Skocz do zawartości

Droga do męskości

  • wpisów
    10
  • komentarzy
    31
  • wyświetleń
    4789

#04 O "Syrenach z Tytana"


Carl93m

1614 wyświetleń

Po "Śniadaniu mistrzów" przyszedł czas na lekturę drugiej pozycji spod pióra Kurta Vonneguta, która znajduje się na mojej domowej półce. Na wstępie zaznaczę, że gdybym wcześniej wiedział jakiego typu to książka, na pewno bym po nią nie sięgnął. 

 

SF to zdecydowanie nie moja bajka. Od dziecięcych lat moja wyobraźnia była mocno rozpalona w kierunku filmów czy gier (bo książek nie lubiłem), których akcja była osadzona w historii świata rzeczywistego. Nie przepadałem za Gwiezdnymi wojnami, nie lubiłem Star Treka i nie mogłem pojąć dlaczego część moich rówieśników woli ogame od plemion, albo Starcrafta od chociażby Twierdzy. Syreny z tytana to pozycja z gatunku międzygwiezdnych podróży, ale szybko rzuca się w oczy jej odmienność. Już na początku lektury wiedziałem, że nie będzie to proza pokroju P. K. Dicka - szalona, odjazdowa (albo w tym kontekście wręcz odlotowa), kolorowa i komiksowa. Byłem pewien, że Vonnegut będzie chciał pod płaszczykiem powieści SF przekazać filozoficzną pigułkę skłaniającą do przemyśleń. 

 

Jak zwykle, po przeczytaniu książki zapoznałem się z kilkoma krótkimi recenzjami i opiniami dotyczącymi interpretacji, dostępnymi w internecie. Jak zwykle też, moje ścieżki interpretacji tego co autor chciał przekazać czytelnikowi były szalenie rozbieżne. Gdybym miał w jednym odpowiedzieć, będąc wywołanym do tablicy w szkole, o czym według mnie jest ta książka, powiedziałbym: 

- Książka jest o tym, że rzeczy są po nic. Wielkie czy małe. Po prostu są i tyle. 

 

Szczerze mówiąc wpadłem na powyższe zdanie właśnie teraz. I jestem bardzo pobudzony z tego powodu jak pięknie udało mi się opisać tą książkę. Jestem z siebie bardzo dumny i mam wrażenie, że w końcu zaczynam łapać o co w tym wszystkim chodzi. W tej całej dyskusji filozoficzno-literackiej.

 

Teraz zdradzę akcję książki, więc lepiej niech nie czyta ten, kto chce przeczytać książkę.

Akcja toczy się w Układzie Słonecznym.

Autor wprowadza nas w wymyślone przez siebie pojęcie "infundybuła chronosynklastyczna". Generalnie nie bardzo zrozumiałem o co z tym chodziło na początku, ale potem ogarnąłem, że chodzi o możliwość podróżowania zarówno w czasie i przestrzeni nielinearnie. Winston Niles Rumfoord jest bodajże jedynym człowiekiem, który opanował sztukę panowania nad zaginaniem czasoprzestrzeni.

Pierwsza część książki toczy się w luksusowej posiadłości Rumfoordów. Tenże Winson, materializuje się wraz ze swym psem Kazakiem w ogrodzie rezydencji, a Malachi Constant - drugi główny bohater jest wówczas świadkiem wydarzenia.

Dowiadujemy się o szczegółach typowych dla każdej opowieści - kto jest kim, jak to i owo wygląda etc. Generalnie na mój gust, nic ciekawego.

 

Malachi Constant jest niesamowitym bogaczem, odziedziczył fortunę, którą dalej pomnażał. Jego przodkowie zdobyli fortunę chyba spekulując i obracając akcjami, ale tutaj nie jestem pewien, cholera zapomniałem, ale nie istotne. Ważne, że facet robił to w jednym pokoju hotelowym i był święcie przekonany o byciu wybrańcem Boga. To właśnie podczas jednej z materializacji Rumfoorda, Constant dowiaduje się, że wraz z żoną tegoż Rumfoorda będzie miał syna o imieniu Chrono i będą żyć na Marsie. Constant wpada w panikę, chce za wszelką cenę uniknąć wyjazdu z Ziemi, sprzedaje swój statek kosmiczny etc. Dowiaduje się, że papierosy, które sprzedawał powodowały bezpłodność i przewidywał, że pozwy klientów, wykończą jego biznes. Rumfoord pokazuje też Constantowi zdjęcie skończenie pięknych Syren z Tytana (księżyca Saturna).

 

Następnie akcja się przenosi na Marsa. Centralna część książki to opis perypetii niejakiego Wuja. Jest on jednym z członków armii Marsa, wymierzonej na podbój Ziemi. Nieposłuszni żołnierze mają anteny w głowie, za pomocą których przełożeni sterują nimi. Wujo morduje na rozkaz swojego przyjaciela. Przed morderstwem dostaje on informację o tym, żeby zajrzał pod kamień w wyznaczonym miejscu. Wujo po wszystkim odnajduje dziennik. Okazało się, że spisywał tam wszystko czego się dowiedział i chował dziennik w jedno ustalone miejsce. Wszystko po to, aby uchronić się przez resetami pamięci, którym zostawali poddawani nieposłuszni. Wujo wierzy swoim zapiskom i zbiera się do ucieczki z Marsa, ale chce zabrać ze sobą swoja dawną kobietę i dzieciaka, który posiada blaszkę - talizman, dzięki któremu jak wierzy, otrzymuje moc. 

 

Okazuje się, że siłom Marsa i całej jego cywilizacji przewodzi Winston Rumfoord. Wujo porywa statek kosmiczny i dezerteruje wraz z jego przełożonym Boazem. Nie udaje się zabrać rodzinki, choć podjął próby. Wojska Marsa ruszają z inwazją na Ziemię. Wujo z Boazem trafiają na Merkurego gdzie poddani są tułaczce niczym mityczny Odyseusz. Inwazja marsjańska rozbija się niemal całkowicie o zjednoczone ziemskie siły. Akcja wygląda żałośnie, Marsjanie ulegają całkowitej zagładzie, a straty ludzkie są znikome. 

 

Następnie dowiadujemy się, że Rumfoord poświęcił 100 tyś. Marsjan w celu zjednoczenia Ziemian przeciwko jednemu, obcemu wrogowi. Inwazja jest pretekstem do przedefiniowania życia religijnego oraz społecznego i politycznego. Zaprowadza swoiste New World Order. Zaczyna się kult Boga Całkowicie Obojętnego. Bóg jest i tyle. Ma wszystko w dupie. Rumfoord obiecuje "mesjasza" - tułacza z kosmosu. Wujo wraca na Ziemię i się okazuje, że jest tym właśnie mesjaszem. Rumfoord się materializuje, spotykają się wszyscy - Wujo, który jak się okazuje jest Malachim Constantem, żona Constanta i wcześniej Rumfoorda, a także mały bad boy - Chrono. Rumfoord zły, ale wiedzący, że fatum nie oszuka, znający wydarzenia z przyszłości, odsyła Constanta ze swoją żoną Beatrycze i synem Chrono na karny pobyt na Tytanie.

 

Cała trójka dalej bytuje sobie dalej na Tytanie. Poznajemy Salo - starego robota, który od setek tysięcy lat czeka na część zapasową do siebie samego z odległej Tralfamadorii. Okazuje się, że częścią jest amulet Chrona. Salo był przyjacielem Rumfoorda i razem sobie z Tytana patrzyli na Ziemian przez całą ich historię. Rumfoord ginie. Salo wpada w szał i rozbiera sam siebie na części. Malachiemu Constantowi udaje się go poskładać dopiero pod koniec swojego ludzkiego życia. 

Wątek z Salo jest o tyle ciekawy, że podróżował on, aby przekazać mega ważną wiadomość na bardzo odległy kraniec Wszechświata. Wiadomość była tajna. Rumfoord cały czas pragnął poznać wiadomość. Nie udaje mu się to. 

 

Salo bardzo żałuje, że Rumfoord nie poznał wiadomości. Brzmiała ona "Wszystkiego najlepszego". Rumfoord ciągle dążył do poznania dwóch trywialnych słów.

 

Podsumowując, wydaje mi się że całe nasze życie takie jest. Dążymy do czegoś absurdalnego, gonimy za czymś w naszych oczach wielkim. Tworzymy wyobrażenia nacechowane wspaniałymi emocjami, ale są one zwykłą bańką mydlaną na wietrze. Po wszystkim okazuje się, że to czego pragnęliśmy jest... niczym. Jak drogie ciuchy na wojnie, albo pieniądze w czasie zarazy tak aktualnej teraz. Zupełnie jak monolit z "2001: Odyseja kosmiczna". Wszystko jest tak nie istotne, a widzimy to dopiero z odległości czasu i przestrzeni.

 

Patrząc na Ziemię z Tytana, jest ona taka mała. Taka nic nieznacząca... 

  • Like 1

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.