Skocz do zawartości

Enemy

Rekomendowane odpowiedzi

Ponieważ ostatnio na forum trochę się narobiło gorących dyskusji o ekonomii, o tym kto ma rację a kto jest bardziej zmanipulowany i przez kogo, postanowiłem założyć jeden konkretny temat o tym jakie są i skąd się biorą mity ekonomiczne. Kto chętny zapraszam do dyskusji, kogo temat nie interesuje, nie musi się udzielać, wolna wola. 

 

Ok, do rzeczy. Źródłem mitów bez wątpienia są grupy interesów, na czele z politykami, bankierami i grupą najbogatszych biznesmenów (silna grupa lobbująca). Główną rzeczą, do której próbuje się przekonać społeczeństwo jest to, że rosnące wydatki rządowe są dobre. Ponieważ państwo nie posiada żadnych własnych dochodów i utrzymuje się z podatków, aby pokryć swoje rosnące wydatki, podatki ciągle muszą iść w górę. Przekonuje się więc że podatki są dobre, idą na "darmową" służbę zdrowia i edukację, świadczenie socjalne, i różnego rodzaju „gruszki na wierzbie”. Stosuje się również sugestię, jakoby w celu wyrównywania szans bogaci płacili większe podatki, co jest oczywistą bzdurą. System opiera się głównie na podatkach pośrednich, a te obciążają głównie biedniejszych (bo to oni przeznaczają większą część swojego dochodu na konsumpcję), dodatkowo wielkie firmy rozliczają się w rajach podatkowych, podawałem już w temacie o płacy minimalnej, jak np. taki Google czy Amazon płaci ledwie 0,01% podatku. Przy tym cały system podatkowy jest tak sprytnie skonstruowany że ludzie nawet nie wiedzą ile płacą podatków, a państwo ściąga nawet ponad 2/3 dochodów (jak to się odbywa pisałem już w innych tematach). Ale i to nie wystarcza, rząd zamyka więc budżet z deficytem i zaciąga dług publiczny. Ale to również okazuje się za mało dla potrzymania państwa „opiekuńczego”. Ciągle więc zwiększa się podaż pieniądza, na którego monopol ma bank centralny (w Polsce to NBP, w USA FED itd.). 

 

Rząd żeruje więc na pracy zwykłych obywateli, przekonując że robi to dla naszego dobra. Tymczasem rosnące wydatki publiczne coraz bardziej obciążają podatnika, do tego hamują inwestycje w sektorze prywatnym (efekt wypychania), a inflacja obniża realne płace poprzez wzrost cen na rynku. Dla podtrzymania systemu stosuje się mechanizm, który nazywam „zamiataniem problemu rosnących wydatków rządowych pod dywan”. Podstawą tego mechanizmu jest ciągłe zwiększanie podaży pieniądza. Pozwala to nie tylko na pokrywanie rosnących wydatków rządowych ale również sztucznie poprawia bilans handlowy poprzez osłabienie importu i wzmocnienie eksportu , co jeszcze się pogłębia nakładając cła importowe na zagraniczne towary. W ten sposób chroni się krajowe firmy i miejsca pracy. Do tego tani pieniądz oznacza spadek stóp procentowych, tanie kredyty, a więc podejmowanie licznych inwestycji przez przedsiębiorców i inwestorów. Wskaźniki również wyglądają ładnie, zwłaszcza PKB, na który składają się: wydatki rządowe + inwestycje netto + konsumpcja + eksport – import. A więc wzrost wydatków rządowych, eksportu i konsumpcji (kosztem produkcji) oraz osłabienie importu powodują że PKB idzie w górę. Nie oznacza to jednak że sytuacja gospodarcza jest taka różowa. Wzrost cen zarówno produktów krajowych jak i zagranicznych sprawia że godzina pracy jest warta mniej, a więc płace realne są mniejsze. Bezrobocie też jest większe niż byłoby to na wolnym rynku ze względu na wysokie koszty pracy i państwowe regulacje. Miejsca pracy zostają zachowane, ale jest to zachowanie mniej wydajnych miejsc pracy kosztem powstawania nowych, bardziej produktywnych, a co za tym idzie lepiej płatnych miejsc pracy. Sytuacja gospodarcza wygląda na dobrą, lecz jest ona gorsza niż byłaby na wolnym rynku. W dodatku taki sztucznie podtrzymywany dobrobyt (czyli boom) nie może trwać w nieskończoność. Dzieje się tak dlatego, że wzrost cen na rynku nie następuje równomiernie, w sektorze dóbr kapitałowych ceny rosną szybciej niż w sektorze dóbr konsumpcyjnych. Oznacza to powstawanie baniek spekulacyjnych, a więc np. rosną ceny akcji danej spółki, pomimo iż dana firma jakoś szczególnie nie rozszerzyła produkcji, nie rozwinęła się, mamy czysto spekulacyjny wzrost. Do tego ponieważ ekspansja kredytowa rozwinęła się nie na skutek wzrostu oszczędności (czyli przesunięcia konsumpcji w czasie) tylko na skutek sztucznego zaniżenie stóp procentowych (przez ekspansję monetarną) wiele inwestycji okazuje się z czasem kompetentnie nietrafionych. 

 

Przychodzi taki moment że liczba dóbr konsumpcyjnych w gospodarce zmniejsza się na tyle, że pojawia się tzw. ruch przeciwstawny. A więc teraz to ceny dóbr konsumpcyjnych rosną szybciej niż ceny dóbr kapitałowych. Banki wówczas zostają zmuszone do zaprzestania zwiększania podaży pieniądza, inaczej skończyłoby się to całkowitym załamaniem się systemu monetarnego. Tak więc teraz stopy procentowe idą w górę, pękają bańki spekulacyjne, na giełdzie spadki, nietrafione inwestycje skutkują masą niespłaconych kredytów, które w dodatku stają się wyżej oprocentowane, wiele firm poda więc w kłopoty finansowe, a banki mają problem ze ściągnięciem zobowiązań. To jest właśnie recesja, która prowadzi do kryzysu finansowego, czyli depresji. Przykładami są oczywiście np. kryzys w USA w 2008, w 1973 r. czy 1929 r., kryzys w strefie euro, kryzys japoński z 1990 r., kryzys bankowy w Szwecji w 1992 r., kryzys tequila w Meksyku w 1994 r. i wiele, wiele innych. O ile jeszcze w warunkach normalnych recesja skończyłaby się w ciągu kliku miesięcy, (przedsiębiorcy podjęliby się restrukturyzacji w swoich firmach obniżając płace, zmniejszać zatrudnienie i obniżając ceny, część z nich ogłosiłoby bankructwo, a wierzyciele, czyli banki podjęliby się upłynnienia masy upadłościowej) o tyle w warunkach państwowego interwencjonizmu kryzys przeciąga się nawet na kila lat. Sztywne ustawodawco pracy i związki zawodowe uniemożliwiają obniżanie wynagrodzeń i zwalnianie pracowników, ceny spadają przez bardzo krótki czas (bank centralny zaczyna „walczyć z deflacją”) a rząd obciąża podatników pompując gigantyczne środki w upadające sektory, a więc głownie tych którzy przyczynili się do kryzysu, czyli banki i firmy które nabrały najwięcej kredytów. Nie oznacza to że ratowanie gospodarki przez państwo jakoś szczególnie działa, płace realne i tak spadają, bezrobocie rośnie, a ożywienie gospodarcze zostaje przesunięte w czasie i to znacznie. Zaczyna się więc propaganda pt. „to kryzys kapitalizmu”, „kapitalizm nie działa”, związki zawodowe rozpoczynają fazę strajków, prezesi (zarabiający po 8 tys. na miesiąc) wykrzykują hasła typu „nadchodzi wiosna ludów”, „nie będziemy płacić za wasz kryzys”. Ponieważ „kapitalizm nie działa” nietrudno namówić społeczeństwo że państwowa interwencja jest słuszna, więc bawimy się dalej, do następnego kryzysu. Państwo „opiekuńcze” jest więc niczym innym jak odkładaniem nieuniknionej recesji w czasie i ciągłym zadłużaniem społeczeństwa poprzez dług publiczny (a niech się przyszłe pokolenia martwią). Dodam że faza ekspansji i boomu potrafi trwać naprawdę długo, całymi latami. I stąd właśnie ustrój państwa opiekuńczego wydaje się być takim atrakcyjnym systemem.

 

W celu podtrzymania wyżej przedstawionego mechanizmu rozpowszechnia się takie ekonomiczne mity jak:

1. Konsumpcja napędza gospodarkę – oczywista bzdura, podstawa skompromitowanego keynesizmu, który upadł w latach 70-tych XX wieku. Konsumpcja jest celem gospodarki, ale może nastąpić tylko na skutek wcześniejszej produkcji, bo zwyczajnie nie da się konsumować dóbr które jeszcze nie zostały wyprodukowane. Większa konsumpcja to nic innego jak większy zużywanie istniejącego kapitału. Gospodarkę może pobudzić tylko rozszerzenia produkcji. Tak samo trudno żeby Pan Kowalski stał się bogatszy od tego że zaczął więcej wydawać zamiast zaoszczędzić i zainwestować części kapitału, tak samo ani dodruk pieniądza ani podniesienie płacy minimalnej, ani redystrybucja dochodów nie powoduje że gospodarka zaczyna się rozwijać. Żadne nowo bogactwo nie powstaje, następuje tylko przesunięcie środków przeznaczonych na zwiększenie produkcji na pobudzenie bieżącej konsumpcji.

 

2. Deflacja jest zła – a to ciekawe, bo deflacja występuje nieustannie w sektorze elektroniki, sprzętu RTV czy przemyśle chemicznym. Jakoś te branże nie upadają, a nawet pięknie się rozwijają. Spadek cen następował przez cały okres rewolucji przemysłowej, od połowy XVIII w. do I wojny światowej. I to właśnie było podstawą znaczne podnoszenia się poziomu życia, płace rosły, ceny spadały, czyli płace realne stawały się coraz wyższe, przedsiębiorcy również nie byli poszkodowani, korzystając z ciągle obniżających się kosztów produkcji.

 

3. Oszczędności to zło i marnotrawco – pieniądze bezczynnie kiszą się na kontach, czyżby? Za co w takim razie bank płaci klientowi odsetki? W końcu banki to nie instytucje charytatywne. Oszczędności się nie kiszą tylko są przeznaczane na kredytowanie, czyli na inwestycje. Poza tym oszczędzanie to nic innego jak przesunięcie się konsumpcji w czasie, a więc przedsiębiorcy otrzymują ważny sygnał aby zmniejszyć inwestycje w sektor dóbr konsumpcyjnych, a zwiększyć w sektor dóbr produkcyjnych, podjąć bardziej długo falowe inwestycje. Wzrost oszczędności powoduje również zmniejszenie się preferencji czasowej w społeczeństwie (miary tego, w jakim stopniu aktualna satysfakcja jest bardziej pożądana od takiej samej satysfakcji w przyszłości) co obniża stopy procentowe i raty kredytów. Ponieważ następuje to na skutek faktycznego wzrostu oszczędności, a nie sztucznej ekspansji, takie inwestycje jak najbardziej mają duża szansę powodzenia

 

4. Wolny handel jest niekorzystny, grozi napływem importu, osłabieniem gospodarki i wzrostem bezrobocia.  – wolny handel jest bardzo korzystny dzięki przewadze komparatywnej. A więc w danym kraju produkuje się i eksportuje to co się opłaca a importuje to czego nie opłacałoby się produkować. Wymiana jest korzystna dla obu stron. Np. sprzedajemy produkty rolne i meble, a kupujemy owoce cytrusowe czy ropę naftową. Sam import nie jest żadnym zagrożeniem dla gospodarki. Jeśli Polak wyda pieniądze za produkty zagraniczne to cudzoziemiec trzyma polskie złotówki, które może wydać tylko na polskie produkty, import i eksport dążą więc do wyrównania. Do tego dostęp do tańszych towarów zagranicznych oznacza że społeczeństwo jest bogatsze, za godzinę pracy można kupić więcej, więc płace realne są większe. Dzięki tańszym produktom z zagranicy powstają oszczędności, które są inwestowane na dalszy rozwój. Co więcej dostęp do tańszych dóbr z zagranicy to również dostęp do tańszych czynników produkcji, takich jak surowce energetyczne, metale, czy nowoczesne urządzenia. To także dostęp do tańszej żywności, swoistego „paliwa” dla robotników, przedsiębiorców, słowem wszystkich

 

5. Postęp technologiczny zwiększa bezrobocie – od początku rewolucji przemysłowej nastąpił ogromny postęp technologiczny, jednocześnie liczba ludności na świecie wzrosła ponad siedmiokrotnie, więc gdyby to było prawda, już prawie wszyscy byliby bezrobotni. Kiedy przedsiębiorca korzysta z nowego rozwiązania technicznego faktycznie zmniejsza zatrudnienie. Jednocześnie jednak dzięki obniżeniu się kosztów produkcji ma nowe środki, które może przeznaczyć na rozwój firmy dzięki czemu nowe miejsca pracy powstaną lub na własną konsumpcję, w ten sposób pośrednio stwarzając miejsca pracy w innych branżach. Jeśli odłoży pieniądze jako oszczędności, zostaną one zainwestowane (patrz punkt 3) także stwarzając nowe miejsca pracy. Do tego obniżenie się kosztów produkcji zwiększa podaż dóbr, obniżając ich ceny na rynku. To zwiększa popyt na te dobra, branże się rozwijają i zwiększają zatrudnienie. A nawet jeśli konsumenci nie zgłoszą większego popytu na dany produkt, jako że jego cena jest niższa, zostaje im w kieszeniach więcej pieniędzy, które gdzie i jak nie zostałby wydane stworzą kolejne miejsca pracy. 

 

Tyle ode mnie, sorki za przydługawy post, starałem się skracać w miarę możliwości. Zachęcam do dyskusji  ;)

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ronald Reagan powiedział:

Aby gospodarka działa dobrze,

należy ciąć wydatki i obniżać podatki.

Potwierdził to przez 92 miesiące tego doświadczenia.

http://www.reagan.org.pl/artykul/reaganomika-cele-i-liczby

 

Przez system nauczania w szkołach, gdzie program, a także nauczyciele uzależnieni od państwowego pracodawcy,

nie mogą, albo nie wiedzą, że można nauczyć, o pójściu inną drogą.

 

Po pierwsze, wrogiem pracownika, nie jest pracodawca.

To nie on, zżera znaczną część z tego, co pracownik zarobi.

Wrogiem każdego pracującego jest:

POLITYK- bo żyje z tego, co odbierze innym, sam nic nie tworząc.

BIURWY, nie jest to praca, za którą zapłaciłbyś z własnej woli, bo i po co?

BANKIER- osoba tworząca środki płatnicze, z niczego, drukując cyfry na papierze.

 

Po drugie, nie jest ważne jaką cyfrę zarabiasz, tylko co możesz za nią kupić.

Porównanie dolar z roku 1880 do dolara dziś, to jakieś 1 do 1400,

Lub 1000 złotych, czy 500 funtów, co lepiej jest mieć w kieszeni?

 

Dla utrzymania systemu takim jak jest, grupa z pierwszego punktu, będzie unikała jak ognia informacji, że to oni są, niepotrzebną i szkodliwą częścią społeczeństwa.

Jedyne rozwiązanie to obcięcie wydatków na te, tylko, które są niezbędne do funkcjonowania państwa.

A podatki muszą być celowe i płacone, w ustalonej kwocie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

krócej i prościej chyba się nie da tego wylozyc.

niestety mundre glowy na gorze "mysla" inaczej

 

slabo pamiętam ,/ później może sobie poszukam/ ale czesc z tego co wylozyles było chyba w ustawach Wilczka.

 

To niekoniecznie jest tak że ci na górze nie wiedzą co i jak. Oni bardzo często wiedzą, ale chronią swoje interesy, przecież nie powiedzą wprost że inflacja i wyższe podatki są potrzebne bo rząd wydaje za dużo pieniędzy :P . Pamiętam pewnego wykładowcę (za dużo powiedziane, był raczej wykładowcą gościnnie), jako że zbliżały się wybory do PE cały czas gadał jak to rządy SLD zostawiły gospodarkę w bardzo dobrej kondycji, dzięki obniżce CIT-u był wzrost gospodarczy, spadało bezrobocie itd. Co ciekawe odwołał się również do krzywej Laffera wskazując że obniżka CIT-u z 27% do 19% paradoksalnie zwiększyła wypływy z tego podatku do budżetu. Bardzo racjonalne argumenty ekonomiczne. Tyle że jak on tak mówił o krzywej Laffera od razu przypomniał mi się Marek Belka twierdzący że ta krzywa to bujda. Ciekawe, sam szef NBP nie wie jakie skutki wywołała reforma przeprowadzana niegdyś przez jego środowisko polityczne?  :D . To wszystko jest o tyle zabawne że właśnie jego podatek od dochodów kapitałowych (podatek Belki) był swego czasu chyba najczęściej unikanym podatkiem ze wszystkich. 

 

Tak poza tym pan polityk mówił prawdę, obniżka CIT z 27% do 19% faktycznie zwiększyła wpływy do budżetu, krzywa Laffera zadziałała, można to sprawdzić poniżej:

http://www.ey.com/Publication/vwLUAssets/Prawdziwa_historia_25-lecia_polskich_podatk%C3%B3w/$FILE/Prawdziwa_historia_25-lecia_polskich_podatkow.pdf

 

Poza tym to była jedna z ostatnich dobrych reform gospodarczych w naszym kraju. PKB szło w górę w tempie od 5% do prawie 7% (nie lubię tego wskaźnika, ale tutaj wzrost nie został akurat sztucznie zawyżony tylko faktycznie stan gospodarki się poprawiał), bezrobocie spadało w latach 2004-2008 z 20% do 11%, nie ma co gadać że tak nie było, bo sam pamiętam że nawet w dziurze w której mieszkam zaczęły się pojawiać jako takie miejsca pracy, dużo się gadało że coś tam się w tej Polsce powoli poprawia. PIS wówczas chwalił się że to ich zasługa, chociaż to głównie robota poprzedniego rządu, chociaż obniżka składki rentowej i stawek PIT-u też były dobre, to też trochę pomogło Polsce w czasie późniejszego kryzysu. Ale niestety lata późniejsze były już do dupy, bo raz że na świecie kryzys, a dwa totalnie beznadziejna polityka gospodarcza rządu Tuska. Kuźwa ludzie deklarujący się jako liberałowie okazali się największymi komuchami, podnieśli prawie wszystkie podatki, a i tak zostawili gospodarkę z rekordowo wysokim deficytem, i jeszcze zwiększyli liczbę urzędników. 

 

Okres 2004-2008 był ostatnim w miarę dobrym okresem w polskiej gospodarce. I nie jest prawdą to co pisze Marek, że po obniżce CIT-u płace nie wzrosły. Widać poniżej w tym okresie następował największy wzrost wynagordzeń rok do roku:

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Wynagrodzenia-wzrosly-mocniej-niz-oczekiwano-7282200.html

 

A od 2008 r. poszło to już mocno w dół.

 

Poniżej znowu widzimy że wzrost płac przyspieszył od 1997 r.:

http://wynagrodzenia.pl/files/raporty-pdf/Wynagrodzenia_Polakow_po_20_latach_transformacji.pdf

 

Czyli odkąd CIT był obniżany stopniowo o 2% rocznie z 40% w 1996 r. do 34% w 1999 r., 30% w roku 2000, i tak kolejno do 19% w 2004.

 

Żeby mi ktoś nie zarzucił że nie uwzględniam inflacji:

http://kadry.infor.pl/wiadomosci/717875,Wzrost-plac-realnych-w-Polsce-od-2004-r-do-2015-r.html

 

Wzrost płac realnych od 2004 r. wyniósł 48%.

 

Zaraz jednak Marek mi napisze, "ale ja robiłem w banku jak obniżali CIT i podwyżki tam nikt nie dostał". Ano, raz że w Polsce wówczas rozwijała się bankowość elektroniczna, a więc w bankach robiono cięcia kadrowe, Marek zresztą o ile dobrze pamiętam, został potem zwolniony z pracy, więc się zgadza. A dwa, akurat bank to koszmarny przykład. Współczesne banki to żadne przedsiębiorstwa, tylko uprzywilejowane przybudówki do systemu odpowiedzialne za tworzenie państwowej kasy. Cała ich działalność sprowadza się do pożyczania dodrukowanych pieniędzy za przyzwoleniem banku centralnego i rządu. Gdyby działały na zasadach rynkowych to już dawny byłyby bankrutami, a dawny szef Marka zamiast kupować sobie helikopter utonąłby w długach :D . 

 

Prawdą natomiast jest to że obniżka CIT ma najmniejszy wpływ na wzrost pensji. To o tyle pomaga, że gospodarka ma się lepiej, większa produkcja, ściąga ceny w dół i zmniejsza się bezrobocie (więcej nowych firm), więc realne płace zawsze rynkowo pójdą w górę. Jednak i tak przy dużej biurokracji i obciążeniach ZUS-owskich sektor MSP ma u nas masakrę. I to właśnie trzeba zmienić. Dla zwykłego człowieka bezpośrednim podniesieniem poziomu życia byłaby za to obniżka nie mówiąc już o likwidacji podatku PIT, 19% wyższa płaca z marszu. Nawet znaczna podwyżka kwoty wolnej od podatku, a co za tym idzie kwoty zmniejszającej podatek już podniosłaby płace do góry. A jeszcze lepszy efekt przyniosłoby radykalne obniżki podatków pośrednich, VAT-u i podatków akcyzowych. 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ekonomia jest największym mitem. Pieniądz i wszelkie inne "środki" posiadające jego cechy tylko niszczą ten świat. Nie potrzeba ludziom tego wszystkiego :-). Nawet jak derywaty przekraczają x-krotnie wszytkie zasoby ziemi, to dalej uważają że jest jakiś sens w pieniądzu i ekonomii. Ehh, ludy niewolników ;-)

Edytowane przez baca
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest sens w pieniądz pokrytym w złocie  :) . Czemu? Bo w istocie, złoto jest "prawdziwym pieniądzem" wyłonionym w procesach rynkowych. Od wieków ludzie starli się znaleźć środek płatniczy, czyli coś co pozwoli usprawnić niewygodną wymianę barterową (towar za towar). Złoto okazało się w tym najlepsze, lepsze niż poprzednie waluty typu zboże, sól, czy tam jakieś krowy  :D . Standard złota oznacza że taki bank to nic innego jak magazyn ze złotem, pieniądz papierowy (banknoty, czeki etc.) to po prostu kwity na daną ilość złota (dzięki czemu nie trzeba taszczyć złota ze sobą). Dlatego pierwsze nazwy walut miały nazwy od jednostek wagi, np. funt od funta złota. W takim systemie bank nie może dowolnie dodrukować pieniądza, złota nie dodrukuje, a podrobienie kwita byłoby fałszerstwem. Jeszcze w XIX w. co prawda system rezerwy cząstkowej powodował że banki czasem trochę sobie pofolgowały z podażą pieniądza, ale zaraz musiały to przerwać, bo spadająca wartość pieniądza powodowała wzrost cen krajowych na rynku, w porównaniu z cenami dóbr importowanych z zagranicy, a co za tymi idzie pojawienie deficytu handlowego który wymagał spłaty w złocie. Dlatego złoto odpływało z krajów z rosnącą inflacją do krajów o twardej polityce monetarnej. Banki nie mogłby więc przesadzać, bo groziłoby to im bankructwem. Standard złota powodował zatem trzymanie dyscypliny monetarnej. 

 

Tego nam potrzeba  :D

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Badanie, czym jest standard złota przeprowadzone przez Cynika:

http://dwagrosze.com/2015/02/zloto-trzyma-wartosc.html

____

W lutym 1897 r. Towarzystwo Ubezpieczeń „Rosja” dokonało zakupu działki budowlanej, na której wzniosło swój „dom dochodowy”. Za sumę 315.000 rubli nabyto działkę o powierzchni około 4 tysięcy metrów kwadratowych na rozparcelowanych terenach Szpitala Dzieciątka Jezus, pomiędzy ulicami Sienną, Marszałkowską i Moniuszki. Aktualnie jest to posesja przy ul. Marszałkowskiej 124, pomiędzy ulicami Sienkiewicza a Moniuszki, tzw. przez warszawiaków „Dom pod Sedesami”, gdzie ma swoją siedzibę oddział banku PKO BP.

 

Dokładna powierzchnia tej działki wynosi 3760 m2 co daje cenę 83.78 rubli/m2. Straszliwe czasy zaboru rosyjskiego miały także pewne pozytywne strony. Jedną z nich była wartość waluty. Rubel był mianowicie coś warty, mając pokrycie w złocie. Monetą obiegową była wówczas pięcio rublówka zwana „świnką”:

swinka-640x324.png
Moneta wagi 4.30 g wykonana była ze złota próby 900 i bita była w latach 1897-1911. Czystego złota było w „śwince” 3.87 g czyli 0.12 oz. Podobno można było za to kupić niezłą świnkę na święta, stąd nazwa.

Świnka świnką, faktem jest że towarzystwo ubezpieczeniowe „Rosja” płaciło za cenę metra kwadratowego w centrum Warszawy równowartość 16.76 świnek czyli prawie dokładnie równowartość dwóch uncji czystego złota (2.01 oz).

A jak się kształtują ceny m2 działek w tym rejonie Warszawy obecnie? Mapka z cytowanego wpisu jest tutaj pomocna:

grunty_w_wwie-608x480.png

źródło: wycena.com.pl

Wspomniana działka przy Marszałkowskej 124 leży dokładnie na linii 9190 zł/m2.

A co ze złotem? Na dzień 9.02.2015 poranny fixing złota w Londynie ($1242.25) i aktualny kurs dolara (3.6811 zł) dają cenę złota za uncję 4572.85 zł. To mnożone przez dwie uncje płacone przez towarzystwo ubezpieczeniowe „Rosja” przed 118 laty daje cenę metra kwadratowego 9145.70/m2.

Mierzona w złocie wartość 1 m2 powierzchni działki w centrum Warszawy jest więc zdumiewająco stała. Odchyłka 0.5% jest błędem zaokrąglenia.

Potwierdza to starą prawdę którą podkreślamy od dawna w TwoNuggets Newsletter – złoto nie służy do wzbogacenia się. Służy do nie dania się zubożyć!

Edytowane przez kootas
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super posty Enemy! 

 

Ja jednak muszę kilka rzeczy uzupełnić.

 

Dnia 9.12.2015 at 23:14, EnemyOfTheState napisał:

Ale i to nie wystarcza, rząd zamyka więc budżet z deficytem i zaciąga dług publiczny. Ale to również okazuje się za mało dla potrzymania państwa „opiekuńczego”. Ciągle więc zwiększa się podaż pieniądza, na którego monopol ma bank centralny (w Polsce to NBP, w USA FED itd.). 

 

Istnieją dwa rodzaje zadłużenia:

 

- dług krajowy

- dług zagraniczny

 

Aby sfinansować deficyt budżetowy, rząd emituje i sprzedaje obligacje skarbowe. Są to papiery wartościowe, obejmujące zobowiązanie rządu do wykupienia ich w określonym terminie za ich wartość nominalną plus określony procent. W samych obligacjach nie ma nic złego, gdyby nie to, że rząd ma możliwość uchwalania budżetu z deficytem (np. na kolejny rok). Skoro w danym roku nie miał pieniądzy na spłatę nawet samych odsetek, nie mówiąc już o zadłużeniu, to skąd je weźmie w następnym roku? Będzie musiał wyemitować jeszcze więcej obligacji , żeby wykupić stare i przynajmniej spróbować sfinansować aktualny deficyt, albo sięgnąć do kieszeni podatnika i zwyczajnie podnieść kolejny raz daniny publiczne. I tak dalej i tak dalej... z każdym rokiem państwo pogrąża się coraz bardziej w deficycie. Przeciwdziałać temu może konstytucyjny zakaz uchwalania budżetu z deficytem. W Polsce ustawa ta proponowana była przez Janusza Korwina-Mikke już na początku lat 90-tych, została jednak niemal jednogłośnie odrzucona, a sam prezes Unii Polityki Realnej wyśmiany i wybuczany z ław sejmowych. Efekt? Po 26 latach "wolności" mamy ponad 1 bln pln długu jawnego i 3 bln pln długu ukrytego w ZUS-ie.

 

 

Dnia 9.12.2015 at 23:14, EnemyOfTheState napisał:

Rząd żeruje więc na pracy zwykłych obywateli, przekonując że robi to dla naszego dobra. Tymczasem rosnące wydatki publiczne coraz bardziej obciążają podatnika, do tego hamują inwestycje w sektorze prywatnym (efekt wypychania), a inflacja obniża realne płace poprzez wzrost cen na rynku. Dla podtrzymania systemu stosuje się mechanizm, który nazywam „zamiataniem problemu rosnących wydatków rządowych pod dywan”. Podstawą tego mechanizmu jest ciągłe zwiększanie podaży pieniądza. Pozwala to nie tylko na pokrywanie rosnących wydatków rządowych ale również sztucznie poprawia bilans handlowy poprzez osłabienie importu i wzmocnienie eksportu , co jeszcze się pogłębia nakładając cła importowe na zagraniczne towary. 

 

Mechanizm ingerencji w politykę celną jest obszerny i złożony (o czym pisałem w jednym swoim felietonie) i obejmuje takie narzędzia jej realizacji jak:

 

- cła i protekcjonizm celny
- kontyngenty
- kwoty wywozowe
- kwoty przywozowe
- premie eksportowe

 

Do tego dochodzi dumping, czyli sprzedaż za granicę krajowych produktów po cenach niższych niż na rynku krajowym lub nawet po cenach niższych od kosztów ich wytworzenia, aby osiągnąć dodatni bilans w handlu zagranicznym. To jedna z metod gospodarczego interwencjonizmu państwowego.

 

Dnia 10.12.2015 at 13:47, EnemyOfTheState napisał:

bezrobocie spadało w latach 2004-2008 z 20% do 11%

 

Tu nie do końca się zgodzę. Proszę nie zapominać o przystąpieniu Polski do UE w maju 2004 roku, otwarto wtedy gigantyczny rynek pracy i z naszego kraju odpłynęła rzeka często dobrze wykształconych, młodych ludzi zagranicę, zasilajac gospodarki innych krajów. Rok wcześniej mieliśmy właśnie rekordowe bezrobocie, największe od roku 1989 - wynoszące 20%, za rządów SLD.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie Kelkuc zaorał temat tym tekstem:

http://www.tekstowo.pl/piosenka,biala_piesc,kapitalizm_jest_super.html

 

"Sądzisz, że to dzięki państwu twe dzieci chodzą do szkoły?

A skąd się wziął kapitał, który tę szkołę zbudował?
Sądzisz, że to dzięki państwu masz się gościu gdzie leczyć?
A skąd się wziął kapitał, który wyposażył szpitale?"
(.....)
"Gdyby nie akumulacja kapitału, to twoje dzieci nadal by zapierdalały w kopalni
A ty byś zdechł w wieku 40 lat na pylicę i twoje zjebane geny może by się już nie rozmnożyły
A tak to dzięki mechanizacji możliwej wskutek inwestycji kapitałowych, możesz się opierdalać i przekładać unijne papierki z miejsca na miejsce
Wielki kurwa wysiłek, pasożycie.
Gdybyście się szmaty odessały od cyca i zaprzestały okradać nas z 70% naszego dochodu,
To już dawno mielibyśmy tu raj na ziemi – bynajmniej nie socjalistyczny
Ponieważ powszechny dobrobyt możliwy jest tylko w kapitalizmie
W systemie własności prywatnej."

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Największy mit, może nie do końca ekonomiczny ale pokrewny bo taki ekonomiczno-społeczny to mit:

 

Od pucybuta do milionera.

 

Bo mami setki milionów ludzi i zamienia w chomiki coraz szybciej i szybciej kręcące się w kołowrotku w mirażu

pogoni za mrzonką i fałszywą wizją. Aż padną z sił a ich miejsce zajmą kolejne zindoktrynowane chomiki.

 

Ku radości tłustych kotów, którzy na kręceniu kołowrotków przez chomiki zarabiają grube miliardy.

Tylko nie piszcie mi tu o Gatesach, Cukrowogórych czy Jobsach - przy tylu setkach milionów startujących

statystycznie 'komuś' może się poszczęścić. Ale prawdopodobieństwo mniejsze niż w lotto.

 

S.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Statystyka jest nieubłagana, wedle badań przeprowadzanych bodajże w USA, prawdopodobieństwo że firma przetrwa 5 lat wynosi 35%. Nie wiem jak to jest z inwestowaniem na rynku akcji, ale już np. na forexie traci bodajże 86% traderów.  

 

Ale w zasadzie to właśnie dobrze, o to chodzi żeby rynek oczyszczał się ze złych inwestycji na rzecz dobrych. W ten sposób właśnie przebiega możliwie najlepsza alokacja zasobów. Wolny rynek to nie system gdzie każdy założy firmę i będzie szczęśliwy, nie i jeszcze raz nie. Zrobią to ci, którzy się do tego nadają, czyli ci którzy najlepiej wyjdą na przeciw potrzebom konsumentów. Wolny rynek to po prostu podział pracy i wolna wymiana handlowa. Krawiec szyje ubrania, sprzedaje je i kupuje pieczywo, a piekarz może kupić ubrania. Dzięki temu krawiec nie musi umieć piec chleba, a piekarz nie musi umieć szyć ubrań, a mimo to obaj mogą korzystać z obu tych dóbr. Kapitalizm podnosi poziom życia, nierówno ale sprawiedliwie. Zarobi więcej ten, który w największym stopniu przyczynia się do zaspakajania potrzeb społeczeństwa. 

 

Ludzie którzy mówią o wielkiej biedzie i wyzysku w XIX wieku są na bakier z historią. Przede wszystkim, w tej epoce nastąpiły dwa istotne zjawiska: industrializacja i urbanizacja. Czyli rozwój przemysłu i miast. A mówiąc obrazowo to był czas, gdy ludzie masowo spierdalali ze wsi do miasta. Dlatego że na wsiach jedyne co ich czekało to głodówka, choróbska i analfabetyzm. Początki życia w XIX wieku były ciężkie ze względu na to, że rewolucja przemysłowa była dopiero w powijakach, obsługa pierwszych prymitywnych maszyn wymagała ogromnego wysiłku, sami robotnicy nie mieli praktycznie żadnych kwalifikacji. Jednak ostre zapierdalanie w przemyśle było o niebo lepszą opcją niż wegetowanie na wsi i umieranie na infekcję zęba w wieku 35 lat. Ciężka praca zaczęła przynosić efekty, dzięki czemu ich dzieci i wnuki żyli w coraz lepszych warunkach. Rozwój gospodarczy przyniósł wzrost produktywności pracy i całą masę nowych produktów i wynalazków. Ludzie nie tylko zaczęli żyć na coraz wyższym poziomie, ale zyskali dostęp chociażby do elektryczności, kanalizacji. Rozwój medycyny, wynalezienie wielu ważnych leków, szczepień ochronnych, odkrycie w ogóle czym są mikrooraganizmy, opracowanie pasteryzacji mleka itp. przyniósł znaczne zmniejszenie poziomu śmiertelności. Produktywność pracy wzrosła na tyle że po raz pierwszy od ponad 5 tys. lat dzieci nie musiały pracować. Mało tego rodzice nie tylko byli w stanie ich utrzymać, ale stać było ich na wysłanie ich do szkół, przez co nastąpił także rozwój edukacji i oświaty. Płace realne ciągle rosły, bo z jednej strony rosła produktywność pracy i płace nominalne a z drugiej spadały ceny (standard złota uniemożliwiał dodrukowywanie pieniądza na większą skalę i pojawienie się inflacji) a czas pracy się zmniejszał.

 

I tak się przypadkiem składa że to najbardziej dzikokapitalistyczna Wielka Brytania stała się największą potęgą gospodarczą. A poziom życia wzrastał najszybciej właśnie w najbardziej wolnorynkowym okresie, czyli drugiej połowie XIX wieku. Rzeczywiście straszny to system, który wyciąga społeczeństwo z masowej biedy w stronę najbogatszego społeczeństwa na świecie. Normalnie strach się bać  :)

Edytowane przez EnemyOfTheState
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

No dobra Brachy, postanowiłem trochę odświerzyć wątek i...........

@EnemyOfTheState, @Vincent@kootas i inni - liczydełka :) do roboty

Wyjasnić mi i innym jak chłopu ze wsi, czy to dobrze, czy jednak źle i jesteśmy już blisko zakopywania precjozów pod drzewkiem oliwnym.

@Vincent i nie prowokuj mnie, żebym napisał ,że nie jesteście do niczego potrzebni:P - wątek o przedsiębiorcach i płaceniu pensji........

Aha i nie pisz, że nie prubowałeś:P

 

http://www.monde-diplomatique.pl/index.php?id=1_4

 

proszę uprzejmie, powyższych, @VascoDaGama też może być:)

 

"Melduję że zwitek banknotów euro, w słoiku po dżemie,  w sumie €20K, trzymam:  w szafie/w materacu/na strychu/pod podłogą (niepotrzebne skreślić)… Melduję że słoik krugerrandów na czarną godzinę, rocznik 1979, zakopałem x kroków na płn/płd/wsch/zach (niepotrzebne skreślić) od drzewka oliwkowego za komórką, na głębokości 2 szpadli…  W tym mniej więcej stylu…":lol:

SH.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szykuje się po prostu napompowanie kolejnej bańki spekulacyjnej. Czyli przez pewien czas będzie boom gospodarczy, a potem krach i kolejny kryzys. Oczywiście w międzyczasie będą różne opinie wśród ekonomistów, jedni będą mówić o nadchodzącym kryzysie, drudzy będą odpowiadać: "co wy pierdolisz chłopie, gospodarka szybuje jak strzała, jest super".

 

Kto będzie miał rację? Cóż, przypomnę pewien "zakład o centa" 

 

 

Tak, owszem bardzo dobrze mieć oszczędności i je dywersyfikować. Tutaj powinieneś w zasadzie wywołać @reda do tablicy, chyba nikt tu na forum nie zna się na tym lepiej :). Przy okazji polecę jeszcze artykuł:

http://info.peritusnet.eu/index.php/2016/03/04/jak-przetrwac-gospodarczy-krach/

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, SledgeHammer napisał:

No dobra Brachy, postanowiłem trochę odświerzyć wątek i...........

@EnemyOfTheState, @Vincent@kootas i inni - liczydełka :) do roboty

Wyjasnić mi i innym jak chłopu ze wsi, czy to dobrze, czy jednak źle i jesteśmy już blisko zakopywania precjozów pod drzewkiem oliwnym.

@Vincent i nie prowokuj mnie, żebym napisał ,że nie jesteście do niczego potrzebni:P - wątek o przedsiębiorcach i płaceniu pensji........

Aha i nie pisz, że nie prubowałeś:P

 

Oszczędności to też konsumpcja, tylko ze odłożona na później. A swoją drogą, lepiej trzymać pieniądze w skarpecie albo zakopać w ogródku. Tym bardziej, że teraz oprocentowanie liche a banki co rusz wprowadzają to nowe opłaty za użytkowanie czy to konta, bądź karty.

 

Do tego dochodzi system rezerw cząstkowych i słynny run na banki, dopiero by się działo, gdyby do niego doszło.

 

Natomiast nie wiem jak odnieść się do Twojego linka. Być może znowu będzie ekspansja kredytowa napędzona manipulacją stopami procentowymi. Czyli znany schemat.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, EnemyOfTheState napisał:

Tutaj powinieneś w zasadzie wywołać @reda do tablicy, chyba nikt tu na forum nie zna się na tym lepiej

 

Czuję się wywołany do tablicy, o kruszcach już kiedyś pisałem w innym wątku więc daję link:

 

 

W kwestii uzupełnienia tematu kruszców to złoto traktuję jako zabezpieczenie na wypadek totalnej "rozpierduchy" czytaj wojna lub wielki krach ekonomiczny. W przypadku wojny będzie z czym zacząć od nowa, gdzie indziej, w przypadku krachu będzie można się utrzymać żeby go przeczekać, i jednocześnie móc utrzymać nieruchomości jeśli w wyniku krachu okresowo przestaną przynosić dochód. 

 

Odniosę się też do linkowanego artykułu.

 

Ad 1 . Środki w banku - wiadomo jakieś trzeba mieć na wydatki bieżące, coś na nieprzewidziane , pozostały pieniądz jest w banku tylko do momentu odłożenia odpowiedniej sumy na kolejną inwestycję (właściwie trzymam się zasady +15% na nieprzewidziane wydatki)

 

Inną sprawą są środki w walutach obcych. Można gromadzić je w dwojakim celu, po pierwsze jako inwestycje, czyli zarabiać na zmiennym kursie, po drugie jako lokatę długoterminową - zabezpieczenie tak jak traktuje się złoto. Osobiście preferuje walutę szwajcarską, zresztą mam lokatę w tej walucie i w tym zacnym kraju. Tak misie kolorowe, jak w telewizji mówili bierzcie kredyt we frankach ja pukałem się w czoło i mówiłem, we frankach to się oszczędza nie pożycza. I od wielu lat regularnie zwiększałem zasoby ich waluty, i tak samo jak biedni frankowicze są w dupę i piszczą, żeby ktoś spłacał ich długi, tak samo ja nuciłem z radości jak frank szedł w górę. 

 

Polecam lokowanie środków za granicą, jak pisałem ja wybrałem Szwajcarię, mam lokatę (odsetki niskie, no ale waluta pewna), mam też skrytkę depozytową. Aczkolwiek są inne dobre kraje.

 

Ad 3 Nieruchomości - widać że artykuł pisał laik. Nieruchomości pod inwestycje wszelakie kupuje się na określonych zasadach. Szuka się okazji cenowych, licytacji komorniczych, sprzedawców, którym zależy na czasie z powodu przeprowadzki lub zamiaru emigracji.  Takie nieruchomości można kupić poniżej ceny rynkowej 25 - 30%. Często wprowadzając pewne zmiany lub zmieniając przeznaczenie można zwiększyć ich wartość o kilkadziesiąt procent. 

 

Gdybym kupował mieszkania pod wynajem tak jak pisze ten pan licząc na zysk 2,5% w skali roku to bym ich nie kupował. Nieruchomość mieszkalna lub mieszana (np. część budynku pod działalność, część pod zamieszkanie) ma się zwrócić w ciągu maksymalnie 25 lat. Czyli 4% rocznie, a tak naprawdę ma przynosić więcej ponieważ wymaga stałych nakładów, podatki, remonty, usprawnienia itp.

 

Co do nieruchomości typowo pod działalność gospodarczą dobiera się tak aby zwróciła się maksymalnie w okresie 15 lat. No ale to już trzeba wiedzieć, co i po co się kupuje.

 

Jeszcze dwie uwagi, nieruchomości jeśli nie kupujecie w okresie "bańki" czyli nie przepłacicie gwarantują wam utrzymanie wartości kapitału + generują zysk.

 

Każdą nieruchomość, którą kupujecie, zawsze pełną dokumentację, akty własności, geodezję itp. przechowujcie w bezpiecznym miejscu, zawsze w formie kopii potwierdzonych notarialnie. Jeden zestaw dokumentów trzymajcie poza granicami kraju, nawet jak będzie wojna/ zmiana ustroju państwa to za 30 - 40 - 50 lat wiatr zawieje w inną stronę i będziecie odzyskiwać własność lub zwijać odszkodowania, kluczem do tego są BEZPIECZNE DOKUMENTY. Jeśli nawet nie wy to wasze dzieci lub wnuki, czyli postępujcie jak Żydzi, ne ważne że minęło w chuj lat, trzeba upomnieć się o swoje. 

 

Jak macie więcej kasy kupujcie nieruchomości w różnych krajach, chyba nie muszę tłumaczyć jakie to ma plusy?

 

Co do pozostałych punktów, o złocie dałem link, w akcje się nie bawię ponieważ uważam to za hazard (w sensie giełda) bo zawrzeć z kimś spółkę akcyjną i zrobić dobry biznes to chętnie :P 

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Vincent napisał:

A z OFE to co było? W biały dzień, okradziono ludzi ze 153 miliardów!!!

 

@Vincent możesz mi nie wierzyć, ale Ja już w 2000 roku wiedziałem ,że to przekręt.

Nie poinformowano mnie jedynie, że na taką skalę.

Dlatego lałem na filary !!! i spokojnie moge napisać, że mnie okradli na mała kwotkę:).

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, SledgeHammer napisał:

Dlatego lałem na filary !!! i spokojnie moge napisać, że mnie okradli na mała kwotkę:).

 

Widzicie w jakim patologicznym systemie żyjemy, człowiek się cieszy że go okradli tylko na mała kwotę.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, red napisał:

 

Widzicie w jakim patologicznym systemie żyjemy, człowiek się cieszy że go okradli tylko na mała kwotę.

 

@red doktorze, bez habilitacji:lol:

 

W III RPRL, niemal każdy chcę cie wydymać, już się do tego przyzwyczaiłem.

Jedynie co mogę zrobić, to starać się aby zajebali mi jak najmniej:).

Tak też uczyniłem (gromadziłem najmniejsze możliwe środki).

Nie gromadziłbym wcale, ale jak to w Polszy, II filar był obowiązkowy - teraz wiadomo czemu.

 

BTW.

Piszę aby brachy nie pomyślały, że ogólnie jak widzę jakiś filar to na niego leję, jak już leję to w krzaczkach albo na drzewo;)

Edytowane przez SledgeHammer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.