Skocz do zawartości

Jak zdałem sobie sprawę z istnienia matrixa


Rekomendowane odpowiedzi

Szanowni Bracia,

od ładnych kilku miesięcy zaglądam na to forum. Jestem pod wrażeniem trafności spostrzeżeń, przytoczonych historii i ciekawych osób tutaj piszących. Smutne jest jednak to jak wielu z was trafiło tu dopiero po przeżyciu życiowych tragedii związanych z małżeństwem czy ogólnie z kobietami. Ja mam to szczęście, że jako chyba jeden z nielicznych, zacząłem uświadamiać sobie istnienie matrixa i grzechu białorycerstwa już w trakcie trwania małżeństwa, ale jeszcze przed groźnymi sytuacjami, które mogłyby niechybnie mieć miejsce, gdybym dalej trwał w stanie tej idiotycznej naiwności. 

Tak jak wielu, chorobę białego rycerza wyniosłem z domu. Tam rządziła matka, ojciec był jedynie wykonawcą jej poleceń, był bierny i wydaje się, że w pewnym momencie przestał walczyć o siebie, o swój rozwój, o przewodnictwo w rodzinie. Chociaż miał do tego predyspozycje - zaniedbał je. Byłem świadom tej jego, jakby nie patrzeć, życiowej tragedii, i wiedziałem, że nie mogę powielić tego błędu. Nie dostrzegałem jednak tego wielkiego i ważnego połączenia między nieustannym rozwojem mężczyzny i osiąganiem przez niego różnych celów a jego stosunkiem do kobiet i vice versa.

Pierwsze lata życia z moją żoną (wtedy narzeczoną) były naznaczone syndromem poważnego białorycertswa. Doszło w pewnym momencie nawet do tego, że idąc z kumplami na imprezę dzwoniłem do narzeczonej by zapytać się czy mogę zapalić sobie blanta… Przebłyski, że coś jest nie tak w takim zachowaniu, i że szkodzi to również kobiecie pojawiały się czasami, ale ciężko było mi to połączyć w jakąś całość. Np. raz, gdy żona ośmieszyła mnie lekko w obecności mojego kolegi, dość stanowczo zwróciłem jej uwagę. Ponieważ praktycznie nigdy wcześniej nie sprzeciwiałem się jej w ten sposób, zareagowała obrazą, fochem itp. Ku mojemu zdziwieniu, nieco później jej stan odwrócił się i stała się nagle jeszcze bardziej kochającą żoną niż wcześniej. Zapaliła mi się lampka.

Prawdziwy przełom pojawił się jednak pod wpływem dwóch rzeczy. Pierwszy to obserwacja rozpadających się małżeństw znajomych, które wydawały się może nie idealne, ale na pewno nierozerwalne. „Dlaczego ona go tak traktuje chociaż on jest jak piesek na jej usługi i nawet nie piśnie głosem sprzeciwu?” - myślałem [Właśnie dlatego głupcze!]. Druga rzecz to dwie lektury, które nie tylko uświadomiły mi o co w tym wszystkim chodzi. ale wyłoniły z mgły intuicji i domysłów dość klarowny obraz stosunków damsko-męskich, których obserwacja i amatorska analiza została potwierdzona w praktyce i stała się jednym z moich hobby. Wiedza to jednak podstawa. 

Pierwszym źródłem, w którym odkryłem prawdziwe zasady dotyczące relacji damsko-męskich, i które dość mocno zszokowało mnie swoją bezpośredniością, było „Vademecum Ojca” p. Janusza Korwin-Mikkego. Jakże to było odkrywcze! Nagle elementy układanki, które wcześniej widziałem w oddali porozrzucane we mgle, zaczęły układać się w spójną całość. Choć było to ładnych kilka lat temu, zadziwiające jak wiele rzeczy z tej książeczki pokrywa się z tezami założyciela tego forum oraz z relacjami braci. Przytoczę tylko kilka cytatów, które pokazują, że elementy wiedzy o życiu samca były dostępne już ponad 20 lat temu:

„kobiety usilnie twierdzą, że poszukują u mężczyzn zrozumienia, dobroci i łagodności, a przy pierwszej okazji odchodzą z partnerem agresywnym.”

 

„Panowie! Pamiętajcie, że kobieta czego innego chce — a co innego deklaruje jako swoją chęć! I — oczywiście — ma pretensje, że stosujemy się do oznajmianych przez nią życzeń. I ma rację!”

 

„Próba zrozumienia kobiety jest zupełnie bez sensu. Musi Pan zachowywać się tak, jak Pan uważa za słuszne — i znaleźć kobietę, której to odpowiada.”

 

Dzięki tej książce zrozumiałem, że kobiety są kompletnie inne od mężczyzn, całkowicie inaczej od nich myślą i zachowują się. Byłem na dobrej drodze. Zacząłem wnikliwiej obserwować związki wokół mnie jak i moją relację z żoną. Miałem jednak trudności, których wtedy dobrze nie dostrzegałem, z wprowadzeniem prawidłowych zasad w życie.

Przełom dopełnił się, gdy znajomy rozwodnik pożyczył mi audiobooka „Dlaczego mężatki są łatwiejsze?” ojca F. Błaszkiewicza. Jak to, moja żona ma być łatwiejsza? Co on pieprzy - pomyślałem. Okazało się, że człowiek ten dość dobrze zgłębił temat stosunków damsko-męskich (na tyle, że nie jest już księdzem i się ożenił….). Audiobook ten wyszedł pod nazwą „Snajper Uwodziciel” ponieważ oryginalny tytuł był zbyt kontrowersyjny w środowisku kościelnym.  Początkowo niedowierzałem, że zakonnik może wiedzieć więcej ode mnie o psychice kobiet i mężczyzn. Srogo się myliłem. Moc wiedzy i konkretnych przykładów spowodowała, że po jednokrotnym przesłuchaniu zacząłem widzieć jak na dłoni co robiłem źle, gdzie mogę się poprawić i jakie wyzwania stoją przede mną. Od drobnych wydawałoby się spraw: „nigdy nie mów kocham cię swojej kobiecie”, „nigdy nie przekupuj swojej kobiety”, „nigdy nie proś o nic swojej kobiety” po fundamentalne: „jaka jest moja misja w życiu, moje dzieło? - nie może być to kobieta!!!”. 

Pozytywne efekty pojawiły się praktycznie od razu. Zadziwia mnie do tej pory, jak odpowiednie zachowanie mężczyzny wyzwala określoną reakcję u kobiet. Np. rola emocji - znacie to już dobrze. Potem odkryłem to forum, trafiając tu przez Samcze runo. Okazało się, że jest więcej ludzi takich jak ja, którzy odkrywają zanikające zasady współżycia z kobietami, którzy dokonują podobnych obserwacji. Niestety większość z nich po szkodzie, co jest smutne. Udzielając się na forum mam nadzieję, że pomożemy chociaż kilku naiwnym białym rycerzom, którzy pełni dobrych chęci niszczą życie swoje, swoich kobiet i dzieci.

  • Like 25
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, melanger napisał:

Bardzo trafne cytaty. Z tym nie mówieniem "kocham cię" święta racja. Ja już nie powiem :D

Przegrywa ten, kto pierwszy okaże, że mu naprawdę zależy.

melanger, w tym nie mówieniu "kocham cię" nie chodzi nawet o to, że to Ci naprawdę zależy. Nawet jeśli to Ty naprawdę kochasz (a wierzę, że to mężczyzna tylko potrafi zrobić) to słowa "kocham cię" są zbyt święte, zbyt wielkie, żeby przy byle okazji je powtarzać. Zobaczcie jak wielu białych rycerzy wysyła co pięć minut smsy "kocham cię kochanie". Nie zdają sobie sprawy, że wiara ich kobiety w ich miłość z każdym takim słowem zanika solidnie. Miłość to ideał, do którego należy dążyć, ale którego nie można wypowiadać na daremno.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 3 miesiące temu...
Dnia 16.09.2016 o 22:33, Logan napisał:

Pierwszym źródłem, w którym odkryłem prawdziwe zasady dotyczące relacji damsko-męskich, i które dość mocno zszokowało mnie swoją bezpośredniością, było „Vademecum Ojca” p. Janusza Korwin-Mikkego....

 

I ja zerknę na tą pozycję.

Nieźle się zaczyna - prośba, aby kobiety jej nie czytały i aby mężczyźni schowali tą książkę przed nimi bo: "...Ona zresztą nie przeczyta jej do końca, tego co przeczyta, nie zrozumie właściwie, a co zrozumie, to źle ..."

 :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Logan  dzięki za "Vademecum Ojca".

Jestem w trakcie czytania i już widzę, że b. pomocna pozycja, mi jako ojcowi i mężowi rozjaśnia pewne elementy zachowania żony których nie rozumiałem.

Jest dobrym uzupełnieniem wiedzy dla samców decydujących się na związek i dzieci.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

A ja Wam Panowie powiem na dzień dobry, że pizda ze mnie bo przez 18 lat męczę się ze zrytym beretem tępej dzidy (szanownej ślubnej mojej). Dopiero niedawno zacząłem odkrywać jak to działa, a słuszny kierunek mojej dedukcji potwierdził Boss Marello w swoich publikacjach. Ale do rzeczy: jest prosta zasada - im jesteś lepszy dla niej, tym jesteś gorszy. Tak widzi to kobieta. Teraz dopiero zaczyna coś kombinować, bo ja w październiku wyprowadzam się do siebie. Jak zakomunikowałem, że to się stanie, to nie wierzyła, ale jak zacząłem sobie wyszykowywać swoją chatkę, to coś w niej zatrybiło, odchudzać się zaczęła i gada inaczej. I powiem Wam tak: jakbym był dalej tą niezdecydowaną pizdą to bym z nią dalej siedział, ale zrozumienie istnienia "tu i teraz" i innych pożytecznych rzeczy spowodowało, że klamka zapadła. Być może to duża zasługa Bossa (chciałbym kiedyś osobiście podziękować za to), być może również innych mądrych ludzi, po których wiedzy wspinałem się jak po schodkach do dzisiejszych wniosków i decyzji.

 

P.S. Jeśli kogoś uraziłem swoim niewyszukanym słownictwem, to z góry przepraszam, ale bez tego nie byłoby efektu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.