Skocz do zawartości

System edukacji państwowej, a raczej masowego duraczenia


Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio intensywnie myślałem nad tym, jak wygląda państwowa edukacja w naszym Kraju Nad Wisłą. I doszedłem do wniosków, że nie jest dobrze, a niemal tragicznie. Chcę się swoimi spostrzeżeniami z wami podzielić. Tutaj napiszę to co i tak zapewne wiecie, ale jakby jakaś zabłąkana owca trafiła na to forum to może ją nagle oświecę. System edukacji w Polsce, od co najmniej 1999 roku jest skierowany na hodowlę istnego bydła, które potrafi w najlepszym wypadku podpisać tylko kolejną umowę kredytową...

 

 

1) Państwowe szkoły bombardują uczniów tysiącem informacji które i tak większość uczniów ma w głębokim poważaniu. Jedni wolą matematykę, polski, a inni woleli by uczyć się ginekologii lub czegoś co ich interesuje. Robienie tego co się lubi i potrafi daje większe efekty niż robienie tego co każą i się nie potrafi. Możliwe, że neandertalczycy z wiejskiej o tym wiedzą, a jak wiadomo idiotami rządzi się najłatwiej.

 

2) Powszechna kolektywizacja edukacji sprawia, że uczniowie nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. W edukacji państwowej czymś naturalnym jest solidarne wyrównywanie poziomu w dół. Poziom zajęć jest dostosowany do najsłabszych uczniów. Kolektywizacja jest też jednym z źródeł patologii. O ile nie głównym...

 

3) Złe, a właściwie fatalne nawyki. To właśnie w szkołach uczniowie dowiadują się jak wygląda bójka, jak smakuje alkohol albo skręt i nabywają tam złych nawyków, bo jak uczą szkoły "kolektywizm jest fajny". Ilość często bezsensownego i zbędnego materiału oraz lenistwo + kolektywizm (lub wiedza, że wkuwanie jest bez sensu) powoduje, że uczniowie robią ściągi. Uczy to ich tym samym oszustwa, kombinatorstwa i pogardy dla zasad zwykłej uczciwości.

 

4) "Liczy się teoria nie praktyka" - to powoduje, że uczniowie skażeni państwową edukacją mają mniejsze szanse na rynku pracy. Wiedza jak zrobić kebaba czy jak prowadzić firmę jest bardziej przydatna od znajomości daty Bitwy pod Grunwaldem, czy nauczenia się na pamięć zasady dynamiki Newtona. Każdy powinien uczyć się tego co chce!

 

5) Przymusowość edukacji. Nie każdy nadaje się do nauki, gdyż często sam proces uczenia i zapamiętywania przekracza znacząco jego możliwości intelektualne. Jeśli ktoś chce pracować przy łopacie, albo jako pracownik fizyczny, to po co go zmuszać do gnicia w szkole?

 

6) Nauka trwa stanowczo za długo. To co przeciętny uczeń wyniesie z podstawówki to umiejętność pisania czytania i liczenia (tego samego można się nauczyć w domu) i kilka ciekawostek (od tego są książki i internet). Więc wystarczyłoby skrócić podstawówkę do 2-3 lat lub zmienić program. Z gimnazjum też można wynieść kilka ciekawostek, więc zmienić program lub zlikwidować.

 

7) Monopol państwa na edukację. Jak wiadomo monopol = wysokie ceny + niska jakość. Jak wiadomo, to co państwowe = (często znacznie) gorszej jakości niż prywatne. Ceny teoretycznie są zerowe (ale jakby policzyć ile za to wychodzi w podatkach z pewnością prywatne szkoły byłyby tańsze), a jakość jest fatalna. Założenie prywatnej szkoły z dobrym programem wymaga zgody kogośtam, więc ciężko taką szkołę w realiach III RP utworzyć. Poza tym nawet jakby udało się założyć placówkę szkolnictwa z dobrym programem, byłaby zależna od państwa, ukończenie jej mogłoby nie być uznawane przez korpo i byłaby to uczelnia dla bogatych, bo państwo kradnie za wiele, żeby za edukację dwa razy płacić. Rozwiązaniem mógłby być też system czeków oświatowych, proponowany chociażby przez Miltona Friedmana i wychowanków jego Chicagowskiej Szkoły Ekonomii..

 

8) "Liczy się wiedza nie inteligencja". Szkoły prawie nigdy nie rozwijają inteligencji, a wymagają wiedzy, którą można znaleźć w internecie. Przeciętna praca domowa wygląda tak "znajdź w internecie ...".

 

9) Kształtowanie miłości na zasadzie serwilizmu do państwa i lewicy. Na lekcjach WOSu w większości szkół nie wspomina się o libertarianizmie, liberaliźmie, ideach wolnorynkowych, za to wiele mówi się o lewicy, socjaliźmie i propaguje socjaldemokrację, a system przymusowych ubezpieczeń społecznych uważa się powszechnie za szczytowe osiągnięcie mas pracujących. Najwyższy czas z tym skończyć.

 

Jak ktoś ma jeszcze więcej powodów dla których system edukacji jest tak kiepski i niszczący młode umysły, niech doda coś od siebie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2) Jeśli ktoś szybko wykaże się swoimi możliwościami intelektualnymi to zaczyna być traktowany na specjalnych warunkach i mieć dodatkowe zajęcia, dodatkowe wolne. I opinia się za nim ciągnie dalej, bo nauczyciele przekazują sobie takie informacje, w innych szkołach też zwracają na niego uwagę. Chyba, że wyjedzie w całkiem nowe miejsce.

 

3) Ja nie ściągałem do końca podstawówki, a potem różnie. Nie warto było. Lepiej byłoby dla mnie dostać gorszą ocenę i wiedzieć, że mogę na sobie polegać.

 

5) Teraz niech głos zabierze średniowiecze: 

 

 

6) A tu punktuje to Szustak: 

 

 

9) Psychologia ujarzmienia w państwowej edukacji: http://www.libertarianizm.pl/wolnosciowe_czytanki:edukacja:fabryka_posluszenstwa_krytyka_przymusowej_edukacji_panstwowej

 

10) Upokarzanie, zastraszanie... uczniów. Część nauczycieli gdy posiada taką władzę nad innymi - uczniami, zaczyna ukazywać swoją prawdziwą naturę.

 

11) W szkole u uczniów wytwarza się nawyk strachu, gdy czują, że chcą coś powiedzieć, a mogą się pomylić. I nie mówią, albo zaczynają mówić, a organizm robi swoje w międzyczasie i przeszkadza. 

 

 

12) Zabieranie czasu i przyzwolenie na marnowanie go. 

 

Moje rady do potencjalnych ambitnych uczniów odwiedzających Loże Samców:

-dąż do tego by jak najmniej czasu spędzać w szkole na lekcjach, najlepiej gdy rodzice będą wypisywali Ci zwolnienia :D, a są i tacy, możesz się z nimi targować jeśli możesz :D

-zdobywanie średniej powyżej 5.0 może być przyjemne i można się tym podbudować, ale czy naprawdę tego chcesz, czy inni tego chcą? WSZYSTKO zdawaj minimalnie, chyba, że się nie da i mimo że się nie uczysz dostajesz dobre oceny. Może chcesz dostać stypendium za wyniki? Szkoły nie są zazwyczaj hojne, choć nagrody można też dostać od urzędów miasta. A do wybranych szkół dostań się dzięki tytułom z konkursów kuratoryjnych z ulubionych przedmiotów. 

-i powstały w ten sposób wolny czas wykorzystuj jak chcesz. Niestety nadal musisz chodzić na lekcje... ale możesz usiąść w najmniej widocznej ławce i trzaskać zadanka :D. Możesz też uczyć się wierszy albo piosenek na pamięć - najmniej widoczne zajęcie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę systemowo:

 

Edukacja ma produkować drony społeczno-robocze i to robi. Jeśli ktoś ma prawdziwy potencjał do nauki lub rodzice przycisną go do czegoś więcej - może wybić się ponad to lub w przyszłości umieścić bliżej szczytu piramidy społecznej.

Dodatkowy demotywator to propaganda kulturowo-medialna: promuje się bylajakość, totalną przeciętność, wizerunek spoko-kolesi i luz-lasencji, tumiwisizm. Równanie w dół.

 

Już teraz wiem, że własnymi dziećmi będę musiał popracować nad wybiciem się ponad szkolno-medialne standarty. Pokierować nimi, pobudzić, inspirować. I w miarę możliwości, bo to ciężka i trudna praca, ograniczać ich kontakty ze spoko-kolesiami i luz-lasencjami egro równaniem w dół do przeciętności. Wyeliminować się nie da - ograniczyć (sprytnie i podstępnie, by się nie buntowały) - być może częściowo da.

 

S.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już teraz wiem, że własnymi dziećmi będę musiał popracować nad wybiciem się ponad szkolno-medialne standarty. Pokierować nimi, pobudzić, inspirować. I w miarę możliwości, bo to ciężka i trudna praca, ograniczać ich kontakty ze spoko-kolesiami i luz-lasencjami egro równaniem w dół do przeciętności. Wyeliminować się nie da - ograniczyć (sprytnie i podstępnie, by się nie buntowały) - być może częściowo da.

 

Według mnie, w ten sposób prosisz się o silny tzw. konflikt międzypokoleniowy. Bo też chcesz równać dzieci do normy, tylko że bardziej wymagającej niż szkolna.

 

Gdybym ja miał dzieci, to marzyłoby mi się, żeby wybili się nie ponad, lecz obok szkolno-medialnych standardów. Tych szkolno-medialnych standardów po prostu nie spełniać, a zamiast nich spełniać inne. Zgodne z ich "powołaniem" (nie wiem, czy/jak określa się to poza kościołem), a nie z tym co ktoś napisał w rządowym rozporządzeniu.

 

Co do "spoko-kolesi". Jestem bardzo wdzięczny losowi, że w moim życiu na takiego trafiłem i był moim najlepszym kolegą przez kilka lat. Chociaż np. mojemu ojcu się to nie podobało. Ten spoko-koleś był dla mnie takim męskim wzorcem - jak wykorzystać te męskie cechy, którymi ja jestem obdarzony, a mój ojciec - nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 miesięcy temu...

Vincent, podpisuję się pod tym wywiadem obiema rękoma, nogami, i czym tam jeszcze da się podpisać. W społeczeństwie wciąż pokutuje pogląd, że studia dają status społeczny, i najważniejsze perspektywy do zatrudnienia się. I te słynne "lepiej mieć niż nie mieć"... Ja zrobiłem licencjat (anglistyka), po którym miałem zupełnie inne plany, które się nie ziściły - wepchnięto mnie więc na magisterkę w katastrofalnej uczelni. Ani na tę uczelnię, ani na magisterkę nie chciałem iść, i kiedy tylko pojawiła się możliwość zatrudnienia, prysnąłem, uprzednio biorąc dziekankę. Oczywiście, jak to biednemu, wiatr w oczy i chuj w dupę, w pracy nie wyszło, więc przeforsowano mnie na drugi semestr tych studiów na którym miałem totalnie wyjebane i czekałem na moment aż będę mógł wrócić do zawodu. Zaniedbałem przy tym pisanie pracy magisterskiej, kiedy całe gówno wypłynęło na wierzch zostałem zbombardowany przez rodzinę - NIKT mi nie był w stanie tego wybaczyć, rodzice strasznie przejęci, jakbym otarł się o śmierć czy coś, brat-wygryw z korpo się śmiał, siostra oburzona. A potem dziwne, że powstają jednostki bez poczucia własnej wartości, czy tacy którym wręcz odbija. Podczas gdy u mojego kumpla było z grubsza wyjebane, ten poszedł do pracy robić to co kocha - mianowicie został kierowcą autobusu i ma chłop fajnie, bez studiów (podchodził do inż. dwa razy). A ja gniję w "piwnicy", i bez pracy, i bez kasy, i bez ruchania, bo spierdolenie ze mnie wyłazi jak się spotykam z jakąś panną. A co robią wielce utalentowani magistrowie bo mama im kazała? McDonald, ucieczka z kraju na zmywak, albo w najlepszym przypadku jakieś korpo poniedziałek-piątek i stukanie tabelek w Excelu - fajne mi życie. A ja koniec końców swego dopnę.

 

Sama szkoła to był jakiś żart. Nigdy nie miałem dobrych ocen - bo "leń i nierób", często przyrównywano mnie do najgorszych zbójów w szkole, choć takim nigdy nie byłem. Często też dla pasji zdarzało mi się zawalać całe dnie zajęć, z perspektywy czasu nie żałując niczego. Dla kontrastu miałem siostrę, której wszystko się należało, bo piątki i szóstki, bo zajęcia pozalekcyjne, bo... No wkurw mnie brał za każdym razem jak sobie o tym myślałem. Oprócz tego, że miałem słabe oceny (poza angielskim i informatyką, przez ten pierwszy przedmiot studiowałem), często byłem nieszanowany za odmienność, bo chodziłem swoimi ścieżkami, bo nie podążałem za tępymi modami. Oczywiście doprowadzało to do bójek, o które koniec końców byłem obwiniany ja, nauczyciele mieli to w dupie, a dranie się cieszyli. Apogeum tego osiągnięte zostało w liceum, kiedy otwarcie znienawidziłem swoją klasę, a koniec końców, samą szkołę, do której znowuż "z troski o mnie" zostałem siłą zaciągnięty przez rodziców, a nie tam gdzie chciałem. No, ale co gówniarz 16 lat miał do gadania, w dodatku z tak słabymi ocenami, nie? Moja siostrzyczka by dostała wszystko czego zapragnęła bo nie ma co się o nią martwić! I jakby nie patrzeć, 10 lat później dalej nie mam wiele do gadania bo nie mam na chwilę obecną możliwości w życiu. Przez brak tego mitycznego, upragnionego za komuny magistra? Nie, między innymi przez szkołę, która wchłonęła wesołego chłopca a wypluła sfrustrowaną spierdolinę. A najgorsze jest to, że nie wiem jak z tym walczyć, ale to temat na inny wątek...

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
  • 6 miesięcy temu...

W zasadzie popieram to, co piszecie wyżej. Moje uwagi co do edukacji w Polsce są następujące:

 

1) Ktoś pisał, że na lekcjach WOSU nie uczysz się o ideach libertariańskich, doktrynach politycznych, ekonomii,

2) Na lekcjach historii omówione jest wszystko oprócz tego, że brakuje czasu na historię od 1960 roku mniej więcej,

3) Lekcje polskiego też są dziwne. W gimnazjum uczyłem się bardzo dużo gramatyki, ortografii. W liceum to już nie był język polski, ale historia literatury polskiej. Gramatyki i ortografii całe ZERO.

4) Co do przedmiotów ścisłych- kupa rzeczy niepotrzebnych według mnie. Z chemii to ja już nic nie pamiętam. Jeśli ktoś chce zostac inżynierem to bardzo proszę, ale według mnie dla przeciętnego zjadacza chleba więcej da nauka totalnych podstaw z tych przedmiotów,

5) Brak w szkole przedmiotu typu filozofia/etyka,

6) Według mnie matura to totalne dno. Każdy ją dostanie, jeśli uzyska 15 punktów na 50 punktów do zdobycia- to jest przekroczy próg 30%,

7) Możemy się kłócic, jakie przedmioty powinny byc obowiązkowe na maturze i jakie jest kryterium tego, że trzeba zdac j.polski, matematykę, język obcy i dodatkowy przedmiot obowiązkowo. Dlaczego matematyka a nie geografia, dlaczego polski a nie powiedzmy biologia. Byc może ta wiedza w życiu jest bardziej przydatna. Ale to temat na dłuższą rozmowę.

8) Dlaczego reformy są tak idiotyczne? Dlaczego kiedyś była sytuacja, że można było sobie wybrac dodatkowy przedmiot na maturze, a jak nie uzyskałeś z niego minimum, to cała matura była niezaliczona? Dlaczego teraz jest obowiązek wyboru dodatkowego przedmiotu i jeśli nie uzyskasz z niego minimum punktów, a resztę zdasz to matura jest zaliczona?

 

Na koniec dodam tylko tyle, że praca nauczyciela jest bardzo niesprawiedliwa i niedoceniana. Często rodzice mają pretensje do wszystkich, ale do siebie i swoich dzieci nie. Ja w swojej karierze od podstawówki do liceum miałem około 20% nauczycieli z pasją i skutecznych. Tylko w biznesie jak się starasz i wyróżniasz, to jest szansa, że zarobisz lepiej niż Twoi kumple po fachu, którym się nie chce. W nauczycielstwie czy stoisz czy leżysz czy tracisz nerwy, głos i wkładasz w to serce, jest to samo wynagrodzenie. 

 

Co do studiów- większośc kierunków jest bez sensu. Są też pewniaki i zawody, w których bez studiów nie możesz pracowac. Nawet jednak wybierając dośc egzotyczne kierunki można sobie poradzic, jeśli ktoś poszedł na to z pasji, a nie dla przechulania. Według mnie lepiej studia skończyc niż ich nie miec. Jednak nie jest to na pewno konieczne.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze swojej strony powiem tak: Nigdy jakoś szczególnie nie starałem się zdobywać dobrych ocen. Nienawidziłem uczenia się w domu. Zawsze starałem się zrozumieć temat, a nie kuć go na pamięć.

Podchodziłem do tego na luzie i nie zależało mi zbytnio na dobrych ocenach. Z resztą widziałem, ja uczą się inni - na pamięć. Gdy zadanie było nieco inne niż w podręczniku, to nie potrafili sobie z nim poradzić. Nie mieli pojęcia o tym, co gadają. Ja znałem wszystkie prawa i zasady, ale czasami nie pamiętałem definicji. Po prostu wiedziałem jak co działa. Dzięki temu treść definicji mogłem wymyślać sobie sam. Do tej pory to wszystko pamiętam, bo rozumiałem zasady, na jakich to działa.

 

Szkoła w Polsce ogłupia. Uczy myślenia zgodnego z oczekiwaniami nauczyciela. Nie ma miejsca na własną inwencję. Nauczyciele w żaden sposób nie zachęcają do nauki, nie potrafią przekazywać wiedzy i zainteresować nią. Liczy się tylko zrobienie programu i nic więcej.

 

Niektórzy starsi nauczyciele w ogóle nie ogarniają tego, że coś się zmienia, że potrzeby są inne niż 30 lat temu. Tłuką ten sam schemat przez lata.

Wszyscy są uczeni tego samego, chociaż każdy ma inne zainteresowania. Nikt nie bierze tego pod uwagę.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałem wspomniec o największym absurdzie edukacji. Oceny na koniec roku właściwie nie mają żadnego znaczenia, bo o tym, czy dostaniesz się do dobrego liceum decuduje wynik testu gimnazjalnego, a o tym, czy dostaniesz się na studia, decyduje matura. Dla mnie nie istnieje tu żaden czynnik motywacyjny, żeby się uczyc. Po prostu olewasz wszystkie przedmioty, ledwo możesz z nich zdawac, a skupic się na j. polskim, matematyce, j.obcym i dodatkowym przedmiocie, a resztę zdajesz na dwójach. Ja tak zrobiłem i wyszedłem na tym bardzo dobrze. Nawet z tych kierunkowych przedmiotów się nie starałem, a na maturze rozwaliłem, bo co innego ocena na świadectwie, a co innego specyfika matury:)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się specjalnie nie uczyłem, oceny w miarę ok 3 (przedmioty typu historia), 4 (polski ang)  5 (matma - itp). Widziałem, że nie ma co wszystkich srok za ogon łapać tylko skupić się na tym co ci się przyda itp. Trochę się ściągało itp. Na studiach to sporo wykładów egz dało się od starszych roczników dowiedzieć - bo część wykładowców to leniwa jest, jadą na tym samym zestawie przez kilka lat. Część przedmiotów upchane pod wymogi ministerstwa, a szczerze gdyby ich nie było to świat by się nie zawalił. Szczerze to w pracy odżyłem, robię to co mnie interesuje i jeszcze mi za to płacą, a w szkole/ studiach  robiło się wiele rzeczy z "musu".  

To samo jest z przepisami - gdyby skontrolować każdego, to zawsze by się coś znalazło do przyczepienia. Do psychiatryka bym chyba trafił gdybym chciał wszystko perfekcyjnie na tip - top robić.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o studia, to przypomniały mi się zajęcia z obrabiarek. Było troche wykładów, teorii i jakieś zajęcia praktyczne. Za mało jednak, aby cxegokolwiek się nauczyć. Najlepsze oceny z tego mieli kumple, którzy kończyli wcześniej szkoły zawodowe i pracowali przy tokarkach ;)

Ja z kolei ogarniałem bardziej przedmioty związane z automatyką i elektroniką. Goście po liceum nie mieli praktycznie żadnej wiedzy z tego typu przedmiotów. Z resztą były one prowadzone na takim poziomie, aby Ci najsłabsi mogli coś zrozumieć. Pozwalały jedynie trochę dotknąć tematu.

 

Żeby było śmiesznie - najlepsze są książki z czasów PRL. W wielu dziedzinach niewiele się zmienia. Są nowe materiały, które umożliwiają szybszą i dokładniejszą pracę, ale podstawy są takie same, jak 50 lat temu ;)

Fizyki i matematyki uczyłem się z książek z lat sześćdziesiątych. W nich wszystko było opisane dokładnie i zrozumiałym językiem. W tych nowych jest pełno obrazków jak dla dzieci, ale niewiele wiedzy.

Edytowane przez Dobi
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na czym polega problem polskiej edukacji? Podam swoje argumenty
 

  • Nauczyciele bez powołania - Tacy nauczyciele nie patrzą na to co wyniosą uczniowie z ich lekcji. Oni przychodzą tylko odbębnić program MEN. Takie sztywne roboty zaprogramowane na wyłożenie części programu MEN co każdą lekcję aż do zakończenia roku. 
  • Nauczyciele atencjusze - Tacy nauczyciele niby wyglądają na uprzejmych/miłych, ale jak mamy z nimi lekcje, to urok ucieka i ma się wrażenie, że OCENA zależy od tego czy nas lubi/czy liżemy mu dupsko. Nie lubią gdy ktoś próbuje się wykazać sporą wiedzą czasem przekraczającą ich wiedzę. Nie daj Bóg by ich poprawił w czymkolwiek bo wtedy grożą uwagą albo wpisaniem pały do dziennika.
  • Realizacja programu MEN - Sam program MEN to takie urabianie młodzieży po swojemu. Nie stawia na rozwijanie pasji młodych ludzi. On tylko ma coś wbić im do łbów, koniec i kropka.
  • Lektury do czytania - Sam bardzo lubię czytać książki. W polskiej edukacji dominuje promowanie "polskich" autorów książek, z czego część jest tak nudna jak flaki z olejem. Wcale się nie dziwię młodym ludziom, że wolą czytać streszczenia. Gdyby polska edukacja dała im możliwość pochwalenia się kolegom/koleżankom z klasy oraz nauczycielce co ciekawego przeczytali, to byłaby to korzyść dla każdego ucznia jak i nauczyciela. Nauczyciel sam by poznał ciekawą pozycję do przeczytania, inni uczniowie też mogliby się wciągnąć w jakąś książkę.  A tak lektury są traktowane jako paskudny wyrok sądowy.
  • Brak kreatywnych zajęć pozaszkolnych - Kolejny problem to brak sensownych zajęć pozaszkolnych. Moim zdaniem szkoła powinna robić wywiady wśród swoich uczniów by wybadać ich zainteresowania/pasje, a wtedy stworzyć zajęcia pozaszkolne oparte o zainteresowania uczniów by mogli je rozwijać/pogłębiać. Inni mogliby też złapać bakcyla i wkręcić się w nowe zainteresowania. Takie zajęcia to też integracja młodych ludzi bo wspólna pasja łączy, wymiana swoich doświadczeń/pomysłów.

    Niby są robione zajęcia pozaszkolne, ale tak naprawdę niewiele z nich jest SZCZERZE z powołaniem robiona. Są odbębniane byleby było czym reklamować szkołę przyszłym uczniom. Takie portfolio dla przyszłych zainteresowanych uczniów.
  • Rzadkie wykorzystywanie nowych technologii - Polskie szkoły są daleko w tyle za zachodnimi gdzie są wykorzystywane lepsze możliwości nauczania dzięki nowym technologiom. Są plansze interaktywne, tablice interaktywne, które potrafią lepiej oddać sens nauczania danego tematu poprzez analizę, podanie przykładów, tablica interaktywna pozwala dodawać komentarze za pomocą rysika więc wszyscy razem świetnie się bawią i uczą. 


Wchodzą dzienniki elektroniczne, fajnie, tylko wiele z nich jest robiona po taniości. Jako programista sam nieraz łapałem się za głowę gdy widziałem podstawowe braki zabezpieczeń więc jakiś bystrzejszy uczeń z programowania może dodać sobie oceny, poprawić. Oczywiście wiem, że są jeszcze oceny w formie papierowej. Chodzi mi ściślej o to, że będzie niezły pierdolnik jak odkryją, że ktoś narobi bałaganu z ocenami dla zabawy. 

Strony szkół rzadko kiedy są porządnie wykonane, a szkoda, bo wraz z nowymi technologiami, fajnie by było gdyby materiały edukacyjne można było pobrać w domu. Byłyby na stronie grupy klasowe z działami przedmiotowymi gdzie nauczyciele umieszczaliby lekcje + zadania domowe + informacje o potencjalnych sprawdzianach/egzaminach.  Uczniowie mogliby w domu albo na telefonie/tablecie sprawdzić co muszą zrobić. 

To samo można wykorzystać do rozwijania pasji, grupy zajęć pozaszkolnych gdzie nauczyciel po zajęciach dodawałby jakieś bonusy, materiały edukacyjne by młodzież/dzieci się rozwijali w dalszym ciągu, we własnym domu. 

Niestety, do tego co wyżej napisałem potrzeba nauczycieli z powołaniem. Tacy co kochają swoją pracę, swój przedmiot i chętnie podzielą się wiedzą, wesprą zdolnych uczniów by rozwijali się i stawali się większymi fachowcami.
 

  • Testy - Kolejny poważny problem. Testy dla mnie robienie debili z ludzi. Po co myśleć jak można strzelać odpowiedzi, a nuż może któraś będzie poprawna? Ja osobiście wolę pytania otwarte gdzie człowiek prezentuje swoją wiedzę, wysławia się własnymi zdaniami. Takie testy są gówno warte w tych czasach gdzie młodzież pstryknie fotki arkuszu testu i prześle kolegom smsem/mmsem/na facebooku. Wtedy każdy kopiuje gotowy zestaw odpowiedzi i co to za sprawdzian wiedzy uczniów? :rolleyes:
     
  • Brak funduszy na zajęcia - Chodzi o zajęcia gdzie można prowadzić ciekawe doświadczenia. Kto z nas nie lubił oglądać doświadczeń z fizyki/chemii? No właśnie, często słyszałem od nauczycieli, że to przez brak funduszy nie mogą nam zaprezentować fajnych doświadczeń i uważam, że to jest błąd. Gdyby ludzie mieli okazję brać udział w doświadczeniach, to mogliby pokochać te przedmioty i wkręcić się w nie zawodowo. A taki chemik/fizyk z pasją będzie miał większą wiedzę od takiego co szedł metodą 3xZ (ZAKUJ, ZDAJ, ZAPOMNIJ).
  • Stawianie głównie na teorię, czasem brak praktyki - Nauczyciele (ci bez powołania), często teoretyzują, wbijają ludziom sztywną teorię wtedy ludzie zderzeni z praktyką często blokują się. Bo co zrobić jeśli jest inaczej niż w teorii? Moim zdaniem powinno się nauczać teorii jak i praktyki. Dzięki temu ludzie będą zaradni, samodzielni gdy pojawią się nieprzewidziane problemy. 
     
  • Zajęcia informatyczne prowadzone przez kogoś niezwiązanego z tym - Lekcje informatyki prowadzone przez kogoś, kto nie zajmował się tym, a jedyni dostał z polecenia dyrektor nauczanie informatyki. Wiadomo dlaczego, szkoły nie stać finansowo by opłacić osobę, która by miała odpowiednia wiedzę i chciała nauczać informatyki młodych ludzi. Potem mamy takie kwiatki jak nauka rysowania w Paincie, edytowanie dokumentu w Word (absolutne podstawy), podstawowe operacje w Excelu (też absolutne, nieprzydatne podstawy), zahaczenie o Access (niby nauka o bazach danych). Jak jakiś nauczyciel będzie uczył o "projektowaniu stron WWW", to jest to najczęściej HTML+CSS. A to akurat nie wystarczy bo w dzisiejszych czasach trzeba jeszcze ogarniać JS/PHP/Ruby, bazy danych(MySQL/MariaDB/Oracle/NoSQL). Nie wspomnę o frameworkach/bibliotekach do języków, które usprawniają szybkie pisanie kodu. 
     

Brak nauczania o istotnych aspektach dorosłego życia - Uważam to też za poważny problem, to byłoby sensowne bo młodzi ludzie wiedzieliby gdzie się udać w jakichś sprawach, gdzie rozwiązać problem z dorosłego życia. Na co uważać w życiu. Czego nie robić bo inaczej spotka to i to. 


Myślę, że to na razie tyle, mam 28 lat, ale gdybym miał zostać ministrem edukacji, to wiedziałbym w co uderzyć by zmienić edukację w coś sensownego, szkołę życia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I sterowana centralnie.

W systemie edukacji według JKM nie ma państwowych szkół. Są tylko prywatne, które muszą rywalizować ze sobą programem i poziomem nauczania. Normalnie raczej trudne do przeprowadzenia, bo dzieciaki i tak będą chodzić do tej szkoły, która jest najbliżej... ale sens to ma. W zasadzie nawet na terenie istniejących szkół prywaciarze mogliby prowadzić własne. nic nie stoi na przeszkodzie.

Najlepiej widać to po prywatnych przedszkolach. Prześcigają się w pomysłach, jak przyciągnąć do siebie rodziców z dziećmi. Mają znacznie bogatszą ofertę niż te "państwowe". Niektóre trochę lecą w kulki, ale rynek to zweryfikuje.

W mojej szkole średniej miałem tylko jednego nauczyciela, który potrafił zainteresować tym, czego nas uczył. Miał dużą wiedzę i to było czuć. Choć był od nas starszy zaledwie o kilka lat, to i tak miał szacunek u uczniów. Nikt mi nie podskoczył, z resztą on sobie na to nie pozwalał.
Teraz jest dyrektorem tej szkoły i uważam, że nikt inny na to stanowisko nie nadawał się lepiej.
Takich ludzi brakuje. Ciągłe tłuczenie teorii i materiału, który nigdy nikomu się nie przyda w życiu, naprawdę potrafi zabić pasję.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Wami, centralne sterowanie oraz sam fakt bycia publiczna, to najważniejsze problemy, które generują te wymienione problemy przeze mnie i przez Was. 

@Dobi - Wizja prywatnego szkolnictwa wg JKM byłaby dobra, ale to utopijne w tym świecie. Pomyśl sobie co by było gdybyś stanął przed Związkiem Nauczycieli i nauczycielami, oświadczył im, że zamykacie publiczne szkoły i od teraz są tylko prywatne. Byliby gotowi Cię ukamieniować/zlinczować. Oni świrują na punkcie Karty Nauczyciela. W prywatnej szkole nie byłoby tylu przywilejów dla nauczycieli. 

Dlatego to jest mocno utopijne. Taki proces musiałby być długofalowy, przeprowadzony przez mądry rząd. To wymagałoby też wielu zmian w świetle prawa bo mówimy tu o kompletnym zaniechaniu publicznej edukacji. 

Ja uważam, że prywatna edukacja jest niebo lepsza bo tak jak napisałeś, takie szkoły walczą o uczniów swoim programem nauczania i poziomem. W Polsce obecnie to nie przejdzie, bo nawet zaoczne/prywatne szkoły są uzależnione od programu MEN. Dlatego trzeba by było zlikwidować przymus realizacji programu jakiegoś ministerstwa z dupy. 

Wtedy szkoły by miały wolną rękę w układaniu swojego programu i poziomu swej szkoły. Mogłyby faktycznie stawać się atrakcyjniejsze, a nie być kolejnym schematem/szablonem programu MEN podkoloryzowanym o jakieś dodatki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu był taki pomysł, że kasa na szkołę miała iść "za uczniem". Nie wiem, jak to teraz wygląda, ale przypominam sobie, że było o tym dość głośno. Takie rozwiązanie mogłoby promować dobre szkoły. Te złe miałyby po prostu mniej uczniów i mniej pieniędzy.

Tylko, że to też teoria, bo właściwie nie ma żadnego wyboru. Szkoły są w takiej odległości od siebie, że rodzice najczęściej wybierają tę, która jest położona najbliżej. W niedużych miastach nawet wybór szkoły średniej jest problemem. Istnieje kilka liceów, ale szkoła o profilu zawodowym jest najczęściej jedna.

Ja sobie myślę, że z tym nie wygramy, świata nie zmienimy. Możemy jedynie poświęcać więcej czasu swoim dzieciom i samodzielnie je uczyć trochę innego sposobu myślenia. Wiem, że w szkołach to wszystko jest tłamszone jak tylko się da, no ale próbować trzeba.


Jeszcze odnośnie lektur - Mnie najbardziej wnerwiało to, że każdy musiał rozumieć lektury w identyczny sposób. Zawsze było gotowe wyjaśnienie na każdy temat. Jeśli nie wpasowałeś się w tabelki, to nauczyciel uznawał, że nie czytałeś lektury. Dlatego tak dużym powodzeniem cieszą się streszczenia i opracowania - tam wszystko jest wyjaśnione i opisane w taki sposób, jak wymaga tego szkoła. Na samodzielne myślenie nie ma miejsca.
To, że lektury są po prostu nudne, to już inna kwestia. Niektórzy nie lubią czytać książek i nikt tego nie zmieni. Jeden lubi rosół z makaronem, a drugi - ziemniaki ze schabowym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dużym problemem jest przede wszystkim mentalnośc uczniów i ich rodziców. Chodzi mi tutaj głównie o początki podstawówki, gdzie powinno się z dzieckiem przysiąśc, żeby załapac podstawy matematyki czy ortografii. Natomiast rodzice często nie mają czasu dla dzieci, wracają z pracy, robią obiad, coś w domu i dla dziecka brakuje czasu. A dzieciak wtedy na kompie, lekcje nieodrobione. Kiedyś to jeszcze rodzice nie mieli pretensji do nauczycieli, a teraz roszczeniowa postawa jest na porządku dziennym, bo moje dziecko jest takie biedne i dlaczego nie dostaje piątek. Jeśli chodzi o nauczycielów z powołaniem, to jest tak samo jak z lekarzami, adwokatami, policjantami czy innymi grupami zawodowymi- jest więcej osób bez serca do tego, co robią i po prostu odbębniają robotę, a jakieś 20% jest z powołania. Taka norma i nie ma co stygmatyzowac nauczyciel. Pamiętajmy, że nauczyciel ma wykonac też program MEN. I z tego powinien byc rozliczany. A że program ten nie jest doskonały, to już nie jest jego wina. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.