Skocz do zawartości

Moja historia


Rekomendowane odpowiedzi

Skoro jestem świeżakiem i jest taki dział, a ja od jakiegoś czasu chciałem się komuś zwierzyć z swoich dotychczasowych doświadczeń z kobietami, to postanowiłem skorzystać z możliwości. Być może tekst będzie nieco długi i miejscami zawiły, no ale związki z kobietami rzadko są proste i klarowne, o czym się przekonałem. Myśląc o tym teraz, przed napisaniem kolejnych akapitów moich zwierzeń, widzę jak bardzo się zmieniłem właśnie dzięki kobietom, co - mam nadzieję - zauważycie czytając ten tekst. 

 

Bez zbędnego przedłużania, zacznę od prawdopodobnie początku bliższych kontaktów z kobietami, a raczej dziewczynami, a było to kiedy chodziłem do technikum informatycznego. Słabe miejsce na pierwsze podboje. W klasie trzydzieści osób i tylko jedna dziewczyna. W innych klasach technikum nie lepiej, na dodatek większość brzydka, z braku lepszego porównania - jak cholera.

 

Zapamiętałem kilka wyjątkowo ładnych dziewczyn, ale te grały w Ekstraklasie, kiedy ja ledwo dawałem sobie radę na kartoflisku. O dziewczynach z zawodówek nawet nie wspominam. Po prostu nie warto. 

Jakoś wtedy zacząłem baczniej przyglądać się dziewczynom, a gen przetrwania kazał dążyć do bliższego kontaktu. Jako że byłem nieśmiały, miałem długie włosy i nie ubierałem się najlepiej, to nie miałem szans w bliskim starciu z płcią przeciwną. Swoje podboje, jeśli można tak w ogóle nazwać te nędzne próby zwrócenia na siebie uwagi samiczek, zacząłem od stron typu sympatia i czatów pokroju omegle/6obcy.

 

Nie szło najlepiej, ale z kilkoma osobami udało się nawiązać bliższy kontakt i poprowadzić dłuższą konwersację, ale bez sukcesu w postaci spotkania. Z jedną dziewczyną próbowałem się umówić przez chyba miesiąc. Dzisiaj widzę, że niby chciała ze mną rozmawiać, ale nie chciała się ze mną spotkać. W końcu kontakt się urwał. 

W międzyczasie mój najlepszy kumpel z czasów gimnazjum, i kolega z technikum, zaprosił mnie na swoje urodziny, podczas których poznałem Sarę.

 

Sara była wysoka, zgrabna i przyciągająca uwagę. Podobno miała wśród przodków żydów, co obdarowało ją czarnymi włosami, ciemnymi oczami i nietypową, ale bardzo ładną, twarzą. No i miała trochę garbaty nos, ale mi to nie przeszkadzało. Miała też chłopaka, z którym coraz gorzej jej się wiodło. Spotykaliśmy się w szerszym gronie przez jakiś czas, aż pewnego piątku u niej, po kilku wypitych piwach, Sara powiedziała mi że się jej podoba. 

 

Jaki ja byłem głupi. Zamiast przejść do konkretów, powiedzieć coś męskiego, zacieśnić szyki i przeprowadzić natarcie, powiedziałem coś w stylu: 'No spoko, ale masz chłopaka. Przejdzie ci'. Nie żebym żałował, ale już wtedy mogłem przełamać pierwsze lody i zasmakować tego czego pragnąłem. Niestety miałem syndrom człowieka-porażki, zawsze gorszego i zawsze ustępującego. Coś tam mój wewnętrzny zdobywca kazał mi się z nią spotykać sam na sam, zbliżać się do niej i próbować, ale nie miało to sensu, bo sytuacja w jej związku z czasem uległa znacznemu poprawieniu. Chyba wciąż są razem. Niedługo później mój kontakt z Sarą się urwał. I dobrze, bo zaczęła mnie wnerwiać swoimi lewackimi poglądami i takim beztroskim patrzeniem na świat. 

 

Później zostałem tym słynnym "przyjacielem" czekającym na swój moment, którego miałem nigdy się nie doczekać. Nie próżnowałem. Moja samoocena nieznanie wzrosła, przestałem bać się dziewczyn i zacząłem umawiać się z tymi poznanymi w Internecie. 

W tym samym czasie nastąpił mój kryzys w szkole i ją olałem. Chociaż brzmi to tragicznie, to myślę że był mi potrzebny. Co prawda przez to miałem rok w plecy, ale przeniosłem się do liceum, a więc stężenie kobiet w najbliższym otoczeniu nagle skoczyło. W końcu zaznałem instytucji zwyczajnej koleżanki. Poznałem sporo fajnych dziewczyn z którymi po prostu się dobrze rozmawiało, a do tego miały (wciąż mają) fantastycznie ciała. 

 

Zanim jednak trafiłem do normalnego liceum, trafiłem na miesiąc do tak gównianej szkoły, że głowa mała. Profil humanistyczny, kurwa. Dosłownie wszystkie dziewczyny tam to były tępe dzidy. Pamiętam jak na angielskim problemem dla nich było przeczytanie jakiegoś prostego zdania z książki. O matematyce bym nie wspomniał, ale chcę dokładnie opisać sytuację tam panującą. Z książki na poziomie podstawowym przerobiliśmy przez miesiąc 20 stron. Dla wszystkich magią była funkcja liniowa. Co się tam później działo przy trygonometrii, to aż nie chcę myśleć. Współczuję uczącej tam matematyczce. Trafiła do prawdziwego piekła, i to za tak marną pensję. 

 

Wiecie więc dlaczego tak żonglowałem szkołami średnimi. No ale jest jeszcze jeden wątek. Przeniósłbym się, bo namawiała mnie do tego moja pierwsza dziewczyna (o tym dalej), ale takim impulsem do szybkiego wyniesienia się stamtąd była lekcja o zaufaniu do dziewczyn i dziewczęcej lojalności wobec innych samiczek (tam to raczej wulgarnych suk).

Z jedną z nich się nawet zaprzyjaźniłem. Wydawała się najnormalniejsza i zdawała się mieć ambicje większe niż bogaty mąż złapany na brzuch. Długo rozmawialiśmy o różnych rzeczach.

 

Byłem głupi i zaufałem jej, co spowodowało nieopanowany wylew pretensji wobec jej koleżanek, które swoim istnieniem znacząco przyczyniały się do obniżania poziomu nauczania, a więc do zaprzepaszczania szans na dobre studia co bardziej ambitnym (faceci w tej klasie byli w porządku). Nie pisała nic, że nie podoba jej się to co piszę. Rozmawiała ze mną normalnie, odpisywała, wdała się w dyskusję i nic nie zwiastowało jej zdrady tajemnicy konwersacji. Następnego dnia, jak się domyślacie, wszystko pokazała swoim znajomym.

 

No przeraziło mnie to trochę, bo większość tych dziewczyn to były te nadpobudliwe przyszłe matki polki, co zawsze walczą o swoje terytorium pazurami i mało przy tym myślą o konsekwencjach użytych słów czy czynów. Jeszcze tego samego dnia grożono mi pobiciem, kalectwem i niedaleką śmiercią. Nie miałem najmniejszego zamiaru reagować u dyrekcji. Wiadomo, że pewnie szukałaby kompromisu, ale większość tej patologicznej szkoły stanęłaby za tymi wariatkami. Musiałem dosłownie zjeżdżać stamtąd. W taki sposób poznałem czym jest lojalność kobiet wobec "przyjaciół", wobec koleżanek i czym jest ta cała przyjaźń damsko-męska. Jest niczym, bo nie istnieje.

 

Co do mojej pierwszej dziewczyny, to poznałem ją na miesiąc przed pierwszym dniem w nowej szkole. Zaczęliśmy gadać na sympatii, a niedługo później umówiliśmy się na spotkanie. Przy niej nauczyłem się, że po pierwsze nie każda dziewczyna może być dziewczyną, a po drugie żeby nie całować się na pierwszej randce. Chociaż całowałem się z nią pierwszy raz w życiu, to nie wspominam tego dobrze. To było wręcz tragiczne. Nic mnie z nią nie łączyło, a lizaliśmy się nad Wisłą, na bulwarach. Robi mi się przykro kiedy to wspominam. Ale wtedy myślałem, że to wspaniałe.

 

Nie że była łatwa. Miała swoje wymagania, była taką ho-ho damą, filigranowa, zadbana, z dobrej szkoły, oczytana. To dzięki niej odkryłem pasję w literaturze i chyba dzięki niej nabrałem trochę męskości. Byliśmy razem prawie rok, i to wszystko co mogę o tym powiedzieć. To był taki związek, który po prostu był, chociaż wiele mi dał. 

A nie, mogę powiedzieć o nim coś więcej: Był mój pierwszy raz. I na dodatek nie był udany.

 

Chociaż z czasem stałem się bardziej zdecydowany, to przez ten nasz stosunek prawie wpadłem w depresję. Już miało się to stać, miałem zaznać tego boskiego uczucia, dotychczas nieudolnie zastępowanego dłonią. Wreszcie miałem odnieść swoje największe zwycięstwo, kiedy poczułem bardzo duży dyskomfort, wręcz ból i cała krew uszła wraz z moim podnieceniem. Ona szybko zaczęła pytać o co chodzi, co się dzieje.

 

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mam wadę wrodzoną, to znaczy zbyt krótkie wędzidełko, co przy napięciu skóry powoduje ból. Większe napięcie może doprowadzić do pęknięcia, a to do paskudnego krwawienia, przy czym konieczne jest wezwanie karetki i przetransportowanie członka z właścicielem do szpitala. Ja o tym nie wiedziałem, a więc i ona. Usłyszałem wtedy kilka uwag, które treścią obwiniały ją, ale tonem mnie. To była straszna ujma dla kipiącego testosteronem nastolatka, nie móc zaspokoić dziewczyny.

 

Poczułem się wtedy bardzo dotknięty, a ona się obraziła. Sporo mnie to kosztowało nerwów. Później jeszcze kilka razy próbowaliśmy, ale z takimi samymi skutkami. 

W końcu zacząłem szperać w internecie i zdiagnozowałem sam co mi jest. Potem szybka wizyta u urologa, jego diagnoza i decyzja o operacji. I to była chyba najbardziej męska decyzja w moim życiu. Jakiś czas pochodziłem z opatrunkami i szwami, i było po wszystkim. Orzeł poderwał się do lotu. 

 

Niestety kolejnych prób nie było, bo chyba niedługo później ze sobą zerwaliśmy, ale zbyt dobrze nam się rozmawiało żeby zerwać kontakt. Myślę, że to nie była dobra decyzja. Gdybyśmy porzucili kontakt, pewnie oszczędziło  by mi to wiele późniejszych wydarzeń. 

Potem było kilka luźnych relacji z dziewczynami z tindera i badoo, ale za bardzo ich nie pamiętam, więc nie były jakieś istotne.

 

Klasa maturalna przeminęła szybko i bez większych ekscesów. Prócz jednego. Byłem po operacji, ale nie miałem żadnej dziewczyny w zasięgu ręki. Nie miałem też czasu na podrywanie dziewczyn. Wybrałem więc najszybszą drogę: Poszedłem na kurwy. Mam małego moralniaka przez to, no ale czasowo podniosło to moją samoocenę i przeniosło moje myśli z dup na naukę i przyszłość. Znalazłem ogłoszenie laski z okolicy. Podawała się za dziewiętnastolatkę, na zdjęciach wyglądała w porządku. Poszedłem i zrobiłem co mężczyzna robi w takich chwilach. Miło spędziłem tę godzinę, ale nie aż tak żebym chciał wrócić. 

 

Pasja jaką darzę literaturę wybrała mi wakacyjną pracę - robotę w księgarni. Chociaż po tygodniu miałem dość nadętych klientem czytających tępe erotyki dla idiotów ("Tylko świnie siedzą w kinie"), to pracowało tam kilka samotnych dziewczyn z którymi aż chciało się flirtować. Już nie byłem taki jak dawniej. Byłem bardziej śmiały i to ja zagadywałem, żartowałem i dążyłem do sytuacji sam na sam. Dziewczyna dziewczynie nierówna, i doskonale się przekonałem że nie ma dwóch takich samych. Pierwsza miała faceta, byłe ultra lewaczką i miała fobię społeczną; druga spotykała się ze mną z chęcią, ale coś jej w końcu odwaliło i powiedziała, że związku nie szuka a znajomych ma już dużo; trzecia zaś miała wtedy 25 lat (wyglądała na 21 maks). I z tą trzecią spędziłem chyba najmilsze wakacje w życiu.

 

To znajomość z tą dziewczyną zrekompensowała mi tamten okropny pierwszy pocałunek na bulwarach. Ten też był nad Wisłą, ale był prawdziwie namiętny i niczym niewymuszony. Przez miesiąc to trwało. Uznaję, że to z nią się naprawdę kochałem. Z żadną inną nie czułem się tak dobrze w łóżku jak z tą. Poza tym miała najzwyczajniej świetny charakter.

 

Chociaż zerwaliśmy w nieprzyjemnych okolicznościach, to miło wspominam tamte dni. Warto było się najeździć do niej na Pragę. 

Do dziś pamiętam jak paliliśmy na balkonie jej mieszkania i z beztroską opowiadała mi, jak kiedyś "o tu na tym parkingu paliły się dwa samochody". Jakiś czas później z podobnym błogim podekscytowaniem pokazywała mi samochód który spłonął zeszłej nocy. To była niezwykła dziewczyna. 

 

Już chyba będę kończyć mój wywód. Niedługo potem poznałem na badoo moją obecną partnerkę. Jakoś tak się złożyło, że mieszkami blisko, więc często się widujemy. Jest niewiele młodsza, ambitna i wysoka (co lubię w dziewczynach). Tworzymy bardzo sympatyczny związek, chyba najdojrzalszy z dotychczasowych. 

No dobra, to by było na tyle. Nie ma pointy. Jeśli ktoś to przeczyta, to niech koniecznie podzieli się opinią. 

 

Cześć. 

 

Na przyszłość formatuj tekst chociaż minimalnie, pisanie "ściany" zniechęca do czytania i jest uciążliwe dla czytelnika.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj :)

 

Spowiedź szczera się chwali. *puk puk* (parafiankę... ;))

 

Moja puenta będzie taka, że Twoja historia to poszukiwanie szczęścia w relacjach z kobietami.

 

I tu mam dwie wiadomości, z których jedna jest dobra: w kobiecie spełnienia nie znajdziesz, bo związek i rodzina nie są w stanie dać szczęścia ;) Dlaczego to dobra wiadomość? Ano, poczytaj forum i zobacz, że takie poszukiwania to droga do nikąd. Jeżeli dobrze zadziałasz, to z niej powoli zawrócisz. Nie żebyś miał zostać mnichem albo jakimś gejem, po prostu zdasz sobie sprawę z dosyć istotnej różnicy pomiędzy przyjemnością a prawdziwym szczęściem.

 

Zła wiadomość jest taka, że swoje szczęście musisz wypracować sam i odnaleźć je w sobie. To ciężka i długa praca, bo trzeba odprogramować we własnym umyśle mnóstwo chorych przekonań i wzorców emocjonalnych wtłaczanych przez społeczeństwo. Wszystkie wartości potrzeba umieścić na swoim miejscu, a tak się akurat składa że dzisiaj świat stoi na głowie i tego przestawiania będzie bardzo dużo. Dodatkowo wielu złych nawyków myślowych sobie nie uświadamiamy, co czyni nasze zadanie nawet jeszcze ciekawszym... Dlatego właśnie ta wiadomość może Ci się wydać na początku kiepska: nie ma łatwych rozwiązań. 

 

Dobra, przyznaję, ściemniałem. Dwie wiadomości są dobre. Poczujesz to i zrozumiesz, jak więcej poczytasz forum i posłuchasz Marka. Tutaj uwaga techniczna, bo nie wiem czy dobrze trafiłeś. Bo może szukałeś info o wyrywaniu loszek? Oczywiście znajdziesz tu wiele o relacjach z kobietami, w tym również o tym jak w nie wchodzić ;)ale im więcej przeczytasz, tym mniejsze znaczenie będziesz im nadawał. Nikt Cię nie będzie oceniał po liczbie zaliczonych samiczek, bo nie o to chodzi w życiu. To nie jest forum PUA, nikt nie czci w tym miejscu waginy ani nie modli się do guru z największą ilością zaliczeń. 

 

Tu otwierają się oczy. Witamy poza matrixem B)

Edytowane przez Ziomisław
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  Ilośc kobiet w Twoim życiu nie decyduje o Twojej wartości. Wiem, że ciężko to zrozumiec, gdy ludzie w mediach, internecie, literaturze, filmie, muzyce związek przedstawiają jako receptę na szczęście. Dodatkowo presja rówieśników sprawia, że młody człowiek może czuc się zagubiony i gorszy, bo nie ma wystarczająco wielu doświadczeń w relacjach z płcią przeciwną. Na niekorzyśc działa także to, że matka/siostra/ciotka, a nawet ojciec czy wujek będą się dziwili, że jesteś sam( nie dotyczy to Twojej sytuacji, bo piszesz, że jesteś w związku). Na życzenia urodzinowe czy święta najważniejszymi życzeniami będzie to, żebyś znalazł sobie dziewczynę. Mogą zacząc się zastanawiac, czy czasem nie jesteś gejem. Podejrzewam, że tak jest u mnie:) 

 

  Ostatnio rozmawiałem z kolegą, który powiedział mi, że musi zacząc szukac mieszkania tylko z tego powodu, bo rodzice są zaniepokojeni, że nie może sobie znaleźc kobiety. Trochę mnie to dobiło, bo zamiast rozwijac w jakiś sposób karierę, szukac pracy, możliwości rozwoju, żeby móc zarabiac w przyszłości przyzwoite pieniądze, ludzie zaczynają nie od tej strony, co powinni. Czyli według dosłownie wszystkich związek jest najważniejszy, chociaż nie masz jeszcze sensownej pracy/ sensownych zarobków/ widoków na przyszłośc/ jakiejś głębszej wizji.  

 

  Jestem daleki od stwierdzeń, że wiem wiele o kobietach. Nie mam wielkich doświadczeń w związkach, ale obecnośc na tym forum przez kilka miesięcy sprawiła, że dowiedziałem się więcej niż przez całe życie. I nie jest to wyolbrzymienie. Nie trzeba wyważac otwartych drzwi i nie trzeba wkładac rąk do ognia, żeby wiedziec, że będzie bolało. Z tego co piszesz wynika jakby całe Twoje życie kręciło się wokół kobiet. Ja proponuję skupic się na sobie, na własnym rozwoju, na swoich pasjach, pracy. Szukaj szczęścia w sobie, bo nigdzie indziej go nie znajdziesz.

 

 Poza tym czytaj forum, bo ciężko napisac wszystko w jednym poście. Potrzeba czasu i pracy, żeby się chociaż w minimalnym stopniu zmienic:)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.