Jump to content

Eurotrip cz.1: Finlandia, Estonia


Maciejos

2,371 views

Witam ponownie. Zapraszam w skromne progi. Tym razem zapraszam do części pierwszej relacji z, póki co, największego wypadu w 2025. Przez 14 dni odwiedziłem 5 krajów: Finlandię, Estonię, Szwecję, Danię i Norwegię. Plan na taki multi-trip miałem już od dawna, jakoś w 2017-2018 miałem całkiem tani, ale za to intensywny kurs przez kilka krajów Europy, w tym Austrię, Słowację, Mołdawię i jeszcze jakieś 2 kraje. Planowanie takich wyjazdów jest dosyć ciekawe i sprawia mi to sporą frajdę - zgrać wszystkie loty, terminy i godziny to istne wyzwanie logistyczne, ale z czasem idzie nabrać wprawy. Na początku będzie notka techniczna, opis właściwy będzie później.

 

W skrócie przedstawię plan mojego wyjazdu, który...podpieprzyłem z jakiegoś biura podróży.

 

Finlandia -> Estonia -> Szwecja -> Dania -> Norwegia

 

Londyn -LOT-> Helsinki -PROM-> Tallinn -LOT-> Sztokholm -LOT-> Kopenhaga -LOT-> Oslo -POCIĄG-> Bergen -LOT-> Londyn

 

Było intensywnie, ale przez to też sporo się nauczyłem - przede wszystkim jak pakować się na tyle minimalnie, żeby nie targać ze sobą ogromnej walizy. Na wyjazd przygotowywałem się może półtora miesiąca. Tyle mniej więcej zajęło mi skompletowanie wszystkiego. Odświeżyłem garderobę, dokupiłem trochę gadżetów, w tym foto. Opowiem o wszystkim zanim przejdę do właściwego opisu. Zafascynowałem się redditem /OneBag, w którym ludzie pokazywali swoje minimalne zestawy na dłuższe lub krótsze wyjazdy. Nie mogłem pojąć jak jesteś w stanie zabrać wszystko co potrzebujesz do plecaka 20-30L i jeździć tak przez kilka tygodni, a nawet miesięcy. Nie będę ukrywał, od dłuższego czasu chodzi mi po głowie bikepacking - czyli długa tułaczka rowerowa. Obejrzałem kilka filmów na youtubie o gościach podróżujących z Anglii do Singapuru na jednośladzie i szczenę zbieram wciąż do teraz. Myślę, że kiedyś rzucę się na coś podobnego (może niedługo, przed 40-tką, jeśli jeszcze mam energię), bo myśl o takiej samotnej i ryzykownej podróży jest mega ekscytująca. Ile ja bym fot narobił....

 

Przeglądając tego reddita zastanowiłem się - a może ja po prostu zamiast nauczyć się pakować lepiej, to powinienem przemyśleć czy...potrzebne mi jest tyle rzeczy?

 

Ta myśl zmieniła moje nastawienie do tego wyjazdu, stąd też mój zestaw na 14 dni wyglądał tak:

 

Bagaż kabinowy: plecak Decathlon Forclaz 40L oraz mini torba-plecak przez jedno ramię, w której trzymałem aparat.

 

Zawartość plecaka:

 

  • 3x "packing cubes" z Amazon Basics - GORĄCO polecam, bo mieć kilka mniejszych toreb z ciuchami/sprzętem bije na głowę wjebanie wszystkiego do plecaka i potem kłopotania się z zapinaniem tego wszystkiego. Tym bardziej jak podczas tego wyjazdu miałem 5 lotów, a co za tym idzie 5 kontroli bagażu, z których prawie na każdej miałem ściągany bagaż do kontroli. Pakowanie się z powrotem trwało chwilę. Do Forclaza 40L wchodzą z lekkim dopchnięciem 3 takie kostki - jeden do małego przedziału, dwa do większego.
  • statyw foto, którego użyłem aż raz....no cóż - waży tylko 1.5kg i zajmuje tyle co butelka 1.5L. Z fotograficznego doświadczenia - lepiej wziąć i nie użyć, niż nie wziąć i żałować.
  • wkładkę z plecaka foto od Manfrotto, w której trzymałem jakieś kable, filtry, ładowarki etc
  • ręcznik podróżny + drybag 10L (do prania, jeśli nie da rady w zlewie)
  • saszeta z kosmetykami, szczoteczką do zębów i kostką mydła (polecam Dr Bronner - dobre do mycia i...prania)

 

Odzież, którą wziąłem na ten stosunkowo mroźny trip:

 

  • 3x komplet bielizny
  • 2x koszulki Uniqlo DRY-EX, które polecam, bo schną niesamowicie szybko. Nie jest to odzież termalna. Wziąłem je jedynie po to, żeby szybko schły przez noc.
  • 1x koszula flanelowa, bo nigdy nie wiesz kiedy porandkujesz :P 
  • dół termiczny z jakiegoś demobilu - sprawdził się w Islandii, więc czemu go nie wziąć
  • polar Patagonia R1 (x2, bo jeden miałem na sobie) - polecam. Dodaje +100 do wyglądu jak "aktywny turysta", ale robi robotę i doskonale odprowadza pot.
  • 1x krótki i 1x długi termal top z Brynje. Wygląda jak wyprawa na niemieckie gej-rave party, ale ta norweska technologia zmieniła moje podejście do bielizny termicznej. Siatka skutecznie izoluje ciało. Sprawdza się w sytuacjach bez lub z lekkim wiatrem. Kosztuje sporo, ale na moje - warto. Będąc w Oslo dokupiłem jeszcze termalny dół - kalesony poszły w odstawkę, bo dostałem doskonałe ocieplenie dołu bez nadmiernego pocenia się.
  • 1x para spodni, chinosy ze sporą ilością elastanu. To była zapasowa para. Grunt to mieć coś co da się łatwo zrolować i przy tym nie pognieść.
  • niezniszczalne Martensy, chociaż jakbym wiedział, to wziąłbym coś wygodniejszego - barefoot.
  • + odzież na sobie

 

Pakowałem się w taki sposób:

 

 

Przez to do małych kostek weszło mi sporo ciuchów, z których część były zapasowa.

 

 

Ok, tyle z technikaliów. Jeśli ktoś chciałby o tym porozmawiać - zapraszam do wiadomości prywatnych, chętnie podpowiem czy nakieruję. Nie jestem specjalistą, a raczej amatorem, który uczył się na błędach. Zapraszam do części właściwej.

 

Dzień 0 i 1:

 

Rozpoczął się...dzień przed wylotem. Pracowałem do około 17, po czym miałem 2.5h na dokończenie pakowania, umycie się i dojście na dworzec, z którego wyruszyłem na lotnisko. Na lotnisko dotarłem około 1.30 i miałem 4.5h do wylotu do Helsinek. Lotnisko Londyn-Stansted to po prostu stypa. Ludzie śpiący na podłodze gdzie popadnie, bo nawet nie ma gdzie tam usiąść. Do około 3-ciej spora część lotniska jest zamknięta. Nie miałem gdzie usiąść, to siedziałem na zewnątrz. Po całym dniu byłem padnięty, zdrzemnąłem się w busie na lotnisko i nafaszerowałem energetykami. Oj jak potem tego żałowałem...

 

Doleciałem do Helsinek około 10-11 lokalnego czasu. Moje Airbnb było dostępne dopiero od 15, więc postanowiłem połazić po mieście, zjeść coś i przede wszystkim się ogrzać. Przypominam, że nocy dnia 0 spałem może 3-4h w trzech turach. Wycieńczenie sprawiło, że było mi zimniej niż zwykle. Zawitałem do lokalnego McD. Podczas swoich podróży lubię próbować specjałów McD danego kraju. Moje serduszko skradł Rye Feast, czyli burger w bułce razowej. Brzmi dziwacznie, ale uwierzcie - to naprawdę smakuje. Po zakończonym posiłku i naładowaniu swoich upadających baterii zdecydowałem się połazić w okolicy mojego lokum na następne dwa dni. Zmarzłem jak gówno i w akcie desperacji wylądowałem w jakiejś kawiarni najbliżej swojego lokum. Okazało się, że kawiarnia była prowadzona przez całkiem sympatycznego...niemca. Pogadaliśmy trochę o micie "najszczęśliwszych ludzi świata - Finów", którzy wyglądają bardziej jak chodząca depresja. Opędzlowałem strudla i zameldowałem się do airbnb.

 

Mój wyjazd byłby niczym bez relacji randkowych. Nie pamiętam dokładnie w którym momencie zainstalowałem Bumble, ale chyba nawet trafiłem na promkę na premium i raczyłem się nim przez tydzień. Nie pamiętam, żeby Finki były jakieś niezwykłe na tejże apce. Generalnie to piękne kobiety z delikatnymi rysami twarzy, ale na apkach wymieszane z ekspatkami (lub ewentualnie z Estonkami, bo Helsinki i Tallinn dzieli może 90km w linii prostej). 

 

IMG-5336.jpg

IMG-5362.jpg

IMG-5370.jpg

IMG-5380.jpg

 

Dzień 2 i 3:

 

Jeśli miałbym być absolutnie szczery. To nie pamiętam nic ciekawego z Helsinek. Sklep Muminków, pełno rusków, zimno i turyści z Chin. W sklepach było niewyobrażalnie drogo. Woda/napój, jakieś wafle ryżowe i serek topiony i już nie masz 10 Euro. Wtedy jeszcze nie prowadziłem sportowego trybu życia, także jadłem co popadło, byle były kalorie. Zwykle wpadała jakaś czekolada i trzymało mnie na pół dnia. Czas spędziłem na łażeniu to tu, to tam i cykaniu fot. Zwykle chodziłem po muzeach i galeriach sztuki, ale tym razem jakoś chciałem przyoszczędzić, więc podczas całego wyjazdu odwiedziłem niewiele takich przybytków. Było niesamowicie zimno, więc spacery były nieco ograniczone czasowo, a do tego pochmurnie - więc nie szczególnie było co focić. Bumble milczało. Nie byłem zbyt zadowolony z takiego startu.

 

Jedyne za co muszę pochwalić stolicę Finlandii to architektura. Ciekawy budynek dworca głównego z stylu Art Deco, monumentalne kamienice lub inne betonowe konstrukty. 

 

Po młodzieżowemu napiszę - "skip". I już jestem na promie do Estonii. 

 

Przeprawa kosztowała mnie 19 Euro i trwała 2.5h. Ogromny prom z kilkoma pokładami i nawet jakimś kasynem na wejściu. Ceny - wiadomo, lotniskowe. Dobrze, że był zasięg i przez całą drogę miałem 5G w telefonie, inaczej zmarłbym z nudów.

 

Do Estonii dopłynąłem około 13 lokalnego czasu. Po wyjściu z portu ruszyłem prosto do hotelu. Było chyba nawet nieco zimniej, ale jakoś znośnie, bo zdążyłem się już przyzwyczaić. Pierwsze wrażenia podczas spaceru do mojego lokum na tylko jedną noc - dziwny miks polski lat 90 z nieco nowocześniejszą odsłoną. Mocno posowieckie budynki, a tuż obok wieżowce. No i do tego było gdzieś o ponad połowę taniej niż w Finlandii. Przysłowiowa siatka zakupów, za którą nawet nie zapłaciłem 10 Euro. 

 

Przepiękna starówka. Generalnie całkiem fajny kraj z jeszcze ładniejszymi kobietami. Bumble szalał. Match za matchem, głównie ekspatki lub przejezdne. Tym samym trafiłem na pewną Chinkę, z którą miałem okazję spotkać się dnia kolejnego. To było jedno z dziwniejszych spotkań. Umówiliśmy się dnia kolejnego, cała reszta nie mogła spotkać się tego samego wieczora, a to jedna pracowała, a to z rana do pracy, pierdololo. 

 

Wieczorem zaczął padać śnieg, także odpuściłem wszelakie spacery.

 

IMG-5386.jpg

IMG-5400.jpg

IMG-5419.jpg

IMG-5429.jpg

 

 

Dzień 4:

 

Poranek jak to poranek - szybki prysznic i na dół na śniadanie. Spanie w hotelach ma ten urok, że odwiedzając każdy kraj można sprawdzić co fajnego jadają na śniadanie. W Albanii było sporo ciast, na Islandii - łososia i tranu, na Łotwie - śledzie i syrniki, a w Estonii? W sumie nic szczególnego. Taka kuchnia mocno wschodnio europejska.

 

Tego dnia nie miałem żadnego planu, poza dotarciem na lotnisko wczesnym popołudniem, więc spotkałem się z jedną przyjezdną zmatchowaną dzień wcześniej. To było najdziwniejsze spotkanie jakie miałem. Chinka, która wyglądała bardzo nie-chińsko, pracująca w jakimś dziwnym miejscu, które wysłało ją na turné po kilku europejskich krajach jako "trenerka" na "spotkaniach" z klientami, którzy zakupili produkty chińskiej medycyny.

 

Brzmi trochę jak pokaz garnków i tak też do niej podszedłem. Muszę przyznać, że na tyle Chinek, z którymi miałem okazję zamienić parę zdań - ona była kompletnie jak z innego świata. Chinki spotkane w UK to takie śpiocho-flepy. Ciągną się jak w transie albo na bombie, do tego wydają się niezbyt kumate życiowo. Tymczasem poznana pańcia była kompletnym przeciwieństwem. Bystra, interesująca, dociekliwa, pełna energii i werwy. Do tego wyglądała bardzo nie-chińsko, chociaż jak sama stwierdziła - właśnie podobno ona wygląda bardzo "tradycyjnie". Nie wiem, nie byłem w Chinach.

 

Połaziliśmy i poszliśmy gdzieś na herbatkę. Miałem kilkudziesięciominutowy wykład o jakiejś energii ciepłej i zimnej, o braniu leków vs chińskiej medycynie, oraz ciekawy opis jej firmy. Szkoda mi jej trochę było, bo pańcia wydawała się pragnąć czegoś od życia, tymczasem będąc "niewolnicą" własnego systemu. Mieszka w siedzibie tej firmy, która dodatkowo ustala jej życie. Ma telefon firmowy, który tylko pinguje jej z aktualnym planem dnia. Prawie jak w Black Mirror. Troszkę zalatywało sektą....

 

Tego dnia miała zacząć pracę o 16:30, odprowadziłem ją pod chatę i...zaproponowała żebym wszedł 😮 Pomyślałem, ok, dziwne, bo sama gadała wielokrotnie, że ona nie randkuje z nikim, bo "faceci myślą tylko o seksie", a ona szuka raczej kandydata na męża. Jeśli ktoś byłby zainteresowany - w myśl chińskiej miłości, czyli - ma być dobrze ustawiony finansowo lub ku temu iść, do tego ma być umięśniony, bo ona lubi takich, a nie wyglądających jak baby. Wylądowaliśmy w jej wynajmowanym mieszkaniu. Zaproponowała herbatkę, której nie odmówiłem. Oczywiście była to chińska herbatka zdrowotna. Po zaparzeniu wyglądało (i smakowało) to jak namoczone grzyby w akompaniamencie niewiadomego suszu. Pachniało lukrecją, która była w składzie. Latało tego gówna po szklance, to zacząłem wygrzebywać widelcem i wrzucać do kosza. Myślałem, że dostanę zaraz z liścia, bo laska z OGROMNĄ złością powiedziała, że to jest LEKARSTWO, a ja śmiem to wyrzucać. Odłożyłem te dziwactwa na talerzyk...

 

O tej porze była pora jej popołudniowej herbatki, która była...SKÓRĄ OSŁA xD Tak. Skóra osła, która wyglądała jak czekolada. Ułamała kawałek, zmieliła w młynku do kawy, zalała wodą. Pierwsze wrażenie - jak zupa. Nie, nie piłem tego. Nie zostałem poczęstowany. Dopiłem herbatkę, ona zaczęła się szykować. Przytuliłem na pożegnanie i wyszedłem w szoku. ONS-y to nie mój temat, miałem dawno jedną sytuację, gol do pustej bramki, ale koncertowo to zjebałem. Może tak miało być, ale na drugim spotkaniu to już lubię temat pociągnąć.

 

Po spotkaniu odebrałem bagaż z hotelu i udałem się na lotnisko. Nie wiedziałem jeszcze, że niedługo zmatchuje mnie z pewną Estonką, która zawróciła mi w głowie jak nastolatkowi. Będzie to oddzielna historia. Może jakiś blog randkowy/love life 🤔

 

IMG-5454.jpg

IMG-5455.jpg

 

Część druga wkrótce.

  • Like 4
  • Thanks 3

13 Comments


Recommended Comments

Cytat

nafaszerowałem energetykami. Oj jak potem tego żałowałem...

Bo?

Link to comment
5 godzin temu, Brat Jan napisał(a):

Bo?

Bo byłem dosyć "elektryczny" + jak to w było w Simach: Pęcherz >>>. Chciałem się zdrzemnąć żeby skorzystać coś z wieczora, to nie byłem w stanie. Padłem coś koło 21 to spałem ponad 12h, co u mnie jest na tyle rzadkie, że lepiej sprawdzić czy oddycham, bo 12h to dla mnie równowartość 2 nocy snu.

  • Thanks 1
Link to comment

Ona chciała seks uprawiać czy do czego się szykowała?I dlaczego ons to nie twoja bajka?

Edited by Takahashi
Link to comment

Jeden z moich planów na ten rok to oblecieć Łotwę, Estonię i podróż promem do Finlandii na zakończenie. Z Twojego opisu wynika, że Finlandia jednak do dupy+drogo. Prom też chyba nie urwa dupska, co? Ja nigdy nie pływałem statkiem właściwie i dlatego chciałem tę Finlandię zahaczyć.

Jak masz więcej szczegółów o Estonii to chętnie przeczytam. 

Opinie krążą, że kraje nadbałtyckie generalnie wieją nudą :D

Ja też specjalnie nie chcę szaleć.

 

Jestem ciekaw Twojej opinii o Danii bo akurat byłem niedawno na parę dni.

Link to comment
23 godziny temu, Takahashi napisał(a):

Ona chciała seks uprawiać czy do czego się szykowała?I dlaczego ons to nie twoja bajka?

Szykowała się do pracy, jakoś późniejszym popołudniem miała "prezentację" czy tam inny "trening". Jej firma wysłała ją na miesiąc do Europy, żeby odbywała szkolenia z cokolwiek tam sprzedawali.

 

ONS to nie moja bajka, bo przez ponad 30 lat życia nie przytrafił się żaden. Z każdą kobietą w łóżku znałem się jakiś czas. Owszem - było rypanko na pierwszym spotkaniu, ale zdarzało się nam już rozmawiać przez X miesięcy, nawet czysto koleżeńsko. Tak od poznania do wyrka to byłem chyba tylko bliski raz, z czego koncertowo to zjebałem. Laska dawała sporo sygnałów zainteresowania, a ja byłem podjarany nowo odwiedzanym miejscem (ona też była turystką). Na koniec po pożegnalnym przytuleniu jakoś wyszło, że zaczęliśmy się całować.

 

2 godziny temu, BRK275 napisał(a):

Jeden z moich planów na ten rok to oblecieć Łotwę, Estonię i podróż promem do Finlandii na zakończenie. Z Twojego opisu wynika, że Finlandia jednak do dupy+drogo. Prom też chyba nie urwa dupska, co? Ja nigdy nie pływałem statkiem właściwie i dlatego chciałem tę Finlandię zahaczyć.

Jak masz więcej szczegółów o Estonii to chętnie przeczytam. 

Opinie krążą, że kraje nadbałtyckie generalnie wieją nudą :D

Ja też specjalnie nie chcę szaleć.

 

Jestem ciekaw Twojej opinii o Danii bo akurat byłem niedawno na parę dni.

 

O Danii napiszę w kolejnej części. Pomimo, że była to 14 dniowa podróż, tak jak w przypadku Indonezji, oraz że odwiedziłem łącznie 5 krajów - nie działo się tam aż tak wiele. O Danii, a raczej o Kopenhadze, mogę tylko napisać - bardzo mi się tam podobało. Było odpowiednio wyluzowanie, z fajną architekturą i dobrym jedzeniem. Ceny skandynawskie, bo przelicznik SEK, NOK, DKK był prawie taki sam. Najzabawniejsze było to, że to właśnie w Norwegii wydawało mi się najtaniej.

 

Jeśli nie byłeś na Litwie, to może zahacz o Wilno, potem pociągiem do Rygi (bezpośredni), z Rygi możesz wziąć pociąg do Wałku i tam przesiąść się w pociąg do Tallinna. Pociąg jest już podstawiony na tym samym peronie, także tylko przechodzisz z jednego pociągu do drugiego. Prom Tallinn <-> Helsinki dupy nie urwał, bo to tylko 2.5h przeprawa. To tak jakbyś jechał pociągiem. Byłem również podjarany, bo na morzu byłem może z raz w życiu podczas jakiejś wycieczki szkolnej. Ja wziąłem najtańszy możliwy - Viking Line za 19 euro. Drugie tyle wydałem na pokładzie w 2 herbatach i ciastku.

 

Cokolwiek bym nie napisał (czy ktokolwiek inny), to warto jechać i sprawdzić samemu. Ja pojechałem w dupnym okresie, bo było zimno i poza sezonem. Podróżowanie na początku roku ma ten plus, że loty/noclegi wychodzą relatywnie mało, ale sporo atrakcji jest zamykanych/w renowacji. W Tiranie całowałem klamki w większości atrakcji - główne muzeum/galeria w stanie dekonstrukcji. W Helsinkach katedra znana z teledysku Darude - Sandstorm, jest ładną pocztówką z Helsinek. W trakcie mojego pobytu - połowa była zasłonięta rusztowaniem. Jedziemy gdziekolwiek podczas sezonu - jest fajnie i malowniczko (i ciepło pewnie), ale z drugiej strony jest drożej i turyści, których niekoniecznie toleruje.

  • Like 1
Link to comment

Podróżujesz sam czy z kimś?Ja jeszcze sam nie byłem za granicą, jedynie po Polsce trochę jeździłem.

Link to comment
W dniu 31.05.2025 o 00:35, Takahashi napisał(a):

Podróżujesz sam czy z kimś?Ja jeszcze sam nie byłem za granicą, jedynie po Polsce trochę jeździłem.

Z 19 odwiedzonych krajów tylko do 2 wybrałem się z kimś. Cała reszta to solo tripy, niektóre na spontanie, niektóre nieco bardziej zaplanowane.

 

Podróżowanie samemu ma swoje plusy, bo nie trzeba się do kogoś dostosowywać lub szukać kompromisów. Na wycieczkę objazdową, na przykład kamperem, to już chętnie bym się z kimś wybrał, żeby rozłożyć koszta wynajmu. Kamper kosztuje tyle samo niezależnie czy biorą go 3 osoby czy 1. Kosztownie się o tym przekonałem na Islandii.

  • Like 1
Link to comment

Pytanie mnie naszło, jak zabezpieczasz ważniejsze dokumenty podczas podróży? 

Nie wiem. Nosisz jakąś specjalną saszetkę pod ubraniem? Po kieszeniach chowasz?

Link to comment

@Maciejos fajnie się czyta Twoje wpisy. Super wyjazdy, sam też podróżuje jako singiel, wszystkie wyjazdy z kimś w ostatnich latach były takie sobie (słabe dopasowanie, czy to kumpel, czy kumpela). Jedynie z moją FWB było spoko 🤭 Nie marudziła i zgodziła się na wszystko co proponowałem. 

 

Wracając do tematu - dzięki za wstawki odnośnie pakowania, zapisałem sobie kilka rzeczy. Też planuję w tym roku zahaczyć na Litwę, może rozciągnę ten wyjazd. 

 

Czekam na drugą część 🤛

Link to comment
W dniu 10.06.2025 o 22:02, BRK275 napisał(a):

Pytanie mnie naszło, jak zabezpieczasz ważniejsze dokumenty podczas podróży? 

Nie wiem. Nosisz jakąś specjalną saszetkę pod ubraniem? Po kieszeniach chowasz?

 

Najważniejszym dokumentem jest paszport. W drodze na lotnisko (w obie strony) i do momentu wejścia na lokum, zawsze w kieszeni w portkach, ew. w zapinanej kieszeni wewnątrz. Mam niby kieszeń w plecaku, ale już wolę stracić plecak niż plecak z paszportem w środku. Potem to zwykle leży gdzieś na kupce pierdół w AirBNB czy hotelu. Generalnie staram się trzymać większość rzeczy, czyli niewiele, gdzieś na stole/półce. Robię to dlatego, że nie biorę za dużo pierdół - "na sobie" mam tylko paszport, airpodsy, powerbank i telefon. Poza tym nie chcę ryzykować, że zostawię coś za sobą, stąd nawet kosmetyki trzymam zwykle przy sobie. Pracowałem trochę w hotelach i widziałem jak podróżni rozkładali się jak u siebie w domu, a potem dostawałem telefony w środku nocy, bo ktoś zapomniał paszportów z sejfu lub szczoteczki czy innego laptopa.

 

W dniu 14.06.2025 o 11:41, Spokojnie napisał(a):

@Maciejos fajnie się czyta Twoje wpisy. Super wyjazdy, sam też podróżuje jako singiel, wszystkie wyjazdy z kimś w ostatnich latach były takie sobie (słabe dopasowanie, czy to kumpel, czy kumpela). Jedynie z moją FWB było spoko 🤭 Nie marudziła i zgodziła się na wszystko co proponowałem. 

 

Wracając do tematu - dzięki za wstawki odnośnie pakowania, zapisałem sobie kilka rzeczy. Też planuję w tym roku zahaczyć na Litwę, może rozciągnę ten wyjazd. 

 

Czekam na drugą część 🤛

 

Dzięki za komentarz!


Druga część jest prawie gotowa, ale zapierdol w pracy i brak weny uniemożliwiły zakończenie. Wszystkie te wpisy tworzę "na strzała", także stąd literówki lub niedopowiedzenia. Litwę (Wilno) polecam. Podobało mi się, pomimo nieco obskurnej starówki. Opuszczone budynki, odpadające tynki i inne slumsy psujące wizerunek, jednak to ma swój urok. Pomyśl o Łodzi sprzed renowacji - taki miks ładnego z klimatem lat 90. Spędziłem tam tylko 2 noce i myślę, że to w zupełności wystarczy. Poza tym można sobie obskoczyć Wilno-Ryga-Tallinn-Helsinki w całkiem przystępnym połączeniu, bo pomiędzy każdym z tych miast transport to max 3h.

 

Z pakowaniem eksperymentuje przed każdym wyjazdem. To też zależy gdzie jadę i jaki jest plan. Islandia wymagała sporo bagażu, bo tylko mój podręczny to był sam sprzęt foto + tablet. Cała reszta w ogromnej walizie. Do tego miałem tego "pecha", że wyjeżdżałem z 20C słonecznego Londynu do 1-2C mroźnego Keflaviku. Jak jadę na city break, pakuję się naprawdę minimalnie. Obecnym rekordem jest plecak 21L na prawie 7-dniowy wyjazd. Dodam tylko, że połowa plecaka zajmował aparat z 1 obiektywem. Ciuchy na sobie + 2 komplety bielizny. Jeśli pojawi się wpis o Litwie (+ Estonii cz.2), to pewnie cośtam dodam o pakowaniu.

 

Pozdro!

  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
14 godzin temu, Maciejos napisał(a):

Jak jadę na city break, pakuję się naprawdę minimalnie. Obecnym rekordem jest plecak 21L na prawie 7-dniowy wyjazd. Dodam tylko, że połowa plecaka zajmował aparat z 1 obiektywem. Ciuchy na sobie + 2 komplety bielizny. Jeśli pojawi się wpis o Litwie (+ Estonii cz.2), to pewnie cośtam dodam o pakowaniu.

Mam tak samo, jeszcze co prawda się uczę i dzięki Tobie parę rzeczy poprawię. Teraz miałem weekendowy wypad w góry, to naprawdę byłem zadowolony z minimalizmu. Kiedyś z plecakiem zaliczyłem samolotem 7 dniowy trip Włoch -> Malta -> Cypr -> Hiszpania. Jedna przepierka na cyprze, w kilka godzin miałem wszystko suche. 

Link to comment
21 godzin temu, Spokojnie napisał(a):

Mam tak samo, jeszcze co prawda się uczę i dzięki Tobie parę rzeczy poprawię. Teraz miałem weekendowy wypad w góry, to naprawdę byłem zadowolony z minimalizmu. Kiedyś z plecakiem zaliczyłem samolotem 7 dniowy trip Włoch -> Malta -> Cypr -> Hiszpania. Jedna przepierka na cyprze, w kilka godzin miałem wszystko suche. 

 

Co do ciuchów na takie wypady to polecam dwie opcje, droższą i tańszą.

 

Opcja droższa - koszulka 100% merino. Kupiłem w jakiejś sporej promocji na ISOBAA, nosiłem kilka razy podczas tygodniowego tripa, po czym jeszcze z raz do pracy, potem drugi raz do pracy, potem na siłkę i dopiero wtedy lekko zaczęła trącić nieświeżością :D Wiadomo, do SEA bym tego nie brał, ale gdzieś lokalnie już tak. Do tego jakaś bluza merino i ponczo p-deszczowe - komplet na wszystko.

 

Opcja tańsza - koszulki DRY-EX z UNIQLO (chyba jest jakiś w Warszawie). Jeśli chodzi o przewiewne/wygodne i "zaawansowane" ciuchy na wysokie temperatury, to zaufałbym tylko Japończykom. Mam dwie i to moje najbardziej uniwersalne ciuchy jakie mam. Na tyle cienkie, że nie grzeją zbyt mocno, w miarę fajnie odprowadzają pot. Schną w moment. W cz.2 wspomnę o tym jak robiłem przepierki co 2-3 dni i co podłapałem z Reddita r/onebag, gdy nie ma umywalki/wanny.

  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.