Skocz do zawartości

"Rz"ycie

  • wpisów
    7
  • komentarzy
    9
  • wyświetleń
    2074

Nowa praca i Polski lider zmiany


Rick

1018 wyświetleń

Witajcie

Po pożegnaniu się z firmą, która miała totalnie w dupie fakt mojego istnienia, jak też wkładu mojego w dobrze wykonaną pracę i zaangażowania do nauki nowych rzeczy, maszyn, technologii - podjąłem zatrudnienie w firmie nieopodal sąsiadującej od mojego poprzedniego miejsca zatrudnienia, która zajmuje się produkcją amunicji treningowej dla armii USA. Praca przy dość sporych wymiarów maszynach - tokarkach (o których nawiasem mówiąc nie wiedziałem w momencie podjęcia tej pracy absolutnie nic), jako "operator maszyn". System pracy nieco lepszy, koniec z "nockami", na brud uczulenia nie mam, a do temperatury otoczenia przy maszynach człowiek jakoś przywyknie. Z pozytywnym więc nastawieniem, myśląc o nowych możliwościach rozwoju na nowym (dla mnie) stanowisku pracy, przy maszynach, których od podstaw muszę się nauczyć od strony mechanicznej, jak również i programistycznej, rozpocząłem swoją karierę w tej firmie.

Na początku, w celu aklimatyzacji w nowym miejscu pracy, wykonywałem jedynie pomiary produkowanych detali, po wcześniejszym zapoznaniu się z oprogramowaniem służącym do inspekcji tychże, jak też poznałem podstawowe procedury przy kontroli produkcji, podstawowe błędy maszyn itp., itd. Praca w porządku, towarzystwo dość wesołe, a lider - Brytyjczyk o imieniu Dave, bez zbędnych spięć i z łagodnym usposobieniem tłumaczy w razie potrzeby co i jak zrobić. Pomimo, że byłem po pierwszym dniu totalnie zdezorientowany, skołowany i zrezygnowany z dalszej tam pracy uznałem, że tak łatwo przecież nie będę się poddawał - po prostu muszę się przespać z natłokiem nabytych tego dnia informacjami.

Ze względu na to, że pracuje tam moja partnerka (na innym jednak dziale), doszliśmy wspólnie do wniosku, że najlepiej będzie pracować na tej samej zmianie - oszczędzi się trochę na paliwie, spędzi się trochę więcej czasu wspólnie itp. 

Po niedługim czasie udało mi się załatwić moje przeniesienie na inną brygadę, gdzie jak już się dowiedziałem chwilę wcześniej - liderem jest Polak o imieniu Sławomir, pracujący w firmie od 11 ponad lat. Doświadczony, choć podobno też "wymagający", ale "potrafiący dobrze nauczyć pracy". W zasadzie będąc już prawie 4 lata w UK i słysząc, że Polak jest na stanowisku lidera, dostaję zawsze gęsiej skórki. Może to tylko moje uprzedzenia, ale niestety rodak na takim stanowisku nie wróży nic dobrego, a już na pewno nie gwarantuje normalnej atmosfery w pracy (choć rzecz jasna zdarzyło się parę nielicznych wyjątków).  

Już w pierwszy dzień na nowej brygadzie przekonałem się, jak bardzo jest "wymagający" nowy lider. Zostałem wrzucony na dwie maszyny starszego typu, z zupełnie innym interfejsem i obsługą, które wymają znacznie więcej uwagi operatora podczas produkcji. Początki często bywają trudne - to normalne, więc przyjąłem to już jako coś naturalnego. Nie było już "szoku" jak w pierwszy dzień, gdzie najebali mi do głowy tyle informacji, że z uszu szedł mi dym zaraz po skończeniu pierwszej dniówki... Nie było zbędnych spięć z liderem, choć atmosfera na tej brygadzie w moim odczuciu okazała się zupełnie odmienna, niż na poprzedniej, gdzie lideruje Brytyjczyk. Na tej czuje się jakieś takie wiszące nieco "napięcie", ludzie jacyś tacy nieco bardziej spięci, gdzie najbardziej spięty jest właśnie lider i chyba roztacza swoją aurę na cały dział. Na poprzedniej zmianie na wesoło można było zamienić parę słów z ludźmi, tutaj jakoś tak pracujący mniej do tego skorzy, mniej uśmiechnięci i jakby nieco zestresowani. 

Sam Sławomir to facet około 40-ki, już nieco przysiwiały, z angielskim na poziomie, ja bym określił - podstawowym (najlepiej operuje słowami "fuckers, fuck, fucking, idiots") - charakterystyczną jego cechą jest srebrny łańcuch noszony na koszulce, postawa Quasimodo próbującego iść w pozycji wyprostowanej, oraz (jak się szybko przekonałem) - braku cierpliwości.

 

Jego brak cierpliwości poznałem w momencie, kiedy uczył mnie już podstaw regulacji wierteł i ostrzy, żeby skorygować błędny wymiar naboju na odpowiadającym mu narzędziu. Miałem z tym na początku spory problem, a spięta atmosfera w miejscu pracy i temperatura (oscylująca między 29 a 33/34 stopni celsjusza), również mi nie pomagały. Sławomir żeby lepiej utrwalić wiedzę swojego ucznia, często stosuje "pułapki", czyli np. mówi do mnie - "ustaw na pozycji 1-szej wiertło o 200 mikronów bliżej", po czym po chwili pokazuje mi suwak z pozycji 6-tej (która jest zaraz poniżej pierwszej), gdzie tłumaczy mi skalę jak przesuwać żeby ustawić wedle jego życzenia te 200 mikronów. Kiedy mi w ten sposób objaśniał zaraz na początku dniówki co i jak ustawić, chwyciłem klucz imbusowy i zacząłem luzować pokrętło, aby zmienić ustawienie - pod czujnym okiem "mistrza" lidera. Oczywiście, że byłem jeszcze nie do końca rozbudzony i skupiłem się głównie na informacji o skali, którą mi objaśniał na pozycji, której nie powinienem ruszać, oczywiście zacząłem luzować właśnie tą pozycję (6-tą), zamiast 1-szej. 

Lider do mnie z pytaniem:

 

- co Ty odkręcasz?

 


Odpowiadam mu:

 

- No odkręcam regulację wiertła, żeby przesunąć jak mi pokazywałeś.

 


Ten już nieco wkurwiony:

 

- A którą pozycję odkręcasz?

 

 

 

Ja:

 

- No tą, na której mi objaśniałeś skalę.

 


Lider (już zagotowany konkretnie):

 

- Czemu ku*wa nie odkręcasz tego, które mówiłem, tylko to, które jest dobre?

 


Ja (też już wkurwiony nieźle):
- Bo żeś mi ku*wa pokazywał jak regulować na tym, które odkręcam, a nie na tamtym!

Lider (100% wkurw):

 

- Ale masz kurwa regulować pozycję 1-szą, a nie 6-tą!!!

 


Ja (125% wkurw):

 

- To po jaki ch*j mi mieszasz we łbie i mówisz "kręć 1-szą pozycję", a objaśniasz mi sposób regulacji na 6-tej!!!!????

 


Lider (tryb armageddon):

 

- Bo żeś ku*wa powinien już wiedzieć która pozycja gdzie jest!!!!!!! Ch*ja się tym interesujesz czy co???? Ja pierdolę, co za ................... (dalej nie słyszałem, gdyż odszedł wkurwiony, robiąc szerokie gesty i drąc ryja na pół hali).

 


Moje wkurwienie również sięgnęło zenitu, więc zabrałem swoje narzędzia, schowałem do skrzynki i już byłem gotów żeby podziękować firmie za współpracę. Za chwilę wrócił lider (widocznie ostygł) i mówi do mnie nieco spokojniej:

 

- Chodź na chwilę, ustawimy to jeszcze raz

 

 

Ja, że dalej wkurwiony byłem, odpowiedziałem mu grzecznie:


- Weź spie*dalaj ku*wa zostaw mnie w spokoju!!!

 


Wyprowadził mnie po prostu konkretnie z równowagi, dałem się ponieść tym cholernym emocjom. Ręce mi latały jakbym miał zespół Parkinsona - niezawodny znak, że jeden fałszywy ruch z jego strony i zarobi w mordę, gdyż jestem krok przed końcem granicy o nazwie "samokontrola". 

Odszedł jednak jeszcze bardziej wkurwiony, ponownie wyzywając na mnie, na cały świat i wszystko dookoła - nie dał mi (na szczęście pretekstu). Ja, żeby odreagować te nerwy, poszedłem do ubikacji, gdzie następnie całą siłą wydarłem ryja do lustra, potem obmyłem się zimną wodą, żeby trochę ostygnąć. Niestety - przy wchodzeniu do łazienki, niezbyt grzecznie potraktowałem drzwi, w konsekwencji czego zostały delikatnie uszkodzone (dość cienka dykta, która dosłownie włamała się delikatnie do środka). Gdybym potraktował te biedne drzwi pełną siłą, prawdopodobnie już nigdy więcej nikt nie musiałby ich otwierać, aby się do tego pomieszczenia dostać. Prawdopodobnie wtedy wyobrażałem sobie, że owe drzwi to głowa mojego lidera, a nieco mocniejsze pchnięcie już poszło z "automatu". 

Lider widząc mój wyraz twarzy, telepiące się jeszcze nieco łapy, jak również "pamiątkę" na drzwiach od łazienki - uspokoił nieco ton wypowiedzi i zmienił podejście do tematu. Usiadł ze mną przy biurku, wziął notes i zaczął mi dokładnie rozpisywać pozycje w maszynie, wraz z wiertłami/ostrzami, co które i za co odpowiada na detalu itp. Wyjaśnił dokładnie, ja porobiłem zdjęcia, które sobie w domu spokojnie jeszcze obrobię na gotowy materiał pomocniczy, ale co najważniejsze - pojąłem w końcu w normalny sposób, jak działa ta cholerna maszyna, bez zbędnego pie*dolenia i "pułapek" lidera, który chyba uznał, że po 3 dniach nauki będę biegle operował co najmniej jedną maszyną. 

 


Oczywiście jeszcze wrócił do tematu drzwi:


- ja Cię nie podpie*dolę do menadżera, ale musisz sam iść z nim o tym porozmawiać. Powiedz mu, że ja Cię wku*wiłem i dlatego te drzwi uszkodziłeś.


Pomyślałem sobie, że z jednej strony to dziwne, że sam mnie śle do menadżera, żebym opowiedział zgodnie z prawdą, co się stało. Sam na siebie bata kręci? Nie... Coś mi tu nie gra. Zaraz zaraz... Przecież on tutaj robi 11 lat już ponad, więc podejrzewam, że jedyną osobą, która otrzyma "zjebki" - to będę Ja. W końcu, że ja "agencyjny", no i robię łącznie niecały miesiąc. Nie myliłem się wcale...

Po przedstawieniu całej sytuacji, metody nauczania przez lidera, jego werbalną agresję, jak też porywczość, po czym moje wkurwienie przez to i w efekcie lekko uszkodzone drzwi - otrzymałem pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, z informacją, że pomimo nawet tego, że Sławek mnie zdenerwował, powinienem hamować swój temperament, bo on po prostu "jest specyficzny". "Już bym Cię mógł teraz zwolnić, ale masz ostrzeżenie - następnym razem będziesz zwolniony". Sławek z miną jakby Boże Narodzenie nadeszło pół roku wcześniej, zapytał mnie z szyderczym następnie uśmieszkiem:


- No i co? Pochwalił Cię?


Odpowiedziałem jedynie:

- Nie bardzo...


Jednak pomimo tego, że "opuściłem gardę" - czyli uległem kompletnie emocjom i towarzyszącej im adrenalinie, uszkodziłem drzwi, jak też otrzymałem ochrzan od menadżera - Sławek jakby nieco zmienił nastawienie do mojej osoby. Wyjaśnił mi również, że z niego jest "emocjonalna dość osoba", więc często mogę go widzieć drącego ryja na cokolwiek co się na hali zjebie, albo kogokolwiek, ale żeby zasadniczo nie brać tego do siebie, bo on taki "po prostu jest". "Nie ma spiny, a o sprawie zapominamy, wszytko jest ok" - stwierdził na koniec. Ja też uznałem, że wypada przeprosić, gdyż poniosło mnie znacznie za dużo, w stosunku do zaistniałej sytuacji. 

Pomimo pewnych poniesionych konsekwencji, odebrałem dobrą lekcję życia i sporo wiedzy na temat moich obecnych reakcji na pewne stresujące sytuacje. Jednego dzięki temu jestem pewien na 100% - sporo przede mną jeszcze nauki, zmiany odruchów i zachowań, jak też ćwiczenia odporności na stres. Warunki pracy w poprzedniej firmie spowodowały, że troszeczkę spocząłem na laurach, gdyż nie byłem wystawiany bezpośrednio na stresujące czynniki (nocka, a więc cisza i spokój, brak menadżera i innych idiotów, więc i sporów nie było za wiele).

Póki co więc, dalej tam pracuję, choć świadomy tego, że menadżer może mnie odbierać jako "narwanego i agresywnego wariata" - moje dni mogą być w firmie już policzone, ewentualnie sam ją opuszczę gdy uznam, że jednak nie jestem w stanie wziąć na klatę podejścia lidera, atmosfery na dziale, warunków pracy i natłoku (póki co) zdobywanej tam wiedzy.

Czas pokaże...


 

  • Like 2

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Taa nie ma spiny - do jego następnej akcji. Nie wiem jak jest w pracy w totalnie męskim gronie, ale u mnie agresja i kłótnie z liderką, gdy zachowywała się jak szuja, skończyła się moim zwolnieniem z pracy. Trzeba się nauczyć innego zachowania. W mojej ocenie, jeśli Cię to interesuje, w pracy lepiej być osobą zimną i wyrachowaną, trzeba być większym dupkiem niż największy dupek, bo znam wieeele historii gdy szefostwo bardziej popiera dupka ze średniego szczebla, niż uczciwego pracownika z niższego.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.