Skocz do zawartości

Domowe marnowanie żywności


Rekomendowane odpowiedzi

Przyznam się bez bicia - zdarza się nam wyrzucać jedzenie. Jak sobie pomyślę, że ktoś mógłby z tych nadmiarów jeszcze się najeść, to czuję się w dodatkowy sposób winny. 

 

Czasem jest to jakaś zapomniana zaległość z zamrażarki, czasem kawałek chleba który zdążył uschnąć czy coś kupione testowo a nam niesmaczne. Niekiedy zmarnują się jakieś warzywa i owoce. Wprawdzie o ile kiedyś skala marnotrawstwa była większa i została w miarę zredukowana, jednak nie jesteśmy w stanie przeskoczyć pewnego minimum marnotrawstwa. Trochę ono wynika również z tego, że plan (za dużo powiedziane - raczej szkic planu) posiłków na parę dni wymyka się spod kontroli poprzez zachcianki typu "ej, misia, mam ochotę na pizzę dzisiaj a nie na kurczaka, pichcimy?". I plan robi to co sprośni dorośli w "kinie wiadomych akcji" ;)

 

No i tknęło mnie ostatnio w sklepie, że markety przerzucają konieczność wyrzucania przez siebie żywności, na swoich klientów. Wziąłem z półki paczkę dwóch kolb kukurydzianych, bo czasem dajemy je naszym pupilom jako urozmaicenie diety. Pani na kasie do mnie - ale jak weźmie pan dwie paczki to druga jest gratis. Nie wiedziałem o tym, bo nie czytam tabliczek ani z cenami ani z opisami promocji (antyteza kobiecego zbieractwa? Potrzebuję mamuta a nie kolejnych liści bananowca). Więc w chwili olśnienia zapytałem panią - ale co ja z tym zrobię? Potrzebuję na tydzień tylko dwie, niech skorzysta ktoś kto potrzebuje. Kasjerka nie mogła zrozumieć że nie poszedłem po darmową paczkę. Podobny wyraz zdziwienia miała w oczach pani stojąca w kolejce za mną. 

 

Sporo oszczędności w marnowaniu dało wspólne z Blondi konto w Wunderlist (apka) gdzie planujemy listy zakupów. Każde z nas, odhacza produkty które kupiło i drugie wie na bieżąco czego brakuje, bo często kupujemy w różnych sklepach. Bardzo pomocne przy trzymaniu się planu i redukowaniu nadmiarów.

 

Jak to wygląda u Was? Przywiązujecie do takich rzeczy wagę? Jak to organizujecie?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi też się zdarza wyrzucać jedzenie, czego bardzo nie lubię, ale najczęściej nakupuję za dużo warzyw i pleśnieją. Mają na to wpływ też nagłe zmiany w planie posiłków, np. miała być sałatka a wyszła kasza na słodko ;). Walcząc z tym staram się mrozić nadmiary warzyw, np brokuły, jak zużyję pół, to drugie pół od razu do worka i zamrażam, jakieś końcówki kiełbasy, skórki od boczku - do jednego woreczka w zamrażarce i potem do bigosu czy innej zupy. Największy problem mam z rukolą, sałatą bo tego nie zamrozisz. Staram się unikać wielkich sklepów i promocji - w hipermarkecie praktycznie zawsze kupię więcej niż trzeba bo tanie, nawet jak idę najedzona i z listą. Rzadko chodzę do biedry bo te ich niby promocje są tak posrane i tak trzeba uważać na daty i warunki że prawie zawsze się oszukam na jakiejś niby promo - nie ten rodzaj, do wczoraj a kartka nie zdjęta itp. Ale o jedzeniu. Najskuteczniejszy sposób to plan posiłków na tydzień, lista zakupów i regularny przegląd lodówki przed pójściem do sklepu. 

No i nie wiem jak wy, ale ja nie traktuję dosłownie daty przydatności wskazanej na opakowaniu, tylko sprawdzam organoleptycznie, czy się produkt nadaje do spożycia. Np mam koleżankę, która serek wyrzuca tylko patrząc na datę, nieotwarty. Ja otwieram i patrzę, czy nie spleśniały itp. i jak wszystko ok to jem - oczywiście w granicach kilku dni ;) cebula ze mnie jak nic ale nie lubię marnować jedzenia :P nie przejmuję się tez datą w przypadku suchych produktów,jak np. ryż makaron... jak jest np. miesiąc po terminie to co mu się mogło stać? O ile nie żrą go mole to nie jest trujący przecież. Zboże leży w magazynach latami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też mnie ten fakt boli choć teraz bardziej to kontroluję . Ja generalnie robię co weekend większe zakupy planując przy okazji jadłospis na cały tydzień. Robię więc listę zakupów w taki sposób, że wpisuje brakujące składniki na daną potrawę wiedząc że dany produkt na pewno wykorzystam. Jeśli chodzi o śniadania i etc. jak np zabraknie chleba, mleka generalnie produktów które szybko sie konczą po prostu kupuję w tygodniu. W rezultacie czasami tylko wyrzucę jakąś resztkę serka topionego, czasem jakiś owoc sie przedwcześnie popsuje to tez. Staram sie nie zapychać na siłę lodówki, bo wtedy wiem, że coś się zmarnuje. U mnie zwykle czwartek, piątek lodówka juz ma same resztki - wtedy dokupuje coś albo robię potrawy a'la czyszczenie lodówki :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Rnext Jestem nauczona z domu szacunku dla żywności. Wychowałam się na wsi, więc nie było raczej wyrzucania żywności (zawsze miał kto zjeść resztki).

 

Pamiętam lekcję którą otrzymałam jak byłam małą dziewczynką. Chciałam wyrzucić kawałek chleba, wcześniej  wbijałam do niego widelec... Kiedy zobaczyła to moja mamuśka, powiedziała " Teraz nie szanujesz chleba, żebyś kiedyś go nie pragnęła". Do dziś ta lekcja mi pozostała w głowie ( jemy mało chleba, ale jak coś zostanie to go suszę na parapecie i robię bułkę tartą oraz zbieram suszony chleb i jak jadę na wieś - daję chlebek zwierzętom.

 

Pamiętam jak się wyprowadziłam do mieszkania w bloku - był to dla mnie szok, że nadmiar jedzenia nie można dać zwierzętom, tylko trzeba wyrzucić. Szybko się przestawiłam na ilości do zjedzenia "na bieżąco".

Mój partner również szanuje jedzenie ( on wie co to znaczy być głodnym i nie mieć na jedzenie).

Jeśli mamy na coś ochotę ...ale jest np. w domu jeszcze nadmiar zupy pomidorowej i jest zagrożenie, że się zepsuje ...zjadamy zupkę aby przypadkiem jej nie wyrzucić.

Wiadomo, czasem coś się wyrzuci....ale bardzo tego nie lubię.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Nigdy nie wyrzucam jedzenia. Świadomie planuję posiłki, żeby absolutnie nic się nie wyrzuciło. 

Ja mi zdarzy się, że chleb na przykład się nie nadaje do spożycia, chociaż rzadko, gdyż unikam pieczywa, to daje to ptaszkom. Czasami rozsypuje to na moim osiedlu, czasami gdzieś w parku.  Nie mam serca wyrzucić chleba do śmieci, dla mnie jest to czym absolutnie niedopuszczalny. 

Dlatego też, jak u kogoś jestem, to jem niemal wciskając w siebie, albo proszę o mniejsze porcję. Na szczęście będąc w restauracji, kończy za mnie mój chłopak ? On ma niepohamowany apetyt. 

Najwięcej jedzenia wyrzuca się jednak z restauracjach właśnie, ale większość na szczęście też te resztki jakoś gospodaruje, dla zwierząt głównie.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam rodziców na wsi, więc pieskowi, kurkom coś się trafi. Jeśli coś jakimś cudem się zepsuje/spleśnieje, to idzie na gnojownik. 

Gdy wprowadziłam się z domu rodzinnego, to musiałam się nauczyć kupować i gotować dla dwóch osób, a nie dla sześciu. I w tym miałam ogromny problem!!!

Mój mózg nie ogarniał tego, że szynkę można kupić na kilka plasterków. Po prostu leciałam na autopilocie i idąc do sklepu już brałam 1-2 kg szynki. xD Naprawdę magia przyzwyczajeń jest niezwykle mocna i potrafi spaczac rzeczywistość.

Probowałam zapasy mrozić, ale Mój wcale nie ogarnia zamrażalki, nawet jak ugotowane pierogi były zamrożone, wystarczyło wrzucić do gorącej wody, chwilkę pogotować, wyjąć i jest obiad... Mój w ogóle z tego nie korzystał i marudził, że nie ma co jeść. ??

 

Teraz sprawdza mi się metoda:

Zawsze w domu w małym zapasie mam:

1) suche produkty (kasze, ryż, makaron)

2) bazy (śmietana, bulion, pasta pomidorowa, moje pasty włoskie)

3) ser pleśniowy/żółty

4) masło

5) przyprawy/zioła

Jeśli trzeba coś na szybko zjeść, z tych produktów zawsze zrobi się danie jednogarnkowe, mało finezyjne,ale jest!

Zakupy robię codziennie lub/i co trzy dni, więc mam mniej-więcej zaplanowany jadłospis. 

Np.

Na poniedziałek zrobiłam królika upieczonego z masłem i moją pastą ziołową + ugotowane ziemniaczki na pure + buraczki. 

Wtorek : pozostałe mięso z królika pokroiłam, wrzuciłam do ryżu w sosie śmietanowym z groszkiem. 

Środa : na sosie z poniedzialkowego królika przesmazam/zapiekam np.kurczaka/indyka + kasza jaglana na maśle lub na sosiku z królika + sałatka paprykowo-pomidorowa. 

 

Jeśli mi zostanie ugotowana kasza jaglana, to robię kotleciki jaglane (jeśli kasza była bez dodatków, to mogę nawet zrobić deser na zimno), a z pozostałość sałatki paprykowo-pomidorowej spokojnie mogę wrzucić do dania jednogarnkowego lub zapiekanki. 

Z buraczków też mogę zrobić jakiś mały alachłodnik.

 

Ze suchego chleba robię bułkę tartą, sucha bułka zawsze przyda mi się do kotletów mielonych, choć nie musi. Uwielbiam sałatki, więc prawie ze wszystkiego zrobię sałatkę, ale Mój ich nie lubi. ?

Włoszczyzna z bulionu nada się na frytki (b.smaczne są zapiekane : marchew, seler, pietruszka, cebulka i nawet por), pure, zup, dan jednogarnkowych, czyli nie tylko na polską sałatkę warzywną. ?

Z parówek robię "zapiekane chujki", czyli parowe na szaszłyk, zanurzam w masie z mąki kukurydzianej, mleka, wody gazowanej i na gorący olej. 

Przesmażona szynka do jajecznicy, dania jednogarnkowego, zapiekanki, czy jako jakaś przekąska (np.z pastą chrzanową, ziolową i paprykami).

 

Co dwa-trzy dni gotuję coś bardziej wymyślnego, czy naprawdę zaplanowanego, np.domową tortille (od placka, sosy po farsz), czy nadziewany schab, który po wystudzeniu nada się fajnie do kanapki. Kotlety wszelakiego typu też. ? Swój chlebek, swój ketchup i dobry kawał kotleta z obiadu - MC się chowa. ?

 

Chciałabym naprawdę robić zakupy np.raz w tygodniu i bazować od czasu do czasu na zamrażalce. 

Ale widzę po sobie, że nie trzymam się planu finansowego i nie kontroluję lodówki - szybko coś zostanie zjedzone lub wcale. 

 

Z Moim pilnujemy diety i zauważyliśmy, że przy zakupach raz w tygodniu - wyżeramy szybciej i więcej.

Np. Kupiliśmy 3 kg grejpfruta z myślą, że będzie to na dwa- trzy dni i zawsze był zonk - w jeden wieczór /posiedzenie poszło całe 3 kg. 

Gdy codziennie kupiło się po jednym grejpfrucie, to było tak, że w sumie przez tydzień zjedliśmy Max.2-3 kg tego owocu.

 

Wiem, że czasem w promocji opłaca się więcej kupić za jednym razem, ale promocja na nas działa "kup hurtem i zjedz od razu". Jak poznam mechanizmy tego zachowania, to może uda mi się je jakoś wyplenic przyzwyczajenie i podejmę próbę robienia zakupów 1x w tygodniu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 19.02.2019 o 20:38, Cuba Libre napisał:

chleb na przykład się nie nadaje do spożycia, chociaż rzadko, gdyż unikam pieczywa, to daje to ptaszkom. Czasami rozsypuje to na moim osiedlu, czasami gdzieś w parku.  Nie mam serca wyrzucić chleba do śmieci, dla mnie jest to czym absolutnie niedopuszczalny.

Niestety ale akurat niedopuszczalne, to jest karmienie ptaków chlebem. Ptak to nie śmieciarka. Poza samym wpływem chleba dochodzi jeszcze zawarta w nim sól, która jest zabójcza dla ptasich nerek. Jeszcze bym zrozumiał, gdyby nie było łatwego dostępu do wiedzy, ale ta jest na wyciągnięcie ręki. 

 

Co do tematu, właśnie dziś przeczytałem że Lidl wprowadził dodatkową półkę "kupuję, nie marnuję" na której lądują produkty ze zbliżającym się terminem ważności w cenach obniżonych o 70%. Podoba mi się ta inicjatywa niezwykle, zwłaszcza w połączeniu ze zmianą polityki zarządów w postaci wycofywania się z nieodpowiedzialnych promocji nakłaniających do kupowania nadmiarów (dwa w cenie jednego itp). Myślę, że uwrażliwienie na tą problematykę będzie prowadziło do optymalizacji zamówień, zamiast produkowania kolejnych korpo-tabelek "ile możemy wyrzucić a się jeszcze opłaci". 

Cytat

Pewne wyobrażenie na temat skali marnowania jedzenia w polskich supermarketach dają dane z Tesco - sieć hipermarketów przyznała się, że w roku finansowym 2016/17 wyrzucono z ich sklepów blisko 5 tys. ton niesprzedanej żywności (!). W ramach zmiany polityki, Tesco wycofało się z promocji, które skłaniają do nieprzemyślanych zakupów na zaś.

 

Zresztą interesowałem się trochę tymi kwestiami i ilości żywności marnowanej w skali świata są niewyobrażalne. Pierwszy etap jest już szokujący, bo sieci sklepów nie chcą np. odbierać płodów rolnych, które są trochę bardziej krzywe, mniejsze niż zakładany standard, mają jakąś skazę na skórce itp. O skali odrzutu skupu na poziomie 20% ich produkcji wypowiadało się nawet paru farmerów. Przy czym ankietowani klienci sklepów w większości bardzo chętnie kupowaliby z półek z tańszymi produktami "gorszego sortu", gdyby takie były w sklepach. 

 

Trafiłem też na program zrealizowany przez Kuchnia+ "Bez resztek. Kuchnia zero-waste". Prowadząca sprawia wrażenie nieco nawiedzonej, jednak bezapelacyjnie ma bardzo wystymulowaną kreatywność zagospodarowywania "odpadów". Polecam choćby jako inspirującą ciekawostkę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracowałam w szklarni (pomidor). 

Markety miały tak wysrubowane normy wobec towaru (kolor, kształt, szypułka, spód), że z 600 skrzynek, tylko 30 szło do jednego marketu. 

Wystarczyła mała skaza i towar musiał iść na sprzedaż detaliczną (okoliczni mieszkańcy). Nie lubię mentalności mojej wsi, bo nie wspierają lokalnych przedsiębiorców. Moi rodzice na tak zwanym "odpadowym towarze" (pomidor, kapusta, owoce) od sąsiadów, dorobili się dwóch spiżarni. Dopiero teraz doceniam, że Moi potrafią ze wszystkiego wszystko wykorzystać. 

 

Kurom nie dajemy chleba, sporadycznie suczka rodziców dostaje, taki namoczony. 

Latem, gdy przez dwa dni nie zebrano jabłek spod jablonek, to nawpierdzielała się i trzeba było jechać do weterynarza. ? Sama se winogrono wpierdziela z winorośli, szkodnica jest, ale przynajmniej nic się nie marnuje. ?

 

Szkoda, że na co dzień nie mieszkam na wsi, bo odpadów bio miałabym zero. O plastiku nie mówiąc. 

 

Markety.

Spoko akcja, ale dla mnie to lipa, bo niestety kupowalabym więcej.

Eclerc I Spolem od dawna maja na sprzedaż "brzydsze" owoce i warzywa. Ostatnio trzy papryki kupiłam za złotówkę; 1 kg ziemniaków za 0,50 gr, mango za 0.80 gr. 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- resztki nie do końca czerstwego chleba

białego- robie z nich grzanki lub tosty

ciemnego dobrego na zakwasie- dodaje do sosów/zup jak zagęstnik, sprawdza sie idealnie i nawet podwyższa walory smakowe dania

- resztki wędlin, sera

robię z nich omlety lub zapiekanki z makaronem

 

Nie marnuje nic i nigdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

9 minut temu, deomi napisał:

- resztki wędlin, sera

 robię z nich omlety lub zapiekanki z makaronem

 

Już nie chcę żebyś dla mnie gotowała.

 

A poważniej i w temacie; gotuję więcej i zamrażam. Dzięki temu mam zawsze trochę świeżego i zapas w zamrażarce.

 

 

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 lata później...

Zbieramy łodygi z koperku, pietruszki, liście z rzodkiewki.

Umieszczamy w naczyniu, dodajemy trochę wody. Myślę, że na domowe zapotrzebowanie wystarczy łączna ilość płynów 0.5l (woda i olej), dodajemy dwie łyżki musztardy, sól, pieprz, cukier, blendujemy i mamy domowy winegret, można dodać opcjonalnie sok z cytryny lub ocet winny. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Lalka napisał:

Zbieramy łodygi z koperku, pietruszki, liście z rzodkiewki.

Umieszczamy w naczyniu, dodajemy trochę wody. Myślę, że na domowe zapotrzebowanie wystarczy łączna ilość płynów 0.5l (woda i olej), dodajemy dwie łyżki musztardy, sól, pieprz, cukier, blendujemy i mamy domowy winegret, można dodać opcjonalnie sok z cytryny lub ocet winny. 

 

Dzięki!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ważny temat tym bardziej, że wg. Eurostatu to w gospodarstwach domowych marnuje się najwięcej żywności (aż 53%). 

Mi i mojemu chłopu się niestety często zdarza coś wyrzucić. Najczęściej są to nienawidzę warzywa, rzadziej jogurty no i resztki z obiadu, bo czasem nagotujemy jak dla całej wsi. 

Oboje mamy zle nawyki, ja zapominam, że coś kupiłam i zmieniam plany, a on kupuje kilogram marchewki, bo była w promocji, a zjemy w ciągu tygodnia może 4. 

W takich sytuacjach robię jakiś pasztet warzywny albo Budda bowl i pakuję tam resztki. Właśnie dzisiaj znalazłam jakąś resztę ugotowanego ryżu, 2 pieczarki, bakłażana, cukinię, jakąś smutną samotną pak choi i te nieszczęsne marchewki, no to warzywa do woka i z sosem orzechowym na obiad wleciały pyszne resztki.

 

W dniu 12.10.2017 o 10:08, Rnext napisał:

 

No i tknęło mnie ostatnio w sklepie, że markety przerzucają konieczność wyrzucania przez siebie żywności, na swoich klientów. Wziąłem z półki paczkę dwóch kolb kukurydzianych, bo czasem dajemy je naszym pupilom jako urozmaicenie diety. Pani na kasie do mnie - ale jak weźmie pan dwie paczki to druga jest gratis. Nie wiedziałem o tym, bo nie czytam tabliczek ani z cenami ani z opisami promocji (antyteza kobiecego zbieractwa? Potrzebuję mamuta a nie kolejnych liści bananowca). Więc w chwili olśnienia zapytałem panią - ale co ja z tym zrobię? Potrzebuję na tydzień tylko dwie, niech skorzysta ktoś kto potrzebuje. Kasjerka nie mogła zrozumieć że nie poszedłem po darmową paczkę. Podobny wyraz zdziwienia miała w oczach pani stojąca w kolejce za mną. 

 

O, dokładnie odwrotnie robi mój facet (i przy okazji mój ojciec też tak robi), strasznie mnie to denerwuje. 

@Rnext jak tam u was sprawy się mają? Cos poprawiliscie w tej kwestii? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@KrólowaŁabędzi jestem na dość restrykcyjnej diecie, więc ogólnie sporo produktów mi odpadło z talerza. Najbardziej to żałuję kakao i orzechów. No ale siłą rzeczy, mniej kupuję i bardziej "celowane" produkty z listy. Wcinam też ogólnie mniej, chociaż przy @H, która żywi się samym patrzeniem na talerz to ja pochłaniam całe zaprzęgi konne z kopytami. Dużo mniej się marnuje, choć dzisiaj wyleciały do kosza piersi z kurczaka. Tyle że to skutek mycia przez @H lodówki i nie włączenia jej z powrotem. Po dobie się jorgnąłem że coś za ciepło w niej i jak zajrzałem do zamrażarki... Reasumując - aktualnie: mniej się kupuje, niewiele marnuje. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wolę się przejść dodatkowo na zakupy niż coś wyrzucić. Zawsze też planuję co zjem i kupuję produkty tak by np. wyszły z nich dwa, trzy posiłki.
Zamiast chleba kupuje bułki. Serki odmierzam tak by np. serek 150g zużyć na trzy razy po 50g. Kostkę twarogu dzielę na pół. Kupuję mniejsze mleko do kawy...

 

Za to moje współlokatorki masakrycznie marnują jedzenie (ostatnio koleżanka wyrzuciła całą szufladę zepsutych warzyw, 3/4 mleka i jakieś inne produkty). Zauważyłam też, że nie szczędzą sobie produktów typ. gotowa kawa za 10zł. Szok. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.10.2017 o 10:08, Rnext napisał:

Kasjerka nie mogła zrozumieć że nie poszedłem po darmową paczkę. Podobny wyraz zdziwienia miała w oczach pani stojąca w kolejce za mną.

Bo to jest tak, że jakby dawali cały karton tej kukurydzy gratis, to ludzie w większości domów wpierdalaliby samą kukurydzę przez tydzień aż się skończy/zgnije bo za darmo. A Ty jak z kosmosu wleciałeś w towarzystwo, odludek normalnie :D

 

 

Wracając do tematu to taktykę mam taką, że na zapas kupuję produkty z długą datą, warzywa, pieczywo, wędliny, świeże ryby/mięso na bieżąco. Ten system również nie gwarantuje zerowych strat, ale są one minimalne. Często o tym decyduje kaprys bo się przejadło i lepiej kupić coś innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

U mnie marnują się tylko rzeczy mięsne. Ja nie lubię mięsa/ szynek, jak nie muszę to nie jem, mój lubi ale on jak zacznie paczkę szynki to już jej nie dokończy. Dla niego wszystko co ma więcej niż dobę jest nie jadalne. Dlatego robię zakupy codziennie, kupuje tylko potrzebne produkty, a gdy nie widzi to z dwudniowych produktów robię albo gofry, albo ciasto, albo pesto, albo tak jak dziś pastę z białej fasoli i pieczonego czosnku do focachi. 

Ja to nawet obierek z warzyw nie marnuje bo z tego zawsze robię bulion, nie ważne, że wyjdzie mi szklanka. Taka szklanka bulionu do sosu to idealnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Lalka napisał:

Dla niego wszystko co ma więcej niż dobę jest nie jadalne. Dlatego robię zakupy codziennie

Haha to dobry kotek, Ja kupną krojoną wędlinę staram się zjeść w 3 doby no czasami w 4 zależy jeszcze co to jest. Z tym ,że to nie jest wędlina z marketu. Jak zrobię sam to może stać i 10 dni. I mimo iż głównie robię zakupy w sklepie 50m od domu to nie mógłbym ich robić codziennie 1-2x w tygodniu to max chyba że samo pieczywo to częściej. W sezonie letnim jak mieszkam na działce na wsi to do sklepu  jeżdżę raz na miesiąc czasami rzadziej. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.