Skocz do zawartości

Nie można mieć w życiu wszystkiego?


Rekomendowane odpowiedzi

Zanim przejdę do sedna sprawy, krótkie wprowadzenie. Niebawem 30. na karku, do tej pory nie miałem podstaw, aby marudzić na swoje życie. Klasyka: studia, a później płacz i zgrzytanie zębów.

 

Kiedy byłem na studiach, to spoglądałem na świat z góry i mając świadomość, że studia to pewien okres, więc nie angażowałem się za bardzo i korzystałem z ich uroku. Nie będę się rozpisywał, bo zazwyczaj kto zasmakował życia studenckiego, ten wie, że to fajny czas. Starałem się jednak wypośrodkować cel jakim było studiowanie w sensie nauka i życie studenckie. Z jednej strony wciągnął mnie kierunek, który studiowałem, z drugiej życie studenckie, więc ani nie poszedłem w kierunku kariery naukowej, ani nie tworzyłem sieci kontaktów, które mogłyby mi później pomóc.

 

Jestem osobą ambitną i zawsze wierzę, że moje działania prędzej czy później zakończą się sukcesem. Nie jest trudno na studiach, przynajmniej na tych, które ja studiowałem, ale starałem się niekorzystne okoliczności obracać na moją korzyść i traktowałem studia, jako coś, co "mogę", a nie "muszę" ukończyć. Wtedy też odkryłem drugie dno nauki, czyli że nie chodzi o to, aby zdawać egzaminy i później machać dyplomem, ale o wykształcenie w sobie umiejętności i potrzeby szukania odpowiedzi na pytania właśnie w świecie nauki. Przecież te problemy, z którymi się borykamy, nie dotyczą tylko naszego pokolenia i poprzednie pokolenia również się z nimi zmagały.

 

Studiowałem w zasadzie dla siebie, ponadto sam z siebie sięgałem po różne ciekawe książki, m.in. pewnie dlatego dotarłem tutaj na forum – ciągnie mnie do mądrości. A ta często jest na wyciągnięcie ręki – u drugiego człowieka. Z zawodowego punktu widzenia studia to strata czasu, bo nie będę pracował w zawodzie, gdyż liczą się znajomości i pieniądze. Oczywiście jeśli ktoś ma ogromną determinację i ambicję, to może się wybić, ale uważam, że to nie dla mnie. 

 

Po studiach zacząłem pracę poniżej kwalifikacji, bo taka się trafiła w rodzinnej miejscowości, jak na nasze warunki nie było źle, ponieważ głównie patrzyłem na to, ile potrzebuję zarobić w kontekście swoich potrzeb. Nie miałem potrzeby pokazywania, że nagle po studiach mój status materialny wzrósł i szpanować przed miejscowymi loszkami. Ponadto miałem doświadczenie w ostrożnym gospodarowaniu finansami z czasów studiów. O ile jednak na studiach można powiedzieć, że utrzymywał się sam (stypendium, w tym za wyniki w nauce) z dala od domu rodzinnego, o tyle po studiach mimo że starałem się utrzymywać niezależnie od rodziców, to jednak przeszkadza mi to, że jestem w domu rodzinnym. Jak już wspomniałem, jestem osobą ambitną i nie tak siebie wyobrażałem z 10 lat temu. Lubiłem komputery, ale oczywiście pod presją społeczności i swoim błędnym wyobrażeniem uznałem, że trzeba iść w innym kierunku, zwłaszcza że dałem sobie wmówić, że konieczna jest matematyka i później studia. Wybrałem studia najbliższe swoim zainteresowaniom, czyli humanistyczne. 

 

I o ile na studiach miałem wiele życiowej energii, którą byłem gotów przeznaczać na studia, na życie studenckie i własny rozwój poprzez sięganie po książki z własnej, nieprzymuszonej woli, jednocześnie nie angażując tej energii na angażowanie się w związki; o tyle obecnie mój optymizm ulatuje. Praca poniżej kwalifikacji w mojej rodzinnej miejscowości miała być tymczasowa, a z tymczasem zrobiła się stała. Najpierw niecały rok umowa o pracę, później zleceniówki i tak zleciało. Na pracę nie mogłem narzekać, bo się nie namęczyłem i mimo że zarobki były niskie, to w kontekście moich potrzeb i tego, że nie byłem wykorzystywany, było wystarczające. Jednak… praca się po prostu skończyła i teraz mam dylemat, bo ambicja nie daje o sobie zapomnieć. W głowie kiełkuje pomysł zagranicznego wyjazdu, ale... pojawia się pytanie, czy to konieczne? 


Dlaczego napisałem ten temat? Bo wydaje mi się, że nie pierwszy mam taki problem i może trafi się ktoś, kto to samo przechodził i ma jakieś rady. Ewentualnie ktoś zwróci uwagę na coś, co do tej pory mi umyka. W każdym razie nie wyczerpałem tematu w tym poście, a jedynie zakreśliłem ramy problemu i liczę na pytania, które może mi naświetlą sytuację w bardziej obiektywny sposób. Czasami coś, co dla nas jest trudne, dla kogoś innego jest proste. Chyba że w życiu nie można mieć wszystkiego i o ile z kobietami nigdy nie miałem większych problemów, o tyle w kwestii zawodowej muszę klepać przysłowiową biedę i ponosić odpowiedzialność za beztroskę lat studenckich?  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     No cóż, rozwijaj się Bracie. Masz na to najlepsze lata. Nie pasuje Ci doczesność? Zmień ją bo inaczej zostaniesz na zawsze w jakimś zapyziałym miasteczku.

Dobrze że nie masz ciśnienia na baby, ONE TO ZŁO. Które do spokoju duszy nie prowadzi. Jak to marek mówi idź za duszą, instynktem który prowadzi, a będzie dobrze.

Chciałbym mieć Twoje lata i wolność.

Pozdro.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Rozwijaj się, najlepiej w kierunku, który lubisz i w którym chciałbyś działać. Wymaga to wytrwałości i determinacji.

2. Nie siedź w stagnacji, wcześniej czy później zemści się to na Tobie.

3. Nie pieprz, że wystarcza Ci to co masz. Wystarcza na życie ale chcesz tak na prawdę więcej. Potrzebujesz hajsu, również aby wyrwać się z domu rodzinnego. Im będziesz starszy tym będziesz bardziej potrzebował.

4. Szukaj innych możliwości, podejmuj nowe prace. Takie aby podnosić kwalifikacje i zdobywać doświadczenie (umiejętności).

5. Nie bój się zmiany pracy....... jak widzisz, że nic nie wnosi w Twoje życie ani rozwojowo ani finansowo.... szukaj czegoś następnego.

6. Pracuj tam gdzie są lepsi od Ciebie aby się od nich czegoś nauczyć aby w perspektywie czasu być w czymś specjalistą, więcej coraz więcej zarabiać.

7. Nie poddaj się stagnacji, nie kiś się w czymś co za parę lat będzie tak samo wyglądać, gdzie za parę lat będziesz robić to samo i tyle samo zarabiać.

 

Wiem, że te rady brzmią jak farmazony i tanio jak z jakiegoś podręcznika motywacyjnego ale przemyśl to i pamiętaj, że będzie cała masa trudności i przeciwności to naturalne. Jednak moim zdaniem największy błąd jaki możesz popełnić to zaszyć się w nierozwojowej i mało płatnej pracy na lata. Masz 30lat możesz wszystko w życiu zmienić. Mając 40lat na przykład będzie Ci już trudniej.

 

 

Edytowane przez SennaRot
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ambicja to dość ciekawe zagadnienie, bo z jednej strony jest motorem napędowym działań i samorozwoju, z drugiej - blokuje. 

 

Jestem ambitnym człowiekiem, do tego stopnia, że praca jako kelner czy operator koparki jest dla mnie uwłaczająca. Efekt tego jest taki, że pierwszą swoją pracę podjęłem w wieku 24 lat, w zawodzie. Pracując jako kelner czy barman, mógłbym poznać wiele ludzi, nauczyć się współpracy, nabyć pewności siebie i podszlifować swoje zdolności interpersonalne. Ale tego nie zrobiłem, bo "jak to, tyle lat się uczyłem i mam skończyć jako barman?". Wolałem się uczyć z nadzieją na ambitną pracę w przyszłości niż iść do gównianej pracy. Jakie są tego efekty, chyba się domyślasz...

 

Mam znajomego, który ma wszystko - jest cholernie bogaty, ma 11 lat młodszą, piękną żonę, mnóstwo znajomych (nawet wśród elit i osób publicznych) i sporo doświadczenia z kobietami. Co ciekawe, urodził się w biednej rodzinie. Wiesz, dlaczego on to wszystko ma? Bo całe życie ROBIŁ. Po prostu. Nie zastanawiał się, nie rozmyślał, tylko robił. Jak chciał zarobić, to szedł do pracy i zarabiał. Jak chciał więcej, to brał drugą robotę dorywczą. A później założył jedną firmę, drugą. Teraz ma pomysł na kolejną + 2 dorywcze fuchy. 

 

Wiesz kim jest ten człowiek? Handlarzem. Mówię poważnie - nie prawnikiem, lekarzem czy stomatologiem, tylko handlarzem. To typ człowieka, który nie patrzy, co studiował, czy musi się ubrudzić czy nie, czy ma robić jako ubezpieczyciel, podpisywać kwity czy kopać doły - podejmie się każdej roboty, byle tylko był dobry zarobek. Dlatego jest taki bogaty - większość ludzi siedzi w domach z myślą "w tym kraju nie ma godnej pracy dla ludzi z moim wykształceniem". Ukończyli prestiżowe kierunki, więc chcą latać w gajerkach i zarabiać pięciocyfrowe sumy. 

 

Kiedyś w trakcie rozmowy zdradził mi sekret swojego sukcesu - "pieniądze leżą dosłownie na ulicy, trzeba się tylko po nie schylić"

 

Dlatego dam Ci radę - jeśli chcesz poprawić cokolwiek w swoim życiu, to po prostu to zrób. Nie zastanawiaj się "a co jak się nie uda, czy to konieczne, a co jak będzie gorzej?". Po prostu rób. Mało ci płacą? Zmień pracę. Przekwalifikuj się, załóż firmę, wyjedź za granicę, cokolwiek, byleś nie siedział z myślami że w życiu nie można mieć wszystkiego. I nie bój się pracy, nawet poniżej kwalifikacji. Kończę prestiżowe studia, na etacie będę zarabiał 2k. On jako handlarz wyciąga kilka razy więcej.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Mayki napisał:

"pieniądze leżą dosłownie na ulicy, trzeba się tylko po nie schylić"

To raczej było na początku przemian pokomunistycznych, teraz to duże pieniądze raczej są pod ciężką kratką ściekową i trzeba mieć pomysł i czasem znajomości żeby je stamtąd wydostać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  Rozumiem Twój rozdźwięk. Masz prawie 30 lat, a więc jak na faceta to nie jest aż tak dużo, ale jednak już sporo. Piszesz, że jesteś ambitnym facetem, więc z jednej strony jest to Twoja zaleta, a z drugiej Twoje przekleństwo, bo będąc w pracy poniżej kwalifikacji odczuwasz pewnie frustrację. Piszesz też, że lubiłeś swoje studia i dawały Ci one satysfakcje, nie zmuszałeś się do nich i nawet doszkalałeś się na własną rękę, więc lubisz to. Jeśli nie masz odpowiednich kontaktów i doświadczenia w dziedzinie, którą studiowałeś, to pewnie musiałbyś przejśc jakieś staże, praktyki, gdzie może byś przy dobrych wiatrach zarobił parę stówek, ale na pewno mniej niż w tej pracy, w której jesteś. Nie wiadomo też, ile czasu taka sytuacja by się utrzymywała. 

  

  Cóż, jestem trochę w podobnej sytuacji do Ciebie, tylko szczerze powiem, że mogę pozwolic sobie na pomoc rodziców i jestem młodszy(24 lata, a więc świeżo po studiach). Zdobywam doświadczenie, uczę się i niestety więcej zarobiłbym w jakiejkolwiek pracy( sprzątaczka, grabienie liści, itd). Z jednej strony jest to trochę upokarzające, z drugiej wiem, że kiedyś może zaprocentuje. Czasami też mam myśli w stylu- rzuc to w cholerę, znajdź robotę za 1500-2000 zł i żyj normalnie, ale też wiem, że nie wybaczyłbym sobie tego, że zrezygnowałem ze swoich dalekosiężnych planów. Z reguły jest tak, że albo cukierek dziś, albo dwa cukierki jutro:) 

 

  Może się mylę, ale masz żal do siebie, że jednak nie rozpocząłeś wcześniej stawiac króków w kierunku związanym z Twoimi studiami? Że teraz jest za późno? Masz ogromny problem ze zdecydowaniem się, bo piszesz, że jak ktoś ma ambicję i determinację, to "może się wybic" w kierunku związanym z Twoimi studiami. Później dodajesz jednak, że to "nie dla Ciebie". Następnie zaznaczasz, że praca była ok, ale "ambicja nie daje o sobie zapomniec". Już sam musisz sobie odpowiedziec na pytanie, czy wyjeżdżac za granicę, gdzie pewnie zarobisz więcej niż zaczynając karierę zgodną z Twoim wykształceniem, ale pewnie czynnik ambicjonalny znowu się odezwie. Nie wiem, jakie masz zaplecze finansowe, zobowiązania, stosunki rodzinne.Musisz chyba liczyc na podpowiedzi bardziej doświadczonych Braci niż ja. Tak czy siak wiedz, że nie jesteś sam z tego typu problemami i rozterkami:)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na wstępie chciałem podziękować za zainteresowanie tematem. Jak teraz patrzę na pierwszy post, to jakbym czytał jakiegoś chłopka-roztropka, a nie niemal 30-letniego mężczyzny. Postaram się zatem być bardziej konkretny i zacznę od końca.

 

Wydaje się, że @ciekawyswiata najdokładniej ujął mój problem. Powinienem chyba zacząć od początku i konkretów, ale trochę się wstydziłem: "Po czym poznać prawnika? Sam ci o tym powie". Dlaczego nie poszedłem w tym kierunku? Powodów jest sporo, m. in. te, które wymienił przedmówca. Jeśli ktoś jest zainteresowany sytuacją młodych prawników, to polecam przeczytać ten wpis: https://astromaria.wordpress.com/2016/01/14/jak-zostac-w-polsce-prawnikiem/

 

Ponadto już podczas studiów zobaczyłem, jak naprawdę to środowisko wygląda od środka i o ile samo prawo jest ciekawe i fajnie zobaczyć, kiedy nasze pisma skutkują czymś pozytywnym; o tyle wśród prawników panuje wręcz feudalizm. Plusem jest to, że zdobyta wiedza przydaje się w praktyce. Świata nie naprawię dzięki niej, ale przynajmniej wiem, jak się bronić kiedy jakiejś loszce coś odwali. Mam ponadto świadomość jak funkcjonuje środowisko prawnicze, więc wiem na co uważać, gdyby loszka okazała się "znajomym króliczka".

 

A teraz po kolei, @lupele Opcja 4. oczywiście odpada i 1. niestety również. Jeśli chodzi o przekwalifikowanie się, to myślałem o programowaniu, ale to wiązałoby się ze zdobyciem doświadczenia, bo jednak coś tam trzeba umieć, a więc bez stażu lub praktyk by się nie obeszło. Na taką opcję jednak niestety mnie obecnie nie stać. Zresztą w moim przypadku przekwalifikowanie musiałoby się zacząć od zahaczenia do jakiejś pracy. Wiem, że to, czego uczymy się w teorii często różni się od praktyki i podobnie jest branżą IT. Zostaje zatem wybór między opcją nr 2 a 3 i od jakiegoś czasu właśnie to mi chodzi po głowie.

 

@Adolf Ta wolność to chyba jedyne co mam… Nie mam i nigdy nie miałem ciśnienia na baby, bo zawsze miałem jakiś cel główny, a wtedy do kobiet podchodziłem na zasadzie, że jak nie przeszkadza, to fajnie, ale nic na siłę. Przeważnie wymagały 100% atencji, więc przychodziły i odchodziły z kwitkiem. Może kiedyś o tym napiszę temat, bo kiedy masz cel w życiu i nie stawiasz kobiet na piedestale, to ma się ogromne powodzenie.

 

@SennaRot 1. Rozwijałem się w trakcie studiów, ukończyłem dwa kierunki, bo uznałem, że skoro i tak studiuję, to czemu nie. Chłonąłem jak gąbka nie tylko wiedzę kierunkową, ale też psychologię, socjologię, ekonomię itd. 
2. Chęć wyrwania z tej stagnacji była główną motywacją do założenia tematu. 
3. Nie wystarcza. Poświęciłem się dla pewnej sprawy, która nie była z finansowego punktu widzenia warta świeczki, ale nie miałem wyjścia. Nawet będąc w stagnacji jak obecnie staram się coś robić.
4. Szukam, ale albo coś ze mną nie tak, albo rynek nie jest zainteresowany takimi osobami jak ja. Na studiach prawniczych mniej więcej połowa studentów to dzieci prawników. Druga połowa kierowana ułudą wysokich zarobków jest w stanie nawet za darmo tyrać po kancelariach, aby tylko kiedyś uzyskać uprawnienia... Nie mam szans z takimi osobami konkurować, kiedyś mi się wydawało, że w tym zawodzie liczą się jakieś ideały i wartości. Dzisiaj wiem, że większość idzie tam tylko po kasę. Ale kasy już nie ma takiej, jak dawniej. 
5. Nie boję się zmiany pracy, nie bałem się po studiach pójść do jakiejkolwiek pracy, aby tylko nie siedzieć w domu i wysyłać cv. Kiedy pracowałem też szukałem czegoś lepszego.
6. Tutaj jest problem. Nie pracowałem w miejscu, gdzie mógłbym się od kogoś czegoś nauczyć, wręcz przeciwnie, uznałem, że jestem za młody, aby wsiąkać w to środowisko prawnicze. 
7. Kiedy patrzę na ostatnie 10 lat, to nie jest źle, może materialnie kiepsko i z doświadczeniem zawodowym również, ale mam co wspominać i zdobyłem doświadczenie życiowe. Widzę też, że w pewnych kwestiach zmądrzałem, więc pewnie gdybym poszedł do pracy i zaczął dobrze zarabiać, to nie wiem, czy nie wyszedłbym gorzej niż obecnie, kiedy jestem tylko na zero. 

 

Nie boję się pracy. Kiedy szedłem na studia, to wiedziałem, że nie będzie lekko, dlatego nie było dla mnie problemem pójść do pracy poniżej kwalifikacji.

 

Edytowane przez Tony
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Tony napisał:

 

A teraz po kolei, @lupele Opcja 4. oczywiście odpada i 1. niestety również. Jeśli chodzi o przekwalifikowanie się, to myślałem o programowaniu, ale to wiązałoby się ze zdobyciem doświadczenia, bo jednak coś tam trzeba umieć, a więc bez stażu lub praktyk by się nie obeszło. Na taką opcję jednak niestety mnie obecnie nie stać. Zresztą w moim przypadku przekwalifikowanie musiałoby się zacząć od zahaczenia do jakiejś pracy. Wiem, że to, czego uczymy się w teorii często różni się od praktyki i podobnie jest branżą IT. Zostaje zatem wybór między opcją nr 2 a 3 i od jakiegoś czasu właśnie to mi chodzi po głowie.

 

 

Z IT masz akurat tak, że jak w rzadko którym zawodzie jakieś doświadczenie można zdobyć samemu: wystarczy siąść i napisać trochę programów, gierek, czy stron internetowych. Z tym już można iść do ewentualnego pracodawcy.

 

A co do prawa: jeden mój znajomy po prawie wrócił do rodzinnego biznesu: hodowania świń. Powód? Pieniądze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łatwo jest dawać rady innym...

:)

 

Nie piszesz wystarczająco jasno. Zastanów się i powiedz jakie są Twoje szanse na pracę w zawodzie. Masz 30 lat: zrobiłeś aplikację?

 

Jako prawnik masz kilka możliwości, nawet całkiem niezłych:

1) pchać się w środowisko. Wiadomo, nie mając rodziny w branży masz słabo: będziesz musiał tyrać za (pół)darmo w kancelarii bez żadnych gwarancji, a to słaba opcja dla trzydziestolatka. Ewentualnie jak Ci się mega poszczęści to znajdziesz za jakieś 2k pracę w sądzie albo urzędzie. Zaleta taka, że będziesz miał kontakt z robotą i po zdaniu aplikacji możesz coś z tego mieć.

2) możesz jechać do większego miasta i iść do korpo albo banku. Tam na zarobki i bezrobocie narzekać nie będziesz, na resztę już niekoniecznie ;)

3) znając się na prawie będzie Ci łatwo rozkręcić jakiś biznes. Twoje wykształcenie to wielka przewaga, bo u nas przecież wszystko zależy od kruczków w przepisach i widzimisię urzędnika. Żeby uzbierać kasę na start sensowną opcją jest wyjazd za granicę i praca fizyczna.

 

Zasadniczo, nie zmieniałbym branży na siłę nie wypróbowawszy takich możliwości. Zainwestowałeś w siebie tyle, że będzie Cię gryzła ambicja i poczucie straty. Jeśli chcesz się nauczyć nowego zawodu to świetnie, ale najpierw zadaj sobie pytanie, czy naprawdę zrobiłeś wszystko co w Twojej mocy żeby zrealizować swoje ambicje w kierunku, który wybrałeś? Czy dalej chcesz być prawnikiem? Czy chciałbyś gdybyś mógł?

 

Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem. Życzę wytrwałości!

Edytowane przez Ziomisław
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli byś chciał byc adwokatem, radcą prawnym, notariuszem, komornikiem, sędzia czy prokuratorem to czeka Cię od tego mometu przynajmniej 4 albo 5 lat nauki, jeżeli uda się zdac egzamin wstępny, przejśc aplikację i zdac egzamin zawodowy w terminie:) Chyba że zrobisz doktorat( który de facto nie daje tytułu, ale umożliwia przystąpienie do egzaminu zawodowego), który wcale nie trwa krócej, ale nie będziesz miał styku z praktyką. Bez doświadczenia, praktyk, staży jest to raczej droga przez mękę, gdzie czasami ludzie godzą się pracowac za darmo, żeby nabyc doświadczenia. Dostając minimalną krajową chyba byś był szczęściarzem. Po uzyskaniu tytułu dalej będziesz musiał się uczyc, poszukiwac swojej specjalności i dokształcac. Dobrym prawnikiem jest się dopiero w okolicach 40:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A gdybyś miał wszytko w życiu? To co? 

 

Zaakceptowanie sentencji z tematu tego posta to klucz do wszystkiego, bo tak jest w życiu, że gdybyś miał wszytko to życie nie miałoby sensu....

 

Jesteś prawnikiem, a to długa droga nie wystarczy skończyć tego kierunku i juz, cale życie trzeba się dokształcać - nie wiedzales tego kiedy zaczynaleś... ? + klany prawników w każdym mieście....

 

Ja obecnie jestem w UK mam prace która daje satysfakcję i jest bardzo związana z moim hobby, ale kokosow nie ma i nie będzie, mam drugi "biznesik" na portalu aukcyjnym i jakoś idzie - balem się zaczynać na poważnie - ale trochę lepszy zarobek utwierdził mnie w przekonaniu aby robić to bardziej agresywnie i jakoś się to kręci - dochodzą nowe pomysły - same się pojawiają - samo to do mnie przychodzi i widzę ze jest lepiej i tak kasa leży na ulicy! Nie duża ale jest. Tak jestem handlarzem, ale nie wciskam lipy, szanuje klientów i staram się aby byli zadowoleni!

 

@Mayki make my day!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Środowisko prawnicze jest faktycznie dość zamknięte jeśli nie masz poparcia w znajomościach czy rodzinie. Natomiast im większe miasto tym większa szansa. Myślę, że w takiej Warszawie, Wrocku, Krk bez problemu znajdziesz pracę w zawodzie. Jest dużo firm, korporacji, konkurencji. Przy takiej skali nie może to być zamknięte dla kogoś bez znajomości. Potyrasz 10 lat, zdobędziesz znajomości, doświadczenie, pozycję na rynku pracy i przeniesieś się gdzie będziesz chciał, już chociażby pod własnym nazwiskiem.

 

10 godzin temu, Tony napisał:

Jeśli chodzi o przekwalifikowanie się, to myślałem o programowaniu, ale to wiązałoby się ze zdobyciem doświadczenia, bo jednak coś tam trzeba umieć, a więc bez stażu lub praktyk by się nie obeszło.

 

Bez przesady. Ja się przekwalifikowywałem napieprzając w domu. Nigdy nie byłem na praktykach czy stażach. Od razu do roboty. Teraz jest tyle możliwości online, że ja pierdolę. Wszystkiego można się nauczyć nie wychodząc z domu. Przynajmniej do takiego poziomu, żeby Cię przyjęli do pracy. Nie trzeba być mistrzem świata, często wystarczają na prawdę minimalne umiejętności. Jak widzę teraz po firmach jacy tam ludzie ludzie pracują to mi po prostu ręce opadają. Coraz mniej kompetentnych pracowników przyjmują. Jakoś przestaję wierzyć, że jest ciężko z pracą... Tylko trzeba coś kurwa umieć :D (nie mówię o małych miastach).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mayki@zuckerfrei:

 

Panowie, pewnie że zajebiście jest być bogatym handlarzem B). Póki co nie jestem, ale sam powoli dorastam do myśli nad jakimś biznesem po godzinach. Tyle że to jest jednak trochę inny przypadek.

 

Ziomuś zainwestował długie lata i wysiłek w "prestiżowy" kierunek, ale jak to u nas bywa, jego ambicje napotkały na ścianę. I teraz jest na rozdrożu, tudzież, mentalnie, w dupie. Problem, który go dręczy to wyrzuty sumienia:  "tyle czasu psu w dupę, dwa kierunki i 10 lat w plecy, po co mi było to wszystko?". To nie jest zwykła popierdółka, nad którą można przeskoczyć po prostu ot tak sobie!

 

Nawet kiedy się @Tony przekwalifikujesz i zaczniesz dobrze zarabiać, to dalej ciągle gdzieś w środku będzie Cię szarpał żałosny skowyt duszy pośród bezsennych nocy (że się tak po poetyckiemu wyrażę): dlaczego ja głupi od razu nie poszedłem na informatykę?

 

Sam tak miałem, uwierzcie ;), bardzo ciężka sprawa. To trzeba przepracować i jeśli naprawdę chcesz zostać prawnikiem i zarabiać w swoim wyuczonym lub pokrewnym zawodzie, zapytaj szczerze sam siebie: czy zrobiłem w tym kierunku wszystko co tylko mogłem?

 

Jeśli nie, to zrób sobie listę niewykorzystanych opcji i je po prostu wypróbuj - po kolei, dla własnego spokoju. Kiedy będziesz miał już odhaczone wszystkie możliwości i dalej nie będzie warto, dopiero z czystym sumieniem możesz sobie powiedzieć: zrobiłem wszystko co się dało. I potem zostać handlarzem albo informatykiem.

 

Inaczej już zawsze będziesz żałował straconego czasu i się zadręczał ambicją, zamiast się cieszyć z wiedzy zdobytej na studiach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@lupele Problem w tym, że jeśli się usiądzie i zacznie pisać, to przez ten czas nie będzie źródła dochodów. To byłaby dobra opcja, ale jeśli zahaczyłbym się w większym mieście do jakiejkolwiek pracy, zaczął coś pisać i chodzić z tym do pracodawców. 

 

 

@Ziomisław Nie podchodziłem do aplikacji, bo jeśli miałbym przez 3 lata tyrać za (pół)darmo i jeszcze za to płacić 15k zł, to uznałem, że lepiej pracować poniżej kwalifikacji. 

 

1. Jeśli chodzi o pracę w sądzie, to "Przymyka się więc oko na to, że przynajmniej w wielkomiejskich sądach liczba etatów urzędniczych ma się nijak do ilości „przerabianych spraw” a braki łata się pracownikami na umowę – zlecenie, spośród których niektórzy pracują w ten sposób, z miesiąca na miesiąc przez kilka lat. Zatrudnić ich na etat nie można, bo nie ma wolnych etatów. A nie ma wolnych etatów, bo jest „kryzys”. Podobnie "nie ma pieniędzy" na płacenie za nadgodziny, owszem można je sobie "odebrać" ale co to da, gdy  ilość pracy do zrobienia stale przekracza ilość możliwą do "przerobienia" w 8 godzin?" Link: http://sub-iudice.blogspot.com/2010/09/sekretariat.html

Jeśli natomiast chodzi o pracę w urzędzie, to głównie liczą się tam znajomości. Ponadto jeśli ma się wiedzę prawniczą, to lepiej nie pracować w urzędzie.

2. Korpo odpada, banki nie przyjmą kogoś w ciemno bez doświadczenia, więc praktyki lub staż, czyli za (pół)darmo - odpada. 

3. Ponieważ trochę ogarniam prawo i ekonomię, to nie rozkręcam biznesu. Mamy bardzo złe warunki dla przedsiębiorców. Na start taki przedsiębiorca musi mieć odłożone niemal 500 zł miesięcznie na tzw. mały ZUS, czyli nawet jeśli założę, że dopiero po pół roku mój biznes zacząłby przynosić dochody, to muszę mieć co najmniej 3000 zł przeznaczone na ZUS. A z biznesem przecież jest tak, że albo się uda, albo nie, więc musiałbym mieć tyle finansów, żeby się nie martwić ich stratą. A to tylko ZUS, a gdzie np. koszty wynajmu, o zatrudnieniu kogoś nawet nie będę wspominał...

 

Na gryzącą ambicję mam taki sposób, aby mieć ciągle jakieś sprawy prawnicze na głowie. Od czasu do czasu poprowadzę znajomemu jakąś sprawę i generalnie sobie mnie chwalą. Takie rozwiązanie ma też ogromny plus, bo prowadzę sprawy, które mi odpowiadają i czuję się w nich mocny. 

 

@ciekawyswiata i @zuckerfrei Praktyki i doświadczenia na papierze nie mam, ale mogę udokumentować, że prowadziłem od początku do końca więcej spraw i z korzyścią dla "klientów", niż niejeden aplikant. Przed pójściem na studia byłem w sądzie i umiałem napisać podanie czy pozew. Wiedziałem, że po samym prawie nie będę wykonywał zawodu, ale uznałem, że lepiej studiować coś, w czym mam podstawy. Według mnie studia powinny służyć pogłębianiu wiedzy, a nie zdobywaniu jej podstaw. Tymczasem wielu absolwentów prawa nie potrafi nawet napisać pozwu, a o skutecznym reprezentowaniu w sądzie nie będę wspominał. Również wiele zarzutów ludzie mają do aplikantów, chociaż ci powinni już coś umieć, a czasami się okazuje, że niejeden bywalec sal sądowych lepiej się orientuje co zrobić. 

 

Cytuj

Środowisko prawnicze jest faktycznie dość zamknięte jeśli nie masz poparcia w znajomościach czy rodzinie. Natomiast im większe miasto tym większa szansa. Myślę, że w takiej Warszawie, Wrocku, Krk bez problemu znajdziesz pracę w zawodzie. Jest dużo firm, korporacji, konkurencji. Przy takiej skali nie może to być zamknięte dla kogoś bez znajomości. Potyrasz 10 lat, zdobędziesz znajomości, doświadczenie, pozycję na rynku pracy i przeniesieś się gdzie będziesz chciał, już chociażby pod własnym nazwiskiem.

 

Cytuj

Ziomuś zainwestował długie lata i wysiłek w "prestiżowy" kierunek, ale jak to u nas bywa, jego ambicje napotkały na ścianę. I teraz jest na rozdrożu, tudzież, mentalnie, w dupie. Problem, który go dręczy to wyrzuty sumienia:  "tyle czasu psu w dupę, dwa kierunki i 10 lat w plecy, po co mi było to wszystko?". To nie jest zwykła popierdółka, nad którą można przeskoczyć po prostu ot tak sobie!

 

To fakt. Chciałbym się realizować w zawodzie, ale jeśli od razu jestem wrzucany do wora z innymi absolwentami prawa, że nadaję się tylko do wysyłania listów i parzenia kawy i mam robić za (pół)darmo, aby zdobyć wiedzę jak napisać pozew czy jak wygląda posiedzenie sądu, to mam tego wszystkiego dość. Szkoda tylko społeczeństwa, które będą reprezentować prawnicy, którzy się godzili na takie traktowanie.

Edytowane przez Tony
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Tony napisał:

To fakt. Chciałbym się realizować w zawodzie, ale jeśli od razu jestem wrzucany do wora z innymi absolwentami prawa, że nadaję się tylko do wysyłania listów i parzenia kawy i mam robić za (pół)darmo, aby zdobyć wiedzę jak napisać pozew czy jak wygląda posiedzenie sądu, to mam tego wszystkiego dość. Szkoda tylko społeczeństwa, które będą reprezentować prawnicy, którzy się godzili na takie traktowanie.

 

Sorry, ale jeśli nie masz konkretnego doświadczenia w branży to tego nie przeskoczysz... Start jest dla wszystkich taki sam, Ty w tym czasie robiłeś co innego, więc dlaczego masz od razu wskoczyć wyżej? Trochę wybrzydzasz. Znajomości nie masz żeby Cię posadzili od razu konkretnie, to zaczynasz tak jak inni, proste. Jak się okaże, że jesteś lepszy niż reszta na danym poziomie, to pewnie Cię przeniosą.

 

Koniec końców, liczy się ile pieniędzy dla firmy przyniesieś, a nie mając doświadczenia, jak chcesz im to zapewnic? Bo masz wiedzę? To nie wystarczy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na moje oko, to Ty po prostu jesteś przytłoczony rzeczywistością, jednocześnie nie mając motywacji do zmiany.

 

Pamiętaj, że jeśli cały czas będziesz robił to samo, to rezultaty Twoich działań ciągle będą identyczne. Czasami jest potrzebna taka natychmiastowa, radykalna zmiana, a czy Ci się to opłaci, to nikt nie jest w stanie przewidzieć.

 

Ja swego czasu pod wpływem impulsy przeprowadziłem się do stolicy w poszukiwaniu lepszej pracy. Nie do końca zrealizowałem swoje zamierzenia, ale nie żałuję, bo poznałem fajne osoby, zdobyłem doświadczenie w zupełnie obcej dla siebie profesji i zasmakowałem życia w dużym mieście.

 

Dziś co prawda jestem już na starych śmieciach, ale tylko dlatego, że udało mi się znaleźć atrakcyjną pracę.

 

Tok myślenia masz dobry, rozwijasz się, zauważyłeś, że nie czujesz się dobrze w obecnym porządku dziennym, ale brakuje Ci tego impulsu do podjęcia odpowiednich kroków. 

 

Idź za ciosem, jesteś młody i zdrowy, więc warto wykorzystać ten fakt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Przemek1991 W punkt. Tak właśnie jest, co rozwinę poniżej w odpowiedzi dla @Drizzt. Napisałem wyżej, że wolność to w zasadzie jedne, co mam. Nie każdy z dnia na dzień może sobie powiedzieć: "Pierdolę to" i zacząć od nowa.

 

 

Drizzt, rozumiem, że od czegoś trzeba zaczynać. Jednak staram się patrzeć w przyszłość i przewidywać różne warianty. To trochę jak z kobietami, człowiek może się mamić, że negatywne symptomy, które wysyła kobieta, są jego rojeniami i je bagatelizować. Tymczasem kiedy gość żyje w nieświadomości, to zazwyczaj kobieta już podejmuje działania, np. żeby z gracją skoczyć na inną gałąź. Sądzę, że największy błąd mężczyzn w relacjach z kobietami wynika z tego, że nie korzystają z najsilniejszej swej broni: logiki i rozumu. Wiele analogii widzę w zawodach prawniczych.

 

Załóżmy taką sytuację, że dostaję się na którąś z aplikacji prawniczych. Na starcie oczywiście muszę zrezygnować z jakiejkolwiek pracy poniżej kwalifikacji, bo nie licuje z powagą zawodu, żeby aplikant np. pracował na budowie i kosił 5k zł miesięcznie. Natomiast nie ma nic nieetycznego w tym, kiedy za (pół)darmo tyra w kancelarii. Ponieważ nie mam znajomości w środowisku, to przydzielają mi patrona z urzędu. I tutaj już pojawia się pierwsza kwestia, na którą nie mam wpływu. Dobry patron to podstawa do kariery, zły to w zasadzie koniec kariery. Jeśli trafiłbym na złego patrona, to od jego widzimisię zależy niemal wszystko. A nie jest wykluczona sytuacja, że tyrałbym u niego za (pół)darmo, a w międzyczasie jego syn/córusia bawiła się na studiach prawniczych, aby później wskoczyć na moje miejsce i przypisać sobie moją pracę. Dla mnie to nie do przejścia. To trochę jak bycie gościem, który utrzymuje loszkę, a ona już planuje skok na wyższą gałąź. Łudzisz się, że tak nie będzie, ale przecież czy są podstawy, aby nie założyć takiego wariantu? 

 

Studia to zupełnie inna sytuacja, miałem dochód i ogólnie to fajny czas. Gdyby czuł, że męczę się na studiach, to pewnie bym je rzucił. To była czysta przyjemność, jeszcze na kierunkach humanistycznych mnóstwo studentek, a na ostatnich latach dostają "syndromu studentki ostatniego roku"... Mogłem studia lepiej wykorzystać, lub w międzyczasie zamiast drugiego kierunku zająć się programowaniem, ale cóż… człowiek uczy się na błędach.

 

Taką osobowość, że mnie nie sprawia frajdy latanie po sądach i koszenie kasy w stylu "adwokata diabła", lecz prowadzenie spraw, które są zgodne z moimi przekonaniami. W innych państwach prawnik może dowolnie przyjmować sprawy, u nas w zasadzie to niemożliwe. Są pewne sposoby, aby to ominąć, ale jest z kolei łamanie etyki. Ponadto nie lubię przegrywać jak każdy. Ale w prawie już tak jest, że szansę na wygraną to 50%. Ale jeśli wiem, że w danej sprawie po mojej stronie jest prawda, to robię wszystko, co tylko możliwe, aby ją wygrać. Czasami niektórzy prawnicy "jadą po bandzie" i kiedy w USA jest to niedopuszczalne i od razu spotyka się z ostracyzmem, to w Polsce ręka rękę myje. Prowadząc sprawy znajomym "jechałem" po sądach, prawnikach, urzędnikach aż ostro. Czasami trzeba zgłosić sprawę do prokuratury, żeby wyrównać szansę na wygranie sprawy cywilnej, bo sąd cywilny przyklepie sfałszowany dokument i masz pod górkę. Oczywiście pism nie podpisywałem swoim nazwiskiem, ale fama już poszła w świat, że ja za tym stałem. Nie jest zatem wykluczona sytuacja, że np. przejdę aplikację i zdam egzamin, ale odmówią mi wpisu, bo uznają, że złamałem etykę np. zasadę koleżeństwa, lub inną pierdołę sobie wymyślą. Może i wygram taką sprawę, ale to będzie kilka lat dokopania się do Naczelnego Sądu Administracyjnego i kolejna lata stracone. Ponadto jeśli ktoś mnie będzie chciał zatrudnić, to potrzebuje osoby zaufanej, a ja jestem za młody, aby zmarnować sobie życie uczestnicząc w jakimś przekręcie – wystarczy spojrzeć jakie akcje się działy z reprywatyzacją warszawską. Długo by pisać… Jak w każdym zawodzie są "białe" i "czarne kapelusze", ale w zawodach prawniczych to jest już przesada, bo nie ma jakiejś równowagi. Przykład? Kiedy obywatel coś zbroi, to nie ma znaczenia, że przekroczył termin o jeden dzień, zaraz go skarbówka "dojedzie" i "dobije" komornik. Najlepszy komentarz:

 

 

Kiedy natomiast urzędnik czy sędzia "nawali", to zdaniem przełożonych "przeoczenie", "pomyłka" i to, że straciłeś ileś lat z życia nie ma żadnego znaczenia. Bracia, którzy przeszli rozwód mogą w tej kwestii napisać nawet więcej ode mnie, osoby z wykształceniem prawniczym. I później taki młokos, który ma matriks w głowie zostaje sędzią sądu rodzinnego i jak będzie orzekał? Jak mu przełożona "sędzina" będzie kazała... Nie chcę tak skończyć. 

Edytowane przez Tony
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tony ja mam nieodparte wrażenie, że stawiasz sobie pytanie "co mogę robić w życiu .... " i natychmiast odpowiadasz, że "tego nie bo to ... " "tamtego nie, bo tamto ..." .. "firmy nie założę, bo przepisy niedobre .." ... Czyli sam sobie na starcie mówisz, że się nie da i się nie uda ... Przegrywasz mecz zanim wystartujesz. Koledzy Ci podpowiadają co możesz zrobić, a Ty tylko zbijasz ich propozycje. Kiepsko widzę z takim nastawieniem. Całe Twoje opowieści to opowiadanie co może pójść źle. Zaskoczę Cię, najprawdopodobniej pójdzie źle to czego się wcale, a wcale nie spodziewasz :) takie prawo Murphy'ego ...

Dalej - widać, nie chcesz wziąć odpowiedzialności za siebie i to co robisz ... bo boisz się przegrać. Ty przygotowujesz papiery, a kto inny podpisuje ... i teraz wypinasz pierś po ordery, bo się udało i "fama poszła".

Więc po 1. to powiedz famie, że jest głupia, po 2. tak naprawdę to ryzykuje ten co to podpisał.

Dalej - "zajmę się programowaniem" - ehem, już to widzę. Masz podbudowę z matematyki ? Ogarniasz podstawowe zasady funkcjonowania programów ? Budowę algorytmów, itp. itd.?

 

Weź zaryzykuj i odpowiedzialnie zacznij coś robić. Podstawy masz, tylko weź na klatę ewentualne problemy i rób, działaj a nie siedź i nie jęcz.

 

Aha, jeszcze się możesz bogato ożenić i to jest chyba najlepsza opcja dla Ciebie.

Edytowane przez GurneyHalleck
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak już wyżej pisałem- rozumiem Twój problem, ale nie rozumiem Twojego nastawienia. Mówisz, że jesteś wolny, więc spróbuj i podejmij działanie. Gdybyś miał żonkę, dziecko to musiałbyś się pożegnac z marzeniami, a teraz wszystko przed Tobą. Ja wiem, że wchodząc na ścieżkę prawniczą spotkasz się z gorszymi warunkami finansowymi niż w obecnej sytuacji, ale tak to już jest i tego nie ominiesz- albo cukierek dziś albo dwa cukierki jutro. Jeżeli naprawdę chcesz to robic to poświęcisz się pracując w kancelarii na relatywnie słabych warunkach, ale tam możesz zdobyc doświadczenie, które jest niezbędne. Ja wiem, że aplikanci pracują za półdarmo, ale próbujesz walczyc z rzeczywistością zamiast złapac się za jaja jak facet i przyznac, że nie masz za bardzo wyjścia i pracowac za słabe uposażenie w zamian za możliwośc zdobycia doświadczenia i bycia w środowisku.  Napisałeś, że nie interesuje Cię kariera "adwokata diabła", a jedynie konkretne sprawy. Cóż, życie. Lekarz też pewnie nie lubi wszystkich przypadków, a jedynie konkretne. Mechanik też jedną rzecz lubi naprawiac, inne go mogą nawet irytowac. Takie życie:) 

 

 Gdybym chciał byc piłkarzem albo muzykiem, to chętnie bym nosił buty Messiemu albo gitarę Santanie w zamian tylko za możliwośc podpatrzenia ich gry:)
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, GurneyHalleck napisał:

 

@Tony ja mam nieodparte wrażenie, że stawiasz sobie pytanie "co mogę robić w życiu .... " i natychmiast odpowiadasz, że "tego nie bo to ... " "tamtego nie, bo tamto ..." .. "firmy nie założę, bo przepisy niedobre .." ... Czyli sam sobie na starcie mówisz, że się nie da i się nie uda ...

 

 

Bo już te kwestie przeanalizowałem wcześniej. Z firmą obecnie naprawdę nie jest łatwo. A wrażenia są słuszne, bo taka jest cena wszechstronności i elastyczności. Wiadomo, że łatwiej kierować się takim schematem: studia, aplikacja, tyranie w kancelarii + wyścig szczurów, ale mam w sobie sporo przekory i staram się ślepo nie podążać za schematami. Na tym właśnie polega problem, że widzę więcej minusów niż plusów. Bardziej korzystny wydaje się strat od nowa. 

 

Godzinę temu, GurneyHalleck napisał:

Dalej - widać, nie chcesz wziąć odpowiedzialności za siebie i to co robisz ... bo boisz się przegrać. Ty przygotowujesz papiery, a kto inny podpisuje ... i teraz wypinasz pierś po ordery, bo się udało i "fama poszła".

Więc po 1. to powiedz famie, że jest głupia, po 2. tak naprawdę to ryzykuje ten co to podpisał.

 

Chciałbym właśnie brać odpowiedzialność, ale poza sprawami administracyjnymi i wyjątkowo cywilnymi, nie mogę kogoś reprezentować. Ale nie mogę, dlaczego? Bo muszę przejść ten cyrk z aplikacją. Biorąc adwokata/radcę też ryzykujesz. Przynajmniej ja stawiam kawę na ławę i mówię, że jak będziesz potulnie czekał na rozwój wydarzeń, to później może być za późno. Ponadto ludzie często zaczynają z jakimś urzędem, a później kiedy widzą, że nie dają rady, to piszą głupie pisma, czy zawiadamiają o przestępstwach bez zebrania wcześniej dowodów, a to jest woda na młyn i na dodatek można mieć problemy.

 

Godzinę temu, GurneyHalleck napisał:

Dalej - "zajmę się programowaniem" - ehem, już to widzę. Masz podbudowę z matematyki ? Ogarniasz podstawowe zasady funkcjonowania programów ? Budowę algorytmów, itp. itd.?

 

Podstawy ogarniam, zresztą po co podbudowa z matematyki np. w WinForms? Właśnie kiedyś przez tę mityczną matematykę poszedłem w kierunku prawa, bo zamiast matematyki wymagali historii. I czy trzeba mieć podbudowę z historii na prawie? Nie, zazwyczaj są dwa przedmioty historyczne na pierwszym roku i tyle. Ponadto napisałem, że obecnie kwestia przekwalifikowania odpada.

 

Godzinę temu, GurneyHalleck napisał:

Weź zaryzykuj i odpowiedzialnie zacznij coś robić. Podstawy masz, tylko weź na klatę ewentualne problemy i rób, działaj a nie siedź i nie jęcz.

 

40 minut temu, ciekawyswiata napisał:

Napisałeś, że nie interesuje Cię kariera "adwokata diabła", a jedynie konkretne sprawy. Cóż, życie. Lekarz też pewnie nie lubi wszystkich przypadków, a jedynie konkretne. Mechanik też jedną rzecz lubi naprawiac, inne go mogą nawet irytowac. Takie życie:) 

 

 Gdybym chciał byc piłkarzem albo muzykiem, to chętnie bym nosił buty Messiemu albo gitarę Santanie w zamian tylko za możliwośc podpatrzenia ich gry:)

 

Tylko, że moje ryzyko polega na tym, że mogą mi kazać nosić buty za jakimś piłkarzem z ligi podwórkowej :) Nie wiem, na ile to prawda, ale ponoć ci najbardziej znani prawnicy to nawet oczekują zapłaty za to, żeby zostać czyimś patronem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Tony napisał:

@lupele Opcja 4. oczywiście odpada i 1. niestety również. Jeśli chodzi o przekwalifikowanie się, to myślałem o programowaniu, ale to wiązałoby się ze zdobyciem doświadczenia, bo jednak coś tam trzeba umieć, a więc bez stażu lub praktyk by się nie obeszło. Na taką opcję jednak niestety mnie obecnie nie stać.

To uzbieraj.

6 godzin temu, Tony napisał:

1. Jeśli chodzi o pracę w sądzie, to "Przymyka się więc oko na to, że przynajmniej w wielkomiejskich sądach liczba etatów urzędniczych ma się nijak do ilości „przerabianych spraw” a braki łata się pracownikami na umowę – zlecenie, spośród których niektórzy pracują w ten sposób, z miesiąca na miesiąc przez kilka lat. Zatrudnić ich na etat nie można, bo nie ma wolnych etatów. A nie ma wolnych etatów, bo jest „kryzys”. Podobnie "nie ma pieniędzy" na płacenie za nadgodziny, owszem można je sobie "odebrać" ale co to da, gdy  ilość pracy do zrobienia stale przekracza ilość możliwą do "przerobienia" w 8 godzin?" Link: http://sub-iudice.blogspot.com/2010/09/sekretariat.html

Jeśli natomiast chodzi o pracę w urzędzie, to głównie liczą się tam znajomości. Ponadto jeśli ma się wiedzę prawniczą, to lepiej nie pracować w urzędzie.

Czyli wychodzi na to, że w sądzie bez etatu=taka śmieciówka na jakiej byłeś, tylko zgodna z kwalifikacjami. Jak dla mnie, to wygląda jak jakiś krok do przodu ;)

W urzędzie wiadomo, szanse małe, ale zawsze warto spróbować. Brałeś udział w jakiejkolwiek rekrutacji? Czasami przyjmują jak jest wolne miejsce i nikt z dzieci znajomych akurat nie reflektuje. Nieraz po stażu jeśli okażesz się dobry (i warunek jak wyżej ;)), to mogą Cię przyjąć. Znam takie przypadki.

6 godzin temu, Tony napisał:

2. Korpo odpada

Dlaczego? To dobry sposób żeby zahaczyć się w dużym mieście. Jak jeszcze dobrze znasz jakiś język to dużo zarobisz. Próbowałeś takiej pracy? A nuż Ci się spodoba?

6 godzin temu, Tony napisał:

banki nie przyjmą kogoś w ciemno bez doświadczenia, więc praktyki lub staż, czyli za (pół)darmo - odpada. 

Skąd takie założenie? Sprawdzałeś? Szukałeś ofert? Byłeś gdzieś na rozmowie?

6 godzin temu, Tony napisał:

Na gryzącą ambicję mam taki sposób, aby mieć ciągle jakieś sprawy prawnicze na głowie. Od czasu do czasu poprowadzę znajomemu jakąś sprawę i generalnie sobie mnie chwalą. Takie rozwiązanie ma też ogromny plus, bo prowadzę sprawy, które mi odpowiadają i czuję się w nich mocny. 

 

@ciekawyswiata i @zuckerfrei Praktyki i doświadczenia na papierze nie mam, ale mogę udokumentować...

Czyli bierzesz sobie dodatkowe fuchy na boku. Ok, zawsze to dobrze. Tylko co z tego?

 

6 godzin temu, Tony napisał:

To fakt. Chciałbym się realizować w zawodzie, ale jeśli od razu jestem wrzucany do wora z innymi absolwentami prawa, że nadaję się tylko do wysyłania listów i parzenia kawy i mam robić za (pół)darmo, aby zdobyć wiedzę jak napisać pozew czy jak wygląda posiedzenie sądu, to mam tego wszystkiego dość.

Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? Są na tym forum jacyś prawnicy, którzy do czegoś doszli a nie należeli do feudalnych klanów? Chłopaki, pomożecie koledze swoim doświadczeniem?

 

4 godziny temu, Tony napisał:

Załóżmy taką sytuację, że dostaję się na którąś z aplikacji prawniczych. Na starcie oczywiście muszę zrezygnować z jakiejkolwiek pracy poniżej kwalifikacji, bo nie licuje z powagą zawodu, żeby aplikant np. pracował na budowie i kosił 5k zł miesięcznie. Natomiast nie ma nic nieetycznego w tym, kiedy za (pół)darmo tyra w kancelarii. Ponieważ nie mam znajomości w środowisku, to przydzielają mi patrona z urzędu. I tutaj już pojawia się pierwsza kwestia, na którą nie mam wpływu. Dobry patron to podstawa do kariery, zły to w zasadzie koniec kariery. Jeśli trafiłbym na złego patrona, to od jego widzimisię zależy niemal wszystko. A nie jest wykluczona sytuacja, że tyrałbym u niego za (pół)darmo, a w międzyczasie jego syn/córusia bawiła się na studiach prawniczych, aby później wskoczyć na moje miejsce i przypisać sobie moją pracę. Dla mnie to nie do przejścia. To trochę jak bycie gościem, który utrzymuje loszkę, a ona już planuje skok na wyższą gałąź. Łudzisz się, że tak nie będzie, ale przecież czy są podstawy, aby nie założyć takiego wariantu? 

Jutro po wyjściu z domu może Cię tir przejechać. Czy są podstawy aby nie założyć takiego wariantu? Lepiej z domu nie wychodź ;)

4 godziny temu, Tony napisał:

Taką osobowość, że mnie nie sprawia frajdy latanie po sądach i koszenie kasy w stylu "adwokata diabła", lecz prowadzenie spraw, które są zgodne z moimi przekonaniami. W innych państwach prawnik może dowolnie przyjmować sprawy, u nas w zasadzie to niemożliwe. Są pewne sposoby, aby to ominąć, ale jest z kolei łamanie etyki. Ponadto nie lubię przegrywać jak każdy.

Jeszcze nie jesteś na żadnej aplikacji, a już się martwisz że będziesz prowadził sprawy niezgodne z przekonaniami... Naprawdę poważnie to piszesz? <_<

4 godziny temu, Tony napisał:

Nie jest zatem wykluczona sytuacja, że np. przejdę aplikację i zdam egzamin, ale odmówią mi wpisu, bo uznają, że złamałem etykę np. zasadę koleżeństwa, lub inną pierdołę sobie wymyślą. Może i wygram taką sprawę, ale to będzie kilka lat dokopania się do Naczelnego Sądu Administracyjnego i kolejna lata stracone. Ponadto jeśli ktoś mnie będzie chciał zatrudnić, to potrzebuje osoby zaufanej, a ja jestem za młody, aby zmarnować sobie życie uczestnicząc w jakimś przekręcie – wystarczy spojrzeć jakie akcje się działy z reprywatyzacją warszawską. Długo by pisać…

Dzielisz skórę na niedźwiedziu, kiedy ten jeszcze w lesie. Wymyślasz scenariusze na 15 lat wprzód. A wszystko w jednym celu: żeby nic nie zrobić.

4 godziny temu, Tony napisał:

Bracia, którzy przeszli rozwód mogą w tej kwestii napisać nawet więcej ode mnie, osoby z wykształceniem prawniczym. I później taki młokos, który ma matriks w głowie zostaje sędzią sądu rodzinnego i jak będzie orzekał? Jak mu przełożona "sędzina" będzie kazała... Nie chcę tak skończyć.

Jak żyć, premierze, jak żyć???

 

Czytając Twoje posty przestałem rozumieć, po co założyłeś ten wątek. Prosisz ludzi o rady i wszystko z góry odrzucasz. Co chcesz od nas usłyszeć? Że nie ma w tym kraju pracy dla ludzi z Twoim wykształceniem? 

 

Jeżeli nie chcesz w żaden sposób iść w karierę prawnika, to z prawem wypada się pożegnać. Jeśli rzeczywiście tak Cię ciągnie do programowania, to cóż - w necie są darmowe kursy, na forum jest odpowiedni temat, idź w to. Zbieraj hajs z jakiejkolwiek pracy, przekwalifikuj się, zostań informatykiem. Póki co wydaje mi się, że za mało dostałeś od życia po dupie żebyś naprawdę chciał cokolwiek zmienić. Potrzebujesz czasu, a decyzję podejmiesz dopiero kiedy obecna sytuacja stanie się nie do zniesienia. Życzę by była mądra. I tyle w temacie...

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Dodam jeszcze, że jak na faceta tuż przed trzydziestką, to masz strasznie dziecinne myślenie. Kłócisz się z rzeczywistością i próbujesz z nią walczyc, zamiast skupic się na tym, co możesz zrobic w obecnej sytuacji. W ogóle z takim podejściem to nic nie warto robic, bo jak słusznie zauważył @Ziomisław może przejechac nas TIR i po wszystkim. Bo pani nauczycielka jest zła, bo świat jest niedobry, bo to i tamto. Wszystko zostało w temacie powiedziane. Albo tyrasz na aplikacji za psie pieniądze, ale zdobywasz podobno to, o co Ci chodzi- doświadczenie i poznanie środowiska. Możesz tez wyjechac za granicę, zarabiac lepsze pieniądze, a z tyłu głowy miec dalej to, że masz niezaspokojone ambicje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

To uzbieraj.

 

Napisałem wyżej, że "To byłaby dobra opcja, ale jeśli zahaczyłbym się w większym mieście do jakiejkolwiek pracy, zaczął coś pisać i chodzić z tym do pracodawców".

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Czyli wychodzi na to, że w sądzie bez etatu=taka śmieciówka na jakiej byłeś, tylko zgodna z kwalifikacjami. Jak dla mnie, to wygląda jak jakiś krok do przodu ;)

 

To fakt, ale z drugiej strony obecna praca poniżej kwalifikacji nie była ani stresująca, ani nie było takie wyzysku jak w sądach. Wynagrodzenie było porównywalne, a nawet wyższe. Niemniej tej pracy już nie ma, więc trzeba myśleć o przyszłości.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

W urzędzie wiadomo, szanse małe, ale zawsze warto spróbować. Brałeś udział w jakiejkolwiek rekrutacji? Czasami przyjmują jak jest wolne miejsce i nikt z dzieci znajomych akurat nie reflektuje. Nieraz po stażu jeśli okażesz się dobry (i warunek jak wyżej ;)), to mogą Cię przyjąć. Znam takie przypadki.

 

Nie, ponieważ w mojej miejscowości nie ma żadnych ogłoszeń do pracy w urzędzie. Jeśli chodzi o większe miasta, to zanim jeszcze skończyłem studia, chodziłem po urzędach i osobiście składałem cv. Kiedy natomiast zacząłem pracować u siebie w miejscowości, to nie szukałem pracy w urzędzie w większych miastach. Na staż skierują mnie z urzędu pracy, a ja szczerze mówiąc jeśli mam rejestrować się u siebie w miejscowości, to wolę wyjechać do większego miasta albo za granicę. W mniejszych miejscowościach urzędy są zazwyczaj głównymi pracodawcami, ponadto opcja wynagrodzenie ze stażu + siedzenie w domu nie byłoby w moim przypadku krokiem do przodu.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Dlaczego? To dobry sposób żeby zahaczyć się w dużym mieście. Jak jeszcze dobrze znasz jakiś język to dużo zarobisz. Próbowałeś takiej pracy? A nuż Ci się spodoba?

 

Kiedy jeszcze studiowałem, byłem na kilku rozmowach kwalifikacyjnych, bezskutecznie.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Skąd takie założenie? Sprawdzałeś? Szukałeś ofert? Byłeś gdzieś na rozmowie?

 

Jak wyżej, bezskutecznie.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Czyli bierzesz sobie dodatkowe fuchy na boku. Ok, zawsze to dobrze. Tylko co z tego?

 

Przede wszystkim utrzymanie formy. Inaczej wygląda sytuacja, jeśli ktoś po studiach wykonuje pracę niezwiązaną z prawem i nie ma kontaktu z prawem, a inaczej jeśli od czasu do czasu zajmie się jakąś sprawą. Często nawet aplikanci nie mają takiej możliwości tylko parzą kawę i wysyłają listy. Niemniej jeśli chodzi o kwestię finansową, to przyznaję, na dłuższą metę to nic z tego nie będzie. Raczej coś w rodzaju hobby zostanie.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? Są na tym forum jacyś prawnicy, którzy do czegoś doszli a nie należeli do feudalnych klanów? Chłopaki, pomożecie koledze swoim doświadczeniem?

 

Pełna zgoda, ale ja już tak mam, że staram się robić bilans zysk i strat.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Jutro po wyjściu z domu może Cię tir przejechać. Czy są podstawy aby nie założyć takiego wariantu? Lepiej z domu nie wychodź ;)

 

Szansa na bycie przejechanym tirem, a trafienie na złego patrona nie wydaje mi się być porównywalna ;) Ale rozumiem do czego zmierzasz.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Jeszcze nie jesteś na żadnej aplikacji, a już się martwisz że będziesz prowadził sprawy niezgodne z przekonaniami... Naprawdę poważnie to piszesz? <_<

 

Poważnie, to nieuniknione niestety.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Dzielisz skórę na niedźwiedziu, kiedy ten jeszcze w lesie. Wymyślasz scenariusze na 15 lat wprzód. A wszystko w jednym celu: żeby nic nie zrobić.

 

Przedstawiam negatywny scenariusz, żeby pokazać, że to nie jest takie łatwe (przynajmniej dla mnie). Jakby mi ktoś zaoferował pracę w kancelarii za podobne wynagrodzenie, jakie maiłem dotychczas, na pewno bym się zgodził, ale łatwiej znaleźć pracę z takim wynagrodzeniem poniżej kwalifikacji niż w zawodzie. Takie są niestety fakty.

 

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Czytając Twoje posty przestałem rozumieć, po co założyłeś ten wątek. Prosisz ludzi o rady i wszystko z góry odrzucasz. Co chcesz od nas usłyszeć? Że nie ma w tym kraju pracy dla ludzi z Twoim wykształceniem? 

 

W żadnym razie nie chcę usłyszeć, że nie ma w tym kraju pracy dla ludzi z moim wykształceniem. Bardziej mi chodzi o to, jak osoby w podobnej sytuacji sobie poradziły z tym problemem. @ciekawyswiata znajduje się w zasadzie w podobnej jak ja sytuacji, ale zdecydował się na zdobywanie doświadczenia kosztem wynagrodzenia i wsparcie rodziców. @Przemek1991 wyjechał do Warszawy, ale ostatecznie nie zrealizował swoich zamierzeń, ale na szczęście trafiła mu się fajna praca w rodzinnej miejscowości. Mimo to nie żałuje decyzji. Wiem, że mój temat wygląda jak jedno wielkie marudzenie, to prawda, napisałem wyżej, że jak to czytam, to wygląda jakby pisał chłopek-roztropek i faktycznie masz rację, że:

Godzinę temu, Ziomisław napisał:

Póki co wydaje mi się, że za mało dostałeś od życia po dupie żebyś naprawdę chciał cokolwiek zmienić. Potrzebujesz czasu, a decyzję podejmiesz dopiero kiedy obecna sytuacja stanie się nie do zniesienia. Życzę by była mądra. I tyle w temacie...

 

 

I jeszcze raz napiszę, to, że podchodzę do rad krytycznie nie oznacza, że ich nie doceniam. Przedstawiam jedynie obawy, jakie mam z tym związane i wygląda to tak: idź na aplikację. Ja: ale jest taka i taka wątpliwość. I koniec. W sumie najbardziej byłem za wyjazdem do większego miasta albo za granicę, ale ponieważ sporo osób mi radzi, abym zastanowił się nad zawodem prawniczym, to staram się jeszcze raz to przemyśleć. To nie jest tak, że chcę usłyszeć, że nie ma dla mnie pracy. Chciałbym po prostu swoje rozważania najbardziej jak to się da uczynić obiektywnymi. Ponadto każdy narzeka na swoje problemy. Dla mnie wiele problemów Braci z kobietami jest banalnych, ale to, że coś dla mnie jest banalnego nie oznacza, że dla kogoś innego też musi. Nie dostałem w kwestii materialnej po dupie, więc nie mam doświadczenia i liczę na uwagi osób, które lepiej się orientują w temacie. Obecnie chodzi mi o przyzwoitą pracę, aby był punkt zaczepienia do nie tylko kroku, ale skoku w przód. Nie mam zobowiązań, więc jest spore pole manewru. Chciałbym jednak uniknąć skrajności: jakaś mordercza praca na taśmie po 14 godzin albo (pół)darmowe tyranie w kancelarii do 22:00 + dokumenty do domu i do rana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Tony napisał:

@Przemek1991 wyjechał do Warszawy, ale ostatecznie nie zrealizował swoich zamierzeń, ale na szczęście trafiła mu się fajna praca w rodzinnej miejscowości. Mimo to nie żałuje decyzji.

 

Owszem, nie żałuję, bo jak wspomniałem zdobyłem nowe doświadczenia, oraz znajomości. Nie wspominając już o licznych imprezach, i ciekawych doświadczeniach z nimi związanych ;)

 

Stary, nie wiem nad czym tutaj się zastanawiać. Działaj, jak to mówią, nie pije szampana ten, który nie ryzykuje. Co masz do stracenia ? Jak nie spróbujesz, to nie przekonasz się, czy warto ;)

Edytowane przez Przemek1991
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.