Skocz do zawartości

Kolega w objęciach Matrixa


Rekomendowane odpowiedzi

Z pracą się zgadzam :-) wiem, bo w wakacje miałem swoją pierwszą poważną pracę. Pracowałem za niewielkie pieniądze, żeby odłożyć kasę na studia. To była praca fizyczna, dosyć męcząca i do tego pracowaliśmy 11 godzin dziennie. Najlepsze jest to, że współpracownicy traktowali mnie dobrze dopóki nie dowiedzieli się, że zamierzam się dalej kształcić i wyjeżdżam z mojego miasta bo jest mało perspektywiczne. No wtedy zaczęło się dopierdalnie i dowartosciowywanie się np. No ja to wykonuje lepiej od Ciebie musisz się jeszcze wiele nauczyć - i uśmieszek zadowolenia. Wtedy odpowiadałem: ale Ty pracujesz tu 16 lat a ja miesiąc - uśmieszek zanikał. Naprawdę szanuję ludzi pracujących fizycznie, poznałem trud tej pracy. Współczuję im tylko myślenia: on się stąd wyrwie - trzeba po nim pojechać, żeby czuł się gorszy. Tam gdzie pracowałem można się dorobić tylko garba, nie ma mowy żeby zarobić jakiekolwiek pieniądze, które wystarczyłoby na coś więcej niż prostą egzystencję. Wyciągnąłem jednak z tego same pozytywne doświadczenia, poznałem trochę ludzkie podejście, i psychoze jak w ZSRR - pracuj po 60 godzin w tygodniu za ochłapy, przecież jesteś pracowity. Nieważne, że nie masz życia :-) 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swego czasu nawet ex żona i cała jej rodzina mieli do mnie pretensje o to, że nie pracuję fizycznie, tylko umysłowo: "bo w biurze, to się nie narobisz", "bo brat pracuje ciężko", "bo nic nie potrafisz, do niczego się nie nadajesz, ale masz szczęście i dlatego masz dobrą pracę" no i topowy numer: "zarabiasz dużo, bo zależy ci na pieniądzach, a pieniądze, to nie wszystko" :D

Jako, że się nie narobię w pracy, mam zajmować się dzieckiem przez cały czas "bo ona jest zmęczona".

 

Ja miałem to wszystko gdzieś, ale ex ryło to banię bardzo mocno.

Przez kilka lat pracowałem fizycznie i mówiąc szczerze, gdyby nie kasa, to wróciłbym do poprzednio wykonywanego zawodu. Nie mam kompleksów na tym punkcie. Po pewnym czasie człowiek zaczyna doceniać święty spokój.

Smutne jest to, że nikt z tych krytyków nie zauważa, ile czasu trzeba poświęcić, aby zdobyć doświadczenie i wiedzę potrzebną do wykonywania pracy "umysłowej".
Wtedy, gdy oni spędzali czas na imprezach i rozbijali się Polonezami po wioskach, ja oszczędzałem na studia i każdy weekend spędzałem na uczelni. Wówczas się z tego śmiali - teraz już się nie śmieją. Ja mógłbym pracować na ich stanowisku, ale oni do mojego nie sięgają :)

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Dobi napisał:

Swego czasu nawet ex żona i cała jej rodzina mieli do mnie pretensje o to, że nie pracuję fizycznie, tylko umysłowo: "bo w biurze, to się nie narobisz", "bo brat pracuje ciężko", "bo nic nie potrafisz, do niczego się nie nadajesz, ale masz szczęście i dlatego masz dobrą pracę" no i topowy numer: "zarabiasz dużo, bo zależy ci na pieniądzach, a pieniądze, to nie wszystko" :D

 

Na krótko przed bolesnym procesem wychodzenia z matrixa miałem podobna sytuację z moja EX. W rodzinie większość budowlańców - wieczne porównywanie jaką to ciężką pracę wykonują, a ja nic o życiu nie wiem, bo jestem "paniczykiem z biura". Równocześnie swojej rodzinie musiała sprzedać bardzo dziwny obraz mojej osoby. Pamiętam - pojechaliśmy po raz pierwszy do jej rodziny do miasta oddalonego o ok. 100 km. Poznałem jej chrzestnego i kuzynów, poszło sporo alko i było generalnie sympatycznie. W pewnym momencie jej kuzyn już w stanie wskazującym do niej z wyrzutem :"mówiłaś, że ten twój to jakiś zadzierający nosa, a to równy chłop jest". Na drugi dzień oczywiście były fochy, że za bardzo się z jej rodziną integrowałem. 

Paradoksalnie z drugiej strony dawała mi za przykład pogrążonych w białorycerstwie facetów swoich koleżanek - najczęściej chodziło o typowe korpo-szczury spędzające całe zycie za biurkiem. "A zobacz, Mietek od Grazynki to pracuje mniej od ciebie, a stać ich pojechać do Portugalii i kupili nowe meble i ze znajomymi robią to czy tamto."

 

Całe szczęście następnie przyszedł okres ( w zasadzie trwający do dzisiaj), w którym powoli i boleśnie zacząłem wychodzić z kokona, jakiś czas później trafiłem na to forum i felietony Marka. 

Edytowane przez Aurea_Prima
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja powiem szczerze, że nie spotkałem się nigdy z deprecjonowaniem mojej pracy (biurowej) w odniesieniu do wykonywanej przez innych pracy fizycznej. Zazwyczaj było i jest wręcz odwrotnie. Zawsze w rodzinie stawiany byłem (ja i moje rodzeństwo) za wzór jako Ci, którzy nauką i ciężką pracą mogą teraz zarabiać głową, a nie rękami. Może to kwestia tego, że rodzina ma korzenie mocno rolnicze, a wykształcenie zawsze było cenione.

 

Niemniej, ja sam uważam trochę inaczej. Wykonuję pracę umysłową o charakterze bardzo, bardzo abstrakcyjnym i oddalonym od tego co zwykło uważać się za "prawdziwą pracę". Dodatkowo jest to branża bardzo dobrze płatna. Przez to zgadzam się trochę z Grodonem Gekko z kultowego "Wall Street", który mówi, że my nic nie wytwarzamy (choć sam nie robię w sektorze finansowym), nasza praca nie ma żadnej wartości dodanej. Nie zrozumcie mnie źle, moja praca, podobnie jak każda dobra praca biurowa jest ciężka i wymagająca i są takie dni kiedy czuje się jak po całym dniu na budowie. Ale jedyne co faktycznie produkuje to papier, a towarem który sprzedaję jest wiedza. Jak ktoś jest lekarzem to pracą swoich rąk ratuje życie, jak ktoś jest inżynierem może zbudować most (polecam film "Margin call" i świetne rozmyślania nad pracą inżyniera), jak ktoś jest informatykiem może zaprojektować jakąś aplikację ułatwiającą życie. Natomiast moja praca jest efektem wysokiego skomplikowania współczesnej gospodarki. Sama z siebie mało przydatna. Mniej przydatne są chyba tylko pełne bab Ha eRy. 

 

Dobrze widać to w książce "World War Z", napisanej w formie reportaży. Jeden z nich opowiada o pewnym dyrektorze finansowym ogromnej korporacji, który mówi, że przed zagładą (zombie) zarabiał miliony, miał wszystko, był poważanym człowiekiem sukcesu, a mimo to brakowało mu satysfakcji z pracy. Po zagładzie pracuje jako szewc i z niczego w życiu zawodowym nie był tak dumny jak z pierwszych samodzielnie zrobionych butów.

 

Myślę, że trochę zapomnieliśmy już jak się robi buty.          

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Dante napisał:

A ja powiem szczerze, że nie spotkałem się nigdy z deprecjonowaniem mojej pracy (biurowej) w odniesieniu do wykonywanej przez innych pracy fizycznej. Zazwyczaj było i jest wręcz odwrotnie. Zawsze w rodzinie stawiany byłem (ja i moje rodzeństwo) za wzór jako Ci, którzy nauką i ciężką pracą mogą teraz zarabiać głową, a nie rękami. Może to kwestia tego, że rodzina ma korzenie mocno rolnicze, a wykształcenie zawsze było cenione.

 

Przypomniała mi się jedna rzecz, rodzice zawsze powtarzali żebym się uczył, dzięki czemu nie będę musiał pracować fizycznie jak oni itd. Z tym, że jak pracowałem w domu przy komputerze, własna firma, to jak np. nie chciałem naskrobać ziemniaków bo zajęty jestem to często słyszałem: i tak siedzisz cały dzień w domu i nic nie robisz :D Nawet teraz jak już z nimi nie mieszka, to odnoszę wrażenie, że jestem jakby gorszy, bo nie zapierdalam na zakładzie po 8h + nadgodziny. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak to jest, jak się mieszka z rodzicami ;)

 

Moi jakoś szczególnie mi nie dokuczają przez to, że nie pracuje fizycznie, ale widać, że bardziej cenią tych, którzy pracują na budowie niż własnego syna.

 

Problemem były studia. Na wszystko musiałem zarobić sam pracą fizyczną. Choć rodzice ciągle mówili, że trzeba się uczyć, aby nie pracować tak ciężko, jak oni, to w żaden sposób w tym nie pomagali. Studia skończyłem tylko i wylacznie dzięki własnemu uporowi :)

Kumple rozbijali się Polonezami po dyskotekach, a ja siedziałem na uczelni w prawie każdy weekend i praktycznie cała kasiora szła na szkołę.

 

Nigdy nie chciałem pracować fizycznie. Uważałem, że stać mnie na więcej. Po paru latach pracy za biurkiem wiem, że chętnie powróciłbym do poprzedniej pracy. Fizycznie było ciężko, ale była fajna ekipa, człowiek wracał z pracy wyluzowany. Teraz czuję się po prostu wyczerpany. Nie mam siły na nic.

No, ale kasiora też jest ważna. W pracy fizycznej nie zrobiłbym tyle, co teraz. Coś za coś.

 

Nie mam kompleksów na tym punkcie i nie muszę chodzić w garniturze do pracy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 10.09.2016 o 21:48, RedBull1973 napisał:

 

Wrócił mąż z zagranicy, więc tamten Best Friend przy flaszce oczywiście wszystko mu opowiedział, jak to prowadzi się jego żona...

 

Co zrobił nasz rogacz ?

PRZYPIERDOLIŁ tamtemu w zęby!

Przyjacielowi, za ujawnienie prawdy !

Bo on nie chce sluchać takich rzeczy o swojej żonie, on jej ufa, i niech się NIKT nie wpierdala w jego życie...

(...)

Jaki morał - rycerzyka NIKT i NIC nie przekona, jaka jest prawda o jego wybrance...!

 

 

Marek uczynił audycję radiową by nigdy, never ever, za żadne skarby nie mówić o takim czymś nawet najlepszemu BiFerowi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, radeq napisał:

Nawet teraz jak już z nimi nie mieszka, to odnoszę wrażenie, że jestem jakby gorszy, bo nie zapierdalam na zakładzie po 8h + nadgodziny.


Bo widzisz nasi rodzice zostali wychowani ze pracować w jakimś zakładzie i najlepiej w jednym aż do emerytury. Tak "skostniałe" podejście powoduje, że wielu ludzi narzeka na kiepskie zarobki, ale gdyby spojrzeli i trochę ruszyli głową to część z nich mogłaby zmienić pracę, albo się przebranżowić. Skończyły się czasy "do emerytury". Oni nie są w stanie zauważyć zmian jakie zaszły. Ba ! jeszcze w 2002-2003 roku nawet ja (urodzony już w wolnej Polsce) nie myślałem o tym, że będą takie stanowiska jak specjalista marketingu internetowego czy social marketing,  SEO specialist (koleś który siedzi w pozycjonowaniu stron) i kupę innych mniej lub bardziej sensownych stanowisk (zależy jak to na to patrzy).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W 2004 roku podjąłem pracę w pewnej firmie. Spółka-córka Spółki Skarbu Państwa. Było tam wielu ludzi, którzy od początku narzekali na wynagrodzenia (w granicach minimum). Praca nie była zbyt ciężka, nie pracowało się zbyt dużo, ale nie odczuwało się tego na koncie po wypłacie.

Ja przepracowalem tam tylko rok. Oni pracują tam do tej pory. Nadal narzekaja, ale robią ciągle to samo. Ja w tym czasie byłem w kilku firmach, skończyłem studia, zdobyłem parę uprawnień - oni stoją w miejscu i wciąż narzekają.

 

Wydaje mi się, że niektórzy tak naprawdę nie chcą nic zmieniać. Może nie wiedzą, jak to zrobić. Może boją się zmian. Nie wiem. Ja nie lubię narzekać. Jeśli mogę coś zmienić - to zmieniam. Jeśli nie mogę, to narzekaniem i tak niczego nie zmienię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od indywidualnego podejścia. Spójrzcie np. Rybak w Indiach - ma jedną koszulkę i spodnie, a i tak jest bardziej zadowolony z życia niż 90% obywateli naszego kraju. Uważam, że żadna praca nie hańbi, po prostu każdy jest predysponowany do czegoś innego. Nie ma sensu wymagać od erudyty, żeby zapierdalał przy łopacie skoro nienawidzi tej roboty i nie pasuje do środowiska robotniczego. W drugą stronę ktoś uwielbia jakieś rzemiosło to na co mu praca w korpo?  Podział na zawody bardziej czy mniej prestiżowe to głupota. Wszystko zależy od jednostki: czujesz się dobrze w danej grupie to zostajesz lub szukasz podobnej. Nie czujesz się to szukasz innej ścieżki np. Ja wiem, że nie nadaje się do pracy fizycznej, więc będę szedł w kierunku pracy umysłowej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie praca umysłowa już męczy.

 

Niedawno, przy okazji remontu w mieszkaniu, przypomniałem sobie to, co robiłem wcześniej jako elektryk. Fajne uczucie. Wszystko proste i jasne. Robi się coś ko kretnego, czas mija, a ja nawet nie odczułem szczególnego zaangażowania. Po prostu wszystko jest jasne i proste. Nie musiałem się zastanawiać nad tym, co robię. Po prostu wiedziałem.

To nie było nic trudnego, bo tylko wymiana instalacji w jednym pokoju... ale fajnie było przypomnieć to sobie :)

 

Teraz w robocie mam trochę burdel. Wszyscy przerzucają odpowiedzialność na niższe poziomy, a że ja jestem najniżej, to mam za wszystko odpowiadać, a w razie błędów - wszyscy mają pretensje do mnie. Żadnych regulacji i konkretnych ustaleń. Często każą podejmowania decyzje w sprawach, o których nawet nie mogę mieć pojęcia (ktoś inny to ustala), aoni każą mi weryfikować, czy ludzie robią dobrze. Zamiast zrzucić odpowiedzialność na tych, którzy mogą sprawdzić informacje, to każą weryfikować to ludziom, którzy nie mają takich możliwości. Tak "na oko".

W razie błędów nic się nie zawali, ale sytuacja jest denerwująca.

 

 

Zawsze chciałem pracować umysłowo i nigdy nie chciałem zarabiać na życie praca fizyczną. Po kilku latach mam porównanie i teraz bez wahania powróciłbym do poprzedniej pracy, byleby kasa się zgadzała.

Wtedy wracałem z pracy zmęczony, ale szczęśliwy. Umysł był wypoczęty i chciało się działać. Teraz ręce nie bolą od roboty, ale mózg odmawia posłuszeństwa, nie chce mu się pracować więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eee wiecie co ??? Może administrator mógłby wyciąć te komentarze odnośnie pracy (bo trochę offtop) i stworzyć na podstawie ich nowy temat pt "praca, rynek pracy itp...)  czy coś w ten deseń. 

Edit: zgłosiłem administracji propozycję. 

Edytowane przez slavex
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.