Skocz do zawartości

Depresja a związek


Rekomendowane odpowiedzi

Pomyślmy jaki się wyłania obraz z tego wszystkiego: "Ojej no wiecie no, mam wyrzuty sumienia, że dołuję partnera swoją depresja a raczej podejściem do życia i ten no... czy powinna być w związku?" <po odpowiedziach> "Ej no, ale już pisałam, że to nie jest depresja no... czemu mnie nie pocieszycie i mówicie nie to, co chcę usłyszeć?". Szukasz jedynie potwierdzenia na to, że tak naprawdę wszystko jest ok, a kiedy usłyszałaś nie to co chciałaś, to skoncentrowałaś się na kwestii tej depresji, która niby jest, ale jednak jej nie ma. Weszłaś w związek pomimo świadomości tego, że możesz ranić drugą osobę. Ach ta kobieca empatia, taka pocieszna.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@deomi Tak jak napisał H5 chcesz coś usłyszeć konkretnego i dlatego ten wątek powstał. Niestety, tu nikt Cię w tych urojeniach trzymać nie będzie. Powinnaś pojąć co zrobiłaś źle, tymczasem Ty chcesz się usprawiedliwiać i gdy w końcu nawet sama przed sobą nie potrafisz przyznać, że ranisz drugą osobę, to wchodzisz tutaj po to by inni Cię w tym utwierdzili, że robisz dobrze i poklepali po pleckach. Na kafeterii czy innych babskich forach pewnie by tak było ale nie tu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, tylko skoro to wynika mojego światopoglądu, a nie choroby więc nie jestem się w stanie z tego wyleczyć.

Więc uważacie że nie powinnam wchodzić kiedykolwiek w jakiekolwiek związki ? i życ w samotności?

Obecnego partnera powinnam rzucić ? Nie trzymam go przy sobie na siłę. Zresztą on też nie jest 100 % ideałem ( lubi sobie wypić, co mi nie przeszkadza tak bardzo, bo podczas jego zaskoku, mogę sobie pobyć sama ze sobą) . Porąbane wiem. Tylko nie wiem czy przez to się nie nakręcamy siebie nawzajem w swoich "ułomnościach" z drugiej strony to nas zbliża....:/

Bo mamy świadomośc że inne osoby mogły by tego nie zakceptować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Depresja i inne cuda nawet tak banalne jak nie zrównoważony stan hormonalny potrafi wywołać piekło w domu/związku. Takie stany trzeba leczyć i starać zapanować nad nimi z pomocą lekarzy.  Mówiąc banalnie nie ma sensu siedzieć i sie zadręczać i jeszcze do tego przerzucać ta chorobę na kogoś innego z otoczenia.

 

Staś

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyobraziłem sobie tę relacje i podzielę się z wami radosnym obrazem, który zrodził się w mej głowie. Spotyka się pewien chłopczyk, który być może chce mieć kiedyś dzieci, i pewna dziewczynka, która uważa cały świat za be, a prokreację i płodzenie dzieciaczków za coś niezbyt dobrego. Są ze sobą, jakoś to tam leci, ona go dołuje ale nie chce być sama, więc postanawia dalej go dołować. On zapewne próbował ją pocieszyć, ale widział że nic to nie daje + usłyszał, że dzieci nu nu, bo to jest herezja i w ogóle be. W końcu sięga po alkohol i topi w nim smutki, ale ona jest zadowolona, bo wtedy ma czas by być sama ze sobą. Ach, cóż za przecudowny obraz niesamowicie szczęśliwej i zakochanej w sobie pary... fuck. Jedna cholernie radosna para z tych gołąbeczków!

Edytowane przez HORACIOU5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On dużo wcześniej miał problem z alko. Nie ja to zainicjowałam. Zresztą jak napisałam ja go na siłę przy sobie nie trzymam. Może odjeść, ale jednak tego nie robi. Więć wg. Was to ja powinnam zakończyć ten związek? Pomimo tego, że się kochamy? wspieramy? że seks jest fantastyczny?
Nie chce go dołować, a dołuje go np. to kiedy mam taki dzień, że nie chce wychodzić z łóżka, bądź moje podejście co do niektórych spraw.
Mnie jego "cugi" też w pewien sposób dołują. Potrafi przez to zawalić wiele spraw... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie kochacie się tylko jesteście współuzależnieni. Tobie jest wygodnie z jego cugami, bo możesz ćpać swoje stany. Znajdziecie się w czarnej dupie pełni żalu i gniewu na siebie, że nie dbaliście o siebie nawzajem, ale wtedy to już każdy będzie ratował siebie nie wierząc, że może ufać takiemu partnerowi.

Jak ktoś z Was nie wyjdzie z postawy ofiary i nie zacznie wymagać od siebie i partnera to obudzicie się w szambie. Może ty pierwsza przestań tolerować jego picie, a sama zacznij ogarniać siebie. Tolerujecie własne choroby? Przywykłaś do tego, jest wygodnie, ale to iluzja. 

 

Możesz sobie nie zdawać sprawy z manipulacji jaką tworzysz, aby utrzymywać taki stan. Dodatkowo on może pić z poczucia winy, że nie jesteś szczęśliwa, bierze to do siebie, może chce cię uszczęśliwiać, ale nie udaje mu się i musi być świadkiem Twojego stanu, co go dołuje. To może popychać do używek, czy szukania innych środków łagodzących ten ból. W końcu przyjmowanie winy na siebie go zaprowadzi do depresji. Oboje prosicie się o terapię wstrząsową.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A moze kochamy się i jesteśmy współuzależnieni? To się nie musi wykluczać. Faktycznie jest nam z tym wszystkim wygodnie. Ale dlaczego miałoby nie być ? Po co zmieniać coś co nam obojgu najwyraźniej pasuje? Bo reszta społeczeństwa uważa, że tak nie powinno być ?

Zresztą realnie, ile alkoholików przestaje pić ? To są jakies pojedyńcze procenty...

On jest 10 lat starszy z wszystkimi jego poprzednimi partnerkami mu się nie udało, właśnie przez te jego ciągi. Dlaczego uważasz że to ja tworzę manipulacje ? Może to on specjalnie wziął sobie młodszą partnerkę która bedzie dawać ciche przyzwolenie na jego picie. Ja może przyzwolenia nie daje, ale po prostu w to nie ingeruje zbytnio, chyba ze jest coś ważnego do załatwienia to proszę go żeby nie zaczynał w tym dniu pić. 

Moim rodzicom, naszym znajomym ciągle coś nie pasuje, a ja mam wrażenie że nam zazdroszczą, tej silnej więzi która się dzieki temu miedzy nami utworzyła.

Nigdy z nikim takiej nie miałam, bo pomimo że on jest alkoholikiem to jest bardzo dobrym i mądrym facetem. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@deomi umówmy się - gdyby wszystko było okej, to byś tego tematu w ogóle nie zakładała. 

Dokładam cegiełkę: nie związałbym się z babą, która jest wiecznie obrażona na wszystko i wszystkich. Spotykałem się z takimi kilkoma i energetycznie nie wyszedłem na tym najlepiej.

Takie kobiety jak ty na sugestię, żeby się wybrały do psychologa, reagują jak diabeł na święconą wodę. Im wygodniej jest karmić się współczuciem od mężczyzn. Biali rycerze, choćby ciebie pocieszali jak by tylko mogli, nie dadzą rady.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam bym się do psychologa mogła wybrać. Tylko co to zmieni? Byłam już u kilku, psycholog jest od słuchania, przeprowadzania testów, zadawania pytań, i ewentualnie nakierowywania na inny punkt myślenia ( z którym pacjent może się zgadzać badź też nie) jeśli komuś tego typu zwierzenia pomagają to spoko.

Moje ego zrozumiało że życie wiąże się z cierpieniem i jedynie wyeliminowanie życia przerwie tą niekończącą się gehennę ludzi i zwierząt.

Jeśli ego przedstawisz logiczne wnioski myślowe i ono w to uwierzy to już nie ma odwrotu. Cały swój system wartości pod to przekierowuje.

Mój błąd że za dużo nad tym myślałam. Bezpieczniej jest nie myśleć o tym zbyt dużo i wierzyć w optymistyczne bajki wymyślone specjalnie pod tą potrzebe ( czyt. religie ) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, deomi napisał:

On dużo wcześniej miał problem z alko. Nie ja to zainicjowałam. Zresztą jak napisałam ja go na siłę przy sobie nie trzymam. Może odjeść, ale jednak tego nie robi. Więć wg. Was to ja powinnam zakończyć ten związek? Pomimo tego, że się kochamy? wspieramy? że seks jest fantastyczny?
Nie chce go dołować, a dołuje go np. to kiedy mam taki dzień, że nie chce wychodzić z łóżka, bądź moje podejście co do niektórych spraw.
Mnie jego "cugi" też w pewien sposób dołują. Potrafi przez to zawalić wiele spraw... 

Kochamy się...nigdy nie rozumiałam tego słowa..."Czymże jest miłość? "...Dlatego jestem sama.Nie wyobrażam sobie bycia w związku,który mnie w jakikolwiek sposób dołuje.Dla mnie partnerstwo to poszanowanie drugiego człowieka i całkowita akceptacja,"patrzenie w tym samym kierunku"...nie widzę tego inaczej.Taki związek jak Twój to współuzależnienie a nie związek...Na moje-unieszczęśliwiacie w jakiś sposób jedno drugie.Myślę,że nie o radę Ci chodzi,bo co mają Ci napisać na forum?Zostaw faceta?...

Pracę zawsze trzeba zacząć wewnątrz siebie,jeśli o tym piszesz w jakiś sposób Cię to ugniata,może wystarczy zajrzeć w głąb siebie???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i właśnie ja go całkowicie akceptuje, ze wszystkimi jego "wadami", nie próbuje go zmieniać na siłę, nie stosuje żadnych nakazów, zakazów, nie robie awantur. Zresztą z wzajemnością. Zdarzają się chwile, że mnie to wszystko przerasta, ale dzieje się to sporadycznie myśle ze nie częściej niz w innych bardziej normalnych związkach. 

Czuje sie kochana i On też. 

Może jakieś porady jak z moją osobowością, zminimalizować mimowolne dołowanie partnera? 

Co byście chcieli usłyszeć od partnera który ma depresje ?

Ja często mu powtarzam, że to nie jego wina, i że po prostu tak mam.

Ale np. często lubie też podejmować tematy egzystencjalne i np pytam go co myśli o wspólnym samobójstwie w wieku 40 lat (moim) i 50 lat (jego) jako zwieńczenie miłości i zakończenie cierpienia.

Wiem że brzmie jak 14 letnie EMO ale to dużo dojrzalszy pogląd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doemi życie wiąże się nie tylko z cierpieniem ale i ze szczęściem i stanami pośrednimi. Ja też czasami sobie pocierpię, ale jakby mi ktoś powiedział o autoexterminacji z tego powodu to bym pomyślała, że osoba jest zaburzona i powinna się wybrać do psychologa albo i do psychiatry. No ileż można pisać o nieskończonej gehennie ludzi i zwierząt, wieje patetyzmem i dramaturgią jak z Elfride Jedlinek i Naomi Klein. Marnujesz życie pławiąc się w bólu egzystencjalnym i nic
z tym nie robisz. Cierpienie potrafi być rozwijające, ale nie wtedy, gdy człowiek mu się poddaje. Bierz dupę w troki i rób coś z sobą. Najlepiej zwalić na logikę własnego myślenia, które przekonało ego i teraz z kolei przekonujcie mnie wszyscy (lub moje ego), że się mylę.  W swoją toksyczność jeszcze wciągasz innych ludzi. Tutaj są ludzie co potracili majątki, zdrowie, bliskich, dzieci i jakoś walczą prąc do przodu, a Ty chcesz wspólnie kontemplować ból świata
i namawiasz do samobója. Babo za.....j do psychiatry po ostre leki, zanim zrobisz krzywdę sobie i nie daj boże komuś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Samobójstwo to on już uprawia od lat, tylko takie tchórzliwe i społecznie akceptowalne. Nie zmienia to faktu, że jest wykolejony/uzależniony. 

Oczywiście Ty możesz być dla niego ideałem, bo przymykasz oczy na jego autodestrukcję, ale też masz korzyści. Taka symbioza, jednak energia się kończy. Czujesz to?

Piszę, bo sam przeżywam teraz związkowy zakręt. Partnerka wychodzi z depresji, ja z picia i uczymy się autentyczności. Co chciałbym usłyszeć od depresyjnej partnerki - to że chce żyć, że wiele jest jeszcze do poznania, że zdaje sobie sprawę, że to co ją dołuje to kwestia stanu umysłu, przyzwyczajeń, przekonań, negatywnych myśli i że jest za nie odpowiedzialna - nikt inny i że sobie z nimi poradzi i zrobi to dla SIEBIE . 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anna Zawsze mnie zastanawiało skąd w ludziach tyle determinacji, woli walki i życia, skoro całe to ich cierpienie i starania skończą sie starością i śmiercią. Z tematyką samobójstwa jestem tak oswojona, że jest to dla mnie rzecz najnaturalniejsza na świecie, wręcz jestem zdziwiona, że tak mało ludzi je popełnia. Ok nie pogłebiam tego tematu, większości osób może on faktycznie zaszkodzić.

@Szkaradny- Nie do końca społecznie akceptowalny, powiedziałabym wręcz, że jest to jedna z najmniej akceptowalnych grup społecznych, każdy żałuje i współczuje chorym, biednym, natomiast o alkoholikach mówi się, że poniekąd sami są sobie winni, co nie uważam za prawdę. 

Więc jesteśmy niemalże w identycznej sytuacji, tzn Wy byliście. Co Was skłonniło do podjęcia takiej decyzji? Czy było to coś konkretnego ? Nie boisz/ nie boicie się, że przez to Wasz związek sie rozpadnie? Że stracicie fundamenty tego co Was łączyło? Jaka była postawa Twojej partnerki w stosunku do Twojego picia?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, deomi napisał:

awsze mnie zastanawiało skąd w ludziach tyle determinacji, woli walki i życia, skoro całe to ich cierpienie i starania skończą sie starością i śmiercią.

No i co z tego. Warci życia są tylko, piękni i młodzi?  To faktycznie kwestia  przekonań, bo inaczej jak to wyjaśnić, że nie wszyscy pławią się w udrękach starości. Wszystko ma swoje miejsce i czas i jest po coś.

 

Siła nie przychodzi sam, trzeba z czegoś czerpać. Od zawsze tak było, że człowiek po przez wiarę w Boga oswajał wizję śmierci, w każdej kulturze. Faktycznie Twój stan może wynikać także z przekonań antynatalistycznych dodatkowo przypuszczam umacnianych ateizmem, co wzmacnia depresję, a ta z kolei spycha do rozwiązań ostatecznych. Fatalne połączenie, jedno napędza drugie.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@deomi tak czy siak to nieważne jak jest alkoholizm postrzegany - picie szkodzi - to ucieczka od rzeczywistości. 

 

35 minut temu, deomi napisał:

- Więc jesteśmy niemalże w identycznej sytuacji, tzn Wy byliście. Co Was skłonniło do podjęcia takiej decyzji?  

 

 

Szambo wybiło, obudziłem się! Poczułem brak oparcia, brak tego na co liczyłem, poczułem flustrację z porażki ratowania jej, bycia powodem jej depresji, poczucia ciągłej winy, że coś jest nie tak. To nie była "nasza decyzja" - obudziłem się sam - dosłownie jak w "Matrixie" - wszystko obce, sztuczne, nieprawdziwe, a ja w końcu boleśnie szczery z tym co czuję. Nie chcę takiego życia na autopilocie, bałem się 2-3 miesiące że to jebnie, aż sam postanowiłem wejść w ten strach i być siłą sprawczą rozpadu - jak nie umiemy żyć to męczmy się oddzielnie. Dałem jej to odczuć, że nie interesuje mnie to dalej. Właśnie strach przed rozpadem jest dowodem na to że jesteśmy niedojrzali - dopuszczamy do patologii, bo boimy się , tolerujemy chorobę, toksynę, bo strach przed zmianą nas paraliżuje.

Teraz zmieniamy wiele, ale nie wiem czy do niej to dociera, czy udaje zmianę by utrzymać to co było, mi to już wyszło bokiem. 

 

Godzinę temu, deomi napisał:

Jaka była postawa Twojej partnerki w stosunku do Twojego picia?

  No właśnie - tolerowała to. A ja nawet ją wyraźnie prosiłem - "jak będę pić bez powodu, w domu, sam, bez okazji to mi zwróć uwagę, bo ja tak nie chcę" - ... i co ??? nigdy nie powiedziała tego. Nie wiem dlaczego, chciała tego, chciała mnie kontrolować, mieć na mnie "bata", czuć się lepsza, hgw, ale to nie mogło być z miłości. MIŁOŚĆ to odwaga! Ale wśród ofiar odwaga nie występuje.

Czujesz się ofiarą jakiegoś spisku? że zostałaś zniewolona tak nędznym życiem na tej Planecie. Egzystencja Cię dobija! -- Jesteś w zerówce, jak większość śpiących zombiaków :)  U Ciebie to nawet nie jest strach - to apatia - miejsce bardzo blisko śmierci, ... ale co? Chcesz mieć towarzysza na tym ostatnim odcinku :) .

Spróbuj porzucić ten związek, potrzebę ładowania w to energii, pomyśl jak byś żyła będąc sama. Nie ma się czego bać.    

  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anna Oczywiście że nie, życie jest warte tyle na ile dany człowiek chce żyć, czy to stary czy młody. Jednak ja im jestem starsze tym coraz mniej widzę powodów. W końcu całkowicie się one wyczerpią. Przekonania antynatalistyczne nie wzieły sie znikąd, przez większą część swojego życia mocno cierpiałałam -po przekroczeniu pewnych granic tego cierpienia, braku możliwości jego zmiany i wielu przemyśleniach doszłam do wniosku, że życie jest nic nie warte. Że przyjemności nie rekompensują trudności. Że to się po prostu nie opłaca. Że jeśli inni cierpią podobnie, to nie ma to sensu i należy dążyć do

(samo)zagłady istnienia jakiegokolwiek.

Jestem po części ateistką, bardziej nonteistką, wiem, że prędzej czy później skończę na sznurku, jestem totalnie wyprana z celów i poczucia że to ma jakiś sens.

 

@Szkaradny Ok dzięki za odpowiedzi- do przemyślenia; aczkolwiek związku sama z własnej inicjatywy nie porzucę, jest On teraz moją jedną z niewielu motywacji dla których staram się trzymać i w ogóle jeszcze żyje, jeśli On to zrobim, trudno, pewnie przyśpieszy to moje decyzje.

Te wszystkie coachingowe " zrób to dla siebie" "samej" samemu" "ja" wydają mi się mało prawdziwe dające chwilowe złudne poczucie samokontroli i szczęścia, człowiek istnieje w odniesieniu do innych, poprzez przyjmowanie ról: zawodowej, partnera, rodzica, brata, kolegi, przyjaciela, dziadka.

Kim byście byli jako jedyni ludzie na świecie? Nikim.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.