Skocz do zawartości

Wesele - rady dla introwertyka


Potężny

Rekomendowane odpowiedzi

Bez alko na ślub, przecież to masochizm. :P Sam za tydz idę na ślub(nie byłem za bardzo przekonany do tego czy iść), ale klamka zapadła i się zdeklarowałem. Ale jednak przechodzą mi przez myśli czy brać ze sobą jakąś dziewoje, czy iść na żywioł samemu?? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jak byłem 3 lata temu na weselu to pierwsze co zrobiłem to się urżnąłem jednym winiaczem po 2 godzinach a obudziłem się przed północą w samochodzie u rodziny :D 

No bo ile można wysłuchiwać przytyków rodzinki, sam przyszedłeś, kiedy Twoje wesele, starym kawalerem zostaniesz? mokra plama będzie po Tobie tylko i inne bzdury.

 

Nim cokolwiek napiszesz, przedstaw się w odpowiednim dziale i zapoznaj z regulaminem oraz poradnikami.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wesela to jak imprezy szkolne. Ostatnie kilka miesięcy odwiedziłem 3 takie imprezy i było to co zawsze. Około 2 godzin szama i ogłada gości, później dzieje się co chce i tylko ostatni kasztanek siedziałby przy stole. Już nie mówię o tańcach gdzie sam - mimo kompletnej nieumiejętności tańca - dawałem radę, to jeszcze jest tak zwana impreza na zewnątrz. Dlatego nie ma co się filmować, nie ma co się trzymać "swojego stada". Nie stresuj pary młodej ;) organizuj sobie all inclusive

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie totalnie przerażają tego typu sytuacje socjalne, a ostatnio miałem nieprzyjemność zostać zaproszony. Po zjedzeniu obiadku, w momencie kiedy zaczynały się tańce miałem troszeczkę kataru - jeśli wiecie o czym ja mówię :) Zmyłem się na oczepinach kiedy podczas zbytniego wczucia się w zabawę potargałem sobie spodnie. Na poprawiny nie przyszedłem.

Alkoholu nie lubię, więc przez cały ten czas popijałem colę. Natomiast jeżeli na następną taką imprezę nie zaprosi mnie jeden z dwóch moich najlepszych kumpli - bez łapówki w postaci gały tysiąclecia - odmówię. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że w krótkim okresie czasu byłem zmuszony być na 6 weselach, a do tego sam jestem intro i mocno nie lubię tej specyficznej imprezy, więc zapodam kilka rad jak je przeżyć bez większego uszczerbku na introwertycznej psychice:

 

- jeśli jest to wesele gdzie:


1. Poza parą młodych nikogo innego nie będziesz znał - idź z jakąś koleżanką, najlepiej taką z którą dobrze Ci się gada – przegadacie wesele i nikt się nie będzie was czepiał (polecam to zwłaszcza na wiejskich weselach gdzie jest nacisk na picie wódki, a Ty nie chcesz dużo pić, albo wcale - posiadanie partnerki przy swoim boku uchroni Cię przed wymuszonymi gadkami ze znajomymi pana/pani młodego oraz konieczności picia kolejnej kolejki z sąsiadami). Raz na jakiś czas wyjdź z nią na parkiet i potańczcie, żeby sprawić wrażenie, że dobrze się bawisz. Możesz też chodzić z nią na długie spacery poza miejscem samego wesela (jeśli jest to np. przy jakimś parku/lasku). 


2. Jeśli jest to wesele kogoś z rodziny to możesz iść sam, bo towarzystwo zawsze się znajdzie, ale jeden warunek – musisz mieć w tej rodzinie jakichś ludzi, których lubisz (kuzyn/kuzynka) i którzy będą należeć do twoje frakcji o nazwie:  „Nie chce tutaj być” ;)

 

- pierwsze kilka godzin wesela jest kluczowe - wtedy jeszcze wszyscy są trzeźwi i musisz mieć się na baczności. Po północy na ogół wszyscy są już tak nawaleni, że możesz opuścić gardę i się bardziej wyluzować, bo i tak nikt nie zapamięta co robiłeś a co nie (na ogół);

 

- staraj się siadać z ludźmi w zbliżonym wieku (jeśli posadzą Cię z jakimiś ramolami to w trakcie wesela się przesiądź). Ogólnie radzę poszukać w najbliższym otoczeniu stołowym innych intro, którzy się męczą i nawiązać z nimi konwersację (na ogół łatwo takich zauważyć);

 

- jeśli chcesz unikać tych żenujących zabaw weselnych (bądź czujny – jak ścisza się muzyka, lub ktoś podchodzi do mikrofonu, to wiedz że „coś się dzieje”) to polecam na ten czas wycieczki do łazienki, ewentualnie zwiedzanie otoczenia (np. jeśli jest to przy jakimś ogrodzie/lesie/przy rzece/jeziorku/plaży lub w jakimś dworku, to możesz sobie tam wtedy pospacerować). Rób to tak, żeby nikt nie pomyślał, że robisz to z premedytacją, czyli z pewnym wyczuciem ;) Najmniej groźne zabawy to te całe wężyki, gdzie wystarczy po prostu trzymać kogoś za biodra i podążać za "lokomotywą" - w tym możesz uczestniczyć, jest to niegroźne;

 

- często się przemieszczaj. Nie przyklejaj się do jednego miejsca, bo zaraz ktoś „życzliwy” to zauważy i zacznie Cię wydzierać na parkiet. Chodź do stołów z jedzeniem, do innych stolików z ludźmi, do łazienki, na zewnątrz sali – niech inni widzą, że „wszędzie Cię pełno”, wtedy raczej dadzą Ci spokój. Raz na jakiś czas poproś też kogoś do tańca, żeby inni widzieli, że „się dobrze bawisz/nie zamulasz/nie izolujesz”;

 

- krytyczny moment to łapanie krawata. Radzę mocno uważać i nie złapać (choć wiadomo, możesz mieć pecha i stać akurat w złym miejscu), bo wtedy musisz wykonać ten żenujący taniec z dziewoją, która złapała welon i wszyscy się na Ciebie lampią, a do tego nigdy nie wiesz czy trafisz na dobrze tańczącą laskę, czy też na sztywnego paszteta ruszającego się jak wóz z węglem. Oczywiście jeśli tańczysz jak Patrick Swayze w Dirty Dancing i nie peszy Cię wzrok innych to możesz śmiało łapać ten krawat i zapomnieć o tym punkcie ;) 

 

- nie polecam pić za dużo alko. Jak się znieczulisz trunkami to może i się trochę wyluzujesz, ale jednocześnie tracisz kontrolę nad wszystkim i możesz zostać wciągnięty w niekomfortowe dla siebie sytuacje (no chyba że lubisz takie ryzyko, ja piłem zawsze z umiarem);

 

- przynajmniej raz zatańcz z panną młodą i w trakcie tego tańca rzuć kilka komplementów jak to fajnie wszystko zostało zorganizowane oraz jak świetnie wygląda itp.   - uśpisz tym jej czujność oraz wrażenie, że nie chcesz tu być. Podobną gadkę możesz walnąć do pana młodego ;)

 

- od czasu do czasu możesz udać się gdzieś na bok z komórką i udawać, że piszesz arcyważnego smsa, lub że próbujesz gdzieś zadzwonić - czasem działa i ludzie wtedy nie podchodzą; 

 

- ogólnie polecam często się uśmiechać gdy nawiązujesz kontakt wzrokowy z tymi bardziej „rozrywkowymi” gośćmi – wtedy myślą że zajebiście się bawisz i dają Ci spokój ;) 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Rafelson napisał:

idź z jakąś koleżanką, najlepiej taką z którą dobrze Ci się gada

To chyba najważniejsza kwestia. Byle nie z "kulą u nogi".

Ostatnio poszedłem ze znajomą z którą chciała mnie swatać ciotka. Takich rzeczy się nasłuchałem o dziewczynie że och i ach po prostu, a że byłem wtedy nieświadomy jak to wszystko działa to z radością ją zaprosiłem. Wcześniej tylko raz miałem przyjemność ją spotkać. 

Panna zdecydowanie nie w moim guście, tzn z urody całkiem całkiem ale dziewucha wyjechała ze wsi na studia do stolicy i odjebało w garze całkowicie, mega wkurwiająca - nie mój świat. 

1 godzinę temu, Rafelson napisał:

przegadacie wesele i nikt się nie będzie was czepiał

 No chyba, że widać jak bardzo niedobrana z was para xD wtedy się wzbudza zainteresowanie.

 

A co do picia, to mi wesele idzie dużo lepiej jak się wstawię. Na trzeźwo to chyba umarł bym z NUDÓW, kurwa ile można żreć i tańczyć?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wesele dwudniowe okazało się być jak najbardziej na plus.  Rodzina panny młodej to pięciopokoleniowa gwardia: od rocznego dziecka młodych, aż po jej ponad 90-letnią praprababcię całkiem na chodzie. Jak się wyjedzie poza większe aglomeracje to zauważyć można, ze więzi rodzinne mają się całkiem nieźle. Młodzi w granicach 22-23 lat czyli na dzisiejsze standardy całkiem wcześnie uklepali dzidzię i się hajtnęli. 

Miejsce rewelka, daleko od zabudowań i nad samą rzeczką, na poprawinach ludzie więcej spędzali czasu w plenerze. Mężczyźni z obu rodzin mieli możność dać ostro w palnik w poniedziałek na poprawinach poprawin, gdy opadł kurz i nie trzeba było już pilnować gości i innych spraw.

To było pierwsze wesele na którym nie musiałem łapać krawata ani muszki.:) Drażniła mnie jeno muza typu disco-z-pola, a właściwie to że jej było z 80% całej oprawy dźwiękowej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 3.09.2015 o 12:46, Subiektywny napisał:

Wesele w gronie znanych sobie osób jest w miarę ok. Pójść gdzie nie zna się nikogo - to już opcja z kategorii mocno dyskusyjnych. Zawsze pytam się sam siebie - czy to w nagrodę czy za karę. A jeśli czuje ze 'za karę' to wolę odpuścić temat. Bo za jakie grzechy mam się męczyć?

Lepiej grzecznie odmówić.

Panowie, kilka miesięcy temu nie przemyślałem dokładnie sprawy i zgodziłem się być partnerem koleżanki na weselu, które odbędzie się jutro. Zapytała, palnąłem bez zastanowienia i tak zostało.
Koleżanka wie, że nie przepadam zbytnio za tańcami, tłumaczyła, że sama również nie bardzo lubi te ługi-bugi. Myślę więc, że będziemy większość czasu spędzali przy stole z jej rodzinką, wujaszkami-kaszubami.
Nie znam tego towarzystwa, dlatego cholera żałuję, że zgodziłem się kilka miesięcy temu - zabaw mi było trzeba.<_< 

Pójdę pewnie drogą doświadczonego kolegi @Endega

Dnia 28.07.2016 o 20:49, Endeg napisał:

ale po mojemu jeśli już spędzać w jednym miejscu kilkanaście godzin to najlepiej pójść w klimaty alko%%.

Głowę mam dość mocną, jednak z zasłyszanych historyjek o mocnych głowach tubylców, myślę że powinienem ostrożnie i respektem podejść do towarzyszów i do swojej diety.

Krótka piłka i do rzeczy. Słyszałem o różnych metodach, by zachować trzeźwy umysł jak najdłużej.
Macie jakieś swoje sprawdzone metody?  rutinoscorbin, dużo sera i nabiałów, coś ciepłego przed, mimo wszystko dużo ruchu, przewietrzać się?  
W punkcikach gdyby ktoś zechciał się podzielić swoim tajnym sposobem.  
pozdrawiam braci

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, The Saint napisał:

Macie jakieś swoje sprawdzone metody?  rutinoscorbin, dużo sera i nabiałów, coś ciepłego przed, mimo wszystko dużo ruchu, przewietrzać się?

Słyszałem kilka opinii, że dobry jest tatar. Jak się zastanowić, to przecież zawiera surowe jajka, czyli białko - alkohol, zamiast iść do głowy, zużywany jest w procesie denaturacji, więc coś w tym może być, biały ser teoretycznie też powinien pomóc. Podobno dobrze działa też łyżka czy dwie oliwy albo tłusty rosołek przed piciem - tylko tu nie przesadź, bo możesz skończyć imprezę na tronie :).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, The Saint napisał:

Panowie, kilka miesięcy temu nie przemyślałem dokładnie sprawy i zgodziłem się być partnerem koleżanki na weselu, które odbędzie się jutro. Zapytała, palnąłem bez zastanowienia i tak zostało.

 

Ja kilka lat temu po pijaku zgodziłem się na bycie funkcyjnym na weselu u kumpla (starszy). Już obaj dobrze wstawieni, a on do mnie że będzie się żenić i czy zostanę starszym. Palnąłem, że tak. Później żałowałem, ale słowo to słowo. W sumie nie było tak źle :)

 

Jak jeszcze piłem, to praktykowałem coś takiego:

- dużo tłustego, np rosołek, ale bez makaronu, tłuste wędliny, najlepsza wiejska kiełbasa, boczek

- zero chleba i nie za dużo węglowodanów

- nigdy nie paliłem

- trzymać się z dala od wujków przy swojskim stole (jak zaczniesz bimber pić, to już po Tobie ;))

- co jakiś czas wyjść na dwór, pogadać z kimś inteligentnym (czas wtedy szybko mija, świeże powietrze, można poznać fajnych ludzi, z dala od hałasu).

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I mnie dopadł moment, że zgodziłem się potowarzyszyć koleżance na ślubie jej przyjaciółki, którą znam z widzenia. Teoretycznie jest szansa, że będą znajomi więc o kompanów przy stole się nie boję. Bardziej kwestia tańca i zachowania trzeźwości (już z lekka widzę omówione) oraz co mnie męczy to WYGLĄD. Macie jakieś rady w tym zakresie? Mam fajną koszulę, która jest dobrze skrojona więc nie widać delikatnego piwnego bebzola :D na takie okazje mam allure sport, który mam nadzieje zrobi robotę. Jakieś rady, poza tym by było czysto i schludnie? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sposoby na to , żeby za szybko się nie upić , są znane i stare jak świat...:lol:

 

1. Przede wszystkim JEŚĆ, ale nie żadne kurwa CIASTA, czipsy, pieczywo, czy inny shit !

    Jeść rosół, flaki, różne mięsko, zwłaszcza tłuste, boczek, TATAR (uwaga na cebulkę...) ,zupę gulaszową , oliwki, itp. - to są właściwe dania imprezowego smakosza!

    Masło - tak, i to  na grubo do kanapek! Uważać z pieczywem ,jeść minimum!

2. Absolutnie NIE PALIĆ, a także unikać dymu tytoniowego ! Nikotyna jest zabójcza w połączeniu z alkoholem!

3. Pić TYLKO jeden rodzaj alkoholu, najlepiej wódkę białą czystą...absolutnie wyjebać PIWO, piwo zamula, usypia, oraz powoduje wstrętny smród z gęby - porażka...

    Szampan powoduje kolosalny ból głowy, zdecydowanie ODRADZAM! Wino też nie służy najlepiej naszej głowie nazajutrz...

3. Dużo ruszać się, tańczyć, a jeśli muzyka nam w tańcu przeszkadza - przewietrzać się możliwie często!

4. Kwestia popitki do alko - tu są różne szkoły, ale moje wieloletnie doświadczenie :lol: mówi mi - zapijać i to możliwie obficie !

   Natomiast unikać popijania Colą, Fantą, czy tego typu bardzo słodkimi shitami...wskazany dobry kompot, albo sok - na przykład sok ananasowy ...oby tylko nie było za słodkie, wówczas rozcieńczamy wodą!

  (dodatkowy plus soku ananasowego:  dobrze smakuje, oraz korzystnie wpływa na smak i zapach spermy!)...

   Osobiście ZAWSZE od kilkunastu lat staram się pić pod napoje energetyczne, z tym że niekoniecznie całą dawkę alko przyjmuję pod energetyka.

   Często też dolewam nieco wody do energetyka ,bo bywają zbyt słodkie, a słodkie NIE SŁUŻY! Mdli przede wszystkim...

   Na mnie energetyk ma działanie wprost wspaniałe w połączeniu z wódką - dostaję powera, mogę bawić się do rana (miałem liczne przypadki do 8-9 rano nawet heheh), nie upijam się tak bardzo,

   a na drugi dzień kac jest o wiele słabszy...

   Na koniec picia przyjmuję dwie tabletki polopiryny i obficie popijam wodą. Gdyby z rana bolał łeb - znów dwie polopiryny i jest zaraz dobrze!

 

Aha - radzę uważać z ruchaniem nad ranem! Po całonocnym wysiłku, piciu, tańcach -  bardzo często prącie odmawia posłuszeństwa, więc...lepiej się nie skompromitować! :-)

Jeżeli laska jest chętna, to trzeba natychmiast ją przelecieć, bo potem może być różnie...:P

 

I jeszcze coś - KOSZULA! Niektóre koszule (np. jasnoniebieskie) często od razu pokrywaja się wielkimi plamami potu, i to nie tylko pod pachami...sprawdzić, żeby nie było siary na imprezie!

 

Udanej zabawy! :P

 

Edytowane przez RedBull1973
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Osobiście wesel nie lubię, szczerze powiem, że ja na tych imprezach za cholerę się bawić nie umiem, po prostu nie umiem i trochę cierpię na weselach. Taniec mnie nie bawi, czego nie potrafi zrozumieć wiele osób usiłując wyrwać mi ręce ze stawu i zaciągnąć na parkiet nie rozumiejąc prostego "dziękuję ale nie", bardzo tego nie lubię bo to w szczególności eksponuje fakt, że nie chcę tańczyć, głównie niewyżyte ciotki i kuzynki. Jak się było dzieckiem to przynajmniej nikt głowy nie zawracał :)

 

Nie tak dawno niestety musiałem być na takim weselu i czułem się tam fatalnie. W zasadzie na wesele powinni iść ci co bawić się umieją w szerokim tego słowa znaczeniu, ja do takich osób nie należę jeśli chodzi konkretnie o ten typ imprezy i jej charakter, cholera jakieś blokady mam po prostu.

Dla mnie było to przykrym obowiązkiem, a odmówić nie mogłem.

W tym momencie z racji tego, że moje żeńskie kontakty ewakuowały się na Zachód w przeważającej liczbie, możliwości pójścia z kimś były mocno ale to mocno ograniczone, a też nie chcę ciągnąć na wesele kobiety, która lubi tańczyć bo sami rozumiecie.
W mojej ocenie taniec na weselu to mus w takim znaczeniu, że jest to istota tej imprezy, gdzie siłą napędową jest rozluźniacz w postaci alkoholu, którego również nie używam, czyli dwa kluczowe elementy wesela są poza moim zainteresowaniem. Było jeszcze kilka osób, które nie tańczyły ale z jakichś powodów uwaga skupiła się na mnie. 

Nie obyło się oczywiście bez wykładu kilku kobiet z rodziny, że zadziwiające jest to iż jestem sam, że na starość będę żałował, że dobrze jest mieć z kim pogadać, dlaczego się nie żenię blablabla.

 

Obecność na weselu jest dla mnie przeżyciem cholernie nieprzyjemnym zważywszy na to, że akurat w tej konkretnej sytuacji czuję się po prostu jak sztywniak i bez wątpienia tak to jest odbierane co odbije się echem. Z nawiązywaniem kontaktów problemu nie mam ale z tym niekontrolowanym, dynamicznym i zakrapianym aspektem wesela już tak.

 

Jedzenie było dość kiepskie, rozlokowanie gości absurdalne, utworzyły się grupy. Goście kompletnie się nie asymilowali, osobne grupy znajomych i rodziny ze strony pani młodej i osobne grupy rodzin i znajomych ze strony pana młodego. Przedziwnie to wyglądało i pamiętając w przeszłości różne wesela nie miało to tam miejsca. Natomiast na tym niedawnym niezmiernie to raziło gdyż była ewidentna bariera, której nikt nawet nie starał się przełamać.

Momentami  sytuacje na parkiecie przypominały spęd bydła gdzie faceci zachowywali się jak na imprezie kiboli, co dla trzeźwego obserwatora było przykrym widokiem.

 

Jeśli idzie się na wesele samemu to jest się narażonym na ostrzał z każdej strony i temu ostrzałowi byłem poddany, cholernie niekomfortowa sytuacja porównywalna z włożeniem swoich jaj w wyżymaczkę i czekanie na to kto podejdzie obrócić korbką.

Co jak co wesela są jedyną formą imprez, której nie znoszę i na których źle się czuję. Jeśli chodzi o ubiór to tutaj raczej dość mocno przodowałem, ale to szczegół.

 

I jeszcze jedno, szlag mnie już trafia z tymi rosołami na weselach. Każdy walczy z cholernymi kluskami uciekającymi z łyżki, ludzie upaprani w rosole, uwalone spodnie, rosół na gębie... Można przecież zastąpić go jakąś fajną zupą a'la creme, a nie uparcie serwować rosół z którym każdy walczy i samo jedzenie go jest mocno nieestetyczne.

Przez większość czasu też rozmawiać się nie da gdyż każde słowo zagłusza "muzyka", więc nawet jeśli przy stole siedzi kilka osób, to siedzą jak kołki bo jest problem z rozmową i już mają dość przekrzykiwania i walki z tym by zrozumieć i być zrozumianym przez współrozmówców.

Edytowane przez Obserwator Stada
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ło Jezuniu.... jak ja nie trawię wesel! Dostaję raka za każdym razem gdy mnie na to zapraszają, na szczęście rzadko, ale niesmak zawsze jest. Festiwal tandety, zapraszanie jakiejś rodziny której się nie widziało 10 -15 lat to chyba kpina. Trzeba być pojebem, albo dać się urobić przyszłej żonce żeby spraszać obcych ludzi, z którymi się nie utrzymuje ŻADNEGO kontaktu, w imieniu czego? Żeby wesele było wielkie i huczne? Pewnie tak...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mocny Wilk

 

Większość polskich wesel jest robiona na zasadzie ,,żeby wszyscy widzieli'', znam rodzinę, która wzięła na to kredyt 2 lata temu i do tej pory go spłacają, wesele wystawne, ludzi od groma, a oni sami mieszkają... w nieciekawych warunkach, lekko mówiąc. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też znam taki przypadek. Rodzice ledwo wiążą koniec z końcem, ale dla córeczki na wesele kredyt bo przecież trzeba się na wsi pokazać. A córki są trzy.. Dla drugiej już kasy nie mieli (dopiero co spłacili kredyt) i awantura w rodzinie.

U mnie w pracy 3/4 to kobiety, kiedyś opiszę moje spostrzeżenia w innym temacie.  Teraz jest sezon na zaręczyny, śluby, ciąże. Jedna po drugiej jakby sobie zazdrościły. Wesela na 200- 250 osób. Na większość jestem/ byłem zaproszony. Przeważnie chodzę. Jedyny dylemat czy pójść samemu czy z kimś. Ostatnio poszedłem sam i nie żałuję. Nawet poznałem kilka fajnych samiczek ;) Były takie momenty że się samemu zostało, ale wtedy gdzieś szedłem na zewnątrz, do kibla, albo odbijany. Ogólnie nie ma się czym przejmować bo po czasie większość już nayebana i jest luz jak w hip hopie. Następne mam za miesiąc i razej już pójdę z jakąś lalą. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, po co tak się spinacie z tymi weselami. Ja zawsze podchodziłem do tego totalnie na luzie. Wszystko miałem gdzieś.

Na wesela szedłem z kimś tylko wtedy, gdy miałem jakąś kobietę przy sobie. Raz zaprosiłem kuzynkę od strony matki do rodziny od strony ojca i było spoko.
Jeśli nie mam z kim iść, to idę sam. Na każdym weselu znajdowała się jakaś fajna, osamotniona samiczka. Nigdy nie szukałem nikogo na siłę. Jestem z kimś związany - idziemy razem. Jestem sam - idę sam :D
Gdy ktoś mnie namawiał "weź podejdź do niej, bo sama siedzi", to spoko. Nie mam z tym żadnych problemów. Przynajmniej będę miał z kim się pobawić.

Zabawy, tańce, słaba muzyka... Mnie to kompletnie nie przeszkadza. Można się przynajmniej wyszaleć. Mało kto potrafi tańczyć, więc można się bawić po swojemu :)

Że jedzenie kiepskie? - Dawno nie byłem na weselu, na którym jedzenie by mi nie smakowało. Właściwie, to nie przypominam sobie takiego.

Czasami zdarza się tak, że jest bardzo dużo ludzi. Za dużo, jak na możliwości sali. Robi się ciasno i duszno. Wtedy z reguły wiele osób wychodzi na dwór. Zawsze można z kimś pogadać i jakoś czas leci.

A tak w ogóle, to gdy nic mi się nie podoba, to chodzę po sali i robię zdjęcia w ramach doskonalenia warsztatu.
 

Na kaca dobrze działa 50ml wódki ;) Sprawdzone.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z moich obserwacji wynika, że do ślubów i absurdalnych wydatków z tym związanych namawia kobieta w sposób wręcz histeryczny. Nie ważne czy się zadłużą, czy wezmą kredyt, ma być hucznie, ma być masa ludzi, nawet tych z którymi się kontaktu nie utrzymywało przez 20 lat bo liczy się ilość no i kalkulacja ile z tego kasy zostanie w postaci prezentów i kopert. Faceci na tym etapie mają zazwyczaj syndrom białego rycerza więc nie są w stanie postawić tamy i ulegają każdej zachciance jaką wyduma sobie ich wybranka. A później zdziwienie, że jednak się przeliczyli.

 

Kobiety mają obsesję na puncie wesela, mają jego przebieg i wyobrażenie wtłoczone przez babki, matki, telewizję, filmy, komedie romantyczne, seriale, koleżanki. 

Dodatkowo dla kobiet jest to rywalizacja, która wcześniej, która miała więcej gości, która więcej zarobiła na tym, która lepiej wyglądała. Płytkie to niezmiernie.

@Dobi sam widzisz, dla Ciebie taniec to nie problem, alkohol również, ja w kwestii tańca mam kołek zamiast kręgosłupa, nie potrafię wyłączyć sobie blokad w tym zakresie, mimo, że na co dzień jestem dość wyluzowany. A alkoholu po prostu nie piję.

Jeśli chodzi o samiczki to niestety ale w tym wypadku było mocno przeciętnie. Choć faktycznie sam mogłem zająć się zdjęciami, przynajmniej byłyby lepsze od tego co robił wynajęty fotograf tfu tfu "profesjonalista", aż wstyd brać za taką tandetę i brak polotu pieniądze. Obserwowałem go uważnie, nawet się nie wysilił by zrobić fajne ujęcie na odpowiedniej wysokości, gościom walił zdjęcia stojąc, z góry, gdy goście siedzą przy stole, sam wiesz jak ta perspektywa wpływa na twarz i szyję. Zdjęcia robił byle jakie, a świetnych ujęć było sporo wystarczyło mieć trochę wyobraźni i być dobrym obserwatorem :>

 

Co do jedzenia to niestety, przypominając sobie wesela z przeszłości, to aktualne w zakresie jakości jedzenia było na samym dole, to nie tylko moja opinia.
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po każdym weselu, na którym robiłem zdjęcia, najbardziej bolały mnie nogi i plecy... ;)
Jestem dość wysoki i wiem, że trzeba się schylić, aby zrobić ładne foto. Wówczas uczyłem się jeszcze techniki, choć na ujęcia też zwracałem uwagę. Teraz technika jest w miarę opanowana, więc można uczyć się tego od strony artystycznej.

Jeśli chodzi o taniec... masz problem - tańczysz tylko wolne. Młode laski nie potrafią tańczyć tak, jak starsi (to się nazywa "na dwa" chyba). Umieją tylko przestępować z nogi na nogę. Po paru takich tańcach się dojdziesz do wprawy. Zawsze znajdzie się jakaś osamotniona, której nikt nie poprosił. Warto próbować.

Z resztą... kiedyś miałem problemy z nieśmiałością, strach przed publicznymi występami. Wnerwiało mnie to i skoczyłem na głęboką wodę - zacząłem prowadzić szkolenia w pracy ;) Rób swoje i nie zastanawiaj się nad tym, jak zareagują inni.


Co do samych wesel... ja mam nieco inne obserwacje.

Na weselu najbardziej zależy rodzicom. To oni chcą się pokazać. Moi do tej pory nie mogą mi wybaczyć, że wszystko chciałem robić sam. Sam (w porozumieniu z ex) wybrałem salę. Sam ustalałem listę moich gości, menu, zespól, kamerzystę, fotografa. Wybierałem to, co mi odpowiada. Rodzicom pozwoliłem tylko dać kasę na wesele. Jeśli tego by nie zrobili, to i tak miałem własną. Nie mieli nic do gadania.
Z kolei mój brat (taka trochę cipa, robi wszystko, aby zadowolić rodziców) pozwolił, aby jego wesele wyprawili rodzice. Sala w remizie na wsi. Zaprosili chyba z 200 osób. Wszyscy byli stłoczeni. Gorąco, ciasno, niewygodnie... ale rodzice są zadowoleni, bo to było "ich" wesele.

Na wesele naspraszali swoich znajomych, sąsiadów itp. Ja na coś takiego nie pozwalałem, bo co mnie obchodzi to, że rodzice byli na weselu sąsiada... skoro ja nie byłem? Że wypada zaprosić? - Może i wypada, ale nie lubię tych ludzi.


Jeśli ktoś pozwoli wejść sobie na głowę, to inni z tego korzystają, bo dlaczego by nie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że post powstał 2 września 2016 to już za późno ,ale jak co to polecam Sulbultamine (poprawa nastroju i otwartości społecznej) ja korzystam z tego sklepu http://pl.swissherbal.eu/sklep/sulbutiamina-alcar/ ,jednak dawkę trzeba dobierać indywidualne na każdego działa inaczej.

Edytowane przez Ethereal
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Witam Wszystkich Braci,

 

Na wstępie proszę o wyrozumiałość i ewentualne przeniesienie przez moderatorów tematu do właściwego działu, jeśli popełniłem błąd umieszczając go tutaj. 

Szukałem po forum, niestety nie znalazłem bardziej pasującego miejsca. 

 

Za kilka miesięcy szykuje mi się kilka ślubów dobrych znajomych na które zostałem proszonym, a nie wypada odmówić.  

Jako niezależny, wolny i odpowiedzialny 27 letni samiec nie posiadam na ten moment stałej partnerki/żony etc. i nie planuję zmian przed 30. 

Brak również dzieci.  Nie ukrywam duża w tym zasługa Marka i mojego zetknięcia się z jego lekturami/poradami kilka lat temu. 

 

Dylemat jaki mam brzmi następująco: Czy "wypada" przyjść samemu na ślub/wesele znajomych ?

Dotychczasowe moje doświadczenia pokazują, że pójście z byle kim wielkiego pożytku raczej nie przynosi.

Kobieta robi sobie z tym duże nadzieje na przyszłość, znajomi utożsamiają osobę z którą przyszedłeś jako obecną/przyszłą żonę i z mojego doświadczenia wynika, że trzeba się nią zajmować przez większość imprezy, ponieważ nie zna towarzystwa. 

Oczywiście można ją zostawić i odejść od stolika rozmawiając i bawiąc się z innymi, ale z takim podejściem po co ją w ogóle brać ?

Tylko po to żeby się pokazać z ładną panią na początku i nie być samemu ? 

 

Generalnie mam "wyj..." jak to mówią na wytykanie palcem/komentarze innych osób, że przyszedł sam: "pewnie pedał", "jakiś dziwak"... 

Po kilku latach dziwienia się otoczenia jak to nie masz stałej dziewczyny/partnerki/żony, będę w stanie bez żadnych problemów/blokad mentalnych przyjść pewny siebie, w świetnie skrojonym garniturze na ślub znajomych. 

 

Jestem jednak bardzo ciekaw Waszego zdania i Waszych doświadczeń w podobnych sprawach. 

 

Z góry dziękuję za każdą opinię/radę/sugestię :)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.