Skocz do zawartości

Rozdrażnienie, smutek, poddenerwowanie, brak konsekwencji w realizcji celów


Rekomendowane odpowiedzi

       W jakiś sposób znalazłem drodzy Bracia to forum. Nie stało się to przypadkiem, a było efektem zadawania sobie pytań i oczekiwania, że ktoś mi udzieli na te pytania odpowiedzi. Odkąd jestem tu, mam czasami jakieś huśtawki nastrojów. Najpierw przeżyłem pewnego typu oświecenie, że nie tylko ja szukam odpowiedzi na trudne pytania, że są ludzie, którzy myślą podobnie. To przywróciło mi wiarę w to, że byc może jestem jeszcze "normalny". Później przeżyłem coś w rodzaju ekstazy- zacząłem unikac znajomych, dobrze czułem się w samotności, nie potrzebowałem tak bardzo spotykac się z ludźmi. To było świetne uczucie, ponieważ od dawna nie czułem się dobrze sam ze sobą i ganiałem za ludźmi. Jednak od jakiegoś czasu towarzyszy mi jakieś poddenerwowanie, rozdrażnienie, czuję dziwny smutek i takie poczucie, że to wszystko jest bez sensu. Zapisuję sobie cele, ale po kilku dniach gdzieś się łamię i obiecuję, że zacznę do jutra i tak cały czas. Raczej dobrze określam swoje cele, bo są dokładnie sprecyzowane, określone w czasie, itd. Byc może problemem jest, że mam ich dużo( bo aż 10) i właściwie cały dzień schodzi nad tym, żeby je realizowac( a w tym kilka złych nawyków, z którymi walczę). Czy to jest jakiś kryzys tożsamości czy po prostu nieogarniętośc level hard, zwykle lenistwo, unikanie odpowiedzialności? Czy ktoś miał takie rozterki jak ja?

 

     Ktoś mądry pisał tu o satysfakcji z realizacji celów. Jednak mam w tej kwestii jeden problem z interpretacją tej satysfakcji. Wiadomo, że zmiany wiążą się z tym, że raczej nie są komfortowe i trudno tu o satysfakcję. Złe nawyki wiążą się z tym, że jest fajnie, ciepło i komfortowo.Próbując je zmienic raczej nie czujemy satysfakcji. Chyba że chodzi tu o satysfakcję z wizji siebie w przyszłości? 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marek wielokrotnie o tym mówił. Mamy wszyscy zainstalowane w głowie "antywirusy", które za wszelką cenę bronią systemu czyli dawnych przekonań. Jeszcze nie raz doświadczysz takiej sinusoidy wahań nastroju. Pracuj nad sobą i nie oglądaj się wstecz to długa droga, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. ?

Edytowane przez seba33
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To kim jesteś obecnie, kształtowałeś przez ostatnie lata, więc nie oczekuj, że zmiana nastąpi nagle. To także będzie wymagało przede wszystkim czasu, ale także mocnego postanowienia, że coś chcesz zmienić.

 

To będzie długa i trudna droga, na której znajdziesz wiele przeszkód i progów zwalniających, ale o to właśnie chodzi. To, co trudniej nam przychodzi zdobyć, w późniejszym czasie będzie miało znacznie większą wartość.

 

Nie załamuj się, i rób swoje. Nie skupiaj się od razu na wszystkich celach. Wybierz dwa, góra trzy, które według Ciebie są najistotniejsze, i konsekwentnie dąż do ich realizacji. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, ciekawyswiata napisał:

Najpierw przeżyłem pewnego typu oświecenie, że nie tylko ja szukam odpowiedzi na trudne pytania, że są ludzie, którzy myślą podobnie. To przywróciło mi wiarę w to, że byc może jestem jeszcze "normalny".

Chłopie Ty zawsze byłeś, będziesz i jesteś normalny. Mamy teraz relatywizm, więc jeżeli SIEBIE uważasz za "normalnego" i taki układ CI pasuje to jak najbardziej sobie tak żyj. Pytanie co oznacza dla Ciebie słowo normalny. Bo dla Hitlera to był np. wysoki blondyn z niebieskimi oczami, wiesz o co mi się rozchodzi? :) 

53 minuty temu, ciekawyswiata napisał:

Jednak od jakiegoś czasu towarzyszy mi jakieś poddenerwowanie, rozdrażnienie, czuję dziwny smutek i takie poczucie, że to wszystko jest bez sensu.

Konkretnie zastanów się nad tym co jest bez sensu. Za tymi słowami kryją się pewne myśli i wyobrażenia, skojarzenia. Jakie są to skojarzenia? Co konkretnie jest bez sensu. Co oznaczałoby dla Ciebie, że życie ma sens? :) 

 

53 minuty temu, ciekawyswiata napisał:

Zapisuję sobie cele, ale po kilku dniach gdzieś się łamię i obiecuję, że zacznę do jutra i tak cały czas. Raczej dobrze określam swoje cele, bo są dokładnie sprecyzowane, określone w czasie, itd. Byc może problemem jest, że mam ich dużo( bo aż 10) i właściwie cały dzień schodzi nad tym, żeby je realizowac( a w tym kilka złych nawyków, z którymi walczę).

Miałem i czasami trochę mam też ten problem. Wejdź na mój wątek "Artem przysięga" to sam zobaczysz jak to u mnie wyglądało... Rozplanuj sobie coś na kilka dni/tygodni/ miesięcy. Jeśli chodzi o nawyki to popatrz co Ci się bardziej opłaca, przepracować jeden nawyk i się na nim skupić przez 21 dni, żeby wlazł Ci w krew a potem go zacząć stosować z automatu i dodawać powoli kolejny nawyk, czy może szarpać się z 10cioma naraz i co tydzień przeżywać od nowa frustrację, że nie wyszło choć na początku wychodziło? Skalkuluj i sam zdecyduj. 

 

53 minuty temu, ciekawyswiata napisał:

Czy to jest jakiś kryzys tożsamości czy po prostu nieogarniętośc level hard, zwykle lenistwo, unikanie odpowiedzialności? Czy ktoś miał takie rozterki jak ja?

No i poczucie winy jeszcze widzę :)  Czy to, że czegoś nie zrobiłeś to dla Ciebie coś znaczy? Czy o Tobie jakoś świadczy? W takim razie kim jesteś jeśli czegoś nie zrobiłeś, Twoim zdaniem? Odpowiedz sobie na te pytania.

Powiem Ci jak to u mnie wyglądało ostatnio. Przez weekend niewiele zrobiłem z tego co planowałem. Czułem poczucie winy w poniedziałek. Zacząłem sobie jednak zadawać pytania (tutaj akurat z pomocą Grzesiak mi przyszedł), o co mi tak naprawdę chodzi. Miałem tyle planów a nic nie wyszło. I najpierw wrzut na siebie jaki to ja zły i chujowy jestem. Ale jednak podjąłem taką a nie inną decyzję, że czytałem forum/przeglądałem facebooka  a nie pisałem pracy czy coś co zaplanowałem. Jednak to była MOJA decyzja, że robiłem to zamiast czegoś innego. Jakbym chciał coś sobie udowodnić prawda? Zadałem sobie tamte pytania co wyżej no i wyszło, że jeśli nie robię tych planów to jestem małowartościowy. Żeby potwierdzić sobie to, że jestem małowartościowy specjalnie nie miałem ochoty nic robić i zajmować się pierdołami. Sprawdź jak to jest u Ciebie, czy nie ma jakiegoś przekazu POD tym. Czy dałeś sobie pozwolenie na to żeby się obijać? :) 

Jak się okazało później jednak przez ten weekend zrobiłem kilka wartościowych rzeczy  tylko je bagatelizowałem.

 

53 minuty temu, ciekawyswiata napisał:

     Ktoś mądry pisał tu o satysfakcji z realizacji celów. Jednak mam w tej kwestii jeden problem z interpretacją tej satysfakcji. Wiadomo, że zmiany wiążą się z tym, że raczej nie są komfortowe i trudno tu o satysfakcję. Złe nawyki wiążą się z tym, że jest fajnie, ciepło i komfortowo.Próbując je zmienic raczej nie czujemy satysfakcji. Chyba że chodzi tu o satysfakcję z wizji siebie w przyszłości? 

Robisz nawyk X, który Ci nie odpowiada. Masz też inne nawyki Z,Ź, Ż i Y, które Ci nie odpowiadają. Chcesz wszystko zmienić od razu. Nie da się. Rozpisujesz to co Ci się w Tobie nie podoba i jest do zmiany i robisz plan po kolei jak chcesz dany nawyk zmienić. Skupiasz się na JEDNYM z nich i wychodzisz ze swojej strefy komfortu. Nawyk Ci się utrwala około 3 tygodnie a może i dłużej. Możesz po tym czasie się zatrzymać i popatrzeć jaką robotę już zrobiłeś, docenić siebie, podziekować sobie, dać jakąś nagrodę. Kontynuujesz stary i zajmujesz się kolejnym nawykiem na tej samej zasadzie. I od razu wypracowujesz sobie kolejny nawyk, który przyzwyczaja Cię do zmian, do motywacji, do doceniania siebie i swojej  pracy itp itd. :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem specem w tej materii, ale jak dla mnie jesteś na początkowym etapie, gdzie Twoja podświadomość podkłada Ci nogę abyś nic nie zmieniał. To trochę jak odwyk, gdzie ciało/umysł wyrzucają w Ciebie toksyny byś poczuł się bardzo źle, wziął narkotyk i zrezygnował z terapii. Pracuj nad sobą. Poobserwuj emocje które się pojawiają, tzn. przy jakich myślach czy sytuacjach. To może być klucz do tego co Cię tak na prawdę stopuje, czego się boisz, a z czym musisz pogodzić.

 

Na tym forum, czymś co Nam pomaga to wiedza. Więc czytaj i zdobywaj jej jak najwięcej, a będzie Ci lepiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje że problemem jest fakt że czegoś oczekujesz.

Powinieneś postawić na podbijanie samooceny i medytacje wtedy będziesz szczęśliwy od tak bez celu.

Tylko pamiętaj nie rozwijaj się myśląc że to Ci pomoże.

Dziwnie to zabrzmiało, Sam dopiero zrozumiałem to po czasie.

Rozwijaj się dla samego rozwijania, medytuj dla samej medytacji, ucz się dla nauki itp.

Wtedy szybko i łatwo pójdzie, brak oczekiwań rodzi sukces.  

Ja po pewnym czasie miałem raz taki stan eufori że szok choć trwał z 10 sekund.

Ale raz miałem taki koszmar że także szok.

Czyli w wielkim skrócie nastawiasz się że będziesz szczęśliwy jak coś Ci się uda to nigdy nie zadziała.

Marek to wytłumaczył dobrze.

Edytowane przez CiekawskieJajo
Dodanie info
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skorzystam i opowiem o swoim przebudzeniu w lutym 2015. Raz po oglądaniu godzinnego filmu z Bentinho Massaro na temat odpuszczenia i akceptacji doznałem przebudzenia tak jak Tolle opisuje. Trwało to dwa dni ale tych dni nie zapomnę dłuuugo. Czujesz lekkość i wali z człowieka z okolic serca / przepony taka miłość że po czasie zaczyna Cię to aż boleć, wszystko w okolicach mostka jest jakby otwarte, promieniujesz miłością i akceptujesz i kochasz wszystko i wszystkich dookoła.

Cały czas człowiek ma ochotę tylko siedzieć , patrzeć na wszystko jakby pierwszy raz widział i cieszyć się oddechem. Taki ciągły stan bycia łażącą miłością. Po dwóch dniach się posypało bo zacząłem odczuwać jakiś dziwny lęk, zacząłem czuć się nieswojo plus pytanie czy już zawsze tak będzie - dziwny nieokreślony lęk, podobno ego w ten sposób się dobija.

Ostatecznie szlag trafił stan jak zacząłem zauważać że panny zupełnie inaczej na mnie reagują i zacząłem się na tym skupiać.

Od tego czasu miałem kilka już nie tak długich przebłysków. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, jaro670 napisał:

Skorzystam i opowiem o swoim przebudzeniu w lutym 2015. Raz po oglądaniu godzinnego filmu z Bentinho Massaro na temat odpuszczenia i akceptacji doznałem przebudzenia tak jak Tolle opisuje. Trwało to dwa dni ale tych dni nie zapomnę dłuuugo. Czujesz lekkość i wali z człowieka z okolic serca / przepony taka miłość że po czasie zaczyna Cię to aż boleć, wszystko w okolicach mostka jest jakby otwarte, promieniujesz miłością i akceptujesz i kochasz wszystko i wszystkich dookoła.

Cały czas człowiek ma ochotę tylko siedzieć , patrzeć na wszystko jakby pierwszy raz widział i cieszyć się oddechem. Taki ciągły stan bycia łażącą miłością. Po dwóch dniach się posypało bo zacząłem odczuwać jakiś dziwny lęk, zacząłem czuć się nieswojo plus pytanie czy już zawsze tak będzie - dziwny nieokreślony lęk, podobno ego w ten sposób się dobija.

Ostatecznie szlag trafił stan jak zacząłem zauważać że panny zupełnie inaczej na mnie reagują i zacząłem się na tym skupiać.

Od tego czasu miałem kilka już nie tak długich przebłysków. 

Czekaj czekaj. Kolego, miałeś ból w okolicach mostka z promieniowaniem do przepony. Nie mogłeś wykonywać żadnych aktywności fizycznych z powodu bólu tylko siedziałeś i oddychałeś... Panie to są dolegliwości stenokardialne. Następnym razem dzwoń po pogotowie :D

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, BigDaddy napisał:

Czekaj czekaj. Kolego, miałeś ból w okolicach mostka z promieniowaniem do przepony. Nie mogłeś wykonywać żadnych aktywności fizycznych z powodu bólu tylko siedziałeś i oddychałeś... Panie to są dolegliwości stenokardialne. Następnym razem dzwoń po pogotowie :D

 

 Tylko że przy dusznicy bolesnej chyba jeszcze dusi a mnie nie dusiło tylko promieniowało z serducha miłością jak z jakiejś spawary, mega stan. Tak jak Dżizasa malują na wiejskich obrazkach z promieniami. Ale przestraszyłem się tego, jakto już zawsze będę takim Dżizasem i zatęskniłem za ego bagienkiem za "normalnością" Wielu mistyków mówi że to wymaga odwagi , mi zabrakło chyba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, jaro670 napisał:

 Tylko że przy dusznicy bolesnej chyba jeszcze dusi a mnie nie dusiło tylko promieniowało z serducha miłością jak z jakiejś spawary, mega stan. Tak jak Dżizasa malują na wiejskich obrazkach z promieniami. Ale przestraszyłem się tego, jakto już zawsze będę takim Dżizasem i zatęskniłem za ego bagienkiem za "normalnością" Wielu mistyków mówi że to wymaga odwagi , mi zabrakło chyba.

Sam pisałeś, że musiałeś siedzieć i oddychać więc jakaś duszność wystąpiła :D

 

By osiągnąć taki stan chyba trzeba na prawdę uwierzyć w jakieś siły nadprzyrodzone. Dla materialistów jest to chyba nie możliwe. Co mówili ludzie, którzy wtedy z tobą przebywali/rozmawiali? Zauważyli różnicę? Nie chodzi mi o rozmowę tylko o twoją "postać".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może nikt tego nie mówił wprost ale było widać jakby bardziej chcieli ze mną przebywać, kumpel lekko wcięty jedynie mi powiedział że mnie nie poznaje, że mam inne oczy :). Ja bym sił nadprzyrodzonych w to nie mieszał ,to był stan totalnego wybaczenia sobie wszystkiego złego, totalnej akceptacji siebie, może teraz gdy pracuję nad sobą też to miewam ale już bez takiego przytupu jak wtedy. Może dlatego że byłem wtedy w chujowym związku w którym miałem ciągle wtłaczane poczucie winy i dlatego ten stan był tak inny. Aha, moja księżniczka prawie niczego nie zauważyła , zirytowała się jedynie że coś za wesoły jestem :) 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.