Skocz do zawartości

Moje perypetie


Rekomendowane odpowiedzi

I ja opiszę swoją historię - życie białego rycerza z niską samooceną. Na szczęście w pewnym momencie Marek dał mi porządnie w mordę swoimi felietonami i wybudził mnie z życiowego letargu.

 

Obecnie mam 28 lat i przez większość życia byłem niewierzącym w siebie, uległym, zalęknionym chłopaczyną z autodeskrukcyjnymi zapędami. Na wstępie przytoczę historię mojej rodziny, przykład jak fatalne w skutkach może być kobiece pierdolenie. W domu miałem dość standardowy, polski scenariusz - matka furiatka i ojciec alkoholik. Moja rodzicielka to typowa kobieta - skrajna materialistka awanturująca się o pierdoły, manipulantka wpędzająca w poczucie winy, narzekająca, często nie do zniesienia baba. Ojciec za to był równym gościem, pozytywnym, wyluzowanym człowiekiem i choć nie przekazał mi żadnej konkretnej wiedzy o życiu i o byciu mężczyzną, to wspominam go bardzo ciepło. Niestety, wpadł w chlanie i wóda go pokonała. Zmarł w wieku 46 lat, ja miałem wtedy lat 19. Patrząc na relację rodziców z perspektywy czasu i przez pryzmat wiedzy wyniesionej z forum, matka zamęczała ojca swoim zachowaniem, facet nie miał spokoju w domu i przypuszczam, że musiał to odreagować i ukojenie znalazł w alkoholu. Miał białorycerskie ciągoty i nie lubił konfliktów, więc znosił jej pierdolenie w imię świętego spokoju i oddawał jej coraz więcej pola. Nie wiedział, że kobiecy apetyt na władzę nie ma końca. Jak sami dobrze wiecie, popełnił fatalny błąd. Ostatecznie zakończyło się to rozwodem. Oczywiście my, dzieci, zostaliśmy z matką. I wtedy zaczęła się jazda. Nawyk pierdolenia i tłamszenia był w matce silny i po wyprowadzce ojca cały swój jad skierowała na mnie. Znienawidziłem ją wtedy. Z powodu niskiej samooceny i potrzeby zdobycia akceptacji moich znajomych, nieświadomie zacząłem powielać wzorzec ojca, zacząłem chlać i eksperymentować z dragami. Tryb autodestrukcji został aktywowany.

 

Obecnie, dzięki Markowej wiedzy, tamto życie jest już odległym wspomnieniem. Odzyskałem kontrolę nad sobą, poukładałem się na nowo. Wyjebałem toksycznych ludzi z mojego życia, przepracowałęm destrukcyjne wzorce, podniosłem swoją samoocenę, znalazłem satysfakcjonujące mnie hobby (gitara) i przestałem przesadnie przejmować się opinią innych ludzi na mój temat. Pierwszy raz w życiu czuję autentyczny luz psychiczny i jasno patrzę w przyszłość, zajebiste uczucie. :D Pozostaje jeden szkopuł, który nie pozwala mi się cieszyć życiem jeszcze bardziej - kontakty z kobietami.

 

Mianowicie, nie uprawiałem jeszcze z kobietą seksu z pełnego zdarzenia. Kiedyś ta świadomość wpędzała mnie w straszny kompleks, teraz podchodzę do tego z o wiele większym dystansem. Po lekturze forum, stwierdzam, że to nawet lepiej, bo z moją ówczesną białorycerską szlachetnością w stosunku do dam, machnąłbym "przypadkiem" dzieciaka, albo, naćpany hormonami, dobrowolnie związałbym się węzłem szubienicznym z jakąś szlochą.

 

A czemu jeszcze porządnie nie zakisiłem ogóra? Otóż, w wieku lat 20 poznałem laskę i się związaliśmy. Średnia z urody, ale świetnie się dogadywaliśmy. Haju hormonalnego nie było, zwyczajnie uległem jej, bo jeszcze wtedy spełnianie oczekiwań innych ludzi było moim głównym zajęciem. Oczywiście moje zachowanie w stosunku do niej - white knight lvl 3000. Byłem na każde jej skinienie, zrobiłem z siebie pieska i, jakżeby inaczej, zaczęło jej w końcu odpierdalać i poczęła mi włazić na głowę. No ale do sedna - jako prawiczek, obawiałem się trochę pierwszego razu i oboje odwlekaliśmy ten moment, bo ona też była pół-dziewicą (niepełny stosunek, bo bolało). Swoją drogą, powinna mi się czerwona lampka zapalić wtedy, ale jak człowiek siedzi w matrixie, to systemy ostrzegania są wyłączone. :P Nadmienię jeszcze, że tamtego czasu często pucowałem torpedę. Kiedy w końcu doszło do pełnego zbliżenia, dżordż odmówił posłuszeństwa i sflaczał. Po czasie uświadomiłem sobie, gdzie popełniłem błąd - naoglądawszy się pornoli, chciałem koniecznie wejść w nią ze zsuniętym napletkiem (a mam ciasny naplet, nie zsuwa się samoistnie, stulejarz jestem :D), zrobiłem to na siłę i zbyt mocny ucisk pozbawił żołnierza żywotności. Laska nie dała mi szansy na drugie podejście. Unikaliśmy tematu. Po miesiącu zauroczyła się w koledze z grupy i ze mną zerwała.

 

Byłem zdruzgotany tą porażką. Zacząłem postrzegać siebie, jako niepełnowartościowego mężczyznę. Powstała wtedy w mojej głowie psychiczna blokada na bliższe kontakty z kobietami. Lęk, że znowu mi nie wyjdzie. Po drodze miałem parę okazji, wpadałem w ślimory z laskami na imprezach, ale na tym poprzestawałem. Młodziak byłem, więc i ciśnienie miałem spore, z tego powodu wpadłem głębiej w porno i zacząłem heblować belę zbyt często.

 

3 lata temu zdecydowałem, że podejmę próbę penetracji szpary ponownie, tym razem z diwą. Znalazłem piękną laseczkę na roksie i umówiłem się na wizytę. Na miejscu okazało się, że piękna była tylko na zretuszowanych zdjęciach, a faktycznie była średnia, dupsko dość duże, cyc trochę obwisły. No ale mówię sobie, chuj, nie ma tragedii i wchodzę z lekkim stresem. Nadmienię, że romantyzm był nadal we mnie silny, wyobrażenia o seksie miałem dość disneyowskie. I wiecie, o co ją poprosiłem? Zdjąwszy lśniącą zbroję, poprosiłem ją, żeby się zachowywała, jak podczas seksu z kimś bliskim, że chciałbym ją najpierw pocałować, żeby tak normalnie, prawilnie było. Czaicie? :D Samobója totalnego strzeliłem, bo laska po takim wstępie totalnie wyłączyła jakiekolwiek pożądanie i nawet zbytnio się nie starała, chciała mnie po prostu mieć z głowy. A ja w stresie i fajka znowu nie zadziałała.

 

Obecnie jest już ze mną lepiej. Jeszcze 2 lata temu, kiedy rozmawiałem z kobietami i wchodził temat seksu, moja mowa ciała zmieniała się błyskawicznie i widać było, że odczuwam dyskomfort w tym temacie. Baby od razu wyczuwają takie rzeczy. Niektóre suki specjalnie poruszały ten temat w mojej obecności i napawały się moją słabością i niepewnością. Uczuciowe, moralne istoty, do kurwy nędzy. Ale jestem im wdzięczny, bo dzięki częstszemu stawianiu czoła lękowi, szybciej sobie z nim poradziłem. Aktualnie nie mam już z tym żadnych problemów, mam wyjebane i mogę napierdalać sprośnościami do woli.

 

Zastanawiam się teraz nad kolejnym krokiem. Psychika się unormowała, ale nadal pozostaje kwestia napleta. Myślę poważnie o trwałym zdjęciu czapki żołnierzowi, tj. obrzezaniu.
A potem chyba znowu zdecyduję się na diwę, tylko tym razem wezmę ją jak samiec, a nie okuta blachą pizda. ;)

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.