Skocz do zawartości

Stary niedźwiedź mocno spał...


Niedźwiedź

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

Jako że jestem nowy na tym forum zapragnąłem podzielić się moją historią, której finał był wczoraj. Dokładnie 20 października o godzinie 10:20. Postanowiłem pięknie zapisać sobie tą datę i dokładną godzinę na pamiątkę. Otóż mam 28 lat i wygląda na to, że w życiu coś straszliwie zjebałem. Byłem miękki i pobłażliwy dla siebie. Często szukałem drogi która była lekka, ale okazywało się że nie prowadziła do niczego wartościowego. Zostałem wychowany w rodzinie gdzie matka miała "największą" rację, a do 14 roku życia myślałem że faktycznie tak jest. Największą nagrodą było dobre słowo od matki, głównie za 5 z matematyki bądź 6 z religii (5 to za mało). Obłęd sięgnął tego że, o bardzo dobrych ocenach z języka angielskiego lepiej było nie mówić, bo kończyło się to skwitowaniem, że mam lepsze oceny z języka obcego niż z rodzimego. Ale to wszystko miało jeszcze sens w mojej głowie.. Zaczęło się liceum i okres buntu. Pierwszy raz stanowczo sprzeciwiłem się matce przy wyborze liceum. Mierzyłem wysoko, za wysoko ale wierzyłem, że dam rade. Wybrałem elitarne liceum w moim mieście. Matka pukała się w głowę i odradzała mi to, ale twierdziła że to moja sprawa. Moja siostra o 12 lat starsza, także odradzała a właściwie zniechęcała do tej szkoły (okazało się że sama też tam startowała swego czasu, ale z marnym rezultatem). Koniec końców dostałem się. Zmieściłem się w ostatniej dziesiątce. Uczyłem się tak sobie, ale szkoła nadawała charakteru. W drugiej klasie wiosną poznałem dziewczynę, zostaliśmy parą... Ja Biały Rycerz przekonany o niewinności wszystkich kobiet, romantyzm pełną parą a tu okazuje się że obiekt moich westchnień puszcza się po okolicznych wioskach. Szok, niedowierzanie... W głowie odpalił się pomysł, że ja ją moją miłością zmienię. Nie zmieniłem. Pozostała ogromna rana w sercu. Pierwszy raz dopadła mnie depresja, na szczęście ciężka praca ją pokonała. Pojawiła się kolejna dziewczyna: miła, inteligentna, nie za ładna. Byłem z nią 5 lat, rozeszliśmy się na studiach. Na początku gdy miałem kasę i byłem niezależny od niej wszystko się układało. Okazało się że pomału sukcesywnie brała mnie pod pantofel, a ja się tam wygodnie układałem. Byłem nieświadomie urobiony przez moją matkę.. Czas płyną ona coraz to bardziej mnie urabiała, aż sam odkryłem że jakieś flaki z olejem są ze mnie. Z przystojnego chłopaka jakim byłem w liceum zrobiłem się jakąś kluchą, no cóż przybyło mi w tym czasie 30 kg. Jestem wysoki więc nie było tego tak widać, ale dziewczyny już tak przychylnie nie patrzyły na mnie. Pojawiły się rozstępy, a moja dziewczyna częściej na mnie warczała niż mówiła coś miłego. To samo w domu. Odkryłem że nasz związek się skończył i jesteśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia, a ona wszystkim kieruje na co się potulnie zgadzałem. Rozstaliśmy się. Ona przyjęła to obojętnością, a u mnie pojawiła się rozpacz. Uciekłem w imprezy, siłownie i spotykanie się na stopie towarzyskiej z dziewczynami. Schudłem na tyle że wyglądałem lepiej, ale żadna mnie nie chciała. Po 4 miesiącach coś mi odwaliło i stwierdziłem że wrócę do mojej byłej. Najgorszy błąd w moim życiu! Udało się... znów byłem w związku, nie widziałem jak bardzo toksycznym. Okazało się że ona się z kimś spotykała ale jak to określiła: to było tylko przelotne. Na czym polegały te spotkania każdy może się domyślić. Nie mogłem tego zaakceptować. Smutek żal i rósł w moim sercu aż stał się nie do zniesienia. Znów się rozstaliśmy. Zdobyłem nową dziewczynę, którą kocham, ale rany pozostały. Okazało się że jest coś jeszcze w moim sercu: depresja. Ona wszystko pożarła.. Związek układał się dobrze, ale nie miałem zaufania, jedynie cierpliwość. No i schemat wchodzenia pod pantofel się powtórzył. Związek trwa już ponad 3 lata, a ja stałem się zależny. Kilogramy wróciły, więcej niż było ich kiedykolwiek, ale ona to akceptowała. Magisterki nie obroniłem, ale jeszcze mam na to szansę. Studia które mam "zaliczone" należą do jednych z cięższych, więc ich tak nie zostawię. Przez ostatnie pół roku nękało mnie to wszystko. Myśli o moich dwóch byłych dziewczynach, myśli o matce, myśli o moim obecnym związku, myśli o mojej siostrze z którą nie mam o czym rozmawiać, o ojcu który stał się już zupełnie smutny i pod władzą matki.. Nie pamiętam żeby ktoś mi powiedział coś miłego, w związku moja dziewczyna sama z siebie też nie powie że mnie kocha.. Wszędzie był tylko żal, ale najgorszym dla mnie był niespełniony potencjał i wiedza której nie wykorzystałem. Myśli kłębiły się w dzień i w nocy. Aż do wczoraj. Do 20 października 2016 roku do godziny 10:20. Stałem w oknie mojego pokoju i rozważyłem czy warto żyć. Wyobraziłem sobie siebie jak skacze i rozbijam głowę o chodnik. Przemyślałem jak zareagowaliby moi bliscy, co by się zmieniło. Kto przyjdzie mnie pożegnać w ostatniej drodze? Ale to co sprawiło mi największy ból to kwestia ZMARNOWANEGO POTENCJAŁU! Tamten człowiek skoczył, zabił się. Popełnił MENTALNE SAMOBÓJSTWO i już go nie ma. Jestem Niedźwiedź. Właśnie obudziłem się z zimowego snu. Kurewskiej zimy mojego życia. To wszystko minęło, a pozostała wiedza, doświadczenie i miłość do mojej partnerki. Ale to już inna miłość: taka która nie da sobą kierować, taka która pozwoli odejść tej drugiej osobie, jeżeli tylko będzie tego chciała. Nasz związek będzie teraz wyglądał inaczej. Moje życie także: koniec z marnowaniem potencjału. Koniec z łatwą drogą i strefą komfortu. Mam niedokończone sprawy i 20 kg tłuszczu do spalenia. Zaczynam działania i to konkretne. 

 

A na forum trafiłem dzisiejszej nocy, zwiedzając internet i próbując uniknąć tego całego gówna które w nim pływa. Może ktoś to przeczyta i także obudzi się ze snu.

Pozdrawiam wszystkich!

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapamiętaj sobie do końca życia i na dzień dłużej, najlepiej wydziaraj na ptaku (jak już zrzucisz te zbędne sadło to będziesz widział swój nowy mentalny kod kilka razy dziennie, i tego Ci życzę).- najmilsza mężczyźnie jest jego próżność, pewność siebie, bezwzględność dla otoczenia!

 

Nikt i nic nie powie Ci tylu miłych rzeczy ile Ty sam. Nie licz na innych. Na mnie też nie.

 

39 minut temu, Niedźwiedź napisał:

Witam!

Jako że jestem nowy na tym forum zapragnąłem podzielić się moją historią, której finał był wczoraj. Dokładnie 20 października o godzinie 10:20. Postanowiłem pięknie zapisać sobie tą datę i dokładną godzinę na pamiątkę. Otóż mam 28 lat i wygląda na to, że w życiu coś straszliwie zjebałem:

- Byłem miękki i pobłażliwy dla siebie.

- Często szukałem drogi która była lekka, ale okazywało się że nie prowadziła do niczego wartościowego.

- Zostałem wychowany w rodzinie gdzie matka miała "największą" rację, a do 14 roku życia myślałem że faktycznie tak jest.

- Największą nagrodą było dobre słowo od matki, głównie za 5 z matematyki bądź 6 z religii (5 to za mało). Obłęd sięgnął tego że, o bardzo dobrych ocenach z języka angielskiego lepiej było nie mówić, bo kończyło się to skwitowaniem, że mam lepsze oceny z języka obcego niż z rodzimego. Ale to wszystko miało jeszcze sens w mojej głowie.. Zaczęło się liceum i okres buntu. Pierwszy raz stanowczo sprzeciwiłem się matce przy wyborze liceum.

- Mierzyłem wysoko, za wysoko ale wierzyłem, że dam rade. Wybrałem elitarne liceum w moim mieście. Matka pukała się w głowę i odradzała mi to, ale twierdziła że to moja sprawa. Moja siostra o 12 lat starsza, także odradzała a właściwie zniechęcała do tej szkoły (okazało się że sama też tam startowała swego czasu, ale z marnym rezultatem). Koniec końców dostałem się. Zmieściłem się w ostatniej dziesiątce. Uczyłem się tak sobie, ale szkoła nadawała charakteru. W drugiej klasie wiosną poznałem dziewczynę, zostaliśmy parą...

- Ja Biały Rycerz przekonany o niewinności wszystkich kobiet, romantyzm pełną parą a tu okazuje się że obiekt moich westchnień puszcza się po okolicznych wioskach. Szok, niedowierzanie... W głowie odpalił się pomysł, że ja ją moją miłością zmienię. Nie zmieniłem. Pozostała ogromna rana w sercu. Pierwszy raz dopadła mnie depresja, na szczęście ciężka praca ją pokonała.

- Pojawiła się kolejna dziewczyna: miła, inteligentna, nie za ładna. Byłem z nią 5 lat, rozeszliśmy się na studiach. Na początku gdy miałem kasę i byłem niezależny od niej wszystko się układało. Okazało się że pomału sukcesywnie brała mnie pod pantofel, a ja się tam wygodnie układałem. Byłem nieświadomie urobiony przez moją matkę.. Czas płyną ona coraz to bardziej mnie urabiała, aż sam odkryłem że jakieś flaki z olejem są ze mnie.

- Z przystojnego chłopaka jakim byłem w liceum zrobiłem się jakąś kluchą, no cóż przybyło mi w tym czasie 30 kg. Jestem wysoki więc nie było tego tak widać, ale dziewczyny już tak przychylnie nie patrzyły na mnie. Pojawiły się rozstępy, a moja dziewczyna częściej na mnie warczała niż mówiła coś miłego. To samo w domu. Odkryłem że nasz związek się skończył i jesteśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia, a ona wszystkim kieruje na co się potulnie zgadzałem. Rozstaliśmy się. Ona przyjęła to obojętnością, a u mnie pojawiła się rozpacz. Uciekłem w imprezy, siłownie i spotykanie się na stopie towarzyskiej z dziewczynami. Schudłem na tyle że wyglądałem lepiej, ale żadna mnie nie chciała.

- Po 4 miesiącach coś mi odwaliło i stwierdziłem że wrócę do mojej byłej. Najgorszy błąd w moim życiu! Udało się... znów byłem w związku, nie widziałem jak bardzo toksycznym. Okazało się że ona się z kimś spotykała ale jak to określiła: to było tylko przelotne. Na czym polegały te spotkania każdy może się domyślić. Nie mogłem tego zaakceptować. Smutek żal i rósł w moim sercu aż stał się nie do zniesienia. Znów się rozstaliśmy.

- Zdobyłem nową dziewczynę, którą kocham, ale rany pozostały. Okazało się że jest coś jeszcze w moim sercu: depresja. Ona wszystko pożarła.. Związek układał się dobrze, ale nie miałem zaufania, jedynie cierpliwość. No i schemat wchodzenia pod pantofel się powtórzył. Związek trwa już ponad 3 lata, a ja stałem się zależny. Kilogramy wróciły, więcej niż było ich kiedykolwiek, ale ona to akceptowała. Magisterki nie obroniłem, ale jeszcze mam na to szansę. Studia które mam "zaliczone" należą do jednych z cięższych, więc ich tak nie zostawię.

- Przez ostatnie pół roku nękało mnie to wszystko. Myśli o moich dwóch byłych dziewczynach, myśli o matce, myśli o moim obecnym związku, myśli o mojej siostrze z którą nie mam o czym rozmawiać, o ojcu który stał się już zupełnie smutny i pod władzą matki..

- Nie pamiętam żeby ktoś mi powiedział coś miłego, w związku moja dziewczyna sama z siebie też nie powie że mnie kocha.. Wszędzie był tylko żal, ale najgorszym dla mnie był niespełniony potencjał i wiedza której nie wykorzystałem. Myśli kłębiły się w dzień i w nocy. Aż do wczoraj. Do 20 października 2016 roku do godziny 10:20. Stałem w oknie mojego pokoju i rozważyłem czy warto żyć.

- Wyobraziłem sobie siebie jak skacze i rozbijam głowę o chodnik. Przemyślałem jak zareagowaliby moi bliscy, co by się zmieniło. Kto przyjdzie mnie pożegnać w ostatniej drodze? Ale to co sprawiło mi największy ból to kwestia ZMARNOWANEGO POTENCJAŁU!

- Tamten człowiek skoczył, zabił się. Popełnił MENTALNE SAMOBÓJSTWO i już go nie ma. Jestem Niedźwiedź. Właśnie obudziłem się z zimowego snu. Kurewskiej zimy mojego życia. To wszystko minęło, a pozostała wiedza, doświadczenie i miłość do mojej partnerki. Ale to już inna miłość: taka która nie da sobą kierować, taka która pozwoli odejść tej drugiej osobie, jeżeli tylko będzie tego chciała. Nasz związek będzie teraz wyglądał inaczej. Moje życie także: koniec z marnowaniem potencjału. Koniec z łatwą drogą i strefą komfortu. Mam niedokończone sprawy i 20 kg tłuszczu do spalenia. Zaczynam działania i to konkretne

 

A na forum trafiłem dzisiejszej nocy, zwiedzając internet i próbując uniknąć tego całego gówna które w nim pływa. Może ktoś to przeczyta i także obudzi się ze snu.

Pozdrawiam wszystkich!

 

Widzę, że ogarniasz w miarę dobrze. Wprowadź jedynie trochę porządku w to wszystko - podkreślone wyrzuć, pogrubione buduj i wzmacniaj. I nie staraj się przypodobać komukolwiek, szczególnie kobiecie! Masz tyle fajnych doświadczeń - wystarczy popracować nad sobą i mieć w dupie matki, siostry, koleżanki, sąsiadki, dziewczyny, żony, teściowe...

 

A sadło zrzuć dla siebie, dla zdrowia a nie dla kogoś.

 

Nie dziękuj. Ty już tego nie robisz!

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę powiedzieć, że Twoja historia przypomina mi moją. Matka i dobre oceny-identycznie miałem. Depresji dostałem na początku studiów. Ja mentalne samobójstwo popełniałem już kilka razy :P to dla mnie nie zadziałało. Jestem introwertykiem i cięzko zmienić coś do czego ma się uwarunkowania genetyczne :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też mam swoją datę 5 listopada 2002. wieczorkiem spakowałem się do samochodu i wyprowadziłem od żony i jej mamusi. Po ślubie nie mieliśmy gdzie mieszkać. Ale ja trzymałem kasę i zbierałem na mieszkanie. W sumie u mojej mamy mieszkaliśmy przez 6 miesięcy - jej wszystko przeszkadzało, że moja mama się odzywa nie tak, to potem że się nie odzywa. Wynajdywała masę głupot do których można by  się przyczepić. Autentyczny foch co 5 minut o byle co. Ostatecznie powiedziała, że nie wytrzyma dłużej i wyprowadza się do swojej matki.

 

Tu był przełom kiedy powinienem był jej powiedzieć - good bye.  Zamiast tego wyprowadziłem się z nią. Piekło jakie mnie spotkało w mieszkaniu jej rodziców, a głównie jej matki - pominę milczeniem. Ostatecznie ona poprosiła żebym się wyprowadził i przemyślał małżeństwo - bo nie dawałem się pod pantofel wcisnąć. Poszukałem lokum i znalazłem - ale nic im nie mówiłem. W pewnym momencie powiedziałem im że się wyprowadzam. Ich miny - bezcenne. Ale jeszcze tego nie zrobiłem - zaczęły się prośby, no co ty itd. Ale w ich postępowaniu nic się nie zmieniło.

 

Także 5 listopada 2002 wieczorem spakowałem się do auta i odjechałem do wcześniej przygotowanego lokum. I tak po roku skończyłem moje pierwsze małżeństwo. Były z jej strony jeszcze próby - ale fałszywe. bo np. zażądała wspólnego konta nagle kiedy wcześniej nie chciała - i miałem wpłacić tam wszystkie pieniądze :-) .  Chyba miała mnie za ostatniego durnia - bo powiedziała że chce abym opłacił jej adwokata przy rozwodzie. Oczywiście ją wyśmiałem. Dopiero potem już bez niej miałem czas na siłownię zadbanie o siebie, czas na zarobienie pieniędzy na mieszkanie. A durna chciała żebym ją za rączki trzymał a nie zarabiał na mieszkanie.  Dużo by pisać. Ale po co skoro to schemat.

 

 

Tylko ostateczny finał sprawy był śmieszny dla mnie. Jeszcze przed rozwodem pojechałem na wakacje do siostry i szwagra nad morze. Do Pobierowa. Tam spotkałem żony koleżankę z mężem. Pogadaliśmy powiedziałem, że jestem u siostry.

 

Jakiś czas później już po rozwodzie, ex przyszła do mnie do mieszkania i siadła na fotelu i płacze, i mówi, że myślała, że ja na wakacjach na panienkach i tak jej matka też powiedziała. A spotkała się z koleżanką kiedyś na domówce i koleżanka powiedziała - no jak, przecież on był u siostry i jej męża. Jak to mamusia potrafi córeczce wodę z mózgu zrobić.

 

 

Każdy ma chyba swoją datę/przełom.  

 

Jak to u Was wygląda

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy tutaj z nas ma taką datę, czyli wg. standardów tego forum, Marka jest to "wyrwanie się z Matriksa".

Moja data to przełom października/listopada 2009 roku.

Kobieta zerwała ze mną przez gg, 2 dni później decyzja dziekana abym powtarzał rok.

Wtedy to było dla mnie coś negatywnego, świat mi się niby zawalił (tak myślałem jeszcze przez kilka tygodni).

Dziś - dziękuję jej oraz dziekanowi, że podjęli wtedy takie decyzje. Gdyby nie one to nie byłbym dziś tam gdzie jestem oraz nie miałbym późniejszych fajnych wspomnień <3.

Też mam 28 lat i jestem dopiero na fali wznoszącej w kategorii kariera, praca, status materialny, zasoby, a już pchają mi się same do łoża i chcą z tego korzystać.

Powodzenia oraz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja data 2 maj 2015 . Wróciłem z nocki żonka , którą odstawiłem od fiuta na miesiąc ( wszystko opisane w historii mojego małżeństwa ) powiedziała , że "zakochała się w koledze z pracy , trwa to już 3 lata i że tylko się przytulali , krew jej krązy przy nim inaczej " :) . Zyczyłem jej powodzenia , wyprowadziłem się do matki z naszego wspolnego mieszkania , żeby ochłonąc , rozgadałem wszystkim , całej rodzinie , znajomym z pracy , z podwórka że przyprawiła mi rogi , żeby mieć lepszą motywację do rozejścia się z nia . Złożyłem pozew , wyprowadziła się po rozwodzie . Mieszkam w naszym wspólnym mieszkaniu gdzie ona przelewa mi połowę raty kredytu a sama wynajmuje z gachem 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.