Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 09.10.2019 uwzględniając wszystkie działy

  1. Ja tam się nie lubię drapać po cudzych jajach, ktoś chce mieć bombelka i pracować jako "czarnuch" w fabryce (w chuj urągające określenie na ludzi pracy, dzięki którym sam nie muszę wisieć jak małpa na gałęzi przy np. tokarce żeby sobie zrobić wihajstra do ustrojstwa), ma wyjebane na treningi dietkę i high life na Instagramie spoko, jego życie jego sprawa, znam w opór szczęśliwych ludzi którzy tak sobie żyją i więcej im nie trzeba - taki sobie mają cel w życiu, rodzina, dzieciaki, praca, drobne proste przyjemności. To samo w drugą stronę jak ktoś jest korposzczurem, podwykonawcą w jednoosobowej firmie, mieszka w apartamencie 200 metrów od "mordoru", napierdala po 12h jakieś "biznes calculation program", później jeszcze ma "meeting w office", że ledwo ma czas na "lunch", potem jeszcze siłka, dietetyczne smoothie z jarmużu i ciecierzycy + Białko Blast Protein Power 3000, strzał foteczek na Insta żeby znajomym i rodzinie puściły zwieracze z zazdrości, po czym lulu paciorek i spać to też spoko - kariera, czerpanie z życia, no ktoś sobie przyjął takie priorytety, chce być najlepszy, rozwija się itp. No ale obwinianie ludzi i ich prywatne decyzje życiowe o chujową sytuację w gospodarce to jest jakieś soczyste nieporozumienie. Kurwa 2/3 całego majątku świata należy do jakiś 8 typów, grubych kotów spaślaków jebiących WSZYSTKICH ludzi pracy na hajs, przez tworzenie pieniędzy z powietrza, promocję całego tego konsumpcyjno-kredytowego systemu, gdzie mieć znaczy więcej niż żyć, robiących przewały na grube miliardy kosztem podatnika itp. Do tego dochodzi jeszcze prekariat, komunistyczne ścierwa pokroju pewnej gazety w nazwie mającej "krytyka" są futrowane hajsem od niby to "kapitalistycznych wolontariatów" pokroju Sorosa i spółki Rothschildów, którym marzy się stworzenie ogólnoświatowego gułagu, gdzie ludzie będą jak bydło, a oni chcą kręcić tą karuzelą tak jak im się wymyśli. Jebać wszystkich co żyją z cudzej krzywdy, kochać wszystkich co własną pomysłowością i pracą się bogacą, a na świecie będzie elegancko - tyle odemnie, pozdrawiam i dziękuję za uwagę.
    22 punktów
  2. Przede wszystkim nie rozumiem dlaczego obarczasz ludzi winą, skoro to nie jest ich wina gdzie pracują. Mamy obecnie taki "rynek pracownika", że możesz sobie wybrać, czy chcesz pracować za 2000 w biedronce czy za 2500 w fabryce. Ostatnio nawet ludzie po prawie, medycynie i innych "bogatych" kierunkach mają przerąbane, bez znajomości będą klepać biede lub zmuszeni do opuszczenia kraju. Jedyna obecnie ścieżka (w zasadzie już nieaktualna) do zarobienia "średnich" pieniędzy to praca w IT - programowanie, testowanie itd. Tylko od lat ludziom się trąbi, że w IT zarabia się średnio po te 10.000 i w chwili obecnej rynek dla nowicjuszy jest przesycony, bo przychodzi po 200 do nawet 500 CV w dużym mieście na stanowisko młodego programisty. Firmy masowo rezygnują nawet z rekrutowania młodych osób i dochodzi do sytuacji, że na ok 2000 ofert z IT tylko 50-100 jest dla nowicjuszy (i nawet od tych nowicjuszy wymagają 6-12 miesięcy doświadczenia). Tak więc nawet jak ktoś ma w Polsce ambicje, to musi pokonać jeszcze 200 innych ambitnych osób w rekrutacji. Ale praca w IT również nie jest taka ciekawa jak to trąbią w mediach, w zasadzie jest dobra kasa, ale wad od cholery i ludzie często z IT uciekają do czegoś spokojniejszego. 1.) Technologia szybko się zmienia, ciągle musisz po pracy ciągle się uczyć i dokształcać (nie masz czasu dla siebie) 2.) Duże zarobki tylko w korporacjach, gdzie nie masz na nic wpływu, jesteś tylko szczurem i napędzasz karuzele, twoje zdanie nikogo nie obchodzi. 3.) Praca bardzo niszczy zdrowie w tym wzrok, kręgoslup, nadgarstki, powoduje upośledzenie społeczene 4.) Nie każdy lubi spędzać przy komputerze 10-12 godzin dziennie 5.) Za to wszystko masz 5 cyfrową pensje - ale jak odejmiesz koszty leczenia(kręgosłup i nadgarstki szybko się odezwą do ciebie), dom na kredyt i samochód wzięty w leasingu to zostają ci grosze. Tak więc nie ma co oskarżać ludzi, bo pracy w tym kraju nie ma. Nie każdy chce poświęcać swój cenny czas na zmianę pracy w IT, gdzie konkurencja jest tak duża, że ludzie zaraz zaczną płacić pracodawcom, by ktoś dał im pół roku doświadczenia. Poza tym czym jest nasze życie w kontekście wszechświata? Czym jest 50-100 lat naszego życia, jeżeli świat ma ponad 14 miliardów lat? Co twoje życie znaczy w tym momencie, gdy na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi? Co zostanie ci z pieniędzy i pracy w korporacji po twojej śmierci? Prawda jest bolesna, ale nic nie znaczymy. Jesteśmy tylko trybikiem w maszynie. Nie ma dobrego wyboru, wszyscy żyjemy w więzieniu oprócz 0,01% najbogatszych ludzi na ziemi. Jedyny wybór jaki mamy to wybór klatki: - gówno-praca fizyczna (przykładowo: magazynier, kasjer, fabryka) = 8 godzin i do domu + niska odpowiedzialność + niskie zarobki + masa czasu + niski prestiż społeczny - gówno-praca biurowa (przykładowo urząd pracy, urząd skarbowy itd) = 8 godzin i do domu + niska odpowiedzialność + masa czasu + niski prestiż społeczny. Zarobki bez znajomości - bardzo niskie, ze znajomościami - średnie, ale nadal jak chcesz mieszkanie to jedyna opcja kredyt 30 lat - praca w służbach państwowych (policja, strażak, lekarz, wojsko) = nieregularny czas pracy (dużo pracy, nadgodziny, mało czasu dla siebie) + średnia odpowiedzialność + bez znajomości/umiejętności niewiele zarabiasz + średni prestiż społeczny - własny biznes - tutaj jesteś panem swojego losu, ale statystyki nie oszukasz. Większość własnych biznesów/start-upów upada po roku, dwóch. Nie jesteś w stanie konkurować z korporacjami. Czasami musisz zapierdalać po 12-16 godzin dziennie (początek). Prawo działa na twoją niekorzyść (np test przedsiębiorcy czy inne głupie pomysły). Jeden zły ruch i cyk - 500.000 PLN kary do zapłaty. Jeżeli ci się uda to zarobisz z 5.000-20.000 miesięcznie, ale masz masę stresu, obowiązków, dużo na głowie. Prestiż zależny od tego czym się zajmujesz. - korposzczur - zarabiasz dobrze, masz prestiż społeczny, ale jesteś trybikiem w maszynie, często duża odpowiedzialność, duży stres, korpo-słownictwo, ludzie chcą nawzajem się wygryźć i podpierdolić do szefa dla pieniędzy, chora atmosfera gdzie każdy z każdym konkuruje. Częste nadgodziny i konieczność nauki w domu - nie masz na nic czasu poza, w większości korporacji to praca jest maksymalnie do 40-45 roku życia (zdarzają się wyjątki), Dobijasz do klasy średniej, ale tutaj i tak na zbyt wiele cię nie staż. Kredyt spłacasz w 10-20 lat, zamiast 30. Możesz wziąć droższe auto w leasing i mieszkanie bliżej centrum, ale dalej to nie jest życie, tylko klatka. - zawód syn/polityk/dobre znajomości/celebryci/aktorzy - pracujesz ile chcesz, zarabiasz ile chcesz, stać cię na więcej, masz trochę więcej "władzy", ale zawsze jest ktoś nad tobą i musisz wykonywać polecenia. Masz wysoki prestiż społeczny. Zarabiasz od 20.000 do ilu chcesz, sky is the limit. Ale w tej grupie też nie jest kolorowo, bo statystyki znowu nie oszukasz. Wśród ludzi, którzy odnieśli znaczący sukces i mają wszystkie dobra materialne o jakich marzą depresja jest bardzo popularna. Ile bylo ostatnio samobójstw znanych celebrytyów? Ile jest uzależnionych od hazardu, heroiny, kokainy, seksu? Cała masa. Ile z nich popełniło samobójstwo? Były członek linkin-park, Magik, Cult Cobain, Marylin Monroe, Heath Ledger. Przecież oni mieli niby "wszystko", więc dlaczego samobójstwo? Dlaczego jest ostatnio taka fala depresji (zwłaszcza w Polsce) gdy tak naprawdę nasza sytuacja ekonomiczna od lat uległa znaczenj poprawie? Mamy coraz wiecej kasy, bogacimy się, a rośnie fala rozwodów, depresji, samobójstw. Prosta dedukcja matematyczna - im bogatsi się stajemy (jako państwo/świat) tym coraz gorsza sytuacja. Zależność jest liniowa. Tak więc ocenianie ludzi po ich stylu życia - to totalna głupota i świadczy tylko źle o tobie, to są tylko inne klatki. Zresztą bądźmy szczerzy, bez hejtu - nic szczególnego nie osiągnąłeś, a wypowiadasz się o innych ludziach w tonie poniżającym. Wybór w Polsce jest prosty - albo gówno-pracy, albo cięzka nauka i próba wbicia do IT. Dla każdego miejsca nie starczy, ten świat jest tak skonstruowany, że 99,99% ludzi ma żyć w biedzie i pracować dla 0,01% bogatych. Zarabiać nie jest trudno, ale czy to daje szczęście? Prawdziwe szczęście jest wtedy, kiedy masz wokół siebie ludzi, na których możesz polegać. Kiedy masz na tyle siły, by pokonać nałogi i cieszyć się z małych rzeczy. Kiedy masz wokół siebie kobietę, której gadzi mózg jest łagodny i nie myśli o tym by cię zdradzić, czy zabrać połowę majątku. Nie ma znaczenia czy zarabiasz 2000 czy 10000 i tak jesteś niewolnikiem, tylko płacisz inną walutą - czasem.
    10 punktów
  3. Moja historia jest podobna do wielu innych. Najpierw bajka, potem marazm i pustynia. Na uwagę jednak zasługuje fakt, że bajka trwała 9 lat, bo po tylu latach pojawiło się nasze pierwsze dziecko. Inna niestandardowa rzecz jest taka, że kobieta nigdy nie parła na formalizowanie związku i jesteśmy do tej pory bez papierów. Znamy się już z 15 lat, właśnie dobiliśmy do czterdziestki. Dwójka dzieci (5 lat i 1/2 roku). Jak już wspomniałem kobieta nigdy nie miała parcia na małżeństwo, mi też taka forma zawsze odpowiadała, głównie ze względu na wstręt do urzędów i formalności, a gdy rodzina trochę cisnęła w późniejszej fazie, ona powiedziała: "Nie złamią nas tak łatwo." FAZA 1 Na początku naszej znajomości trochę mnie nosiło. Potrafiłem się wplątać w potyczki w barze czy na ulicy, gdy włóczyliśmy się po mieście, roztrzaskać gitarę o podłogę, przewrócić regał itp. do tego sporo alkoholu. Oboje raczej introwertyczni, ja w sumie mieszanka wybuchowa, różnił nas temperament, ja bardziej żywiołowy ona spokojna. Pierwsze 9 lat upływało w błogim poczuciu, że znalazłem cud kobietę i ideał. Bratnie dusze, kosmiczna nić porozumienia i tym podobne... Byłem dla niej autorytetem, zapatrzona we mnie, przejęła większość moich poglądów, na wiele rzeczy otworzyłem jej oczy. Nigdy o nic się nie czepiała, żadnych dramatów, histerii czy awantur, nawet podnoszenia głosu. Kasę każdy miał swoją i płacił za siebie. Ja z biegiem lat pogrążony w błogostanie wyciszyłem się, znajomości jakoś się rozeszły, ona też przestała dbać o kontakty z koleżankami i tak sobie dryfowaliśmy sami na chilloucie. Temat dziecka zaczął się pojawiać około 4 roku naszej znajomości, ja od zawsze chciałem założyć rodzinę, z drugiej strony nie czułem, że to już ten moment więc odwlekałem, ona bardzo nie naciskała, ale zegar tykał, w efekcie po kolejnych 5 latach pojawiła się córka. Od tego momentu ja zapewniam środki, a ona zajmuje się potomstwem w domu. FAZA 2 Okres po powrocie ze szpitala z dzieckiem okazał się totalnym hardkorem. Kobieta prawie bez snu, cień człowieka. Miała problem z karmieniem, trzeba było odciągać po nocy, wyparzać ten sprzęt, butelkę, dbać o temperaturę pokarmu, więc bieganie z tym wszystkim z kuchni do sypialni i z sypialni do kuchni w akompaniamencie ryczącego dziecka, które jak nie spało to głównie darło mordkę. No więc ja oczywiście z pracy prosto do domu i walka z dzieckiem, kilka godzin snu i znowu robota. Pomagałem przy usypianiu, kołysałem, mruczałem piosenki, zabawiałem. Jak się przespało 5 godzin to było dobrze. Na żadne wyjścia czy pasje nie było czasu. W tym okresie też zapuściłem się z 10 kg, wcześniej już miałem lekką nadwagę, jak nie pilnuję treningów i żarcia szybko przybieram na wadze. Wiosną gdy córka miała już ponad pół roku, kobieta z maleństwem przeniosła się na kilka miesięcy do matki, do domu pod miastem. Lepsze warunki dla dziecka, teściowa do pomocy na miejscu. Ja miałem wpadać co parę dni. Wreszcie mogłem złapać oddech. Nagle jednak okazało się, że kobieta musi przejść szybko operację w szpitalu, nic bardzo poważnego, ale nie było jej ze 2 tyg. W tym czasie ja zwolnienie w pracy i zajmowanie się dzieckiem na zmianę z teściową. Od momentu jej powrotu wszystko się zmieniło i zaczęła się znana historia. Jakby miała jakiś przełącznik na plecach i ktoś przestawił program na "chłód". W pełni skupiona na dziecku, równie dobrze mogłoby mnie nie być, dystans i obojętność. Ja w konsternacji, no bo rozumiem że hormony, macierzyństwo... ale mijały kolejne miesiące, a tu jak na lodowej pustyni. Zamiast fajnej dziewczyny pojawiła się ciągle spięta i zmęczona lodowa pani. W tym czasie też zacząłem się konfliktować z teściową. Wcześniej zawsze wydawało mi się spoko i że jest pozytywnie do mnie nastawiona, dało się z nią pogadać normalnie czy nawet piwa napić. Okazuje się że wystarczyło żebym zasugerował, że w pokoju dziecka jest za duszno, żeby się obraziła. Generalnie zaczęło robić się nieciekawie. Gdy z czasem nic się nie zmieniało i zaczęły się dziać tarcia zacząłem drążyć temat w rozmowach. Nieświadomie przyjąłem pozycję bardziej zaangażowanego, co wcześniej nie miało miejsca. Wkrótce zaczęło się podnoszenie na mnie głosu, albo odzywki w lekceważącym tonie. Nie było to może nic upokarzającego i z rzadka, ale coś takiego nigdy wcześniej nie występowało i byłem w lekkim szoku. W tamtym momencie najchętniej bym tym wszystkim pierdolnął, ale nie mogłem tego zrobić ze względu na dziecko. Poczułem się jak w potrzasku. Gdybyśmy byli sami po prostu bym odszedł, 10 lat w piach, ale trudno. Ale zostawienie córki nie wchodziło w grę, mam stanowczo wyrobiony pogląd, że dziecko ma prawo do obojga rodziców i naszym obowiązkiem jest się dogadać i stworzyć dla niego rodzinę. Jednak w pewnym momencie mówię o rozstaniu (blefuję ale nie widziałem innego wyjścia żeby coś do niej dotarło). Ona: "czy to jest to czego chcesz?". Mówię, że nie, ale nie widzę innego wyjścia. Zaczęliśmy gadać, powiedziałem że jak tak dalej będzie to czarno to widzę i znowu naświetliłem swój punkt widzenia. Ona powiedziała jakieś swoje oczekiwania, czy co jej się nie podoba, ale to były jakieś dziwaczne duperele, jednostkowe sytuacje. Oczywiście odwracanie kota. Niby jednak doszliśmy do porozumienia i wydawało się że będzie dobrze, ale oczywiście na dłuższą metę niewiele się zmieniło. Potrafiło być miło, sympatycznie i w zgodzie, ale generalnie program nastawiony na "zimno" i pełna koncentracja na dziecko. W ogóle poza dzieckiem nie było dla niej życia. Na jesieni wróciliśmy do mieszkania w mieście (należącego do mnie). Mijał kolejny rok. Trzeba było uważać na to co się mówi, bo każde słowo krytyki mogło spowodować ciche dni ciągnące się tygodniami, a nawet miesiącami. Podczas takich ciągów NIGDY pierwsza się nie odezwała. Prawie nigdy za nic nie przepraszała (raz jej się udało). Kiedyś spokojna, teraz nie było dnia żeby kilka razy nie wydarła się na córkę wychodząc z nerwów, gdy ta się nie słuchała. Dziecko fakt że bardzo żywiołowe i niesforne ale ja sobie grać na nerwach nie pozwalałem i mnie się słuchało. Tłumaczyłem jej, że okazywanie nerwów to oznaka słabości, którą dziecko wyczuwa i nic sobie z tego nie robi. Obrażała się na to, bo jej nie wolno krytykować, ona nigdy nic nie zrobiła nie tak, zawsze wina jest okoliczności, dziecka, moja. Pomijając te niekontrolowane wybuchy trzeba powiedzieć, że ze swoich obowiązków względem dziecka wywiązuje się bardzo dobrze, z miłością i zaangażowaniem. Jednak te wybuchy były przerażające, jak jakaś patologia, nigdy wcześniej u niej czegoś takiego nie widziałem. Ona jednak nie widziała w tym problemu i twierdziła że przesadzam i że nie da się inaczej, a ja jestem dla córki zbyt delikatny, co nie jest prawdą, bo jestem surowszy od niej, tylko nie drę mordy bez sensu co chwila. Tymczasem mijał kolejny rok. O ile przez lata byłem dosłownie opleciony przez kobietę (uwieszanie się na mnie, wskakiwanie na kolana jak coś robiłem przy kompie, pocałunki co chwila itp.), teraz nic, dosłownie 0. Sex mógłby dla niej nie istnieć. Jeśli chciałem musiałem żebrać i nie zawsze coś z tego było. Na pytania skąd taka zmiana, ona nie miała jednoznacznej odpowiedzi, ale zawsze gdzieś musiała być w tym moja wina, za każdym razem jednak to było coś innego, np. że jak coś spadnie na podłogę to nigdy nie podniosę. Innym razem, że poprawiam ją jak coś powie nie do końca zgodnego z rzeczywistością (czyli że czepiam się), albo że za mało pomagałem jak córka była malutka (to już kłamstwo w żywe oczy) oraz insynuacje egoizmu (bezczelność z jej strony). To odwrócenie się plecami zaczęło przyprawiać mnie o dołowanie i myśli samobójcze. W ciężkich momentach zdarzało się że po pracy łaziłem po mieście bo nie wyobrażałem sobie powrotu do domu. Najgorsze, że byłem w takim stanie, że pewnego razu puściły mi nerwy i (czego do dziś nie mogę sobie darować) pozwoliłem sobie na łzy w jej obecności. Innym razem kazałem jej wypieprzać z łóżka i spać na kanapie, nazajutrz gdy emocje opadły pobiegłem kupić prezencik i przeprosiłem. Na szczęście zachowałem chociaż na tyle godności, że już na samym początku jej zmiany zaprzestałem okazywać jej bliskość, żadnego obłapiania czy słodkich słówek. W końcu następował jakiś punkt krytyczny i znowu ta sama rozmowa (im dalej w las tym częściej przeradzająca się w awanturę), po której wydaje się że wszystko teraz będzie już dobrze. I przez jeden dzień jest obiecująco, przez 2 miesiące jest miło, ale ponieważ widzę że tak naprawdę nic się nie zmienia, zaczyna ogarniać mnie melancholia i ocieram się o depresję (co ona mi potem wypomina, że nie może do mnie przez to się zbliżyć), potem coraz gorzej przez kilka miesięcy, znowu do punktu krytycznego i znowu rozmowa. I tak w kółko rok za rokiem. Lata strawione w cieniu szarpaniny. No ale jest córka, która śpiewa piosenki o kochanej rodzince i uwielbia jak spędzamy czas wszyscy razem, są też fajne chwile. Rok temu wreszcie się z tym pogodziłem. Pojechaliśmy na wakacje. Postanowiłem cieszyć się życiem, zapomnieć o tym wszystkim co było i wymazać ją z siebie, skupić się na sobie i córce i niczego nie oczekiwać od kobiety. Wtedy zaczęła się przybliżać. Już wcześniej gadaliśmy o drugim dziecku, to był ostatni moment bo zbliżała się 40stka. Też chciałem mieć jeszcze jedno. Zaszła w ciążę i sielanka trwała jeszcze jakiś czas, ale chyba poczułem się zbyt pewnie bo wszystko wjechało na swoje ciemne tory gdy pewnego razu ponownie skrytykowałem jej wyładowania nerwowe (w możliwie najbardziej delikatny sposób) w stosunku do córki, za co otrzymałem "karę" - 2 miesiące obrażenia. Olałem kobietę i wieczorami wkręcałem się w swój projekt hobby. Ona mogłaby się już chyba nie odezwać nigdy. Mijaliśmy się prawie bez słów aż do dnia porodu. Po przyjściu na świat syna postanowiłem, że nie będę się już tak angażował w niańczenie niemowlaka. Już pierwszej nocy były fochy że śpię. Wpadłem w szał, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem spać do biura. Kocham syna i chętnie przy nim spędzam czas, ale już nie zajmuję się na taką skalę jak przy córce, popilnuję, potrzymam, pobawię się i tyle. Inna sprawa że syn dużo spokojniejszy od córki. Wszystko przy nim jest jakieś łatwiejsze i potrafi zająć się sobą. Kobieta chyba przyjęła to do wiadomości, bo już się nie buntuje o to, pewnie użyje jako broń w przyszłości, mam to gdzieś. W tym czasie znowu kolejne rozmowy. W pewnym momencie mówi że ona nie wierzy, że nam się uda. Bezczelność bo nie zrobiła dosłownie NIC żeby poprawić sytuację. Zirytowany odpowiadam: "W takim razie od razu się rozstańmy. Będę weekendowym tatusiem, trudno." (zna moje stanowisko na temat rozwodu i dzieci, więc staram się jej dawać do zrozumienia, że w razie czego jestem gotowy na rozłąkę z nimi). Ona na to żebym dał jej czas (w domyśle na zmianę). Pytam ile. Mówi że nie wie. FAZA 3 Ostatnie lato cała gromadka znowu spędziła u teściowej. Ja przyjeżdżałem tylko na weekendy, miałem więc dużo czasu dla siebie. Niestety pobyt u teściowej zaowocował otwartą wojną po tym jak zaczęła podważać mój autorytet krytykując moje decyzje i śmieszkując z mojej rzekomej naiwności. Już zapowiedziałem kobiecie że to ostatnie lato u jej matki. Nie wiem zresztą czy teściowa nie miała w tym wszystkim swojego udziału, bo przecież psuć się zaczęło właśnie podczas pierwszego pobytu u niej. Tymczasem urządziłem sobie fajnie chatę, z kobietą uciąłem kontakty do minimum i cieszyłem się odzyskaną swobodą. Trafiłem w końcu na tematy około redpillowe i powoli wszystko zaczęło się układać w całość. Zobaczyłem wszystkie swoje błędy i jaką miękką cipą się stałem. Obudził się we mnie gniew, głównie na siebie samego. Postanowiłem wdrożyć zmiany natychmiast. Ale czego właściwie chciałem? Czy da się przywrócić szacunek i nadszarpnięty autorytet, tym bardziej że to wszystko ciągnie się już kilka lat? Postanowiłem skupić się przede wszystkim na sobie i na dzieciach i nie odpuszczać nawet jak już zacznie się zmieniać na lepsze. Podejmować decyzje według własnej oceny i nie pytać o zdanie. Koniec z sentymentalnymi pierdami, raz na zawsze przestać oczekiwać że wróci to co było. Zamiast tego wymagać przede wszystkim szacunku. Iść własną drogą a jak ona zechce to niech idzie za mną. Zacząłem dbać o siebie, codziennie ćwiczyć, biegać, żadnego alko, żadnego porno, żadnego fapania. Zmieniłem sposób żywienia, co okazało się zbawienne (okresowy post), przypływ energii, pozbyłem się ok 15 kg i już zacząłem jako tako wyglądać i lepiej się czuć. Następne 10 czeka w kolejce. Wraca we mnie siła i pewność siebie. Przy najmniejszej próbie okazywania braku szacunku ostra reakcja. Choć słownie spotyka się to z niechęcią i traktowane jest jak uciążliwa fanaberia, to widzę że przynosi pozytywne efekty. Przestałem się też wyrywać do babskich obowiązków, chyba że poprosi o pomoc. Raz przyszła do kuchni wieczorem, ja siedzę przy kompie, dookoła bajzel z całego dnia. "Myślałam że sprzątałeś, bo słyszałam stukanie naczyń", odpowiedziałem zgodnie z prawdą że nie chcę się jej wtrącać już w te garnki bo nic dobrego z tego nigdy nie wynikło (Wcześniej jak widziałem bajzel, a ona była czymś zajęta przy dziecku to zawsze ogarnąłem i co trzeba do zmywarki powrzucałem. Po latach usłyszałem że ja NIGDY nie sprzątam w kuchni). Jeśli idę do sklepu to nie pytam co kupić, tylko kupuję według własnego uznania, czasem się o to złości. W weekendy to ja staram się organizować czas, co i kiedy robimy. Zauważyłem że dobrze działa nieustępliwość. Któregoś dnia w rozmowie przez telefon w związku z załatwianiem jakiejś sprawy zaczęła mi marudzić żeby przełożyć na późniejszy termin. Odruchowo się zgodziłem. Zaraz jednak refleksja że znów zachowuję się jak cipa. Dzwonię więc, że jednak lepiej jak będzie zrobione dzisiaj, ona zaczęła się stawiać i marudzić więc ryknąłem co ma robić rzucając kurwą i się rozłączyłem. Myślę sobie: "teraz pewnie ciche dni". Za pół godziny sms, że sprawa uruchomiona. Za godzinę kolejny: "obiad na 18?". Wracam a ona w skowronkach nakłada mi strawę. Niedawno powiedziała że czuje się szczęśliwa. Raz przytuliła się jak kiedyś, pierwszy raz od 5 lat. Nie przykładam do tego wagi. Zaczęła mnie pytać o zdanie w codziennych, nawet błahych sprawach, co czasem aż wydaje mi się dziwne. Dba o miłą atmosferę. No ale być może jesteśmy na górce i kolejka zacznie zjeżdżać w dół przy najbliższej okazji. Sexu nie inicjuje ale też nie blokuje. Jednak frustruje mnie to i chciałbym żeby było inaczej bo czuję się jak cipa. Ona tłumaczy że ma niskie libido. Teraz jest w trakcie karmienia więc też biorę na to poprawkę. Na boku na pewno nikogo nie ma i nie miała, przynajmniej przez ostatnie 6 lat na 100%. Wcześniej teoretycznie istniała możliwość na jakieś skoki ale nie sądzę i nie mam powodów by ją podejrzewać. Nigdy też nie używała żadnych portali typu facebook. Aktualnie ma dwie koleżanki z czasów studiów z którymi spotyka się (osobno) z raz w roku. W międzyczasie trafiłem na forum i przeczytałem podobne historie, niektóre bardziej optymistyczne, inne mniej, oraz często rekomendowaną książkę "No More Mr Nice Guy", co utwierdziło mnie o słuszności obranego kierunku i otworzyło oczy na nowe kwestie. Ostatnie czego chcę to rozpad rodziny, ponieważ zależy mi na stałym kontakcie z dziećmi, poza tym to byłby dla pięcioletniej córki straszny cios, nie mam prawa ani ochoty robić jej takiej krzywdy, nie wspominając o synu. Z drugiej strony wcale nie uśmiecha mi się spędzenie pod jednym dachem następnych lat z lodową panią, nadal się więc łudzę że da się ją naprostować. Tymczasem odcinam się emocjonalnie trzymając obranego kursu. Czasem też ogarniają mnie myśli, że moje zachowanie i tak nie miało żadnego znaczenia i czego bym nie zrobił, kim bym nie był i jak bym nie wyglądał, ona zawsze by się zachowała w ten sam sposób. Że to po prostu taka jej natura i nic nie ma na to wpływu. Wiem że się rozpisałem, ale nie miałem okazji żeby z kimkolwiek się tym podzielić wcześniej, więc dzięki jeśli ktoś dotarł do końca. Jestem ciekaw waszego zdania i jak oceniacie szanse na zmiany na lepsze, wszelkie wskazówki też są mile widziane.
    9 punktów
  4. @ŚliskiMike Ogólnie mam to gdzieś, ale strasznie się musiałeś czuć niedowartościowany robiąc taki research po znajomych. Dla mnie porażka. Co Ciebie interesuje czyjeś życie? Czyli Ty nie zawsze byłeś taki idealny? Duma z pozbycia się znajomych wybitnie mnie dziwi, ale jednak pokazuje jak bardzo czujesz się lepszy. Uwierz mi, na przestrzeni powiedzmy 10 lat przeskoczyłem większość znajomych o kilka leveli w dziedzinach, które Ty uznajesz za wyznacznik bycia wartościowym człowiekiem i nie straciłem ani JEDNEGO znajomego. Też mają żony, dzieci, piją, pracują w beznadziejnych zawodach, mieszkają z mamą po 30tce itd. Wielu z nich również ma wysokie stanowiska, własne dobre interesy, budują domy i kupują mieszkania. Dla mnie są równi, nie oceniam ich nigdy przez pryzmat moich potrzeb i tego czy pasują do moich planów na przyszłość. Masz wg mnie strasznie skrzywione podejście do życia, myślę że ta cała analiza którą zrobiłeś pokazuje to wyśmienicie. Dodam jeszcze jedynie, że nie tylko ambicje rządzą życiem, jest mnóstwo niezależnych sytuacji, które mogły sprawić, że Twoi znajomi są gdzie są. Najważniejsze, czy są szczęśliwi i czy Ty jesteś.
    9 punktów
  5. Widzieli jak ich rodzice zapierdzielają na 2134532 etatach i dorobili się garba oraz śmiesznej emerytury. Nie chcą być "frajerami", którzy dali się omamić sloganowi - "praca uszlachetnia", wasze dzieci będą mieć lepiej tylko tyraj. Nie popieram tej mentalności, ale rozumiem jej pragmatyzm.
    9 punktów
  6. Wydrukuj sobie wielkimi literami, powieś nad łóżkiem i wbij do pustej głowy, nabitej bezsensownymi emocjami z romansideł: KOBIETA ROBI W ZWIĄZKU TYLKO TO, NA CO JEJ MĘŻCZYZNA POZWOLI. Byłeś pluszową fają i cipą dlatego kobieta robiła te wszystkie krzywe akcje. I tak, to Twoja a nie jej wina. A teraz przestań się kurwa mazać, pisać te elaboraty i bzdety w stylu: "czuję, że...", "w głębi duszy..." itd. Człowieku - to wygląda jak babskie piedolamento o niczym. Od miesięcy wałkujesz to samo. Weź się w garść, przeczytaj (do chuja ciężkiego) polecane Ci książki, rozpocznij terapię u psychologa. Bo jak dotąd to niewiele ze sobą robisz a jedynie piszesz, żeby zebrać atencję i współczucie - jak słodkopierdząca, skrzywdzona panienka.
    9 punktów
  7. Cześć Bracia. Jest jesienna pora, ogarnia mnie chandra i brak chęci do życia. Patrzę na to wszystko czego się dorobiłem licząc żonę, dzieci, dom. Wszystko to o kant dupy rozbić. Niby mam rodzinę i jakiś stan posiadania, ale to nie ja to wszystko mam. Te wszystkie składowe, tworzące moje jestestwo, w sumie przekładają się na to że to ja jestem niewolnikiem tych rzeczy. To nie ja posiadam rodzinę, i dom, jest odwrotnie, jestem sługą tej rodziny i domu, chociażby w minimalnym zakresie, żebym był. Zresztą rodzina to tylko moja małżonka, syny siedzą za granicą, mają swoje sprawy. Wczoraj wróciłem z 2 tyg. pobytu w szpitalu związanego z zabiegiem ortopedycznym, żona odwiedziła mnie trzy razy celem doniesienia odzieży, krótkie rozmowy, co w domu, w każdym przypadku rozmowa kończyła się prawie kłótnią. Po za tym jak zauważyłem w rozmowie z nią i słodkim pierdzeniu, jestem potrzebny w domu jak ten pies. Ona czuje się bezpieczniej, jak śpię w domu, nawet jak nawalony, ale jestem. Widzę jak inni pacjenci są odwiedzani, czułe, wspierające słowa, jakieś żarcie domowe, a u mnie sucho. Synki też się nie popisały, żadnego telefonu. Kobieta, mimo że zakazałem, pisała z nimi żeby skontaktowali się ze mną, głucho. No nic, karma do mnie wróciła. Mój ojciec biologiczny samotnie zmarł w szpitalu pomimo że wiedziałem gdzie jest, a brakowało u mnie woli przejechać 200 km. Zawsze byłem oschły wobec synów i mówiłem martwcie się o siebie, ja sobie radę dam. Takie życie sobie stworzyłem, będąc takim jakim jestem, z zewnątrz pancerna skorupa, w środku ktoś kto oczekuje po mimo wszystko zrozumienia i przytulenia. Ale żeby nie było smutaśnie widzę światełko. W Czerwcu kupiłem sobie kampera, stary, dychawiczny ale jeszcze da radę, a przynajmniej dojedzie do Portugalii i wróci i tak kilka razy. Portugalia to moje marzenie, zima tam, lato tutaj. No pięknie, życie bez zobowiązań, martwię się tylko o siebie i psa którego być może znajdę do rozmowy i opieki nad nim. Tylko zostaje pseudo rodzina i to materialne co jest tutaj. Kobieta się ogarnie z domem zwłaszcza że ma duże wsparcie teściowej w sensie że można u nas siedzieć bez ograniczeń. Zastanawiam się co mnie trzyma w domu, parę zobowiązań finansowych, żona - nie, dwa koty - zapewnię finansowanie względem żarcia, bo nawet w tym kobiecie nie ufam, tylko tyle, kurwa teraz widać czego się dorobiłem i za czym ewentualnie będę tęsknił, haha, przez łzy. Za czym tęsknię? Za wolnością, niezależnością, za tym abym nie musiał się o nikogo martwić czy da se radę. Chce być sam, ale tak naprawdę, nic do bani. W jaki sposób to zrealizować? Wiem, wsiąść w bryczkę i hajda, piekła nie ma, wolność cię czeka. Ale jestem odpowiedzialnym człowiekiem z dużym poczuciem obowiązku, jak to tak, pierdolnąć wszystko i wyjechać w ;Bieszczady;? No dziwnie tak, a co z tym co zostawiłem? Dadzą se radę? Pewnie tak, bo ich tego uczyłem że kiedyś umrę. No i rodzinny ostracyzm (jej rodzina), zostawił żonę i se pojechał, jak tak można... No dobra, tak jesiennie wygadałem się. Kiedyś się zdobędę. Pozdro Bracia.
    8 punktów
  8. Witam braci , świeża historia z przed chwili. Byłem dziś u alergologa, wizyta prywatna, ale nie na umówioną godzinę, ile osób przyjdzie, tyle przyjmie i idzie lekarka do domu. Poszedłem się zarejestrować, idę pod gabinet, pytam ile osób czeka w kolejce, okazało się, że jest matka z córką około 4 lata, matka z starszym synem podstawówka, i jakiś koleś. Zaraz po mnie, zaczęły się zgromadzać inne osoby do tego samego lekarza, pytania kto ostatni itp, każdy wie za kim jest, po paru minutach przychodzi jakaś kobitka, koło 30, laska niesamowita, siada koło tej Pani z dzieckiem 4 letnim co była, przyniosła z sobą dziecko paro miesięczne, ani be, ani me, ani kukuryku. Koleżanka z tamtą Panią bo nawijają w najlepsze. Nic nie mówiłem obserwowałem sytuację, przecież się wrypała w kolejkę i siedzi jak u siebie, czekałem na moment żeby zacząć mały dym o to, bo myślała, że się nikt nie odezwie. W pewnym momencie ktoś się mnie pyta czy jest za mną. Odpowiadam, owszem, ale wydaje mi się, że ta Pani o tutaj, przyszła po mnie i paru osobach tutaj. Na co wynikła taka o to rozmowa. Pani z córką 4 letnią: Ale ja zajęłam tej Pani kolejkę, ona była w toalecie. Ja: Jak mogła Pani zająć jak nikt o niej nic nie wiedział i nikt o niej nic nie mówił, przyszła za nami i mówi Pani, że tutaj już była. P4l: (oburzona mina wraz z jej koleżanką, której zajęła kolejkę, koleżanka się nic nie odzywała tylko robiła miny i machała rękami) Nie widzi Pan, że ona jest z małym dzieckiem? Z dziećmi mają ludzie tutaj pierwszeństwo. (w tle odzywa się, kobitka z tym chłopakiem z podstawówki mówi, że ona też ma dziecko) Ja: Nigdzie nie jest napisane, że mają dzieci pierwszeństwo, to jest wizyta prywatna, każdy ma takie samo prawo jak inny bez wyjątku. Blondi: Odzywa się swieżo przybyła blondi, że ona też ma dziecko w domu i ona wie jak to jest i niech nikt nie robi szumu bo ona wie jak to jest, i ona wie, bo też ma dziecko i tak minute. P4l: Ooo Pan nie ma dzieci i dlatego tak mówi, nikt by tak się nie odezwał kto ma dzieci. Ja: A z kad Pani wie, że nie mam dzieci? Mam, siedzi w domu chore, też ma parę miesięcy, sugeruję Pani, że jestem gorszym ojcem bo nie jestem kobietą? Pl4: Pan nie ma zielonego pojęcia jak to jest, bo Pan nie karmi piersią! Ja: Czyli znowu Pani sugeruje, że jestem gorszym ojcem bo nie karmie swojego dziecka piersią? Przecież to jest dyskryminacja, słyszy Pani swoje słowa? Za samo to, że jestem ojcem mam być atakowany przez Panią? Grzecznie zapytałem a Pani mnie umoralnia. Pl4 : Zwarcie styków razy 100, nigdy nie widziałem podobnej miny u kobiety i słowa. Nie nie umoralniam Pana. Ja : To proszę się nie odzywać, i kultura wymaga, tymbardziej od matki, żeby zapytać czy ktoś może przepuścić w kolejce, Pani się nic nie należy z tego tytułu tutaj. Na tym dialog z tymi Paniami zakończony, odwróciły się we 2 w stronę drzwi lekarza i tak czekały na wizytę, w otoczeniu nikt się słowem za mną nie wstawił do czasu, aż nie opuściły przychodzi, wtedy dopiero była aprobata z strony innych, tak to musiałem walczyć z tym sam ?? Po półtorej godziny czekania (matki z bombelkami weszły i siedziały po pół godzinie), odezwała się obrończyni Blondi, pyta mi się : A Pan by mnie nie przepuścił w kolejce? Mam dziecko w domu i muszę wrócić dosyć szybko. Ja na to : Nie, nie przepuszcze Pani, wcześniej podczas kłótni, nie spieszyła się Pani, pozwoliła wejść tym kobietą, jeszcze je do tego zachęcała , to niech sobie teraz czeka grzecznie jak cała reszta. I tym o to akcentem zakończyłem wojnę, osaczony z każdej strony i atakowany przez to, że jestem mężczyzną. I nie chodzi o to, że nie przepuścił bym tego dzieciątką, tylko o sam fakt, że ktoś nawet nie zapytał czy może, tylko wychodzi z założenia, że mu się należy, dla mnie koniec takie traktowania, pomimo, że nic nie ugrałem z dwoma 1, karma wróciła do tej blondi bo sama się spóźniła. I zobaczcie jak kobiety wykorzystują fakt bycia matka, do wymuszania różnych rzeczy i manipulowania otoczeniem, brakło argumentów to zaczęły się gierki. Pozdro wszystkim.
    8 punktów
  9. Wow! Magister inżynier, cztery języki obce na poziomie biegłym, ale regulamin forum stanowi chyba coś nie do ogarnięcia A nie przepraszam, przecież mnie kobiety żadne zasady nie obowiązują, no chyba, że tylko takie co ja sama ustalam Panowie, dlaczego odpowiadacie pani piszącej poza Rezerwatem?
    8 punktów
  10. Jakby ciężka praca uszlachetniała i czyniła bogatym to więźniowie Auschwitz byliby miliarderami. Żaden znany mi milioner nie ma spracowanych rąk. W Polsce często to kwestia ustawionego przetargu na zamówienia publiczne. Kiedyś miałem jak Ty. Ci co w fabryce pracują są gorsi, nie chciało im się. Jednak z wiekiem widzę, że ktoś kibel musi czyścić czy doić krowy. Wszyscy inżynierami nie będą. I raczej nie jest Twoją rolą, aby komuś mówić jak ma żyć - ani oceniać - jest to brzydko walidować swoje życie innymi. Fajnie, że się rozwijasz, chcesz coś osiągnąć, jednak nie czuj się lepszy od innych i mów pani sprzątaczce dzień dobry. W IT często ludziom się wydaje, że są ponad, a nie potrafią kibla umyć po sobie tylko zostawiają draski na muszli. Mam lewicowe podejście i dla mnie często praca sprzątaczki jest bardziej wartościowa niż praca programisty piszącego program do generowania przekierowań na stronki rodzaju "wygrałeś iphona tylko podaj numer", mimo że więcej zarabia i jest lepiej wykształcony. Dzięki sprzątaczce jest czysto i pachnąco, a taki programista przykłada rękę do wyłudzeń na ludzką naiwność (niewiele etycznie się różni od sprzedawcy garów na pokazach). Oczywiście inżynier powinien więcej zarabiać niż sprzątaczka, ale ta ostatnia też powinna mieć możliwość odłożenia kasy choćby na pralkę czy książki dla dzieci. Nie 500 plus pomoże, ale lepiej wynagradzana praca. Pracują w fabryce? OK. Dzięki nim coś masz - czy to maszynki do golenia albo twarożek na chlebek. A, że ich system rucha na potęgę - no cóż, taka mentalność i przyzwolenie. Idą do pracy, bo wszędzie jest tak samo chujowo, a chlebek z margaryną trzeba zjeść. Jakby zabrakło tych w fabrykach, sprzątaczek czy kierowców to wykształciuchy i korposzczury szybko by zaczęli kwiczeć i płakać. Okazałoby się, że kible śmierdzą, autobusy nie jeżdżą, a i nie ma sojowej latte. Przez stygmatyzację prostych zawodów mamy mnóstwo specjalistów od zarządzania i marketingu, a zaczyna brakować ludzi do prostej, ale jakże potrzebnej pracy. Kto chciałby być postrzegany jako robol, ten który się nie uczył, ten gorszy, frajer? Nikt. Dlatego mamy co mamy w kraju. Na tym kończę.
    7 punktów
  11. @ŚliskiMike, wybijasz się chłopie ponad przeciętność, więc nie dziw się, że w twoim gronie praktycznie nikt nie zostanie. Najtrudniej być przy kimś, kiedy odnosi sukces. Z drugiej strony ty dla wielu będziesz przeciętniakiem z gównianymi osiągnięciami. Stoją nad tobą znacznie potężniejsi ludzie. Jedynym człowiekiem, z którym możesz podjąć uczciwą rywalizację jesteś ty wczorajszy, twój ostatni wynik. Nie bądź taki surowy dla znajomych, bo historia życia to nie tylko drobny wycinek z mediów społecznościowych.
    7 punktów
  12. Kobiety to największe chamy, z jakimi w życiu się spotkałem. Przyznam, że rzadko rozmawiam bezpośrednio z chujkiem, co się wywyższa, tylko idę do kierownika, rejestracji, wyższej instancji od razu po wyjaśnienie, kto ma rację. Sprawdza się wzorowo, bo jestem oazą spokoju i opanowania ? Chamy miękną, kiedy się przedstawi ich prawdziwą naturę. To, jak w egzorcyzmach. Wystarczy powiedzieć imię demona, aby ten się odpierdolił ? Laski teraz się robią totalnie wkurwiające. To nie tylko u ciebie stary. Też miałem ostatnio kilka takich incydentów i w sklepie i w klubie. Kobiety są znacznie gorsze od mężczyzn pod kątem kultury. Nie znoszę tych krzywych, chamskich ryjów, a niestety występują. I jakoś ci ludzie żyją, wychowują kolejne pokolenia. Puściłbym pawia, ale mało dzisiaj jadłem ? Wielkie bleee na skurwysynów
    6 punktów
  13. Wychowałem się w średniej wielkości miasteczku w górach. W liceum miałem 25 osób, wszystkich nie wystalkowałem ale licząc mnie to na studia wyższe do dużego miasta wyjechało chyba max 5-6 osób. Cała reszta jest prawie wybombelkowana w znakomitej większości na tym samym etacie od 5-6 lat czytaj, kierownik działu w Liroy Merlin w domu od/po rodzicach. Mam lat 31. Nie krytykuje, nie neguje, ludziom z zasady się nie chce, to nie kwestia pokolenia.
    6 punktów
  14. vs. Chwila. Kierujesz pytanie tylko do ojców i jak ktoś nim nie jest to ma się nie wypowiadać czy pytasz ogół ludzi jak oni postrzegają tak funkcjonujacych ojców? Jeśli ktoś wypowiada się jak postrzega takich ojców, a Ty wyjeżdżasz, że pytanie nie było skierowane do niego, no kurczę pieczone, ktoś tu ewidentnie czegoś nie rozumie. Nie dziw się, że ludzie mówią, że odwracasz kota ogonem, że nie wiadomo o co Ci chodzi i to nie są pojedyncze głosy. Jak pięć osób na imprezie mówi Ci, że jesteś pijana i idź do domu, to znaczy, że jesteś pijana i trzeba iść do domu.
    5 punktów
  15. W dobie globalnej wioski nikt nie chce być "frajerem". Co widzą w mediach - odpowiednio się sprzedasz i jesteś celebrytą. Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które będzie miało mniej niż swoi rodzice https://oko.press/bedziemy-biedniejsi-rodzicow/ W dwudziestu pięciu najbardziej rozwiniętych gospodarkach świata ludzie zaczęli biednieć, a kolejne pokolenia mogą być coraz biedniejsze. Jak pokazuje raport firmy McKinsey, w takiej sytuacji jesteśmy po raz pierwszy od pół wieku https://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/950787,belka-krotka-lekcja-ekonomii-dla-niezaawansowanych.html Belka: Następne pokolenia będą miały znacznie gorzej niż ich rodzice
    5 punktów
  16. @Marek Kotoński Ja to widzę tak: 1. Streamy z gier, to nie jest kontent który ogląda się w skupieniu, to coś co leci w tle. Do tego, nie jesteś ekspertem od gier, i Twoje streamy mają charakter hobbystyczny i amatorski, więc podejrzewam że ludzie zainteresowani grami które omawiasz, nie będą ich traktować jako coś przy czym muszą trwać w skupieni.? Do czego zmierzam? Tym bardziej, gdy taki kanał prowadzi growy amator, spełnia to taką funkcje jak u innych - to coś, co ma lecieć w tle, urozmaicenie, gdy zajmujesz się czym innym. Dlatego też filmiki po 15 minut nie mają sensu, bo słuchasz sobie, a zaraz się kończy, algorytm YouTube pewnie poleca inne filmy związane z tą grą od innych twórców. Dlatego ja bym proponował by 30 minut było minimalnym czasem takiego filmiku z gry. 2. Gry mogą być tylko Twoją formą przekazu, a nie celem, a nawet powinny, skoro nie jesteś (bez urazy) najlepszym graczem. Dlatego uważam że mógłbyś w trakcie streamów mówić o rzeczach które nie pasują na Twoje audycje, pierdołach z życia, czymkolwiek co Ci ślina na język przyniesie, dlatego że ludzie wbrew pozorom lubią słuchać pierdół w tle, to odpręża mózg. 3. Akcja z Żanetką była świetna. Jesteś naturalnie zabawnym człowiekiem - może warto co jakiś czas wtrącać jakieś humorystyczne akcenty, byle nie do przesady. 4. Tutaj mam dylemat, bo z jednej strony "inside joke", czyli żarty które rozumieją Twoi najwierniejsi widzowie, typu zgrywy ze Sławków i innych hejterów, to coś co bawi nas i przyciąga, ale co z randomowymi widzami, którzy Cię nie znajdą z Radia Samiec? Ja jestem za tym byś zawsze na growym kanale był sobą, a drobne szpilki wbijane humorystycznie we wiadomych osobników, to część Twojego stylu. Więc tutaj trzeba wywarzyć, by zachować Styl Kotońskiego, ale by to nadal było zrozumiałe dla kogoś kto przypadkiem trafia na Twój filmik. To jest dobry przykład: Filmik zaczyna się od Twojego monologu o sprawach o których często mówisz, o polskim kapitale, o wszystkim co cie boli i cieszy, i to jest bardzo dobre. Ponieważ to Ty, Marek Kotoński, i ja wiem że oglądam Marka Kotońskiego jak gra w grę, a nie po prostu średniego gracza po czterdziestce. Do tego sympatyczna anegnotka jak sobie radziłeś z procesorem, wszystko w dobrym "rodzinnym" stylu. Jak na moje, nie ma znaczenia czy będziesz grał jak amator, czy jak ekspert, bo tu nie chodzi o Twoje możliwości w graniu, tylko o to jak sprzedajesz tu swoją osobę i w jakich proporcjach.
    4 punkty
  17. No Larry 7 w wykonaniu Marka to by było coś ? Popieram, bo będzie coś i dla tych którzy wolą klasyki. Może jakieś starsze przychodówki ? A z tych bardziej statycznych gier to polecam pierwszego sacreda.
    4 punkty
  18. Ostatnio rozmawiałem z takim młodym znajomym ok. 25-28 lat. (Wychowany w takiej lekkiej biedzie, skończył informatykę (ledwo) i po dwóch latach pracy w większym mieście zaczął zarabiać kilka razy więcej od swoich rodziców. Pamiętam go jako takiego spoko koleżkę.) Palnął do mnie coś w stylu: Czy też uważam, że trzeba sobie dobierać znajomych, którzy zarabiają podobnie do mnie, a rezygnować z tych biedniejszych. Odparłem, że chyba go pojebało. Jak za szybko coś się osiągnie czy zacznie osiągać, potrafi odwalić i człowiek staje się pyszny. Strasznie tego nie lubię. Co do ambicji i zapierdalania. Innych staram się nie oceniać pod tym względem, bo co mnie to obchodzi. Bardziej patrzę na to jaki ten ktoś jest dla mnie i mi bliskich osób. Czy się dobrze czuje w jego/jej towarzystwie i czy tak ogólnie pisząc jest to dobry człowiek lub czy mogę z tej znajomości mieć korzyści ? Wpisują się w to za równo osoby zapierdalające, ambitne z sukcesami, jak i niewykształcone o niewielkich zarobkach. Nie ma reguły. Sam trochę w życiu bimbałem i trochę zapierdalałem tak, że na nic innego nie było czasu (nie, nie w fabryce). Teraz staram się znaleźć jakiś środek, równowagę, bo takie mega ambitne i restrykcyjne życie mi nie służy. Czuję wtedy jakbym oddawał swoje życie komuś innemu. Bo na chuj mam ciąglę świadczyć usługi innym? Dla kasy? A po co mi tyle kasy? No żeby wydawać ofkors. Ale czy to jest korzystne dla mnie, czy dla tych zjebów grających sobie w grę pt. Świat korporacji? Mi już trochę ta pogoń przechodzi i wolę mieć czas dla siebie, swoich hobby, mojej kobiety niż jakąś mega ścieżkę kariery. Aczkolwiek do biedy mi daleko i jasne, że lubię pieniądze i zabawki, ale umówmy się: rewolucji nie zrobię, dla świata i tak nic nie znaczę, mogę tylko zpierdalać więcej lub mniej. Wolę mniej.
    4 punkty
  19. No to też dla mnie to co napisałaś wygląda jak narzekanie. Poza tym zawsze lenie będą marudzić na swoje życie i zazdrościć pracusiom ich pracowitości, tak było jest i będzie - nie wiem po co próbujesz kopać się z koniem, zamiast czerpać radość z tego, że osiągasz swoje sukcesy? Chyba, że tak naprawdę chciałbyś być takim leniem "czarnuchem" pracującym w fabryce, z rodzinką, bombelkami itp. tylko ktoś Ci całą młodość drukował do głowy, że musisz odnieść sukces w korpo mieć high life siłka, dieta, 100k followersów na insta itp. inaczej będziesz biedakiem Polakiem robakiem, więc starasz się innych przekonać do takiej postawy szukając poparcia. Nie wiem, nie znam Cie, pewnie nigdy nie poznam, wiem tyle co wywnioskuję z tego co piszesz i sobie dopowiem to co ukryte między wierszami - powiem krótko, życzę sukcesów, mniej przejmowania się innymi. PS. Życie jest krótkie, jutro obudzisz się mając 50 lat - żyj tak żebyś miał czyste sumienie, godność, radość z życia i fajne wspomnienia, nie rób niczego przeciwko sobie czego oczekuje otoczenie, bo sam zobaczysz, że zaczniesz podświadomie sabotować to co robisz, bądź sobą POWODZENIA BRACIE! Peace!
    4 punkty
  20. Przedłużanie gatunku następowało od zawsze mimowolnie, przy okazji, zaś to seks był celem. Ludzie robili dzieci, bo nie potrafili i nie chcieli powstrzymać popędów, wobec braku skutecznej antykoncepcji. Więc trudno analizować pod tym kątem poprzednie pokolenia. Natomiast po co i dlaczego ludzie dzisiaj robią sobie dzieci? No chyba nie dlatego, bo nie potrafią się zabezpieczyć, a ciągnie ich do seksu, jak ludzie kilka wieków temu. Środki antykoncepcyjne mamy współcześnie wystarczająco skuteczne. Robią je najczęściej z jakichś powodów, a nie przy okazji seksu. Może być tak, że świadoma decyzja o dziecku jest świadectwem jakiejś dysfunkcjonalności, czy braku w związku i wcale nie świadczy to o tym, że przedłużanie gatunku ludzkiego od zawsze tak wyglądało. Bo kiedyś nie podejmowało się decyzji o dziecku, tylko decyzja podejmowała się sama przy okazji. Świadomie zaś pewnie niewielu by ją podjęło. Poza tym przedłużenie gatunku akurat wcale nie zależy od tego, czy zrobimy sobie dziecko, czy nie. To tak jakby od jednej szklanki wody miało zależeć tsunami. Nie oszukujmy się i nie przypisujmy sobie większego wpływu na świat niż mamy, bo to po prostu głupota. Gatunek ludzki zostanie przedłużony przez takich, czy innych ludzi niezależenie od naszej decyzji. Zaś dla samego przetrwania gatunku są znacznie bardziej ważne problemy do rozwiązania niż spłodzenie sobie dzieciaka przez jakiegoś pana XYZ z kraju ABC. 100-kroć bardziej przyczynimy się do przedłużenia gatunku zajmując się badaniami nad kosmicznymi misjami załogowymi, niż spłodzeniem dziecka, zwłaszcza, gdy 6 miliardów ludzi robi to samo. Płodząc dziecko działamy wręcz kontrproduktywne, bo poświęcamy nasz czas i zasoby na wychowanie kolejnego człowieka (których na Ziemi jest pod dostatkiem - nie oszukujmy się), podczas, gdy moglibyśmy ten czas i zasoby wykorzystać znacznie bardziej wydajnie z punktu widzenia zabezpieczenia bytu gatunku ludzkiego. Jak dla mnie sprawa jest oczywista - nie wybrnie. Można się oszukiwać, robić shit testy. Ale czarne nigdy nie będzie białe. Możemy tylko liczyć, że zostaniemy odstawieni na boczny tor mniej niż bardziej.
    4 punkty
  21. Mniej więcej śledząc panującą obecnie sytuację na rynku giercowników, zwiększoną popularnością cieszą się teraz tzw. streamy. Marek gra w grę musi przejść na tryb live, a dokładnie grać w grę i jednocześnie komentować/ udzielać odpowiedzi (zwiększającej się) grupce swoich widzów. Następnie nagrywane live'y umieszczać na yt. Zwykłe gameplay bez udziału osób trzecich (widzów) przechodzą już do lamusa. Dlatego też facebook oraz youtube odpalili swoje własne strony livestream'owe do gier. Osobiście proponuję też rozpocząć od tych starszych tytułów jak: Seria Wolfenstein (Return to Castle Wolfenstein - świetna gra); Quake 2 (również super) -> 3 -> 4...; Half-life 1 oraz 2; Fallout New Vegas (cudowna gra). Pomoże to Tobie Marek nabrać trochę "skilla" w granie w gry, a szczególnie refleks. Piszę to z uwagi na obejrzane gameplay z Battalion 1944 i Fortnite. Życzę sukcesu. --------------- Proponuję też zagrać w serię Leisure Suit Larry Bardzo chętnie pooglądałbym to w Twoim wykonaniu.
    3 punkty
  22. Nie, to nie jest gonitwa myśli. Jeśli juz, to się fachowo nazywa narcystyczne zaburzenie osobowości. Klasyfikacja: 1.jednostka ma wyolbrzymione poczucie własnej wartości (wyolbrzymia swoje osiągnięcia i talenty, oczekuje uznania własnej wyższości, niewspółmiernie do rzeczywistych dokonań), 2.pochłaniają ją fantazje o nieograniczonym własnym powodzeniu, mocy, wybitnych zdolnościach, urodzie czy miłości idealnej, 3.przekonana jest o własnej wyjątkowości i unikatowości, którą mogą zrozumieć lub z którą mogą obcować tylko inni wyjątkowi bądź zajmujący wysoką pozycję ludzie lub instytucje, 4.wymaga przesadnego podziwu, 5.ma poczucie posiadania specjalnych uprawnień, tzn. bezpodstawnie oczekuje szczególnie przychylnego traktowania lub automatycznego podporządkowania się innych jej oczekiwaniom, 6.nastawiona jest eksploratorsko wobec innych ludzi, tzn. wykorzystuje ich do osiągnięcia własnych celów, 7.brak jej empatii, niechętnie rozpoznaje cudze uczucia i potrzeby oraz nie jest skłonna z nimi się identyfikować, 8.często zazdrości innym lub uważa, że inni jej zazdroszczą, 9.swą postawą i zachowaniem okazuje arogancję i wyniosłość. Punkty 1,3,7,8,9 są widoczne w wypowiedziach.
    3 punkty
  23. Oooo nie wiedziałem, że taki klubik jest- super, bo myślałem, żeby coś podobnego założyć. @Quo Vadis? polecam z czystym sumieniem Porsche Boxster, myśle, że znalazłbyś wersje S w podobnej cenie. Auto ma niesamowite właściwości jezdne, przepięknie brzmiący 6 garowy silnik typu bokser centralnie umieszczony (za plecami). Nie martw się o ceny części, bo wcale tragedii nie ma, porównałbym do ceny BMW, Audi. Dużo zamienników. Zdecydowanie najlepsze auto, jakie do tej pory miałem. A ktoś kto mówi, że jest to Porsche dla ,,ubogich”, bo jest tańsza niż 911, po prostu nigdy nim nie jeździł, bądź bardzo by chciał ale nie ma takiej możliwości.
    3 punkty
  24. Łap motywator mojego autorstwa: trasa Gdynia - Lofoty, jakieś 2200 km w jedną stronę :]
    3 punkty
  25. 1. Nie próbowałbym na siłę ratować rodziny i związku, bo nieszczęśliwa rodzina, a w niej nieszczęśliwy Ty, to chyba gorsze wyjście, niż bycie weekendowym ojcem. Jeżeli już kolejny rok z rzędu jesteś nieszczęśliwy - nie rozumiem po co jesteś z tą kobietą. Dajmy sobie spokój z etosem podtrzymywania rodziny za wszelką cenę. Lepsi rozwiedzeni rodzice, ale oboje wolni i szczęśliwi, niż będący w toksycznym związku, moim zdaniem. 2. Po co robiłeś sobie z tą kobietą kolejne dziecko, skoro po pierwszym była już totalna padaka? Znów nie rozumiem. Poza tym oziębłość po tym jak już kobieta dostanie ślub i dzieci (albo jedno z tych dwóch), to raczej typowe i ta agonia trwa często aż do śmierci. Ciekawe, że stanowczym i olewatorskim stosunkiem do niej udało Ci się coś osiągnąć. Pytanie tylko, czy to nie jest reanimacja trupa. Moim zdaniem jest. I tendencja będzie już tylko spadkowa, z lekkimi odreagowaniami po drodze. Ja bym się rozwiódł, ale jednocześnie ja w ogóle nie robiłbym sobie z nikim żadnych dzieci i stronię od dzieci w ogóle, więc nie wiem, czy jestem tu dobrym doradcą. Nie rozumiem skąd w mężczyznach bierze się potrzeba robienia dzieci w ogóle. Kończy się to jak widać. Zwykle widzę, że ludzie robią sobie dzieci w związku, bo właśnie zaczyna im w tym związku czegoś brakować lub czegoś brakuje od początku. Bo, jeśli im nie brakuje, to po cholerę im do szczęśliwego, spełnionego związku jeszcze dzieci? Moim zdaniem potrzeba dzieci w związku to już pierwszy znak, aby dobrze się zastanowić, czy w tym związku wszystko jest ok. I pewnie, gdy podejmowaliście decyzję o pierwszym dziecku, to był przejrzysty symptom, że czas się ewakuować, związek się wypalił i szukacie jakichś rozwiązań zastępczych. Generalnie jak kobieta w związku zaczyna gadać o dziecku, to dobry sygnał, by się ewakuować, nie dlatego, bo chodzi o dziecko (choć to też), ale głównie dlatego, bo to doskonały indykator tego, że Ty jej już nie wystarczasz.
    3 punkty
  26. Może kobiety nie są takie głupie z tymi kotami A i nawet Jarek brał przykład. Wydoić faceta a potem wspierać się kotem jak lekarstwem.
    3 punkty
  27. Ród Wałęsów pochodzi od rzymskiego cesarza Walensa.
    3 punkty
  28. Co to za tytuł - "czym jest incel"? To jakaś kurwa rzecz? Patyk? Mebel? Zepsuta lodówka? Bardzo zręczny zabieg, bo jednak określa się mianem "incela" osoby ludzkie a nie stan/sytuację. Kolejna warstwa dobudowywania pogardy przez odhumanizowanie.
    3 punkty
  29. @Januszek852 Właśnie w tym rzecz, że od tego czy rynek będzie regulowany czy nieregulowany zależy czy patologia będzie postępowała. Jak na razie rząd jest po stronie deweloperów, jeśli wprowadza jakieś regulacje to takie, które będą na rękę deweloperom i pogłębia tę patologię. Nie wiem do jakiego momentu będą rosły ceny, ale może się nawet wydawać, że pikują. https://forsal.pl/nieruchomosci/mieszkania/artykuly/1433912,polska-w-pierwszej-dziesiatce-panstw-z-najwiekszym-wzrostem-cen-mieszkan-w-ue.html @Perun82 Cwaniaczki. Ceny poszły w górę pod wpływem gentryfikacji ekonomicznej większych miast. Nisko zarabiający prekariat nie ma pieniędzy na rosnące czynsze, bo płace (a często emerytury) stoją w porównaniu do rosnącego czynszu. Mieszkanie to nie dobro luksusowe, żeby nazywać kogoś cwaniaczkiem, bo nie ma pieniędzy na czynsz i nie płaci. Cwaniakiem jest ten, który ma 5 mieszkań i wykorzystuje zdolność kredytową na kolejne 5, więc winduje sztucznie ceny na rynku. Wiem, że nie dotrze, ale no nie mogę z ludzi, którzy odmawiają komuś podstawowy życiowej. Jesteś rentierem? Mieszkasz w wielkim mieście i widzisz tę patologię? Czy nie musisz jeszcze sam utrzymywać mieszkania?
    2 punkty
  30. @Jaśnie Wielmożny Celne uwagi. Nuda i stagnacja się wkradły, to fakt. Trochę wegetacja. Próbowałem coś z tym robić, umówiliśmy się że będziemy wyjścia organizować raz jedno raz drugie jeszcze przed drugim dzieckiem (teraz syn ma 1/2 roku i jest jeszcze przy cycu więc ciężko by było), ale z trudem udało mi się ze dwa wyjścia zrobić i fajnie było, niestety u niej z inicjatywą znowu 0. Nie wiem, to macierzyństwo nią omotało, po prostu nie jest w stanie o niczym innym myśleć. Jak odstawi małego i będzie można zostawić dzieciaki z babcią to wrócę do tego i będą ją po prostu zabierał. Dobre to. Dzięki. Dzięki, sięgnę i dam znać czy się zgadza.
    2 punkty
  31. @pillsxp O to się nie ma co martwić. :D @Messer Sama jestem w szoku. :D Takiej miłości życzę każdemu. :D Dużą zaletą jest to, że razem chodziliśmy do gimnazjum. Jakby to napisać: inaczej się zna tę drugą osobę wtedy. A potomek ma już 5 tygodni. ?
    2 punkty
  32. Jedź. Doskonale w głębi siebie wiesz, że powinieneś pojechać - dla siebie, a pośrednio paradoksalnie dla wszystkich wokół. Dla synów też, a nóż pomyślą: Do Portugalii? Stary to jest jednak zajebisty gościu ... Teraz najważniejsze: Dadzą radę, najwyżej coś upolują. Jedź. Kiedy jak nie teraz! https://polskicaravaning.pl/artykuly/piekna-portugalia-z-przewodnika,51290
    2 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.