Skocz do zawartości

NIKT


nin

Rekomendowane odpowiedzi

Od kilku dni zapoznaje się z treścią forum. Miotają mną ogromne emocje. Jestem zły na siebie za to jaki jestem głupi, zaślepiony z drugiej jednak strony jestem wdzięczny za to, że dzielicie się swoimi doświadczeniami i jak mi się wydaje nie jestem z tym wszystkim sam.

 

Z domu nie wyniosłem praktycznie żadnych pozytywnych wzorców w relacjach damsko męskich. Ojciec alkoholik i matka, która wszystkim się zajmował jednocześnie tkwiąca w tym "związku", a w zasadzie w tym trwaniu. Urodziłem się gdy matka miała 42 lata. Pomiędzy mną, a rodzeństwem było 8, 20, 22 lata różnicy. Ojca pamiętam albo pijanego (tak do około 15 każdego miesiąca), albo czytającego książki (po 15 każdego miesiąca). W okresie mojego dzieciństwa z ojcem nie rozmawiał już chyba nikt po za mną. O czym jednak rozmawialiśmy nie pamiętam. Wiem jednak, że był to inteligentny facet. Co sprawiło, że wybrał taką drogę nie wiem i już się chyba nie dowiem bo najstarszy brat, który mógłby coś na ten temat powiedzieć już nie żyje.

 

Dzieciństwo i wczesna młodość to raczej klasyczna historia chłopca z takiej rodziny. Stopniowe budowanie muru. Na dodatek "ciężki charakter", lenistwo, skrajny egoizm. Z pozytywnych cech (a i to raczej w zależności od kontekstu) to upór i brak kompleksów, a może, jak teraz myślę, tylko odcięcie się od kompleksów murem. W każdym razie bardzo długo całkowicie nie interesowało mnie zdanie innych na mój temat: jak żyje, gdzie żyje, co osiągnąłem, czy marnuje talent i czas. Żyłem sobie wygodnie, a wygoda wynikała też z dość ubogich relacji z kobietami. Flirty internetowe, rola kochanka/orbitera, związki z kobietami w typie borderline. Nawet mi to odpowiadało. Mało odpowiedzialności, a spore emocje, które sprawiały, że coś się działo.

 

Jakieś 5 lat temu zacząłem się spotykać z kobietą borderline. Przyodziałem mur w zbroję i zacząłem odgrywać rycerza. Chciałem ją zdominować i ratować przed jej demonami  :) Spotykanie skończyło się jak (teraz to wiem z forum) wszelkie spotkania z tego typu kobietami. Jedyna różnica w moim życiu była taka, że koniec tej znajomości dość mocno przeżyłem ale o dziwo instynktownie nie poszedłem wtedy drogą samozagłady (do czasu) tylko wybrałem sport, odstawienie używek, zadbanie o siebie. Dość szybko zauważyłem sporą zmianę w postrzeganiu mnie przez kobiety. Nie zmieniłem jednak nic w kwestii sposobu ich doboru. Wciąż zaczynałem od dupy.

 

W okresie mojego rycerzowania poznałem przez internet dziewczynę. 14 lat młodsza. Od początku była chętna, wyuzdana. Zasadniczo forma kontaktu przez internet mi w tamtym czasie wystarczała. Emocjonalny haj jaki wtedy przeżywałem sprawił jednak, że postanowiłem się wyżyć. Dzieliło nas 700km ale z uwagi na moją pracę nie stanowiło to problemu. Wsiadałem w samolot i poleciałem. Pierwsze spotkanie, spacer. Drugi dzień już seks jak w naszych rozmowach. Dziewczyna się we mnie zakochała, co raczej nie ulega wątpliwości. Każdy rodzaj seksu w tym grecki z jej własnej inicjatywy (swoją droga jak byłem z jakąś kobietą to nigdy nie musiałem się o to prosić, przy czym nie jest to jakaś moja ulubiona preferencja seksualna). Ja to jednak odbierałem tak: fajne ruchanie i dobra miejscówka nad morzem. Jej jednak tego nie mówiłem. Byłem zafascynowany tym seksem, jej młodością, oddaniem.

 

Kolejne spotkania, kolejny seks bez ograniczeń. Oddanie z jej strony. Teraz zaczynam w minimalny sposób rozumieć mechanizmy, które tak ją na mnie otwarły czyli moją ówczesną formę, kasę jaką zainwestowałem w siebie i pewność siebie, która wtedy tym odbudowałem. Zacząłem jeździć do jej rodzinnego domu, post PRL-owska wiocha z blokami. Wtedy już jednak czasami przychodziła mi do głowy myśl jak się z tego wymiksować. Stety/niestety ona zaszła w ciąże. Kiedyś jeszcze na etapie rozmów telefonicznych zasugerowałem taki finał, nawet dodając czy chce zajść w ciąże i bardzo jej się to spodobało...

 

W tej sytuacji kwestia wymiksowania się przestała być przeze mnie brana pod uwagę. Zacząłem wszystko organizować. Przeniosłem się do niej, szybko znaleźliśmy mieszkanie kilkanaście kilometrów od jej rodzinnego mieszkania i jakieś 700 km od mojego dotychczasowego życia. Znowu przywdziałem zbroje i na koń. Okres ciąża, który nie specjalnie dobrze przechodziłem. Poród, w którym uczestniczyłem mimo moich wielokrotnych deklaracji, że to nie miejsce dla mnie. Kolejne decyzje podejmowane by jej było lepiej, bo ja sobie wszędzie dam radę i z mojego lenistwa i nie chęci do zmian. Nie zdecydowałem się tylko na jedną, mianowicie na ślub.

 

Urodził się nam fajny chłopak. Ponieważ pracowałem w mieszkaniu (błąd, błąd, błąd) uczestniczyłem we wszystkim ale tu pojawiła się pierwsza "rysa". Okazało się, że ja większość w jej opinii robię źle. Moją reakcją zamiast zlania dupy było odsuwanie się od tych czynności (znów lenistwo). Źle nosze, to noś sama. Źle kąpie to kąp sama. Skoncentrowałem się głownie na pracy i gdy miałem okazję na dziecku. Okazję czyli byłem z dzieckiem sam, a nie z nią za plecami i ciągłymi uwagami. Teraz z perspektywy czasu wiem, że synem bardzo dobrze sobie radziłem i radzę, a przy nim potrafię okiełznać swoje demony jednocześnie zachowując zdrowy rozsądek

 

Po urodzeniu syna ona zaczęła magisterkę. Ja zajmowałem się w tym czasie dzieckiem no i pracą by na wszystko wystarczało. Nikt z jej strony nie palił się specjalnie do jakiejś pomocy. o co jednak nie miałem i nie mam pretensji bo uważam, że to rola faceta. W tamtym czasie uważałem również, że wszystko idzie w dobrą stronę. Teraz wiem, że wtedy już wszystko szło w przeciwnym kierunku. Całkowicie oderwany od mojego wcześniejszego środowiska, bez żadnego kontaktu na miejscu, w zasadzie zamknięty w czterech ścianach zacząłem stawać się NIKIM.

 

Po pierwsze ten tryb życia sprawił, że znów zacząłem przybierać na wadze. W dalszej kolejności, przejmowanie kolejnych jej obowiązków, dodatkowo odbierał mi "poczucie męskości". Stawałem się babą do czego pewnie mam też predyspozycje. Zaczęły pojawiać się pierwsze uszczypliwości z jej strony. Ja przestałem być dla siebie atrakcyjny, a co za tym idzie, przestałem mieć ochotę na seks. Nie rozmawialiśmy ze sobą przy czym my chyba nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Lubiła jak jej opowiadałem bajki ale mi się już nie chciało opowiadać bajek. Wszystko jednak bez kłótni, z coraz większą liczbą naszej 3. rytuałów, wspólnych tylko nam znanych słów. Rodzina kocha? Kocha!

 

Gdy syn miał 1,5 roku pojawiła się kwestia pójścia przez nią do pracy. Z uwagi na wiek dziecka nie byłem jednak przekonany, a po drugie ja też już chciałem się wyrwać z tych czterech ścian, a instynktownie wiedziałem jak to się skończy. 2 dni w przedszkolu i 2 tygodnie choroby. I tak w kółko. Oczywiście kto się ma zająć dzieckiem? tata co to siedzi w domu przed komputerem bo mama przecież dopiero co rozpoczęła "karierę" w budżetówce. Całkowite zawalenie własnych spraw zawodowych, niewywiązywanie się z umów. Próby pracy w nocy. Rosnąca irytacja z mojej strony. Kolejna próba wyrwania się z mieszkania, zakończona chyba pierwszą poważniejszą z nią rozmową. Oczywiście płacz i jej słowa "ja nie chce tak żyć!". "Ja nie jestem szczęśliwa!". I znów pozostałem sam w czterech  ścianach bo mimo tego jej całego nieszczęścia jedyne co było dobre dla niej to moje siedzenie w domu.

 

Przestałem podejmować się nowych zleceń bo nie miałem, żadnej gwarancji, że będę miał możliwość ich realizacji. To przełożyło się na ilość $, dodatkowo z uwagi na to, że podjęła tę prace postanowiłem przejść z układu wszystko Twoje na układ 50/50. Jakież było zeskocznia, że moje 50% nie wystarczy na opłaty. Na to, że jak dołoży swoje to jeszcze zostanie nie wpadła. Byłem już więc NIKIM jako dostarczyciel emocji oraz NIKIM jako dostarczyciel kasy.

 

Udało się zorganizować jeszcze wspólny wyjazd na wakacje, na który pojechała jeszcze jej koleżanka. Przypadkowo byłem świadkiem monologu koleżanki: "ona taka mądra, ładna, po nogach jej niegodny całować, a on kto? Nikt!". W trakcie tego wyjazdu po raz pierwszy zauważyłem jak patrzy na mnie z nienawiścią. Teraz gdy oglądałem filmy z tego wyjazdu widać jak na dłoni, że ona się mną brzydziła.

 

Wydarzenia nabierają tempa ;) Imprezy pracownicze. Powroty o 2/3 w nocy. Wyjścia do koleżanki ("jak chcesz to możesz zadzwonić"). Gdy zaczęło się to powtarzać dzień po dniu jedyny raz się postawiłem i powiedziałem, że jak wychodzisz to mnie tu jutro nie będzie zakończone bluzgiem i słowami ("damy sobie doskonale radę bez ciebie") oraz trzaśniecie drzwiami. Przeniosłem się do pokoju syna. Stałem się NIKIM jako mężczyzna.

 

Tydzień bez słowa. Aż w końcu z jej strony "Tak się nie da żyć porozmawiajmy." Rozmowa sprowadziła się do tego, że "jesteś złym ojcem, nie zaangażowałeś się, a w mnie coś pękło i nie da się tego już skleić".

 

Rycerska prośba o drugą szansę. Przecież każdy zasługuje na drugą szansę? Odpowiedź "Nie!". Pytanie masz kogoś? Odpowiedź "Nieee". Ponieważ jestem w domu: gotuje, sprzątam, robię zakupy, zajmuje się  dzieckiem, a gdy ona wychodzi na noc robię za opiekunkę. Wraca nad ranem rozczochrana, radosna.


W wakacje wyjeżdżam sam z synem na 3 tygodnie w rodzinne strony. Cudowny czas mimo tego, a może dlatego, że wiem, że to już koniec. Jesteśmy sami wszystko się udaje. Wzorowy kontakt z dzieckiem. Grzecznie bez złości, krzyków, lamentów, wynajdowania nowych chorób. Przed wyjazdem umówiliśmy się na kolejną rozmowę po powrocie. Przyjechała po nas na jeden dzień. Coś mnie podkusiło zagrać trochę niestandardowo i zorganizować jej urodziny. Tort, złoto. Rozpłakała się.

 

Druga rozmowa spokojna. Założyłem najlepszą zbroję i przeprosiłem ją... za to że o nią nie dbałem, zaniedbałem siebie, za to, że nie jest szczęśliwa. Z jej strony gadka szmatka o winie dwóch stron. Przedstawiłem fakty na temat mojego rzekomego nieangażowania wszak pieniądze na koncie się brały z kosmosu, studia kończyła z dzieckiem na ramieniu, itp. itd. Oczywiście decyzja z jej strony podjęta więc dalsze przedstawianie faktów traci sens. Próba podjęcia decyzji odnośnie syna. Opieka naprzemienna? Nie. No to może wynajmiemy jedno mieszkanie w którym będzie syn, a my będziemy mieszkać w swoich (oczywiście ja 700km od siebie? Nie! No to co? "- No to możesz dojeżdżać. Dawniej jeździłeś i nie było problemu" :) Ona kieruje się wyłącznie dobrem dziecka. Tłumaczę, że przecież jest młoda, będzie chciała się z kimś związać. Może nie wyjść za pierwszym razem, za drugim razem też nie. Może lepiej to dziecku oszczędzić. Przecież się związała ze mną, a okazało się w jej mniemaniu największą porażką (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kobiety "myślą cipą" i tak jak cipą wybrała mnie to wybierze też kolejnego ale instynktownie to czułem). Odpowiedź: "Przecież mnie znasz" (w domyśle ja jestem taką mądra).

 

Stanęło na tym, ze się wyprowadzam, potrzebuje czasu na zorganizowanie mieszkania itp. i w tym czasie będziemy mieszkać jeszcze razem. Nocne wyjścia, koleżanki, fitnessy. Ja robię wszystko co trzeba czyli wszystko. Po raz pierwszy po 3 latach idę pobiegać. Zaczynam znowu palić (źle, źle, źle).  Jakaś wymiana słów: "Widzę, że się starasz ale jest jeszcze gorzej" :). Smsy: "Ja próbuje to pchnąc w jedną lub w drugą stronę" - o cholera myślę, że skoro w jedną lub w drugą to decyzja jednak nie zapadła...

 

Niedziela wieczór. Najpierw wibracja jakiegoś drugiego telefonu w jej torebce. W między czasie sms-y (od zawsze ma wyciszony telefon. W sumie  to od okresu intensywnego rżnięcia nigdy nie udało mi się do niej dodzwonić za pierwszym/drugim razem). Na jej twarzy pojawiają się zdenerwowanie. Dzwoni mój telefon.

- "Jak to miło Pana usłyszeć. Wie Pan, że ona wróciła wczoraj o 3 w nocy?".

Oddaje jej telefon mówiąc:

"- Jakiś twój kolega"

Siadam na brzegu łóżka i mówię po raz pierwszy KURWA. Słyszę jeszcze jak mówi do niego:

"- Po co dzwonisz? Nie dzwoń więcej."

Po chwili dzwoni znowu:

- "Proszę pana chciałem zapytać, kto tu jest rżnięty w dupe?"

 

Jestem NIKIM.

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, nin napisał:

Jestem NIKIM.

 

 

   Będziesz wielki!

Zero załamki, zmień kierunek o 180 stopni i na przód. Tego związku nie uratujesz. Na nią się nie złość. To min. Twoja wina że jest jak jest.

   Po będziesz z nami, to zrozumiesz.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To zła kobieta była...

 

Rozumiem doskonale, że teraz zalewa Cię fala gównianych emocji, ale absolutnie nie ma powodów byś nazywał sam siebie zerem. Twoja relacja jest tylko potwierdzeniem reguły, że kobieta jest dla nas dobra tylko wtedy, gdy działamy zgodnie z jej oczekiwaniami. 

 

Bracie prawda jest taka, że jeszcze minie trochę czasu zanim sobie to wszystko poukładasz, ale w ostateczności pamiętaj o jednym: szanuj siebie i swoje życie. Ja po katastrofalnym związku zrozumiałem, że zadręczać się z powodu bab to czysta głupota. 

 

Bądź z nami, czytaj uważnie forum i wyciągaj właściwe wnioski :)

 

PS: A tak ogólnie, to witaj ! :)

Edytowane przez Przemek1991
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ziom, ja tutaj świeżak jestem, ale po Twoim poście gołym okiem widać, że nie byle kto go napisał. Zaczynałeś życie na poziomie hard, ułożyłeś je sobie i bez większych strat własnych wyszedłeś ze związku z zaburzoną kobietą. Potem zorganizowałeś sobie laskę o 14 lat młodszą i byłeś w stanie samodzielnie utrzymać swoje dziecko oraz jego matkę, pracując tylko z domu. Wierz mi, że ktoś kogo określa się brzydkim słówkiem NIKT nawet jednej z tych rzeczy nie byłby w stanie zrobić. Jak dla mnie, pełen szacun, chciałbym mieć kiedyś takie możliwości jak Ty.

 

Już się zacząłeś uczyć na błędach, na co dowodem Twoja tu obecność. Nie będę o nich pisał, niech to bardziej doświadczeni bracia zrobią. Wiedza tu zgromadzona jest potężna. Wszedłeś na dobrą drogę.

 

Witaj!

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tej pory historia pewnie dość standardowa. Dalszy ciąg może będzie ciekawszy.

 

W trakcie drugiego telefonu pytał przejęty czy czasem on nie jest pierwszy i czy wiem o innych :) poinformowałem go, że nie chce żeby do mnie dzwonił (rozmowa trwała około minuty), a po trzecim równie, krótkim telefonie, w którym próbował się ode mnie dowiedzieć jak to z nami jest, czy się rozstajemy bo podobno od września miało mnie nie być, zablokowałem numer. Na tamten moment moim zdaniem zrobiłem dobrze. W tych emocjach nie było sensu. Teraz jednak może bym i z chłopakiem porozmawiał. Sam nie wiem. Ciekawe czy się zdarzyło, a jak nie to pewnie kiedyś się zdarzy, że w "Moja historia" będzie historia z dwóch stron :)

 

Ona na łóżku i oczywiście płacz. Zakryła się kołdrą i szlocha. Rżnięcie podobno trwało od lipca (moim zdaniem kłamstwo i dała na pierwszej imprezie firmowej). Zakochała się. Zanim trafiłem tu na forum to myślałem, że to "zakochałam się" to forma wybielenia się (na zasadzie nie dałam dupy jak dziwka za 200 zł tylko się zakochałam, a teraz już wiem że to cipa przejęła rolę ośrodka decyzyjnego czyli na prawdę się zakochała). Nie dała mu dupy od razu tylko długo ze sobą rozmawiali o wszystkim i o niczym :). Miałem ochotę ją zerżnąć. Dawno nie miałem takiej ochoty. Zadzwonić do niego i niech słucha jak ją pierdole. Musiało to być po mnie widać (było również fizycznie) bo zaczęła prosić, oczywiście z płaczem, bym nic jej nie robił*. I tu dla mnie wciąż ciekawostka (proszę o interpretację). Dodała "ukarz mnie".

 

Dowiedziałem się, że to on chciał żeby ona się do niego przeprowadziła. Zapytałem standardowo jak chce teraz żyć. Odpowiedziała, że chce żyć z nami. Zapytałem kto to my. Ja i syn. Wyszedłem z domu i poszedłem w las. Z naszej korespondencji sms-owiej dowiedziałem się wtedy, że jeździła do niego z synem (to boli strasznie).

 

Generalnie mimo braku wiedzy z tego forum to uważam, że fakty już wtedy zinterpretowałem prawidłowo. W naszym związku nie było emocji. Brak problemów finansowych i proza życia codziennego. Zaczęło jej brakować. Nie powiedziała mi o tym tylko (przecież ja jestem taka mądra) wzięła sprawę w swoje ręce.  To jest moja wina i ciężko mi z tym. Mój brak wiedzy, egoizm i lenistwo przyczyniły się do tego, że warunki dla mojego syna stały się chujowe. Tak naprawdę to świadomość tego najmocniej przeżywam. Do czasu jak zajmowała się domem nie miała za bardzo możliwości (chodź jak się przypadkowo dowiedziałem podczas jej wyjazdów do matki ta zajmowała się dzieckiem, a ona jechała na balety). Zorganizowała się więc nad podziw sprawnie: przedszkole, up, pracę no i się wyrwała. Znalazł się pierwszy dostępny bolec i... (dalszy ciąg znam dobrze bo kiedyś to ja  z tego korzystałem). Tak mu dawała, że chłop stracił instynkt samozachowawczy. Nie przeszkadzało mu, że jest w związku, że ma dziecko i że robi innego w chuja. Ona mu obiecywała, że to koniec, że on odejdzie i będą żyli długo i szczęśliwie pierdoląc się jak króliki do śmierci :)

 

Ja wtedy październik zmieniłem swój sposób myślenia (wtedy tylko się domyślałem) bo pomyślałem tak. Co ja się mam wyprowadzać? Mieszkanie jest wynajęte literalnie na nas (dwie osoby). Zasadniczo nic od niej nie potrzebuje. Wszystko w mieszkaniu zrobię sam i to lepiej niż ona (dobrze gotuje, a włączyć pralkę to też nie sztuka, będzie trzeba to i kibel umyje). Zasadniczo sprzątam po niej nie po sobie ale myślę ok, posprzątam. Jak mam syna widzieć raz w tygodniu to kurwa 5 minut odkurzania i drugie 5 minut na wyciąganie jej włosów to nie jest cena. Cipa (w sensie miejsca, w które wkłada się fiuta) nigdy nie stanowiła dla mnie większej wartości (do czasu trafienia na to forum uważałem to za główna przyczynę moich niepowodzeń, a tu proszę...). Dla mnie wartość stanowi nasza 3 (a teraz 2 czyli ja i syn). Wykonałem prosty bilans zysków i strat (możliwe, że w tym bilansie nie ująłem jakiejś ważnej dla kogoś innego składowej np. własnej godności ale... o jakiej godności może mówić NIKT?). Pamiętacie jej słowa, które przytoczyłem w pierwszym poście "Widzę, że się starasz ale jest jeszcze gorzej". Nie rozumiałem wtedy tego :) No jak to? Staram się, nawet to widzi, a jest gorzej? Teraz rozumiem :) Dobrze jej się pierdoliło. Usprawiedliwienie też miała (czy go potrzebowała to już inna sprawa), a tu się sprawa zaczęła pierdolić bo Pan "zły" zaczął się psuć :)

 

Pan NIKT zaczął żyć swoim życiem. Zaczął sobie biegać. Sam zaczął robić zakupy i zamiast przetworzonego ścierwa z Biedronki zaczął jeść świeże ryby, produkty nieprzetworzone, planując co kupuje i kiedy zje. Pan NIKT miał w lodówce to, co jak zwykle jej się skończyło, a jej aktualny ośrodek decyzyjny (cipa) nie był wstanie odnotować tego faktu, że nie ma jedzenia dla dziecka, skończyło się masło czy też chleb. Pan NIKT wśród wielu swoich wad ma też tę jedną zaletę, że kiedy trafił na tyle mądrego człowieka, że ten potrafił go przekonać do rozpoczęcia oszczędzania nie od jutra i nie od miliona tylko od dzisiaj i od 5 zł to zaczął oszczędzać. Teraz Pan NIKT dysponuje środkami, które pozwalają mu rozpocząć nowe życie w dość dowolnym miejscu na świecie. Pan NIKT nie ma dóbr materialnych, ma natomiast wiedzę i umiejętności, które stymulowane przez np. mądrą kobietę (hmmm) dają szansę na osiągnięcie dowolnej pozycji finansowej (Panu NIKT gdy był sam lub w przelotnych związkach nigdy na tym nie zależało z uwagi na lenistwo i umiejętność cieszenia się z drobnych rzeczy.). No tak "Widzę, że się starasz ale jest jeszcze gorzej" teraz rozumiem.

 

Mija, wrzesień, październik a Pan NIKT się nie wyprowadza. Kochanek zaczyna się wkurwiać. W końcu do niego dochodzi prosty fakt, że skoro ona robi go w chuja to może... Wiecie o co chodzi :)

Ona natomiast już nie dopytuje się Pana NIKT kiedy się wyprowadzi. Odkryła bowiem, że ten układ jest dla niej wygodny. W domu wszystko zrobione. Opieka nad dzieckiem. No i pierdolenie na mieście. Jej zrobiło się tak wygodnie i to sobie uświadomiła. O żadnym wyprowadzeniu się do niego nie mogło być już mowy. Zmarnowałem okazję by ci odpowiedzieć ale może kiedyś to przeczytasz (jeżeli się nie zmienisz). Tak byłeś rżnięty w dupe. Wszyscy byli.

 

P.S.

* Do wszelkiej maści interpretatorów, obrońców praw kobiet i zwykłych kurew. Ani tamtego wieczoru, ani następnego, ani żadnego innego nie miałem z nią kontaktu fizycznego w żadnej formie. W szczególności kontaktu seksualnego i fizycznych aktów przemocy. Twierdzenie inaczej jest insynuacją.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam i czytam twoje posty @nin i tak się zastanawiam. Skoro ciebie stać na wynajęcie czegoś nowego to po chuj ty z nią siedzisz. Po chuj tkwisz w takim szambie. Zbieraj manatki bierz dziecko ze sobą i się wyprowadź. Najlepiej po cichu gdy ona będzie się pierdolisz tamtym ty już będziesz w innym mieszkaniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Geralt napisał:

Tak czytam i czytam twoje posty @nin i tak się zastanawiam. Skoro ciebie stać na wynajęcie czegoś nowego to po chuj ty z nią siedzisz. Po chuj tkwisz w takim szambie. Zbieraj manatki bierz dziecko ze sobą i się wyprowadź. Najlepiej po cichu gdy ona będzie się pierdolisz tamtym ty już będziesz w innym mieszkaniu.

Właśnie, kochasz ja jeszcze? nie chcesz zabierać matki synowi? chcesz to naprawiać? moim zdaniem ona nie ma bata nad głową tak samo jak moja i inne, czuje rozluźnienie z Twojej strony to jej odpierdala. może spróbuj cześć obowiązków domowych czy zakupów przerzucić na nią, pod Twoja kontrola. masz hajs, wynajmij biuro małe, że nie pracować w domu no chyba że lubisz. powiedziała ukarze mnie, szuka swojego Pana, najwidoczniej jej fuckboje to cipy. gdybym chrzanil głupoty proszę o zjebe konkretną 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Geralt

Nie wiem jak się historia potoczy. Mogłem wielokrotnie odejść, i mogę w każdej chwili, ale na dzisiaj ciesze się, że tego nie zrobiłem. Ciesze się, że poznałem prawdę i to w ten tak jednoznaczny sposób. Ona nie ma możliwość zaprzeczać, wmawiać mi jakąś paranoję i wciąż kłamać jak narkomanka na haju (która jak wiemy jest tylko, że to naturalny haj). Skończył się czas słodkich pierdów jak to ona kieruje się dobrem dziecka. Mogłem być już gdziekolwiek ale czy czułbym się z tam z tym wszystkim lepiej nie znając prawdy i snując domysły? Nie! Gdybym wyprowadził się jak to planowaliśmy we wrześniu, wierząc w jej wersję, że to z powodu odmiennych charakterów, braku wspólnych zainteresowań, nie angażowania się, bycia złym ojcem, z powodu bycia NIKIM... byłbym teraz nikim.

 

Mogłem odejść bezpośrednio po odebraniu telefonu. Po prostu wyjść na zasadzie "No i chuj no i cześć". Nawet się dziwię bo jako człowiek o gwałtownej naturze, który w takich momentach traci nad sobą kontrolę zachowałem się bardzo spokojnie i w mojej opinii racjonalnie. Zacząłem się zastanawiać nad tym, co ten facet chciał osiągnąć (myśląc na głos)? Że jej wpierdol spuszczę? Że przy dziecku dojdzie do rozpierdolu i aktów przemocy? Że to ja wyjdę. O nie kurwa. Pomyślałem, że on, a może oni, nie będą kierowali tym co ja zrobię. Im mniej "standardowo" postąpię tym bardziej nie będą widzieli, o co w tym chodzi. Co kurwa, ja mam sam dźwigać to brzemię? Jak on jest taki dobry to mógł zadzwonić i zapytać jak jest między nami zanim ją pierwszy raz zerżnął. O tym, że ona mogła o tym ze mną porozmawiać, nie wspomnę. Miał w dupie mnie, ją i dziecko. Było mu obojętne co się wydarzy czy jej w pierdole i wywalę za włosy z mieszkania, czy dziecko na to będzie patrzeć, czy się ubiorę i pójdę do lasu i już nie wrócę. Miał to w dupie. Oboje mieli to w dupie. To ich wzajemne mniemanie o mnie, że jestem NIKIM ich uśpiło. Zaczęli myśleć, że jestem taki jak oni i, że zrobię to, co oni by chcieli/zrobili. O taki chuj!

 

Co do sugestii o zabraniu dziecka itp. Tu jest wiele aspektów: ludzkich, prawnych, organizacyjnych. Z uwagi na dobro dziecka nie rozważam tego typu działań. Nie czas teraz na teatralne gesty. Nadszedł czas by zapierdalać.

 

@rysiekzklanu

"Właśnie, kochasz ja jeszcze? nie chcesz zabierać matki synowi? chcesz to naprawiać?"

Chyba jedyne czego obecnie chcę to by się czegoś z tego wszystkiego nauczyła. Nauczyła się dla siebie i dla naszego syna. Nauczyła, że na kłamstwie i na dupie nic nie zbuduje. Mam lat ile mam. Mój brat w wieku 42 lat umierał się na raka. Nie wiem ile pożyje i być może wcześnie zostaną sami. Jeżeli nie odrobi tej lekcji, to w przyszłości może dojść do większej tragedii w jej kolejnym "związku". Czy ta chęć wynika z kochania, głupoty, białorycerstwa... nie wiem.

 

@rysiekzklanu

"moim zdaniem ona nie ma bata nad głową tak samo jak moja i inne, czuje rozluźnienie z Twojej strony to jej odpierdala. "

Tak, to jest moja wina. I niestety nadal popełniam błędy. Momentami, nawet teraz, znów jej nadskakuje. Nie pora na usprawiedliwienia, ale jak napisałem na początku, z dzieciństwa i młodości nie mam żadnych wzorców relacji damosk-męskich, a w zasadzie tylko antywzorce. Jeżeli chodzi o relacje w rodzinach przyjaciół to do czasu gdy nie byłem z nią w dupie miałem jak kto żyje i dlaczego tak. Od czasu gdy jestem z nią to z kolei siedzę w tych czterech ścianach i nie mam możliwości się przyglądać i wyciągać wnioski. Dodatkowo jej doświadczenia w tej materii w mojej opinii też są mocno zaburzone. Dominująca i jednocześnie płaczliwa, niezaradna matka, opierdalająca ojca nawet jak dobrze robi, a on tylko przytakuje.

 

@rysiekzklanu

"powiedziała ukarze mnie, szuka swojego Pana, najwidoczniej jej fuckboje to cipy"

Dziękuje za odniesienie się do tego. Mój obecny stan wiedzy podpowiada mi, że jest to być bliskie prawdy. Nie wiem jednak co to znaczy. Wiem, że byłem kiedyś jej Panem. Mogłem ją przeczołgać po podłodze. Wtedy jednak byłem w innej kondycji fizycznej i psychicznej. Teraz dla mnie samego wydaje się to śmieszne. Nie chce grać, udawać zresztą przecież nie o to jak sądzę chodzi. Muszę się poskładać, odbudować. To wymaga jednak czasu mierzonego przynajmniej w miesiącach. Boje się, że tego czasu zabraknie, a ona znowu wybierze drogę na skróty lub z niej wcale nie zejdzie.

 

@rysiekzklanu

"gdybym chrzanil głupoty proszę o zjebe konkretną"

 

Nie jestem osobą, która może jednoznacznie oceniać, co jest głupotą, a co nie. Jak wspomniałem, żyje w całkowitym oderwaniu od swojego środowiska i nie mam z kim o tym porozmawiać i stąd moja obecność tutaj. Szanuje Panowie, pojawiające się tutaj sugestie, ale jeżeli są takie, które obecnie uważam za nie odpowiednie to niech to nie będzie dla was powód byście uważali, że są głupie. Gdybym miał taką pewność co jest głupotą, a co nie, to nie dopuściłbym do tej sytuacji i nauczył ją tego co teraz chce w inny sposób, nie koniecznie na błędach.

 

 

Scaliłem. B

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, nin napisał:

(...) O nie kurwa. Pomyślałem, że on, a może oni, nie będą kierowali tym co ja zrobię. Im mniej "standardowo" postąpię tym bardziej nie będą widzieli, o co w tym chodzi. Co kurwa, ja mam sam dźwigać to brzemię? Jak on jest taki dobry to mógł zadzwonić i zapytać jak jest między nami zanim ją pierwszy raz zerżnął. O tym, że ona mogła o tym ze mną porozmawiać, nie wspomnę. Miał w dupie mnie, ją i dziecko. Było mu obojętne co się wydarzy czy jej w pierdole i wywalę za włosy z mieszkania, czy dziecko na to będzie patrzeć, czy się ubiorę i pójdę do lasu i już nie wrócę. Miał to w dupie. Oboje mieli to w dupie. To ich wzajemne mniemanie o mnie, że jestem NIKIM ich uśpiło. Zaczęli myśleć, że jestem taki jak oni i, że zrobię to, co oni by chcieli/zrobili. O taki chuj!(...)

Z mojej strony głęboki szacunek. Za wnikliwą analizę wydarzeń. Za zrozumienie, że nie masz na nich wpływu. Za brak zgody na to żeby ktoś kierował Twoim życiem. Wreszcie za rozpoznanie z kim masz do czynienia.

Piszesz o braku wzorców z domu rodzinnego - chciałbym zwrócić Twoją uwagę na pewien szczegół. To nie krytyka, to moja prośba byś się nad czymś zastanowił i być może uniknął kardynalnych błędów w sytuacji obecnej lub przyszłej.

Mianowicie: masz nadmierne poczucie obowiązku. Masz masę pracy własnej i jeszcze bierzesz na garb obowiązki swojej pańci, w dodatku jej płacze i jęki trafiają w Twoje "miękkie" miejsca.

 

Ps.

Jeśli ktoś z taką postawą to jest NIKT, to ja mogę być ZERO.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@nin możesz napisać kto wg Ciebie jest "kimś"? Kim jest "ktoś"?

Poza tym - myślisz że wszyscy sobie niczym "perfekcyjna pani domu" radzą ze wszystkim? Sam nawalam w paru aspektach, ale nie widzę powodu, dla którego miałbym się czuć "nikim". Wiele spraw o których piszesz jest po prostu ceną człowieczeństwa. Na marginesie - piszę tu jako typ, który również pracuje, organizuje i zarządza głównie (bo z nielicznymi wyjątkami) "z domu". 

 

IMO jesteś bardzo ogarniętym kolesiem, czego na siłę nie chcesz dostrzec a wręcz wypierasz. Czyżby jakaś skłonność do autosabotażu podszytego potrzebą samobiczowania? Czemu to ewentualnie ma Ci służyć?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm opowiem Ci coś o życiu kolego.

 

Z życiem jest jak z siłownia. Gdy trenujesz trenujesz i trenujesz w końcu zaczyna bolec. Mięśnie pieką w chuj ale Ty dajesz jeszcze. Jeszcze mocniej. Jeszcze ciężej. Czujesz BÓL. 

Juz nie możesz ale dajesz jeszcze więcej bo wiesz ze dzięki temu bedziesz jeszcze lepszy, jeszcze większy, jeszcze silniejszy.

 

W takim położeniu teraz jesteś. Życie Cię napierdala. Boli w chuj. Uwierz mi, nie raz zaboli jeszcze bardziej. Ale to tylko po to abyś był jeszcze lepszy.

 

Tak podchodź do każdej porażki aż w końcu stwierdzisz iż życie to po prostu umiejetność podejmowania decyzji. A skąd wiemy kiedy są dobre? Ano z doświadczenia. A czym jest doświadczenie? Ano tym co napisałem wyżej.

 

Mi po rozstaniu wystarczył miesiąc żeby się poskładać do kupy tylko dzięki Markowi i forum.  Uwierz mi ze to i tak za długo. Wiec życzę abyś szybciej radził sobie z takimi problemami bo nie warto na to czasu marnować.

 

Wiec za każdym razem gdy Ci najdzie na bycie pizdą i gadanie "jestem nikim" to proszę idź przed lustro i jebnij taką konkretną fangę w nos i powiedz "to od qbacki'ego za bycie pizdą i somoponizenie" 

Nikt Ci nigdzie nie będzie współczuł a najwyżej dopierdoli z chęcią jeszcze bardziej wiec !!!!!!!!!!!!!!IDZ I ZERŻNIJ ŻYCIE JAK TYLKO POTRAFISZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

Witamy serdecznie w szeregach;)

Edytowane przez qbacki
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@nin

Ja przerabiałem wybaczanie zdrady swojej żony, po 17 latach małżeństwa...

Nie wyszło...po niecałym roku pierdolnąłem to wszystko, i to wcale nie dlatego, żeby mnie znów zdradziła.

Nie, poszło o jakąś głupotę...ale ja jej nienawidziłem z całego serca , a ona mną pogardzała...

 

Jednak to nieudane "wybaczanie" dało mi coś niesamowicie POTRZEBNEGO : siłę i 100% przekonanie, że trzeba się rozwieść, że inaczej po prostu się już nie da...

Że zrobiłem wszystko, wybaczyłem, "zapomniałem", starałem się....i skoro nadal chuj, no to chuj...!

 

Mam zresztą kilku przyjaciół (przyjaciół, nie kolegów! więc znam dobrze i  historie...), którzy długo wybaczali zdrady swoim żonom, przez wiele lat...

Wszyscy są obecnie już po rozwodach...szczęśliwi w końcu!

 

Nie da się "wybaczyć" ...bo one wszystkie za pół roku, za rok - znów się prują z kim popadnie!

Loszka jak tylko raz spróbuje obcego kutasa, niestety już nigdy nie pozostanie wierna mężowi.

No chyba ,że kochanek byłby wyjątkowo słaby w te klocki, a seks był tylko raz ,przypadkowo, po pijaku...

 

Mam też jednego kolegę, który po raz n-ty wybacza żonie kurestwo.

Doszło do tego, że on zgadza się na to , że ona pruje się z kochankiem "ale tylko jak on pozwoli"....(!)

Taka sytuacja...

 

Zasada jest prosta - samica zawsze gardzi w głębi ducha samcem, który wybacza jej zdradę.

Gardzi do końca życia, gardzi potężnie! Ale ukrywa to...bo ma przecież korzyści z jelenia...

(Polecam nowelkę "Cham", autora nie pamiętam, jakiś polski...)

 

Ty jesteś zajebistym gościem, i to nie są jakieś puste frazesy, że stać Cię na niemal każdą laskę. Stać Cię na wszystko!

Wcale nie musisz być ze swoją żoną, cały świat stoi otworem przed Tobą...

 

Życzę podjęcia jak najszybciej dobrej decyzji, i powodzenia w nowym życiu!

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez RedBull1973
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie poczytałem i nie napiszę nic oryginalnego jeśli napiszę, że "nikim" to ty nie jesteś.

Jesteś gość.

A doradzać i odnosić się do wypowiedzi nie zamierzam.

Może dlatego, że sam pieprzyłem (jak się okazało) mężatą dzieciatkę i ..., a srać to B)

 

Miło, że wpadłeś na forum.

Nie bój nic, najgorsze żule to my.

 

 

Edytowane przez wroński
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Za złamanie regulaminu przepraszam.

 

2. Dziękuje wszystkim za wsparcie.

 

3. Historia trwa. Z ciekawszych rzeczy. Na jej koncie były pieniądze, które kiedyś podczas rozmowy, jeszcze gdy obowiązywała wersja, że jestem złym ojcem i się nie angażowałem, uznaliśmy za pieniądze syna (kwota xx xxx). Są to pieniądze z okresu gdy wszystkie zarobione pieniądze lądowały na jej koncie. Wtedy na rozmowie się skończyło. Teraz postawiłem sprawę jasno. Połowa pieniędzy wędruje do mnie bo nie wiem, co jej odpierdoli. Jak dotąd przez całe życie nie odłożyła złotówki mimo, że nie raz próbowałem z nią o tym rozmawiać i zachęcać do oszczędzania, a te pieniądze gdy jeszcze miałem na nią wpływ udawało mi się "odłożyć" na jej koncie. Teraz postawiłem sprawę jasno. Połowa pieniędzy wraca do mnie. Kilka dni ciszy w tej sprawie, więc znowu do tego wróciłem, i w końcu pieniądze przyniosła. Przeliczyłem dopiero dy wyszła. Brakowało kilkaset złotych :) Stwierdziła, że mi odda po Nowym Roku. Nie zgodziłem się, więc kilka dni później grzecznie przyniosła brakującą kwotę.

 

4. Teraz historia nadająca się do tematu Przełomowe momenty, które wybiły mnie z matrixa :)

Jeszcze zanim tutaj trafiłem, nie mając z kim porozmawiać (po tym telefonie od nowego/przyszłego tatusia) zadzwoniłem do Matki i powiedziałem jej jak się sprawy mają (błąd). Otrzymałem rady typu: trzymaj się masz syna dla którego warto żyć, przeczekaj może im (jej/jemu) się znudzi, zło dobrem zwyciężaj. Generalnie rozmowa mi pomogła bo jednak z kimś o tym porozmawiałem. Zadzwoniłem jeszcze raz by porozmawiać kilka dni później i wiecie co mi wtedy powiedziała? Że może mi się wydaje, a ja jestem zbyt przewrażliwiony :)

 

Obecnie trwa emocjonalny Rollercoaster. Dni spokojne przeplatają się z gównianymi. W pokoju stoi karton do którego spakowałem wszystkie rzeczy. Jak się pakowałem to mi powiedziała: "tylko kiedyś nie mów, że wyrzuciłam Cię z domu" :) Nie wiem do czego ona zmierza. Wciąż jest harda i chyba wg niej najlepiej gdybym uznał, że sprawy nie było, pogłaskał po głowie i przeprosił.

 

Biegam. 10km po urozmaiconym terenie to już nie problem. Palę (błąd, błąd, bład). Swoją drogą jak kiedyś zobaczyła, że palę papierosy, a lata nie paliłem, to z taką pogardą zmieszaną z uśmiechem na mnie popatrzyła. Tak. Byłem NIKIM.

Edytowane przez nin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wartościuj siebie żadnymi słowami czy reakcjami jakiejś kobiety. Tym bardziej że te są obliczone zwykle na efekt manipulacyjny a nie na przekaz jej zdania czy jakichkolwiek prawd i faktów. To są zupełnie inne zwierzątka niż my. Postawa wyprostowana i dwunożna jest zmyłką, która nakazuje nam myśleć o kobietach w ten sam sposób jak o sobie.

 

Kiedyś tą tezę świetnie w rozmowie ze mną podsumowała pewna dziewczyna: "kobiety i mężczyźni to są dwa odrębne gatunki, które jakimś cudem potrafią się krzyżować wydając na świat płodne potomstwo".

Coś jak krzyżówka konia z osłem, tyle że tam wychodzi bezpłodny muł.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minutes ago, Rnext said:

Nie wartościuj siebie żadnymi słowami czy reakcjami jakiejś kobiety. Tym bardziej że te są obliczone zwykle na efekt manipulacyjny a nie na przekaz jej zdania czy jakichkolwiek prawd i faktów. To są zupełnie inne zwierzątka niż my. Postawa wyprostowana i dwunożna jest zmyłką, która nakazuje nam myśleć o kobietach w ten sam sposób jak o sobie.

 

Kiedyś tą tezę świetnie w rozmowie ze mną podsumowała pewna dziewczyna: "kobiety i mężczyźni to są dwa odrębne gatunki, które jakimś cudem potrafią się krzyżować wydając na świat płodne potomstwo".

Coś jak krzyżówka konia z osłem, tyle że tam wychodzi bezpłodny muł.

 

Czyli wychodzi na to, że miliard muzułmanów nie może się mylić?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Dnia 6.12.2016 o 08:22, nin napisał:

 

Obecnie trwa emocjonalny Rollercoaster. Dni spokojne przeplatają się z gównianymi. W pokoju stoi karton do którego spakowałem wszystkie rzeczy. Jak się pakowałem to mi powiedziała: "tylko kiedyś nie mów, że wyrzuciłam Cię z domu" :) Nie wiem do czego ona zmierza. Wciąż jest harda i chyba wg niej najlepiej gdybym uznał, że sprawy nie było, pogłaskał po głowie i przeprosił.

 

Chociaż moja historia jest trochę inna to jestem na podobnym etapie. Wg mnie zmierzają tylko do jednego. Abyśmy nic nie zmienili. Są przyzwyczajone do wygodnego życia i wszystkie zagrywki

służą sprawdzeniu jak nas urobić. Przechodzę dużo testów ze strony mojej która "ćwiczy" moje słabe punkty. Główny to oczywiście dziecko.

Trzymaj się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.