie będę, ale mogę wpaść na umówioną próbę i pogramy coś. 
- Gramy wieczorem dzisiaj. Wbijaj!
- Hehe 200km to dzisiaj raczej odpadnie. (Spontaniczna część mózgu dawno już zginęła).
- To gramy też w Sobotę. Naucz się tych kawałków na próbę, szukamy gitarzysty i wpadaj.
- No daj spokój hehe. Ja? Do was kawał drogi jest. Przyjadę przy okazji kiedyś tam. 
- Nie pierdol, wbijaj. I tak to będzie jednorazowa próba chyba, że będziesz tak dobry, że chłopaki cię wezmą do kapeli. 
- Aaa wpadnę jakoś w następnym tygodniu.
W Środę wieczorem myślę sobie: a ciul. Jadę! Poskładałem do kupy gitarę, polutowałem wszystko, założyłem struny, wsiadłem w auto i pojechałem. W Piątek wpadam do kumpla wieczorem ze sprzętem, stanąłem jak wryty - sala prób odwalona na cacy, wygłuszona, full sprzęt. Wszystko jego - profeska. Widać, że traktuje granie poważnie. Zaczęliśmy dżemować, puszczaliśmy podkłady z YT i graliśmy do tego. Z godziny grania przed chlaniem jak się umówiliśmy zrobiło się 6h. Zaczęliśmy o 17 skończyliśmy o 23. Poszliśmy na miasto, wróciliśmy z kuzynem i jeszcze graliśmy 3h. Na następny dzień chłopaki z zespołu wpadli i walnęliśmy 4h próby. Zajebiście nam się grało, mega. 

Minął tydzień i kumpel mówi, że nigdy nie grał jeszcze 12h w ciągu weekendu. Nikt mu nie wierzy, że można tyle grać. Że było zajebiście, jest energia, porozumienie i szkoda, że nie mieszkam niedaleko to bym grał. Przesłuchiwali jakiegoś po mnie wariata metalowego, ale to nie to. Nie było tego heavy-metalu w oczach. 

I teraz siedzę w domu i myślę. Ten weekend, pociągasz za struny, piec ci ładuje z tyłu w bebechy, czujesz jak ci przełyk drga od twojego własnego grania a z każdym uderzeniem kostki lecą głazy. Świetne uczucie. Kto grał kiedyś na instrumencie głośno, wie o co chodzi. Band ma potencjał, trochę własnego materiału (bardzo mi się podoba), koncerty też się zorganizuje bo znajomości po klubach są jakieś. Robota dla mnie w moim mieście? Też się znajdzie. Jakaś inna? Też, a co. Ożywił się we mnie rockowy zwierzak. Grałem jak w jakimś amoku, jakbym zerwał się ze smyczy. Moim marzeniem zawsze było zagrać na scenie, sam byłem uśpiony i grałem zawsze w domu, ale z nim czuję energię i mam pomysły na materiał i band. 

Z jednej strony w UK czeka mnie fajna kasa, dzięki której będę mógł kilka rzeczy zrealizować, odpicować auto, zainwestować w odziedziczony dom, może wyjechać do USA (chociaż wiem jak z moim zapałem się kończy). Z drugiej widzę potencjał w tym bandzie, chłopaki potrzebują trochę ręki w produkcji kawałków a ja mam fajne pomysły i zawsze chciałem tworzyć band. 400km w obie strony to ostatecznie nie jest tak dużo na raz w tygodniu, ludzie do pracy potrafią codziennie jeździć 100km lub więcej w obie strony. Jest jakaś perspektywa. Jestem blisko rodziny, jestem w Polsce a nie na obcej ziemi, jest coś co chciałem spróbować, mam warsztat w domu, mogę robić gitary, mogę wszystko! Gdy byłem w Londynie też miałem spróbować setek rzeczy a nie spróbowałem praktycznie nic. Mieszkałem i będę teraz mieszkał w pokoju bo na więcej mi szkoda kasy. Od pracy do pracy z przerwą na granie, wkurwianie się, picie piwa, jakiś sport. Mam w Londynie kilku dobrych znajomych, ale to nie to. Jest też jedna opcja fajnego biznesu z kolegą po fachu, już wstępnie coś obgadywaliśmy, ale to tylko pomysł na razie. 

Nie mogłem dzisiaj zasnąć, tyle o tym myślałem. 

Edytowane przez Tomko
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.