Skocz do zawartości

Siłownia jako styl życia, czyli jak wytrwać w tym wszystkim jako chudzielec i w końcu przypakować?


Tamten Pan

Rekomendowane odpowiedzi

Siema,

Sprawa wygląda tak: od ponad 2 lat nie uprawiam prawie żadnego sportu (czasami tylko basen), tylko siedzę przy kompie jak ta pizda. 

Rezultat: psycha siada coraz częściej, przemęczenie umysłowe, coraz ciężej się skupić, schudłem 10 kg.

 

Zawsze byłem przeraźliwie chudy, mimo tego że jadłem tyle samo co moi równieśnicy (a czasami nawet więcej). Moi rodzice na zdjęciach z młodych lat wyglądają jakby uciekli z Auschwitz - dosłownie, nie przesadzając. Mój ojciec na 2 roku studiów ważył 53 kg. Nakładał po 3 swetry żeby się z niego nie śmiali. Moja mama też, wieszak bez cycków i tyłka. Teraz już wyglądają normalnie, ale mają po 60tce. Dopiero jakoś po 30tce zaczęli tyć i przybierać normalnych wymiarów. Dziadkowie, wujkowie - to samo. Ze wszystkich stron genetycznie chudość, ludzie patyki.

 

Nieraz mnie bawi jak faceci ważący np. 70 kg rozczulają się nad tym jacy to oni nie są chudzi i w ogóle, ojej, bo chcieliby być Arnoldem a są normalni. Macie naprawdę, kurwa, przejebane.

Do chuja ciężkiego! - ja RAZ w życiu zdołałem przekroczyć 60 kg żywej masy. Mój rekord to 64 kg przy 177cm, po bodajże 7 miesiącach ostrego treningu na masę, diety i suplementacji, bez żadnego odpuszczania i litowania się nad sobą, praktycznie 0 imprez, picie od święta itd.

A to było już 4te podejście - wcześniej zaczynałem pracę nad swoim ciałem 3 razy, począwszy od liceum i zawsze musiałem z jakiegoś powodu przerywać (chore zatoki, matura albo egzaminy na studiach, przeprowadzka, problemy z żoładkiem, kontuzja itd). Za każdym razem gdy przestawałem, traciłem masę w ciągu dosłownie kilku miesięcy, czasami tygodni. Np. męczyłem się przez 4 miesiące żeby przytyć 3 kg, później miesiąc przerwy, zapalenie płuc - i jestem jeszcze chudszy niż jak zaczynałem, mimo starań żeby utrzymać dietę.

 

Mój rozkład przy ostatnim podejściu, ponad 2 lata temu wyglądał tak:

waga startowa: 55 kg. Waga końcowa, po jakichś 6-7 miesiącach (nie pamiętam dokładnie) - 64 kg. Siła wzrosła chyba 10krotnie. Ważąc 64 kg przy 177 wyglądałem fajnie, było widać mięśnie. Mały dalej byłem, ale zgrabny, taki beach boy. Dużo łatwiej było znaleźć na siebie ubrania w sklepie. Psychicznie czułem się dużo lepiej.

 

Przerwałem, bo raz źle chwyciłem sztangielkę i coś mi się ostro nadszarpnęło w szyi, myslałem że to wylew albo coś, ból był nieziemski. Przeszło po miesiącu, ale wtedy dopadła mnie angina, później na chwilę wyjechałem na sylwestra na miniwakacje, później zająłem się biznesem i wszystko co wypracowałem poszło w pizdu.

 

Dieta: jadłem 4 razy dziennie. Około 4000 kcal dziennie.

Śniadanie: 100-120 g owsianki zmielonej z wodą i 150 g twarogu półtłustego, łyzką miodu i bananem. Taki szejk. Wstawałem specjalnie godzinę wcześniej żeby to wypić. Czasami jakiś omlet z owsianką albo jajecznica, orzechy itd.

II Śniadanie: np 6-8 kromek razowego z szynką z kurczaka, serem żółtym, masłem albo oliwą i warzywami, albo łososiem, tuńczykiem itd. Ciężko było to w siebie wmusić w pracy po takim śniadaniu.

Obiad (przedtreningowo): Różnie, zazwyczaj starałem się co najmniej 120 g mięcha i 100-120 g węgli, najczęściej wołowina albo kurczak i makaron, bo ryż mnie nudzi. Ew. kasza gryczana.

Kolacja (po treningu): Albo kanapki razowe, ew. białe z tatarem i surowym żółtkiem, albo makaron z tuńczykiem i oliwą (porcja jak na obiad, zazwyczja w siebie wmuszałem już ten 4 posiłek), albo łosoś pieczony z ryzem albo makaronem, jak byłem przy kasie, itd. Ogólnie cały mój dzień sprowadzał się do jedzenia, pracy, treningu i spania. 

Po treningu jeszcze gainer w którym było trochę kreatyny. Do tego witaminki, tran w kapsułkach i inne pierdoły. Kreatyny w pełnej dawce ani BCCA i innych cudów nigdy nie stosowałem, może to był błąd. Trening miałem ułożony z potreningu.pl przez jakiegoś tam łysego trenera.

 

O siłowni i treningach czytałem MNÓSTWO na sfd.pl i z innych źródeł, ale sukcesu długotrwałego nigdy nie odniosłem. Rezultaty były zawsze, ale efekt jojo ogromny. Po pierwsze - jak tylko przerywam na chwilę - chudnę jak anorektyk na heroinie. Zazwyczaj bez treningów odechciewa mi się jeść, więc staram sie trzymać dietę, ale jeden posiłek gdzieś ospada. Ja ogólnie prawie zawsze mam problemy z apetytem, muszę popijać. Całe życie wszyscy próbowali we mnie wpychać żarcie, bo "ojej on taki chudy, musi jeść więcej" i nic z tego nie wynikało - wszystko wylatywało ze mnie w WC a ja tylko napykałem sobie obrzydzenia do jedzenia. Zazwyczaj ciężko mi skończyć duży posiłek bez popijania. W większości przypadków to praktycznie niemożliwe.

Pasożytów nie mam, robiłem wszystkie badania, podobno jestem zdrowy, jedzenia się przyswaja. Po prostu szkielet mega chudy i mały, a przemiana materii szalona.

Mam za to coś podobnego do IBS, co wg lekarza IBSem nie jest. Nie raz po zjedzeniu małej ilości jedzenia czuje się wypchany jakbym zjadł 2 kebaby z sosami i popił 2 litrową colą. Po prostu robi się niedobrze. Innym  razem za to wchłaniam jak wilk i jem szybciej niż przypakowani koledzy, ale to rzadkość. Za to prawie zawsze po jedzeniu burczy mi w brzuchu jakbym zjadl Chewbaccę z gwiezdnych wojen. Słychać jakieś jęki, kruczenie, bulgotanie, straszne rzeczy. Miałem kolonoskopię (2 razy), gastroskopie, różne badania genetyczne, sprawdzali czy nie mam celiakii - NIC! Lekarz nawet nie wie co mi jest. Podejrzewam, że mogę mieć coś z psychiką.

 

Mam zatem totalny konflikt- z jednej strony znów popadłem w ruinę fizycznie, dzisiaj waga pokazała poniżej 55kg, więc jestem w dupie totalnej, spadają ze mnie najwęższe spodnie jakie był w sklepie. Z drugiej strony po 4 próbach zakończonych ponownym powrotem do bycia chuderlakiem i przy moim podejściu do jedzenia, nie mam w sobie psychicznej siły żeby znów zacząć chodzić na siłownie. Nakupowałem sobie prochów (gainer jakiś tam), do tego kreatynę (bo nigdy nie żarłem, pewnie byłoby dużo łatwiej), BCAA itd. Wszystko to leży w kuchni a ja nie mam siły się zebrac, bo już widzę w głowie że znów będę się męczył (jem bardzo długo, nawet jak jem rzeczy które mi smakują, bo tak się starałem robić, jebać ryż i kurczaka i jedzenie 7 razy dziennie), tracił czas na siłce (robilem krótkie treningu, około godziny ze wszystkim, ale i tak trzeba dojść/dojechać,przebrać się, wrócić itd).

 

Z jednej strony muszę coś ze sobą zrobić bo to już przekracza ludzkie pojęcie, z drugiej strony - mimo że wiem jak (bo to co robiłem działało - siła rosła, wygląd się zmieniał, przybierałem na wadze, nabierałem kolorków), to nie wiem jak to urzymać. Boje się że później będę chciał np. wyruszyć w jakąś podróż po Azji, dostanę biegunki albo po prostu spędzę miesiąc albo dwa bez plastikowych pojemniczków i skupiania całej energii życiowej na jedzeniu i po powrocie znów będę w dupie. Nie chcę znów stylu życia pod tytułem: "nie biegnę na autobus, bo masa mi spadnie", "stary, nie wpadnę do ciebie o 19 tylko o 21 bo muszę zjeśc 200 g wołowiny i 160 g ryżu")

Wiem z książki Marka i też trochę z własnych rozmyślań, że żeby się zmienić trzeba siebie najpierw zaakceptować.

Cóż, ogólnie rzecz biorąc akceptuję siebie, kobietom dziwnym trafem tez się zawsze podobałem (nawet już w podstawówce, kiedy ważyłem chyba 5 kg i byłem najniższy w klasie), kozłem ofiarnym nigdy nie byłem, tylko podśmiechujki sobie ze mnie czasami urządzano, ale nic strasznego. Uważam że przystojny ze mnie suczysyn, ale jak w sklepie nie mogę dostać na siebie innych spodni niż rurkopodobne a i tak ze mnie spadają, albo marynarki nie mogę kupić, bo za wąskie w barach - to już się idzie wkurwić.

 

Planowałem sobie teraz zrobić taki system, że gotuję raz-dwa razy w tygodniu i zamrażam to co można, później tylko sobie wyciągam, wkładam do mikrofalii i jedzonko gotowe, niemniej jednak - wystarczy choroba, wyjazd - wszystko spada. 

Nie wiem co robić. Sterydy mam zacząć żreć? 
Ktoś coś poradzi? PIkaczu?

 

Jest w ogóle wśród was jakiś patyk który zdołał dojść do normalnych wymiarów (ja nie chcę być duży, mam to w dupie - po prostu chcę wyglądać normalnie i czuć się komfortowo w swoim ciele) i to utrzymać, nie żyjąc jednocześnie jak asceta i dziwak?

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie, choć u mnie waga trzyma się w okolicach 60kg. Max ważyłem 65 bodajże, ale warunki wtedy były z gatunku ; nic nie ma do roboty tylko jeść, słuchać pierdoł, w karty grać i ścigać Planktona ze śrutówką.

Wakacje pod gruszą pełną gębą ;)

 

Jakieś 2 lata temu zacząłem ćwiczyć, punkowo, po partacku, tak dla siebie. Efekt, niewielki. Masa stoi w miejscu +-2kg, rzeźba niezła, mięśni widocznych niby więcej, ale jeśli chodzi o przyrost masy zapomnij.

Zaakceptowałem już fakt, że takim jak ja nie rosnie waga.

No nic. Przynajmniej nadwaga mi nie grozi :D

 

Zauważyłem przy jakiejś okazji, że jebnięcie mam lepsze, ale to efekt wzrostu siły.

 

A co do koksowania jak na mój gust góra pół roku po tym jak przestaniesz waga wróci do normy :P

Edytowane przez wroński
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze sobie Ciebie wyobrażałem jako jakiegoś 2 metrowego dryblasa, nie wiem czemu :D

Cholera, ale 60kg to jeszcze w porządku. 54 to już nie do śmiechu, wg wskaźnika BMI to wychudzenie. Ostatni raz tyle ważyłem w liceum, chyba w 2 klasie, pomijając epizod depresji na 2 roku studiów gdzie prawie znikłem, ale wtedy faktycznie prawie nic nie jadłem. Wiem że nie należy się stresować głupimi wskaźnikami, bo teoretycznie jestem zdrowy, ale czuję się po prostu niekomfortowo z tą świadomością.

Nie wiem czy jest sens w ogóle znów się w to bawić, czy może zamiast tego na Muay Thai sobie pójść. Nie przytyję więcej niż 2-3 kg przez kickboks, ale za to forma będzie zajebista. Z tymże bić też się nie mogę, tzn. nawet sparingować na ostro, bo mam uszkodzoną siatkówkę oka i sztuczny ząb z przodu - dostalem kiedyś wpierdol od dresiarzy za brak papierosów. No i kolejna demotywacja, bo ciężko mi się w coś wkręcić na 60%. Bo uderzać będę umiał, kondycja będzie, ale dietę też będę musiał trzymać a w praktyce i tak będę wolał uciekać niż się bić, za dużo mam do stracenia. Albo 100% albo nic, jakoś tak mam.

A od wszystkich innych sportów które lubie (np. jazda na rowerze) jeszcze bardziej się chudnie. No kurwa, żyć nie umierać :D

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem fachura od ćwiczeń ale u mnie działa większa ilość jedzenia plus gainer plus praca 3-4 razy tygodniowo 1,5h na siłowni. Zrezygnowałem z cukru. Chęć na jedzenie przyszła wraz z pracą na siłowni. Po prostu jak się napracujesz to się i żreć chce. Zaczynałem przy 62kg i po 6 miesiącach było 68. Potem rok przerwy i spadek do 66kg. Od września znowu siłownia i teraz 70kg. Trza pracować bo bez tego się nie da.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Schudłeś tylko 2 kg przez rok przerwy? To całkiem zajebiście. Ja cukru prawie też nie jem, odrzuca mnie od słodkiego prawie zawsze - z tymże gainer to przecież prawie sam cukier, podobno.

 

Myślę że może sobie "dojadę" do np. 62 kg, tak na spokojnie, żeby jakieś zdrowe ramy zachować i nie ważyc mniej niż szczupłe licealistki, a później będę tylko jadł i trenował tyle żeby to utrzymać.

A co na to wszystko nasz półboski Pika?  

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie znam się, ale się wypowiem:)

 

Są ektomorficy i endomorficy. Każdy ma inne predyspozycje, wynikające z genów.

 

  1.   Wybrać dobrego trenera osobistego. W ogóle ktoś, kto nie zna się na temacie, nie ma łatwo, gdy idzie o przesiew-dziś każdy jest sobie trenerem. Najlepiej wybrać kogoś wykształconego po uczelni wyższej w kierunku fizycznym, który rozpisze plan o charakterze szczegółowym-co jeść, kiedy, ile, jak, kiedy ćwiczyć, co itd.
  2.   Jak znaleźć takiego specjalistę? Nie wiem. Może poszukać na blogach czy w internecie uznanego fachowca-może nawet być Amerykaninem i mieszkać w Houston, ale ważne, by ogólnie naprowadził, jak znaleźć fachowca u Ciebie w miejscowości. Np. można zobaczyć jakiś program telewizyjny, gdzie specjaliści się wypowiadają.
  3.  To nie jest prosta sprawa-trzeba z czegoś zbudować mięśnie-więc po pierwsze-praca na etat trochę przeszkadza, bo jesteś uzależniony od nakazanych godzin pracy, ale można sobie z tym poradzić. Są tacy, którzy np. biorą do pracy kurczaka z ryżem i wpierdalają. Trzeba też zainwestować w dobrej jakości jedzenie, plus odżywki-oczywiście bez żadnych sterydów, bo nie jesteś debilem. Nie wiem, ale według mnie dobre jedzenie niby wcale nie jest tanie, ale też można wykombinować, by było. Także za ten ''sport'' warto się zabrać, mając poukładany harmonogram dnia.
  4. Ja bym wpierw uzbierał kasę i dopiero potem się za to brał, ponadto jako osoba szczupła możesz wyrywać dupy, zastanów się poważnie, czy chcesz byś mięśniakiem,nie widziałem Cię, ale jeśli jesteś szkieletorem, to po prostu może więcej jedz:)

Takie moje porady ''z dupy wzięte''.

Edytowane przez AdrianoPeruggio
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Juz gdzies sie rozpisywalem i nie chce mi sie za bardzo kolejny raz tego robic. Czytalem takich postow setki (twojego nie doczytalem do konca bo wiem w czym problem). Sam takie posty dawno temu pisalem.

 

Przy 183cm wazylem 53kg. Moj rekord to 82kg i bylem dzik juz, to wszystko w jakies 2,5 lata. Pierwszy rok 0 wypadow,picia czy bezsensownego wysilku fizycznnego. Psycha przeorana i popadalem w depresje i mialem paranoje kiedy czulem glod,nawet w srodku nocy.  Kilka razy wypadniety dysk, dojebana kolana, kilka razy rozjebany bark - zla technika na poczatkach i cwiczylem w piwnicy.

 

Duzo wpierdalac i czesto. Kiedy czytam koljeny raz uzalanie sie i "jem bardzo duzo i nie tyje" to budzi to we mnie litosc i pozalowanie, pierdolenie gorzej niz baba.

 

Przy 4kkcal powinienes dobrze nabierac masy i zeby ja utrzymac wypada z pol roku trzymac te diete + treningi, inaczej wszystko zleci.

Edytowane przez taketwo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja bym napisał e-maila do Schwarzeneggera albo jakiegoś znanego speca z pytaniem, czy by mi krótko poradził, jak robić, by nabrać masy,ale bez sterydów. Nie żartuję. Wyznaję zasadę-internet to wielkie dobrodziejstwo-jak chcę wiedzieć coś o prawie, pytam prawnika, jak o ekonomii-ekonomistę, jak o stosunkach z babami-na Forum, jak o budowaniu masy i rzeźby-trenera osobistego. Czemu nie? Wystarczy skrobnąć e-mail.

Edytowane przez AdrianoPeruggio
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taketwo, to faktycznie ostro, jeszcze chudszy ode mnie byłeś. A myślałem że jestem chodzącym rekordem niedowagi bez udziału narkotyków i alkoholizmu. Właśnie na wypowiedź kogoś takiego jak Ty czekałem.

Jak teraz to u Ciebie wygląda? Utrzymałeś te 8x kg, albo jakiś sensowny poziom? Dalej nie pijesz, nie imprezujesz i jesz 4-5 razy dziennie, trenujesz 3 razy w tygodniu, czy już trochę wyluzowałeś?

 

 

 

Duzo wpierdalac i czesto. Kiedy czytam koljeny raz uzalanie sie i "jem bardzo duzo i nie tyje" to budzi to we mnie litosc i pozalowanie, pierdolenie gorzej niz baba.

 

Przecież nigdzie nie napisałem, że masa mi nie rosła.

Rosła i to fajnie.  Z 55 kg do 64 w jakieś 7 miesięcy to moim zdaniem bardzo spoko. Wiadomo że duża część z tego to pewnie była woda itd. ale i tak ok. Zwłaszcza bez kreatyny, nie wspominając już o "soczkach". I trzymałem przez ponad pół roku to wszystko- dietę, treningi, suplementację.

Tylko:

1) Ta masa spada w chuj szybko przy każdej chorobie albo dłuższej wymuszonej przerwie od treningu, dosłownie jakbym Włada wciągał do każdego posiłku, popijał spirytusem i nie spał

2) Tak samo jak tobie, mi też psycha lekko siadała momentami i dostawałem jakiejś paranoi na punkcie jedzenia. W pewnym momencie to się robi cholernie nużące a później zaczyna się efekt jojo i na samą mysl że "teraz trzeba zjeść" zachciewa się wyć albo spać.

 

Byłbym wdzięczny gdybyś opisał jak do tego podszedłeś od strony psychicznej/strategicznej i w jaką teraz masz formę oraz jakim kosztem.

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaciepierdole... taki dlugi post pisalem i odswiezylem strone  :angry:​ 

 

W skrocie: Podszedlem po mojemu czyli poswiecienie na 100%. Przez pierwsze 6 miesiecy przytylem 14kg, ale jadlem nie 4 a czesto 6-7 razy dziennie. Kilka razy zwracalem troche na talerz, po sniadaniu czesto rzygalem (szejk boma ~900kcal).

 

W glowie mialem tylko kg. Potracilem toche znajomych, z innymi relacje troche sie rozluznily, no i z czasem stalo sie to naprawde obsesyjne. 82kg nie utrzymalem dlugo, jakies 2 miesiace po ktorych dopadla mnie depreszyn (zdrada,zlamane serduszko,strata ukochanego psa i inne, wszystko na raz) po ktorej spadlem do 70kg (takie plateau wagowe ktore potrafilem utrzymac po jakims juz czasie cwiczen), wiec juz nie 53kg. Te 80kg mialo byc moim kolejnym plateau, i baza pod 90kg. Niestety nie udalo sie.

 

Teraz formy nie mam zadnej, nigdy nie mialem w sumie. Nie mam diety, jem jak ptaszek (0 miesia),ale cwicze. Po ponad roku od depreszyn zaczalem znowu. Psychicznie pomaga mi to tez lepiej sie czuc. Obecnie waga (od maja) to 76kg, rosne powolutku, na plecach, klacie czy barkach widac czasem wlokna miesni i coraz lepiej sie zarysowuja. Mam szerokie barki i waskie biodra wiec wizualnie fajnie to wyglada, ale brakuje masy. Wiem, ze gdybym jadl tyle ile potrzebuje, juz dawno dobilbym do 80kg. 

Nie mam parcia juz, chce kiedys tylko wazyc te 8xkg na zyle. Do 30. to osiagne z palcem w dupie, jesli kolejna julietta mnie nie zabije.

 

Zrobic mase nie jest az tak trudno, najtrudniejsze to ja utrzymac. Jestesmy zmuszeni to pilnowania posilkow jesli chcemy utrzymac to co wypracowalismy.

Edytowane przez taketwo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest juz założony temat o siłowni dla ektomorfika.

Ale pomogę Ci...zrozumieć pewne rzeczy.

Ja również należę do prawdziwych ektomorfików, a nie mieszanek różnych typów.

Ostatnio też waga mi poleciała w dół 188cm 73-69,9. Więc odpaliłem moją domową siłownię i mam nadzieje wytrzymać do maja ;)

Prawdziwy ektomorfik to nie jest temat dla forumowych pakerów. Tu trzeba o wiele więcej pokory i wiedzy medycznej, a nie bezsensownego bełkotu "jedz więcej, pakuj więcej" itd

Po kilku podejściach na masę mój trening ograniczam do dwóch dni w tygodniu. FBW ćwiczenia wielostawowe. Martwe ciągi, przysiady, wyciskanie klata, podciaganie, wiosłowanie sztangą, bicepsy sztangielkami o niższym ciężarze niż dotychczas. Według zasady "mięśnie trzeba ćwiczyć, a nie dźwigać ciężary".

Dźwiganie zniechęca, po krótkim czasie spada motywacja. (gdy zacząłem robić przysiady odechciało mi się w ogóle ćwiczyć i już miałem to jebnąć w kąt).

Dźwiganie jest bez sensu. Natomiast z ćwiczeń ogólnorozwojowych można zrobić sobie nawet fajną zabawę.

Takie jest moje podejście. Cieszyć się z każdego grama. Wykonywać ćwiczenia odpowiednimi cięzarami, alby czuć i widzieć efekty. Nie może być zbyt ciężko, jak u mezomorfika, który zje kredę szkolną popije wody z kałuży i już jest wielki. Ektomorfik może mieć siłę i względną masę, jeśli całe jego życie przypomina prace drwala przez 12 h na dobe. Ciało ektomorficzne lubi zapierdol. Niestety szybko przyzwyczaja się do dużego ciężaru i mówi: -pierdole nie rosnę więcej. Dlatego od teraz nie przyzwyczajam ciała to zajebistych ciężarów, tylko stopniuję.

 

Poniżej piłkarz Peter Crouch. Drobnokościsty ektomorfik.

Gość zarabia/zarabiał miliony funtów. Jeździ Range Roverem, ma piękną żonę i córke.

Kiedyś zapytano go kim by był gdyby nie został piłkarzem?

-Pewnie zostałbym prawiczkiem - odparł.

Jednak mimo zarobionych milionów jego ciało jest jakie jest.

Z łatwością mógłby wynająć dietetyka, lekarza. Można by pomyśleć o silikonowych mięśniach, ale jak widać gość nie przegina pały.

Ma coś  o wiele bardziej wartościowego odnalazł cel swojej duszy, żyje z nią w  zgodzie i dlatego pomimo przeciwnosći jest spełniony i ma wszystko.

Peter_Crouch.JPG

 

Tu jest taki ektomorfik 34l. ale z dość gruba kością więc masa też jest większa na starcie, ale musiał sie naharować żeby coś takiego osiagnąć.

https://www.youtube.com/watch?v=voIbcUJXIHk

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie, choć u mnie waga trzyma się w okolicach 60kg. Max ważyłem 65 bodajże, ale warunki wtedy były z gatunku ; nic nie ma do roboty tylko jeść, słuchać pierdoł, w karty grać i ścigać Planktona ze śrutówką.

 

Łoooo matko wroński... sądziłem, że ode mnie nikt gorzej nie może wyglądać (może poza jednym przypadkiem). Obecnie mam 69 kg przy 178 wzrostu.

 

Rekord to 71 kg. Nigdy tej granicy nie przebiłem. Najmniej to 67 kg.

 

Co wy tu piszecie? 53 kg przy 183 cm wzrostu? Toż to jest śmierć głodowa!!!

 

@TamtenPan - możesz bardziej przybliżyć temat swojej siatkówki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vic, ja nie wyglądam źle :D Powiedziałbym nawet, że fajniusio. Chociaż łydki z uwagi na rower masz raczej lepsze.

Iloraz wagi do wzrostu mamy identyczny :P

Jednak założę się o zegarek lub nożyk, że na łapkę kładłbym cię raz za razem ;)

Edytowane przez wroński
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak założę się o zegarek lub nożyk, że na łapkę kładłbym cię raz za razem  ;)

 

Na łapę to mnie kładzie każdy, bo ręce mam jak gimnazjalista. Chude i słabe. W zasadzie tylko to bym u siebie poprawił, red mi polecił ćwiczenia z hantlami, postanowiłem że spróbuje.

 

Mam za to bardzo dobrą kondycję. Dużo jestem w stanie wytrzymać, zarówno jeśli chodzi o obciążenie wysiłkiem (rower, marsz, pływanie) jak i warunki klimatyczno-pogodowe (mróz znoszę z łatwością, upał o wiele gorzej).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tez Wrońskiego wyobrazalem sobie wiekszego...Aczkolwiek intuicyjnie wyczuwam, ze to niezły zabijaka...Znam takich chudziutkich i niepozornych ludzi, ale w oczach maja cyklon, mozna sie zdziwic...

Ja trenuje 3x w tygodniu...Obecnie mam 181 cm wzrostu i waze ok 80 kg...:)

Z silownia i tego typu newsami uderzaj do Pikacza...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Assasyn, zapewniam cię, że nie mam w oczach cyklonu. Co najwyżej mieszankę znudzenia, rozbawienia i zdziwienia.

Znudzony jestem całokształtem, rozbawiony cudzym brakiem właściwej oceny mojej uroczej osoby a dziwi mnie, że spotykam kolejnego samobójcę, inaczej tego nazwać nie można.

Ja naprawdę kochany facet jestem.

Że nie tylko, to zwykle widzą stare garusy i cyganie :D

Edytowane przez wroński
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siatkówka - od urodzenia widzę dobrze tylko na prawe oko, bo mama miała jakiś krwotok w ciąży (może dlatego że za chuda była?) i coś mi się z mózgiem popieprzyło akurat w okresie rozwijania się wzroku. Także na lewe oko nie mam wady wzroku jako takiej (+ albo -), ale widzę wszystko przez czarna płachtę. Jest to nieuleczalne, oko jest zdrowe - mózg nie ogarnia.

Na prawe oko widzę dobrze, niestety dostałem kilka razy z pięści od jakiegoś pojebanego tępego dresiarza spod bloku i siatkówka mi się odkleiła.

Dospawali mi laserem, byłem u okulistki, mówiła że teraz to się trzyma lepiej niż naturalnie przy urodzeniu, bo jest zabliźnione więc i mocniejsze. Niemniej jednak po ryju oberwać z pięści znowu bym nie chciał, to też boks tajski chyba odpada - bo ile można ćwiczyć sztuki walki albo systemy walki bez sparingów, jak dziewczynka? Wszelkie rzuty na matę i obrywanie z rękawic niewskazane, nie mówiąc już o wykorzystaniu tego w realnej walce/do samoobrony.

 

W ogóle, Vincent, jesteś ode mnie centymetr wyższy i cięższy o jakieś 14 kg, a płaczesz nad tym swoim wyglądem jak laska :D Aż przypominają mi się koksy na siłowni ważące po 110 kg i ich teksty "o kurrrrrrwaaaaa!!! ale ja chudy jestem! jak pizda wyglądam! ale mi spadło, ooo kuuuuuurwa, staary!" :D

Jesli Ty jesteś taki "mały i chudy i słaby" to wychodziłoby, że ja na wózku inwalidzkim jeżdżę.

Chyba że masz jakiś zanik mięśni, albo wąskie ramiona/barki, albo jakąś chorobę. Bo w innym przypadku to chyba ostro dramatyzujesz.

 

Ja teraz wspiąłem się na wyżyny spizdowacienia fizycznego, natomiast na siłowni siła szła mi dużo lepiej niż moim dobrze zbudowanym kolegom, wiele części ciała miałem słabszych (np. klata, tragedia), ale wiele dużo silniejszych (np. triceps, ramiona). Jak po serii kilku ćwiczeń na klatę robiłem pompki na poręczach to oni już padali na ryj i nie mogli złapać oddechu. Na łydki też dużo brałem, mimo że mam nóżki kurczaka. Chyba "przeszedłem" prawie całą maszynę w spięciu na palce.

Ogólnie mam budowę trójkąta, wąziutka dupa i szerokie barki także jak jestem w kurtce i bluzie albo marynarce to wyglądam spoko, tłuszczu nie mam to mięśnie też jakieś tam widać (małe ale są), ale do tych 62-63 z rosądku chciałbym dobić, bo teraz już tak poluzowałem sobie pasa (a może raczej zacisnąłem) że czuje się po prostu źle z taką niedowagą. Ręce mam jak dzieciak z gimnazjum, bicepsa brak. Na szczeście jeszcze jakieś resztki trica zostały, a on zawsze fajny był.

 

Wroński - ćwiczysz coś? Jakieś sztuki walki-zabijanki?

 

Waflo - dzięki, bardzo ciekawy wpis. A jak u Ciebie z dietą?

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siatkówka - od urodzenia widzę dobrze tylko na prawe oko, bo mama miała jakiś krwotok w ciąży (może dlatego że za chuda była?) i coś mi się z mózgiem popieprzyło akurat w okresie rozwijania się wzroku. Także na lewe oko nie mam wady wzroku jako takiej (+ albo -), ale widzę wszystko przez czarna płachtę. Jest to nieuleczalne, oko jest zdrowe - mózg nie ogarnia.

Na prawe oko widzę dobrze, niestety dostałem kilka razy z pięści od jakiegoś pojebanego tępego dresiarza spod bloku i siatkówka mi się odkleiła.

Dospawali mi laserem, byłem u okulistki, mówiła że teraz to się trzyma lepiej niż naturalnie przy urodzeniu, bo jest zabliźnione więc i mocniejsze. Niemniej jednak po ryju oberwać z pięści znowu bym nie chciał, to też boks tajski chyba odpada - bo ile można ćwiczyć sztuki walki albo systemy walki bez sparingów, jak dziewczynka?

 

Sztuki walki rzecz zrozumiała, ja też mam zakaz trenowania.

Możesz podnosić ciężary? Brać na klatę? Pchać/ciągnąć ciężkie przedmioty ze względu na wzrok?

 

W ogóle vincent, jesteś ode mnie centymetr wyższy i cięższy o jakieś 14 kg, a płaczesz nad tym swoim wyglądem jak laska  :D Jesli ty jesteś taki mały i chudy i słaby to wychodziłoby, że ja na wózku inwalidzkim jeżdżę. Chyba że masz jakiś zanik mięśni, albo wąskie ramiona/barki, albo jakąś chorobę.

 

W barach akurat jestem szeroki. Ręce mam rachityczne.

 

Wiesz jak jesteś najmniejszy w klasie (technikum), bo same byki siedzą z Tobą w sali, albo grają Tobą w koszykówkę, tudzież trenują chwyty wrestlingowe z wyrzucaniem przez okno włącznie, to po pewnym czasie siłą rzeczy, takie środowisko staje się dla Ciebie punktem odniesienia. Dopiero teraz widzę, że takim totalnym chuchrem nie jestem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozory mylą, choc ja rownierz wygladam dziecinnie...Nie tak jak w gimnazjum, konczylem szkole, mialem osiemnastke a ludzie dawali mi po 14 góra 15...Teraz z tym troche lepiej, aczkolwiek mam wrazliwy i spokojny wyglad...Do rany przyłóż...

Jesli chodzi o kondycji o ktorej wspomnial Vinc, cienko, ale jestem bardzo sprawny fizycznie...I silny jak na swoja posture...Mimo ze jestem drobnokoscistym człowiekiem..

Na reke jestem słaby takze z pewnoscia dalbys mi rade, ale podciaganie na drażku nachwytem i podchwytem, nie mialbys szans :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozory mylą, choc ja rownierz wygladam dziecinnie...Nie tak jak w gimnazjum, konczylem szkole, mialem osiemnastke a ludzie dawali mi po 14 góra 15...Teraz z tym troche lepiej, aczkolwiek mam wrazliwy i spokojny wyglad...Do rany przyłóż...

 

Prawda, zgadzam się. Ty pewnie z kolei podpiszesz się pod tym, że ja również wyglądam młodo.

 

Ja jestem żylasty, tzn. głównie ręce i dłonie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do sztuk walki-najważniejsza jest sztuka uliczna, gdzie nie ma zasad-tak uważa choćby ''Masa'' i ja się z Nim zgadzam-liczy się doświadczenie i odwaga, a dopiero potem jakieś chwyty.

 

Pisał zresztą o spotkaniu z ludźmi z Gdańska, gdzie Łódź wystawiła jakiegoś kabana, a Gdańsk mistrza bodajże w kick-boxingu czy karate, nie pamiętam. No i mistrz dostał łomot. A widząc posturę ''Masy''-nie podchodziłbym zbyt blisko, bo tacy mogą koniowi łeb ukręcić. Oni mieli wieloletnie doświadczenie z ulicy, swoisty spryt-i nie było sędziego, który by gwizdał faule za jakieś niewłaściwe ciosy.

 

To moja teza-sztuki sztukami, ale bardziej bałbym się wielkich koksów, po prostu widząc takiego byka mam respekt-to chyba oczywiste.

Edytowane przez AdrianoPeruggio
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.