Skocz do zawartości

Jeśli możesz, Drogi Bracie, to nie pij!


Oświecony

Rekomendowane odpowiedzi

Drodzy Bracia!

 

Czas na mój pierwszy z dwóch głównych wątków. Będzie on dotyczył picia alkoholu. Pokrótce opiszę najpierw swoją przygodę z piciem. Zaznaczam, że nigdy nie miałem problemów z alkoholem.

Wątek jest dosyć długi, ale starałem się napisać go przejrzyście, jak tylko się da. Jeśli więc już tu zajrzeliście, to mam nadzieję, że wytrzymacie do końca i wyciągniecie wnioski dla siebie.

 

 

 

CZĘŚĆ I

 

 

Piwo zacząłem lubić od osiemnastego roku życia. Wcześniej piłem z kolegami tanie nalewki. Picie piwa wiązało się u mnie w dużej mierze z muzyką, której słuchałem nałogowo, czyli rockiem i metalem. Apogeum picia przypadło na wiek 21-23 lat i w tym przedziale wiekowym (częściowo również później) niespecjalnie interesowałem się kobietami. Zupełnie mi odwaliło na punkcie hard rocka, heavy metalu i piwa. Gdyby kogoś to interesowało, to były to takie zespoły, jak: AC/DC, W.A.S.P. (to są główni winowajcy :-)), Leatherwolf, Accept, Twisted Sister; pomniejsze to: Motörhead, Dżem, Def Leppard, TSA i wiele innych, których podobała mi się tylko jedna lub dwie piosenki.

 

 

Picie zatem, nierozłącznie kojarzyło mi się z tą muzyką i ta muzyka z piciem. Była to taka rewolucja w mojej głupiej głowie i życiowy napęd. Wyglądałem wtedy jak taki "pseudoharlejowiec". Goliłem głowę na zero, miałem brodę (tzw. kozią bródkę) i nosiłem krótkie glany, czarne koszulki i niebieskie jeansy. Na punkcie golenia głowy miałem obsesję. Chciałem nawet sobie laserowo usunąć włosy z głowy. Taką miałem wizję siebie. Jak już wspomniałem wcześniej, kobiety nieszczególnie mnie interesowały. Gdyby jakaś się trafiła do związku, to w porządku. Długo też opierałem się, by wejść w tzw. system.

 

 

W okresie 21-29 lat miałem mniejsze lub większe przerwy w piciu. Największa to rok. Z pewnego względu, o którym napiszę poniżej, postanowiłem nie pić w latach 2014-2015. Od momentu pierwszego upicia się (14 lat) do ostatniego (29 lat) wypiłem około 3-3,5 tysiąca piw, ok. 40 litrów wódki, ok. 8 litrów whisky i ok. 200 nalewek (w tym jakieś 80 litrowych).

 

 

Dla jednych będzie to dużo, dla innych mało. Nie napisałem tego jednak, żeby się pochwalić. No, chyba że swoją ówczesną głupotą wynikającą z braku wiedzy i braku względnie ciekawego życia. W wieku 24-25 lat postanowiłem przez rok zapisywać, ile wypiłem piw. Wyszło mi 520-550. Wszystkie były wypijane do mocnego upicia się, nie dla relaksu, klimatu czy czegokolwiek innego. Za każdym piciem wypijałem 7-9 piw.

 

 

Pocieszające jest to, że spośród swoich kolegów w moim wieku wypiłem najmniej, jeśli chodzi o piwo i wódkę. Niektórzy wypili dwa razy tyle, a są i tacy którzy wypili pięć razy więcej piw ode mnie. Nadal jeszcze dobrze funkcjonują. Pytanie: Jak długo?

 

 

Przełomem dla mnie było trafienie na pewien wykład o alkoholu, o którym wspomnę poniżej. 1,5 roku po tym wydarzeniu postanowiłem właśnie rok nie pić. Wtedy, w wieku 27 lat, coś się we mnie zmieniło. Moje myślenie, że chyba tak to wszystko nie powinno wyglądać. Ostatni raz upiłem się we wrześniu 2015 r. Od tego czasu zero alkoholu i taką też wprowadziłem zasadę do swojego życia.

 

 

 

CZĘŚĆ II

 

 

1. Po krótkiej lekturze tego forum, wiem, że są tutaj mężczyźni obeznani z tematami NWO, syjonizmu itd. Tutaj, Drodzy Bracia, być może was zaskoczę. Za rynkiem spirytusowym stoi niejaka rodzina Bronfman. Oni założyli Seagram. Są to Żydzi (albo być może raczej potomkowie Chazarów, którzy zepsuli judaizm). To był główny powód, dla którego zrobiłem sobie roczną przerwę od picia. Gdybym wcześniej zdawał sobie sprawę z tego, że ogłupianie alkoholem jest powiązane z NWO itd. (na które to tematy trafiłem pierwszy raz 7-8 lat temu), to być może już wcześniej sięgnąłbym po rozum do głowy.

 

 

Miejcie na uwadze to, że jesteśmy celowo truci alkoholem (jest przecież jego ogromna społeczna akceptacja). Swój wolny, przeważnie weekendowy czas, mamy przeznaczać na niszczenie siebie i zewsząd jesteśmy do tego zachęcani. Podobno w telewizji (nie wiem, bo nie oglądam) są reklamy piwa, a zaraz po nich reklamy leków na erekcję. Myślę nawet, że jest to jedna z form depopulacji na równi z papierosami i innymi świństwami przyjmowanymi przez nozdrza, dożylnie lub w jakikolwiek inny sposób.

 

 

2. Taka marihuana (coś, co Matka Ziemia wydaje na świat) nigdy nie będzie legalna z dwóch głównych powodów. Po pierwsze: nie wywołuje agresji w przeciwieństwie do alkoholu. Po drugie: koncerny farmaceutyczne, alkoholowe i tytoniowe nie pozwolą na to, ponieważ zyski z alkoholu, tytoniu i z "leczenia" pacjentów przez Big Pharmę dramatycznie by spadły.

 

 

3. "Alkoholowy terror" - to ten wykład, o którym wspomniałem wyżej. Jest na YouTube z polskim napisami wklejonymi na stałe. Trwa dwie godziny. Do alkoholu i papierosów dodawane są substancje uzależniające. Przy okazji proponuję również obejrzeć "Historia spisku przemysłu tytoniowego". Niedawno w Kanadzie koncerny tytoniowe musiały zapłacić ileś milionów dolarów odszkodowania. Z drugiej strony, co to dla nich za suma? Żadna.

 

 

4. Słusznie zauważył użytkownik "Subiektywny" w swoim wątku "Nieopłacalność mocnego wstawiania się w sobotni wieczór", że picie, to 3-4 godziny "radochy" i 24 godziny cierpienia. Popatrzcie, ilu muzyków zeszło już z tego świata z powodu alkoholu: John Bonham (Led Zeppelin), Keith Moon (The Who), Steve Clark (Def Leppard), Bon Scott (AC/DC). Przykłady zapewne można by mnożyć. Ten ostatni podobno udusił się własnymi wymiocinami. Niedawno przecież odszedł Lemmy z Motörhead, który i tak długo pociągnął ze swoim trybem życia.

 

 

Co do prawie-odejścia w ten sposób, to mógłbym tutaj też dodać swoją skromną osobę. Rano, po wcześniejszym zapijaniu się wódką, zacząłem wymiotować. Nie mając już czym wymiotować, moje mięśnie torsu zacisnęły się tak mocno, że nie mogłem złapać oddechu. Wtedy dla mnie to już nie było śmieszne. Dwa razy miałem taki przypadek.

 

 

5. To że alkohol niszczy erekcję, to wiemy, ale niszczy też płyn mózgowo-rdzeniowy. Wiem, że Marek - nasz generał - interesuje się lub interesował się ezoteryką. Płyn mózgowo-rdzeniowy to jest właśnie ten Święty Olej - "Khristos" (Chrystus). Syndrom dnia następnego, czyli tzw. kac, to nic innego, jak gnijące komórki w mózgu. O tym mówi profesor Żdanow w tym powyższym wykładzie.

 

 

6. U kobiet alkohol niszczy komórki jajowe. Kobieta, która pije alkohol może już nie urodzić zdrowych dzieci. Wygląda na to, że wiedzieli już o tym starożytni Rzymianie (i pewnie nie tylko oni), bo mąż, który wyczuł od swojej żony alkohol, mógł ją nawet zabić.

 

 

7. W końcu, zastanówcie się, czy rzeczywiście się opłaca. Cztery godziny picia i 24 cierpienia. Tak czy tak, następny dzień jest po prostu stracony. Ja rekordowo przy jednym piciu wydałem 270 zł. Normalnie wydawałem 100-150 zł, wliczając w to stawianie innym. Do tego następnego dnia trzeba się czymś wyleczyć, więc woda plus jakieś niezdrowe "fastfudowe" i słodkie jedzenie, to dodatkowe koszty. W życiu miałem kilkanaście tzw. megakaców. Megakac to taki, w którym tylko leżysz cały dzień i zdychasz, od czasu do czasu śpiąc. Po prostu nic nie można robić.

 

 

 

CZĘŚĆ III - Małe podsumowanie:

 

 

- strata pieniędzy

- strata czasu

- stracony następny dzień

- nabijanie kabzy wielkim koncernom, które mają gdzieś nasze - męskie - zdrowie

- ból głowy następnego dnia, tzw. kac

- powolna utrata zdrowia, w tym możliwości seksualnych

- możliwy alkoholizm (wiem, że wielu jest uczulonych na to słowo, ale Stary - jeśli musisz wypić chociaż jedno piwo dziennie do wiadomości, meczu, serialu czy czegokolwiek tam, to już możesz mieć problem)

- rozpady związków i małżeństw, zdrady, przemoc, czasem śmierć

- wypadki samochodowe, w tym śmiertelne wypadki samochodowe (jeden miał miejsce w moich okolicach - zginęła kilkuletnia dziewczynka)

 

 

Żeby uprzedzić komentarze typu: "A mój dziadek pił i palił, i dożył dziewięćdziesiątki", napiszę tak: "Być może, gdyby dziadek nie pił i nie palił, to dożyłby stu dwudziestu lat!"

 

Zostawiam więc swój wątek myślącym pod rozwagę.

 

Myślę, że świadomy mężczyzna, nie niszczy sam siebie, nie wlewa w swoją Świątynię Salomona (swoje ciało) trucizny, ale do tego doszedłem po swoich popełnionych błędach.

 

Trochę czasu zajęło mi napisanie tego wątku, ale czego się nie robi, by pomóc mężczyznom być jeszcze lepszymi mężczyznami. Jeśli wątek chociaż da do myślenia, to dobrze. Życzę wyciągnięcia właściwych wniosków z tego, co napisałem, a sobie życzę wytrwania (bo nie jestem doskonały) w postanowieniu nie tykania tej trucizny.

 

Jeśli Ty, Bracie, nie zadbasz o swoje zdrowie, to nikt tego za ciebie nie zrobi!

 

 

 

Braciom Samcom,

 

 

 

Oświecony

Edytowane przez Oświecony
Przejrzystość tekstu
  • Like 22
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychodzi na to że lepsze swojskie, bo bez dodatków i zdrowe.;)

 

   Generalnie zgadzam się z Tobą. Alko to zło, ale to ostatni legalny, naturalny środek antydepresyjny.

Głęboko zakorzeniony w naszej kulturze.

 

Więc na zdrowie, póki nie znajdę drogi do trzeźwości i spokoju.:)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oglądałem ten wykład jakieś półtorej roku temu. Niepijący zostałem wcześniej. Nie piję w ogóle - nie ma dla mnie wyjątków, nie ma ''jedno piwo/jeden kieliszek'' (przyznaję, kiedyś raz popłynąłem z głupoty, ale to było dawno i nie liczę tego - ot, takie potknięcie na drodze), nie ma ''szampan na sylwestra'' itp. Mógłbym nawet opisać swoje motywy niepicia, jeśli autor tematu wyrazi zgodę. Myślałem czasem o założeniu własnego tematu, ale chyba ten będzie odpowiedni - Oświecony, napisz, co o tym myślisz.

 

Temat ogólnie ma u mnie aprobatę z racji przekonań i podejścia do tego wszystkiego. 

 

Cytat

Picie zatem, nierozłącznie kojarzyło mi się z tą muzyką i ta muzyka z piciem. Była to taka rewolucja w mojej głupiej głowie i życiowy napęd. Wyglądałem wtedy jak taki "pseudoharlejowiec". Goliłem głowę na zero, miałem brodę (tzw. kozią bródkę) i nosiłem krótkie glany, czarne koszulki i niebieskie jeansy. Na punkcie golenia głowy miałem obsesję. Chciałem nawet sobie laserowo usunąć włosy z głowy. Taką miałem wizję siebie. Jak już wspomniałem wcześniej, kobiety nieszczególnie mnie interesowały. Gdyby jakaś się trafiła do związku, to w porządku. Długo też opierałem się, by wejść w tzw. system.

 

Ja miałem kiedyś pierdolca na klimat lat 80-tych (szczerze mówiąc, nadal mam), nawet tworzyłem sobie w różny sposób taki ''mały własny świat'', ale poległem w walce z natłokiem współczesnego zachodniego gówna. Jak powszechnie wiadomo, prawdziwy motórzysta leje do ''wueski'' tanie wino wespół z benzyną kupioną na kartki, ale na szczęście takich skojarzeń tego co lubię z alkoholem nie miałem i nie mam. Ale doskonale łapię twoje motywy. :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś rok temu piłem mniej więcej 2 piwa tygodniowo. Teraz już w ogóle nie piję. Moje powody?

 

1. Alkohol uniemożliwia utrzymanie właściwej formy i motywacji do treningu (trudniej się, np. biega). Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Sport daje mi lepszą "fazkę" niż bronio :)

2. Nie muszę dodatkowo zarabiać na alko :) Jestem rozliczany za konkretne wyniki, nie godziny, więc to ma znaczenie w wolnym czasie :)

3. Brzuchol utrzymuje w miarę stabilną wagę, nawet jak się nażrę niezdrowym jedzeniem, bez alko jest w miarę ok :) Nie mam też rwań na fast foody, chrupki, ciasteczka. Po jednym piwku nawet mi się odpalało "czas się nawpierdalać", 

4. Pewnie najważniejszy powód - smak. Piwa obecnie produkowane to według moich kubków smakowych prawdziwe dno. Piwo z nalewaka w klubie, np. to od razu do wylania. Nawet się brzydzę podnieść do ust,

5. Szkoda dnia i to jest też mocny argument. Co przez jeden dzień można zrobić? No, naprawdę dużo.

 

Mam od wielu miesięcy zasadę zero alko i jakoś mi lepiej. Dobry temat. Trzeźwy umysł, do tego w miarę szczęśliwy i ciekawy świata to jest potęga. Upijają się do oporu moim zdaniem ludzie, którzy nienawidzą siebie, świata, nie mogą pogodzić się z rzeczywistością.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pije, bo nie muszę. Drink czy lampka wina raz na tydzień to nie picie.

 

Oświecony, dobrze ze przejrzales. Bardzo dobrze. Ale widzę, ze potrzebujesz usprawiedliwienia do nie picia. Poszukaj wzorca - kto z ludzi których ceniłeś pił? Co bylo przyczyną, że zacząłeś sam chlać? Co Cię w tym trzymalo tyle czasu?

 

Szukaj głęboko, bo rodzaj muzyki, której sluchales to raczej nie jest powód. Nie upijales sie również zeby dodać se odwagi do kobiet.

 

No i tak trzymaj - chlanie jest słabe.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, tak czytając wszystkie te posty o przekonywaniu się do nie picia alko i zachowywaniu wstrzemięźliwości dochodzę do wniosku że po raz kolejny jestem "niepoprawnym" indywidualistą. Nie wiem na ile psychika się z tym łączy, ale moje ciało nie toleruje alkoholu pod żadną postacią. Parę razy zdarzyło się schlać, ale piłem bardziej po to żeby poeksperymentować i mieć +20 do szacunku wśród "ekipy". Teraz - 18-latek abstynent :)

 

Czysto fizycznie czuję wstręt do alko. Parę razy czułem się niedobrze z powodu piwa smakowego, bo myślałem że ciało jednak da się namówić, a tu taki chuj, "zgon" po paru redsach. Jeżeli chodzi o picie dla schlania - niby spoko, ale też zrobiłem sobie mały rozrachunek no i oczywiste wnioski przedstawił już Oświecony.

 

Dla kontrastu dodam, że po Marysi miałem jedną z najlepszych rozkmin życiowych (taki chwilowy powrót do dzieciństwa) i prawie żadnych efektów ubocznych po.

Prawie, bo później licząc na taką samą zabawę zaliczyłem coś w rodzaju bad-tripa po zielsku. Wiem, że ten termin stosuje się bardziej do LSD itp. ale wrażenie było paskudne, a to określenie idealnie mi pasuje. No, ale ogólnie jako środek do odkrywania nowych "odcieni" siebie to Mary jest o niebo lepsza od alkoholu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Guliver: Samopoczucie się poprawiło, ale bardziej to psychiczne samopoczucie - że uwolniłem się od tej trucizny. Rok, to moim zdaniem za mało, żeby zauważyć jakieś fizyczne lepsze samopoczucie i lepszą pracę mózgu. Musiałbym też zupełnie zmienić sposób życia, czyli przestać się odżywiać śmieciowo, prawidłowo spać, mieć dużo więcej ruchu itd., a ja tego nie zrobiłem.

 

Teraz mam w planach przejść na wegańskie odżywianie. W mojej głowie alkohol i tak już wyrządził znaczne szkody. Do 18-stego roku życia choćbym nie wiem jak był pijany, to na drugi dzień pamiętałem wszystko ze szczegółami. Kto z kim i o czym rozmawiał, z kim ja rozmawiałem i o czym, gdzie kto stał, gdzie ja stałem itd. Możecie mi wierzyć na słowo. Później to się zaczęło psuć. Pamiętałem już tylko połowę, a niekiedy nawet mniej.

 

Alkoholu niczym nie zastąpiłem, a weekedny mam całe dla siebie. Wiesz, jaka to jest radość wstać rano w sobotę lub niedzielę świeżym, wyspanym, bez żadnego bólu głowy, bez poczucia straconego weekendu (bo przecież tyle wartościowych rzeczy mogłem zrobić)? Zapewne wiesz. :-)

 

Weekendowe upijanie się zastąpiłem właśnie samodoskonaleniem się. Rozwijaniem swoich zainteresowań i dużo częściej ruszaniem tyłka. Z moim niepiciem niektórzy koledzy się pogodzili, niektórzy nie. Trudno. Koledzy przychodzą i odchodzą. Zawsze możesz iść do pubu i zamówić sobie wodę mineralną. Presja jest ogromna, bo ten, co nie pije, to dziwak.

 

No co? Ze mną się nie napijesz? No napij się! Jednego małego możesz wypić. Jedno piwo nie zaszkodzi. Wszystko jest dla ludzi. Nie mówiąc już o tym chorym porzekadle: "Kto nie pije, ten podpierdala!" Ja nie uważam, że wszystko jest dla ludzi.

 

Jeśli koledzy nalegają na picie i Cię nie rozumieją, to zmień towarzystwo. Większość po prostu nie chce, żeby Tobie zaczęło się powodzić na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Chcą, żebyś był na ich poziomie.

 

Nieugięty: Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem Twoją wypowiedź, ale wierz mi, chciałbym nigdy nie pić. Takich mężczyzn jest mało, ale są prawdziwymi szczęściarzami. Wiecie, przecież wszyscy piją. Wszędzie, gdzie się nie obrócisz jest alkohol. Tak nas uczą. Nie pij, nie pal, bo to jest dla dorosłych. Takie dziecko sobie w głowie zakodowuje, że: "Aha! Czyli gdy będę dorosły, to będę mógł pić i palić." No i to robi. Do tego dochodzi jeszcze kwestia tak zwanego kulturalnego picia. Ty nie masz się upijać do nieprzytomności. Władcy tego świata chcą, żebyś po prostu pił. Jedno piwo dziennie, ale żebyś pił.

 

Vercetti: Stary, pewnie, pisz ile wlezie. :-) Jestem ciekaw, jak to było u Ciebie. Cieszę się, że jest taki odzew. Ja tego tematu nie założyłem przecież dla siebie. To ma być nasze samcze wspólne dobro (bo chyba na dłużej tu u was zagoszczę :-)) Swoją drogą, ja też uwielbiam klimaty lat 80. Mam naprawdę niezłego świra i będę musiał coś z tym zrobić. :-)

 

PS

Po raz drugi pytam, czy Twoja nazwa pochodzi ze znanej gry?

 

Mac: Świetnie! :)

 

XYZ: Wierz mi, że to była właśnie muzyka. Gdy tylko usłyszałem AC/DC (oczywiście swoje ulubione utwory), to od razu mnie rozsadzało. Wcześniej, to były takie gówniarskie picia na imprezach, domówkach itd. Żeby dodać sobie odwagi do kobiet, to pewnie, że nie. Przyczyną mojego picia była rewolucja w mojej głowie. Rock, metal i piwo to była moja trójca święta. To było po prostu nierozerwalne. Wtedy miałem takie swoje motto: "Prawdziwy mężczyzna pije!" Co za głupota normalnie. Nie potrzebuję usprawiedliwienia do niepicia. W ogóle mnie do tego nie ciągnie. :-) Ja nigdy nie miałem problemów z alkoholem, w sensie, że żadnego rodzaju uzależnienia. Po prostu lubiłem ten stan.

Edytowane przez Oświecony
Przejrzystość tekstu
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Oświecony napisał:

Nieugięty: Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem Twoją wypowiedź, ale wierz mi, chciałbym nigdy nie pić. Takich mężczyzn jest mało, ale są prawdziwymi szczęściarzami. Wiecie, przecież wszyscy piją. Wszędzie, gdzie się nie obrócisz jest alkohol. Tak nas uczą. Nie pij, nie pal, bo to jest dla dorosłych. Takie dziecko sobie w głowie zakodowuje, że: "Aha! Czyli gdy będę dorosły, to będę mógł pić i palić." No i to robi. Do tego dochodzi jeszcze kwestia tak zwanego kulturalnego picia. Ty nie masz się upijać do nieprzytomności. Władcy tego świata chcą, żebyś po prostu pił. Jedno piwo dziennie, ale żebyś pił.

 

^_^ Schlebiłeś mi, miło się poczuć w mniejszości, i do tego szczęściarz.

Mam tą zaletę (wadę), że jestem odporny na zewnetrzną presje i reklamy. Ja kalkuluje co warto a czego nie warto. Możliwe, że to się nabywa w dzieciństwie bądź jest to dziedziczona cecha.

 

O alko polecam Ci bardzo prof. Żdanowa. Rosjanin, mądry człowiek, czasem lekko przegina, ale mimo wszystko wykłady są do przyjęcia.

 

 

 

A tu 2h wykładzik:

 

 

 

ups. napisałem post a nie doczytałem, Ty w sumie znasz prof., ale moze komuś innemu się przyda.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieugięty: Dzięki! Tak, Żdanowa znam, ale dobrze, że wkleiłeś ten właśnie wykład.

 

XYZ: Nie wiem, czy chodzi Ci o to, że jakiś brak czegoś zastępowałem muzyką i piwem, czy czym zastąpiłem to teraz. Jeśli chodzi o to pierwsze, to nie miałem żadnych braków, że musiałem pić piwo. Ja, na przykład, nadal czytałem to, co mnie interesuje, od czasu do czasu byłem aktywny fizycznie itd. Jeśli to drugie, to teraz nadal słucham takiej muzyki (choć już nie tak często), a piwa po prostu nie piję (i innego alkoholu) i niczym na siłę tego picia nie muszę zastępować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem z piciem , jest tak jak ze wszystkimi używkami (jedzenie, seks,  porno) - potrzebny UMIAR!

Od 2013 roku niemal całkowicie odrzuciłem PIWO, i praktycznie już NIE PIJĘ browarów...Zamulają, pełny brzuch,  człowiek ociężały, pobudzają apetyt, boli gardło, śmierdzi z gęby...same wady.

 

Natomiast wódkę (wyłącznie CZYSTĄ) piję i pił będę, bo...zajebiście lubię ten stan euforii w sobotnie wieczory...:-)

Odkąd wyprowadziłem się od Ex, te weekendowe wyjścia do dyskoteki są dla mnie powrotem do młodości, czymś wspaniałym po 20 latach "katorgi"  i zniewolenia...

Najlepsza dla mnie ilość , to jakieś 300g wódeczki, wypitej jeszcze w domu z Red Bullem albo innym energetykiem i kostką lodu z plasterkiem cytryny...

Następnie udaję się do lokalu z moją ukochaną muzyką lat 80-tych, gdzie wypijam do godziny 5 rano jeszcze ze 3-4 drinki (z sokiem porzeczkowym, lub z energetykami).

Czasem zdarzyło mi się upić za bardzo, tzn. nie bardzo pamiętałem, co robiłem - tego już unikam!  Nie po to piję ,aby urwał mi się film ,lecz aby "dopalić" sobie zabawę...

Potrafię bardzo wzruszyć się przy przebojach mojej młodości, np. przy "Never Ending Story" LIMAHLA pociekły mi łzy :-)

Dwa razy poszedłem na trzeźwo i niestety  - to nie to!

 

Na drugi dzień wcale jakoś specjalnie nie zdycham.  Dlaczego ?

Moim zdaniem ZAKAZ PALENIA w lokalach ma tutaj największe znaczenie i bardzo korzystnie wpływa na znikomego kaca nazajutrz...Ja sam nie palę , i nigdy nie paliłem...

Pamiętam , że jako 20 -latek znacznie gorzej znosiłem syndrom dnia następnego - właśnie z powodu wszechobecnego wówczas dymu tytoniowego.

 

W tygodniu nie piję NIGDY, ani piwa ani drinka - choć charakter pracy i tryb życia spokojnie by mi na to pozwalał. Nie mam takiej potrzeby po prostu...

 

Po alkoholu zawsze jestem "do rany przyłóż" , i nigdy nie byłem agresywny. Nastrój euforii jak już pisałem :-)

 

Jeśli ktoś nie chce pić, to jego sprawa i jego wybór , zwłaszcza jeśli miał z tym problemy - całkiem rozumiem...

Natomiast ja będę pił, bo daje mi to ogromną radochę, zwłaszcza w połączeniu z DOBRĄ  muzyką i tańcem :-)

 

Co do dodawania jakichś specjalnych substancji uzależniających do alkoholu, to po prostu nie wierzę...

Tak samo "gnicie komórek mózgu" to też jakaś bzdura wg mnie - przyczyny kaca są dobrze wytłumaczone w sposób naukowy (odwodnienie i zatrucie aldehydami)...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie moja sprawa kto lubi chlapnąć a kto nie. Faktem jednak dla mnie jest, ze alkohol = narkotyk (w płynie). Tego nie zaneguje nikt. Jesli ktoś mi mówi, że lubi się "napić" to w moim umyśle konwertuje to na "ten osobnik lubi sobie poćpać :lol:"

 

Cytat

Etanol jest środkiem odurzającym o działaniu narkotycznym. Wypicie 150–250 g alkoholu etylowego w krótkim czasie może okazać się śmiertelne, choć nie są to zbyt częste przypadki i zwykle są one uwarunkowane innymi czynnikami takimi jak np. choroby układu krwionośnego.

Etanol jest substancją narkotyczną z kategorii depresantów. W małych dawkach – rzędu 30–35 ml (duże piwo, dwa kieliszki wódki) wywołuje on stan pobudzenia, przyspieszone bicie serca, rozszerzenie źrenic, zaprzestanie odczuwania zmęczenia i ogólną poprawę nastroju.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Związki, które sterują nastrojami naszego mózgu  - też mają działanie narkotyczne, np. te powodujące stan ZAKOCHANIA...:-)

Zatem narkotyki w tej czy innej formie - są nieodłącznym elementem naszego życia.

Sportowiec po wysiłku też dostaje narkotycznego "strzała" do mózgu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, moja nazwa pochodzi z mojej ulubionej części GTA. :)

 

Do dzieła:

 

1. Zdrowie 

-samopoczucie po spożyciu alkoholu jest kiepskie. Chce mi się pić - czegoś innego. ''Zagłuszyć'' alkoholową suchość czymś innym. 

-jeśli coś sprawia, że boli mnie głowa, robi się niedobrze i inne tego typu efekty specjalne, to dla mnie nie może być wyraźniejszego znaku, że organizm tego NIE CHCE. Pić i wiedzieć, że później będzie nieprzyjemnie, to tak jakby postanowić, że za pół godziny zacznie mnie coś boleć. Wszystko na własne życzenie.

-ktoś może powiedzieć, że jedno piwo/jeden kieliszek mi nie zaszkodzi - w takim razie do czego mi to jest potrzebne, skoro mi to w ogóle nie smakuje? Efektu żadnego nie da, a już wykluczy możliwość jazdy samochodem, motocyklem, nawet rowerem. Teraz pojawią się głosy, że to tak symbolicznie ''za czyjeś zdrowie'' itp. - o tym jeszcze szerzej napiszę w dalszej części.

-kac. Chyba nie muszę dużo mówić na ten temat. Ja mam 22 lata, a nie 90. Chcę być zawsze zdrowy, aktywny i sprawny, a nie zdychający w łóżku i rzygający do miski stojącej obok. 

-uprawiam sport - siłownia, sporty walki. Alkohol to nie jest przyjaciel takiego stylu życia. 

 

2. Wolność i swoboda

-nie ma u mnie czegoś takiego, jak ,,nie zrobię tego na trzeźwo'' lub ,,nie dam dziś rady, muszę wytrzeźwieć''. Albo coś robię tu i teraz, albo wcale. Nie potrzebuję do tego chemicznych ''ulepszaczy'' życia.

-gardzę wszelkimi społecznymi 'przymusami' - co każdy czytający moje wypowiedzi wie. Gardzę narzuconym od góry modelem życia zakładającym poznanie dziewczyny, oświadczyny, ślub, dzieci i tyraninę po godzinach, żeby spłacić 30 letni kredyt. Tak samo gardzę 'koniecznością' picia. W dupie mam, że jest jakaś tam tradycja picia na weselu/na innych imprezach. Kompletnie nie rozumiem picia ''za zdrowie'' i wmuszania komuś, żeby wypił chociaż jeden kieliszek. No dobra, wypił już ten kieliszek i co się stało? Gówno. To po prostu szukanie pretekstów i usprawiedliwień do picia, nic więcej. 

-niezmiernie sobie cenię wolność. JA decyduję, co jem i co piję - nie obchodzą mnie narzucone przez społeczeństwo wymysły. Niektórzy nawet by gówno zjedli, gdyby ktoś narzucił taką ''tradycję''. 

-swoboda. W każdej chwili biorę samochód i jadę, gdzie mi się podoba. Wstaję rano wypoczęty, nie muszę czekać, aż wytrzeźwieję.

-czuję się człowiekiem wolnym. Moim umysłem nie rządzi chemia podawana z zewnątrz, tylko moje własne przeżycia i przemyślenia. 

 

3. Psychika

-różne stany świadomości po wypiciu. Jeśli cieszę się z życia, to cieszę się naprawdę, szczerze. Cieszę się, bo coś osiągnąłem, bo coś zdobyłem, albo tak po prostu, bo jestem. A nie dlatego, że zalałem pałę i świat jest piękny (przez kilka godzin). 

-nie widzę żadnej potrzeby w zakłócaniu pracy swojego umysłu. To tak, jakbym odłączał w silniku dwa przewody WN z czterech i na własne życzenie zakłócał sprawne i poprawne działanie silnika. 

-decyzje- nie obiecam nic nikomu będąc pijanym. Nie zakumpluję się z kimś, kogo nie lubię. Nie 'polecę' na jakąś laskę. Wiem, że stan upojenia może do takich rzeczy doprowadzić.

 

Cholera, chaotycznie mi to wszystko idzie. Wiem, że mogłem to inaczej opisać, ale to mi w tej chwili przychodzi do głowy.

 

Ktoś może pomyśleć: ale niewielka ilość alkoholu ci nie zaszkodzi/nie upijesz się/nie zgłupiejesz/nie będziesz mieć kaca. 

No, ale mi ten alkohol jest w ogóle niepotrzebny. Odrzuciłem go jako substancję psychoaktywną i jako symbol - nie odpowiada mi społeczna konieczność picia bez wyraźnej przyczyny, dlatego tego nie robię. 

W ogóle mi to nie smakuje, a piłem różne alkohole. To nie tak, że ochlałem się berbeluchy i nagle wielki protest. 

 

Jestem abstynentem ideologicznym - to taka moja ideologia. Całkowity brak jakiegokolwiek alkoholu (nie mówię o lekarstwach, ale tam alkohol nie jest ''celem'', a jednym z potrzebnych składników). Sprzeciw społecznej propagandzie.

Czy to nie jest propaganda? Ludzie nawet nie wiedzą, co im się wciska. Ja nie wmawiam nikomu, co ma robić ze swoim życiem i nie życzę sobie, żeby ktoś ingerował w moje.

 

Kilkukrotnie usłyszałem, że pewnie nie piję, bo:

-należę do sekty

-mam zamiar zostać księdzem

-jestem chory i mi zdrowie nie pozwala

-jestem upośledzony (... :))

 

Kilka osób wręcz nie mogło znieść tego faktu, niektórzy dalej nie mogą, ale nie podejmuję z nimi tego tematu, bo nie będę tracił czasu. Czy to naprawdę ich tak boli? Czy to są ich odczucia, żeby wielbić ten alkohol, czy lata społecznego prania mózgu i wmawiania ludziom, że to jest takie ważne i potrzebne?

 

Jestem wolny. Nie wprowadzam do swojego organizmu i umysłu trucizny, bo szanuję siebie. Poza tym jestem człowiekiem szczęśliwym i nie muszę zalewać frustracji. 

A picie ''z umiarem''? Nie jest mi do niczego potrzebne, bo nie lubię alkoholu. Jego smaku ani działania. A jeśli mam pić tak, żeby się nie upić, to wolę pić coś normalnego, a nie narkotyk. 

 

Śmieszą mnie trochę osoby, które po alkoholu są pierwszymi duszami towarzystwa, wszędzie ich pełno, są królami sobotniej nocy... a jeśli z jakichś przyczyn nie piją - siedzą cicho jak mysz pod miotłą ze smutnymi minami.

Czy to nie jest ograniczanie siebie? ''teraz jestem smutny, bo nie wypiłem'' = MUSI być spełniony warunek (alkohol), żeby osiągnąć efekt (nastrój). To chyba z nas dwóch nie ja jestem czymś ograniczony. :)

 

Dla mnie alkohol to nie jest zwykły produkt spożywczy, tylko narkotyk, wokół którego wykształciła się kultura i obiekt kultu. A mi to nie jest potrzebne. Poznałem wady i zalety, dokonałem wyboru i był jednym z najlepszych w moim życiu. Nigdy nie będę palił ani ćpał, bo mnie nie urządza coś takiego. Nie czuję się ''niepełny'', żebym się musiał 'podpierać' jakimiś tego typu wspomagaczami. 

To zwykła trucizna, z którą nie chcę mieć nic wspólnego. Z jej wątpliwym smakiem, kultem, otoczką. Mam za duży szacunek do własnej osoby, żeby pić w jakichkolwiek ilościach coś, czego w ogóle ''nie czuję''. 

 

Wyszło strasznie chaotycznie i monotematycznie, nie wszystkie myśli przekazałem tak jak chciałem. Na ten temat mógłbym się rozwodzić godzinami, dlatego pewnie coś jeszcze napiszę jak poczuję natchnienie. 

 

  • Like 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

RedBull1973: Wiesz, to jest Twoje życie i masz prawo je przeżyć, jak chcesz. Co do Twojego ostatniego zdania, to polecam obejrzeć wykład prof. Żdanowa, bo ja się na tym nie znam. Piszesz, że lubisz ten nastrój euforii. A czy to nie jest jakiś rodzaj uzależnienia od tej euforii?

 

Ja wiem, że wybrałem właściwą dla mnie (podkreślam: właściwą dla mnie!) drogę życiową bez alkoholu.

 

Co do alkoholu jako narkotyku, to sam Żdanow mówi, że WHO uznała alkohol za narkotyk numer jeden na świecie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, RedBull1973 napisał:

Związki, które sterują nastrojami naszego mózgu  - też mają działanie narkotyczne, np. te powodujące stan ZAKOCHANIA...:-)

Zatem narkotyki w tej czy innej formie - są nieodłącznym elementem naszego życia.

Sportowiec po wysiłku też dostaje narkotycznego "strzała" do mózgu...

 

narkotyki można podzielić na 2 rodzaje:

- pochodzenia naturalnego

- pochodzenia sztucznego

 

Te pierwsze to endorfiny, uwalnianie dopaminy, serotoniny itd. po: jedzeniu, wysiłku, sexu (uznajemy że pobierane w normie, dają same plusy)

Te drugie to już zwykłe ćpanko, natura nie wymaga od nas palenia czegokolwiek (zbędne), picia trunków wyskokowych (zbędne), wdychania, wstrzykiwania czegokolwiek (zbędne).

Pijąc alko dajemy sobie chwilowy narkotyczny kop. Ten kop to rozrywka, ale już pod wpływem tych stymulantów szkodliwych.

 

Uważam, że lepiej zostać na "narkotykach" pochodzenia naturalnego. Czyli takich, kiedy natura wynagradza nas za podtrzymywanie życie (ruch za pożywieniem, konsumpcja) oraz reprodukcją (sex).

 

Pozostałe są szkodliwe i zbędne.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vercetti, dziękuję za Twoją wypowiedź! Świetnie, że masz takie myślenie w tym wieku. Ja w Twoim wieku wychodziłem z wojska i po wyjściu było moje takie drugie apogeum picia. Eh! Jak ja chciałbym mieć takie myślenie te osiem lat wstecz... Ale, jak to powiadają, lepiej późno niż wcale. I pewnie, jeśli coś Ci się jeszcze przypomni, to pisz!

 

 

Swoją drogą, też potrafiłem się zagrywać w tę część GTA na śmierć. Ma klimat tych lat 80. i to potrafi uzależnić.

 

 

RedBull1973: Jeszcze co do lubienia tego stanu euforii, to kiedyś zapytałem swojego kolegę, dlaczego pije. Odpowiedział krótko i na temat: "Bo lubię ten stan!"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie jest za późno aby robić coś dobrego ze swoim życiem. Ja się cieszę, że mając dopiero prawie 19 lat nabrałem takiego podejścia do alkoholu (właściwie - ja to miałem od zawsze, tylko uświadomiłem sobie jak zacząłem pić), a później, mając lat 21, trafiłem tutaj. Teraz wiem, że o ile popełniania błędów w życiu całkowicie wystrzegać nie da, to na pewno moje pieniądze, czas i zdrowie nie zostaną zmarnowane przez kobiety i używki - czyli ''rzeczy'' z wierzchu piękne i wesołe, a w praktyce po bliższym poznaniu... No właśnie. I z tego się cieszę, bo mogłem równie dobrze uzyskać taki stan świadomości za 20 lat po jakimś rozwodzie. 

 

Cytat

Swoją drogą, też potrafiłem się zagrywać w tę część GTA na śmierć. Ma klimat tych lat 80. i to potrafi uzależnić.

 

Jednym z moich marzeń/celów jest polecieć kiedyś do Miami. Głównie za sprawą tej gry zaczęła mnie ta atmosfera kręcić (mówię o USA, bo na fascynację latami 80-tymi w Polsce wpłynęły inne czynniki, poznane znacznie wcześniej niż gra). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vercetti, no to gratuluję podwójnie, że masz taką świadomość co do kobiet. Ja niestety ostro się przejechałem na tej "jednej jedynej", co postaram się opisać w swoim następnym wątku, również ku przestrodze. Myślę, że takiego głupca (bo zrobiłem pewną rzecz, której sobie chyba nigdy nie wybaczę) to forum jeszcze nie widziało.

 

 

He he, Miami. Ta nazwa ma indiańskie pochodzenie, tak jak np.: Chicago, Manhattan, Alabama, Utah, Ohio i wiele innych. A widziałeś może film "Scarface"? Soundtrack z tego filmu był wykorzystany w GTA 3. Ja lubię też filmy z lat 80., ale dobra, nie będziemy "oftopować". :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nikogo nie namawiam do picia, Wam akurat alkohol jest niepotrzebny, nie służy itp. - no i OK, gitara...

Gratuluję.

 

Nigdy nikogo nie namawiam do spożywania alkoholu, raz zaproponuję , jak nie - to nie!

I też nie jestem jakiś przyjebany przymuł na trzeźwo, a wariat po alkoholu - wcale nie....Też mnie śmieszą takie sytuacje.

Nie piję dla samego picia i najebania się , tylko dla polepszenia humoru, dobrego klimatu, otwarcia głowy, uwrażliwienia....:-)

 

Seks po alkoholu zawsze był dla mnie czymś boskim. Raz , że nie musiałem obawiać się o przedwczesny wytrysk, a dwa  - że doznania mam ze TRZY RAZY LEPSZE...!

Oczywiście mówię o umiarkowanym spożyciu, jak człowiek nawalony w trzy dupy, to nic fajnego raczej ...

 

Mi alko akurat służy i pozwala znacznie lepiej znieść rozwód i obecną sytuację - podział majątku, brak kontaktu z dziećmi...

Organizm mój nie ma problemów po piciu, nie rzygałem ani raz od dwóch lat...ANI RAZU, pomimo że nieraz wypiłem naprawdę dużo...0.7L wódki na przykład, plus jeszcze coś w lokalu...

 

Czuje się młody po alko, zresztą ZNÓW naprawdę młodo wyglądam, zwłaszcza  jak na swój wiek (43L)...

Tak się złożyło, że wszystkie najlepsze "migawki" z życia kojarzą mi się tak czy inaczej - z alkoholem, i nic na to już w tym wieku nie poradzę...

 

Przez 20 lat małżeńskiego kieratu bardzo mało piłem (za młodu duuużo) , a teraz sobie piję ze 3 razy w miesiącu i ....bardzo mi się to podoba :-)

 

Michael Jackson też chciał być wiecznie młody i zdrowy, spał pod namiotem tlenowym - i co.... ? :-)

 

Myślicie, że można sobie życie zaplanować , jak w jakimś projekcie ? Obawiam się , że niestety NIE...Ale trzymam kciuki, może Wam się uda...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, Oświecony napisał:

Swoją drogą, też potrafiłem się zagrywać w tę część GTA na śmierć. Ma klimat tych lat 80. i to potrafi uzależnić.

Też jestem , i to już od 33 lat "graczem" , ale za cholerę nie rozumiem , co fajnego jest w serii gier GTA...??? Sorry , ale dla mnie jest to wyjątkowo debilna i nudna gra...:-)

Młodszy syn w to się zagrywał (17lat) , starszy już nie, wolał Battle Field i podobne...

RedBull1973: Jeszcze co do lubienia tego stanu euforii, to kiedyś zapytałem swojego kolegę, dlaczego pije. Odpowiedział krótko i na temat: "Bo lubię ten stan!"

No widzisz: nie rozumiesz "tego stanu po alko", tak jak wiele osób (np. ja) nie rozumie , jak można grać w GTA...:-)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

RedBull1973: W porządku. Ja Twojego podejścia nie ganię. Masz do tego święte prawo. Napiszę raz jeszcze, że ja już wybrałem życie bez alkoholu, papierosów (swoją drogą nigdy nałogowo nie paliłem, a w życiu wypaliłem może paczkę papierosów za gówniarskich lat, żeby zobaczyć, jak to jest być dorosłym) czy innego syfu. I to jest dla mnie właściwe. Co do wymiotowania po alkoholu, to u mnie tak się kończyło mniej więcej co piąte picie. Mam znajomego jakoś w Twoim wieku. Też po rozwodzie, jedno dziecko. Kiedyś mi mówił, że jego była żona powiedziała do niego tak: "Gdybyś zarabiał więcej, to nie miałabym nic przeciwko temu, żebyś sobie wypił jedno piwo na miesiąc!" :-)

 

 

Oj! Kto jak kto, ale ja doskonale rozumiem ten stan po alkoholu. Tylko już go nie chcę, bo wiem, jakie wyrządza szkody. Ponownie namawiam do obejrzenia wykładu Żdanowa.

 

 

Jeśli chodzi o śmierć Michaela Jacksona, jak również Whitney Houston, Marilyn Monroe, to nie wykluczam tego, że ktoś im pomógł. Myślę, że Jackson wiedział doskonale o istnieniu Iluminatów w przemyśle muzycznym i to oni zrobili z niego pedofila.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.