Skocz do zawartości

Schizofrenia - doświadczenia z mężczyznami


Alt

Rekomendowane odpowiedzi

@Alt miałam współlokatora ze schizofrenią paranoidalną. Był znośny, choć w dłuższym kontakcie uciążliwy. Jakieś leki brał, nie pamiętam jakie. Wisienką na torcie było to, że był aż do bólu katolikiem. Jego regał na książki składał się tylko z literatury chrześcijańskiej. Miał matkę nadopiekuńczą, która jak bluszcz go obrastała i mimo, że miał koło 32 lat - codziennie do niego dzwoniła i go kontrolowała. Ojca nie miał, z tego co pamiętam zmarł jak był mały.

 

Plusem było to, że zachowywał się "normalniej" jak poświęcał się wenie twórczej - pisał wiersze, teksty piosenek, śpiewał itd. Czytałam jego wypociny i nie były one porywające, ale grunt, że jemu to pomagało. 

 

Takie osoby według mnie nie powinny mieć dzieci i powinno się je sterylizować. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od tego kto to jest. Jak ktoś bliski to współczuję, jak obcy i możesz to uciekaj. 

 

Gdyby to był ktoś z rodziny to pamiętaj, że najlepiej mieć z taka osoba wszystko uregulowane prawnie a najlepiej żadnych wspólnych spraw. Jakieś spadki, wspólne ziemie itp. Syf i kilo mułu gorzej jak z dzieckiem. I może być ok, a za chwile słyszysz bezpośredni przekaz od Jezusa (nie da się tego opisać, póki się nie przeżyje).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieci są niewinne, ale niestety są ofiarami choroby.

 

@Piter_1982 Niestety się z Tobą zgadzam.

 

Mam koleżankę która powinna się leczyć psychiatrycznie, do tego wpadła w narkotyki i alkohol. Dziewczyna nie chce pomocy ani nie chce się leczyć. Dziewczyna ma ataki euforii ...i doły depresyjne.  Narobiła strasznych długów i rodzina się boi ją ubezwłasnowolnić ponieważ (podobno) przejęłaby wszystkie zobowiązania.

 

Najgorsze że kobieta ma córkę, która na szczęście opiekują się dziadkowie (mają już po 70lat). Dziewczynka się boi matki.

Strasznie przykra sprawa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 8/8/2017 at 6:06 PM, Selqet said:

Takie osoby według mnie nie powinny mieć dzieci i powinno się je sterylizować. 

Takie rozumowanie zawsze można sprowadzić do jednego ważnego pytania: kto będzie kontrolowania kontrolujących? A no nikt, danie komuś kontroli = władza. Czy dziś ktoś kontroluje państwa? Niby mamy konwencję miedzynarodowe i konstytucje ale o dziwo każde, absolutnie każde prawo zawsze władza racjonalizuje że jest z nią zgodna...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 14.08.2017 o 09:12, SnqGrqDs1A napisał:

Takie rozumowanie zawsze można sprowadzić do jednego ważnego pytania: kto będzie kontrolowania kontrolujących? A no nikt, danie komuś kontroli = władza. Czy dziś ktoś kontroluje państwa? Niby mamy konwencję miedzynarodowe i konstytucje ale o dziwo każde, absolutnie każde prawo zawsze władza racjonalizuje że jest z nią zgodna...

Słuszna uwaga. Przypomina mi się film "Lot nad kukułczym gniazdem" z Jackiem Nicholsonem.

 

Dnia 8.08.2017 o 20:24, Smerfetka napisał:

Dzieci są niewinne, ale niestety są ofiarami choroby.

 

@Piter_1982 Niestety się z Tobą zgadzam.

 

Mam koleżankę która powinna się leczyć psychiatrycznie, do tego wpadła w narkotyki i alkohol. Dziewczyna nie chce pomocy ani nie chce się leczyć. Dziewczyna ma ataki euforii ...i doły depresyjne.  Narobiła strasznych długów i rodzina się boi ją ubezwłasnowolnić ponieważ (podobno) przejęłaby wszystkie zobowiązania.

 

Najgorsze że kobieta ma córkę, która na szczęście opiekują się dziadkowie (mają już po 70lat). Dziewczynka się boi matki.

Strasznie przykra sprawa.

Znam bardzo podobny przypadek. Ojciec świecił latarką po oczach dzieciom, nie wspominając o tym, co się działo po alko...

 

Dnia 8.08.2017 o 18:07, Piter_1982 napisał:

Wszystko zależy od tego kto to jest. Jak ktoś bliski to współczuję, jak obcy i możesz to uciekaj. 

 

Gdyby to był ktoś z rodziny to pamiętaj, że najlepiej mieć z taka osoba wszystko uregulowane prawnie a najlepiej żadnych wspólnych spraw. Jakieś spadki, wspólne ziemie itp. Syf i kilo mułu gorzej jak z dzieckiem. I może być ok, a za chwile słyszysz bezpośredni przekaz od Jezusa (nie da się tego opisać, póki się nie przeżyje).

I tutaj pytania o sprawy prawne. Jak zabezpieczyć się od opieki nad takim osobnikiem, kiedy się zestarzeje?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Polsce się chyba nie da. Głośna była sprawa jak córka musiała płacić alimenty na ojca, a całe dzieciństwo spędziła w domu dziecka. Nasze państwo jest bardzo dobre tylko kosztem swoich uczciwych i pracowitych obywateli. hmmm ... właśnie w tej chwili sobie uświadomiłem, że być może uzyskanie obywatelstwa Angielskiego i rezygnacja z Polskiego mogłaby uchronić przed tym, ale do dość radykalny środek. Drugi to ukrycie całego majątku i jego źródła, ale to też bardzo trudne choć wykonalne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Dnia 16.08.2017 o 11:00, Piter_1982 napisał:

W Polsce się chyba nie da. Głośna była sprawa jak córka musiała płacić alimenty na ojca, a całe dzieciństwo spędziła w domu dziecka. Nasze państwo jest bardzo dobre tylko kosztem swoich uczciwych i pracowitych obywateli. hmmm ... właśnie w tej chwili sobie uświadomiłem, że być może uzyskanie obywatelstwa Angielskiego i rezygnacja z Polskiego mogłaby uchronić przed tym, ale do dość radykalny środek. Drugi to ukrycie całego majątku i jego źródła, ale to też bardzo trudne choć wykonalne.

Zatrważające. Ale czy da się wykazać, że z powodu niepoczytalnego zachowania ojca takiej rodziny, dzieci odniosły na tyle dotkliwe straty, iż nie może on rościć sobie praw do alimentów...?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Choroba może się objawić w różnym wieku. Znam przypadek gdzie wyszła dopiero po 50siątce. Zatem aby uniknąć związku z taką osobą trzeba zagłębić się w historię rodziny. I tak nie wiadomo czy to coś da czy nie, do końca nie wiadomo czy jest genetyczna. W każdym razie mocno współczuję żonom schizofreników i mężom schizofreniczek. Miałem do czynienia z ludźmi chorymi na tą chorobę i wiem co to oznacza. Osoby ze schizofrenią nie powinny wchodzić w związek absolutnie. Problem polega na tym, że w wielu odmianach schizofrenii sam chory może nie zdawać sobie sprawy, z występującej  choroby (często cyklicznie).

 

 

Edytowane przez SennaRot
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Coś nowego odkyto:

Cytuj

 

Międzynarodowy, europejsko-amerykański zespół psychiatrów postanowił stworzyć ostatnio nową wersję eksperymentu przeprowadzonego na Uniwersytecie Yale ponad 100 lat temu. A dzięki temu udało im się wskazać, która część mózgu aktywnie chroni nas przed zaburzeniami percepcji - halucynacjami.

Stare badanie polegało na tym, że ochotnikom pokazywano obraz, któremu towarzyszył charakterystyczny dźwięk - a nawet po dość krótkim czasie, obecność dźwięku wskazywali oni także wtedy, gdy go nie było, a widzieli sam obraz.

W nowym badaniu sięgnięto po nowszą technologię - natężenie dźwięku towarzyszącego obrazowi zmieniało się, a badani mieli wskazać jego natężenie mocniej lub słabiej wciskając znajdujący się przed nimi przycisk - w momencie jego wciśnięcia wykonywano także skan ich mózgu z pomocą rezonansu magnetycznego.

Do tego, do eksperymentu znaleziono obok grupy kontrolnej ludzi, którzy cierpią z powodu schizofrenii, a także takich, którzy twierdzą, że są medium - mają kontakt ze światem duchowym słysząc głosy, lecz nie traktując tego jako coś negatywnego.

I badanie to wykazało, że dwie ostatnie grupy aż pięciokrotnie częściej twierdzą, że słyszą odgłos wtedy, gdy go nie było, byli też oni bardzo pewni swojej odpowiedzi. A skany ich mózgu wykazały, że odpowiada za to dziwna, odbiegająca od normy (dużo niższa) aktywność neuronów w obszarze zwanym móżdżkiem, który w zdrowym mózgu odpowiada za planowanie przyszłych ruchów, co wymaga od niego ciągłego filtrowania zmysłowych bodźców docierających ze świata zewnętrznego.

 

http://www.geekweek.pl/aktualnosci/31346/mozdzek-chroni-nas-przed-halucynacjami

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 28.09.2017 o 05:49, SennaRot napisał:

Zatem aby uniknąć związku z taką osobą trzeba zagłębić się w historię rodziny.

Wywiad rodzinny w większości przypadków raczej nie pomoże. Psychiatra w Polsce w XX wieku raczkowała, wiele diagnoz było stawianych bez szczególnej analizy. Rozmawiałam kiedyś z pielęgniarką, która zwolniła się z pracy po 20 latach z zakładu psychiatrycznego (około 2010 roku) twierdząc, że mnóstwo normalnych osób z chwilowymi problemami życiowymi (ból istnienia itd.) Z góry u takich osób postanawiają lekarze leczyć ich farmakologicznie. Czy mnie to dziwi? Raczej nie, dla nich to kolejny "przypadek", z którym trzeba się szybko uporać, bo zaraz następny pacjent przyjdzie. Łatwiej jest dać leki otumaniające niż dokonywać żmudnej psychoanalizy. 

 

Swoją drogą polecam lekturę książek Kazimierza Dąbrowskiego, nazywam go humanistycznym psychiatrą :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Cóż, ja ze schizofrenią miałam dość bliski kontakt, pisałam moją historię już kiedyś na innym forum (enneagramowym) i było średnie zainteresowanie, mało osób widocznie tam miało styczność z tą chorobą dlatego tylko czytali, dlatego po prostu skopiuję swojego posta z tamtej strony na tę bo nie chce mi się tracić czasu na pisanie tego samego drugi raz:P :

 

Cóż mnie ten temat nie jest obcy już od nastu lat... Zaczęłam mieć styczność z tą chorobą odkąd skończyłam 12 lat. Wtedy ja z moimi rodzicami zaczęliśmy dostrzegać, że mój starszy brat zachowuje się inaczej niż zwykle. P zwykle był cichy, skryty i raczej mało wylewny. Urodził się z rozszczepem wargi, mając mnóstwo zabiegów na to i przy tym na pewno jakieś kompleksy. Podejrzewam, że jest socjonicznym SLI i prawdopodobnie enneagramową 5. (choć mogę się mylić) Generalnie miał dość ścisły umysł i miał ambicje by nauczyć się programowania maszyn CNC. Nie był jakimś kujonem ale Interesował się informatyką, z matmy był całkiem dobry. To zwykle do niego szłam szukać pomocy przy pracach domowych z matmy. Był z niego kawał mądrali. I to generalnie z nim miałam najlepszy kontakt w rodzinie. ;) (Piszę to, gdyż spotkałam się z opiniami w sumie faktami, że na schizofrenię chorują osoby z tęgimi umysłami. Głównie ścisłowcy. ) 
Zaczął studia zaoczne w Krakowie. Wszystko zaczęło się zmieniać. zaczęliśmy go rzadziej widywać i coraz mniej go zaczęliśmy poznawać. Coś zaczęło być nie tak. Zaczęło się od niewinnych chichotań przed komputerem - ok pewnie oglądał coś śmiesznego. Zrozumiałe. Ale parę razy podkradałam się i widziałam, że przy komputerze nic nie robił tylko siedział i śmiał się sam do siebie czasami cicho szepcząc. Jak się go nakryło - od razu się peszył i zaczął zagadywać i strugać Jana. Kiedyś się go wprost zapytałam:
- " z kim rozmawiasz? Dlaczego się do siebie śmiejesz? Przecież nikogo tu nie ma..."
- "Nic, przypomniałem sobie coś, chcesz usiaść przy kompie...?"
Zaczął czasami za bardzo tryskać energią i optymizmem Miewał dziwne stany euforyczne. Mało podobne to było do niego. Takie nienaturalne... 
Już wtedy można było dostrzec, że zmieniają się jego rysy twarzy, zaczął mieć tak jakby nieobecny wzrok i tępą minę. W między czasie moi rodzice znaleźli w jego kurtce jakieś prochy, kwas czy fetę. W każdym bądź razie coś odurzającego. Była afera, No cóż - oczywiste. Mój brat coraz bardziej zaczynał być odizolowany i małomówny.Te dziwne zachowania tłumaczyliśmy tym, że pewnie był pod wpływem. 
Później jego zachowanie ewoluowało w nadmierne gestykulowanie, głośniejsze śmiechy, monologi i już coraz rzadziej się z tym krył. Moi rodzice - kompletnie zdezorientowani, dalej święcie przekonani, że jego towarzystwo ma na niego zły wpływ i gdy on zaczął się narkotyzować zaczęli robić mu awantury. Dochodziło do szarpanin, kłótni. Choć na początku on po prostu uciekał, zamykał się w pokoju, albo wychodził z domu na całe dnie. Generalnie unikał konfliktów - nie był agresywny. Dopiero później miał chwilowe napady agresji ale nie jakoś bardzo niebezpieczne. Krzyki, lekkie popychanki z moim Ojcem i tak dalej... Generalnie z tego co pamiętam to często wykrzykiwał " Dajcie mi w końcu spokój!" 
Był nałogowym palaczem odkąd skończył 18-tkę. Zauważyliśmy że zaczął coraz więcej palić. Jak moja Mama zaczęła chować przed nim fajki - zaczął się rzucać dopóki ich nie dostał. Potrafił wypalić z 1-2 paczki dziennie. Choć po wypaleniu zdawał się być spokojniejszy. 
(Jest pewna teoria, że schizofreników ciągnie do fajek gdyż podczas tej choroby występuje niedobór pewnego białka w mózgu a nikotyna złudnie go zastępuje.)
Po tym Pierwszy raz moi rodzice zaczęli myśleć o tym by wezwać pogotowie i zabrać go do Szpitala psychiatrycznego. Wyszło, że to początkowe stadium schizofrenii. Wszyscy oniemieli. Ja jeszcze nie do końca rozumiałam o co chodzi. Wiedziałam tylko, że coś z nim nie tak i że nie jest normalny. Czułam, że zaczynam tracić brata, że nie jest sobą. Nie wiedziałam jak się wobec niego zachowywać. Nikt nie wiedział. Zaczął przyjmować leki. Nie było widać żadnej poprawy - wręcz przeciwnie - miał jeszcze bardziej ogłupiały wyraz twarzy. Leżał w szpitalu po pare tygodni, miesięcy aż zaczęliśmy się powoli oswajać z tą sytuacją. Później zaczęła się następna faza choroby, gdzie on zaczął chować się w swoim kącie, przestał się czymkolwiek interesować i gapił się w sufit całymi dniami. Zaczął mieć próby samobójcze. Ale widać było dalej, że ma omamy i z kimś rozmawia. Ciężko było zrozumieć sens jego słów. Sytuacja już się nieco uspokoiła, rodzice nie doprowadzali do kłótni z moim bratem, byli względem niego bardziej taktowni. Choć kłótnie w domu były z innych powodów On wydawał się być nieobecny i tak jakby go to w ogóle nie ruszało. Był tak jakby w innym świecie. W swojej osobistej klatce.
I od pewnego czasu tak jakby nic już się nie zmieniało. Stanęło w miejscu. P stanął w miejscu. Stał się roślinką. Już pare dobrych lat. Pije hektolitry kawy, strasznie przytył (waży ponad 120 kg) dalej pali jak smok. Niczym się nie interesuje. Jedynie słucha muzyki siedząc w swoim ulubionym fotelu. Nie ma juź myśli samobójczych ale stracił chęci do życia. Żyje z dnia na dzień. Wpadł w rutynę, Sen, kawa, fajki,piwo, posiłek sen. Choć ma momenty, że mozna z nim złapać kontakt i wymienić parę zdań. Ale na ogół nie jest rozmowny. Choć lubi słuchać jak się opowiada o sobie. Czasami się czymś zainteresuje, zagadnie ale szybko się wyłącza. Najczęściej zagaduje jak potrzebuje pięniędzy na piwo i fajki. Jak mu się odmawia - potrafi nieźle zmanipulować i naciskać aż w końcu ktoś pęknie. 
Generalnie ja zwykle starałam się jego do niczego nie zmuszać. Bo widziałam, widać było u niego bunt albo też po prostu brak reakcji gdy moi rodzice coś od niego chcieli. Wiadomo, że przy schizofreniku najlepiej trzymać zdrową i spokojną atmosferę. Niestety u mnie w domu nie zbyt to było możliwe bo Moi rodzice zwykli się kłócić bardzo często. Więc sprzyjających warunków P nie miał. I w sumie dalej nie ma ze względu na moją Matkę. Pytanie czy gdyby była zdrowa atmosfera we domu czy by było z nim lepiej? Nie wiem. 
Podsumowując:
Wierzę dalej, że jest dla niego ratunek i że schizofrenia tak naprawdę nie jest tak dużym problemem . Da się z tym żyć. Są też osoby, które pracują i normalnie funckjonują. Większy problem to środowisko w którym on żyje i brak motywacji. Widzi tylko 4 ściany w których siedzi całymi dniami. W szczegóły nie będę się póki co zagłębiać. Bo z tego może wyjść porządny księgozbiór i tak już się zanadto rozpisałam. ;) Ale chyba w końcu musiałam to tutaj wylać. ;)

Może znacie kogoś z podobną historią? Może to też mi da jakąś wskazówkę jak jeszcze inaczej do tego podejść niż teraz podchodzę... ;)

 

Dodam jeszcze tutaj od siebie jedno. 

 Ten facet ma swój kanał i opowiada swoja historię jako osoby chorej na schizofrenię. Widzę dość spore podobieństwo w wypowiadaniu się (zwlaszcza o istotach które nie pochodzą z tego świata, demonach etc.) jak i mimice twarzy  jak u mojego brata.  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Schizofrenicy jak i chorzy na Chad, są w każdym środowisku i wcześniej czy później każdy się z nimi zetknie.  Jeżeli biorą leki i współpracują z lekarzami, da się z nimi żyć. Najgorsze jest jednak to, że oni w czasie epizodów chorobowych, uważaj się za zdrowych i nie chcą się leczyć i tu pojawia się trauma dla rodziny. W Polsce wariat ma prawo być wariatem, przymusowo leczony jest w 2przypadkach: zagraża swemu życiu lub cudzemu. Koleżanka w pracy ma męża schizofrenika, żyje z nim już pewnie z 30 lat, ma dzieci i wnuka. Wszyscy jak narazie zdrowi. Raz uodpornił się na leki i szalał, ale szybko trafił do szpitala bo zagrażał dzieciom. Pracuje całe życie i funkcjonuje w społeczeństwie, myślę że dzięki rodzinie, która w razie czego szybko go ogarnia. Tzn. nie ma co się oszukiwać, zwyczajnie nagina fakt że zagraża dzieciom, widzi w nich zjawę i chce unicestwić, pogotowie nie może wtedy odmówić zabrania. W innych sytuacjach bywa różnie, gadać i śmierć się do siebie może każdy i nie wymaga to leczenia przymusowego. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie przeraża właśnie fakt, że w Polsce by skutecznie sobie radzić ze schizofrenią trzeba najlepiej leczyć prywatnie. Jeszcze tylko dodam drugą część mojej wypowiedzi gdzie też jest wzmianka o leczeniu w pl i jak to m/w przebiegało w jego przypadku: 

Z Twojego opisu to nie wydaje mi się, że brat ma schizofrenię, bo nie znalazłam w Twoim opisie, że on ma psychozę w typie schizofrenii, paranoji lub niezrównoważenia emocjonalnego, ale jest raczej wyofany i nastawiony na używki w typie papierosy i piwo, a w przeszłości miał doświadczenie z narkotykami. Bardziej ten opis przypomina mi osobę zrezygnowaną, w głębokiej depresji, egzystencjonalny nihilizm lub kogoś, kto odczuwa kompletną beznadzieję życiową.


Właśnie nie do końca wiem jak się do tego odnieść bo teraz te objawy nie są tak silne jak kilka lat wstecz. Nie do końca wiem jak teraz (bo jestem za granicą a z moją matką nie utrzymuję kontaktów - bo ona sama ma problemy i nie daje sobie pomóc) ale zdarzało mu się dalej rozmawiać samemu ze sobą i widać, że miał jakieś omamy. To wyglądało jakby komuś odpowiadał. Czasami się zachowywał jakby był na jakiejś imprezie i z kimś rozmawiał bardzo żywo ( ale nie było spójności w tym co mówi. jakieś pojedyncze słowa można było 
tylko zrozumieć). Próbowałam od niego wyciągać z kim rozmawia, z czego się śmieje ale bezskutecznie. Nie lubi o sobie rozmawiać i nie wiadomo co myśli. Im bardziej się naciskało tym bardziej się zamykał.
Na samym poczatku jeszcze jak był bardziej socjalny zdarzało mu się wtrącić jakieś zdania o Bogu, Wszechświecie (już nie do końca pamiętam co dokładnie) ale mówił to bardzo wyniosłym tonem i widać było, że ma taki pusty, tępy wzrok przy tym. Jakby patrzył na coś w oddali.
Raczej nie robił głupich rzeczy, których później nie pamiętał.
W Polsce było ciężko o dobrego specjalistę. Moi rodzice też nie mieli pieniędzy by go oddać na prywatne leczenie, które jest chyba najlepszym wyjściem w tym przypadku. Leki - jedna wielka ściema. Głownie przez nie zaczął tyć. Zdiagnozowano tylko schizofrenię paranoidalną i tego wszyscy się trzymaliśmy. W sumie częściowo to pasuje. Ja jednak uważam, że to nie tylko schizofrenia. bo tak jak Mówisz Venus - jest wycofany. Teraz coraz bardziej - ale to akurat wynik obcowania z moją Mamą dzień w dzień, która sama ma problemy psychiczne i kompletną paranoję. Ona myśli, że wszyscy spiskują przeciwko niej wszystkich oskarża za jej cierpienie. Ale to w jednym wielkim skrócie. Nie wykluczam, że to przez Nią mój brat ma takie problemy. W sumie jak byłam w domu - też mnie doprowadzała do skraju szaleństwa. Ale ja od tego uciekłam - P nie ma motywacji. Woli siedzieć w swoim kącie i brać wszelkie możliwe używki typu kawa, piwo, fajki.
U P wyraźnie widać, że ucieka do swojego świata w momencie gdy moja Matka zaczyna swoje lamenty. I teraz jak ostatnio byłam w domu nie zauważyłam, żeby już rozmawiał do siebie tak jak kiedyś. Jak przyjechałam bardzo się ucieszył - wywnioskowałam to po tym, że sam podszedł i mnie przytulił i się przywitał. Zwykle nie schodził ze swojego fotela.
Podjęłam próbę rozmowy z nim ale w taki sposób by go nie zmuszać do wypowiedzi. Zaczęłam rozmawiać o sobie, opowiadać o Anglii itd. Było widac, że jest zainteresowany, bo patrzył na mnie. czasami potakiwał. i nawet zadawał pytania. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hippie, może to być Chad ( choroba afektywna dwubiegunowa ), ale wydaje mi się, że psychiatrzy umieją je odróżnić. Z tego co ja wiem to, w obu są urojenia. Zmiany nastrojów. Dodatkowo w schizofrenii są halucynacje. A to dwie różne rzeczy. Urojenia- to gdy sobie coś wymyślisz, ubzdurasz, coś si-fi np.aniołek spadł połamam skrzydełka wujek jest w ciąży z kotem. Halucynacje to gdy to coś co uroiłaś , Ciebie atakuje, idzie do Ciebie, jest z Tobą, realnie Ci w danej chwili zagraża lub to widzisz. Ściany na Ciebie idą, anioł który spadł wstaje własnie i mu pomagasz posklejać skrzydła. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 8.08.2017 o 20:24, Smerfetka napisał:

Mam koleżankę która powinna się leczyć psychiatrycznie, do tego wpadła w narkotyki i alkohol. Dziewczyna nie chce pomocy ani nie chce się leczyć. Dziewczyna ma ataki euforii ...i doły depresyjne.  Narobiła strasznych długów i rodzina się boi ją ubezwłasnowolnić ponieważ (podobno) przejęłaby wszystkie zobowiązania.

Choroba afektywna dwubiegunowa.

 

Jak ma tzw manię to pewnie zaciąga zobowiązania :)

 

btw ten temat da się załatwić bez ,,przejmowania zobowiązań"

Edytowane przez dobryziomek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Sitriel napisał:

@Hippie, może to być Chad ( choroba afektywna dwubiegunowa ), ale wydaje mi się, że psychiatrzy umieją je odróżnić. 

Był wiele razy w szpitalu i ma zdiagnozowaną schizofrenię paranoidalną tak jak już wcześniej pisałam. Opisy ten choroby do niego pasują bo miewał urojenia i coś właśnie a'la halucynacje, omamy przy których (jak pisałam z perspektywy obserwatora, a nie osoby chorej) wyglądał jakby gestykulował, prowadził zajmującą rozmowę w swoim języku z kimś kto nie istnieje. To były podobne zachowania jak u bohatera w Pięknym umyśle albo w Mr Robot. To było widoczne w początkowych fazach choroby. Teraz po prostu jest coś na zasadzie stagnacji, bycia roślinką, zamknięcia się w sobie. Ale do tego jak też już wcześniej pisałam przyczynia się atmosfera w domu jaką tworzy moja matka - on sie od niej po prostu izoluje uciekając do swojej głowy. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu spotkałam się z opinią, że polskie leczenie psychiatryczne itp jest słabe i opiera się głównie na freudzie co jest już bezpodstawne. Tak mi się tylko coś takiego obiło o uszy, może chodziło o jakiś rodzaj terapii- nie pamiętam ;)

@HippieCzemu nie postarasz się o prywatną wizytę dla brata u specjalisty? Twoja mama leczy się? 

Znam jednego Pana chorujacego na schizofrenie. Znam go już kilkanaście lat.  Jest nieszkodliwy dla otoczenia i dla siebie, za wszystko ciągle przeprasza i zawsze jak się widzimy opowiada mi o wojsku. Chowają przed nim kawę i herbatę, a papierosy ma wyliczone. Obecnie od kilku lat pracuje i jest z tego bardzo zadowolony. Ale on tak jakby cały czas żyje w swoim świecie. Nie widziałam u niego gorszych jak i lepszych stanów. Ale zawsze jest uśmiechnięty. U niego w rodzinie dużo osób choruje na schizofrenie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lalka To jest bardziej skomplikowana sprawa niż się wydaje. Jest parę powodów dlaczego nie mogę umówić go do prywatnego psychiatry m.in:

- on sam nie chce i na siłę go do tego nie zmuszę

- ja nie mam wystarczająco dobrej sytuacji finansowej by fundować leczenie mojemu bratu

- sama terapia i wizyta u psychiatry nie pomoże bo on potrzebuje przede wszystkim spokojnej, zdrowej atmosfery w domu a takowej on nie ma ze względu na moją matkę, a żadne z rodzeństwa nie jest gotowe ( w tym ja) wziąć na barki taką odpowiedzialność jak opieka nad P.

 

Największym problemem stanowi moja matka, która jest bardzo toksyczną osobą - ona sama potrzebuje pomocy ale twierdzi że wcale nie. Jest zbyt dumna, zbyt pochłonięta nienawiścią do wszystkich i wszelkie próby pomocy były uznawane za atak na jej osobę. Robi z siebie męczennicę i dewotę, obwinia nawet mojego ojca (który już nie żyje) o jej jakże zmarnowane i pełne nerwów życie choć sama ona to wszystko tworzy. Sama przez 60 lat swojego życia przepracowała około 5 lat w sklepie spożywczym, a później zajęła się "wychowywaniem" 5 dzieci i stwierdziła, że wystarczająco dużo zrobiła i już nie musi się starać. Dzieci wychowane, są już dorosle, więc jej misja jako matki się skończyła. Teraz oczekuje od nas byśmy jej pomagali i byli na każde jej wezwanie. 

Mój ojciec natomiast był, pracowitym, serdecznym człowiekiem, kochał bardzo moją matkę, która z kolei jechała po nim cały czas , żądając od niego coraz więcej i więcej. A mój Ojciec ślepo chciał jej dogodzić, cięzko pracował jeżdząc do Niemiec na 2, 3 miesiące co jakiś czas, przywoził pieniądze ale w uznaniu mojej matki za mało...przez to puszczały mu nerwy, zdrowie mu nie dopisywało, w ostateczności zmarł na raka. Jakby miał taką wiedzę jaką dysponują faceci tutaj to by bez wahania odszedł od mojej matki. Ale był prostym człowiekiem, nie zastanawiał się głęboko nad tym.  Chciał dobrze ale brał to od złej strony.

 

Ja sama mieszkając jeszcze z rodzicami nie miałam łatwo właśnie przez tę toksyczną atmosferę w domu. Jako dziecko byłam bardzo podatna na manipulacje ze strony mojej matki. Ale udało mi się od tego uciec i teraz w UK dopiero zaznaję spokoju ducha i pracuję ciężko nad sobą. Nie biorę mojej matki jako autorytet, wręcz przeciwnie staram się być jej przeciwieństwem. Jestem jeszcze młoda, układam sobie życie i nie jestem w stanie pomóc w żaden sposób mojemu bratu. Bardzo bym chciała mieć też z nim kontakt i generalnie mu pomóc ale moja matka to uniemożliwia. Nie widzę póki co rozwiązania tej sytuacji. Najlepszą opcją było by po prostu odseparowanie go on mojej matki która jest istnym wampirem energetycznym, by sam nabrał motywacji do walki z chorobą... ale na tę chwilę jest to niemożliwe... 

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga @Hippie, odnoszę dziwne wrażenie, że wybielasz się przez pryzmat złej matki. Nie mówię, że nie jest ona zła ale ja, gdybym miała podobną sytuację walczyłabym o brata nie zwracając uwagi na straty własne.

Nadmienię fakt, że walczyłam o trzech braci i ojca też, nie mając nic, a do tego byłam zwykłą nastolatką, która wiedziała i do tej pory gówno wie o życiu. Dlatego traktuj tą odpowiedź z przymrużeniem oka.

 

Naświetlając trochę moją sytuację mogę wspomnieć, że gdy moja mama urodziła najmłodszego z braci stwierdziła, że "ojciec jest nam zbędny i bez niego będzie nam lepiej". Chciała go krótko mówiąc zniszczyć, co jej się nie udało bo twardo stałam za nim murem w sądzie i nie tylko, mówiąc zawsze tylko i wyłącznie prawdę, przez co miałam różne problemy. Do tego mama pogrążona w ferworze walki zapominała o swoich domowych obowiązkach więc ja jako nastolatka musiałam iść do pracy by chłopaki miały co jeść, do szkoły, a ponad to chodziłam do nich na dzień matki, dzień ojca, dzień dziadka, dzień babci, wywiadówki. Pchałam to wszystko do przodu jak tylko mogłam, wczesny wiek pójścia do pracy fizycznej niemalże zrobił ze mnie kalekę. Ale dzisiaj z dumą patrzę na rodzeństwo, na tatę i na mamę, która zaczęła myśleć i w tym roku przyznała mi rację.

 

Dlatego może warto spróbować zawalczyć o brata? 

 

Twoja mama czuje się bezkarna. Uważa, że to co robi jest słuszne. Moja też szczerze wierzyła w swoją "świętość" tym bardziej, że miała poparcie u starszej siostry. Ale z mojej strony natrafiła na opór, sprzeciwiłam się jej przez co przestała czuć się bezkarna i zaczęła się nad sobą zastanawiać. Zmieniła się, ale może przez to, że wie, że ja się jej nie boję, że się z nią nie zgadzam i jak tylko postąpi niewłaściwie to znów ją przyblokuje.

 

Może warto zaryzykować? 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lalka Nie jestem tak silna psychicznie by się opiekować bratem i nie wybielam się, do tego nie wystarczy mieć tylko dobre chęci, serduszko i być generalnie jak Matka Teresa z Kalkuty. Patrzę na to realistycznie a nie tylko bo etyka tak nakazuje. Bardzo mi go szkoda ale bez dobrej sytuacji finansowej, stałej pracy (pracuje przez agencje pracy) nie jestem w stanie utrzymać z własnej kieszeni schizofrenika, który pali, pije dużo kawy i piwa i nie pracuje i raczej nie ma do niej chęci. Nie mam nawet dla niego na bilet. To jest dla mnie zbyt duże ryzyko i zbyt duża odpowiedzialność. Nie mam gwarancji że on z tego wyjdzie nawet po przeprowadzce i czy sama nie popadnę w jakąś depresję nie mając wystarczająco pieniędzy na utrzymanie siebie i brata. Po za tym ryzykuje nie tylko tym ale też relacją z moim facetem, którego nie chce stracić. Mój nigdy nie miał do czynienia ze schizofrenikiem i to może być dla niego ciężkie przeżycie. Nasz związek mógłby być w tej sytuacji bardzo wystawiony na próbę.

Zbyt grząski grunt i sorry ale nie jestem osobą która nie mając nic stara się pomagać innym. Za bardzo też cenie swoje zdrowie psychiczne, które jeszcze odbudowuje po przeżyciach z domu. Po takiej pomocy sama mogę się też w najgorszym przypadku nabawić choroby psychicznej, czyli następna osoba która była by kulą u nogi... no sorry...

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hippie Ty się nie musisz przed nikim tłumaczyć, przede wszystkim musisz zadbać o siebie w pierwszej kolejności. Jeżeli Ty nie będziesz silna, stabilna, zdrowa to nie pomożesz nikomu. Problem z chorymi psychicznie jest taki, że w Polsce nie ma leczenia wbrew woli pacjenta. Na siłę nikt nie będzie niego leczył, a wiadomo że chory na głowę, to nie to samo co chory na wątrobę. W Polsce wariat ma prawo być wariatem, i żadne pogotowie go nie zabierze na oddział. Muszą być jasne przesłanki do ubezwłasnowolnienia na czas leczenia szpitalnego, czyli zagraża swemu życiu lub cudzemu. Bez jego współpracy nic nie wskurasz, a wiadomo że chory na głowę nie współpracuje. Wszyscy co mieli kontakt z ,, psychicznymi,, wiedzą jak wygląda leczenie. Rodzina albo zamawia prywatne domowe wizyty za 400zł, bo pacjent sam do gabinetu nie pójdzie, nawet prywatnego, albo wzywa pogotowie i nagina fakt że komuś zagraża, żeby pogotowie łaskawie wzięło. Owszem wezmą i ustabilizują ale co potem? Ustabilizowany wychodzi, uznaje że jest zdrowy odstawia leki.... I w koło to samo.

 

Będziesz silna, stabilna to mu pomożesz i dochowasz na starość, lub zawalczysz o niego wcześniej, ale abyś mogła to zrobić, musi stworzyć sobie te warunki.

Edytowane przez Sitriel
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.