Zachód słońca
Siedząc na drewnianym pomoście lekko moczyła palce stóp w wodzie.
Powoli jego ciało odpływało w stronę zachodzącego słońca.
Czemu zabrał z niej ten ból?
Miała w głowie jego spojrzenie pełne cierpienia.
Łzy powoli zaczęły spływać po jej policzkach. W oddali ciało znikało za choryzont.
Księżyc miał za chwilę zastąpić Słońce na niebie.
Zwróciła oczy ku górze. Wieczorne czyste powietrze przeciął przeraźliwy krzyk pomieszany z bólem i udręką.
Krzyk przeszedł w spazmatyczny płacz.
Jeden obraz miała przed oczami.
Trzymała jego ciało w cierpieniu, trzymała dłoń chłodną jak lód. Gładziła twarz i włosy. Szeptała nie odchodz...Była jego ostatnim widokiem w tym życiu na ziemi.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze