Skocz do zawartości

"Rz"ycie

  • wpisów
    7
  • komentarzy
    9
  • wyświetleń
    2079

Kumulacja zawodowego zawodu...


Rick

1682 wyświetleń

Witam wszystkich czytających moje wypociny.

Uprzedzę już na początku, że dzisiejszy wpis będzie jednocześnie wylaniem żalów i nerwów na - z mojego punktu widzenia - niesprawiedliwość tego świata i jego chwilami bezsensu w sferze życia zawodowego, gdyż ostatnie parę dni dało mi w tej materii nieźle po dupie. Przejdę do sedna:

Ostatnie parę dni pokazało mi bardzo doraźnie, jak ludzie uważający siebie samych za lepszych od innych, ze względu głównie na piastowane przez nich stanowisko w firmie, potrafią mieć głęboko w dupie i jasno pokazywać brak szacunku ludziom z ich punktu widzenia gorszym. Pierwsza zaczęła firma, w której jestem jeszcze zatrudniony (od marca 2015) - każda z osób posiada inną taktykę upodlania ludzi:

"Superwajzerka" - zaczęła pracę w tej firmie, kiedy ja jeszcze nie wiedziałem do czego służy penis oprócz sikania. Zaczynała od szeregowego stanowiska, skutecznie awansując po pewnym czasie do "ważnej" roli. Niestety będąc szeregową pracownicą, nie wykazywała objawów znajomości technicznej strony produkcji, czy też zdolności nauczenia się obsługi prostych maszyn na hali. Ten nieistotny szczegół nie przeszkodził jej jednak w robieniu kariery, gdyż potrafiła skutecznie podpie*dolić bliźniego swego, gdy zauważyła coś niepokojącego z jej punktu widzenia, lub też zrzucić winę na innego pracownika, gdy sama coś spie*doliła. To jest właśnie jej filozofia działania na obecnym stanowisku - świdruje temat do momentu, aż zgłaszający problem odpuści, albo obraca kota ogonem, aby wzbudzić w rozmówcy poczucie winy i też w końcu odpuścić. Jest również specjalistką od siania najgłupszych plotek na temat szeregowych pracowników, aby generować niepotrzebne konflikty między ludźmi. 



Tą panią x razy grzecznie informowałem/prosiłem/dawałem do zrozumienia, że jestem osobą z ambicjami, jak też z wykształceniem technicznym informatycznych co sprawia, że jestem w stanie bez problemu nauczyć się obsługi maszyn CNC na hali, jak też pojąć zasady ich programowania, jeżeli firma da mi taką możliwość rozwoju, do czego gorąco zachęcałem. Jak się domyślacie po przeczytaniu opisu tej osoby - gadka skuteczna jak rzucanie grochem o ścianę, miała to chyba nawet głębiej niż w dupie, choć oczywiście twierdziła, że będzie to miała na uwadze. 2 lata "mienia tego na uwadze", pomimo przypomnień moich - echo...

Menadżer - niedawno przyjęty na miejsce rezygnującej ze stanowiska poprzedniej menadżerki, zwany przeze mnie "panem przyjacielem chińskiego ludu". Człowiek, który zadziwiająco skutecznie tworzy wrażenie subtelnego i wyrozumiałego przyjaciela, służącego Ci radą oraz wsparciem w Twoich trudnych chwilach. Niestety, po bliższej obserwacji oraz posłuchaniu jego wypowiedzi, z pod kurtyny przyjaciela wyłania się obraz mającego w dupie sku*wiela, który tak naprawdę gardzi swoimi podwładnymi z uśmiechem na ustach, próbując z nich robić debili, choć ktoś w miarę sprytny wychwyci bezsens bzdur chwilami przez niego wygadywanymi bez większego trudu.

"Przyjacielowi wszystkich pracowników" też przypominałem o temacie moich możliwości na CNC, sugestiach że nie lubię stać w miejscu, że chcę się rozwijać w miejscu pracy, aby mieć motywację, cel do którego dążę. Zapisał coś w swoim zeszycie formatu A4, a mnie poinformował, że przy corocznym przeglądzie pracowników (taka forma oceny pracy wszystkich na koniec roku) - do tematu wrócimy. Był przegląd, menadżera ani śladu, jak również powrotu do istotnego dla mnie tematu. Nie omieszkałem również wtedy przypomnieć "superwajzerce", że dalej oczekuję ze strony firmy jakiegoś zaangażowania w moją sprawę. 

Minęły miesiące roku 2018, przyszła wiosna i w końcu na wyspy, a ja postanowiłem zmienić pracę, gdyż ciągła harówa na nocnej zmianie zaczęła być bardziej problemem, niż wygodą. Przespane całe dnie w tygodniu prawie, mało czasu na trening, rozwijanie się, naukę angielskiego w szkole, a i jeszcze trzeba się swoją kobietą zająć (you know what I mean) - "bateria" prawie cały czas na rezerwie, zero energii do życia. Burdel w firmie również nie nastrajał pozytywnie - wiecznie problemy z poprawnością specyfikacji produktu, niedokładność produkcji detalów do obróbki późniejszej, pretensje że mało robimy, choć robimy 2x więcej niż I zmiana, zwalanie winy na II i III zmianę za błędy I-szej - sporo tego. 

Znalazłem bardzo dobrze rokującą ofertę na stanowisko "Inżynier programowania laserów CNC", gdzie firma zapewnia na okres próby niezbędne szkolenia pod okiem mentora, więc doświadczenie nie jest ścisłym wymogiem. Od razu wziąłem się za napisanie profesjonalnej "CV-ki", wysłałem na podany adres mailowy. Błyskawiczna odpowiedź, która dała mi do zrozumienia, że firma jest bardzo podekscytowana możliwością zatrudnienia mnie, więc zapraszają na rozmowę kwalifikacyjną jak najszybciej. 

Od*ebałem się jak "szczur na otwarcie kanału", papiery do teczki i jedziemy. Rozmowa odbyła się w miłej atmosferze, choć ciężko było ukryć moje zmęczenie powodowane ciągłą pracą na nockach. Menadżer firmy był jednak bardzo wyrozumiały, stwierdzając że zna dobrze to uczucie, gdyż sam kiedyś długo pracował na nocnej zmianie. Rezultat rozmowy był pozytywny, skwitowali moje papiery z nutą zadowolenia, że mają dobrze aspirującego i ambitnego pretendenta na stanowisko programisty. Byłem absolutnie z nimi szczery, że oczywiście na początek muszę poznać ich oprogramowanie rzecz jasna, lecz kiedy to już zrobię, będę w stanie szybko zrozumieć jego najważniejsze funkcje i zacząć wydajnie pracować, gdyż będę miał cel i ambitnie do niego dążył, w przeciwieństwie do mojego jeszcze obecnego stanowiska pracy. Uścisk dłoni, wraz z informacją, że mam we wtorek spodziewać się telefonu z dalszymi szczegółami (rozmowa odbyła się w piątek).

Nadszedł wtorek, telefonu nie wyciszałem do końca, aby w razie czego odebrać, gdyby zadzwonił mój potencjalny nowy pracodawca. Nie zadzwonił. Nie zraziłem się jednak, tylko napisałem do osoby, która ogłoszenie wystawiła, dlaczego nie zadzwonili z firmy, skoro miałem informację aby oczekiwać na telefon dzisiaj. Jeżeli mnie odrzucili, to niech mi po prostu napisze - żebym nie oczekiwał nadaremnie. Dostałem przeprosiny wraz z informacją, że jutro się ze mną skontaktują na pewno - po prostu rozważają kogo gdzie przydzielić (było parę stanowisk do obsadzenia). 

Przy okazji poinformowałem w obecnej pracy menadżera, że jestem w trakcie rozmów o pracę z inną firmą, na znacznie lepsze stanowisko, więc prawdopodobnie zobaczy na swoim biurku w niedługim czasie wypowiedzenie. Zaczęła się rozmowa, przy której uprzedził mnie, żebym zwrócił uwagę na zarobki, gdyż może mi się ta zmiana nie kalkulować (myślałem, że jebnę ze śmiechu), jak również poprosił mnie, żebym przyszedł następnego dnia do jego biura, gdyż on będzie "wcześniej niż zwykle" (zwykle jest ok. 8 rano, ja kończę zawsze o 7), więc przedstawi mi alternatywne opcje, które przekonały by mnie może aby pozostać tutaj. Zapytał mnie jeszcze na odchodnym, gdzie do jakiej firmy aplikuję. Nie była to żadna tajemnica, więc mu powiedziałem (choć mam wrażenie, że postąpiłem w tym momencie jak idiota, gdy teraz o tym sobie pomyślę, ale o tym na końcu). 

Środa - czekam rano na menadżera, który podobno "miał być wcześniej", liderka ranki również potwierdza, że powinien już być w biurze. Nie ma... Zero informacji, zero czegokolwiek, po prostu sprawę olał. Więc nie czekając zbyt długo, a jedynie kwadrans po swojej nocce, zawinąłem swój spracowany tyłek i wróciłem do domu, ujęty troską i szacunkiem menadżera w stosunku do mojej osoby.

Telefon znów nie wyciszony "w razie W". Miałem przerywany sen z powodu ekscytacji nowym stanowiskiem pracy, które na mnie podobno czeka. Cholernie mi zależało na tej robocie, gdyż miałbym w końcu ambitne stanowisko wymagające nauki. Telefon jednak milczał, potwierdzając moje obawy, że "coś chyba kręcą, skoro nie zadzwonili wczoraj". Napisałem po raz kolejny do typa, nieco już wkurwiony, ale grzeczny (emocje podczas pisania odstawiłem na bok, choć już mnie korciło żeby podziękować za brak szacunku i robienie w ch*ja). "Ponownie nikt się nie odezwał pomimo informacji od Pana" Odczytał, lecz nic nie napisał...

Czwartek (10 maj) - wracam z roboty, już fest zirytowany, gdyż nie wiem co odpie*dala firma do której aplikuję, a mój menadżer swoim zachowaniem pokazał, w jak głębokim poszanowaniu mnie posiada. Dostałem odpowiedź na moje pytanie dnia poprzedniego: "Obawiam się że Twoja aplikacja została jednak odrzucona".

DYQNEdV.jpg

 Wpierw mi mówią, że szczegóły "otrzymam we wtorek telefonicznie", we wtorek mi mówią, że "w środę", a w czwartek dowiaduję się, że jednak "moja aplikacja została odrzucona" - tak nagle z dupy. Produkując ten wpis, furia już mi stopniowo opadła, ale moment po odczytaniu odpowiedzi miałem ochotę wyjść i przebiec sprintem wokół całego miasta, żeby wyładować to wkurwienie, które mnie zaatakowało po odczytaniu "dobrej nowiny". 

Nie, nie jestem wku*wiony o to, że jednak odrzucili moją aplikację - jestem wkurwiony o to, w jaki sposób to zrobili, gdyż dali mi złudne nadzieje, które przez chwilę spowodowały u mnie dosłownie stan niebotycznej euforii, aby mój upadek chyba bardziej zabolał na końcu. Pikanterii dodało zachowanie mojego obecnego menadżera, który zadziwiająco szybko olał dane przez siebie samego słowo, że przedstawi mi inne możliwości rozwoju w obecnej firmie. Odnoszę jakieś niepokojące wrażenie, że to właśnie jemu zawdzięczam odrzucenie aplikacji, gdyż wiedział gdzie aplikuję, więc dlaczego by na przykład nie miał zadzwonić i przekonać ich do odrzucenia mojej oferty, gadając wymyślone na poczekaniu bzdury na mój temat. Za dużo tu widzę "przypadków" następujących jeden po drugim, co dodatkowo nakręca we mnie spiralę wku*wienia - choć oczywiście tą teorię muszę wsadzić do katalogu "spiskowe", gdyż prawdziwej przyczyny odrzucenia aplikacji nigdy raczej nie poznam... Pytam gdzie tu jest odwzajemniony szacunek do mnie, do mojego czasu i starań? No ku*wa gdzie?! Dosłownie miałem wrażenie przez dłuższy moment, że zarówno mój menadżer, jak i kadrowiec z drugiej firmy, wspólnymi siłami się wysrali prosto na moją twarz, srając na moje starania, aspiracje, poświęcenie i szacunek wobec nich...

Ufff... Trochę mi ulżyło, jak wyrzuciłem to z siebie. Mam nadzieję, że w miarę miło Ci się to czytało drogi czytelniku. Pozdrawiam wszystkich cierpliwych, którzy doczytali do końca, nie rezygnując po drodze.

Ps. Wypowiedzenie i tak już mam wydrukowane, czeka z wpisaną dzisiejszą datą (10 Maj 2018) aby je położyć na biurku menadżera. Muszę się szybko i stanowczo odciąć od źródła stresu. To będzie test mojej silnej woli - czy jestem gotowy wyjść z tej "chu*owej ale stabilnej" strefy komfortu, bez mrugnięcia okiem i wyrzutów sumienia. 

 

  • Like 1
  • Smutny 1

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Jak to w życiu raz z górki raz pod górkę, w końcu musi być lepiej :)

Chociaż można kilka dołów po drodze zaliczyć.

Błąd karygodny, zapamiętaj go na przyszłość, swoje plany zachowuj tylko dla siebie, a wyjawiaj je po zrealizowaniu.

Sam sobie sprzedałeś, pomijając już bandę wypranych snobów w otoczeniu biegnących w walce szczurów.

Edytowane przez Sitriel
  • Like 2
Odnośnik do komentarza

Po dzisiejszym dniu i przedłożeniu nieświadomej niczego superwajzerce wypowiedzenia umowy (musiałem jej to pismo przedłożyć, gdyż menadżer sobie na urlop poszedł), czuję się wręcz znakomicie. Dosłownie spadł ze mnie niewidzialny ciężar, uciskający przez długi czas niszczoną małymi krokami psychikę. Lekcję odebrałem, nawet chyba z nawiązką, gdyż superwajzerka nie spodziewała się w tak trudnym dla firmy momencie (samobójstwo jednego pracownika, sporo ludzi na niespodziewanych urlopach, braki w kadrach horrendalne), że pierdolnę jej wypowiedzeniem na stół i powiem wprost, aczkolwiek grzecznie - o powodach mojej rezygnacji ze współpracy. Styki się tej babie w momencie przepaliły.  


Menadżer jak i również ona żyli w przekonaniu, że nie podejmę tak szybko stanowczego działania - że niby dałem się udobruchać ich łaską pt. "może coś w końcu Ci jednak damy, jeżeli zostaniesz".

Zrobię o tym osobną relację tutaj może jeszcze dzisiaj, jak po angielskim nie będę miał mózgu wypranego za mocno ;)

Odnośnik do komentarza

@Rick - kwestia formalno-prawna. Nie każdy pracownik jest upoważniony do przyjęcia wypowiedzenia. Jeżeli Twoja super-wisiorka nie jest (na 90% nie jest) to Twoje wypowiedzenie nie ma mocy prawnej i mogą Ci narobić gnoju z tego powodu (np. udawać, że porzuciłeś robotę i wpisać dyscyplinarne zwolnienie na świadectwie pracy). Jak to takie mendy, jak opisujesz, to należy brać taką możliwość pod uwagę.

Najprostszym sposobem uniknięcia takiego obrotu spraw jest złożenie pisma na recepcji, przypilnowanie przybicia stempla 'Wpłynęło' z datą i zrobienie sobie kopii.

Edytowane przez Adams
  • Like 2
Odnośnik do komentarza

Dostałeś nauczkę, bo za bardzo ci zależało. Na wyjebaniu mentalnym trzeba być całe życie i robić swoje, bez przywiązywania się :D Łatwo mówić, wiem :D 

 

Trzymaj się. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza

Rick, a robiłeś już sobie kurs programowania CNC? To nie są jakieś horrendalne kwoty za kurs w renomowanej uczelni (3-4 tys.),a  mogłoby Ci to bardzo pomóc.

Ponadto, powiem co już pewnie dobrze wiesz: "Nigdy nie przyznawaj się, że zmieniasz pracę, a o nowym pracodawcy to ani mru, mru".

Zawsze tak robiłem i wychodziłem na tym tylko lepiej.

Odnośnik do komentarza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.