Skocz do zawartości

Szczęście bezwarunkowe? Nie sądzę.


Tamten Pan

Rekomendowane odpowiedzi

Słuchałem właśnie audycji Marka (wolność, nie ma nic cenniejszego od niej) i uderzyły mnie te fragmenty:

 

"Wszystko co z zewnątrz wpływa na nasze poczucie zadowolenia nas zniewala"

 

"...ja powinienem się czuć dobrze bez względu na okoliczności"

 

Uważacie że szczęście bezwarunkowe faktycznie istnieje/może istnieć, czy to tylko hipisowskie/new-agowe/pseudo duchowe pierdolenie?

 

Dlaczego uważasz że powinieneś czuć się dobrze, nie realizując narzuconego sobie celu, albo nie realizując czegoś co akurat jest w tej chwili Twoją życiową misją? Jak się czujesz, jeśli ktoś cię zawiedzie lub rozczaruje?

To czemu w takim razie miałbyś czuć się dobrze zawodząć siebie? Czy to nie był by instynkt samobójczy i autodestrukcyjny, pozbawiający motywacji i wewnętrznego przymusu do działania? Czy to nie jest właśnie "pozytywne" uzależnienie, działające na Twoją korzyść?

 

Albo przykładowo, czy można czuć się dobrze jako osoba która ciągle zawodzi siebie, np. ktoś kto jest okrutnie otyły i od kilku lat obiecuje sobie że coś z tym zrobi, ale ostatecznie nigdy nic nie robi? W jaki sposób, dlaczego i po co taka osoba miałaby czuć się dobrze? Czy takie czucie się dobrze jako obleśnie wyglądający pulpet z przetłuszczonymi włosami nie byłoby destrukcyjne?

A może na odwrót, może właśnie z czucia się dobrze naturalnie wyniknęło by dbanie o siebie, a zły wygląd jest objawem czucia się źle?

 

Czy czucie się źle nie jest po prostu typową reakcją naszego organizmu w danej sytuacji, czymś czego nie powinniśmy oceniać?

 

Zobaczcie że to całe "czucie się dobrze bez względu na czynniki zewnętrzne" nie ma za bardzo sensu z ewolucyjnego/socjobiolgoicznego punktu widzenia. Nie sądzicie, że gdyby nasi przodkowie byli tacy "oświeceni" i ciągle zadowoleni z chuj wie czego, prawdopodobnie ludzkość już dawno by wymarła, albo dalej siedzielibyśmy w jaskiniach i umierali w wieku 25 lat? Po co obcować z kobietą i się rozmnażać a później męczyć się z małym gówienkiem, skoro jesteśmy "szczęsliwi sami ze sobą"? Po co przez cały polować na mamuta w deszczu i pizgawicy, obrabiać mięso i piec je na ogniu skoro jesteśmy szczęśliwi sami ze sobą i możemy zamiast tego wpierdalać korzonki? Po co bronić wieś i swoją rodzinę przed obcym plemieniem, jak można schować się w zimnej, ciemnej jaskini i być sobie szczęśliwym, jedząc mrówki i żuki spod kamienia?

 

Albo, czy podejście typu "ja powinienem" (czuć się tak albo inaczej) nie przyczynia się do tego, że czujemy się jeszcze gorzej? Nie jest to jakaś forma auto-przemocy, wywierania na sobie bezensownej presji i nierealistycznych oczekiwań?

 

Czy szczęście oparte w 100% na swoim wnętrzu może w ogóle istnieć?

Mówi się że ludzie bardzo "uduchowieni", mistrzowie z dalekiego wschodu albo mistycy z naszego podwórka są szczęśliwi bezwarunkowo prawie cały czas.

Tylko skąd wiecie, że mówią prawdę? Może wcale nie są szcześliwi?

A może są, ale to ich poczucie "świętojebliwości", wyjątkowości i uwielbienia/podziwu ze strony innych ludzi karmi ich ego i dlatego dobrze się czują? Może to przez odcięcie się od wielu pokus i zdyscyplinowane życie?

 

Może tyle poświęcili na tą całą duchowość, że muszą nosić maskę, inaczej zdali by sobie sprawę że przepierdolili życie i zamiast korzystać, spędzali całe dnie na gapieniu się w ścianę i siedzeniu w pustelni? Podstawowy mechanizm wyparcia? 

 

Co o tym sądzicie?

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Tamten Pan napisał:

Uważacie że szczęście bezwarunkowe faktycznie istnieje/może istnieć, czy to tylko hipisowskie/new-agowe/pseudo duchowe pierdolenie?

Istnieje, ale to trudniejsze niż znalezienie dziewicy w gimnazjum.

Szczęście, to coś jak ocean. Nawet jeśli na jego powierzchni trwa najstraszniejszy rozpierdol, sztorm i co tam jeszcze wymyślisz, to jego głębiny pozostają niezmienione. To, co żyje w tych głębinach, całe ich bogactwo może nawet nie zauważyć tego najgorszego sztormu. Nie ważne jak wygląda Twoje życie, po co sięgnąłeś i co zdobyłeś. Ciesz się tym, ale jeśli zostanie Ci to odebrane, pozostań szczęśliwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hahaha.

Człowieku, kogo Ty chcesz oszukać?

Jeżeli na prawdę byś szukał odpowiedzi, to w tytule nie zawarłbyś arbitralnego stwierdzenia ('nie sądzę') które już implikuje jaki masz ogląd na sprawę, a w treści posta mniej by było wynikających z tego emocji a więcej spokoju i logiki.

 

Napisałeś coś sprzecznego z tym co mówi @Silny, a także z tym co jest doświadczeniem i udziałem wielu ludzi nie tylko na tym forum.

I to jest OK. Masz prawo takiego doświadczenia nie mieć, masz prawo mieć wątpliwości i szukać swojej drogi w życiu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie Tobie tego odmawiał.

 

Ale nie stosuj tu brudnych sztuczek gdzie najpierw mówisz 'jak jest', a potem chcesz na ten temat z kimś dyskutować i rozmawiać. Bo przypomina to agitację i lokowanie produktu zamiast normalnej rozmowy.

Pewność wynikająca z doświadczenia zamyka i kończy dyskusję, a nie ją rozpoczyna.

Jeżeli tego nie widzisz, lub nie rozumiesz, to znaczy, że nieświadomie stosujesz mechanizmy manipulacji i warto by było żebyś się zastanowił gdzie i od kogo je nabyłeś.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, Tamten Pan napisał:

"...ja powinienem się czuć dobrze bez względu na okoliczności"

 

Jakieś 38 lat życia zajęło mi zrozumienie w sumie prostej prawdy.

Nie mamy wpływu na innego człowieka. Żadnego!

Masę czasu zajęło mi knucie kto i co powinien czynić. I jak się rozejrzysz w okół, to zauważysz i na pewno usłyszysz całe rzesze takich co wiedzą co powinieneś TY, co powinien Tusk i co powinna pani Premier/Prezenter/Prokurator.

Powyższy cytat jest ideą. A nawet Sokratesowi, twórcy tego pojęcia, zdarzało się popełniać ludzkie błędy.

Nie wiem, czy wschodni mistycy są szczęśliwi cały czas. Pewnie nie. Pewnie zdarzają im się chwile zwątpienia, słabości, pożądania, zmęczenia i irytacji z powodu bólu zęba. Autor wspominanej audycji również się zadręcza, jak nie korespondencją z instytucją to rozkminami co kupić. Ale już samo dążenie do idei czyni nas lepszymi. I krok po kroku wyzwala.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Tamten Pan napisał:

Uważacie że szczęście bezwarunkowe faktycznie istnieje/może istnieć, czy to tylko hipisowskie/new-agowe/pseudo duchowe pierdolenie?

 

Dlaczego uważasz że powinieneś czuć się dobrze, nie realizując narzuconego sobie celu, albo nie realizując czegoś co akurat jest w tej chwili Twoją życiową misją? Jak się czujesz, jeśli ktoś cię zawiedzie lub rozczaruje?

To czemu w takim razie miałbyś czuć się dobrze zawodząć siebie? Czy to nie był by instynkt samobójczy i autodestrukcyjny, pozbawiający motywacji i wewnętrznego przymusu do działania? Czy to nie jest właśnie "pozytywne" uzależnienie, działające na Twoją korzyść?

 

Zobaczcie że to całe "czucie się dobrze bez względu na czynniki zewnętrzne" nie ma za bardzo sensu z ewolucyjnego/socjobiolgoicznego punktu widzenia. 

 

Czy szczęście oparte w 100% na swoim wnętrzu może w ogóle istnieć?

Mówi się że ludzie bardzo "uduchowieni", mistrzowie z dalekiego wschodu albo mistycy z naszego podwórka są szczęśliwi bezwarunkowo prawie cały czas.

Tylko skąd wiecie, że mówią prawdę? Może wcale nie są szcześliwi?

Odniosę się głównie do wskazanych punktów. Uważam przede wszystkim, że szczęście wewnętrzne, zadowolenie, spokój umysłu jest wręcz kluczowe dla przetrwania i rozwoju. Miałem wiele takich dni w życiu, gdzie po prostu czułem opanowanie, szczęście nawet w krytycznych sytuacjach. Zdałem w taki sposób prawo jazdy dla przykładu. Wstałem i po prostu wiedziałem, że to mój dzień. Spokojny umysł sprawił, że dosłownie wszystko widziałem, byłem maksymalnie skoncentrowany i nie z tego powodu, że musiałem coś sobie udowodnić. Po prostu samo przyszło. Spokój, szczęście prowadzi do optymalizacji energetycznej. Złość, gniew, niezdecydowanie, negatywne emocje, katowanie siebie, strach prowadzą do efektu czarnej dziury w głowie. Każdy to zna. W domu materiał do egzaminu wzorowo powtarzasz. Idziesz przed komisję i chuja umiesz. A jesteś przecież tym samym człowiekiem, prawda? Kwestia nawyku, znowu powtarzam. Nawyk, nawyk i jeszcze raz nawyk. To kto pod względem ewolucyjnym wygra? Osoba, która idzie spokojna na egzamin, zdaje śpiewająco bez stresu, bo jest szczęśliwa i wie, że umie, czy ten czarnodziurowiec? Ten szczęśliwy ma większy wgląd do swoich wewnętrznych zasobów. To ogromna wygrana, praktycznie w każdej sytuacji. 

 

Uważam, że szczęście to zwykły nawyk do wytrenowania. Napisałeś temat, w którym od razu przypomniał mi się "Dzień Świra", gdzie główny bohater wstaje i zaczyna dzień od słowa "kurwa". Widz od razu wie, że tak rozpoczęty dzień nie okaże się zbyt dobry. Ile jest takich ludzi, którzy budzą się i od razu mówią "o ja pierdolę, znowu do roboty". To jest zaprzeczenie szczęścia. Ale to jest nawyk samobiczowania się. Nie masz pojęcia, co przyniesie ci dzień. Ale masz wybór, czy rozpocząć go miłym słowem do siebie, czy od razu kurwą i o ja pierdolę. Masz wybór? No masz, do chuja :) 

 

Skoro możesz się całe życie samobiczować to i możesz całe życie jechać na fazie szczęścia. 

 

Nie chodzi tutaj wcale o czynniki zewnętrzne. Śmierć, bezrobocie, głód, wojny. Nawet mimo tego całego syfu możesz wyrobić w sobie to, że wstajesz pełen energii, a twoja rutyna dnia codziennego jest po prostu dla ciebie wygodna. Trudno mi to trochę wytłumaczyć. Każdy człowiek ma rutynę dnia codziennego. To nieuniknione. Wiele dni w życiu spędza się w ten sam sposób. I tutaj pojawiają się różnice w myśleniu, w podejściu do siebie. Niektórzy się katują "jestem nieudacznikiem", a inni mówią "uśmiecham się i jest fajnie". Kształtujesz siebie latami. Szczęście, odczuwanie wewnętrznej energii i przyjemności trzeba wypracować. Jestem na forum w dużym stopniu z tego powodu. Szukam nowych paradygmatów myślenia, zachowań i je znajduję. 

 

Szczęście bezwarunkowe cały czas? Nie wiem, prawdopodobnie rzadko spotykany stan. Myślę, że szczęście to płynne podejście, na które składa się dbanie o cały organizm i psychikę, wybaczenie sobie, dopracowanie rutyny dnia codziennego, odkrycie własnych talentów i ograniczeń. Mierzenie siły na zamiary. Dla przykładu. Jestem w dobrej formie fizycznej i wykonuję pracę przed komputerem. Taka jest moja rutyna. Ćwiczę ciało, a przez to nie mam bólu pleców, dłużej siedzę, nie boli mnie głowa. Kiedy byłem zatłuszczony na maksa nie dałem rady siedzieć, bo wszystko bolało. Wypracowałem pozytywną zmianę, a przez to szczęście wewnętrzne, więcej energii w sobie. Wyrobione nawyki zaczynają się zazębiać na wszystkich poziomach, fizycznym i psychicznym. Dałem tylko przykład. To jest szczęśliwy dzień, kiedy mogę zadania wykonywać bez nieprzyjemności w ciele, zgodnie z założonym grafikiem. Tak jest u mnie. Trzeba zatem zadbać o własną przyjemność, o siebie. Wyrabiasz nawyk. 

 

Dlaczego człowiek ma ochotę wyjść pobiegać? To po prostu nawyk. Pojawia się w ciele miłe uczucie, energia i masz nagle motywację do biegania. Wychodzisz, biegasz, wracasz do domu. Powtarzasz i praktycznie o identycznej godzinie, np. w ustalony dzień treningowy znowu objawia się motywacja do biegania. To nie przychodzi od razu. Cały opisany wyżej proces to jednocześnie szczęście. Wiesz, że robisz coś dla siebie. Biegniesz, słuchasz ulubionej muzyki, tworzysz schemat, program, który zapamiętuje ciało i psychika. Rozpoczyna się produkcja hormonów. Zobacz zatem, że na szczęście składa się wiele czynników, małych procesów. 

 

Kiedy mam spokojny umysł, po prostu, nawet w kryzysowej sytuacji, kiedy się nie przejmuje byle gównem to wymyślam po prostu najlepsze rozwiązania. Szczęście wewnętrzne daje ci większą wartość przetrwania. Tak mi się wydaje. 

 

Ustalenie celu, a nawet jego realizacja nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Ustalanie celów to inny nawyk. Możesz mieć człowieka, który nie ustala celów i robi więcej od innych, bo lubi czynność, którą wykonuje. I wraca do niej codziennie, w kółko. Niczego nie planuje, bo wie, że i tak ciągle będzie robić to samo :D Może tak być? Może. Szczęście może mieć ten, który planuje i ten, który nie planuje. Chodzi jedynie o przekonanie wobec siebie, paradygmat wewnętrzny. O własne szczęście również walczysz. Czynniki zewnętrzne atakują, np. foch od kobiety, zjebka od szefa, błąd popełniony w życiu. To próby dla psychiki. Akcja i reakcja. Dostałeś zjebę i masz wybór. Albo samobiczowanie, albo działanie ku rozwiązaniu. Inne alternatywy? 

 

Z twojego postu wynika, że uzależniasz w pewnym sensie stan szczęścia od spełnienia określonych czynników. No i to jest prawda. Dla każdego te czynniki to coś innego. Wyznaczanie celów, tracenie wagi, zmiana wyglądu. Czy w chujowej sytuacji życiowej nie można się cieszyć? Można, a wręcz należy oczyścić umysł i nie brać na barki problemów całej rzeczywistości. Tylko przez spokój przychodzą zajebiste rozwiązania. Moja myśl, przedstawiona tutaj to również nawyk. Podświadomość słucha, o tym wszyscy wiemy. Mówisz komunikat stale, że spokój = dobre rozwiązanie. Szczęście = dobre rozwiązanie, lepsze życie. Dostajesz tyle, ile dajesz. 

 

Dajesz gówno sobie na dzień dobry, typu rozpoczęcie dnia od "ja pierdolę" to co masz dostać? Szczęście i kurwa życiowe fajerwerki? No nie ma takiej opcji. Człowiek się samodzielnie programuje. To jest piękne i straszne jednocześnie. Masz program, który uniemożliwia osiągnięcie bezwarunkowego szczęścia? Nie ma sprawy :) 

 

@Tamten Pan, odsyłam cię ogólnie do pojęcia zmiany paradygmatu. Dla mnie szczęście to miła rutyna dnia codziennego, w której nie muszę nikomu nic udowadniać, nie patrzę na zegarek i po prostu dobrze się czuję we własnym ciele. Wiadomo. Boisz się czasami, napadają cię negatywne emocje, ale łatwo jest się poddać tym kurwom o poranku, pierdoleniu, że będzie i jest źle. Temu najłatwiej się poddać. To robi gówno. Gówna jest dużo, więc grawitacja cię sprowadza do tego poziomu. Miłe słowo do siebie, odwaga, aby stawić czoło nieznanemu, cnoty filozofów, pojęcia zapomniane w dzisiejszym świecie, o to jest trudne do przyswojenia. Walczymy wszyscy o pozytywne zmiany. Zobacz na dział przysięgam. Zobacz na historie chłopaków, że z najgorszego dna da się wyjść i poczuć wyzwolenie. 

 

Czy to nie smutne, że człowiek czasami nie chce sobie sam dobrego słowa powiedzieć? Czy warto tak funkcjonować? Niezależnie od czynników zewnętrznych. 

 

Podsumowanie. Szczęście to nawyk. Wymaga pracy fizycznej i wyrobienia pozytywnych nawyków myślowych. Po prostu mniej obrabiania sobie dupy w myślach, katowania, wspominania przeszłości, błędów, itp. Widzisz, ile kurwa tego jest? Ciągle coś wkurwia, ciągle coś. A wystarczy powiedzieć stop, wróć, od nowa. Jestem mac i jestem spoko gościem. Często tyle wystarczy, aby dostać powera na cały dzień, a z każdego kolejnego dnia robi się całe życie. 

 

Tamten Pan i jeżeli jesteś ze sobą szczęśliwy to kurwa działasz i to na najwyższych obrotach. Chce ci się po prostu tworzyć, osiągać, coś robić. Szczęście nie oznacza stagnacji i wycofania do bylejakości. Szczęście to wyszukiwanie jakościowych rozwiązań. To ludzie w depresji nie są w stanie wstać z łóżka, ciągle się katują, nie ogarniają. Depresja, ciągle ta depresja. Nic mi się nie chce. Człowiek szczęśliwy po prostu działa, ale nie z musu. Nie musisz, nie chcesz. Po prostu cię ciągnie, rozpierdala cię energia od środka. Robisz, co lubisz to chyba nie chcesz, aby cię od tego odrywano. To jest szczęście. 

 

O szczęście się walczy, po szczęście się sięga, szczęścia się człowiek uczy. Szczęścia trzeba pilnować. To nawyk. Do wyrobienia dla każdego. 

 

Ehh, nie wiem. Mam nadzieję, że pomogłem :D 

 

Wierzę w to, co napisałem. Wiele razy w życiu wybierałem. Z wielu rzeczy w życiu zrezygnowałem. Wiele razy się katowałem. Wiem, co to znaczy być na dnie psychicznym, kiedy jedziesz po sobie od najgorszych. Wiem również, jak to jest, kiedy zostajesz swoim najlepszym przyjacielem. Różnica jest niesamowita, a to przecież zawsze byłem ja. Zawsze miałem wybór. Wybieram zadowolenie, działanie, a nie pierdolenie, poczucie winy, samobiczowanie :) 

 

Nie jestem zawsze szczęśliwy, ale duża różnica występuje, kiedy nie zaczynasz dnia od ja pierdolę kurwa, do chuja :D 

 

@Tamten Pan, wrzuć na luz :D 

 

 

Edytowane przez mac
  • Like 17
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczęście bezwarunkowe odczuwane non stop? Wątpię żebym tego doświadczył. Właściwie to nawet od czasu do czasu lubię się wkurwić, po to żeby się potem wyżyć za pomocą jakiegoś sportu. Nie jestem mistrzem jedi i jednak trochę się we mnie kumuluje emocji/złości, więc warto to z siebie wyjebać. Nawet zdarza mi się jakiś melancholijny dzień/wieczór i to też jest spoko, obserwuje ten stan i go akceptuje. Ale potem przychodzi nowy dzień i czas wziąć się do kupy :)

 

Tak samo raczej w tym życiu nie doznam oświecenia. Ale czy mi to w czymś przeszkadza? W rozwoju, pogłębianiu wiedzy, w czuciu się dobrze? NIE. Dla mnie nie cel się liczy, ale sama droga. Po prostu wolę patrzeć na życie pozytywnie i czuć się dobrze. To kwestia wyboru. Popatrz na twarze starych ludzi, jak po ich rysach pięknie widać jakie mieli życie. To my mamy na to wpływ i nasze wybory. Ja chcę tak przeżyć swoje życie żeby na starość malował mi się delikatny zarys zadowolenia.

 

Nie muszę być tak szczęśliwy jak piszesz. Pewnie nie utrzymam tego stanu jak wyląduje pod mostem, zdradzi mnie kobieta po 15 latach, albo gdy ktoś zrobi ze mnie szmatę. Ale chcę żeby dla mnie szklanka zawsze była w połowie pełna. Żebym moja ogólna postawa była bardziej pozytywna niż negatywna. Nie można na to patrzeć zerojedynkowo.

 

Jakie korzyści dało by Ci takie zgorzkniałe życie? Odczuwanie negatywnych emocji, depresja i gnojenie się w myślach? Myślisz, że to działa jak motywacja? Niee. Nic pożytecznego z tego nie ma. To co piszesz, że szczęśliwy człowiek siedziałby i nic nie robił to bzdura :) Zobacz na ludzi. Ci którzy czują się dobrze i świecą pozytywną energią mają w sobie power do działania. Zobacz na forum nawet. Przychodzi koleś co ma doła, stagnacja, nic nie robi poza tym co musi żeby przyżyć, nie rozwija się. Dopiero ludzie o bardziej pozytywnym nastawieniu motywują go do pracy, działania, zmian.

 

To, że czuję się fajnie w obecnej sytuacji wcale nie oznacza, że nie chcę iść do przodu. To co robię sprawia mi frajdę, więc robię to dalej i chcąc czy nie chcąc jestem coraz lepszy. To nie jest rozwój?

 

@Tamten Pan Nie zamykaj się na wszystko albo wcale. To czy w Twoim życiu będzie przeważać dobre myślenie o sobie i swoim życiu czy gnojenie to tylko wybór, który należy do Ciebie. Zdarzać się będą lepsze i gorsze momenty, ale to Ty decydujesz jaka będzie Twoja główna życiowa postawa.

 

Pozdro.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

@mac dzięki stary, takiej odpowiedzi właśnie potrzebowałem. "Zabawne", bo właśnie dzisiaj zacząłem dzień od "ja pierdolę..." (ostatni raz zdarzyło mi się takie coś chyba kilka lat temu) i też od razu pomyślałem o Dniu Świra. Od kilku miesięcy nie jestem sobą i odbijam się od ścian, jak dziecko we mgle. Przejebany depresyjny stan stagnacji z którego bardzo ciężko się wygrzebać, nie życzę najgorszemu wrogowi. Dobrze mnie zdiagnozowałes. Stanowczo nadszedł już czas aby odzyskać siebie i już chyba wiem jak.  

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy tak zwane "szczęście" nie jest o prostu niczym? Czyli żyjesz sobie jak zwierzak tu i teraz, nie ciesząc się i emocjonując pozytywami i nie dołując się złymi rzeczami. Od 3-4 lat zauważyłem u siebie totalny brak emocji, przykład: mistrzostwa europy, Polska strzela gola i euforia, a ja siedzę i "aha". Wygrywam turniej - wyjebane, kończę na "najgorszym" 4 miejscu - wyjebane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ZdzisławBeton Nie wiem. Na początku pewnie w sporej mierze tak, więc poszedłem do psychoterapeuty (nawet nie wiedziałem że to przez nią, po prostu czułem się chujowo) i na dwóch spotkaniach poukładał mi myślenie. Okazało się, że tak naprawdę jeszcze się z nią nie rozstałem w swojej głowie, nagromadziłem w sobie dużo złych emocji i musiałem to przepracować. Faktycznie bardzo mi pomógł i jakiś czas było lepiej, uznaliśmy że nie potrzebuję już jego pomocy, ale później znów równia pochyła i głowa w krowiej dupie. 

Wydaje mi się że wiele czynników się na to nałożyło, ale to chyba musiałbym opisać w osobnym temacie bo będzie offtop. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi pomaga w takich momentach dysocjacja. Książka ezoteryczna, medytacja, nagrania, wykłady. Poczuj jaki jesteś malutki w tym świecie i czym są te "straszne" sytuacje i emocje, które Cie spotykają. To tylko jedno życie, jak coś spierdolisz, przeżyjesz je sam, z tą kobietą czy z tamtą, jakie to ma znaczenie? Tak czy siak coś z tego wyciągniesz, coś doświadczysz, coś się nauczysz, a o to tylko chodzi. Najwyżej w następnych wcieleniach to poprawisz, albo wylądujesz z tą kobietą, którą teraz porzuciłeś, ale w sprzyjających warunkach, a może już z nią żyłeś, a może będziesz jej ojcem albo matką :D

 

Mi to pomaga jak uświadamiam sobie, że moje życie teraz to tylko mały okruszek. Dzięki temu łatwiej mi akceptować różne sytuacje.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.