Skocz do zawartości

Podział wydatków w małżeństwie


Rekomendowane odpowiedzi

Czołem Bracia,

dawno nie pisałem, wiele u mnie się zmieniło. Moje małżeństwo zmieniło całkowicie formę. Zacząłem rządzić dość twardą ręką. Z pizdeczki stałem się facetem jakim być powinienem od początku. Kobieta na początku przeżyła wielką dezorientacje, były płacze, lamenty, podporządkowanie ale i próby manipulacji. Wszystko to na nic. Usłyszałem mnóstwo epitetów ( drań, egoista etc.) czyli wedle schematu.

W dalszym ciągu dużo pracy przede mną i dużo naleciałości, których muszę się wyzbyć. No ale przejdźmy do tematu...

 

W moim małżeństwie nie ma rozdzielności. Wydatki były zawsze dzielone na pół ( mniej więcej ). Wygląda to tak, że określoną kwotę ( zbliżoną do wysokości jej zarobków ) przelewałem na jej konto i ona zajmowała się opłacaniem rachunków, zakupami etc. Co robiła i robi z nadwyżką mnie nie interesuje aczkolwiek wiem, że sobie tam odkłada jakieś kwoty.

Taka forma została przeze mnie wybrana ponieważ nie ma mnie dużą część roku w domu, a kontrolowanie wydatków z zagranicy było by problematyczne. Co ważne, występuje u mnie dysproporcja w zarobkach. Zarabiam kilka razy więcej niż moja kobieta. 

Wiadomym jest, że koszty życia rosną dość mocno jednak zaczynam odnosić wrażenie, że coraz rozrzutniej zaczyna ta moja kobieta gospodarzyć. Zwłaszcza, że pozbyliśmy się niektórych zobowiązań, a wydatki te same. Ostatnio usłyszałem, że na utrzymanie idzie cała kasa przez nią zarobiona, a mojej tylko trochę. Wkurwiłem nie powiem bo kwota do dyspozycji samicy jest naprawdę duża.

Zdaje sobie sprawę do czego ona tu dąży i widzę jak bardzo się wije i ją trafia, że nie ma dostępu do całej zarobionej przeze mnie kasy, a miała by tu używanie. Tym bardziej ją telepie, bo nie konsultuje z nią moich wydatków na moje cele. Padały teksty, że ona się nie zgadza albo j/w że z nią nie uzgadniam.  Czyli dążenie do pełnej władzy nad kasą, które jest odpierane przeze mnie. Rzuciłem tylko hasło o rozdzielności i już nabrała wody w usta i foch. No cóż leje na to ciepłym moczem. 

Mam jednak do was pytanie, zwłaszcza do Braci będących w związkach małżeńskich z dłuższym stażem. Dużo się tu pisze o tym jak to powinno wyglądać by małżeństwo było udane etc. jednak u wielu z nas jest inaczej ( przyczyny nie mają teraz znaczenia ). Interesuje mnie jak wygląda u was podział kasy gdy obie strony zarabiają, zwłaszcza przy dużej dysproporcji zarobków. Oczywiście ciekaw jestem też zdania Braci, którzy sami utrzymują rodziny.

PS

No i oczywiście stosunek Waszych bab do tego całego zamieszania.

Pozdro

Edytowane przez Jon Doe
  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jon Doe Masz o de mnie plusa za ogarnięcie baby, zobaczysz jak fajnie będzie za jakiś czas. Będziesz podziwiany przez inne samice za ogarnięcie.

Twoja baba też jest zadowolona ale tego nie okaże, zresztą sam widzisz.

 

   Co do finansów, wszystko zależy od tego czy Twoja samica jest gospodarna, czy rozrzutna. Jak widzisz że ma za dużo kasy i wydaje ją na duperele,

to przykręć kurek, albo rozliczaj z wydawanej kasy.

 

   U mnie w domu, z uwagi na to że zostaliśmy sami we dwoje, płacę ratę hipoteczną za dom (1,6 k), i nic więcej mnie nie obchodzi. Ona opłaca rachunki 

i zapełnia lodówkę. I tak uważam że za dużo daję, bo jadam na mieście, tylko kolacje w domu. Moja ma zbliżone dochody do moich, nawet czasami więcej.

To jej kasa i nie obchodzi mnie na co ją wydaje, nie jest rozrzutna, tylko za dużo jeszcze dotuje dzieci, choć mówię jej że miłości dzieci, nie kupuje się za pieniądze.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mialem podobnie. Uważałem, że każdy zarabia z nas inaczej ona miała pensję, ja mialem pensję plus możliwość dorobienia sobie na fuchach.Z tym bywało różnie raz więcej raz mniej w zależności od miesiąca.ale z tych fuch moich to tak 1/3-1/2 pensji nie więcej.

Zaraz na poczatku związku ustaliliśmy, że koszty życia dzielimy po połowie.Czyli jedna i druga strona na wydatki domowe dokłada się w takiej samej części.Reszta zarobionych pieniędzy ona ze swoich zarobków i pensji ma dla siebie.Ja równie nie oddaje wszystkiego jej co zarobię tylko jakies fundusze mam dla siebie.Tak myślałem,ze to nam da wolność finansową.Każde z nas swoje hobby finansuje ze swoich środków wydatki wspólne po połowie.

a wiec trzy konta moje osobne,jej osobne i nasze wspólne.

Co się po pewnym czasie okazało?a no to samo co u Ciebie wkurw ja wziął ze nie ma kontroli nad całością zarobionych przeze mnie pieniędzy bo nie miała dostępu do konta mojego tak samo jak ja do jej nie mialem.Doskonale wiedziała ze jak chce zwiększyć wydatki wspólne to ja sie zgodzę ale tez ona automatycznie musi więcej wygospodarować ze swoich.Wiec to dla niej nie interes.Jej zależało zeby miała dostęp nieograniczony do moich pieniędzy tak zeby swobodnie nimi zarządzać jakby byly jej.Na taki układ sie nie zgodziłem.I związek sie rozsypał.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rachunki, dalsze wyjazdy ja. Zakupy dla dzieci żona.

Remonty i duże zakupy głównie ja, chociaż meble, firany ona.

Nie mamy sprecyzowanego podziału wydatków, nie mamy również wspólnego konta, każde ma swoją kasę.

 

52 minuty temu, Jon Doe napisał:

Wygląda to tak, że określoną kwotę ( zbliżoną do wysokości jej zarobków ) przelewałem na jej konto

Zmień na wspólne i niech płaci kartą.

 

@DissolvedAir Tak trzymaj!!! Mężczyzna bez własnej gotówki prawie jak bez jaj ;)

Edytowane przez Brat Jan
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak jest asymetria w zarobkach.Albo jak jedna strona ma mozliwosc zarobić więcej od drugiej.Wystarczy ze ma potencjalna mozliwosc.To jest zawsze nieporozumienie na tle finansowym.Ciężko to tak rozwiązać zeby bylo ok i nie dochodziło do nieporozumień.Loszka zawsze chce miec kontrolę nad nie zarobiona przez siebie kasa. Spróbuj jej odbierać jej pieniadze i wyznaczać na zakupy?:)żadna sie na taki układ nie zgodzi.

 

W druga stronę jak najbardziej :)mąż pracuje przynosi kasę w zębach do domu całość oddaje loszcze a sobie zostawia co najwyżej na fajki i piwo:) czyli nic swojego nie ma i baba rządzi całymi finansami:) mam kumpli co tak maja i nie widza problemów.:) ale jeszcze nie sa doświadczeni życiowo.

Dla mnie to jest jakiś rodzą niewolnictwa troche utarty kulturowo i społecznie przez starsze pokolenia.Kiedys tak bylo w pokoleniu moich dziadków ze facet zarabiał a kobieta gospodarowała i dom prowadziła.Z reguły nigdzie nie pracowała tylko miała wszystko pod kontrola.Ale miała szacunek do meza jako do żywiciela rodziny.Byla mu posłuszna dobra ogarniała dzieci i wszytko grali.

o żadnych rozwodach nie bylo mowy.Prawo tak kobiecie nie sprzyjało jak teraz.I wszystko bylo ok.Teraz laska życzy sobie dalej siedzieć i miec dwie pensje ale nie na wspólne życie tylko na swoje osobiste kaprysy i wydatki.

Pomijam juz tak ze kiedys spokojnie na luzach można bylo utrzymać gdy jedna osoba"żywiciel rodziny"pracowała.Dzis dwie osoby pracują i ledwo starcza do pierwszego.Koszta zycia lawinowo rosną.A kobiety w dzisiejszym świecie chca zyc wygodnie.Bez poświęceń.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Adolf Dzięki za słowa uznania. Powiem dużo mnie to kosztowało samozaparcia. Muszę jednak powiedzieć, że zaczynam przyzwyczajać się do bycia twardym wobec baby. Czasem mam wrażenie, że przesadzam ale widzę tą niepewność, tą słabość w niej gdy taki jestem. Wiem, że mota się strasznie bo traci pewność na moją rzecz. 

 

Co do kasy to jednak u mnie są dzieciaki w wieku szkolnym więc tej kasy idzie sporo więcej. Więc zostaje jej mniej dla siebie i tu ją boli. 

 

@Brat Jan Mam wgląd w kasę którą samica wydaje. Wszystkie wyciągi są w zasięgu mojej ręki. Jednakże widzę większe wypłaty gotówki, która się rozpływa. Część wiem na co idzie ale część....wiadomo....

 

Wspólne konto wdaje się być bardzo dobrym rozwiązaniem. Obawiam się jednak, że tutaj powstanie pewna dysproporcja. Mianowicie mój wkład będzie większy. 

 

@DissolvedAir Rozpad małżeństwa mi nie grozi, za dużo ma do stracenia. Oczywiście były próby szantażu i pakowanie walizek ale cóż nie udało jej się mnie zastraszyć. Bardzo szybko jej wytłumaczyłem kto traci i ile oraz jak będzie wyglądać jej życie beze mnie. 

Powiem, że czasem zastanawiałem się nad układem - ja pracuje, ona zajmuje się domem ale jak popatrzę jak kulawe życiowo są laski w dzisiejszych czasach to od razu mi się odechciewa. W tym wypadku jestem zatwardziałym zwolennikiem równouprawnienia. Mają zapierdalać tak samo jak my, a po powrocie z pracy czekają obowiązki domowe. Oczywiście pewien podział tutaj także obowiązuje.

 

Pozdro

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Jon Doe napisał:

Obawiam się jednak, że tutaj powstanie pewna dysproporcja. Mianowicie mój wkład będzie większy. 

Wychodzę z założenia, że nie po 1/2 ale bardziej % od zarobków, zarabiam więcej i daje więcej na dom bo jestem panem domu, a nie spółką z 50% udziałów!

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Brat Jan napisał:

Wychodzę z założenia, że nie po 1/2 ale bardziej % od zarobków, zarabiam więcej i daje więcej na dom bo jestem panem domu, a nie spółką z 50% udziałów!

Nie mam problemu z tym by dać więcej w końcu to mój dom i moja rodzina. Duże wydatki o których nie wspominam jak wakacje, Święta, remonty etc. idą z mojej kieszeni.

Problemem jest raczej sposób w jaki baba to odbierze, dasz palec będzie chciała urwać rękę przy dupie 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Brat Jan napisał:

 zarabiam więcej i daje więcej na dom bo jestem panem domu

Szkoda tylko, że kobiety w ten sposób tego nie rozumują i to, że mężczyzna wydaje więcej na wspólne wydatki w jej mniemaniu nie jest powodem do tego, by to on miał rządzić w związku.

 

Chłopaki, zawsze mnie zastanawia pseudoargumentacja kobiet w takich sytuacjach - @DissolvedAir Jak Twoja kobieta próbowała przekonać Cię do zmiany układu? Mówiła, że życie drożeje, więc musisz przelewać więcej kasy, ale ona ze swoich nie dołoży, bo nie? Mają one jakieś swoje schematowe argumenty za takim posunięciem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fochy to byla normalność potem już powiedziała wprost:)że jedno konto i wszystko co zarobisz to tam przelewaj:)bo musi mieć wgląd na całą nasza"ogólną"sytuacje a nie żebyś Ty się "bogacił"moim kosztem.:)

Nie musze mowic ze to byl koniec związku w ogóle.

Jej argumentacja mnie dosłownie powaliła.

Ja jej mowie kochanie przeciez zakładaliśmy od poczatku klarownie i jasno,ze nasz" związek bedzie partnerski"to znaczy jak na równych zasadach.:)

Nie żaden feudalizm ze ty siedzisz w domu i kanapki do pracy szykujesz a ja jak górnik przodkowy przyjdę z roboty i ma być dwudaniowy obiad na stole tylko związek partnerski podział obowiązków jak i współdecydowanie... Jak widac to sie nie sprawdza.:(

Kobieta tak nie ugra dużo dlatego fochy i niezadowolenie.

Pomyslalem sobie tak.

ok dajmy na to że ona jak i ja jestesmy na podobnych poziomach i etapach rozwoju zawodowego tylko ja moge jak wspominałem dorobić cos po godzinach ona nie

Wobec tego ona zarabia powiedzmy 3000zl ja tez z pensji mam 3000zl plus moge dorobić różnie i zmiennie po godzinach 500-2000zl Wiec robimy wspólne konto i decydujemy ze:

Każdego miesiąca przelewamy na nie powiedzmy 10kazdego miesiąca zleceniem stałym p 1000zl .Mamy na wspólne wydatki 2000zl reszta ona ma swoje ja mam swoje na co tylko chce.

Skoro chce żeby więcej łożyć to sama musi sie dołożyć:)

Mysle sobie tak że maksymalnie może wyskoczyć miesięcznie z tych swoich 3000zl wtedy ja jej daje tez dostęp do 3000zl i mamy na "życie do dwójki naszej na miesiąc"6000zl:)

Tak tak wiem ze tego nie jestesmy wstanie przeżreć ale przefikac każdego miesiąca po 6000zl:)

ale wtedy ona nie ma ani 1zl na swoje osobiste wydatki typu Kawusia z koleżankami.A to wspólne ja sie przyglądam na co idzie i jak ma tym gospodarząc zeby na życie szli tyle.Cala spozywke chyba z hurtowni trzeba zamawiać i woda prąd gaz na fula musi iść.No nie da rady choćby nie wiem co.A i tak bedzie wkurwiona nawet jak mi wpadnie 500-1000zl dodatkowo.Wiec wtedy zwiększanie wydatków nic jej nie daje i to sobie sama uświadomiła!!!

ona chciała mię dostęp do żywe gotówki dodatkowej gotówki po koszcie zero:)a ja na to nie ide

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przelewałem mojej miesięczną stałą kwotę, co miała na siebie, dzieci, życie itp. Do tego płaciłem rachunki, spółdzielnia, woda, itp. Kto robił zakupy, ten płacił. Jakieś buty czy kurtki dla dzieci - płaciła ona, bo ona kupowała. Dysproporcja duża, bo też za granicą dymałem. Kiedy żyłem w Polsce, było podobnie, z tym, że nie było miesięcznego przelewu, ale też częściej robiłem zakupy do domu.

 

Jednak, jak się teraz dobrze przyjrzeć, finansowo miała dobrze ze mną :)

 

EDIT:

A teraz tylko alimenty na młode, i luz :)

Edytowane przez michau
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteśmy oboje oszczędni i budżet zawsze się domykał z górką, nie było więc się o co żreć. Raz tylko, przy zakupie furmanki dla niej, chciała, abym zapłacił całość, ale nie poszedłem na to. Dostała połowę.

 

EDIT

Żeby nie było - pracuje ona cały czas, na księżniczkę pachnącą się nie nastawiałem :)

 

Edytowane przez michau
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Normalnie proza życia.

U mnie było zero rachunków (wszystkie ja)  tylko telefon samicy  i w późniejszym etapie paliwo do karocy jaśnie pani...(ona).

W miarę upływu lat dążyłem do równo płacenia z różnymi etapami(skutkami) .

Współczynnik jest dość (prosty) odwrotnie proporcionalny im więcej samica płaci/dokłada tym mąż większa dupa/leń/prostak itp

Oczywiście nie dotyczy się to w ogóle wyjazdów/urlopów/wypadów rodzinnych tam misio ma być Bankomato Maximo a paniusia ma hajs na swoje wydatki , ewentualnie po powrocie tylko foszki , że na coś zabrakło albo misio przy sknerzył .

Generalnie tak z włoska La generalo Bankomato provajdero frajero adios ciamjdos... 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Mayki napisał:

@DissolvedAir Jak Twoja kobieta próbowała przekonać Cię do zmiany układu? Mówiła, że życie drożeje, więc musisz przelewać więcej kasy, ale ona ze swoich nie dołoży, bo nie? Mają one jakieś swoje schematowe argumenty za takim posunięciem?

Tak na non stopie podkreślała że życie drożeje i jeszcze próbowała co mnie tym juz na maksa wkurwila ze to moja wina. :)

Bo to ja za dużo wszystkiego zużywam a ona nie moze przez to racjonalnie gospodarować niczym.:)a jakby miała pelna kasę to byla by "spokojniejsza" ot taki szantażyk.

Nie dajcie sie Bracia nabrać jak wam laska tak mowi i obiecuje ze sie "wszystkim zajmie"i nie bedzie konfliktów tylko powierzcie jej całe finanse bo zostaniecie dziadami nawet na piwo i fajki was nie bedzie stać a konflikty i tak będą w domu.I totalny brak szacunku do jelenia co oddaje wszystko:)

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja z żoną jestem chyba nietypowym stadłem, bo my z tego co zostaje po zapłaceniu rachunków i wyliczonych zakupów wrzucamy w nadpłatę kredytu. Dzięki temu przykracamy zarobek bankowi, a sami co miesiąc mamy więcej na kolejną wrzutkę. :)

Przeważnie żyliśmy raczej oszczędnie, a moja druga połówka nawet mnie stopowała z różnymi wydatkami. Przez to także mam niezbyt konsumpcyjne podejście do życia.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

self-aware a jak myślisz ? 

Wg kobiety wykonują One dużo większą pracę siedząc w domu z dziećmi niż mężczyzna pracujący na dwie zmiany.

Ileż to razy słyszałem :

- Idziesz do pracy i nic Cię nie obchodzi :)

Ja rozwiązałem sytuację tak :

Daję na rachunki i skromne życie a na swoje potrzeby elegancko odkładam. Nie mówię ile zarabiam i wszyscy są zadowoleni.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja tak powiem:

W związek małżeński wkroczyłem z rozdzielnością majątkową.
Moja inicjatywa, trochę warunek brzegowy. Po latach błogosławię sam siebie za zapobiegliwość i mądrość życiową.

Od początku założony był "partnerski związek" - dzielimy się możliwie po połowie, NIE MA "WSPÓLNEJ" kasy.
Zarobki... Różnie bywało. Czasem zarabiałem 0 (zero) pln, (żyłem z rezerw + "darów" loszki), czasem zarabiałem mniej, czasem więcej niż loszka.
Ogólnie - zbliżone zarobki. Szczerze - tak naprawdę to nie wiem, ile zarabiała tak precyzyjnie. Wisiało mi to :-) Ja nie loszka, żeby wyceniać partnera :-D

 

Konkretnie, jak wyglądało dzielenie się hajsem:


Koszty "wspólne" (rachunki, kredyt na nieruchomość, wydatki na dzieci inne niż żarcie) - do rozliczenia raz w miesiącu. Kwota x, przelew, buzi w mankiet.
Koszty "zmienne" - żarcie, jakieś bieżące wydatki itp - rozliczane "na oko", "raz ty, raz ja". Potem trochę mniej "na oko", aczkolwiek mam względnie lekką rękę do pieniędzy, więc nie wymagam rozliczeń co do 0,01 PLN.
Samochody - każdy swój, koszta eksploatacji po stronie właściciela (czasem jak jeździłem to oddawałem zatankowany i wysprzątany loszkochlew). Przyjemności, hobby itp - każdy swoje i za swoje.

Wyjazdy wspólne - do rozliczenia na podobnych zasadach, wyjazdy "własne" - chcesz to jedź, czy ja zabraniam? :-)

Inwestycje "grubsze" (mieszkanie, nakłady na remont, zakupy dużych AGD/mebli/większe wydatki na dziecko) - do ustalenia, zazwyczaj po połowie.

 

Ogólnie - życie na przyzwoitym poziomie, ale bez dzikich szałów w stylu "jadziem na Seszele na miesiąc, budżet 20kPLN", czy "nowa fura z salonu dla mojej niuni, bo ona zasługuje, a co!", ale też nie na poziomie mnicha mieszkającego w chatce z gunwa i patyków.

ŻADNYCH wspólnych rachunków, ŻADNYCH upoważnień.
 

 

Efekty?

 

Hmmm...
Pod koniec związku w ramach gorzkich żali i "naprawy związku" pani stwierdziła, że "to przez tą rozdzielność i brak "wspólnych" pieniędzy ona się nie czuje BEZPIECZNA i dlatego odpierdala cyrki".
Zatem "mam jej (w sensie że na "wspólne" konto) przelewać swoją wypłatę i pozostałe dochody, zdjąć rozdzielność, uwspólnić ją na moich biznesach i ona wtedy poczuje się BEZPIECZNIE i będzie wiecznie wilgotną nimfomanką".

Kwikłem śmiechem ździebko prosto w loszkotwarz, stwierdziłem, że "choćby dziś, tylko jakie ja mam GWARANCJE, że jej słowo wilgotnym ciałem się stanie na dłużej niż raz", przypomniałem, że na okoliczność "poczucia BEZPIECZEŃSTWA" odpierdoliłem cyrk p.t. ślub i jakoś nie zadziałało nawet na raz.
Odpowiedź:

"No jak to, NIE UFASZ MI???".

Także ten... No...
Zły człowiek jestem...

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znaja moje poglądy i z początkowo chętnych nagle się bardzo ostudziły.

 

Jest stary dowcip:

Idzie Polak i Rusek przez pustynię,tydzień bez jedzenia....

Znajdują słoik ogórków...

Rusek: no to podzielimy się po bratersku...

Polak: NI CHUJA, RÓWNO NA PÓŁ...

 

Tak że Panowie 50/50 i ni chuja inaczej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.