Skocz do zawartości

Dobór strategii - tresura czy rozwód?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam Bracia!

 

Krótko, mój dylemat obecny to kwestia podjęcia decyzji (i jego momentu) jak rozgrywać dalszy przebieg małżeństwa?

 

Opis: 10 lat białorycerstwa z osobowością narcystyczną/wampirem energetycznym z huśtawką nastrojów.

Dwójka dzieci >10 lat. Przebudziłem się 10 miesięcy temu dochodząc do dna samopoczucia (poczucie winy z racji jej ciągłego niezadowolenia, ciągły stres z racji niepewności co przyniesie dzień - huśtawka nastrojów, monotonia i depresja z racji zniknięcia moich zainteresowań, niska samoocena z racji rzadkiego seksu i ogólnego stanu w związku). Cała moja energia szła na poprawianie jej komfortu, a raczej jego braku, bo ciągle coś jej nie pasuje w rzeczywistości, ludziach, itd. 

Generalnie potrafi być super miła, fajna babka, dobra mama, świetna w łóżku, pracowita, zaradna, atrakcyjna (ale nigdy nie dostarczała powodów do zazdrości), ale to trwa krótko i jest znowu nieszczęśliwa, cierpiąca, zła, itp. rozhuśtanie emocji level hard. 

 

Błędem było podzielenie się z nią moim stanem (że już wymiękam, deprecha), myślałem, że jakoś wesprze mnie, też dostrzeże swoją odpowiedzialność za ten stan i razem wyjdziemy z tego kryzysu. Zamiast tego włączyła tryb "samowystarczalność" i zajęła się wojowaniem świata beze mnie - z poradą idź do specjalisty.

Przez kilka miesięcy się ogarnąłem - sport, zainteresowania, rozwój, lektury itd. I potem zacząłem zajmować się naszym związkiem - myślałem że tędy droga - więcej starań z mojej strony, opieki, zaangażowania w dom - i tu gong - totalna izolacja, huśtawki nastrojów, łącznie z groźbami samobójstwa, no i w tym kolega z pracy ( spacery, telefony, smski, jakieś wspólne imprezki pracowe). Na początku trafiła mnie kurwica i zacząłem szukać dowodów zdrady, ale nie mam nic konkretnego, w rozmowie na ten temat usłyszałem tylko, że nie sypia z nikim, a reszta to jej sprawa ).

 

Może po prostu zabrakło jej i mi wspólnych emocji, czasu razem, jakichś odpałów. Każdy przez lata trwał w swoim fochu (ona: "nie traktuje mnie jak księżniczkę", ja: "żałuje mi tyłka"). 

 

Jak się trochę z tym oswoiłem i dodatkowo zacząłem robić naciski i stawiać wymagania, najlepszy skutek i reakcję szokową przyniosła groźba odejścia (to jest realna groźba, nie jakiś blef) - teraz jest generalnie poprawa i chęć współpracy, łącznie z seksem, ale jakoś już jestem w tym wszystkim jakiś odmieniony i na nią już patrzę inaczej. W sumie to pozytywnie odbieram siebie w tym wybitym szambie, jakoś się odnajduje i jestem gotowy na radykalne działania.

 

Mamy dwójkę dzieci i nam na nich teraz zależy najbardziej - nie wiem teraz czy trwać w tym i tresować w odpowiednim kierunku, czy dla zdrowia psychicznego i higieny odejść i dbać o dzieci z boku. Co zrobić z tym typem, mam go pogonić, czy może wykorzystać, by łatwiej się oderwała? Choć mocno okazuje przerażenie wizją mojego odejścia to może być to też gra na czas by przygotować miękkie lądowanie, trudno mi to wyczuć.

 

Może powinienem czekać na zebranie dowodów, by mieć z czym iść do sądu, bo teraz to co powiem? "Jest mi z nią źle?".

Czy utrzymywać obecny stan podnosząc stopniowo poprzeczkę dostarczając emocji i pokazując nowe samcze oblicze (w sumie to działa, ale nie wiem czy przyniesie trwałe efekty).

Czy raczej krótko i radykalnie? Dzieci byłyby w szoku, ale czy ona może się zmienić, czy może się jakoś zmienić, skoro tyle lat wokół niej skakałem i klaskałem w pierwszym rzędzie?

 

Bracia, co Wy na to?

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sądzę, że: 

 

1. Sytuacja w wyniku której przez działania laski po miesiącach czy latach już podupadasz solidnie na zdrowiu musi budzić alarm i ogólną refleksję co dalej, bo to, że ona zmieni swoje zachowania = zero. Nie licz na jakąkolwiek trwałą zmianę.

 

2. Niestety to ty w tej relacji zostałeś dosłownie odessany z energii życiowej i ty tracisz zdrowie co stawia Cię w pozycji tego, który nie wytrzymuje. Sam jej o tym opowiadałeś licząc na współczucie (Kobieta w takiej sytuacji NIGDY nie da Ci wsparcia - poza wyjątkami czyli odstępstwami od reguły), co jeszcze bardziej pogrążało Cię w jej oczach. Widzi Cię jako słabego gościa a pocieszenia i radości szuka u kolegi. Klasyka zachowania nic nadzwyczajnego.

 

3. Co zrobić? Bo to najważniejsze - ustawić mocno granice i bardzo konsekwentnie ich przestrzegać. Twardy podział obowiązków przy dzieciach i w domu. Zacznij trzymać mocno ramę - wtedy wzmocnisz swoją pozycję bo na razie latasz pod sufitem jak ona włączy wentylator :). Bądź konkretny, rzeczowy w swoich wypowiedziach i podkreślam ustaw swoje reguły i ich sam przestrzegaj. Poza tym, zainwestuj w siebie - chodzi o czas i energię , spróbuj krok po kroku, tak żeby energię pożytkować na siebie i ewentualnie dzieciaki a nie na jałowe dyskusje z nią i rozmyślania o bieżącej sytuacji. Nie daj zabierać sobie energii !

 

ps. co do odejścia Twojego i jej reakcji zależy od Waszego układu - kto kogo finansuje i jaka ona ma dostęp do dóbr wszelakich przy Tobie.

Edytowane przez overkill
  • Like 3
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, overkill napisał:

Sądzę, że: 

 

1. Sytuacja w wyniku której przez działania laski po miesiącach czy latach już podupadasz solidnie na zdrowiu musi budzić alarm i ogólną refleksję co dalej, bo to, że ona zmieni swoje zachowania = zero. Nie licz na jakąkolwiek trwałą zmianę.

 

I to jest argument, by się wymiksować z tego układu, w którym będę zawsze dawcą. Zostaje kwestia kiedy to zrobić (jakie warunki muszą być spełnione, informacje - by podjąć taką decyzję).  

 

16 minut temu, overkill napisał:

2. Niestety to ty w tej relacji zostałeś dosłownie odessany z energii życiowej i ty tracisz zdrowie co stawia Cię w pozycji tego, który nie wytrzymuje. Sam jej o tym opowiadałeś licząc na współczucie (Kobieta w takiej sytuacji NIGDY nie da Ci wsparcia - poza wyjątkami czyli odstępstwami od reguły), co jeszcze bardziej pogrążało Cię w jej oczach. Widzi Cię jako słabego gościa a pocieszenia i radości szuka u kolegi. Klasyka zachowania nic nadzwyczajnego.

 

Racja, to było naiwne. Pogorszyło jak widać sprawę i odruch poszukiwania pocieszyciela. 

 

16 minut temu, overkill napisał:

 

3. Co zrobić? Bo to najważniejsze - ustawić mocno granice i bardzo konsekwentnie ich przestrzegać. Twardy podział obowiązków przy dzieciach i w domu. Zacznij trzymać mocno ramę - wtedy wzmocnisz swoją pozycję bo na razie latasz pod sufitem jak ona włączy wentylator :). Bądź konkretny, rzeczowy w swoich wypowiedziach i podkreślam ustaw swoje reguły i ich sam przestrzegaj. Poza tym, zainwestuj w siebie - chodzi o czas i energię , spróbuj krok po kroku, tak żeby energię pożytkować na siebie i ewentualnie dzieciaki a nie na jałowe dyskusje z nią i rozmyślania o bieżącej sytuacji. Nie daj zabierać sobie energii !

 

 

 

Tu nawet  idzie coś do przodu, jest reakcja i stara się trzymać ustaleń. Też rozumie powagę sytuacji i nie chce krzywdy dzieci.

Energię kumuluję, dokładnie tak jak mówisz zużywam na siebie i dzieci, aż ją zazdrość bierze, że gdy ona w depresji to ja robię fajne rzeczy z dziećmi i jest nam bez niej dobrze, mamy spokój i radość.

Kontakt z nią też ograniczam do konkretnych ustaleń, sama teraz więcej mi raportuje, choć też są to próby gry na emocjach - "boję się", "nie wiem co bedzie", "czuję pustkę", "nie wiem co mam robić", "chyba nie mogę być szczęśliwa" -  czyli z superpewniaka gra teraz zagubioną ofiarę stęsknioną radości i uczuć.  Nie wchodzę w dyskusję, mówię "przykro mi, że to czujesz" i koniec.

 

16 minut temu, overkill napisał:

 

ps. co do odejścia Twojego i jej reakcji zależy od Waszego układu - kto kogo finansuje i jaka ona ma dostęp do dóbr wszelakich przy Tobie.

 

Mamy wspólne mieszkanie, a ona złapała ostatnio spadek :) czyli pierwszy raz w życiu ma niezależność finansową.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Szkaradny napisał:

Generalnie potrafi być super miła, fajna babka, dobra mama, świetna w łóżku, pracowita, zaradna, atrakcyjna (ale nigdy nie dostarczała powodów do zazdrości)

 

Daj sobie trochę czasu, zmiany jeżeli zachodzą to zachodzą powoli.

Pokaż, że nie robi na Tobie wrażenia ta jej "depresja", że radzisz sobie z dziećmi i domem sam.

Pokaż że jesteś głową tego domu z solidnym kręgosłupem psychicznym i baba nie wyprowadzi Cię z równowagi.

 

 

Zgłoś pow. posty do scalenia!!!

Edytowane przez Brat Jan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Szkaradny napisał:

I to jest argument, by się wymiksować z tego układu, w którym będę zawsze dawcą. Zostaje kwestia kiedy to zrobić (jakie warunki muszą być spełnione, informacje - by podjąć taką decyzję)

Tego nikt Ci nie powie. Sam to powinieneś czuć bo tak to można nazwać. Zależy jakie masz granice wytrzymałości.

 

4 godziny temu, Szkaradny napisał:

 

Tu nawet  idzie coś do przodu, jest reakcja i stara się trzymać ustaleń. Też rozumie powagę sytuacji i nie chce krzywdy dzieci.

To jest Twój błąd logiczny . Faceci często go popełniają. Zapewniam Cię, że ona nie rozumie powagi sytuacji. Natomiast to ty tak myślisz, że rozumie. Stawiasz ją  jako istotę logicznie myślącą - partnera w życiowej sytuacji. Żebyś się nie przejechał na tym

 

4 godziny temu, Szkaradny napisał:

Kontakt z nią też ograniczam do konkretnych ustaleń, sama teraz więcej mi raportuje, choć też są to próby gry na emocjach - "boję się", "nie wiem co będzie", "czuję pustkę", "nie wiem co mam robić", "chyba nie mogę być szczęśliwa" -  czyli z superpewniaka gra teraz zagubioną ofiarę stęsknioną radości i uczuć.  Nie wchodzę w dyskusję, mówię "przykro mi, że to czujesz" i koniec.

Jeśli tak jest to plus dla Ciebie. Teksty typu "boję się" , "nie wiem co będzie" to shit testy na Tobie. Sprawdza Twoje granice i Twoją reakcję czy się nie ulitujesz. Kolejny standard zachowania. Zrobisz jak będziesz uważał, ale jak się zlitujesz to przepadłeś.

 

4 godziny temu, Szkaradny napisał:

Mamy wspólne mieszkanie, a ona złapała ostatnio spadek :) czyli pierwszy raz w życiu ma niezależność finansową

To też może i przyczyna jej zachowania. Wie, że teraz może sobie pozwolić na więcej.

 

Na razie chyba tak jak @Brat Jannapisał - daj sobie trochę czasu na obserwację wszystkiego. Samo ci się ułoży jaka decyzje podjąć.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 lat powiadasz... Gdy Ty się żeniłeś, ja się rozwodziłem. I z perspektywy czasu powiem Ci o wadach. Tak żebyś miał większą świadomość czym jest rozwód.

- Nie ma możliwości realnego wpływu na wychowanie dziecka gdy Cię przy nim nie ma. Rzecz w tym, że dziecko potrzebuje rodzica wtedy gdy jest dobrze (choćby jako kibica na meczu), i potrzebuje go bardziej wtedy gdy jest źle (choćby po przegranym meczu). Problematyka wychowawcza zmienia się wraz z wiekiem dziecka. Będąc przy nim codziennie nawet nie zauważasz kiedy przechodzisz od zabawy klockami do rozmów nt używek.

- Ekonomia porozwodowa to całkowicie osobna książka. Mnie zajęło prawie rok nauczenie się robienia zakupów w ilości wystarczającej dla 1 osoby. Ogarniecie swoich finansów wliczając obowiązek alimentacyjny, to kolejna sztuka której będziesz się uczył dłużej niż zmiany pieluch. 10 lat zajęło mi mentalne i finansowe ogarnięcie się do poziomu: - Hej, czas kupić mieszkanie.

- Zwidy, że z inna kobietą będzie Ci lepiej, to zwidy! I gdy przychodzą, weź młotek i jebnij się w duży palec u nogi. Powinno pomóc. Bo jeśli nie pomoże, to za kolejne 10 lat obudzisz się w tym samym miejscu w życiu, tyle że z inną kobietą.

 

Ludzie życie ogólnie rzecz ujmując podzielone jest na pewne etapy. Obecnie jesteś na etapie stagnacji trzydziestolatka. Dość częsty efekt. Miało być lepiej, a nie jest. Dzieciaki nie absorbują już całego czasu, ale nie bardzo wiesz co zrobić z jego nadmiarem. Dla żony jesteś dużo bardziej mężem niż kochankiem, być może też i vice versa. Ale przed Tobą kolejne etapy życia, za kolejne 10 lat dzieci wyfruną z domu. Osobiście znam tylko jedną kobietę, która się z tym sprawnie uporała. Faceci radzą sobie lepiej. Zazwyczaj w tym okresie zmieniają auto na fajniejsze i kochanki na jeszcze młodsze B).

 

Pewnie kilka osób teraz jęknie - o, nie! znowu!

Ale przez tę gorzką prawdę ja złamałem sobie nos, serce i lewe przedramię. Nie masz wpływu na innego człowieka, żadnego! Rób to, co uważasz za słuszne i dobre dla Ciebie i Twojej rodziny. Pamiętając, że Twoja żona będzie robić to samo - tyle, że z jej perspektywy.

 

Ps.

Na zagrywki z gatunku;

Cytuj

"boję się", "nie wiem co będzie", "czuję pustkę", "nie wiem co mam robić", "chyba nie mogę być szczęśliwa"

Ja reagowałem:

- Rozumiem co czujesz, ale się z tym nie zgadzam.

 

@Brat Jan ma całkowitą rację. Zmiany zachodzące powoli, ewolucyjnie są trwalsze i mniej kosztowne niż te wprowadzane na drodze rewolucji.

 

Powodzenia w rozkminach.

Edytowane przez Mnemonic
  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Szkaradny ustal sobie daną datę do której obserwujesz swoje stadko... I potem podejmij decyzje...

w kobietach najgorsze jest to że one nie maja chceci pracy nad sobą, spójrz Ty dotarłes do dna i sie powoli ogarniasz, a ja w zyciu nie spotkałem kobiety, która miała by chęci przepracować swoje chujowe nawyki, popracować nad cechami charakteru tylko mam depresje i chuj.... I ciągnie taka samca na dno jak słabiak.....

 

Z tym ze przyznałeś sie swojej loszce, do słabości to lipa na maksa BTW życzę dobrych decyzji - trzymanie ramy będzie bardzo trudne jezeli zdecydujesz sie pracować nad samica i związkiem.

 

Zostaje jeszcze ten kolega z pracy ...... Hm. Czekaj obserwuj

 

ps. I tak je wszytkie kocham ;)

 

 

Edytowane przez zuckerfrei
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli faktycznie jest jak piszesz - i tak mocno cierpisz, to zadaj sobie proste pytanie; czy chcę tak przeżyć swoje prawdopodobnie jedyne i unikalne życie? Na cierpieniu bo druga osoba nie pracuje nad swoimi nawykami i charakterem, oraz zrzuca cały swój negatywizm na mnie? 

 

W imię czego masz tak cierpieć? Co oprócz cierpienia przekażesz dzieciom, które pójdą z tym cierpieniem w życie i unieszczęśliwią inne osoby ze swojego otoczenia? 

 

Wyobraź sobie że umierasz, i przeglądasz życie. Co byś w nim zmienił gdybyś mógł powrócić? Jeśli dobrze sobie to wszystko wyobrazisz, poczujesz straszny żal że nic nie zmieniłeś, że utknąłeś w koszmarze hamowany lękiem przed konieczną dla rozwoju zmianą. Jeśli cierpisz i małżonka nie reaguje na Twoje uczucia i prośby (ma je głęboko w dupie), myślę że warto spróbować żyć inaczej, bez ciągle wlewającej się w Twoją głowę toksyny. A dla dobra procesu rozwodowego, lepiej mieć udowodnioną zdradę żeby nie zostać zrujnowanym, ale tu są od tego lepsi spece ode mnie.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@zuckerfrei Mam już taką datę :) jeszcze ponad pól roku, będę robił swoje, namierzę nowe lokum, przygotuję dzieci.

Dokładnie tak,  jak piszesz - moja też nie wykazuje żadnego zainteresowania zmianą, rozwojem, nawet nie chce z ciekawości czegoś się dowiedzieć. Ona wie lepiej, swoje wie, ma swoją rację. Pełno mam książek - psychologia, socjologia, antropologia - ale ona tylko beletrystyka. Ręce opadają, bo ma spory konflikt z rzeczywistością i wkurwia się, że nie jest tak jak ona to idealnie wymyśliła, ale zmiana siebie nie wchodzi w grę :))))

Koleżka z pracy sprawia wrażenie idealnego białego rycerza - chętny do pomocy i poświęceń na każdym kroku i o każdej porze :)wyręcza w zadaniach, doceni każdą pierdołę, wysłucha i przyjmie bezkrytycznie każdą radę i koncept, idealny również jako tampon emocjonalny. Obserwuję, widać jej inicjatywę w zaczepkach przez tel, sms, a on wszystko wykonuje, ideał normalnie :)

 

@Silny Tak mocno pierdolnąłem o dno tej rozpaczy, że bardzo dynamicznie się odbiłem (takie mam satysfakcjonujące wrażenie :) ), że w kilka miesięcy mimo rollercastera emocjonalnego - doświadczam dużo pozytywnych wrażeń, w jakimś sensie  chcę dziękować jej z "przegięcie", bo to mnie wybudziło. Generalnie to wiem już czego chcę - w domu wszyscy mają się czuć dobrze i szczęśliwi, a nie żyć kaprysami księżniczki. Ni chuja nie odpuszczę :). Z nią czy bez niej. Mam co do siebie dużo pewności siebie, że to osiągnę - gdzieś ten potencjał się zachował i chce teraz zalać to toksyczne bagienko. Widzę sporo zmian w sobie na lepsze, a te wpływają pozytywnie na dzieci i ogólna atmosferę. Loszka na swojej huśtawce traci orientację pozostawiona bez zainteresowania jej "problemami".  Z tym lękiem masz rację - hamował mnie. Inspirując się niektórymi tekstami z "Okulary szczęścia" Rafael Santandreu   stosuje zasadę "idź tam gdzie najbardziej się boisz" - rok temu wizja rozwodu/odejścia byłaby dla mnie pętlą na szyi - teraz jest kusząca :)  

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat relacji z dziećmi przerobiłeś?

Bo prawdopodobnie nie będziesz z nimi mieszkał tylko je widywał bądź zabierał na weekend + płacił za to ich matce (to co im kupisz dodatkowo to Twoja sprawa).

Żona poradziłaby sobie z dziećmi sama w domu? Czy może np. po roku od rozstania zaprosiłaby do swojego życia innego faceta (i on mieszkałby z Twoimi dziećmi). Nieciekawa perspektywa prawda? Chciałbyś?

 

Dzieci to trochę tacy zakładnicy kobiet.

 

Nie zachęcam do pozostania ani do rozstania ... ale wyobrażenie tego jakby było dobrze bez żony może być złudne na zasadzie - wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Twoja decyzja.

 

Może bardziej teraz uważaj na żonę - dostała spadek - patrz czy tą kasę przeznaczy dla Waszej rodziny czy dla siebie tylko. Bo żeby nie było, że to ona odejdzie od Ciebie. A piszesz ze fatalna nie jest - dobra matka, macie seks itd. 

 

Jeśli odejść to na pewno nie z hasłem że "z inną będzie mi lepiej".

 

Edytowane przez Normalny
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Normalny zdaję sobie sprawę z chujozy jaka wiąże się z rozwodem, no i nie chciałbym tego, nikt by nie chciał, nawet ona! 

 

Problemem jest jednak jej psychika, chwiejna osobowość - ja w niej widzę składowe : narcyza, borderline, Chad, wampira energetycznego - podporządkowanie i aranżowanie wszystkiego pod siebie, a jak nie to szantaże emocjonalne, wybuchy złości, obwinianie, manipulacje. Przeplatane to huśtawką od manii (supermoc, samowystarczalność) do deprechy (pustka, bezsens), zalewane kawami, fajami, redbullami i alko.  Z jednej strony potrafi być idealna, ale częściej to toksyna. Życie z nią to pole minowe.  Na hasło o psychologu/psychiatrze to tylko wkurw. Nie ma osoby, która miałaby na nią wpływ, z którą ona by się liczyła. Ze mną liczy się w sprawach domowych, wychowania, konsultuje swoje plany pomysły na wyjazd itp. ale tak naprawdę to pozór, bo wszelka dezaprobata jej pomysłów , a nawet nie dostateczne ucieszenie się :) to już dla niej obraza majestatu i strzela focha księżniczki.

 

W takiej relacji sam mogę zwariować, depresja to nawet łagodna cena.

 

Wyszedłem już z kręgu adoracji jej oblicza z komunikatem, że mam swoje potrzeby i jak się będzie to dalej w takim kierunku rozwijać to odejdę. W szoku uległa, był seks, ale i panika, płacze, nerwy.

Aktualnie depresja więc łatwiej mi przejąć lejce i robię swoje, nie wysysa mi energii, ale jest to oczywiste że to się zmieni, i będzie faza aktywności.  

 

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Szkaradny napisał:

 

Problemem jest jednak jej psychika, chwiejna osobowość - ja w niej widzę składowe : narcyza, borderline, Chad, wampira energetycznego - podporządkowanie i aranżowanie wszystkiego pod siebie, a jak nie to szantaże emocjonalne, wybuchy złości, obwinianie, manipulacje. Przeplatane to huśtawką od manii (supermoc, samowystarczalność) do deprechy (pustka, bezsens), zalewane kawami, fajami, redbullami i alko.   

 

  

 

Ona nie ma problemu z psychiką ,po prostu jest......... kobietą :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Mnemonic napisał:

.....Tobą kolejne etapy życia, za kolejne 10 lat dzieci wyfruną z domu. Osobiście znam tylko jedną kobietę, która się z tym sprawnie uporała....

 

Z ciekawości - rozwiń temat.

Moja ex szybko przeszła na nową gałąź twierdząc, że ja nie jestem jej do niczego potrzebny. Czekam (trochę niestety z myślą "a dobrze ci tak") czy ta nowa gałąź będzie chciała ją dalej trzymać.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Szkaradny napisał:

Dokładnie tak,  jak piszesz - moja też nie wykazuje żadnego zainteresowania zmianą, rozwojem, nawet nie chce z ciekawości czegoś się dowiedzieć. Ona wie lepiej, swoje wie, ma swoją rację. Pełno mam książek - psychologia, socjologia, antropologia - ale ona tylko beletrystyka. Ręce opadają, bo ma spory konflikt z rzeczywistością i wkurwia się, że nie jest tak jak ona to idealnie wymyśliła, ale zmiana siebie nie wchodzi w grę :))))

Tak jest zawsze , naprawdę bardzo bardzo rzadko kobieta chce się zmienić .

 

12 godzin temu, Szkaradny napisał:

Koleżka z pracy sprawia wrażenie idealnego białego rycerza

Kolejny schemat szukanie pocieszyciela który nawet nie poliże a wysłucha

12 godzin temu, Szkaradny napisał:

Tak mocno pierdolnąłem o dno tej rozpaczy, że bardzo dynamicznie się odbiłem

Może też zainwestuj w lekarza bo teraz będąc w osłabionym stanie psychicznym nie oceniasz sytuacji poprawnie???

 

12 godzin temu, Szkaradny napisał:

rok temu wizja rozwodu/odejścia byłaby dla mnie pętlą na szyi - teraz jest kusząca

Do  decyzji często się dojrzewa , czasem trwa to latami :(

 

Ps. Przeczytaj dokładnie post, w którym @Normalny napisał o dzieciach - to jest kwintesencja tego co Cię czeka. Rada kogoś kto ma dzieci po rozwodzie jest bezcenna bo może Ci zobrazować następstwa rozpadu związku w którym są dzieci.  Sam rozwód to jakiś tam etap a potem wiele lat układania się w nowej sytuacji z dziećmi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Normalny napisał:

 

Z ciekawości - rozwiń temat.

Moja ex szybko przeszła na nową gałąź twierdząc, że ja nie jestem jej do niczego potrzebny. Czekam (trochę niestety z myślą "a dobrze ci tak") czy ta nowa gałąź będzie chciała ją dalej trzymać.  

Miałem na myśli "efekt pustego gniazda". Raczej naturalną kolej rzeczy gdy dzieci opuszczają dom rodzinny. Często ludzie jakby gasną i grzęzną przed TV, znam tylko jedną kobietę, która po krótkim okresie smuty sprawnie zajęła się swoimi sprawami. Jej atutem jest talent malarski, potrafi malować wszystkim i na wszystkim. Pędzlem na płótnie, piórkiem na jedwabiu i cholera wie czym na czym jeszcze. Na Święta dostałem od nich ręcznie malowaną bombkę, a Pani Domu wystąpiła we własnoręcznie malowanych butach.

Nadprodukcję filiżanek i czegoś tam jeszcze Pan Mąż zaczyna sprzedawać na jarmarkach. A dzieciaki wyniosły im się dość gwałtownie, w tym jedno na inny kontynent.

 

Moja ex wife jeszcze w separacji przytuliła jakiegoś gałgana, strasznie wojowniczy był, groził mi i w ogóle dbał o jej raczej wątpliwy honor. Jako że byłem w trakcie rozwodu, łapałem każdego kija jakiego mogłem, więc "zahaczyłem" kiedyś jej maila, strasznie się żalił, że za mało mu daje. Gałgan był, więc jej rodzina pognała go w czorty, nawet nie wiele mała do powiedzenia. Jakiś rok po rozwodzie była znów mężatką. O nowym mężu wiem tylko, że tyrał u Skandynawów,  zdaje się że jako spawacz. Drugie małżeństwo przetrwało jakiś rok, powodów rozstania nie znam. Nawet gdy ktoś z rodziny próbował mnie uraczyć jakimś njusem prosiłem o zmianę tematu. To dla własnej higieny psychicznej.

 

Nie miałem efektu "a dobrze ci tak". No, może nie wielki. Rozwód był z mojego powództwa, a jednocześnie nie miałem za sobą nikogo z rodziny. Jedynie brat zajął stanowisko Szwajcarii, dzięki temu mamy luźny kontakt. Kiedyś przy Wigilii moja matka rzuciła oschle, że nie toleruje rozwodników. Skończyłem barszczyk z uszkami, poprosiłem córkę by zebrała paltocik, podziękowałem za gościnę i wyszliśmy w tę mroźną noc. Może i miałem własną, gorzką satysfakcję, gdy nie potrafiła utrzymać drugiego małżeństwa. Minęło już trochę lat i nie mam pojęcia co u niej.

 

Do autora:

Przepraszam za off top, choć może nie wielki - tak czasem wyglądają sprawy po rozwodach, czasem znacznie gorzej :(

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Szkaradny Masz parę przykładów jak to może być. 

 

Piszesz aby "iść tam gdzie się najbardziej boisz".

Książka książką ... Ale jak będą dwie bramy - jedna ciemna i nie wiadomo co w niej i za nią jest ... a druga jasna oświetlona i widać za nią dalszą ścieżkę - to w którą wejdziesz? W tą ciemną? 

 

Nie jestem za byciem na siłę w związku ale też nie za hura optymizmem w odejściu....

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Bracia za uwagi i sugestie.

 

Nie jest tak, że ten rozwód to mój cel (tytuł wątku) - jest jednak obecnie opcją, co znowu jest efektem przebudzenia i zorientowania się jak do tej pory wyglądało moje życie. Dekada w chomiczym kółku mnie rozjebała.  

Już się podreperowałem przez ostatnie 10mcy (też był psycholog - jakieś 8 wizyt, ale już chyba dość bo choćby na tym forum można dowiedzieć się więcej jak realizować zdrowy plan), i skupiam się na sobie - fizycznie, psychicznie i duchowo.

 

Jak @Normalny przestrzega, nie będzie różowo w temacie dzieci, więc i jest to mocny argument by sprawdzić jak będzie wyglądało życie razem dla dzieci, ale wtedy to ja mam lejce. Obecnie jest to realizowane, jak na razie nie awanturujemy się, zapewniamy rozrywki i wsparcie (nawet wspólnie), choć czują że coś nie tak.     

 

@jaro670 No nie zgodzę się, że to typowa kobieta - to co napisałem o jej osobowości to moja wnikliwa analiza - sporo ostatnio na temat zaburzeń osobowości się dowiedziałem i tak to wygląda - u niej dominują elementy osobowości narcystycznej i uwierz to kurna nie jest hop siup jak ktoś w związku tak "zasysa" do siebie całą energię, uwagę, odrzuca jakąkolwiek krytykę, wkręca poczucie winy. Zachęcam go zgłębienia tematu:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Narcystyczne_zaburzenie_osobowości

http://psychiatria.mp.pl/zaburzenia_osobowosci/74485,osobowosc-narcystyczna

http://emocje.pro/borderline-i-zaburzenie-narcystyczne/

 

Przez swoje mocne zmotywowanie na uzyskanie podziwu jest skupiona na robieniu dobrego efektu i osiąganiu sukcesu - i jej to wychodzi, więc jest postrzegana jako "fajna babka" z charyzmatem, czarem, urokiem. Ale nikt nie wie jaki jest tego koszt i podłoże. W domu deprecha i złość na bliskich, bo "coś chcą", bo "już nie dają podziwu", bo nie chcą cierpieć jak ja", "bo chcą czegoś innego" "bo za dużo wiedzą o mnie, o mojej niedoskonałości, o słabości".

Ogólnie pierdolec na punkcie swojej osoby - idealizowanie siebie, lub nieszczęście gdy czuje się nieidealna. Długo by pisać jak to jest poryte. Inny np. element to powierzchowne znajomości utrzymywane do momentu gdy ktoś działa pod wpływem jej uroku, daje podziw, akceptacje wszystko, gdy się pojawiają różnice zdań, jakaś asertywność to już lipa i zerwanie kontaktów. Stąd wiele zmian miejsc pracy, wiele niestałych znajomości.

 

Gdyby to była typowa babka, to bym pewnie w to nie wpadł, ale jakoś się tak dobraliśmy, że adorowałem ją pięknie, nie wymagając nic.  Teraz trzymanie ramy z jej nawykami i potrzebami to wyzwanie.

Ponieważ przestałem dostarczać podziw i pełną akceptację, a więcej wymagam i wogólę śmiem mówić o odejściu to jestem już w worku "Źli" - dlatego męczy kolegę, który bezkrytycznie zaspokaja potrzeby podziwu i daje się wykorzystywać do różnych prac :)

 

Jeśli ktoś miał do czynienia z  przypadkiem narcyzmu to  proszę o podzielenie się doświadczeniami.

W tego co wyczytałem to jest arcytrudno osiągnąć pozytywne zmiany (nawet jak pójdzie na terapię). Narcyz na stare lata zostaje sam, wszyscy uciekają, bo ich zajeźdża, swoimi potrzebami, które nigdy nie są zaspokojone. Nie można zbliżyć się za blisko, bo boi się, że ktoś zobaczy niedoskonałość. Obie strony są nieszczęśliwe. A to dzieje się dzień w dzień, sytuacja za sytuacją, myśl za myślą - po prostu zatracenie w niespełnieniu :/

 

Przez kilka miesięcy planuję trzymanie ramy z ukierunkowaniem na swoje samopoczucie (bo jak je mam do w domu jest miło i beztrosko). Dzieci muszą mieć komfort i dojrzewać w poczuciu bezpieczeństwa i akceptacji. Skupie się na odcinaniu toksyn żony, kiedy przymusza je do oddawania wdzięczności, współcierpienia, zachcianek i dyktowania czego one mogą chcieć lub odreagowuje  na nich swoje flustracje.

Zobaczymy jak to oceni, czy będę postrzegany jako wróg czy normalny ojciec.

 

Będę próbował/tresował zanim postanowię to rozjebać, a może jak ona zorientuje się w zmianach to sama odejdzie (bo finansowo jest niezależna). Obaczymy :)

 

 

  

 

Edytowane przez Szkaradny
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Szkaradny napisał:

 

@jaro670 No nie zgodzę się, że to typowa kobieta - to co napisałem o jej osobowości to moja wnikliwa analiza - sporo ostatnio na temat zaburzeń osobowości się dowiedziałem i tak to wygląda - u niej dominują elementy osobowości narcystycznej i uwierz to kurna nie jest hop siup jak ktoś w związku tak "zasysa" do siebie całą energię, uwagę, odrzuca jakąkolwiek krytykę, wkręca poczucie winy. Zachęcam go zgłębienia tematu:

 

 

Dlatego z takiego gówna lepiej wyjść ,co Ci da ręcznik jak jesteś po szyję w wodzie. Chociaż nam samym wydaje się że potrafimy się zdystansować to tak na prawdę samooszukiwanie siebie.  Ale to tylko moje zdanie,może Tobie się uda złapać pannę za uzdę i przeorać jej psychikę nie wychodząc ze związku. Trzymam kciuki żeby Ci się udało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Krótko o bieżącym stanie spraw.

 

Moja pani trwa w depresji, na tyle ją to przygniotło, że była u lekarza i dostała leki (najpierw jeden a teraz po 2 tyg. chyba zmieniony na inny). W praktyce wygląda to tak, że chodzi do pracy, a po powrocie przebiera się i ląduje w łóżku, oglądając seriale. Trochę czasu spędzi z dziećmi. Ze mną konieczne ustalenia, co do spraw domowych, do rozmowy niechętna, podchodzi z obawą lub unika. Zdaje sobie sprawę, że będę napierał z konkretami (co było, co jest i co dalej). Gdy dochodzi do rozmów - ulega, nie rzuca się, nawet jakiś poranny sex zdarza się. 
Jak to sama określiła "jesteś w najlepszej formie odkąd pamiętam" , na co przyznaję "Owszem, ale szkoda, że ty w najsłabszej".

Kontakty z kolegą z pracy tylko w godzinach pracy, reszta dnia uziemiona w chacie, dołuje, szczęścia nie ma, entuzjazmu i zapału do wyjść, rozmów, smsów - brak. 

 

Trochę mi jej szkoda się robi czasami, ale nie tracę na to energii, drobne uprzejmości z mojej strony to wszystko (jak ja miałem doła to się za pocieszycielem kręciła, ehhh ). Reszta to dzieci i dbanie o swoje samopoczucie - tu fizycznie i mentalnie jest ok, wkurw mnie nie porywa, spokojnie cieszę się z każdego dnia (bogging działa :) ). Gotowość na wszelkie opcje jest. Na obecnym etapie studzę trochę otoczenie (rodzinę i znajomych), bo mogłem ich przykatować lub wystraszyć emocjami jakie mnie porywały. Teraz widzą mnie uśmiechniętego i zadowolonego z tekstem "Będzie dobrze - razem czy osobno :)". Tak też i myślę, ego się czasem rzuca, ale trzymam lejce.

Strategia wyczekiwania: albo się z tej depresji poskłada jakaś bardziej świadoma albo przeczeka do fazy powrotu energii i będziemy walczyć.  

Może trochę nudno, ale dla mnie to fajny i dobry okres wzrostu, jakby wiosna już przyszła :) .     

 

Bracia, jakieś sugestie? 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Szkaradny napisał:

(...)Moja pani trwa w depresji, na tyle ją to przygniotło, że była u lekarza i dostała leki (najpierw jeden a teraz po 2 tyg. chyba zmieniony na inny). W praktyce wygląda to tak, że chodzi do pracy, a po powrocie przebiera się i ląduje w łóżku, oglądając seriale. Trochę czasu spędzi z dziećmi. Ze mną konieczne ustalenia, co do spraw domowych, do rozmowy niechętna, podchodzi z obawą lub unika(...)

To akurat normalne. Leki antydepresyjne bardzo mocno zmieniają chemię mózgu. Jedne neuroprzekaźniki są blokowane, inne stymulowane do działania. Psychiatrzy często kierują swojego pacjenta na 2-3 tygodniowe zwolnienie, bo wiedzą jak wygląda początkowa reakcja organizmu. Nudności, otępienie, nadmierna senność lub bezsenność. Początkowy etap leczenia to cierpienie pacjenta. 

 

W mojej ocenie idziesz dobrą ścieżką. Dbaj o siebie i trzymaj tę linie: "Będzie dobrze". W tej chwili więcej nie możesz. 

Trzymaj się :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 11.01.2017 o 10:24, Szkaradny napisał:

Czy utrzymywać obecny stan podnosząc stopniowo poprzeczkę dostarczając emocji i pokazując nowe samcze oblicze (w sumie to działa, ale nie wiem czy przyniesie trwałe efekty).

Czy raczej krótko i radykalnie? Dzieci byłyby w szoku, ale czy ona może się zmienić, czy może się jakoś zmienić, skoro tyle lat wokół niej skakałem i klaskałem w pierwszym rzędzie?

 

Bracia, co Wy na to?

1. Znasz kierunek zmiany i go wdrażasz, ale cel masz niewłaściwy - kolebie Ci w tyle głowy wizja szczęśliwości małżeńskiej.

2. Bracia @Mnemonic

@Normalny napisali to samo co myślę ja - ta czy inna, nieistotne; ważne by być przy dzieciach i je wychować.

3. Nie da sie wychować dzieci mając wariatkę u boku. Trzeba najpierw ja poskromić możliwie szybko.

 

Aby osiągnąć 2 i 3, zmień cel w 1.

Twoj nowy cel = Ty sam, Twoje szczęście osobiste.

Świadomie wiesz co robić. Wesprzyj to Twoim "wewnetrzym dzieckiem", pracuj nad podświadomością - tego Ci brakuje moim zdaniem. Gdy juz podświadomie bedziesz wiedział, ze w życiu liczysz sie tylko Ty, wszystko sie ułoży samo wokoło. Twoje otoczenie dostrzeże rasowego samca, który emanuje życiowa energią i bedzie chciało spijać krople z Twego źródła szczęścia, bedzie chciało z Toba obcować dzień i noc.

 

Ps. Znalazła Janusza w pracy... olej. Teraz choruje i łapie depresję... olej. Atencjuszka rasowa. Nie daj sie wciągnąć w grę jak przez ostatnie 10 lat... Nie wierzysz, ze to zwykle udawanie?? Umów sie na kawę z koleżanką z liceum albo nawet przedszkola... Twoja wariatka ozdrowieje w sekundę.?

 

Taką mam sugestię.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak czytam i po prostu wrzuciła Cię pod kapcia. To da się wszystko odkręcić, ale pasowałaby - siłownia, jakiś upgrade samego siebie (to że jest samopoczucie okey to już jest do przodu), gra emocji na niej. Dlaczego bym nie zrywał?

 

Dzieci.

 

Wszystko da się odkręcić, ale musisz nauczyć się jak zachowywać się w związku jako ten "nadrzędny" partner. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Gimmecash napisał:

No tak czytam i po prostu wrzuciła Cię pod kapcia. To da się wszystko odkręcić, ale pasowałaby - siłownia, jakiś upgrade samego siebie (to że jest samopoczucie okey to już jest do przodu), gra emocji na niej. Dlaczego bym nie zrywał?

 

Dzieci.

 

Wszystko da się odkręcić, ale musisz nauczyć się jak zachowywać się w związku jako ten "nadrzędny" partner. 

 

Zgadza się, przeżyłem tyle lat w drugiej linii i to mój błąd - zarówno mi było źle jak i jej (po pewnym czasie, bo zmęczyła się tym decydowaniem o wszystkim i straciła wiarę we mnie).

 

Dzieci teraz to jak przyznaje jej jedyna ważna sprawa, reszta raczej bez szczególnego zaangażowania, w trwaniu i obojętności (może dlatego że nowa gałąź nie kwitnie tak jak by chciała, a może źle to oceniam - już zdradziła i ma moralniaka - hooj knows).

 

Niezależnie od jej oczekiwań - może chcieć dalej domowego asystenta lub ewentualnie jakiejś mojej cudownej metamorfozy - to i tak - jak napisał @XYZ moim celem jest mój rozwój - to już do mnie dotarło. Nie tracę czasu na pielęgnację odrzucenia, zazdrości czy inne zadowalanie księżniczki. Widzi (chyba widzi ;) ), że się w moim życiu sporo pozmieniało i nie będzie ze mną kompromisów. Odżyły stare kontakty, używki zniknęły, sport na okrągło, spokój i zadowolenie, lektury, aktywności z dziećmi, nie oddaję energii w spięciach emocjonalnych.  Codziennie jestem ładny, czysty i pachnący z grafikiem pełnym zajęć. Nie czuję już, że marnuję swoje chwile.  

 

Największym wyzwaniem jest obecnie dla mnie zmiana pracy - bo siedzę na etacie >10 lat a mam ochotę działać no i generować jakieś przyzwoite pieniądze, ale jakaś ciągła wycofka mnie hamuje, pewnie jakieś psychiczne wzorce trzymają. A może już dziś mnie oświeci i pociągnę temat :)

 

EH, Moja wariatka to była naprawdę fajna kobieta (czyli fajna wariatka), co się z nią porobiło?  :mellow: 

Jakoś tak to ciągle wyglądało: jak ona zadowolona to ja w dole i na odwrót - uzależnienie od tych emocji toksycznych, ja to teraz widzę - jakie to głupie i bezproduktywne, egoistyczne, walka o rację, walka o dupę, uparte smutne ego.

 

Dzięki Bracia za naprowadzanie :)

 

 

 

  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Zgłaszam się po prawie 2 miesiącach z raportem o stanie spraw, a mianowicie:

 

Nastąpił okres powiedzmy stabilizacji tzn.:

  • ze strony żony:  brak konfliktów, spięć, nagłych wyjść z domu, niestandardowych aktywności. Po powrocie z pracy co nieco posprząta, ogarnie dzieci, dom, trochę przy kompie fb lub film i zwija się do łóżka - bo energii już nie ma. Myślę, że ta emocjonalna stabilizacja to efekt leków. Z jej inicjatywy widzę starania w postaci większej aktywności w domu i wspólnego czasu z dziećmi na weekendzie, stara się być aktywna. Słowem z tajfunu złości i gniewu - stała się niepewną owcą (no chyba, że to taka wersja dla mnie). 
  • z mojej strony: utrzymuję aktywność fizyczną 6h/tydz + poprawa samooceny i samoświadomości (bogging, panowanie nad emocjami). Sporo dały mi książki Hawkinsa, Tolle, de Mello, V. Zeland i inne z obszaru zen.  W tej materii dużo rzeczy mi się poukładało, mam spokój i akceptację rzeczywistości :) - dla sportu 2-3 razy w tygodniu przerabiam jakiś temat z żonką o nas, o jej stanie - ona choć niechętnie (że to nie ma sensu, takie gadanie), ale przymuszona wygaduje się o swoim smutku, strachu, żalu, pustce i apatii - potem nawet mówi, że to jej pomaga. Zwalczam swoje nałogi: alko, faje, myślenie o niej ;) , fab  i  ilę mogę to rozkręcam dobrą atmosferę z dzieciakami.

 

Co do kolegi z pracy to mało danych, bo przestałem polować na telefon i sprawdzać - zresztą jak coś się pojawiało (typu ustawka na drogę do pracy lub powrót albo jakaś fotka typu: fajne buty, ładny kwiatek, kamyk) to szybko to kasowała - czyli nie chce bym o tym wiedział. Może to dziwne, ale już temat tego gościa nie budzi we mnie emocji, akceptuję naturalny bieg wydarzeń - w końcu coś obumrze, a ja teraz nie będę się tym spalał. Poza tym powiedziała mi, że trochę się mnie boi, bo prowadzę dochodzenie i ja sprawdzam i ma stresa :) dlatego nigdzie nie wychodzi. 

 

Zakomunikowałem jej, że nasz związek to jakaś proteza i w ogóle mi się to nie podoba, nie dam się wciągnąć w to bagno głębiej i albo będzie tak, że każdy będzie czuł się ok albo nie ma co tego ciągnąć dalej. Odpowiedziała, że nie wie co ma robić :/

 

Najdziwniejszym epizodem było jedno jej wyjście na miasto na piwo z koleżanką z pracy - ostatecznie wróciła rano, skruszona wskoczyła do łóżka, przeprosiła, przytuliła się i zainicjowała sex ?!? Hmmm, nie wiem co o tym myśleć, bo moje podejścia kończyły się ostatnio tekstem "ja nie mam ochoty".  Nabrałem wody w usta, bo mi się dobrze zrobiło, ale czy jest sens pytać ją gdzie była itp.??

 

Przede mną jeszcze kilka miesięcy (do terminu, który sobie wyznaczyłem na podjęcie decyzji o rozwodzie), może macie jakieś sugestie.

 

Strategia na kolejne miesiące bez zmian - własny rozwój, minimalne serdeczne wsparcie żony + spokojne i stanowcze drążenie kluczowych tematów w naszym związku :)

   

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Szkaradny napisał:

Najdziwniejszym epizodem było jedno jej wyjście na miasto na piwo z koleżanką z pracy - ostatecznie wróciła rano, skruszona wskoczyła do łóżka, przeprosiła, przytuliła się i zainicjowała sex ?!? Hmmm, nie wiem co o tym myśleć, bo moje podejścia kończyły się ostatnio tekstem "ja nie mam ochoty".  Nabrałem wody w usta, bo mi się dobrze zrobiło, ale czy jest sens pytać ją gdzie była itp.??

Możliwości:

1. Liczyła że miś ją puknie a on tego nie zrobił - rozżaliła się i przyszła do Ciebie

2. Miś ją puknął - i miała "wyrzuty sumienia"

3. Jak wyżej ale z tą różnicą że nie było "wyrzutów sumienia" tylko "zemsta" za wszystkie krzywdy które jej wyrządziłeś o której Marek opowiadał w audycjach... :/

 

4. A na cholerę Ci to roztrząsać - szkoda energii

 

Robi z ciebie łosia a ty ją nagradzasz...

Jak następnym razem wróci "z niewiadomokąd" to do łóżka ani tym bardziej do berła do  nie dopuszczaj  - niech śpi na podłodze, w wannie, na wycieraczce czy gdzie tam znajdzie sobie miejsce

 

Po swojej zawsze widzę największe zwarcie jak próbuje we mnie wzbudzić zazdrość a tu ściana (ostatnio coraz rzadziej bo widzi że to nie działa).

Najgorzej też się litować w momencie kiedy samica coś wywinie i przychodzi grać taką biedną i zagubioną... - ulegniesz to już potem nie ma przebacz

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Marek Kotoński zmienił(a) tytuł na Dobór strategii - tresura czy rozwód?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.