Skocz do zawartości

Pogubiony


Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

 

Zdecydowałem się założyć ten temat, ponieważ chciałbym się komuś wygadać. W moim środowisku jest bardzo mało osób, które byłyby w stanie mnie zrozumieć i jakoś wesprzeć, raczej każdy spogląda z bardziej powierzchownego punktu widzenia. Szczerze mówiąc dość mocno się zraziłem do otaczających mnie ludzi, ale tą kwestię rozwinę później.

 

Na początku zacznę od tego, że jestem Wiktor, chodzę do technikum i jestem tegorocznym maturzystom. Trafiłem na forum przypadkowo, śledzę je jakoś od końcówki 2015 roku. W tym czasie zakończyłem mój pierwszy poważniejszy związek, który trwał 2 lata i był bardzo wyniszczający dla mojej osoby. Ta sprawa już od dawna nie zajmuję mojej głowy, chociaż przyznam że mam w sobie nutę nienawiści do osoby która tak, a nie inaczej mnie traktowała. Generalnie zawsze byłem człowiekiem lękliwym, roztargnionym, spokojnym, który za bardzo nie lubił konfliktów(chociaż i takie się trafiały, nierzadko z mojej inicjatywy). Przez co dużo osób wykorzystywało moją słabość, brak pewności siebie, z czego większość to były nauczycielki. Bardzo mnie te sytuację zraziły do szkoły, miałem wielki problem z uspołecznieniem, który ciągnie się za mną do dzisiaj. Z dzisiejszej perspektywy nie uważam, że to była kwestia mojego uczenia się bo byłem głupi, wręcz odwrotnie przejawiałem dość dużo zdolności, na przykład matematyczne, które później w skutek problemów emocjonalnych osób nauczających zostały wyparte. Dzisiaj już wiem, że miałem w sobie i nadal mam w jakimś stopniu kompleks niższości i sam podświadomie przyciągałem takie sytuacje, nie potrafię się obronić, bo nikt nigdy mnie nie nauczył. Zawsze brakowało mi męskiego autorytetu, męskiej mądrości, która dałaby mi fundament pod budowe mojej tożsamości. Niestety nigdy tego nie dostalem.

 

Wszyscy w mojej rodzinie są oschli emocjonalnie, matka jest zamkniętą w sobie histeryczką, a ojciec zahukanym w poczuciu winy pantoflarzem, który wydaje mi się bezosobowy. Przez większość mojego życia żyłem sam, pochłonięty relacjami internetowymi, zamknięty w czterech ścianach. Fakt, aż tak źle ze mną nie było, bo mimo wszystko miałem w sobie pasje do życia, sportów ekstremalnych, podróży, wiedzy, ale co z tego jeśli byłem niedorozwinięty emocjonalnie. Znajomych miałem, nawet się trafiły jakieś "przyjaźnie", które z dzisiejszej perspektywy bym tak nie nazwał, lecz wtedy znaczyly dla mnie bardzo dużo. Z dziewczynami też nie miałem problemu, znaczy, to one miały ze mną problem bo bylem dla nich niedostępny emocjonalnie. Po jakimś czasie, gdy poszedłem do technikum, moje problemy zaczęły się nawarstwiać i pomału wychodzić. Zacząłem tracić kontakt z samym sobą i dałem się pochłonąć dziewczynie, która okazała się mieć bardzo podobnie namieszane w głowie jak ja.. można się domyślić, że skończyło się to bardzo źle przynajmniej w moim przypadku. W pewnym momencie totalnie się złamałem i trafiłem do gabinetu pani psycholog. I w tym właśnie momencie zacząłem się budzić z tego nieświadomego amoku, który rządził moim życiem. Niestety obudziłem się w bardzo złym momencie, wiem że brzmi to śmiesznie z perspektywy 20 latka, ale przez 2 lata wyszło ze mnie strasznie dużo rzeczy. Od wypartych marzeń, dażeń i celów, które gdzieś w wolnych chwilach między lękiem a strachem potrafiły się wykształcić, po cholernie złe wzorce, rządzące moim życiem jak tylko popadnie. Przez 2 dobre lata skupiłem się tylko na sobie. Zacząłęm czytać wszystko, co tylko mnie zainteresowało, słuchałem audycje Marka, które dużo mi objasniły w kwestiach relacji międzyludzkich. Zacząłem też praktykować medytację i zainteresowałem się filozofią wschodu, która bardzo mi się spodobała. Postanowiłem nawet ruszyć przed siebie w samotną podróż po Polsce, która spowodowała, że odkryłem w sobie ograczenia, które każdy czlowiek posiada i je zaakceptowałem. Starałem się też uspołecznić, zaczałem mieć dobre dni i emanować dobrą energią w kierunku ludzi. Wszystko to spowodowało, że złapałem wreszcie grunt pod samego siebie, ale nikt mi nie powiedział że aktualna świadomość siebie, ludzi, przyczyn i skutków stanie się tak bolesna, wręcz uniemożliwiająca mi podjęcie dalszego kroku, żeby uzewnętrznić moją osobę. Moja pewność siebie jest dalej strasznie krucha, wiara w siebie, która codziennie sie waha, doprowadza mnie do cholernej depresji. Jednego dnia cieszę się że coś osiągnąlem, drugiego dnia dopada mnie beznadzieja mojej sytuacji, która wydaje się bez wyjścia. Teraz opiszę dwa takie problemy, które najbardziej mi doskwierają, które chciałbym żeby ktoś zauwazył.

 

 

Pierwsza sprawa dotyczy mojej dalszej ścieżki życia. Obecnie jestem w szkole, która okazała się totalna klapą, tzn kierunek mi całkowicie nie odpowiada. Niestety na zmianę było dość późno bo obudziłem się z tym dopiero w w połowie 3 klasy. Aktualnie jestem jak już pisałem, w klasie maturalnej. Mam dość duże ambicje, żeby napisać ją dobrze, a przynajmniej z języków, na matematyke jestem dosć sceptycznie nastawiony, dlatego nie oczekuje od siebie jakiegoś dużego wyniku. Mój problem polega na tym, że mój perfekcjonizm, ambicja doprowadza do tego, że się załamuje, że nie napiszę jej wystarczająco dobrze, ba nawet nie zdam. Przez całe technikum dość dużo opuściłem, pojawiło się dużo zaległości na przykład z matematyki, przez co na samą myśl o mojej sytuacji jest mi źle. Chciałbym ją dobrze napisać, bo w planach mam dalszą edukację. A perspektywa utracenia możliwości rozwoju w jakiejś dziedzinie, pracy przez moje lęki, nieświadomość mnie przeraża. Nie mam jeszcze ustalonego kierunku studiów, ale wiem że będą to studia zaoczne, że względu na to że chce byc już niezależny od innych i perspektywa pójścia na swoje i nauki w weekend najbardziej mi odpowiada. Chciałbym także, żeby to był kierunek, który mi umożliwi twórczą prace, ale wiem że nauki ścisłe odpadają, po prostu wydaje mi sie że to nie jest moja droga. Jak się zmotywować do działania? Jak pokonać całe te zepsucie, którym mnie nafaszerowano przez cały okres edukacji i socjalizacji, abym mógł dobrze zdać ? Mam wrażenie, że jeśli odpuszczę chociaż trochę w moim perfekcjonistycznym dążeniu do celu, to całkowicie sie poddam, a z drugiej strony zdaje sobie sprawę z tego, że długo w takim napięciu nie pociągnę, że w pewnym momencie się zajadę psychicznie, bo szczerze mówiąc nienawidze tej szkoły i tych ludzi, a jak długo można się zmuszać do pokonywania czegoś, co się tak cholernie mocno utrwaliło.

 

Drugi punkt mojego wywodu dotyczy znajomości, relacji międzyludzkich. Przez cały okres czasu kiedy próbowałem dać podwaliny swojej tożsamości, zacząłem czuć potrzebe kontaktu z ludźmi z którymi mógłbym się jakoś realizować, poczuć prawdziwą więź, wiecie taka braterska przyjaźń, której mi zawsze brakowało. Mam taką trudność, że nie potrafię takiej relacji z nikim nawiązać, tzn nigdy taka osoba mi się nie przytrafiła, z tego powodu też odpuściłem sobie narazie szukanie "bratnich dusz". Ale mój problem polega na tym, że kompletnie nie zależy mi na powierzchownych kontaktach z innymi. Nie angażuje się w ogóle w życie społeczne np dajmy na to klasy, lub w miejscu pracy, tzn moje kontakty z innymi wyglądają czysto formalnie, przez co jestem wycofany.

Wydaje mi się że brakuje mi tej pierwotnej więzi w relacji z bliskimi która nigdy się u mnie nie ukształtowała. Zauważyłem, że jeśli pojawia sie potencjalna osoba do nawiązania relacji, tzn przy której JA nie jestem zaangażowany, a druga strona jest, to wystarczy, że jedna rzecz mi w niej nie odpowiada, np inne spojrzenie na świat, to ja w tym momencie się wycofuje. I się zastanawiam co w tej kwestii mogę zrobić, czy szukać namiastki prawdziwej więzi(bo jeśli się taka pojawia, przestaje być taki wycofany i próbuje uzewnętrznić moją osobę), czy starać się to jakoś przepracować, nawet kosztem czasu, możliwości i zdrowia psychicznego?

 

 

Jeśli przeczytałeś to do końca to napisz coś od siebie, nie ukrywam że będzie mi w jakiś sposób lepiej. Pozdrawiam.

 

 

Edytowane przez wiktorforst
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Za dużo tu tego. Mógłbym pisać całą noc o Twojej ,,historii'. Bierz się za czytanie :

 Anthony de Mello ,,Przebudzenie'' 

 Echkart Tolle ,,Potęga Teraźniejszości'' 

 Brian Tracy ,,Maksimum Osiągnięć''

 Tonny Robbins ,,Obudź w sobie olbrzyma''

 Goleman ''Inteligencja Emocjonalna''

 

 Absolutne podstawy na początek. ;) Czytaj, rób notatki, kontempluj. Potrzebujesz mocnej wiedzy, od tego wszystko się zaczyna. 

 Z rozwojem osobistym, psychologią, neurobiologią powinieneś ( jak każdy) zaprzyjaźnić się do końca życia. 

 Powodzenia. 

 

 

 

 

Edytowane przez Metody
  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

35 minut temu, wiktorforst napisał:

Zawsze brakowało mi męskiego autorytetu, męskiej mądrości, która dałaby mi fundament pod budowe mojej tożsamości. Niestety nigdy tego nie dostalem.

To bardzo ważny i dojrzały wniosek. Niektórzy muszą do niego dochodzić przez całe życie.

 

Cytuj

Mój problem polega na tym, że mój perfekcjonizm, ambicja doprowadza do tego, że się załamuje, że nie napiszę jej wystarczająco dobrze, ba nawet nie zdam

Perfekcjoniści rzadko kiedy robią rzeczy perfekcyjnie, bo perfekcjonizm to raczej forma nerwicy niż prawdziwe zaangażowanie. Najlepiej jest odpuścić i robić na tyle, na ile się akurat potrafi ( wiem, to banał). Na pocieszenie powiem ci jednak, że matura ma marginalne znaczenie. Na większość kierunków dostaniesz się bez problemu nawet jeśli napiszesz ją przeciętnie albo nawet kiepsko, chyba że celujesz w medycynę lub inne studia z najwyższej półki na najlepszych uczelniach. A jak się już dostaniesz, to nikt cię nie będzie rozliczał z tego jak ci poszło. Może to zabrzmieć depresyjnie ale obecnie szkolnictwo wyższe idzie w ilość, nie jakość i obniża wymagania względem potencjalnych studentów ile tylko się da, byle tylko kierunki wystartowały i popłynęły pieniądze.

 

Aczkolwiek gdybyś mnie zapytał, to sensowniej dzisiaj mieć fach w ręku, skończyć zawodówkę albo technikum i mieć tytuł mechanika niż być profesorem całego zestawu kierunków humanistycznych. Liczą się praktyczne umiejętności, talent, pasja. Moim zdaniem studia w przeważającej większości przypadków to coś jak powtórka ze szkoły średniej, a czasem nawet łatwiej, bo możesz wybrać kierunki bez nauk ścisłych. Czasy ich elitarności dawno minęły. Są ludzie po bardzo wyszukanych kierunkach, którzy kończą na kasie w Biedronce albo handlując na Allegro. Nie przywiązuj się do dyplomów ani wyuczonych zawodów, bo życie dzisiaj weryfikuje takie plany po wielokroć.

 

35 minut temu, wiktorforst napisał:

Ale mój problem polega na tym, że kompletnie nie zależy mi na powierzchownych kontaktach z innymi. Nie angażuje się w ogóle w życie społeczne np dajmy na to klasy, lub w miejscu pracy, tzn moje kontakty z innymi wyglądają czysto formalnie, przez co jestem wycofany.

Wydaje mi się że brakuje mi tej pierwotnej więzi w relacji z bliskimi która nigdy się u mnie nie ukształtowała. Zauważyłem, że jeśli pojawia sie potencjalna osoba do nawiązania relacji, tzn przy której JA nie jestem zaangażowany, a druga strona jest, to wystarczy, że jedna rzecz mi w niej nie odpowiada, np inne spojrzenie na świat, to ja w tym momencie się wycofuje. I się zastanawiam co w tej kwestii mogę zrobić, czy szukać namiastki prawdziwej więzi.

 

Większość głębokich więzi rodzi się z powierzchownych, codziennych kontaktów z innymi. Największe i najdłuższe przyjaźnie to nierzadko te z dzieciństwa, z kolegami z klasy. Czytałem też, że najczęstsze romanse to statystycznie te z kolegami z pracy albo z sąsiadami/sąsiadkami z racji tego, że najczęściej takich ludzi spotykamy i najłatwiej z czasem wyrobić sobie więź.

 

Nie wiem czy jesteś wierzący, ale rozsądną alternatywą dla wierzącego są miejsca kultu religijnego, gdzie można poznać innych i zadzierzgnąć więzi w oparciu o to co najistotniejsze. Jakąś alternatywę stanowią też hobby i ludzie których spotkasz w związku z ich kultywowaniem, ale akurat w te formę nawiązywania kontaktów wierzę najmniej.

 

Ogólnie w takich czasach i kulturze żyjemy, że budowanie relacji stanowi dla nas wyzwanie. Wszyscy w tym jesteśmy w mniejszym, większym stopniu. Nie jesteś sam z tym problemem, więc głowa do góry i nie bądź dla siebie zbyt surowy. Daj sobie czas, bądź cierpliwy.

Edytowane przez Mr.Meursault
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Metody napisał:

 Za dużo tu tego. Mógłbym pisać całą noc o Twojej ,,historii'. Bierz się za czytanie :

 Anthony de Mello ,,Przebudzenie'' 

 Echkart Tolle ,,Potęga Teraźniejszości'' 

 Brian Tracy ,,Maksimum Osiągnięć''

 Tonny Robbins ,,Obudź w sobie olbrzyma''

 Goleman ''Inteligencja Emocjonalna''

 

 Absolutne podstawy na początek. ;) Czytaj, rób notatki, kontempluj. Potrzebujesz mocnej wiedzy, od tego wszystko się zaczyna. 

 Z rozwojem osobistym, psychologią, neurobiologią powinieneś ( jak każdy) zaprzyjaźnić się do końca życia. 

 Powodzenia. 

 

 

 

 

Co do Eckharta Tolle, przeczytałem "Nowa Ziemia" i kompletnie mi nie weszło. Cały czas miałem wrażenie, że czytam jedno i to samo tylko że w zmienionej formie.

Anthony de Mello "Przebudzenie" mam aktualnie na półce i właśnie na dniach miałem się zabierać za czytanie. Ogólnie czytałem trochę podstaw psychologii, liznąłem trochę filozofów i takie ksiażki bardziej "teoretyczne" wywarły na mnie większy wpływ.

Teraz, Mr.Meursault napisał:

 

 

Perfekcjoniści rzadko kiedy robią rzeczy perfekcyjnie, bo perfekcjonizm to raczej forma nerwicy niż prawdziwe zaangażowanie. Najlepiej jest odpuścić i robić na tyle, na ile się akurat potrafi ( wiem, to banał). Na pocieszenie powiem ci jednak, że matura ma marginalne znaczenie. Na większość kierunków dostaniesz się bez problemu nawet jeśli napiszesz ją przeciętnie albo nawet kiepsko, chyba że celujesz w medycynę lub inne studia z najwyższej półki na najlepszych uczelniach. A jak się już dostaniesz, to nikt cię nie będzie rozliczał z tego jak ci poszło. Może to zabrzmieć depresyjnie ale obecnie szkolnictwo wyższe idzie w ilość, nie jakość i obniża wymagania względem potencjalnych studentów ile tylko się da, byle tylko kierunki wystartowały i popłynęły pieniądze.

 

Aczkolwiek gdybyś mnie zapytał, to sensowniej dzisiaj mieć fach w ręku, skończyć zawodówkę albo technikum i mieć tytuł mechanika niż być profesorem całego zestawu kierunków humanistycznych. Liczą się praktyczne umiejętności, talent, pasja. Moim zdaniem studia w przeważającej większości przypadków to coś jak powtórka ze szkoły średniej, a czasem nawet łatwiej, bo możesz wybrać kierunki bez nauk ścisłych. Czasy ich elitarności dawno minęły. Są ludzie po bardzo wyszukanych kierunkach, którzy kończą na kasie w Biedronce albo handlując na Allegro. Nie przywiązuj się do dyplomów ani wyuczonych zawodów, bo życie dzisiaj weryfikuje takie plany po wielokroć.

 

Fakt, trochę tu depresyjnie brzmi, może z powodu tego, że mam trochę "idealistyczne" spojrzenie na pewne części rzeczywistości. Zawsze miałem wrażenie, że jeśli miałbym w przyszłości pracować to z pasją i z jakimś wyższym sensem. Mam głęboką potrzebę poczucia sensu wszystkiego co mnie dookoła otacza. Nie jestem katolikiem, ale wierzę w Boga, nie osobowego, ale raczej Boga jako jedność, coś w stylu całej tej inteligencji która zarządza naturą i róznymi prawami na świecie. Może jestem idealistą, może za jakiś czas życie zweryfikuje moje poglądy, w końcu człowiek całe życie się rozwija(ale oby nie w złym kierunku), ale taką mam aktualnie potrzebę. Mimo wszystko tłumaczę to sobie racjonalnie, ale emocjonalnie cały czas coś mnie trzyma w wielkiej kupie gówna, że się tak wyrażę, nie potrafię się wydostać z więzienia własnej nieświadomości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, wiktorforst napisał:

Co do Eckharta Tolle, przeczytałem "Nowa Ziemia" i kompletnie mi nie weszło. Cały czas miałem wrażenie, że czytam jedno i to samo tylko że w zmienionej formie

 Jak puszczałem moim rodzicom muzyke elektroniczną, to dla nich też wszystko było ,,łup'', ,,łup'' tylko w zmienionej formie.

  Nie dotarłeś do głębi przesłania.Dla ludzi, którzy nie znają się na sztuce wszystko jest tylko obrazem, farbą.Dla ludzi, którzy weszli w kontakt ze sztuką, każde ,,maźnięcie'' pędzla odzwierciedla emocje na obrazie. ;) Zacznij od potęgi teraźniejszości. Tam jest wyjaśnione dlaczego umysł jest źródłem zła i cierpienia na świecie. Potem jak przeczytasz Nową Ziemię to kropeczki się połączą i Ci wejdzie. Mam nadzieje. Każdy jest inny ;) Nie na wszystkie zamki działają te same klucze. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Metody napisał:

 Jak puszczałem moim rodzicom muzyke elektroniczną, to dla nich też wszystko było ,,łup'', ,,łup'' tylko w zmienionej formie.

  Nie dotarłeś do głębi przesłania.Dla ludzi, którzy nie znają się na sztuce wszystko jest tylko obrazem, farbą.Dla ludzi, którzy weszli w kontakt ze sztuką, każde ,,maźnięcie'' pędzla odzwierciedla emocje na obrazie. ;) Zacznij od potęgi teraźniejszości. Tam jest wyjaśnione dlaczego umysł jest źródłem zła i cierpienia na świecie. Potem jak przeczytasz Nową Ziemię to kropeczki się połączą i Ci wejdzie. Mam nadzieje. Każdy jest inny ;) Nie na wszystkie zamki działają te same klucze. :D

Masz racje, raczej z moją spłyconą emocjonalnością, trudniej będzie odkryć jakąś głębie, skoro całe życie ta sfera była dla mnie małodostępna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.