Skocz do zawartości

Czy rajem byłby stan wiecznej euforii i radości?


MoszeKortuxy

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć Bracia :D Dzisiaj zastanawiałem się na temat wizji Raju. Nasza planeta jak nauczał Jezus czy Budda jest planetą, na której dominującym uczuciem jest cierpienie oraz jak wiemy choćby nie wiadomo cobyśmy robili po stanie euforii zawsze prędzej czy później następuje dół emocjonalny. Więc czy rajem byłoby miejsce, gdzie bylibyśmy w stanie wiecznej euforii i radości?

 

Moim zdaniem tak, a jakie jest Wasze zdanie? ;) 

Zapraszam do dyskusji :D 

 

 

Edytowane przez MoszeKortuxy
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.12.2017 o 00:48, Stulejman Wspaniały napisał:

Ponoć ludzie którzy sobie uświadomili że są wieczną świadomością a nie umysłem i ciałem, odczuwają głęboką błogość - i nie jest to przyjemność, po której wahadło zabiera nas w stronę cierpienia.

Dla mnie taki stan jest abstrakcją.

 

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że mógłby odczuwać bezwarunkowe szczęście, które nie jest spowodowane żadnymi zewnętrznymi bodźcami. Teoretycznie to wiem, że wszystko co jest mi potrzebne do szczęścia już mam, ale to tylko wiedza teoretyczna bo zawsze sobie człowiek znajdzie jakieś pragnienie czy cel, który ma charakter materialny.

 

Czytałem gdzieś, że dobrym sposobem jest introspekcja w jakimś oddalonym od świata miejscu. Pustynia czy coś w tym rodzaju, ale ja warunków do takiej podróży to nie mam. Podobno wtedy człowiek zaczyna rozumieć, że jedyną rzeczą której potrzebuje jest woda i coś do jedzenia bo wszystko inne już ma.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, dobryziomek napisał:

Dla mnie taki stan jest abstrakcją.

Dla każdego jest abstrakcją bo nikt jeszcze nie utrzymał stanu euforii do końca życia (przynajmniej nic o tym nie wiem). Jedynie błogość o której wspomniał wcześniej @Stulejman Wspaniały, ale błogość to stan takiego wewnętrznego spokoju i szczęścia, a euforia to stan kiedy dostajemy duży zastrzyk pozytywnej energii, którą emanujemy na zewnątrz i mamy tendencje do śmiechu, radości oraz żartów.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stulejman Wspaniały tak wysoko poprzeczkę postawił "Głęboką Błogość"

Jak zawsze odczuwałem ciałem i umysłem, nie mam pojęcia co to jest błogość.

Jak nieraz odczuwałem coś dziwnego, to po krótkiej chwili odczuwałem lęk, bo coś co jest nie znane to lęk.

Bardzo ciekawy temat i interesujący.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś w trakcie modlitwy i medytacji czułem bardzo krótko coś, co ewentualnie mógłbym nazwać błogością - wtedy skumałem, że ci mistrzowie nie kitują, i gdy wyjdzie się poza uwarunkowany umysł, dzieje się coś nieprawdopodobnie szczęśliwego. Ale później nie udało mi się tego powtórzyć, możliwe że dlatego bo strasznie tego chciałem. 

 

I jest to zupełnie inne niż opiatowa euforia, znacznie delikatniejsze i dużo głębsze. Jakby mi ktoś to mógł zapewnić, oddałbym życie za ten stan, wszystko bym oddał. Nie ma nic lepszego i z tego punktu doświadczania rozkoszy, całe życie wydaje się rzygowinami i niczym więcej.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@MoszeKortuxy Super by było, bo wiemy jak to jest czuć się źle- mamy porównanie. Jak jest nam zimno, to doceniamy bardziej ciepło itd. Wszystko na zasadzie wahadła.

9 minut temu, Stulejman Wspaniały napisał:

Jakby mi ktoś to mógł zapewnić, oddałbym życie za ten stan

To co wyżej napisałem. Chcemy tego, bo wiemy jak jest na dole tej sinusoidy. 

Ktoś, kto by się urodził i od początku do końca był tylko "szczęśliwy"nie wiedziałby, że ma coś tak wspaniałego, bo nie miałby porównania.

Więc:
1. Rodzisz się w raju i nawet tego nie wiesz, bo jest tylko fajnie.
2. Rodzisz się gdziekolwiek, doświadczasz i doceniasz jak jest fajnie.

Paradoks.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym roku pracowałem niedaleko morza. Pewnego dnia po 12godz. pracy poszedłem nad morze zmrokiem zmęczony nikogo nie było tylko sam. Stałem nad tym morzem wsłuchiwałem się w fale nic tylko ja i te fale. Tak się jakoś samemu to zrobiło że po jakimś czasie tak się poczułem wolno że za każdym oddechem było mi coraz lepiej. Oddech spokojny oczy zamknięte wzdłuż ramion czułem jakbym rozrastał się takie dziwne uczucie, jak zorientowałem się co się dzieje to mnie wyłączyło.

Próbowałem innymi wieczorami coś takiego to już tego nie odczuwałem nie potrafiłem w taki stan wejść.

Być może to się dzieje poza moją świadomością nie wiem nie mam pojęcia.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, MoszeKortuxy napisał:

Więc czy rajem byłoby miejsce, gdzie bylibyśmy w stanie wiecznej euforii i radości?

Dobre zagadnienie.

 

Pojawia się zatem pytanie - a czym jest euforia i radość ?

 

Nietrudno zgadnąć - czymś odwrotnym od cierpienia i smutku. A skoro tak - to musi istnieć cierpienie i smutek aby można było zdefiniować euforię i radość.

Gdyby istniała euforia i radość oraz nic poza tym - to skąd możnaby wiedzieć, że jest to euforia i radośc, skoro innego stanu nie ma ?

 

Dlatego musi istnieć wahadło - raz jest lepiej, raz jest gorzej. I jedno i drugie trwa przez jakiś CZAS.

 

Słowo CZAS ma tu istotne znaczenie.

Religie zakładają bowiem, że w mitycznym Raju (zakładając, że on istnieje) - mamy do czynienia ze zjawiskiem życia wiecznego.

To trudne do wyobrażenia. Ale jesli rozebrac zagadnienie matematycznie - jest to możliwe.

 

Do opisu zjawiska w naszym trójwymiarowym świecie - konieczne sa cztery współrzędne - X, Y, Z i t czyli - trzy współrzedne określające położenie czegoś względem początku jakiegoś układu współrzednych oraz czas, w ktorym zachodzi rozpatrywane zjawisko.

Ptak siadający na kominie musi być opisany trzema wspólrzednymi oraz czasem (godzina) bo za chwilę może odlecieć i go już nie będzie. A i przecież 300 lat temu komina tu nie było, a teraz jest. Za chwilę komina również może nie być - bo na przykład ktoś go rozbierze.

 

Zycie wieczne najprościej jest uzyskać w taki sposób, że usuwamy z danej rozmaitości (przestrzeni) jedną współrzedną - czas.

Nie istnieje czas - nie ma czego mierzyć - masz zycie wieczne.

Nie ma młodych, nie ma starych. Nie ma wczesniej, nie ma póżniej. Wszystko dzieje się jednoczesnie.

To czas powoduje cierpienie. Musisz na coś czekać, albo właśnie coś miłego przemija. Czas powoduje wspomnienia. Czas powoduje strach, bo się boisz czegoś co może za chwilę nastąpić.

 

To by mogło wyjaśnić zjawisko wiecznego szczęścia w niebie i wiecznego "płaczu i zgrzytania zębów" w piekle. Wiecznego stąd, że nie istnieje czas. Więc nic nie jest w stanie przeminąć.

 

 

 

 

Edytowane przez Bonzo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat jest ciekawy i strasznie rozległy.

 

Godzinę temu, Bonzo napisał:

Dobre zagadnienie.

 

Pojawia się zatem pytanie - a czym jest euforia i radość ?

 

Nietrudno zgadnąć - czymś odwrotnym od cierpienia i smutku

 

Trafnie, przy czym można to rozpatrywać na przynajmniej kilka sposobów i każdy będzie w jakimś stopniu poprawny, będą się też pewnie częściowo pokrywać.

IMO euforia i radość są związane m.in. z brakiem odczuwania cierpienia i smutku. ;) 

Negatywne stany emocjonalne dalej istnieją wokół nas i wiemy jak one wyglądają, po prostu nie mają na nas wpływu w tym wariancie idealnym, czujemy dobrostan i jest alegancja francja.

 

Jak na razie najdłużej w ciągu w miarę świadomego życia (pomijając dzieciństwo) taki stan odczuwałem najdłużej ok. 3 tygodnie [w ym roku, przełom kwietnia i maja], gdzie cały czas miałem

dobry nastrój, brak zmartwień, problemów egzystencjonalnych, jednak utrzymanie tego punktu zboru na stałe w tym miejscu jest poza moimi możliwościami, zarówno czynniki zewnętrzne

jak i wewnętrzne na to nie pozwalają. :) 

 

Poza tym cierpienie to niestety często katalizator rozwoju i kubeł zimnej wody na kogoś pogrążonego w marazmie, zmuszający do wykorzystania większego % potencjału

i docenienie tego co mamy heh. Oczywiście bardzo daleko mi do powiedzenia, że cierpienie zawsze uszlachetnia, jeżeli przekracza pewien poziom, to jedynie

odbiera godność i nadzieję, zezwierzęca.

 

BTW 

 

Tak samo całkowite nieodczuwanie bólu[#analgezja_wrodzona] brzmi dobrze, gorzej gdybyśmy w takim stanie nie zauważyli od razu poważnych ran i złamań, co doprowadziłoby 

ciężkich uszkodzeń.

 

Można pisać i pisać... :P 

 

+

 

 

Gruba szydera z Fazim. :) 

 

P.S.

 

A pokrewne z tematem jest to co Andrzej opisuje na swiatducha z przejściem z poziomu duszy na poziom ducha.

 

Edytowane przez Dworzanin_Herzoga
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raj moim zdaniem byłby stanem gdzie właśnie nie ma czegoś takiego jak cierpienie ani przyjemności w naszym ziemskim rozumieniu. Byłby tylko stan totalnego braku potrzeb, pełno spełnienie i poczucie spokoju. Bo przyjemność fizyczna, ta ziemska ma to do siebie, że ciągle potrzebuje stymulacji. Dlatego skutkiem ubocznym są uzależnienia, głód narkotykowy i lęk przed stratą źródła bodźca. W dodatku te ziemskie przyjemności są trochę jakby iluzją, bo hormony szczęścia de facto działają znieczulająco. Czyli punktem wyjścia na ziemi jest cierpienie, a bodźce nas na chwilę od tego uwalniają, dlatego na orgazm albo upojenie alkoholowe czy narkotykowy haj mówi się "odlot". Bo to nic innego jak chwilowe oderwanie się od ziemskiego bólu, złagodzenie lęku, stresu, bólu fizycznego itd.

 

Natomiast w Raju nie potrzebny byłby ziemski schemat, gdzie ból motywuje do unikania zagrożeniem a przyjemność motywuje do potrzebnych dla przetrwania gatunku funkcji, jedzenienia, prokreacji itd. Raj byłby stanem wyzwolenia z tego wszystkiego, tam człowiek nie potrzebował by jeść, pić, seksu, alkoholu, muzyki, czegokolwiek. Po prostu byłby w stanie całkowitego spełnienia, wyższej świadomości i poczucia że nie potrzebuje niczego, pełne poczucie "luzu".

 

Problemem logicznym jest tu kwestia lęku, że ktoś nam ten Raj może odebrać. W dodatku istnienie wiecznego szczęścia, zradza przerażającą obawę, że może tak samo istnieć wieczne cierpienie. Dlatego myślę, że taki Raj, musiałby być czymś dobrowolnym. Tzn. człowiek w każdej chwili mógłby z niego zrezygnować, np. móc siebie unicestwić. Możliwe, że zaszedłby taki efekt błędnego koła, czyli człowiek mógłby w każdej chwili z tego zrezygnować, ale po prostu by nie chciał, wolałby trwać w tym dalej. Ale z drugiej strony pojawiają się wtedy dylematy i pokusa rezygnacji gdzieś w głębi siebie. To znowu prowadziłoby do lęku. Nie wiem czy taki rajski stan jest w ogóle możliwy. Zawsze wyskakuje jakieś "ale".........

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiem wam jak miałem okazję przez 2 dni czuć odklejenie się ego, ten mistyczny stan w który wszedłem po obejrzeniu jednego filmu Bentinho Massaro.

To jest w cholerę dziwny stan błogości , lekkości ale ja jeszcze odczuwałem coś takiego jakby przez moje serce, splot słoneczny wypływała jakaś gigantyczna energia, coś jak malowali Jezusa z promieniami wychodzącymi z serca. W tym stanie kocha się wszystko i wszystkich.

To poczucie promieniującej miłości było błogie ale do pewnego stopnia męczące, jak wówczas kiedy jako nastolatek zakochiwałem się aż do bólu.

Do tego odczuwałem mega zachwyt światem ,każdym listkiem czy kwiatem będąc wciąż jakby poza nurtem życia.

Stan minął po 2 dniach jak zacząłem mieć obawy czy już zawsze moje życie będzie tak wyglądało, czy już zawsze będę czuł tą lawę miłości wypływającą z serca. Kiedyś Tolle mówił że wtedy trzeba się wykazać odwagą i przyjąć ten stan. Ja spanikowałem i po 2 dniach mistyczny stan minął. Dziś miewam tylko jego kilkusekundowe przebłyski.

Miało to miejsce kiedy bardzo cierpiałem przez babę i bardzo chciałem uciec choć na chwilę od cierpienia.

Dziś takie stany mi się nie przytrafiają za często chyba dlatego gdyż jestem spokojny i szczęśliwy dzięki pracy nad sobą metodami @Stulejman Wspaniały

Edytowane przez jaro670
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słyszałem, oglądałem ludzi mówiących, że doznawali takich stanów. Szczęście, radość, euforia... i właśnie BRAK lęku, zmartwień, niepewności, strachu. (Jakoś tych 'złych' odczuć można więcej wymienić, ciekawe czemu?)

 

W czerwcu robiłem głodówkę, wyszło 10 dni. Przez pierwsze trzy dni miałem wrażenie, że idę w stronę 'piekła'. Był ból, było cierpienie, był strach, była wizja porażek i niepowodzeń. Chęć rezygnacji ale jednocześnie gdzieś tam na horyzoncie pojawiała się wizja, czy też możliwość przeżycia czegoś jakby spoza tego 'świata'.

 

Po tych trzech dniach, a w zasadzie sam nie wiem dokładnie gdzie umiejscowić TĄ granicę, przeżywałem coś co nazwałbym 'ukojeniem', 'spokojem', przyjemnością'. (tu tych przymiotników nie brakuje jakoś... hmm ciekawe czemu?). Wszystkie zmysły jakoś w każdej sytuacji wynajdywały tylko te 'pozytywne' reakcje cielesno-umysłowe. Moje myśli skupiały się tylko na szczęściu, miłości, radości. Oczywiście nie byłem odizolowany od świata i ludzi. Widziałem też codzienny syf, ludzką krzywdę, nieprzyjemności, brud, smród i ubóstwo.

 

Widziałem to ale jakby w innym świetle... Do dziś zastanawiam się, próbując wracać wspomnieniami do tamtych dni, co to było?, o co chodziło?, gdzie jest ten klucz?, jak to nazwać?

Każda tzw. przykra 'sytuacja' miała tak jakby swój 'rodowód' albo 'przyczynę'. Zawsze coś wynikało z czegoś. Nic nie było przypadkowe.

 

Sam nie wiem czy chcę wracać do tego stanu... tzn CHCĘ ale trochę się boję (pochodzenie 'bojenia się' obecnie rozkminiam). W czerwcu podejmę temat głodówki na nowo już bardziej świadomy i otwarty.

 

Wracając do tych których 'słyszałem i oglądałem' to dowiedziałem się, że ten stan tzw. 'nieba' jest nudny. Nic albo niewiele się nie dzieje.

Może jest tak jak w tym brazylijskim filmie 'Nasz dom'.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Cortazar napisał:

Sam nie wiem czy chcę wracać do tego stanu... tzn CHCĘ ale trochę się boję (pochodzenie 'bojenia się' obecnie rozkminiam). W czerwcu podejmę temat głodówki na nowo już bardziej świadomy i otwarty.

 

Wracając do tych których 'słyszałem i oglądałem' to dowiedziałem się, że ten stan tzw. 'nieba' jest nudny. Nic albo niewiele się nie dzieje.

Może jest tak jak w tym brazylijskim filmie 'Nasz dom'.

Miałem dokładnie to samo, ten stan był niesamowity , mistyczny ale przez jego niesamowitość bałem się go trochę, wydawało mi się dziwne do końca życia siedzieć, delektować się oddechem jak najlepszą ambrozją i podziwiać listki na drzewie. Tolle twierdzi że to nasze ego generuje ten lęk ,że jakbyśmy nie spanikowali to ta magia z czasem by się stała normalną codziennością.

Ten stan był niesamowity ale jakoś chyba wolę ten dzisiejszy mój stan spokoju i szczęścia zbudowany przede wszystkim na akceptacji tego co jest.

A może to jest to samo tylko wtedy było to dla mnie szokiem bo było to jak chwilowe wydostanie na brzeg z morza cierpienia. Jak dzięki codziennej pracy nad sobą cierpimy mniej to chyba wejście w ten stan nie daje juz takiego pierdolnięcia.

Edytowane przez jaro670
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie @jaro670 Też czytałem Tolle. U mnie lęku nie było. Było coś na zasadzie, że nie będę miał kontaktu z innymi ludźmi, że będę już tylko sam do końca bo nikt mnie nie zrozumie, nie będę mógł z nikim na ten temat pogadać. (czyli jednak lęk- taki dualizm)

Edytowane przez Cortazar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś był taki eksperyment ze szczurami, że miały przez długi okresu czasu nieograniczony dostęp do pożywienia itd. Wyszło, że po czasie się degenerują. Z ludźmi jest podobnie. Jeżeli masz wszystko zapewnione przy minimalnym lub żadnym wysiłku to się degenerujesz.

 

Dlatego jestem ogromnym przeciwnikiem monopolu czyli ogromnych majątków, które są w posiadaniu coraz mniejszej garstki ludzi. Do tego nie podoba mi się idea wysokich zasiłków (minimalne na przeżycie rozumiem) oraz ustawowo płaconego wynagrodzenia bez chodzenia do pracy. Gospodarkę to nakręca, ponieważ ludzie wydają te pieniądze na podstawowe potrzeby ale ich strasznie degeneruje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, MG-42 napisał:

:huh:Też właśnie się zastanawiałem czemu tę lęki się biorą. Z tego  że coś nie znane? Czy narzucone gdzieś tam przez kościół i odbieramy to podświadomie że to coś złego? hmm.. :huh:

Jeśli jest tak jak z filmu 'Nasz dom' to wydaje mi się, że sami sobie wybieramy pewne uwarunkowania przed narodzinami a wszelkiego rodzaju odstępstwa od wcześniej przyjętej normy w czasie 'życia tu' mogą wywoływać takie emocje.

 

Być może ten lęk bierze się z podświadomości, z nabytych wzorców. A być może z jeszcze czegoś innego...

 

@doler Myślałeś kiedyś jak to jest być takim posiadaczem ogromnego majątku? Jeśli przychodzimy na 'ziemię' doświadczać to być może każdego z nas czeka taki los. Są szczęśliwi biedacy i nieszczęśliwi bogacze, więc nie wydaje mi się żeby stan konta decydował o 'piekle' i 'niebie'.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te stany euforii i błogości zazwyczaj są krótkie - niestety, po czym następuje zjazd. Coś jak kokainowy haj. Próba przedłużania tego stanu, jakkolwiek wiąże się z ogromnym udziałem energii, tylko skąd ją brać? . W swoim doświadczeniu dążę do jak najdłuższego utrzymywania dobrostanu ale nawet gdy wszystko robię "książkowo", nagle budzę się któregoś ranka i coś jest nie tak - i wiem, że nadszedł słabszy czas. Jak dla mnie stan euforii i błogości byłby tym faktycznym rajem. Pogrążenie w medytacyjnym transie, długotrwały orgazm, euforyczne stany po Metylenodioksymetamfetaminie, wszechogarniający spokój, niczym nie zmącona cisza, bycie w harmonii z dźwiękiem, pełne zespolenie w seksie tantrycznym.

 

Proponuję przeprowadzić doświadczenie i każdemu rozdać po kilka pastylek MDMA, świat przez chwilę zmieni się w oazę miłości.:lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Antares napisał:

Proponuję przeprowadzić doświadczenie i każdemu rozdać po kilka pastylek MDMA, świat przez chwilę zmieni się w oazę miłości.

Tak, a później mega zbiorowy zjazd... chaos i patologia na światową skalę...

Zjazd następuje właśnie po różnych chemikaliach dlatego nie polecam stosowania żadnych pastylek itp.

 

Nawyk szczęścia i radości można wyrobić i po takim 'haju' nie ma zjazdu, jest jedynie powrót do tak zwanej rzeczywistości. Możesz się na przykład na coś wkurzyć, coś cie zdenerwuje, łapiesz jakieś negatywne emocje ale na krótko.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, doler napisał:

Gospodarkę to nakręca, ponieważ ludzie wydają te pieniądze na podstawowe potrzeby ale ich strasznie degeneruje.

Gospodarki to akurat nie nakręca ponieważ jesli dasz zasiłek - to dasz go z podatków, a to pieniądze, ktore nalezy komuś zabrać.

I dać temu, ktory nic w zamian nie wytwarza.

 

Analogia jest mniej wiecej taka:

Jest robotnik w fabryce. Pracuje za 3 tysiace miesiecznie produkując przez miesiąc 3 tysiace śrubek. Od śrubki jak łatwo policzyć - ma złotówkę.

Od nowego miesiąca kierownik przydziela robotnikowi pomagiera, ktory nic nie musi robic, może się opierdalac, ba mało - nawet do roboty przychodzić nie ma obowiazku. Z tym, że nadal własciciel fabryki wydaje 3 tysiace złotych - tym razem na dwa "stanowiska" pracy. Więc robotnik od nowego miesiąca dostaje 2 tysiące a pomagier tysiąc.

Nadal musi wytworzyć 3 tysiące srubek ale nie po złotówce ale po tylko 67 groszy, bo 33 grosze od śrubki zgarnia nic nie robiący pomagier.

 

Napędzenie gospodarki jest co najwyżej chwilowe - bo istotnie - pomagier zarobiony w ten sposób tysiac wyda od razu i bez opamiętania (dostał za darmo), więc ze sklepów więcej powynosi.

Robotnik, gdyby ten tysiac posiadał nadal - to nauczony tym, że łatwo nie przyszło (1000 śrubek musiał zrobić) - wydałby pieniądze bardziej racjonalnie a być może nawet je zaoszczędził.

 

Oszczędności nie są tak mocno opodatkowane jak towary. Bo od oszczędności płaci się podatek tylko od odsetek. A jesli te pieniadze zostaną wydane w sklepie - to od razu jest VAT, PIT ,CIT i niekiedy akcyza. I na tym kroi ludzi reżym.

 

Dlatego zawsze w życiu lepiej sobie radzą tacy ludzie, ktorzy nigdy od nikogo nic nie dostali i do wszystkiego dochodzili sami.

Drugim bardzo dobitnym przykładem na degenerację ludzi przez spadające z nieba pieniądze - jest omawiany już na tym forum wątek upadku tych, którzy wygrali jakies znaczne sumy w totolotka i je roztrwonili w trymiga, w dodatku popadając w długi.

 

Znakomitym przykladem państwa, w ktorym pieniadze spadały z nieba jest byłe NRD. 12 września 1990 roku po zawarciu w Moskiwe słynnego traktatu "Dwa plus cztery" - doszło do zjednoczenia Niemiec. Ówczesna RFN zaczęła pakować niebotyczne pieniądze w zapóźnione cywilizacyjnie NRD. Miliard marek dziennie. Te pieniądze leciały z nieba na obywateli b. NRD.

Efekt - bezrobocie i dziadostwo mimo super nowoczesnych autostrad i rządowych budynków.

Co bardziej operatywny obywatel uciekał do zachodniej części Niemiec.

 

Drugim podobnym przykładem klęski socjalizmu jest Francja.

Trzecim Grecja.

 

I wiele innych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego Bonzo. W takim razie wytłumacz fenomen płacenia zasiłków imigrantów przez Niemcy, Francje, UK, Skandynawie itd. Oni tego nie robią charytatywnie, muszą widzieć w tym jakiś cel.

 

Obecny model rodziny Europejczyka to 2+1 lub 2. Imigranci to nie rzadko 5 i więcej dzieci. Wydają te pieniądze na jedzenie, ubrania itd. głównie podstawowe potrzeby. Przez to kręci się gospodarka.

 

Co z tego, że Europejczyk zarobi 3-5 tys euro ,skoro na swoje dziecko wydaje 500 euro, a taka rodzina składająca się z 5-6 dzieci muslimow wyda 2500-3000 euro.

 

Tutaj chodzi o kasę. O nakręcanie gospodarki. Potem Ci ludzie się degenerują i stąd desperacja. Wchodzenie w świat przestępczy, zamachy itd.

 

To jest błędne koło, ponieważ czarni i przybysze też zabierają słabo płatną pracę i młodzi biali Europejczycy są często bez pracy. 2/3 ludzi do 25 roku życia jej nie ma.

Edytowane przez doler
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Cortazar Akurat ludzkość bez przyjęcia niczego wygląda jakby miała potężny zjazd. Chaos i patologia, oglądamy to na co dzień. Wszystko wpływa na wszystko, nie uzyskasz stanu spokoju i szczęścia w głęboko chorym społeczeństwie, dopóki się całkowicie nie wyizolujesz.  Przebywając z innymi ludźmi zawsze ktoś mniej lub bardziej wpłynie na Ciebie w zły sposób i wybije Cię z rytmu lub sam się wybijesz zjadając akurat coś co zmieni biochemię w Twoim mózgu. My tu mówimy o niekończącym się stanie błogości i euforii, który na tym padole jest nieosiągalny. Dążenie do niego owszem.

 

Poza tym, mówiłem o abstrakcyjnym eksperymencie, który się nigdy nie wydarzy.:)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.