Skocz do zawartości

Markietowe zmiany


Rekomendowane odpowiedzi

Szanowni,

opiszę kilka spostrzeżeń mojego kolegi (teraz pracujemy -trwa to z 2 lata-razem w pewnej prywatnej firmie w małej miejscowości) związanych z zachowaniem stadnym bab w markecie, w którym pracował 2 tygodnie.

 

Kolega potrzebował kasy i dostał pracę w sklepie  jako kasjer, pakowacz, magazynier itd.  Na początku pracownicy-większość baby-mieli postawić sklep od zera, tzn. półki, towar. Praca na zlecenie-2 tygodnie roboty. Kolega miał możliwość obserwować zachowania pracownic. W większości czas był tracony na durne pogaduszki albo fochy, jedna nie umie tego i owego, druga nie chce, trzecia obraziła się itd., ale gdy przechodzi przechodził właściciel, zaczął się koncert udawanych uśmiechów, lizanie dupy, a także coś, w czym jak już pisałem na podstawie obserwacji baby się specjalizują-sprawiały wrażenie niezbędnych i zapracowanych. Jedna z drugą szybko zrobiła bałagan, żeby było co sprzątać, mimo że tak naprawdę pracę skończyła wcześniej i siedziała na dupie. Kiedy zbliżała się przerwa na jedzenie dostarczane z cateringu, za które płacił właściciel, baby-które wcześniej na pokaz były niby oddane pracy-wystartowały do żłobu, tratując przy tym 3 osobową ekipę chłopaków. Na bok poszły maniery, zapracowanie, poświęcenie-a jako że gdzie kucharek sześć, tam ni ma co jeść-nie minęło 5 minut, a było po zupce i chłopcy sobie nie pojedli. Baby zamiast jeść jak leci standardowo dziobały i przebierały jak kura w kurniku.

 

Kolejna sprawa-jedna baba pozwalała sobie na personalne opinie z dupy na temat jego kolegi-więc przestał z nią gadać i chcąc nie chcąc musiała przeprosić.

Oczywiście kierowniczki same baby więc w pracy istny burdel-no i standardowo objawiało się intryganctwo hien, czyli ciągłe wojenki podjazdowe między sobą, ale gdy trzeba było coś zrzucić na chłopaków-wtedy nagle hieny się porozumiały. Zrzucały co cięższą robotę na facetów, standardowe teksty, że cięższa praca to jest oczywiste że nie baba, ale jak przyszło do spotkania z właścicielem, one najbardziej zapracowane. No i nie muszę dodawać, że nie mniej ważne od tego, co widać, było jak to u bab to, czego nie widać-a więc ciągłe donoszenie w tajemnicy na inne, sianie fermentu.

 

Kierowniczka-nie umiała zapanować nad przybytkiem, siedziała na dupie w kanciapie i podliczała, albo linia telefoniczna ze szefem, dużo czasu sama przestawiała towar na półkach, ale bez ładu, koncepcji. Gdy chłopaki czy baby szli po jasne instrukcje i żeby zapanowała nad burdlem, to nagle hienę olśniewało i przypominała sobie, że kiedyś na jakichś studiach uczyli ją markietingu ze zarządzaniem i tam godoli, żeby ''delegować zadania''-i ględziła, że to teoria, a w praktyce nie może nikomu delegować, bo pracownicy nie rozumieją poleceń światłej kiery. Tyle, że kiera albo nie umiała wydzielić czasu na precyzyjne polecenia, albo co innego. Także, standardowo nie babuleńka winna, ino te chłopy albo inne baby.

 

Czasami pracownicy próbowali przedstawić właścicielowi wizję naprawy sytuacji, wtedy hienim pyskiem wyczuwała zagrożenie ''pozycji'' i torpedowała.

 

Oczywiście w pracy panował, bałagan, warcholstwo, humory, fochy, opierdalanie i pretensje do chłopaków, że ''nie pracują''.

 

Jakiś czas temu sam zostałem nieformalnym doradcą kierownika w innym sklepie-umowa ustna między kolegą który został kierownikiem gdzie indziej, a mną, stawka godzinowa za godzinę moich złotomyśli godziwa, ogólnie jako osoba z zewnątrz miałem pomóc by firma stanęła na nogi w sensie zmiecenia loszkowego burdlu.

 

Wchodzę do sklepu na prowincyi niczem jak kucharz prowadzący telewizyjne szoł-zamiast kamer asystował mi kolega ze prezesem-i zaczynam odnawianie.

1. Zauważam to, co opisywał kolega wyżej.

2. Doradzam prezesowi, by:

-wywalił opierdalające się jednostki i zamiast nich zatrudnił młode, chętne do pracy osoby

-ustanowił incognito jednego pracownika, który za cenę kilkudziesięciu złotych i-co bezcenne-przychylności prezesa-ma po cichu składać raporty, ale nie donosić na innych, tylko donosić na donosicieli

-każda hienka dostała swój przydział pracy, za który osobiście odpowiadała, a nie-jak było wcześniej-komusza odpowiedzialność zbiorowa, że jedna miała zrobić, ale źle usłyszała, druga ''zarobiona'', trzecia dyskutuje a czwarta siedzi na dupie i czeka na koniec pracy

-zaleciłem w razie wpadek zwiększyć personel męski rekrutujący się z chłopaków, którzy chcieli sobie dorobić.

 

Nagle okazało się, że każdy składa dzienny raport i jest oceniany z tego, co zrobił-a nie z tego, co jedna z drugą opowiadała prezesowi waląc farmazony jak potłuczona

zasada-gdy co do jakiejś rzeczy, gdy idzie o hieny  jest odpowiedzialna więcej niż jedna osoba-to już jest duże ryzyko, że spierdzieli temat, będzie się opierdalać, wiedząc, że zawsze zrzuci na drugą

-u chłopaków nie było kłopotów-sprawnie, bez elaboratów  wygłaszanych poufnie dotyczących tego, co kręci samice-piniądz, jak omotać chłopa, jak wypaść przed pracodawcą

-nagle okazało się, że zainstalowany z zalecenia agent dobrze wywiązuje się z roli i hieny, które wcześniej wyrąbywały sobie po trupach ''zasługi'' u pracodawcy, donosząc niestworzone banialuki na inne, same trafiały na dywanik i było krucho

-kierownikiem został facet, który nie studiował ''zarządzania'', tylko na zdrowy chłopski rozum ogarnął cały sklep bez pierdolenia jak to jest ciężko.

Przy okazji wyszło, że podobnie, jak bywa, że baby robią z siebie cud natury tylko do ślubu, potem jest papierek, kasa więc się nie chce-podobnie w pracy wyszło, że wiele z nich to lenie, flejtuchy, rzucają byle co byle gdzie, tylko myślą jak się opierdalać i wymigać od pracy, a czy będzie porządek w miejscu pracy-to nieważne, zawsze zrzuci się na inną.

 

Do namysłu dla naiwniaków pracodawców.

 

Dodam, że do czasu zrobienia porządku w kurniku cały czas hieny stwarzały napięcie z dupy, poganiając chłopaków, że niby to będzie koniec świata jak z czymś się nie zdąży (wpieprzanie się w nie swoje sprawy)-gdy tylko mijały się z innymi hienami, od razu spokojne gadanie o niczym, pierdoły. Najwięcej czasu zajmowało im doglądanie cudzych kwestii, natomiast komiczne było, jak jedna z drugą chwilę przed przyjściem prezesa gdakały, po pytaniu-co robicie? -od razu odpowiedź, że ''trzeba z tym X zrobić porządek, nic nie robi, chcę mu pomóc, specjalnie do niego przyszłam (idiotyczne i tępe tłumaczenie, czemu nie jest tam, gdzie nakazano, tylko ględzi)'', a na pytanie ''jak praca''-''oj, dziś już sporo zrobiłam, jest ciężko, ale dam radę''. Nawet z kierą porządnego rozkładu godzin pracy nie zrobiły, bo pogubiły się we własnym ferworze i tworzeniu atmosfery końca świata. Taborety.

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.