Skocz do zawartości

Kiedy czas na psychiatrę?


Tamten Pan

Rekomendowane odpowiedzi

17 godzin temu, Tamten Pan napisał:

+Hej

Zacząłem ćpać: sok z noni, wyciąg z dziurawca, szafraceum, korzeń arktyczny i lecytynę + bombardować się pozytywną muzyką i mam wrażenie że jest jakby troszkę lepiej.

Dzisiaj idę do swojego psychoterapeuty i z nim pogadam, zobaczymy. Wiem że on jest dużym przeciwnikiem SSRI, ja w sumie po tym co sie naczytałem też, ale może jakieś inne leki albo może wyciągnie mnie z tego bez prochów. Nie wiem. Jak nie to może kogoś zaufanego poleci.

 

 

 

Imo wybrałeś dobrą drogę. Sam na podobną wkraczam w leczeniu swoich zaburzeń. 

1. Dojebałbym omega 3 (w klasycznej diecie spożywamy za dużo Omega 6, trzeba przywrócić równowagę).

2. Zbadaj  25(OH)D i jak wyjdzie za niskie... a pewnie wyjdzie to suplementacja D3+ K2MK7. 

3. Witaminy z grupy B- już gdzieś wklejałem na forum poniższy link:

http://www.akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-7-niacynowy-protokol-doktora-abrama-hoffera/

4. Magnez- wiadomo przyswajalne formy

5. Możesz jeszcze zacząć szamać kurkumę z pieprzem/w oleju. 

 

To jest choroba i to się leczy. Idź do psychiatry i on to wyreguluje odpowiednimi lekami. Czy  jakbyś złamał porządnie nogę, to też nie poszedłbyś to chirurga-ortopedy? Leżałbyś na łóżku i skomlił do czasu aż by Ci się noga zrosła, a potem kulał przez całe życie? Różnica jest taka, że tu nie ma bólu fizycznego, ale ból psychiczny z powodu zmarnowania sobie kilku lat życia jest równie dotkliwy, z tym że on trafi do Ciebie dopiero po czasie. Posłuchaj się tych, którzy mieli z tym do czynienia. Poproś ich, żeby pomogli Ci wyjść z tego gówna, bo otoczenie może nawet nie mieć świadomości, że cierpisz.

 

 

Od kiedy to psychiatria LECZY? :)

Edytowane przez psychodelanajawie
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie musisz nawet być u psychiatry żeby być czubkiem... po prostu będziesz niezdiagnozowany :D . 

Wystarczy popatrzeć na takie perełki jak kryteria diagnostyczne ODD:

"4. Dziecko często kłóci się z ważnymi osobami (autorytetami) lub z innymi dziećmi, młodzieżą czy dorosłymi.

5. Dziecko często aktywnie przeciwstawia się lub odmawia zastosowania się do żądań ważnych osób (autorytetów) lub do obowiązujących zasad. "

 

 

 

 

Edytowane przez psychodelanajawie
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK, byłem u mojego psychoterapeuty.

Koleś na początku zawsze milczy i słucha, a później kilkoma pytaniami potrafi dojść szybko do sedna problemu.

 

Już trzeci raz przychodzę do niego i zawsze jak zlokalizuje gdzie jest pies pogrzebany i zaczyna zadawać pytania albo każe mi krystalizować/precyzować pewne rzeczy, to w ciągu kilku sekund rozklejam się jak małe dziecko i po prostu zaczynam płakać. No i już wiadomo gdzie jest rana.

 

Uznał że przyczyną depresji jest to że tłumię wiele emocji w sobie zamiast je przeżywać, wskoczyć w nie, iść za nimi. Czyli logika i ciągła analiza oraz "powinienem być taki i taki" wygrywa z tą "kobiecą" stroną, poddaniem się, zrozumieniem pewnych emocji skutkiem czego jest dezintegracja - rozpadłem się niejako na kilka kawałków, kilka z tych części siebie zostawiłem w tyle i olałem z jakiegoś powodu i teraz mnie "prześladują", jedna część kłóci się z drugą, tą dominującą i ciągle jest wewnętrzny konflikt, bo jakaś część mnie ciągle płacze, próbując zwrócić na siebie uwagę.

 

Z drugiej strony to jest potrzebne i dobre bo zwraca uwagę na rzeczy, które muszę zmienić w swoim życiu żeby wejść wyżej i przestać się zadręczać.

 

Powiedział mi, że jak pójdę do psychiatry i dostanę tabsy to zapewne mi się poprawi, na dłużej lub krócej, ale stracę dostęp do tych emocji w które nawet bez leków mam bardzo słaby wgląd i zamiast wyleczyć przyczynę, to bedę leczył objawy. Czyli będę takim weselszym zombie, zamiast zrozumieć istotę problemu i naprawić co jest zjebane w moim myśleniu, emocjonalności i osobowości.

 

Do tego powiedział że ciągle dewaluuję wielu rzeczy (nawet sobie z tego nie zdawałem sprawy) - kobiety z którymi się umawiałem albo umawiam, rzeczy które robię i mógłbym robić, znajomych, miasta w którym mieszkam, swój biznes w pewnej mierze też itd., co sprawia że jeszcze bardziej sobie dopierdalam tym myśleniem, bo tak się po prostu, kurwa, nie da żyć.

 

Wszystko niby spoko ale nie do końca, wszystko nie tak jak "powinno być", to powinno być inaczej, tamto inaczej, to muszę kontrolować, tamto ulepszyć, to przemyśleć... zamiast zaakceptować rzeczy takie jakie są i się nimi cieszyć to ciągle oceniam i osądzam, ciągle chcę coś zmieniać i stawiam od chuja wymagań które nawet nie są do niczego potrzebne, poza tym żeby rzeczy wpasowały się w mój idealny obrazek który sobie namalowałęm w głowie. To po prostu powoduje samotność i cierpienie.

 

Na forum widzę niestety również sporo ludzi z taką totalnie spierdoloną postawą - np. to o czym pisałem ostatnio w temacie "poznawanie kobiet online" - dziewczyna pracuje w korpo to źle, ma firmę to też źle bo kobiety nie umio "bo nie" (sam znam wiele przykładów kobiet które od zera doszły do zajebistych pieniędzy jakimś kurwa cudem, chociażby moja siostra), jest sympatyczna -aha, to pewnie coś chce, jest niemiła to też źle bo jak tak można mnie traktować, chce się żenić to źle, chce luźnej relacji to pewnie jest kurwą, miała mały przebieg to cnotka niewydymka i pewnie psychokatoliczka, ma duży to szmata, siedzi ciągle w swojej wiosce to wieśniara bez zainteresowań z remizy, jak podróżuje to pewnie rucha arabów, chce dziecko to chujowo, nie chce dziecka to pewnie się rucha po klubach, jak młoda to głupia, jak po 30 to już napewno stare prócho i na 100% jest już zaniedbana i zaraz się rozpadnie na kawałki i tak dalej i tak dalej i tak dalej.

 

No kurwa, to tylko wziąść i się zastrzelić, albo chuja sobie obciąć, albo zostać pedałem. Albo oszukiwać się, że da się oszukiwać w nieskończoność swoją seksualność, żyć bez bliskości, czułości i ciągle walić konia albo "obracać towar" w klubach na łan najt stendy jednocześnie zachowując zdrowie psychiczne. 

On mi tego nie powiedzial, ale tak sobię myślę, że to właśnie prosta droga do depresji albo zostania zapatrzonym w siebie narcystycznym psychopatą. A im więcej przesadnie skupiamy się na sobie, nie zachowując balansu, tym bardziej wielu z nas odpierdala. Jak sobie teraz o tym myślę, to takie kurwa trochę trzymanie głowy we własnej dupie, bo tam bezpiecznie, bo nikt nam krzywdy nie zrobi.

 

Co czujecie jak oglądacie np. życie Dana Blizeriana na facebooku? Bo ja czuję smutek i trochę mu wspólczuję. Mam wrażenie, że z typem jest coś poważnie nie tak i ma myślenie że ciągle jest niewystarczająco dobry, więc potrzebuje codziennie uznania w internecie. Attention whore. Gdyby czuł się zajebiście ze soba mając cały ten hajs, rozebrane dupy na każdym zdjęciu, wille, karabiny, prywatne odrzutowce i złote kible to musiałby/chciałby codziennie albo kilka razy dziennie chwalić się tym na FB? Nie wydaje mi się.

 

Ja akurat w tych kategoriach nigdy do końca nie myślałem o kobietach, zwłaszcza aż tak radykalnie i ekstremistycznie jak niektórzy co bardziej zagubieni forumowicze, ale w wielu innych aspektach życia dalej wpadam w tę pułapkę samodopierdalania sobie.

Np. ciągle się sram z biznesem, że mam tylko jedno źródło dochodu, a tymczasem znam wiele osób które również mają też tylko jedno źródło dochodu, skupiają się na nim i wyciągają z niego tyle ile mogą (czyt. w chuj, bo tylko na nim się koncentrują i nie ma żadnych rozproszeń), robią co mogą póki mogą, zamiast się zamartwiać tym co się może stać i łapać dziesięć srok za ogon, jednocześnie rozpraszając się od tego, co teraz daje pieniądze. Jak się spierdoli to trudno, pieniądze będą odłożone i zrobi się coś innego, a póki działa to skupiamy się na tym.

Widzę tu mnóstwo analogii w podejściu do kobiet i życia ogólnie.

Kurwa, takie ciągłe sranie się na zapas co się stanie jak się coś stanie, co się stanie jak laska znów mnie zdradzi, co się stanie jak mnie odrzuci, co się stanie jak zobaczy że też mam emocje i czasami jestem słaby, bla bla bla itd. 

No kurwa nic się nie stanie, next please, takie jest życie i trzeba je przeżywać a nie zamieniać się w zombie, zamykać w pokoju, frustrować i grać w grę albo płakać na forum. I co z tego że czytałem Eckharta Tolle, przebudzenie De Mello, Osho, Marka, medytowałem itd, jak ciągle wpadam w tą samą pułapkę dopierdalania sobie i spierdalania od emocji na rzecz logiki, ciągłego straregizowania, racjonalizowania, intelektualizowania i analizy. Są pewne rzeczy przed którymi się nie spierdoli i pewne potrzeby których się nie wytłumi, po prostu. Nie można kurwa wszystkiego cały czas kontrolować, nie jesteśmy istotami boskimi (za wyjątkiem @Pikachu, oczywiście) tylko zwykłymi ludźmi.

 

Niby fajnie, niby zapobiegliwie, niby sprytnie i mądrze, a tak naprawdę to takie kurwa myślenie starego spierdziałego dziada zmęczonego życiem, jakby kurwa przez ostatnie 20 lat po 16 godzin w fabryce filetował kurczaki i nic innego nie robił.

Nieźle się musiałem postarać żeby się doprowadzić do takiego stanu. Musze się OTWORZYĆ na ludzi, świat i siebie.

 

I tak dalej, nie chce mi się wszystkiego wypisywać i Was tym zamęczać, może dzięki ktoś oprócz mnie też sobie coś przemyśli. 

Poczułem narazie lekką poprawę 

Za tydzień idę znów.

Edytowane przez Tamten Pan
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Tamten Pan napisał:

Uznał że przyczyną depresji jest to że tłumię wiele emocji w sobie zamiast je przeżywać, wskoczyć w nie, iść za nimi. Czyli logika i ciągła analiza oraz "powinienem być taki i taki" wygrywa z tą "kobiecą" stroną, poddaniem się, zrozumieniem pewnych emocji skutkiem czego jest dezintegracja - rozpadłem się niejako na kilka kawałków, kilka z tych części siebie zostawiłem w tyle i olałem z jakiegoś powodu i teraz mnie "prześladują", jedna część kłóci się z drugą, tą dominującą i ciągle jest wewnętrzny konflikt, bo jakaś część mnie ciągle płacze, próbując zwrócić na siebie uwagę

 

Rozwiniesz na przykładzie konkretnej emocji ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tamten Pan. Jesteś inteligentny gość. Coś Ci poradzę. Musisz znaleźć sobie przyjaciela. Jedynym sposobem zeby tego dokonać jest znaleźć się w sytuacji która będxie od was obu wymagać wysiłku. Musicie podjąć wspólną walkę (ludzi zbliża najbardziej wspólny wróg). Musisz znaleźć sprawę o którą warto walczyć. Samotne zycie jest ciężkie (wiem coś o tym - można być samotnym wśród ludzi mimo tego że ciągle sie z nimi jest) i ciągłe dręczenie się tekstami "co by było gdyby" albo "dlaczego nie zrobiłem tak" albo "i tak sie nie uda" niczego nie wniesie. Znajdź coś o co będziesz mógł walczyć - wtedy pojawią się wokół ciebie ludzie o podobnych poglądach. Wśród nich będa ludzie podobni do Ciebie. W dzisiejszych czasach najtrudniej znaleźć własnie... zrozumienie. Mnie sie udało. W mojej 4 letniej epopei w korpo poznałem sporo ludzi z którymi szczerze rozmawiałem jak pierdolnieta jest firma w której pracujemy. I to pomaga. Rozmowa. Taka normalna bez pierdolenia wymyślania historyjek, grania nie wiadomo kogo. Jestes sobą i ludzie to akceptują albo nie. Jeśli nie to do widzenia. Niech sie pierdolą. Jesli Cie szanują i słuchają to jesteś w domu. 

 

Miałem kumpla który ciągle wątpił w to co może zrobić. Rodzina dawała mu w kość itp. Gadałem z nim, i powiedziałem mu to co mówie Ci teraz. Nikt nie definiuje naszego życia poza nami. Niczyje zdanie nie ma znaczenia poza zdaniem tych ludzi których sobie wybieramy. Kładłem ziomkowi codziennie stary możesz to zrobić. jak nie zrobisz to co sie stanie chuj tam najwyżej zawalisz - nie pierwszy i nie ostatni raz. I wiesz co? Ten ziomek zdobył sie na kilka odwaznych decyzji które popchnęły go do przodu! Kazdy potrzebuje dobrego słowa. Rodzina cie dołuje? Oddal sie od niej. Dziewczyna ci dosrywa? Pierdol to. Musisz zaakceptowac tylko jedną ważną rzecz. MOŻESZ zostać sam. I świat sie od tego nie zawali. Ludzie którzy nie potrafią zaakceptować siebie w samotności będą wiecznie uzalezniać swoje ja od opinii innych, a ja mówie PIERDOL OPINIE INNYCH.

 

Odstaw telewizje, gazety, czytanei wiadomości w internecie (to potęguje wkurwianie się a niewiele wnosi). Bądź przykładem dla siebie i dla otoczenia. Spróbuj zawalczyć o coś co jest niesprawiedliwe. Zawalcz z urzedasami przeglądaj przepisy żeby znaleźć gdzie nas ruchają wszystkich i rozgłaszaj znajomym (docenią to że ich o tym informujesz) a nic Cie to nei bedzie kosztować zyskają wszyscy a Ty zyskasz sympatie i szacunek. Jestesmy ludźmi i zawsze bedizemy w pewnym sensie brudni. Jedni uciekają w alkohol inni w uzywki kolejni rzucają się w objęcia licznych kobiet. Jestesmy więcej niż materią i mamy więcej do zrobienia na tym łez padole. Nie rzucaj sie też z niesamowita energia na cokolwiek bo szybko sie wypalisz. Rób dalekosięzne plany odnośnie pojedynczych zdarzeń i realizuj je na spokojnie (ja często cos odwlekam ale w końcu to robię bez żadnego stresu czy przymusu). Pamietaj że sam decydujesz o tym co zrobisz ze swoim życiem. 

 

Psycholog powiedizał Ci że rozsypałeś sie na kawałki? To sie pozbieraj! Nikt tego za Ciebie nie zrobi, ale tez nikt Ci nie powiedizał że masz to zrobic w 5 minut. Przekleństwem naszych czasów jest to że wszyscy chcemy coś mieć na już.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@toreador

To właśnie trzeba zgłębić i będziemy nad tym pracować.

 

Póki co kazał mi zastanowić się w jakich sytuacjach stosuję dewaluację, nie idę w ogóle za głosem serca/olewam totalnie tą drugą bardziej kobiecą/miękką część siebie i w jakich sytuacjach sam sprawiam, że czuję się jeszcze bardziej samotny.

 

Narazie między innymi bardzo rozpierdala mnie właśnie samotność (jak wszedłem podczas sesji w emocję samotności, to się popłakałem jak mała dziewczynka), mimo że reguralnie staram się wychodzić z domu i spędzać trochę czasu z ludźmi. Cieszyłem się swoim mieszkaniem i urządzaniem go, ale teraz trochę czuję się w nim jak w celi. Trochę sobie tym dojebałem, może lepiej na czas po rozstaniu było wynająć coś sobie z losowymi ludźmi w większym mieście, nie wiem.

 

W moim mieście mam kumpli i teraz "zjechał" do niego jeden z kolesi których mogę nazwać przyjaciółmi (to właśnie ten co tez miał depresję, więc mogę mu się wygadać, ogólnie mega inteligentny koleżka), problem w tym że on pewnie za jakiś czas pojedzie do Poznania do pracy, a reszta ziomków która tutaj została często nie ma czasu, bo związki, praca itd. Wiadomo, życie. Poza tym to zwykli kumple, a dwóch przyjaciół zostawiłem w Poznaniu, zresztą oni też mają mniej czasu niż kiedyś.

 

W każdym razie póki co myślę, że zraziłem się po ostatnim związku i wpierdoliłem sobie do głowy samoodtwarzającą się jak zacięta płyta historyjkę pt. "związki są do dupy" (mimo że np. moja siostra i jej facet mają bardzo fajny związek już od 8 lat i znam też trochę innych przykładów związków gdzie obie strony się wzmacniają - jest to faktycznie rzadkie, ale jest), a tak naprawde brakuje mi tego i właśnie chciałbym być w zdrowym związku z jakaś pozytywną laseczką. Nie mówię że "do końca zycia" i "miłość do grobowej deski". Po prostu w fajnym związku.

 

Wkręciłem sobie że "kobieta szczescia mi nie da", a prawda jest taka, że właśnie mój ostatni związek, mimo że później okazał się dysfunkcyjny i musiałem go zakończyć, dał mi zajebiście dużo siły, wyciągnął w dużej mierze z doła który wtedy miałem (haj hormonalny, wyjazd za granicę, mieszkanie z dziewczyną i seks codziennie) i dał mnóstwo zajebistych wspomnień.

Gadałem z facetem mojej siostry i też mi mówił że sam był szczęśliwy i wolny, ale z nią też jest wolny, a jeszcze bardziej szczęśliwy i mnóstwo się od siebie uczą nawzajem i pchają się do przodu. Ona go uczy marketingu internetowego, on ogarnia od strony technicznej serwery, robienie stron, tworzy software dla jej pomysłów itd. Symbioza w życiu i biznesie, a jeszcze do tego reguralny seks.

 

Takie coś sobie zapisałem dzisiaj w pamiętniku:

Wiele rzeczy które w życiu robiłem pierdoląc logikę i myślenie "strata/zysk", a idąc głównie za silnymi emocjami było jednymi z lepszych decyzji w życiu.

Np: pojechałem za swoją byłą do innego kraju, specjalnie dla niej odciąłem się od znajomych i rodziny, mieszkałem w bardzo drogim miejscu gdzie wydałem kupę kasy, chociaż mogłem zostać w Polsce i odkładać $$$.

Rozsądne? Nie.

 

Białorycerskie? Mocno.

 

Strategicznie sprytne? Niebardzo.

 

Żałuję? NIE, to była zajebista decyzja.

Dostałem po dupie? Dostałem, bardzo.

Nauczyłem się czegoś? Tak. Mnóstwo o związkach, kobietach, o sobie, o życiu za granicą.

Przeżyłem coś zajebistego? Zdecydowanie, przepiękne chwile, jedne z lepszych w życiu, byłem zakochany i wcale nie żałuję, mimo wszystko, było magicznie. Podróżowanie z kimś kogo się kocha też zajebiste, nawet jeśli to wszystko później się rozpadnie i zostaje żal.

 

Z takim racjonalnym i strategicznym podejściem włączonym non-stop i nastawionym na wieczną analizę plusów i minusów + "podejrzliwość i uprzedzenia mode ON", miałbym szare, nudne i pozbawione emocji życie, a taki właśnie gówniany program sobie zaintalowałem po rozstaniu.

 

 

Dzisiaj sobie zrobiłem np. dodatkowo takie przemyślenia (nie wiem na ile są "prawdziwe", może terapeuta powie że jestem pojebany, ale póki co tak czuję, a jak coś czuję to już dobrze, bo zazwyczaj nic nie czuję, tylko analizuję i zbyt intensywnie myślę):

 

Uganianie się za dziewczynami mnie męczy, bo ciężko mi się wtedy skupić na biznesie i innych ważnych rzeczach + nie mam reguralnego seksu i czułości. To taki ciągły stan czuwania, trochę zapychanie sobie "RAMu" w głowie.

Unikanie ich i udawanie przed sobą samym że jestem taki kurwa zajebiście silny, w 100% samowystarczalny, żywie się Praną i kopuluję z bytami astralnymi "bo tak powinno być", też nie pomaga. Mamę oszukasz, tatę oszukasz, siebie nie oszukasz. Wielu z nas tutaj demonizuje związki, tak jakby bycie samemu nie miało żadnych wad a same plusy, a związki miałe same wady, ale to właśnie jest chuja prawda. Wszystko ma przecież swoje plusy i minusy. Zależy jak się uleży i komu i na którym etapie życia. Napewno związki nie są dla każdego i nie są dla słabych, bo kobiety wchodzą na głowę, ale jakoś tę siłę i doświadczenie trzeba nabyć. Napewno się go nie nabędzie "unikając kobiet do 30tki i skupiając się tylko na hajsie", w ten sposób można tylko zostać rozjebanym psychicznie mizoginem i do tego 30 letnim prawiczkiem z zerową wiedzą o kobietach i kilkunastoma latami zaległości na tym polu.

 

O kobietach też sobie dużo demonizujących historyjek sobie utworzyłem, a prawda jest taka że w większości to zgorzkniałe pierdolenie które niczemu to nie służy, jak tylko dokurwianiu samemu sobie. To co miało mnie chronić tak naprawdę robi mi krzywdę.

Właśnie unikając ponownego "wyjebania się" i rozwalenia sobie kolana, nigdy nie nauczę się jeździć na rowerze, że tak powiem. Jak znów natrafię na chujowy związek, to kurwa natrafię na chujowy związek no i trudno.

Z tym co już wiem i czego doświadczyłem w żaden głupi ślub, niepodpisanie intercyzy i wyjebanie mnie z majątku przez babkę się nie wpierdolę, ruchać na sucho w dupę w wielu sytuacjach też raczej się już nie dam, a jak dam, to nie na długo. 

Może to jest lepsze niż ciągłe frustrowanie się i stawianie kobietom i życiu w ogóle wymagań z kosmosu.

 

Przykład: wyszło jeszcze w rozmowie z nim, że często "olewam" dziewczyny albo jakoś odczuwam mało entuzjazmu/pociągu w relacjach z nimi, (po prostu odczuwam rezygnację i znurzenie) bo sobie wymyśliłem, że moja laska musi koniecznie też zarabiać przez internet i podróżować ze mną, a do tego koniecznie znać płynnie angielski, mieć takie a nie srakie poglądy, bla bla bla bla. Jak widzę brak tych cech to się frustruję i dopisuje kolejne akapity do mojej chujowej historyjki pod tytułem "kobiety są takie i takie".

 

A przecież moja była (ten związek serio był zajebiście przyjemny i odświeżający moje życie, dopóki jej borderline i paniczna zazdrość się nie załączyły) jak ją poznałem była po prostu studentką uczącą się i pracującą za granicą. Po prostu barwną i ciekawą postacią. Ale to ja jej pokazałem sposób na biznes, to ze mną pierwszy raz pojechałą poza Europę, ze mną pierwszy raz była na couchsurfingu, ja jej przeprałem mózg odnośnie pieniędzy i podejścia do wielu rzeczy, również w dużej mierze obrzydziłem jej lewactwo.

Równie dobrze mógłbym tak zrobić z inną inteligentną i ambitną dziewczyną, a może ta akurat nie miałaby borderline/problemów z dzieciństwa/chorobliwej zazdrości i po prostu byłoby nam razem zajebiście tak jak mi było z nią przez pierwszy rok. Ale jeśli będę na starcie dyskwalifikował 99% dziewczyn, no to kurwa powodzenia.

Moich znajomych też trochę w ten sposób zacząłem dewaluować, bez sensu. To powoduje tylko zamykanie się na świat.

 

Facet mi zwrócił uwagę że jak np. sobie flirtuję z jakąś panną, to kiedy wysyła mi smsa powinienem czuć się zajebiście, a ja często nie czuje się zajebiście, bo zrobiłem się w pizdu podejrzliwy i ciągle rozkminiam czy ona to, czy tamto, a może mnie odrzuci, a może oleje, może stracę w jej i w swoich oczach, jeśli się za bardzo otworzę i pokażę więcej "miękkich" cech.

 

No to "stracę" (tzn. trochę albo mocno zaboli), no i chuj. Bardziej tracę nie próbując i izolując się od relacji z kobietami i od ludzi w ogóle. Gdzieś zgubiłem radość obcowania z kobiecą energią, na znajomych się trochę zamknąłem bo nic nie osiągneli w życiu, a ja bym chciał znajomych którzy "to, tamto i sramto", od których mogę się nauczyć tego i tamtego i jeszcze chuj wie czego itd.

Ciągle coś bym chciał zmieniać, ciągle niespokojny jestem i wszysto chcę dopasować do tego swojego "idealnego obrazka" w głowie. Czyli zachowuję się wobec życia wcale nie inaczej niż "ksieżniczka" która chce faceta 1.90, z 34634 milionami na koncie, który zawsze będzie miał dla niej czas, będzie miły ale stanowczy, chamski ale kochany, brutalny ale łagodny. Podchodzi do niej normalny, fajny, ogarnięty i sympatyczny facet a księżniczka kręci noskiem, bo to nie pasuje do jej obrazka z "Cosmopolitan".

 

Przykład: po rozstaniu się z byłą umawiałem się z taką jedną, bardzo śliczną i inteligentna dziewczyną, ale bardzo zamknięta w sobie. Początkowo to ona mnie uwodziła bardzo mocno, później po seksie coś się zepsuło (uznała że "za szybko", chociaż to było piąte spotkanie, więc normalnie) co mnie zdziwiło, bo dałem z siebie w łóżku wszystko. 

Ciągle utrzymuje ze mną kontakt i pisze nieraz do mnie pierwsza, ale nie idzie się z nią umówić. Raz tylko wpadła na dwa drinki ale nie bzykaliśmy się. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy widzieliśmy się aż raz, sytuacja jest dla mnie niejasna i trochę mnie to męczy.

Spotykam się z innymi dziewczynami i nie płaczę po nocach, ale do niej często wracam myślami.

I teraz przykład zjebanego myślenia: uznawałem to teraz za słabość (czyli oceniam własne emocje), bo JAK TO?, żebym się znów do jakiejś dupeczki przywiązywał? Kto to widział! Skandal! Bla-bla-bla taki ze mnie silny samiec bla-bla-bla-bla.

I odrazu oczywiście dewaluacja (bo to ma nie takie, bo to robi nie tak, bo tu się zachowała raz nieodpowiednio, bo cycki by mogła mieć większe, bo już stara (w moim wieku, 26 lat) i inne bzudry, zamiast po prostu przyznać samemu przed sobą, że mnie zauroczyła. A może kurwa zamiast stosować te techniki i zachowania które pomagają w początkowych fazach relacji (lekkie olewanie, spotykanie się z innymi, nie pokazywanie wprost zainteresowania), lepiej byłoby otworzyć się przed laską i zapytać wprost czy dalej między nami coś jest, czy już chuj bombki strzelił i czy w ogóle chce się jeszcze spotykać?

Tak jak nasz półboski Pikachu naucza: jak zatrybi to zatrybi jak nie zatrybi to nie zatrybi w te albo w te manke:%%%%%)%)%)))~)*#(%&(#%&

(czy jakoś tak).

 

Wyjdę na pizdę, wyjdę na słabego, emocjonalnego? No to kurwa wyjdę i nara. Mniej by mnie to kosztowało niż udawać przed laską silnego samca alfa który musi ją teraz olewać, i jeszcze się tak i jeszcze jakoś tam inaczej zachowywać.

Albo bym znów się z nią zaczał z nią spotykać i budować fajną znajomość, albo by mnie olała i wtedy next please, ale chociaż przestrzeń emocjonalna w głowie zwolniona.

Czyli znów przykład olewania głosu serca i intelektualizowania, strategizowania i napierdalania się własnym fiutem po głowie, trzymania się jakiegoś urojonego obrazka siebie, bo  ja muszę być taki, taki i jeszcze taki.

 

 

Co jeszcze:

Czytałem trochę forum dla ENTJ i wiele osób tam pisze że "ENTJ's are generally long term relationship people". Mam takie wrażenie że niekończące się zaliczanie lasek zawsze skutkuje jakąś utratą psychiczną (przynajmniej w moim przypadku, może niektórzy się do tego nadają), a izolowanie się i dewaluacja ich (to co ja robię) skutkuje sfrustrowaniem i samotnością. Może niektórym totalna samotność i brak seksu faktycznie służy (chociaż szczerze wątpie, może jakimś wyjątkowo oświeconym jednostkom), mi chyba ostatecznie nie bardzo.

Może mam w głowie obraz siebie jako tego fajnego typa który ma hajs i sobie zalicza laski (uwodzicielem żadnym nie jestem, ale trochę ich już "zaliczyłem", prawdopodobinie więcej niż przeciętny Krzyś), może wmówiłem sobie że to będzie cool, a tak naprawdę chciałbym znaleźć sobie jedną fajną babkę i dzielić się z nią rzeczami które mam w życiu (spokojnie, chodzi mi o doświadczanie razem uroków życia, nie o dawanie jej pieniędzy i kwiatów :D), nie zastanawiając się czy to pierdolnie czy nie, nie nastawiając się na nic. Jak pierodlnie, to pierdolnie, to się znajdzie inna. Ale "Hapiness is only real when shared" i naprawdę coś w tym jest.

 

To takie przemyslenia tylko z dzisiaj i tylko odnośnie kobiet, ale właśnie można je odnieść też na wszystkie inne płaszczyzny życia.

Może kogoś oświecą albo trzepną w łeb.

Zapewne poczynię ich jeszcze więcej w najbliższym czasie.

 

Edytowane przez Tamten Pan
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm trochę mnie przypominasz. Masz nawet podobne przemyślenia. Ja coś ci powiem @Tamten Pan. Owszem prochy mogą nawet pogorszyć sprawę. Doskonale wiemy, ze to biznes jak wszystko na tej planecie. Piguły mają ciebie tylko postawić na nogi ( zazwyczaj to okres ok. 3-6 miesięcy) abyś całkowicie się nie rozłożył. A tak przynajmniej będziesz zdolny do pracy i zarabiania. Bo bez kasy to już w ogóle tylko nogi wyłożyć na katafalku.

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

Uznał że przyczyną depresji jest to że tłumię wiele emocji w sobie zamiast je przeżywać, wskoczyć w nie, iść za nimi

Jesteś może introwertykiem ?

 

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

Czyli logika i ciągła analiza oraz "powinienem być taki i taki" wygrywa z tą "kobiecą" stroną, poddaniem się, zrozumieniem pewnych emocji skutkiem czego jest dezintegracja - rozpadłem się niejako na kilka kawałków, kilka z tych części siebie zostawiłem w tyle i olałem z jakiegoś powodu i teraz mnie "prześladują", jedna część kłóci się z drugą, tą dominującą i ciągle jest wewnętrzny konflikt, bo jakaś część mnie ciągle płacze, próbując zwrócić na siebie uwagę.

Polecam tobie Panią Faridę Sorana ze strony ciemnanoc.pl . Tam jest pięknie opisane za pomocą archetypów co się tak naprawdę dzieje w twojej podświadomości. Polecam doskonała wiedza.

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

Wszystko niby spoko ale nie do końca, wszystko nie tak jak "powinno być", to powinno być inaczej, tamto inaczej, to muszę kontrolować, tamto ulepszyć, to przemyśleć... zamiast zaakceptować rzeczy takie jakie są i się nimi cieszyć to ciągle oceniam i osądzam, ciągle chcę coś zmieniać i stawiam od chuja wymagań które nawet nie są do niczego potrzebne, poza tym żeby rzeczy wpasowały się w mój idealny obrazek który sobie namalowałęm w głowie. To po prostu powoduje samotność i cierpienie.

Wpadłeś w pułapkę perfekcjonizmu. Wypisz wymaluj jak ja. Stawiasz sobie za wysoko poprzeczkę. Ja ten wzorzec wyniosłem z domu.

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

No kurwa, to tylko wziąść i się zastrzelić, albo chuja sobie obciąć, albo zostać pedałem. Albo oszukiwać się, że da się oszukiwać w nieskończoność swoją seksualność, żyć bez bliskości, czułości i ciągle walić konia albo "obracać towar" w klubach na łan najt stendy jednocześnie zachowując zdrowie psychiczne. 

Coś tak czuję, że brakuje tobie nie tylko z prawdziwego zdarzenia przyjaciela ale także takiej prawdziwej duchowej miłości. Takiej matczynej opieki, kobiecej wrażliwości.

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

Co czujecie jak oglądacie np. życie Dana Blizeriana na facebooku? Bo ja czuję smutek i trochę mu współczuję

Na szczęście nie mam facebooka. Inaczej popadłbym jeszcze większą depresję. A zresztą szkoda mi czasu na śledzenie obcych żywotów.

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

Np. ciągle się sram z biznesem, że mam tylko jedno źródło dochodu

Ciesz się że w ogóle masz jakąś pracę i dochody. Chcesz to stracić przez samobiczowanie ?

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

No kurwa nic się nie stanie, next please, takie jest życie i trzeba je przeżywać a nie zamieniać się w zombie, zamykać w pokoju, frustrować i grać w grę albo płakać na forum.

To samokrytyka rozumiem tak ?

 

2 godziny temu, Tamten Pan napisał:

I co z tego że czytałem Eckharta Tolle, przebudzenie De Mello, Osho, Marka, medytowałem itd.

Te pozycje są dobra ale dla lemingów ze średniej klasy co już coś osiągnęli lub gdy mają dylemat czy pojechać na Karaiby czy może na Vanuatu. Praca w korpo czy agroturystyka na wsi. Tacy ludzie nie mogą mieć depresji bo ich problemy są zgoła inne niż twoje. Jak masz problemy z sobą a masz. Zupełnie podobnie jak ja to te pozycje tobie nic nie dadzą a jeszcze pogorszą.

 

Przestań ciągle wszystko rozkminiać i analizować @Tamten Pan. @Levin ma rację wypierdol całe informacyjne gówno z twojej głowy. Wszystkie nawyki i przekonania. Zacznij wychodzić do ludzi ale nie szukaj na siłę atencji. Coś o tym wiem. Bądź sobą. Zacznij zapierdalać na siłce czy cross ficie. Przynajmniej poznasz nowych ludzi. I wyładujesz trochę napięcie. Musisz przede wszystkim znaleźć jakiś cel i go wytrwale realizować. Zapisz się na studia, może na kurs jakiś. Sztuki walki nie wiem cokolwiek. Tam też poznasz nowych ludzi. Musisz łapać jak najwięcej kontaktów i rozmów z ludźmi.

Pozdrawiam i trzymaj się. Walcz o siebie i nie pozwól aby twoje demony dopadły cię już za życia. To dopiero po życiu. Ale to dopiero za kilkadziesiąt lat.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Coś tak czuję, że brakuje tobie nie tylko z prawdziwego zdarzenia przyjaciela ale także takiej prawdziwej duchowej miłości. Takiej matczynej opieki, kobiecej wrażliwości.

TO.

Znów się poczułem jakby mi ktoś serce włócznią przebił.

Przyjaciół mam, ale dawno ich nie widziałem, to już pisałem post wyżej.

Właśnie najprawdopodbniej czegoś takiego mi brakuje, mimo że mam mamę i kocham rodziców a oni mnie, ale to co pogrubiłem sprawia że czuję w środku jakiś ogień i coś się kurwa dzieje, wzbiera, eksploduje.

Co jeszcze ciekawe  - jak ostatnio gadałem z terapeutą (jakieś 3 miesiace temu, jak musiałem przerobić z nim rozstanie), uznał że przyciągam do siebie dziwne kobiety z problemami, bo nie zaakceptowałem do końca swojej mamy, tzn. kocham ją ale patrzę na nią z wyższością i nie akceptuję do końca opiekuńczości kobiet i tego jak one się przywiązują. Ale nie mieliśmy czasu tego rozwinąć, a później mi się poprawiło i przestałem do niego chodzić. Może będę musiał z nim rozwinąć ten wątek.

 

 

Cytat

Polecam tobie Panią Faridę Sorana ze strony ciemnanoc.pl . Tam jest pięknie opisane za pomocą archetypów co się tak naprawdę dzieje w twojej podświadomości. Polecam doskonała wiedza.

Dzięki, sprawdzę.

 

Cytat

Jesteś może introwertykiem ?

Jak jestem w dobrym nastroju i zapierdalam w życiu ostro, to mam ENTJ. W takim stanie jak ostatnio robiłem znów test, na innej stronie, wyszło ISTJ. Co ciekawe mój najlepszy przyjaciel i moja siostra są ISTJ. A np. moja była (jakby nie było najlepsza relacja z kobietą w życiu jak dotychczas, mimo jej zaburzeń i mindfucków które mi robiła) była ENTJ.

Czyli TJ to u mnie znały element, a początek się zmienia w zależności od nastroju.

Edytowane przez Tamten Pan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Tamten Pan napisał:

Jak jestem w dobrym nastroju i zapierdalam w życiu ostro, to mam ENTJ. W takim stanie jak ostatnio robiłem znów test, na innej stronie, wyszło ISTJ. Co ciekawe mój najlepszy przyjaciel i moja siostra są ISTJ. A np. moja była (jakby nie było najlepsza relacja z kobietą w życiu jak dotychczas, mimo jej zaburzeń i mindfucków które mi robiła) była ENTJ.

Czyli TJ to u mnie znały element, a początek się zmienia w zależności od nastroju.

 

To pewnie jesteś ambiwertyk czyli pół na pół.  U mnie to zazwyczaj INTJ.

1 minutę temu, Tamten Pan napisał:

Właśnie najprawdopodbniej czegoś takiego mi brakuje, mimo że mam mamę i kocham rodziców a oni mnie, ale to co pogrubiłem sprawia że czuję w środku jakiś ogień i coś się kurwa dzieje, wzbiera, eksploduje

Tak ale tutaj nie chodzi o taką miłość  tylko o tą kobiecą wrażliwość. Takie oddanie tobie. Po prostu brak tobie zdrowych i trwałych relacji z porządną kobietą. Ale wiedz, że to nie wystarczy bo kiedyś to minie. A nawet szybciej niż ci się wydaje. Co masz na myśli, że czujesz ogień w środku? Pewnie brak równowagi żeńskiego i męskiego pierwiastka. Gdy osiągniesz ten stan to twoja samoocena wzroście kosmicznie w górę. Najważniejsza kwestia. Kobiety mają radar emocjonalny więc wyczują w tobie wszystko co czujesz. Pamiętaj kobieta jest jak  twoje lustro. Przyciągniesz zawsze podobieństwo. Ja tak miałem w tym roku. I tak długo wytrzymałem z kobietą. Niestety była chora psychicznie ( nerwice napadowo-lękowe, wampiryzm) Tylko z wysoką SAMOOCENĄ możesz odnaleźć taką kobietę o jakiej marzysz. Musisz sobie tylko doprecyzować czego chcesz od siebie, życia ludzi czy potencjalnej kobiety.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tamten Pan nie przebrnąłem przez całą dzisiejszą zawartość Twych postów. Zerknę w wolnej chwili, bo te sprawozdania są bardzo ciekawe. Na razie 2 pytania na szybko.

* Jeszcze przed chwilą mocno zastanawiałeś się nad porzuceniem wszystkiego i skokiem na Filipiny. Wspomniałeś o tak ewentualnie radykalnym kroku specjaliście?
* Z tym twierdzeniem o forum masz oczywiście sporo racji. Ale czy będąc w gorszej formie, podświadomie nie wyłapujesz tylko tych negatywnych treści płynących z tego miejsca?
Miejsce to samo w sobie ma wartość ogromną. Nawet teraz, masz problem zakładasz wątek; chłopaki przychodzą klepią Cię po plecach, radzą co robić, każą się podnieść. Pamiętam jak wspomniałeś o przerwie/cyklicznym odwiedzaniu tego miejsca. Może w pewnym momencie odstawienia forum na bok, pojawił się podstępny dołek psychiczny, z którego nie miałeś gdzie uciec.  A miejsce to było bardzo blisko, by już w początkowych objawach reagować, choćby pisząc tu tworząc lepszą część tego miejsca. I mieć odskocznie.
Sam po sobie przyznam, że forum zajmowało mi zbyt dużo czasu, zwłaszcza gdy zajmowałem się każdym błahym wątkiem(zwłaszcza nowych osób które są schematyczne i czasochłonne). Uczę się jednak przesiewać, segregować, wartościowe wątki od spamopodobnych treści. Nie ograniam może już tu wszystkiego co się pojawia, ale staram wyciągać pewne ważne aspekty, które są poruszane w wybranych tematach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tamten Pan Cześć :) Fajnie, że dzielisz się swoimi przeżyciami.

 

Wydaje mi się, że się trochę zagalopowałeś. Czy Ty czasem nie szukasz na zewnątrz czegoś na co możesz zrzucić odpowiedzialność za swoje samopoczucie i stan psychiczny? W tym przypadku na to, że nia masz fajnej kobiety u swego boku. Uzależniasz siebie od innych. Musisz się zmierzyć sam ze sobą. Weź to na klatę.

 

Psycholog dobrze Ci powiedział o tabsach. Że to krótkotrwałe i działanie na objawy, nie przyczyny. Ale chyba zapomniał dodać, że kobieta i haj z nią związany to dokładnie to samo. Suma sumarum, to Ci nie pomoże, a raczej uśpi, póki będziesz na haju. Nie zrozum mnie źle, ja nie demonizuje kobiet i nie chodzi mi odrzucenie kontaktów z nimi. Jak coś się kroi to korzystaj, jasne. Ale wiedz, że to nie wyciągnie Cię z Twoich zawirowań psychicznych i nie uszczęśliwi.

 

 

Co do udawania przy kobietach i grania ALFA. To bez sensu. Też tak uważam. Po pierwsze sam bym się chujowo czuł. Że co? Sam w sobie jestem zbyt chujowy i musze udawać co innego? Po drugie, one i tak wiedzą :)

ALE. Wystarczy tylko kontrolować co powiedzieć, a kiedy warto się ugryźć w język. Tyle. Zamiast udawać, rozwijać się i po prostu stawać się coraz lepszą wersją siebie. Nie lubię tej całej maskarady.

 

Czy już wydobrzałeś po ostatnim rozstaniu, które tak wychwalasz? Dobrze, że miło wspominasz ten czas, ale chyba zapomniałeś dlaczego się rozstałeś. Tak Ci powiem na ucho: ja też przez cały czas dażę jakimś uczuciem moją byłą. To jest osoba, która była mi najbliższa w moim życiu i wszystkim się z nią dzieliłem. Ale wiesz co? Szczerze pragnę żeby jak najszybciej spotkała gościa, z którym ułoży sobie życie na takich warunkach, żeby im obojgu odpowiadało. Chcę jej szczęścia. Ale wiem, że skoro się z nią rozstałem po 7 latach to miałem mocne powody.

Ty też się rozstałeś. Czyli będąc w związku chciałeś być sam. Teraz jesteś sam i chcesz związku. Habituacja. Zawsze będzie nas trochę ciągnąć do tego czego nie mamy. Zaakceptuj to.

 

Chciałbym Ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak. Widzisz, jesteśmy w podobnym wieku, masz prawdopodobnie więcej kasy niż ja, możliwość pracowania z każdego miejsca, swoją działalność, przeleciałeś więcej kobiet. Ale ja chyba polubiłem swoje życie. Tak ogólnie mogę powiedzieć, że mi fajnie :) To nie zależy od czynników zewnętrznych. Kobiet też nie.

 

A może brakuje Ci poprostu wygadania się kumplowi/kobiecie tak jak zrobiłeś to tutaj na forum, ale na żywo przy dobrej flaszce ? Czasem to pomaga się oczyścić psychicznie. Jakbyś był w Wawie albo Lublinie to zapraszam na piwko ;) Tyle mogę zaoferować. W trójmieście też jest trochę chłopaków. Są organizowane co jakiś czas jakieś stulejarskie spotkania :D Zawsze to jakieś nowe twarze, otoczenie, inne spojrzenie na niektóre sprawy.

 

Pozdro!

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopaki dobrze mówią. Kilka rzeczy które pomogą Ci ustabilizować psyche (mi pomogły):

-Dieta pełna witamin i minerałów, to co lubisz najbardziej

-Zrób porządek na chacie, pozbądź się gratów, odśwież otoczenie, "przewietrz"

-Nowe ciuszki, albo remanent szafy, masz dobrze wyglądać

-Znajomi, najlepiej jakiś mądry facet, trzeba się dużo śmiać na głos, aż będzie wibrowało w powietrzu

-Odciąć się od tv radio i net, nawet nie wiesz jaki spustoszenie robią w psyche

-Mp3 na uszy jak wychodzisz z domu, spokojna pozytywna muza 

-Spacery na świeżym powietrzu, las, park, dziewczynki biegają w leginsach! :D

-Generalnie też chodzi o rozruszanie kości, w zdrowym ciele zdrowy duch

-Lubisz spontan? Bardzo dobrze! Ja jak mam dosyć to się pakuję i jadę gdzieś sam na pare dni! np w góry!

 

i teraz najważniejsze:

Prawdopodobnie twoje samopoczucie wynika z warunków bytowych w Polsce.

Dobry lekarz postawi diagnoze, ja tylko dodam że moim zdaniem to jesteś dobrze wkurwiony.

Bierz się za jakieś treningi, nie myśl tyle, jak coś robisz to się na tym skup, odciągaj gonitwę myśli od siebie.

Np: patrz na coś i podziwiaj detale, możesz nawet do siebie mówić, mów dzieńdobry do ludzi, zmień coś!

Zagadaj do ładnych kobiet, w sklepie na ulicy, uśmiechnij się to działa. Powiedz którejś na ulicy że ma ładny płaszcz, włosy, nogi.

Jak mi się nudzi to potrafię podejść i zapytać którędy to będzie w lewo :D

 

Jesteś facet i masz prawo zachowywać się jak facet. Robić i myśleć to co chcesz.

A przede wszystkim masz prawo i obowiązek czuć się dobrze. 

Małymi kroczkami przed siebie, będzie dobrze :D zobaczysz!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Panowie.

Cały tydzień znów minął mi na niczym. Nic dosłownie nie zrobiłem. Nic. Nie potrafię nawet odpisać na maila siostrze. Totalny paraliż woli, tak jakby bodziec nie był wystarczająco silny żeby wywołać jakąkolwiek reakcję.

 

Jedynym fajnym epizodem była randka we wtorek, wpadła do mnie koleżanka, zrobiła mi taniec erotyczny i dała się pobawić cyckami, ale na tym spotkaniu nie zaliczyłem. Niemniej jednak upiliśmy się trochę winem, tańczyliśmy i było bardzo miło. Spotkałem się też z jakąś z tindera, ale niestety nie była zbyt pociągająca na żywo, mimo że inteligentna i ogarnięta. Ale chociaż wyszedłem z domu.

 

Z biznesem, pracą, życiem szerzej pojętym dalej nic. Nawet ciężko mi się skupić na pracy nad sobą, bo nie mam na to siły.

 

@The Saint

Cytat

 Jeszcze przed chwilą mocno zastanawiałeś się nad porzuceniem wszystkiego i skokiem na Filipiny. Wspomniałeś o tak ewentualnie radykalnym kroku specjaliście?

Dalej mocno się zastanawiam. Kilka razy byłem o krok od kupienia biletu, ale później czuję takie...nie wiem - zniechęcenie, znudzenie, strach, że tam też nie znajdę tego co czuję i tylko się jeszcze mocniej sfrustruję. Że tak jak teraz mam nadzieję, że to mi pomoże, to wtedy nawet ją stracę i będzie totalna beznadzieja. To jest kurewsko dziwne - całe życie chciałem podróżować i podróżowałem dużo. Gdybym jeszcze dwa-trzy lata temu miał taką możliwość, to bym się nawet 5 minut nie zastanawiał. Byłem na kilku kontynentach i całe życie chciałem zbudować taki system, żeby móc podróżować. No i zbudowałem. I co? Odechciało mi się podróżować i robić cokolwiek. Jestem wypalony od środka jak lej po bombie. What the kurwa fuck.

 

W każdym razie wspominałem mu o tym, ale nie poruszaliśmy tego, bo skupialiśmy się na innych rzeczach. Może w ten poniedziałek do tego wrócę.

 

Cytat

Z tym twierdzeniem o forum masz oczywiście sporo racji. Ale czy będąc w gorszej formie, podświadomie nie wyłapujesz tylko tych negatywnych treści płynących z tego miejsca?
Miejsce to samo w sobie ma wartość ogromną. 

Wiem, że ma. Ja tylko zauważyłem, że wiele osób na forum ma tak samo zjebane myślenie jak ja mam/miałem, albo będą mieć, jak pewne rzeczy będą źle/zbyt radykalnie interpretować i mogą sobie zrobić tym krzywde. Nóż jest w domu bardzo potrzebny, ciężko bez niego żyć, ale jak się ktoś "nieobyty" do niego dorwie, to może wyniknąć z tego tragedia. Z wiedzą z forum moim zdaniem jest podobnie. Ale o tym może stworzę osobny temat. W każdym razie nie wiem czy to jest istota mojego problemu.

 

Cytat

 

@Drizzt

Cytat

Wydaje mi się, że się trochę zagalopowałeś. Czy Ty czasem nie szukasz na zewnątrz czegoś na co możesz zrzucić odpowiedzialność za swoje samopoczucie i stan psychiczny? W tym przypadku na to, że nia masz fajnej kobiety u swego boku. Uzależniasz siebie od innych. Musisz się zmierzyć sam ze sobą. Weź to na klatę.

 

Może tak być. W sumie to mam tak zablokowany dostęp do swoich emocji, że sam już nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.

Jeśli chodzi o kobietę, to nie do końca tak. Ja niebardzo wierzę, że związek jako taki dałby mi "wieczne szczęście na stałe", z takich matriksów już wyszedłem. Obecnie jestem po prostu niewyrzyty seksualnie, zawiedziony...brakuje mi czułości, nie tylko nikt mi jej nie daje ale też nie mam jej do końca komu dawać a to jest dla mnie tak samo wazne. Przyzwyczaiłem się do seksu kilka razy dziennie, bycia zalewanym czułością a tutaj kurwa raptem emocjonalna pustynia i randki od czasu do czasu. Już nawet nie chodzi o moją byłą, myślę że już się z nią wewnętrznie rozstałem, chodzi o to że nie wiem jak mam wyrazić swoją męskość. Skupianie się ciągle na sobie już mnie zabija. Nie wiem, po prostu tak sobie myslałem i ostatecznie nie można wykluczyć, że jestem czlowiekiem który w związkach czuje się lepiej niż jak singiel. Problem w tym że miałem tylko dwa związki, oba dysfunkcyjne, a reszta to tylko zaliczanie panienek, które kończyło się zazwyczaj dość szybko, a nawet jak trwało dosyć długo to nie było w tym żadnej głębszej więzi poza dymaniem.

Teraz nie ma ani czułości ani seksu na stałe, a z tego co tutaj czytam moje potrzeby są kurewsko duże. Marek w jakiejś audycji mówił, że mu seks raz dziennie wystarczał, później mu się nie chciało, był zmęczony. Mi cztery razy dziennie nie wystarczało, zdarzało się pięć, sześć, siedem nawet itd...

 

Bądź co bądź, ja nie wiem jak mam się "mierzyć samemu ze sobą". Nie umiem. Nie wiem gdzie iść, w którym kierunku się zwrócić. Ta fraza za bardzo nic dla mnie jeszcze nie znaczy, przynajmniej w tym konkretnym momencie, bo pracować jako tako nad sobą mam w nawyku - tj. prowadzę pamiętnik, zapisuje przemyślenia, wnioski, jeszcze niedawno medytowałem. Wtedy mnie  to gdzieś prowadziło, a teraz to takie chodzenie we mgle. Sam nie wiem, co ja właściwie odpierdalam i co się dzieje. Nie wiem kto i dlaczego wyłączył mi światło. Może do tego dojdę na terapii.

 

Cytat

Czy już wydobrzałeś po ostatnim rozstaniu, które tak wychwalasz? Dobrze, że miło wspominasz ten czas, ale chyba zapomniałeś dlaczego się rozstałeś. 

Na szczęście nie zapomniałem. Mam wszystko zapisane w pliku który ma ponad 70 stron. Wszelkie kłótnie które mieliśmy pod koniec zwiazku, moje emocje itd. Wiem dobrze dlaczego się z nią rozstałem.

Z "wychwalaniem" chodzi tylko o to, że po prostu nie żałuję. Że mimo skali pojebania które wyszła jej "z butów" pod koniec, to była jedna z najbarwniejszych znajomości i okresów w moim życiu. Niemniej jednak nie zamierzam do tego/do niej wracać. Zupełnie ją wyjebalem z życia.

 

Cytat

Ty też się rozstałeś. Czyli będąc w związku chciałeś być sam. Teraz jesteś sam i chcesz związku. Habituacja.

Będąc z nią nie do końca chciałem być sam. Chciałem być z nią, jeśli dałaby być ze sobą. Niestety biorąc pod uwagę co  odpierdalała i jak się przez nią czułem, nie dało się. Gdyby ten caly kwas nie wyszedł na wierzch, to może dalej bym z nią był.

Nie wiem czy teraz chcę znów związku. Sam nie wiem czego chcę. Wiem, to brzmi jak pojebana laska, ale ja teraz autentycznie prawie nic wiem. Jakby mnie ktoś w łeb ostro pierdolnął cegłówką.

 

Cytat

A może brakuje Ci poprostu wygadania się kumplowi/kobiecie tak jak zrobiłeś to tutaj na forum, ale na żywo przy dobrej flaszce ? Czasem to pomaga się oczyścić psychicznie. Jakbyś był w Wawie albo Lublinie to zapraszam na piwko ;) Tyle mogę zaoferować. W trójmieście też jest trochę chłopaków. Są organizowane co jakiś czas jakieś stulejarskie spotkania :D Zawsze to jakieś nowe twarze, otoczenie, inne spojrzenie na niektóre sprawy.

 

Pewnie tak. Jakoś straciłem trochę kontakt z kumplami którzy tutaj zostali.

Mam wobec nich mieszane uczucia - z jednej strony znam ich od podstawówki, przeżyliśmy razem dużo zajebistych przygód itd, a spotkania z nimi czasami bardzo mnie odświeżały, ale nieraz było też tak, że tylko dołowały.

 

Po pierwsze, każdy kto tutaj został albo jest już "misiem w związku" który zapierdala w pracy, czasami praca na etacie+mały biznes na boku i nie ma czasu, a jak ma czas to mi się nie chce, bo ciężko nam się do siebie odnieść, albo jest typem który nic nie osiągnął.

Moi dwaj najlepsi kumple z tego miasta dopiero skończyli studia licencjackie na lokalnej uczelni (chujowej), a mają 26 lat. Domyślacie się jakimi leniami i lesserami musieli być. Jeden z nich odrazu po ukończeniu studiów z akademika oddalonego kilkanaście metrów od domu znów wrócił do rodziców. 

Lubię nieraz z nimi się spotkać, ale często wychodzi takie Januszostwo i cebula, i zaczynają się gadki w stylu "a bo te prywaciarze to złe, a bo mi się należy piniondz od państwa, a bo żeby tylko się nie narobić, a ja to będę sprzedawał kradzione podrabiane zegarki z Egiptu, ja to się znam na biznesie bo tata mojego kolegi zbankrutował, bla bla bla" czyli typowy pijany polak znający się na wszystkim i udzielający wszystkim życiowych lekcji.

Oczywiście lekko wyjaskrawiam, ale generalnie miałem w tym roku kilka spotkań z których wracałem zmęczony i żałowałem, bo mogłem zamiast tego pracować. Ogólnie zależy jak się uleży. Nieraz mi te spotkania pomagają, jest fajnie, wesoło, śmiejemy się, a nieraz jest "awkward" i dopierdalają mi jeszcze mocniej. Ostatecznie nawet jak jest fajnie to wracam do siebie i jest ta sama chujnia psychiczna co była.

 

Ja się niejako świadomo odciąłem od znajomych. Inny koleś z kolei prawie zawsze przychodzi wszędzie ze swoją, a wtedy zachowuje się oczywiście "grzecznie" i rozmowy są jak u cioci Jadzi na herbatce na imieninach.

I tak dalej.

W Poznaniu mam dwóch przyjaciół, przynajmniej tak o nich zwykłem myśleć, ale też średnio mają czas i do tego sporo trawska jarają, a ja już nie chcę tego palić. Jebać. Również jeden mieszka z kobietą i nie da się jej od niego za bardzo odseparować (a kiedys razem na podryw chodzilismy...), fajna jest ale chciałbym z nim samemu czas spędzić co jest rzadkim przypadkiem. Drugi natomiast kiedyś wziął kwasa i coś mu lekko odjebało. Zrobił się bardzo wycofany i widzę go bardzo rzadko. Ogarnia życie ale skupił się w 100% na swojej karierze, zespole i życiu w Poznaniu, więc mamy 10% tego kontaktu, co kiedyś. Poza tym nie będę co tydzień do Poznania zapierdalał, nie chce mi się. Także widzimy się bardzo rzadko.

 

I dzięki za zaproszenie, może kiedyś się spotkamy :)

Próbowałem znaleźć innych znajomych, bo już dawno temu doszedłem do wniosku że potrzebuję nowych znajomych - patrzyłem na meetup.com w moim mieście - gówno, nie ma nic.

Patrzylem na jakieś tandemy językowe na facebooku - same stare dziady i mamuśki z dziećmi.

Couchsurfing - może tutaj coś pokombinuje, ale raczej niewielu turystów/podróżników tu przyjeżdża.

 

 

@Lukas

Cytat

-Dieta pełna witamin i minerałów, to co lubisz najbardziej

 

Jem multiwitaminę, magnez z witaminą B, omegę 3, tabletki drożdżowe, oeparol (B6), korzeń arktyczny, wyciąg z dziurawca, lecytynę, kapsułki "centrum" na mózg, biorę Szafraceum i piję sok z noni...

Do tego odzywiam się raczej zdrowo, nie jem słodyczy i przetworzonego gówna, prawie nie piję alko, nie ćpam, zero teiny i kofeiny - zero coli, kawy, herbaty, yerby, same zioła i woda...natomiast ostatnio miałem problem z najprostszymi rzeczami, to nawet zrobienie obiadu mnie przerastało. Jadłem jakieś fasolki ze słoika i inny syf. Ale już zrobiłem zakupy (wow!!! jaka moc..) i postaram się znów wrócić do jedzenia zdrowiej. Ogólnie schudlem jeszcze bardziej i znów wyglądam jak kawał pizdy, a myśl o siłowni, trzymaniu diety i całym tym zapierdalaniu nieźle mnie teraz przerasta.

 

Cytat

-Zrób porządek na chacie, pozbądź się gratów, odśwież otoczenie, "przewietrz"

-Nowe ciuszki, albo remanent szafy, masz dobrze wygląda

 

Zrobione już dawno temu. Swój ubiór i styl oraz fryz w tym roku odpicowałem o jakieś 400%. Do tego nowe mieszkanie i właśnie pozbycie się wielu rzeczy. Niestety z ciałem dałem dupy.

 

Cytat

-Odciąć się od tv radio i net, nawet nie wiesz jaki spustoszenie robią w psyche

 

Wiem. Ale na to wpadłem na szczęście już w gimnazjum. Mam zero kontaktu z tym ściekiem. Net to głównie forum, poczta i czasami fejsbuń, ale poblokowałem stream od 95% znajomych, widzę tylko jakieś

ciekawostki i biznesowe/podróżnicze rzeczy + najbliższych ludzi.

Natomiast miałem ostatnio problem z pornolami, będę musiał się uspokoić bo mnie, kurwa, poniosło.

 

Cytat

Lubisz spontan? Bardzo dobrze! Ja jak mam dosyć to się pakuję i jadę gdzieś sam na pare dni! np w góry!

 

No właśnie jakoś ostatnio nie mam nawet na to siły. Może te Filipiny...albo coś.

 

Cytat

Bierz się za jakieś treningi, nie myśl tyle, jak coś robisz to się na tym skup, odciągaj gonitwę myśli od siebie.

No właśnie nie jestem w stanie się skupić na niczym ostatnio. Mam tylko dobne przebłyski, zazwyczaj poczytanie forum przez chwilę, albo fragmentu jakiegoś artykułu/książki i game over, try again. Bateria wyczerpana na cały dzień.

 

Cytat

i teraz najważniejsze:

Prawdopodobnie twoje samopoczucie wynika z warunków bytowych w Polsce.

 

Też tak sądze. Dzisiaj wracałem z osiedlowego sklepiku, rozejrzałem się dookoła na tę szarzyznę i znów ta myśl: "ja pierdolę, co ja tu w ogólę jeszcze robię...??".

Ostatecznie moje warunki jako takie tu są zajebiste, mieszkam sam w dwupokojowym mieszkaniu w nowym bloku na nowym osiedlu, mam widok na zieleń a nie jakieś obdrapane kamienice, banki albo biedronkę, a mimo to chciałbym wziąć to mieszkanie i przenieść je do innego miasta albo najlepiej innego kraju. Teleportujące się/latające mieszkania - to by był hit.

Nadchodzi już zima. Ja na lato już ledwo wyrabiałem, a co dopiero teraz, jak będzie ciągle piździć, będzie ciemno, mokro i chujowo. Może to będzie ten kop w dupę który mnie ostatecznie popchnie do wyjazdu w pizdu na drugi koniec świata...

 

Tak sobie jeszcze z czegoś zdałem sprawę. To może być istotne, może się komuś z Was przyda. Zadalem sobie pytanie: kiedy ostatnio się tak czułem? I dostałem odrazu odpowiedź:

-Kiedy chodziłem do chujowej pracy za 1200 zł i mieszkałem z rodzicami. Zastanawiałem się czy rzucić to gówno na "etacie" (śmieciowej umowie) i pójść na 100% w biznes interenetowy. Chodziłem jak zombie przez miesiąc albo i trzy, nie mogłem się na nic zdecydować. W końcu zadecydowałem, rzuciłem tą zjebaną pracę w pizdu i poczułem się, jakby mi głaz z serca spadł. Odrazu odżyłem.

-To samo w związku z moją ostatnią dziewczyną. Końcówka tej relacji to był podobny stan...

...takie uczucie jakby wszystko co znasz i wszystko, w co wierzyłeś wisiało na cieńkiej nitce, która zaraz pęknie, ale jeszcze ją trzymasz, chociaż wrzyna ci się w palce...jak ząb który się chwieje, ale nie chce wyjść ze szczęki i trzeba bardzo mocno go pociągnąć. To boli, ale inaczej się nie da.

Rzeczywistość i przekonania się sypią w proch i można zwariować, ale za tym kryje się jakiś nowy porządek. 

 

Cytat

Dobry lekarz postawi diagnoze, ja tylko dodam że moim zdaniem to jesteś dobrze wkurwiony.

Ej...jak na to wpadłeś? Serio pytam, to jakoś wychodzi z moich postów?
Psychoterapeuta mi to samo powiedział, zresztą już nie pierwszy raz, ale nie mieliśmy czasu tego teraz rozwinąć. Mam jednak wrażenie że nie widać tego po mnie w taki oczywisty sposób, tymbardziej po tym co piszę.

Rozszerzysz? Może to mi pomoże zobaczyć coś, czego nie widze, albo co tłumię.

 

Bo, jestem bardzo wkurwiony: na siebie, kobiety, na ten cały rok 2016.

 

Ok, zrobiłem dużo, pozmieniałem mocno swoje życie, wiem jakie są pozytywy tego roku i co się udało, ale:

-Postanowienia odnośnie biznesu zawalone w chuj. Miałem zwiększyć swoje zarobki a jest pizda blada z dziobem w torcie. W porównaniu do ostatnich dwóch lat to jest jakiś, kurwa, żart, aż sam nie wierzę, nie wem co się stało z moją dyscypliną, mocą, motywacją. Znikły. Rzeczy które mnie motywowały (milion do trzydziestki, conajmniej, do tego dom nad oceanem) teraz nie wywołują praktycznie żadnych emocji. Itd. Totalna stagnacja i lecę teraz na farcie/ciężkiej pracy którą włożyłem w to przez ostatnie 3 lata. Ale pasywny dochód to nie wieczny dochód. Wydałem AŻ jeden produkt w tym roku, jebałem się z nim przez rok i myślałem że będzie hitem...okazało się że sprzedaje się mega poniżej przeciętnej, tak komerycjnie to porażka, a nigdy się nad niczym tyle nie "spuszczałem". Do tego jeden freelancer mnie w chuja przyciał, zajebał 400 USD bo zaufałem mu (już wiele razy razem pracowaliśmy) i tyle go widzieli. Może kurwa umarł albo coś.

 

-Zapisałem się na siłownię, bo końcówka związku tak mnie zniszczyła, że spadłem na wadze jak jeszcze nigdy do tej pory, przyjmniej w ciągu ostatnich 5 lat. Przytyłem więc 4 kg na diecie i gainerze i kreatynce w dość szybkim czasie (pamięć mięśniowa + progress początkującego) i zaczynałem już powoli fajnie wyglądać, ale później okazało się że muszę zrobić kilka zabiegów chirurgicznych i miałem przerwę, później znów zaległości z biznesem,

sprawy prawne z firmą, przeprowadzka, remont itd...wszystko mi prawie znów spadło, także już chyba po raz 4 poszedłem na siłownię, dałęm z siebie wszystko, przytyłem dużo żeby wszystko po raz kolejny, kurwa jego mać, stracić. Tyle poświeceń i znów ostatecznie chuj. No ale fajnie że chociaż po rozstaniu uderzyłem siłke, zamiast chlać, ćpać i ruchać kurwy z roksy.

 

-Miałem gdzieś polecieć, odpocząć, nie udało się. Teraz nie mam z kim, nie wiem gdzie i nie chce mi się nawet. Tylko te Filipiny czasami mnie podniecają, ale to też zazwyczaj trwa jakąś minutę. Zanim dojdę do laptopa kupić bilety, już mi się odechciewa.

 

-Kobiety i  seks  - o kurwa, co za jebana porażka w tym roku!

Miałem sporo randek z tinderów, badoo i innych gówien, też poznałem trochę lasek w klubach, na ulicach, imprezach oraz odnowiłem kontakty z koleżankami. Teoretycznie nie miałem nigdy takiej dobre sytuacji do uwodzenia kobiet jak teraz - swoje mieszkanie, dobre ubrania, całkiem spoko samochód, pieniądze itd...skoro wcześniej miałem już sporo pań,to teraz powinienem robić rzeźnię...a tu co? Chuj w torcie!

Lepiej mi szło jak byłem gołodupcem mieszkającym z rodzicami, ubierającym się jak zwykły studenciak, jakimś cudem. Nie rozumiem.

Pech jak chuj, jeszcze tak złej passy nie miałem. Umowiłem się z kilkoma laskami które akurat rozstały się ze swoimi facetami - było ich chyba ze 4 - zanim zdążyłem z którąkolwiek z nich coś zdziałać, to już wrócily do swoich byłych, albo znalazły jakiś innych. Nie przeżywałem tego, bo były średnie intelektualnie, ale się zdziwiłem bardzo i lekko rozczarowałem.

Z klubu wyciągnałem kilka fajnych dziewczyn - jedna okazała się Ukrainką i spierdoliła do Bułgarii zanim zdążyłem ją ogarnąć, druga mieszkala na przeciwnym końcu Polski, a też wrociła do swojego byłego, lol. Z jeszcze inną raptem kontakt się urwał.

Poznałem w końcu koleżankę swojej przyjaciółki i byzknałem. Nie miałem seksu pół roku, myślałem że mnie wypierdoli na Marsa, albo dziurę w suficie zrobię. Postaralem się jak mogłem w łóżku, myślalem ze było spoko, ale odrazu po seksie zaczeła się dziwnie zachowywać. Szkoda mi strzępić klawiatury żeby opisać jej zachowanie, ale to zapowiadało się na fajną relację, inteligentna i śliczna dziewczyna, ale tak jak zajebiście się zaczeło, tak dziwnie się urwało. Liczylem po prostu na reguralny seks i fajną przygode/romans/znajomośc, a tu chuj, popierdoliło się i nawet nie wiem co i dlaczego. Moje wszelkie doświadczenia z kobietami okazały się nieadekwatne na jej krzywą banię i jak pytałem kumpli to podobnie to odbierali, wszyscy rozkładali ręce. Podchodziłem też sporo na ulicach, ale jakoś miałem średnią passę. Mnóstwo numerów i randek, ale albo mi się odechciewało, albo były faktycznie zajęte (ale na randkę szły, hehe), albo np. zachorowałem, i po dwóćh-trzech tygodniach bez kontaktu już chuj, albo np. poznałem zajebistą dziewczynę we Wrocławiu (śliczną, młoda, zgrabną i fajnie się rozmawiało), ale nie zanim zdążyłem coś więcej poza buziakiem w usta i trzymaniem za rączkę podziałać, too już musiałem wracać. Ona do mnie ze względów personalnych przyjechać nie może, a ja nie będę jeździł do innego miasta dla jednej panny, zwłaszcza że to nic pewnego.

Teraz umawiam się z dwiema dziewczynami/koleżankami które również zgłosiły się do mnie odrazu po rozstaniu ze swoimi facetami, zapowiada się spoko, ale chuj wie jak to będzie. Szczerze to jestem w szoku. Nawet mój psychoterapeuta mnie spytał: przecież pan ma teraz idealne warunki do zaliczania panienek, jak pan to kurwa robi że pan w ogóle nic prawie nie ogarnia? (parafrazując)

Ułożyłem sobie niedawno grafik w który wrzuciłem też reguralne wychodzenie na miasto iz zagadywanie, czy mi się chce czy nie, ale doszedłem do takiego stanu że nawet obiadu nie mogę zrobić, więc wychodzenie na pizgawicę i zgadywanie mnie też przerasta. Zwłaszcza że już mam dwie panny na randki, więcej ciężko mi emocjonalnie ogarnąć, to też zawsze jest jakaś inwestycja.

 

Cytat

A przede wszystkim masz prawo i obowiązek czuć się dobrze. 

Małymi kroczkami przed siebie, będzie dobrze :D zobaczysz!

 

Dzięki stary.

 

W ogóle jestem Wam wdzięczny że mogę tutaj komuś się wygadać - nawet jeśli nie chcę się Wam czytać tego słabego pierdolenia, to chociaż mi jest lepiej. Może ktoś przez to przebrnie i wyciągnie coś dla siebie, albo może ktoś zauważy coś, czego ja nie widzę.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, jak to czytam to mam wrażenie, że zmuszasz się do różnych rzeczy. Planujesz, mobilizujesz się, starasz się plan wykonać i inne cuda na kiju.

Nie wiem, na mnie takie historie działają raczej demotywująco.

Chcę to robię, nie chcę nie robię, zmuszać się nie zmuszam bo na co i po co. Wuj z tym.

 

Weź może po prostu wyluzuj i przez jakiś czas kładź lachę na wszystko na co nie masz ochoty. Olej plany, zamierzenia, mobilizację, zmuszanie się, wywiązywanie z tego i tamtego. Jeb to.

Wyluzuj.

 

 

Edytowane przez wroński
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachód słońca.

 

Feeria barw, gładkie przejścia niebieskiego w pomarańcz i czerwień, pojedyncze chmury, rozdrapane na gorącym tle. Poczucie kontaktu, wtopienia w naturę – to wszystko nie może zostać opisane, skopiowane czy zrozumiane. Jedynym sposobem jest po prostu przeżyć, poczuć.

 

Nazywając rzeczy, nadajesz im ramy - naklejasz łatkę. Z jednej strony, ułatwia to komunikację i precyzuje pole działania. Z drugiej, ogranicza możliwość pełnego przeżycia Twojego unikatowego doświadczenia.

Przeżyłem w depresji 3 lata. Większość tego czasu uciekałem przed bólem. Winiłem się za stracone okazje, Moje ciało i umysł - moje JA, dawało mi (w jedyny sobie dostępny sposób) sygnał, że postępuję źle. Że pora na zmianę.

 

Dopiero z dalekiej perspektywy widzę, jak bardzo głuchy byłem na własne wołanie o uwagę. Jak szybko chciałem wrócić do stylu życia, który doprowadził mnie do agonii i rozpaczy. Jak bardzo bałem się prawdy o sobie.

 

Byłem jak stara, schorowana kura, która w obawie przed garścią popiołu, zapomniała że jest feniksem. Motałem się po klatce, rozpaczliwie broniąc resztek tego, co powinno umrzeć. A umieranie boli.

 

Byłem tak zajęty oczekiwaniem końca DEPRESJI, że nie poświęciłem ani chwili uwagi na to, co chciała mi powiedzieć. A było wiele do powiedzenia.

 

Możesz uciekać – jest gdzie.
Możesz zagłuszać – jest czym.
Możesz przeżyć
i narodzić się na nowo.

 

 

Kiedy przyjąłem depresję jako sygnał do zmiany, zmieniłem swój świat bardziej, niż wcześniej mógłbym sobie wyobrazić.


Dopóki coś Cię blokuje, POWINIENEŚ czuć ból.

Edytowane przez Gaindalf
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Dnia 11.10.2016 o 14:53, Gaindalf napisał:

Możesz uciekać – jest gdzie.
Możesz zagłuszać – jest czym.
Możesz przeżyć
i narodzić się na nowo.

 

 

Kiedy przyjąłem depresję jako sygnał do zmiany, zmieniłem swój świat bardziej, niż wcześniej mógłbym sobie wyobrazić.


Dopóki coś Cię blokuje, POWINIENEŚ czuć ból.

 

Dzięki za przypomnienie mi o tym, w momencie w którym chcę już tym wszystkim powoli jebnąć. Trochę Leci mi już chyba 4. rok z krótkimi przerwami na alkohol/ćpanie, gdy wszystko jest 'spoko'.

 

Edytowane przez psychodelanajawie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.