Skocz do zawartości

Świat jest inny


Rekomendowane odpowiedzi

 Witam serdecznie wszystkich,

 

Czytam forum od dłuższego czasu. W zasadzie wywróciło moje przekonania na temat kobiet, miłości do góry nogami. 

 Mam 31 lat. Typ raczej samotnika, choć zawsze marzył o romantycznej miłości. Ona i on sobie oddani do końca życia - szkoda, że tak jest tylko w wierszach, tekstach muzycznych i literaturze. 

 Typowym babiarzem, gościem, który chodzi i zaciąga kobiety do łóżka nigdy nie byłem. Nie chciałem sobie spierdzielić życia, jakąś niechcianą ciążą itd. więc nawet mocno wstawiony po 0,5 - 0,7 l kiedy kobieta aż sama paliła się na mnie, po prostu kazałem jej sobie odpuścić, bo ja nie z tych co rekę wsadzoną w jaja od razu ściągają spodnie i biorą się do roboty. Wielokrotnie wtedy słyszałem wtedy epitety typu : frajer, kretyn itd. no co w ogóle nie reagowałem, bo w sumie nie słowa i czyny nas ranią, ale sposób w jaki na nie reagujemy, a ja nie reaguje na dźwięki wydobywające się z czyjejś jamy ustnej. Co inne nóż, siekiera.

  Jakieś 3,4 lata temu postanowiłem, że nigdy nie zwiąże się z żadną kobietą, nie będe miał, rodziny, dzieci. Już wtedy uświadomiłem, że kobiety (może nie wszystkie, ale szkoda mi czasu na szukanie tego wyjątku od reguły) to takie emocjonalne zombie, a ja jestem dość spokojny, cenie sobie ciszę, spokój. To byl ciepły letni, wieczór, zachód Słońca, a ja ostatni raz wychodziłem z domu mojej dziewczyny. 

   Wcześniej byłem zabójczo zakochany w jednej kobiecie, która złamała mi serce i w sumie nie dziwie się jej. Byłem taki needy, pamiętam, że żeby zostać z nią o 0,5 godziny dłużej (ostatni autobus odjechał), musiałem potem 4 godziny zapierdalać z buta do domu, ale szedłem, prawie lewitowałem w powietrzu, taki bylem zaćpany miłością. W zasadzie to mogłem tylko stać i patrzeć na jej piekną buźkę, tylko to, do końca świata. Przez tygodnie nic nie jadłem, jeszcze mniej spałem (moze 2 h dziennie), ale nie czułem zmęzenia, a jak dostałem sms to aż mi serducho mocniej biło. Poszedł bym za nią na koniec świata. Teraz jest to dla mnie nie do pomyślenia, ale pomyślcie jak miłość potrafi motywować do działania !

Jak mnie rzuciła to zawalił mi się świat. Budziłem się w nocy i myślałem godzinami o niej. W sumie musiało minąć z 5,6 lat zanim mogłem o niej zapomnieć. Miłość życia.

 

    Potem zacząłęm studiować we własnym zakresie filozofie, psychologie, duchowość, rozbój osobisty i powoli, powoli, powoli odkręcałem te swoje krzywe spojrzenie na rzeczywistość, jak trafiłem tutaj jakiś rok temu i przeczytałem o doświadczeniach różnych osób, to uznałem, że to chyba mój największy życiowy sukces, że nie dałem się wciągnać w machinę społeczną, która nakazuje Ci, że musisz mieć kobietę, musisz mieć dzieci, rodzinę, musisz zbudować dom, zasadzić drzewo... Przez to jestem uznawany za dziwaka, przez ojca za przegrywa życiowego (w sumie nie obchodzi mnie to), kobiety moich ziomków tak ich manipulują, że nigdy nawet nie dostaje zaproszenia na ich wesele. Tak się chyba boją, żebym im nie namieszał w głowie.

 Oczywiście zawsze mowa o szklance wody na starość, że samotność. Dla mnie leczenie samotności drugą osobą, to prostu wykorzystywanie jej. Zresztą wszyscy się wzajemnie wykorzystujemy. Czasami czytam to forum i tak uświadomiam sobie, że o co tu w ogóle chodzi, jaki problem ? Przecież my wszyscy zabiegamy o wlasne korzyści.

  Na koniec myśl, która zmieniła moje życia i pozwoliła trzeźwo spojrzeć na relacje, związki,  to wszystko jest następująca : 

 

   ,,Nie jesteśmy wystarczająco uczciwi i brak nam dobrego smaku, żeby przyznać, że wszystkie nasze relacje, związki oparte są na założeniu : co będę miał z tej relacji ?

   Są one niczym innym jak wzajemnymi gratfikacjami. Jeżeli ich nie ma, żadna relacja nie może zaistnieć, utrzymać się'' - U.G Krishnamurti

 

 Miłość, przyjaźń ? Teraz nazywam to symbiozą. Prawdziwa miłość istnieje, mowa o niej w wielu św. pismach, ale nie można tego osiągnać przez ludzkie EGO, które chce bezpieczeństwa, kontroli, posiadania. 

   Dziękuje. 

 

PS. Troche namieszałem. Jak jest problem to chętnie poprawię. 

 

  

 

   

      

  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie to wyszedłeś powoli z Matrixa i trafiłeś na drogę prawdy. Idąc schematem społecznym wiesz dobrze co by było. Nic tylko pogratulować, masz dopiero 31 lat, jesteś trochę młodszy ode mnie. W tym wieku poszukaj prawdziwego szczęścia w sobie poprzez samorozwój, zobaczysz jak dużo i jak szybko wtedy na lepsze pozmienia się w życiu. Tak generalnie to wszystko najlepsze przed Tobą, piszę z autopsji.

 

a tak na marginesie i nie żebym się czepiał.... Świat jest inny to cykl na yołtubje dr Jaśkowiaka co też polecam każdemu do przesłuchania.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I patrz jaki tu paradoks wyszedł. -

- jesteś z babą , żyjesz w sieci korzystania z drugiej osoby żeby TOBIE było dobrze, masz SWOJE dzieci które TOBIE dają radość, spełnienie - jesteś wzorem dla ludu

- żyjesz sam z sobą , cieszy Cię Twoje towarzystwo, szanujesz i kochasz istotę jaką jesteś - egoistaaaaaaaa

 

Edytowane przez jaro670
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozwój osobisty, jest dobry jeśli służy nie tylko temu, by patrzeć w lustro i mówić do siebie jaki jestem zajebisty. Ale, moim zdaniem, rozwój osobisty jest po to, aby lepiej radzić sobie w życiu jakie nas otacza, a może nawet, znając jego reguły i wiedząc jak ich używać, czerpać z niego radość (gdy już opanujemy reguły, bez sentymentów i moralizowania wykorzystajmy je do odnoszenia osobistych sukcesów, które dodadzą nam sił do dalszej walki).

Wszytko sprowadza się do tego, aby w swoim ciele, w swoim życiu, czuć się dobrze. Niezależnie od tego czy w związku się jest czy nie.

Związek to układ, w którym obydwie strony muszą odnieść jakiś sukces, tak jest i kropka. Altruizm, to mrzonka, że ktoś robi coś bezinteresownie dla kogoś innego. Robi, bo odczuwa, przemożną wewnętrzną potrzebę (tu i teraz, ale kiedyś może zmienić zdanie) i pomaga, aby ją zaspokoić, tylko tyle i aż tyle (czyli z egoizmu). Nie ma co się rozwodzić, czy to dobrze czy źle. Tak jest.

Trzeba brać życie jakim jest, i czerpać z niego ile się da, na drugie nie mamy szans. W przeciwnym razie może nadejść moment, gdy sznur od żelazka, wiszący pod sufitem, uśmiechnie się do nas, zachęcając aby z niego skorzystać.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, jaro670 napisał:

I patrz jaki tu paradoks wyszedł. -

- jesteś z babą , żyjesz w sieci korzystania z drugiej osoby żeby TOBIE było dobrze, masz SWOJE dzieci które TOBIE dają radość, spełnienie - jesteś wzorem dla ludu

- żyjesz sam z sobą , cieszy Cię Twoje towarzystwo, szanujesz i kochasz istotę jaką jesteś - egoistaaaaaaaa

 

 

 O byciu egoistą słyszałem już wiele razy, ale zawsze wtedy odpowiadam : czy Ty związałeś/aś się z tą osobą dla jej szczęścia czy dla swojego ? Jasne, że dla swojego.

 Dlaczego chcemy mieć dzieci ? Nasze geny przetrwają, zabezpieczenie na starość.

 Społeczeństwo : bądź sobą

 - OK

społeczeństwo : ale nie tak ! 

  Tak to wygląda. Komedia. Zawsze chcemy, żeby dla naszego dobrego samopoczucia zmienił się ktoś inny. To jest dopiero miara egoizmu. Jak żyje sam dla siebie nikomu nie szkodzę, ale jeżeli zawłaszczam sobie czyjąś wolność, nakazuje mu żyć tak jak mi się to widzi, to jesteś małym dyktatorem i każdy z nas ma w sobie takiego małego dyktatora.

 

21 minut temu, Bojkot napisał:

Rozwój osobisty, jest dobry jeśli służy nie tylko temu, by patrzeć w lustro i mówić do siebie jaki jestem zajebisty. Ale, moim zdaniem, rozwój osobisty jest po to, aby lepiej radzić sobie w życiu jakie nas otacza, a może nawet, znając jego reguły i wiedząc jak ich używać, czerpać z niego radość (gdy już opanujemy reguły, bez sentymentów i moralizowania wykorzystajmy je do odnoszenia osobistych sukcesów, które dodadzą nam sił do dalszej walki).

Wszytko sprowadza się do tego, aby w swoim ciele, w swoim życiu, czuć się dobrze. Niezależnie od tego czy w związku się jest czy nie.

 

   Mnie bardziej chodzi o samopoznanie. Wraz z nim zaczyna się ludzka wolność. Człowiek jest maszyną, zachowuje się jak maszyna. Mogę użyć paru słów, żeby uzyska ć od Ciebie określona reakcje : gniew, nienawiść itd. Zupełnie jakbym Cię zaprogramował. 

 Kiedy maszyna zaczyna być świadoma samej siebie wówczas staje się prawdziwym człowiekiem. Wówczas nie potrzebuje nawet mechanicznych zasad zwanych moralnością, bo sama wie postępować i nie trzeba jej straszyć piekłem. 

   Np. Mówienie, myślenie o sobie, afirmowanie zajebistości to pompowanie ego i ma pewne skutki uboczne. To jest moze i dobre na początek.

Prawdziwe wyzwolenie przychodzi kiedy przestajesz się indentyfikować się z tymi mentalnymi obrazkami, kochasz siebie takim jakim jesteś, bezwarunkowo, a nie że spojrzysz w końcu dumnie w lustro, kiedy wszystkie twoje marzenia, aspiracje (czyli braki) zostaną spełnione. ,, Ja jestem osłem, czego innego spodziewałeś się po ośle''. Ile ciężaru spada z człowieka kiedy przestaje dźwigać własne mentalne łańcuchy. :)

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.