Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 10.10.2019 uwzględniając wszystkie działy

  1. Niestety youtube natychmiast za taką audycję skasowałby mi kanał, więc wrzucam na samiectv. I skoro ktoś z Braci gratuluje Pani twierdzącej że Polacy mordowali żydów, i tego że teraz jej stwierdzenia staną się znane na całym świecie (skoro nawet Polka o tym mówi, to pewnie to prawda), co na pewno wpłynie na 447... to ja mogę wyrazić swoją niechęć dla tego rzekomo wielkiego dla Polaków zdarzenia. Moim zdaniem ta nagroda nie jest przypadkiem, ma posłużyć do zwiększenia nacisków na Polskę w sprawie zapłacenia 300 miliardów dolarów... no ale ludzie nie łapiący przyczyn i skutków się cieszą, nie rozumiejąc że stryczek się zaciska. https://samiectv.com/2019/10/10/nobel-dla-pani-olgi-tokarczuk-jest-nieszczesciem-dla-polski-i-polakow-samiectv-pl/
    17 punktów
  2. Gratulować nagrody osobie która nazywała Polaków ''mordercami Żydów'' i ''kolonizatorami'' to faktycznie trzeba się z chujem na łby pozamieniać (bez urazy). Pomijając już fakt, że decyzyjność jeśli chodzi o tego typu nagrody nie zależy do końca od jakości, ale od tego jaki pogląd prezentuje autorka/autor i w jakie czasy i narracje się wkomponowuje swoimi poglądami. Wszystko jest tak wiarygodne jak to że Wałęsak Pospolity obalił komunizm. To tyle.
    16 punktów
  3. Mnie obrzydzają i odrzucają kobiety mające mniej niż 175 centymetrów wzrostu. Przy moich koleżankach 180+ wyglądają jak sieroty. I jeszcze ten cellulit wszędzie... fuj. Z wyrazami szacunku, Ważniak
    16 punktów
  4. Uważam za niesmaczne takie podejście, czegoś takiego "jak dobry dom" prawie nie ma. Każdy jest na swój sposób uszkodzony a to szukanie kobiety pod kątem odhaczania ptaszków, czy ma pule genową, urodę, kase, zawód, rodziców, bez bombelka, ambicje i ch*** tam wie co jeszcze jest śmieszne. Sam jestem popsutym człowiekiem i musiałbym się mocno zastanowić, aby znaleźć kolesia 10/10 który "nie jest popsuty". Sorry ale to takie już incelskie podejście i śmiać się chce. Propagujecie takie głupoty a potem mnożą się na forum wątki "chodzę na siłownie, ogarnąłem prace, samorozwój ale nie ma dookoła mnie żadnej wartościowej samicy". Jak na targu że świniami, w mojej opinii nie różni się to niczym od babskiego lamentu "nie mogę pozać żadnego wartościowego faceta, albo je***ęty albo biedny, ehhh, a ja taka się marnuje, pracę mam, oglądają się za mną". Jest intuicja i inteligencja służy nam do tego, aby przezwyciężać siebie i skakać nad kolejami losu. Beka
    15 punktów
  5. No nie do końca. Załóżmy, że 10 milionów polaków chce nagle zostać hydraulikami, bo przykładowo hydraulik ostatnio dobrze zarabia. 10 milionów osób w tym samym czasie kształci się w tym kierunku. Czy każdy ma szansę zostać hydraulikiem? Nie, ponieważ to rynek pracy wymusza na ludziach kierunek nauki, nie odwrotnie. No dobra, to teraz inny przykład. Załóżmy, że te 20 milionów pracujących polaków chce zarabiać nagle min. 10.000 zł miesięcznie. Każdy idzie w inny zawód - jeden na testera, programistę, drugi na medycyne, trzeci na jakiś inny inżynieryjny kierunek, czwarty otwiera własną działalność itd. Czy każdy z nich ma szansę na sukces? Co z tego, że ludzie dobrze zarabiać, jeżeli tych miejsc pracy nie ma? Przecież miejsca pracy magicznie się nie wyczarują. Zrób sobie badanie rynku i przekonaj się, że 90% ofert pracy oscyluje w pensjach 1500-3000 netto na rękę max. Nie każdy ma szansę zostać bogatym, tylko poszczególne jednostki. Wększość Polski zmuszona jest do pracy poniżej 3000 złotych - to nie jest ich wybór - tak wygląda rynek i oferty pracy. Poszczególna jednostka może przebranżowić się np: z magazyniera na kierowcę międzynarodowego. Ale całej Polski nie przebranżowisz. Rynek wygląda tak, że 99% niewolników musi pracować na 1% najlepiej zarabiających i wykonywać "proste" pracę typu: kasjer, piekarz, magazynier, pracownik produkcji, pracownik MPO, taksówkarz itd. 100% polaków nie może pracować umysłowo w ciepłym biurze, choćby każdy chciał i się rozwijał po 12 godzin dziennie przez 5 lat - wybraliby i tak tylko tych najlepszych, bo miejsc pracy nie ma. Spójrz sobie na programistów. W ciągu 4 lat rynek dla młodych programistów został zniszczony, bo powstały kursy programowania i ludzie masowo pchają się do IT, bo w IT po kilku latach ciężkiej pracy zarobisz z 10.000 - 15.000. Ludzie biorą kredyty po 15.000 i idą na kursy, które gówno im dadzą, bo pracodawca woli wybrać sobie ambitnego studenta uczelni informatycznej, który poświęcił 5 lat nauki za którą zapłaciło mu państwo i rodzice, zamiast byłego magazyniera po kursie programisty - 360h weekendowo, bo nie miał innej opcji nauki. W momencie na ponad kilka tysięcy ofert, dla początkujących jest może ze 100 we wszystkich miastach polski. A na jedno miejsce przychodzi CV od nawet 300 kandydatów, bo każdy chce zarabiać te mityczne 15.000 miesięcznie. 1 osoba zostaje zatrudniona, a pozostałe 299 co próbowało - nie. Ale o tym się głośno nie mówi. Mówi się o sukcesach, nie o porażkach, a potem ludziom się wydaje, że sukces to takie hop siup i wystarczy chcieć. Ludzie myślą, że to takie proste, bo poszczególnym jednostkom się udało. Ale udało się, bo np: mieli talent do matematyki, rodzice za małolata nie pozwolili im wychodzić z domu, potem sfinansowali dobre liceum i dobre studia - na których nie musieli chodzić do pracy, tylko mogli się uczyć. Tymczasem na drugim końcu polski ktoś nie mógł dostać się na dobrą uczelnię, bo np: miał Ojca i Matkę alkoholików i zamiast się uczyć musiał zarabiać na chleb w poniżającej pracy. Ludzie nierzadko bez matury, po zawodówkach, z problemami psychicznymi. Potem mają ponad 20 lat, zero wykształcenia, znajomości, umiejętności. Oni też może chcą mieć inny zawód, ale jak ta druga osoba z rozjebanym życiem ma pokonać tą pierwszą osobę, która miała idealnie ułożone życie bez presji czasu i pieniędzy w rekrutacji? Z perspektywy tej pierwszej zdobycie pracy marzeń to żaden problem. Teraz wciel się w życie tej drugiej osoby i spróbuj zmienić pracę. Dalej banalne? Skończmy siać mit kowala własnego losu, ludzie nie są kowalami losu. Jedni urodzili się w dobrych warunkach i to wykorzystali, zrobili kariery. Drudzy urodzili się w dobrych warunkach, ale byli leniwi i wylądowali w słabych pracach. Trzeci urodzili się w patologii i choćby z całej siły chcieli i starali się 24/7, to są skazani na beznadziejny los. Mierzenie wszystkich jedną miarą to głupota, bo każdy życiorys jest inny i trzeba by się wcielić w życiorys każdej osoby i sprawdzić, jakie miał szanse na powodzenie. Na sukces większy wpływ mają czynniki zewnętrzne, niż chęci i determinacja. Własna praca to dopiero 2 etap sukcesu, większość nie przechodzi 1 etapu, czyli warunków otoczenia do osiągnięcia sukcesu.
    13 punktów
  6. Po przyznaniu Pokojowej Nagrody Nobla Barakowi Obamie na początku jego prezydentury przestałem dostrzegać jej wyjątkowość.
    12 punktów
  7. Mnie z kolei odrzucają wymiary inne niż 90-60-90. Kobieta o innych wymiarach nie jest kobieca.
    11 punktów
  8. Wkurwiają mnie biali rycerze, którzy są z brzydkimi babami a pod czaszką mają jogurt. Wkurwiają mnie brzydkie baby, które (z szczerą otwartością) zaproszone na imprezę chcą żebym opuścił moje mieszkanie (znaczy moje, wynajmuję ale didaskalia) bo chcą porozmawiać z kolegą w cztery oczy. Wkurwia mnie to, że gdy jej odpowiadam, że jak chce, to sama może se iść, to znika i zara zjawia się na lśniącym rumaku wraz z swym rycerzem, który oznajmia, że opuszczają imprezę, bo zostali wyproszeni. Niezmiernie również wkurwia mnie to, że zmuszając się do nadzwyczajnej uprzejmości i tłumacząc rycerzowi, że nie wyprosiłem Fiony dotykam jej ramienia wyskakuje do mnie mówiąc, że mam jej nie dotykać. Najbardziej jednak wkurwia mnie to, że ten pinokio, który waży z 25 kg mniej i padłby po jednym strzale zaczyna dyszeć i wygląda, jakby chciał się bić a Fiona go uspokaja. Ale wiecie co mnie najbardziej wkurwia ? Nietykalność werbalna par i nadwrażliwość głupich bab na byle odbicie piłeczki i na nie bycie posłusznym pieskiem. Bo przecież jeden nie wystarczy. Dziękuję, że mogłem wyrzucić tutaj swoje wkurwienie :). Głęboko wierzę, że to będzie naprawdę wspaniały dzień. Aloha.
    8 punktów
  9. Podczas odbierania Nagrody Nike za "Księgi jakubowe" Pani Tokarczuk mówiła o nas i naszej historii jako o kraju kolonizatorów, właścicieli niewolników, mordercach Żydów, która tłumiła mniejszość i której historię należy napisać od nowa. Ta pani doskonale wpisuje się w lewicowy nurt szkalowania Polski i Polaków nazywany pedagogiką wstydu. Pamiętam, że Stanisław Michalkiewicz już kilka lat temu przewidywał, iż Olga Tokarczuk otrzyma za swoją działalność nagrodę. Zdaje się, że wykrakał i ten dzień dziś nastał. Ciekawie skomentował to Tomasz Sommer na swoim Twitterze: https://twitter.com/1972tomek?lang=en
    8 punktów
  10. Zbyt mocny makijaż mnie odrzuca, długie paznokcie (wiocha jak ja pier... a dużo młodych dziewczyn ma teraz), nadwaga, śmierdzący pot i brzydki oddech z ust. Do tego brzydkie i niezadbane stopy mnie odrzucają. A najbardziej czego nie cierpię i od razu mnie odrzuca - nieważne jaka kobieta piękna by była - buty typu poniżej. Widzę dziewczynę w takich to od razu przechodzi mi ochota na cokolwiek i odruch wymiotny mam.
    8 punktów
  11. @Xin Jednej rzeczy nie rozumiem... Po jakiego takie osoby zapraszasz do siebie do domu? Dom to dla mnie sanktuarium, miejsce gdzie mam się czuć dobrze, a wchodzących do niego obowiązują moje zasady. Nie podoba się ? To tam są drzwi. Najwidoczniej i fiona i jej shrek w ogóle nie szanują Cię skoro takie coś się dzieje. Ja bym ich więcej do domu nie wpuścił.. Nieważne czy własny czy wynajmowany - dom to dom.
    6 punktów
  12. Gdzie pracujesz? Gdzie mieszkasz? Jak odpowiem to zaśmierdzi rybą. Co? O czym ty mówisz? Moja sytuacja materialna jest tak dobra, że od razu zrobisz się mokra. ?
    5 punktów
  13. Mam pomysł jedz do Afryki albo Australii zapuść się w dzungle i podziwiaj "bezbronne zwierzęta" , szybko by Ci wrócił instynkt przetrwania. Zwłaszcza jak byś zobaczyła że "bezbronne zwierzęta" polują na Ciebie.... Daj Kowalskiemu jeść sałate i niech idzie pracować na budowie, cegłówki nosić... , fajnie się takie teorie wymyśla jak się siedzi przed kąputerkiem,cykając w klawisze, bujajac w chmurach.... ale rzeczywistość jest inna.
    4 punkty
  14. @Bonzo zawsze mówił, że na takie pytanie odpowiada. "Żyje z lekcji śpiewu w wynajętej kawalerce". Sam kilka razy tego użyłem. XD
    4 punkty
  15. DC powinno iść swoją drogą, w lidze sprawiedliwych chcieli porobić trochę marvela i wyszło coś co raz w życiu tylko moje oczy będą w stanie zaakceptować. Niech wezmą się za poważne kino, wtedy im to wychodzi, troche inna widownia, ale za to jaki klimat jak już zrobią coś na czym polega ich uniwersum, mroczne, tajemnicze, dla dojrzałego widza. Byłem na premierze, dawno nie miałem takiej refleksji po jakimś firmie, utrzymywała się jak, gdy pierwszy raz widziałem Fight Club.
    4 punkty
  16. Mi osobiście podobają się te "damaged" laski. Z moich doświadczeń, zazwyczaj są dość inteligentne i ciekawe. Mają nietuzinkowe przemyślenia, pewnie przez to, że nie były traktowane jak księżniczki przez całe życie. Jasne, że mają problemy i jazdy. Sam też mam. Przy tym, to są bardzo biedne osoby, ja im ogromnie współczuje, mimo, że często kreują się na silne. Takie kategoryzowanie i mówienie o tych ludziach w tak nieprzyjemny sposób jest dla mnie w sumie obrzydliwe. Wyobraź sobie jeden z drugim, że sam masz traumatyczne wchuj życie, nie dość, że sam siebie katujesz jak chujowy jesteś, żyjesz w smutku, to jeszcze cwaniaczki się z Ciebie śmieją i nagrywają programy o tym jak unikać takich jak Ty. A wpływu żadnego nawet na to nie miałeś, że taki los Ciebie spotkał. Tfu.
    4 punkty
  17. Pojawia się teraz pytanie. Czy Pani dostała nagrodę, bo jest Panią, czy ze względu na twórczość. Feminizm i cała ideologia parytetów krzywdzi prawdziwe talenty, niezależnie od płci. Każdy widzi, co się dzieje i przyznam, że nie traktuję osiągnięć kobiet poważnie już od dawna. Gdyby nie było wścieklizny ideologicznej to bym pogratulował, ale teraz tego nie zrobię. Jedyne honorowe zachowanie to odrzucanie podobnych nagród, ich totalne zaoranie, bo nie mają już żadnego znaczenia. Nobla mają takie postacie, że włos jeży się na głowie.
    4 punkty
  18. No grubo, porównywać bibliografie Sienkiewicza czy Miłosza do bibliografii tej pani ?
    4 punkty
  19. To do czego zatem mam odnieść Twoją poprzednią wypowiedź? Prześledźmy: 1. @lekkiepióro, zgodnie z obranym przez siebie nickiem, zapierdolił taką bombę, że mi włosy na głowie stanęły (streszczając - doradził: rzuć kobietę, chuj z rodziną) 2. Piszę mu, żeby nie dawał rad w obszarze o którym nie ma pojęcia lub ma wiedzę teoretyczną 3. Ty piszesz"bez przesady", powołując się na autorytet zawodu psychiatry lub psychologa 4. Następnie potwierdzasz, iż psychiatra rad jednak nie daje #fucklogic To po co właściwie piszesz? Licznik postów nabijasz? @Johnny Z wybacz off-top, lecz uważam, iż przyda się to niektórym młodym, gniewnym na tym forum. Zanim zacznie się pisać, warto trochę pomyśleć nad istotą i celem wypowiedzi. Za szybko ostatnio pojawiają się kwiatki w stylu "straciła do Ciebie szacunek, rzuć ją". Oczywiście ci wszyscy doradcy nie biorą żadnej odpowiedzialności za swoje wypowiedzi i ewentualne konsekwencje doradzanych czynów. Elementarna znajomość psychiki kobiety jest wyłożona na tym form i rozebrana na części pierwsze setki razy. Ale wciąż część forumowiczów reaguje oburzeniem na fakt, że biologia istnieje, kobiety różnią się znacznie od mężczyzn, i natura zbudowała nas w taki a nie inny sposób w celu podtrzymania gatunku. Ta konkretna kobieta nie zrobiła NIC, co zasługiwałoby na wyjebanie jej z życia, moim zdaniem - nie zdradzała, dba o dom, urodziła dzieci i jest na nich skoncentrowana (tylko nie wyjedźcie mi z tymi krzykami, proszę). Jedynym elementem, który trzeba poprawić w tej układance jest autor tematu. Samiec ma kierować stadem i aby być autorytetem, musi wprowadzić odpowiednie zmiany w swoim zachowaniu. Stado pójdzie za nim.
    4 punkty
  20. Mnie najbardziej odrzuca jak kobieta pali papierosy. Nie dość, że się truje gi mnie przy okazji), to jeszcze niszczy jej to niesamowicie cerę, zęby I jeszcze za to płaci. A tak to oprócz tego to najważniejsze, żeby była ładna z twarzy (taka w moim typie)I nie była gruba, oraz miała dobrze poukładane w główce (z tym różnie to bywa...).
    4 punkty
  21. INCEL - dla porządku, INvoluntary CELibate. Wszyscy znają znaczenie tego stygmatyzującego mężczyzn określenia. Nie powinno dziwić jego rozpowszechnianie w dobie budowania szerokiego frontu pogardy do męskości. Pogardy mającej zawstydzać i dawać dzięki wstydowi kontrolę. Bo kontrola to przede wszystkim korzyści. Od kontrolowanego dostanie się wszystko, czego normalnie nie chciał by dać. Bo jest jak więzień w Auschwitz. A feminizm potrzebuje korzyści, potrzebuje uprzedmiotowienia mężczyzn i usankcjonowania przedmiotowości męskości dla własnych celów. Dlatego męskość ma być "toksyczna" i zła, żeby dzięki temu kobiecość gloryfikować i pompować w jej kierunku kolejne przywileje i dobra. Są tylko dwie drogi żeby poczuć się lepiej - można albo stać się lepszym albo zdeprecjonować innych. Pierwsza droga jest dla silnych, druga dla słabych. Jasne jest więc, dlaczego feminizm wybiera drogę słabeuszy. INCELizm jest sztucznie nadmuchany. Tak, bo jeśli traktować go jako CELĘ, rodzaj więzienia w którym dostępna jest tylko masturbacja, to w zasadzie jest nieistniejącą opcją. Mało kogo nie stać dzisiaj na wysupłanie 100EUR miesięcznie, żeby mieć więcej sexu niż statystyczni mężowie. Nie można więc mówić o niedostępności sexu, bo o ile łatwość jego pozyskania przez kobietę jest imponująca, to dowolnemu mężczyźnie wcale nietrudniej. Tyle że musi wysupłać parę banknotów. To takie skomplikowane żeby niemal urosło do rangi życiowego wyzwania? Nawet "na tacę" można dziś dać kartą. Zatem można o tym mówić wyłącznie w kontekście zaniechania, rezygnacji bądź niemożności zwyczajnego wchodzenia w związki z tym z kim się chce. Panie przecież też nie chcą z kimkolwiek. Ale jakoś w ich kontekście mówi się co najwyżej pieszczotliwie - "kociara". Dlatego proponuję nowe określenie (pardon, jeśli to już funkcjonuje, nic o tym nie wiem): VOCEL od VOluntary CELibate. Określenie niemal samonarzucające się w kontekście źródłosłowu INCELizmu, jednak z pewnych przyczyn pomijane jako coraz powszechniejsze zjawisko. Ze strachu. To, czego feminazizm najbardziej się boi, to świadomych mężczyzn, którzy nie będą chcieli wchodzić w związki transferu dóbr, w których wszystko muszą kobiecości zrekompensować, przepłacić. Gdzie nie ma zdrowej wymiany, tylko ciągłe przekupstwo. I paradoksalnie to dzięki feminazizmowi, mężczyźni otrzymali nawóz do swojego wyzwalającego rozkwitu. Inna sprawa, jak wielu z tego skorzystać będzie potrafiło. Ruch wyzwolenia kobiet stał się ruchem wyzwolenia mężczyzn a uwolnienie kobiet zepchnie je do własnych więzień. Więzienia własnych wagin i pustogłowia, przy całkowitej bezwolności do rozwijania jakichkolwiek pozytywnych cech. Nawet nie tych na użytek potomstwa, czy już nie daj Bóg - partnera. Mężczyzna świadomy już dzisiaj nic nie musi. Nie musi sprostać, posadzić drzewa, zbudować domu, spłodzić syna. No chyba że bardzo chce. Chociaż często i tak nie będzie wiedział dlaczego chce i po co mu to. Bo już wie, że kiedyś się ocknie i stwierdzi że padł ofiarą "przymusu męskości" i na chuj to wszystko było. Wszystko to dym. Dlatego nie musisz wybierać pomiędzy byciem mnichem albo uśmiechniętym głupkowato niewolnikiem. VOCELizm to również brzmiący "wokal", to głos który słychać, jest ubrany w słowa na pozór brutalnej, bo demaskującej rzeczywistość prawdy. O ile szacuje się, że 80% kobiet akceptuje ledwie 20% mężczyzn, to spojrzenie świadomych kolesi na to jakie kobiety są naprawdę, z punktu anihiluje atrakcyjność 90% z nich. Stają się po prostu brzydkie i co najwyżej tylko ładnie i kusząco wyglądają dla naszego króla - penisa. Poniekąd dzięki feminizmowi, król abdykuje. Ale z drugiej strony, to dość ponure, że w całej populacji kobiet sensownym wyborem, wartym czegoś fajnego poza funkcjami erotyczno-wegetatywnymi, jest max co dziesiąta. Jakościowa bieda i tandetna chińszczyzna. Po co brałaś mnie takiego, skoro pragniesz mieć innego? Jesteś narzędziem. Kobiety po rozwodach, które w większości same inicjują, uprzednio związawszy się z partnerami, których same wybrały (ktoś z tego coś rozumie?) nie potrzebują niczego więcej od ex partnera oprócz alimentów. Minimum na dziecko, optymalnie również na siebie. Jesteś narzędziem ich wyrachowania, przez przyzwoitość powszechnie uznanym za istotę ludzką. Jako kto jesteś wpisany w jej książce telefonicznej? "Darmowa kolacja"? "Podwózka"? "Śmieszek"? Po prostu odrzuć złudzenia, one cię nie pragną. Czasem tylko potrzebują, dopóki twojej roli nie zastąpi system. I przy okazji - nie daj sobie wmówić, tego co tu wpadająca bo #niemogącaBezNasWytrzymać @Fit Daria i całe rzesze podobnych, zwichrowanych przedstawicielek jej autoramentu, że jesteś pośledniej wartości mizoginem-seksistą uprzedmiotawiającym kobiety. One uprzedmiotawiają się samodzielnie a nam zarzucają, że traktujemy je jak rzeczy. Jest zupełnie odwrotnie a to co widzisz jest ich chybotliwym mechanizmem obronnym. To jest tak, jak by gazeta czyniła zarzuty pieczątce, że jej tylko literki w głowie, jak gdyby sama była partyturą.
    4 punkty
  22. Z ludźmi musi Cie coś łączyć. Dlatego znajomości szkolne/studyjne się rozpadają i spłycają bo przestajecie mięć wspólnych znajomych i sprawy. Idąc tym tropem świetną możliwością do poznawania są wszelkie hobby. W dzisiejszych czasach dzięki internetowi jest to banalnie proste. Np. grasz w piłkę to jest mnóstwo grup na fb. gdzie możesz dołączyć do drużyny, tam na pewno kogoś spotkasz, bd miał jakiś punkt odniesienia. Powyższe tyczy się wielu rzeczy. Sportu, pasji, samorozwojowi a nawet uwodzenia Natomiast... z tego co piszesz to w dużej mierze sam sobie sabotujesz pewne sprawy. Mówisz, że wiele rzeczy Cię żenuje? No spoko, ale Twoje podejście prowadzi do tego, że nie jesteś happy. Ostentacyjne zachowania są tragiczne i nie prowadzą do niczego dobrego. Masz 20 lat. Nie namawiam do ciągów alkoholowych ale pójście na imprezę, poznanie jakiś ludzi itp w Twoim wieku to normalne a wręcz wskazane żeby własnie unikać takiego stanu w jakim jesteś. Nie musisz się tam poniżać Voda i być codziennie ale mając jakiś "ziomków" bd Ci łatwiej poznać nowe osoby, mieć z kimś wyjść itp. Trzeba trzymać rękę na pulsie i rozwijać się ale też nie dziwaczeć i stawać się odszczepieńcem zwłaszcza ze Ci to nie służy. Chcesz poznawać kobiety? To rusz na imprezę, wejdź do społeczności uwo, pogadaj z ziomkami co chleją. Fajnie, że zdajesz sobie sprawę z rynku seksualnego ale myślisz, że jak zdobędziesz ten status i kasę to będziesz sobie radził z kobietami i miał bogate życie towarzyskie? To Cię rozczaruje ale będziesz miał takie samo życie tylko z kasą. Świetnie, że ćwiczysz umiejętności miękkie ale nie popełnij błędu zachłyśnięcia się samorozwojem. Czyli, że Ci co nie idą z Tobą to są głupi a Ty znalazłeś złoty grał. Znajdź złoty środek
    4 punkty
  23. Wow! Magister inżynier, cztery języki obce na poziomie biegłym, ale regulamin forum stanowi chyba coś nie do ogarnięcia A nie przepraszam, przecież mnie kobiety żadne zasady nie obowiązują, no chyba, że tylko takie co ja sama ustalam Panowie, dlaczego odpowiadacie pani piszącej poza Rezerwatem?
    4 punkty
  24. Nie poluje się na sarenki w pracy, chyba że jest się szefem wszystkich szefów. Głupi pomysł. Też mi kiedyś takie głupoty po głowie chodziły, nie warto było. Wiesz, jaki jest potem syf, jak nie daj Boże ją wyrwiesz, a potem się pożrecie?
    4 punkty
  25. Przede wszystkim nie rozumiem dlaczego obarczasz ludzi winą, skoro to nie jest ich wina gdzie pracują. Mamy obecnie taki "rynek pracownika", że możesz sobie wybrać, czy chcesz pracować za 2000 w biedronce czy za 2500 w fabryce. Ostatnio nawet ludzie po prawie, medycynie i innych "bogatych" kierunkach mają przerąbane, bez znajomości będą klepać biede lub zmuszeni do opuszczenia kraju. Jedyna obecnie ścieżka (w zasadzie już nieaktualna) do zarobienia "średnich" pieniędzy to praca w IT - programowanie, testowanie itd. Tylko od lat ludziom się trąbi, że w IT zarabia się średnio po te 10.000 i w chwili obecnej rynek dla nowicjuszy jest przesycony, bo przychodzi po 200 do nawet 500 CV w dużym mieście na stanowisko młodego programisty. Firmy masowo rezygnują nawet z rekrutowania młodych osób i dochodzi do sytuacji, że na ok 2000 ofert z IT tylko 50-100 jest dla nowicjuszy (i nawet od tych nowicjuszy wymagają 6-12 miesięcy doświadczenia). Tak więc nawet jak ktoś ma w Polsce ambicje, to musi pokonać jeszcze 200 innych ambitnych osób w rekrutacji. Ale praca w IT również nie jest taka ciekawa jak to trąbią w mediach, w zasadzie jest dobra kasa, ale wad od cholery i ludzie często z IT uciekają do czegoś spokojniejszego. 1.) Technologia szybko się zmienia, ciągle musisz po pracy ciągle się uczyć i dokształcać (nie masz czasu dla siebie) 2.) Duże zarobki tylko w korporacjach, gdzie nie masz na nic wpływu, jesteś tylko szczurem i napędzasz karuzele, twoje zdanie nikogo nie obchodzi. 3.) Praca bardzo niszczy zdrowie w tym wzrok, kręgoslup, nadgarstki, powoduje upośledzenie społeczene 4.) Nie każdy lubi spędzać przy komputerze 10-12 godzin dziennie 5.) Za to wszystko masz 5 cyfrową pensje - ale jak odejmiesz koszty leczenia(kręgosłup i nadgarstki szybko się odezwą do ciebie), dom na kredyt i samochód wzięty w leasingu to zostają ci grosze. Tak więc nie ma co oskarżać ludzi, bo pracy w tym kraju nie ma. Nie każdy chce poświęcać swój cenny czas na zmianę pracy w IT, gdzie konkurencja jest tak duża, że ludzie zaraz zaczną płacić pracodawcom, by ktoś dał im pół roku doświadczenia. Poza tym czym jest nasze życie w kontekście wszechświata? Czym jest 50-100 lat naszego życia, jeżeli świat ma ponad 14 miliardów lat? Co twoje życie znaczy w tym momencie, gdy na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi? Co zostanie ci z pieniędzy i pracy w korporacji po twojej śmierci? Prawda jest bolesna, ale nic nie znaczymy. Jesteśmy tylko trybikiem w maszynie. Nie ma dobrego wyboru, wszyscy żyjemy w więzieniu oprócz 0,01% najbogatszych ludzi na ziemi. Jedyny wybór jaki mamy to wybór klatki: - gówno-praca fizyczna (przykładowo: magazynier, kasjer, fabryka) = 8 godzin i do domu + niska odpowiedzialność + niskie zarobki + masa czasu + niski prestiż społeczny - gówno-praca biurowa (przykładowo urząd pracy, urząd skarbowy itd) = 8 godzin i do domu + niska odpowiedzialność + masa czasu + niski prestiż społeczny. Zarobki bez znajomości - bardzo niskie, ze znajomościami - średnie, ale nadal jak chcesz mieszkanie to jedyna opcja kredyt 30 lat - praca w służbach państwowych (policja, strażak, lekarz, wojsko) = nieregularny czas pracy (dużo pracy, nadgodziny, mało czasu dla siebie) + średnia odpowiedzialność + bez znajomości/umiejętności niewiele zarabiasz + średni prestiż społeczny - własny biznes - tutaj jesteś panem swojego losu, ale statystyki nie oszukasz. Większość własnych biznesów/start-upów upada po roku, dwóch. Nie jesteś w stanie konkurować z korporacjami. Czasami musisz zapierdalać po 12-16 godzin dziennie (początek). Prawo działa na twoją niekorzyść (np test przedsiębiorcy czy inne głupie pomysły). Jeden zły ruch i cyk - 500.000 PLN kary do zapłaty. Jeżeli ci się uda to zarobisz z 5.000-20.000 miesięcznie, ale masz masę stresu, obowiązków, dużo na głowie. Prestiż zależny od tego czym się zajmujesz. - korposzczur - zarabiasz dobrze, masz prestiż społeczny, ale jesteś trybikiem w maszynie, często duża odpowiedzialność, duży stres, korpo-słownictwo, ludzie chcą nawzajem się wygryźć i podpierdolić do szefa dla pieniędzy, chora atmosfera gdzie każdy z każdym konkuruje. Częste nadgodziny i konieczność nauki w domu - nie masz na nic czasu poza, w większości korporacji to praca jest maksymalnie do 40-45 roku życia (zdarzają się wyjątki), Dobijasz do klasy średniej, ale tutaj i tak na zbyt wiele cię nie staż. Kredyt spłacasz w 10-20 lat, zamiast 30. Możesz wziąć droższe auto w leasing i mieszkanie bliżej centrum, ale dalej to nie jest życie, tylko klatka. - zawód syn/polityk/dobre znajomości/celebryci/aktorzy - pracujesz ile chcesz, zarabiasz ile chcesz, stać cię na więcej, masz trochę więcej "władzy", ale zawsze jest ktoś nad tobą i musisz wykonywać polecenia. Masz wysoki prestiż społeczny. Zarabiasz od 20.000 do ilu chcesz, sky is the limit. Ale w tej grupie też nie jest kolorowo, bo statystyki znowu nie oszukasz. Wśród ludzi, którzy odnieśli znaczący sukces i mają wszystkie dobra materialne o jakich marzą depresja jest bardzo popularna. Ile bylo ostatnio samobójstw znanych celebrytyów? Ile jest uzależnionych od hazardu, heroiny, kokainy, seksu? Cała masa. Ile z nich popełniło samobójstwo? Były członek linkin-park, Magik, Cult Cobain, Marylin Monroe, Heath Ledger. Przecież oni mieli niby "wszystko", więc dlaczego samobójstwo? Dlaczego jest ostatnio taka fala depresji (zwłaszcza w Polsce) gdy tak naprawdę nasza sytuacja ekonomiczna od lat uległa znaczenj poprawie? Mamy coraz wiecej kasy, bogacimy się, a rośnie fala rozwodów, depresji, samobójstw. Prosta dedukcja matematyczna - im bogatsi się stajemy (jako państwo/świat) tym coraz gorsza sytuacja. Zależność jest liniowa. Tak więc ocenianie ludzi po ich stylu życia - to totalna głupota i świadczy tylko źle o tobie, to są tylko inne klatki. Zresztą bądźmy szczerzy, bez hejtu - nic szczególnego nie osiągnąłeś, a wypowiadasz się o innych ludziach w tonie poniżającym. Wybór w Polsce jest prosty - albo gówno-pracy, albo cięzka nauka i próba wbicia do IT. Dla każdego miejsca nie starczy, ten świat jest tak skonstruowany, że 99,99% ludzi ma żyć w biedzie i pracować dla 0,01% bogatych. Zarabiać nie jest trudno, ale czy to daje szczęście? Prawdziwe szczęście jest wtedy, kiedy masz wokół siebie ludzi, na których możesz polegać. Kiedy masz na tyle siły, by pokonać nałogi i cieszyć się z małych rzeczy. Kiedy masz wokół siebie kobietę, której gadzi mózg jest łagodny i nie myśli o tym by cię zdradzić, czy zabrać połowę majątku. Nie ma znaczenia czy zarabiasz 2000 czy 10000 i tak jesteś niewolnikiem, tylko płacisz inną walutą - czasem.
    4 punkty
  26. Z czystym sercem mogę polecić film Joker Z zaskoczeniem muszę przyznać, że zajął pierwsze miejsce zaraz obok "Urodzonych morderców" w kategorii "moje ulubione". Inna estetyka, przyznaję, że dużo gorsza muzyka jednak to samo przesłanie. Jaki ten film jest dobry! Jeśli kogoś nie bawi scena w szpitalu na oddziale dziecięcym niech se obejrzy Bambi albowiem nie dla niego ten film.
    3 punkty
  27. Witajcie! Zacznę od tego, że trafiłam dziś na audycję p. @Marek Kotoński na temat mięsa. Bardzo cieszę się, że poruszył ten temat, bo dotyczy on nas wszystkich. Ja nie będę dublowała tego co p. Marek powiedział, ale poruszę temat z nieco innej strony. Większość z nas ma swoje mieszkania, domy, o które dba, które ceni, inwestuje pieniądze. Ale dlaczego nie cenimy miejsca, które jest naszym wspólnym domem? Naszej planety? To przecież od jej stanu uzależnione jest nasze być albo nie być. Każda nasza nawet najmniejsza decyzja bezpośrednio wpływa na stan środowiska naturalnego, a takich decyzji każdego dnia podejmujemy bardzo wiele. Dlatego każda osoba jest ważna! Jeśli ten tekst spowoduje, że chociaż jedna osoba zechce coś zmienić w swoim życiu to czas, który poświęciłam nie będzie zmarnowany. Jak przemysł zwierzęcy wpływa na środowisko: 1) Przemysł mięsny zużywa 1/3 całych zasobów wody pitnej na świecie! Nie piszę nawet o produkcji nabiału, czy jajek a tylko zwierząt na mięso! Przykładowo produkcja 1kg wołowiny zużywa od 100 do 200 razy więcej litrów wody niż produkcja jednego kilograma żywności roślinnej. Czy możecie to sobie wyobrazić? Zasoby wody kurczą się w zastraszającym tempie, a my tyle wody marnujemy by produkować mięso. Dziś już praktycznie nie ma źródeł wody o idealnej czystości. Dodatkowo to przemysł mięsny jest w dużej mierze odpowiedzialny za zanieczyszczenie wód. 2) Aby wyprodukować 1 kg mięsa potrzeba zużyć ok 12 kg zboża (w przypadku wołowiny ok. 25kg) 3) Ok 61% wszystkich plonów w Polsce jest zużywanych na paszę dla zwierząt (nie wspominam, że ogromną ilość paszy, w tym soi importujemy)! 4) Produkcja mleko i mięsa zużywa ok. 83% światowych terenów uprawnych! 5) Z obszaru ziemi uprawianej wielkości 5 boisk futbolowych (10 hektarów) można wyżywić 2 ludzi jedzących mięso, 24 jedzących zboża lub 64 zjadaczy soi. Dr Maria Grodecka, działaczka i autorka wielu książek o wegetarianizmie, dowodzi, że na roczne wyżywienie jednej osoby ‚mięsożernej’ musi być przeznaczone przynajmniej 0,5 ha ziemi oraz 1,5 ha pastwisk, podczas gdy do wyżywienia ‚roślinożercy’ wystarczy 4 razy mniej powierzchni – około 0,5 ha. 6) Ponad 70% amerykańskiej produkcji zboża i ok 1/3 światowej przeznacza się na pasze dla zwierząt, których mięsem żywi sie ok 30% populacji. By wykarmić coraz to większe stada, do uprawy roślin przeznaczonych na paszę stosuje się obficie pestycydy i nawozy sztuczne 7) Tarłowanie denne (metoda połowu ryb i owoców morza) odpowiada za 95% zniszczeń w naszych oceanach. 8) Wyprodukowanie białka zwierzęcego wymaga zużycia 8 razy większej ilości paliw kopalnych niż wyprodukowanie analogicznej ilości białka roślinnego. 9) Hodowla i produkcja mięsa odpowiada za emisję ponad 60% ogółu gazów cieplarnianych (czyli cały transport na swiecie produkuje mnie spalin niż produkcja i hodowla mięsa). 10) Zwierzęta hodowlane stanowią 96% wszystkich zwierząt na świecie. W ciągu roku na całym świecie w celach żywnościowych zabijanych jest około 50 mld zwierząt lądowych! Mogłabym wymieniać jeszcze długo, ale myślę że przytoczone dane i tak są przerażające. Wiem, że znajdą się osoby argumentujące, że produkcja roślin również wymaga stosowania pestycydów i nawozów sztucznych, owszem,ale na wielokrotnie mniejszą skalę. Pamiętajmy, że za to co dzieje się na naszej planecie odpowiada każdy człowiek z osobna, a więc każdy ma wpływ by poprawić sytuację. Zadziwiające jest to, że osoby, które zwykle najbardziej krytykują weganizm czy wegetarianizm zazwyczaj albą planują mieć dzieci albo już posiadają. Dlaczego mnie to dziwi? Bo to te osoby w pierwszej kolejności powinny brać się za działanie, by swoim potomkom zapewnić jak najlepszą przyszłość. Co z tego, że zapewnimy dzieciom edukację na wysokim poziomie, start w postaci mieszkania czy samochodu skoro być może nie będą miały wody, która nada się do picia? Jeżeli sytuacja na Ziemi się nie zmieni to bardzo prawdopodobne, że w ciągu najbliższych 100 lat czeka nas ogromna katastrofa ekologiczna. W szkolnych podręcznikach biologii, w tematach dotyczących ekologii nie ma słowa o wpływie produkcji zwierząt na środowisko naturalne. Podobnie studenci ochrony środowiska w trakcie 3 letniej edukacji słyszą o problemie 1-2 razy, ale temat poruszany jest w sposób marginalny. Gdy słyszymy o ekologii to zazwyczaj jest mowa o segregacji śmieci, niemarnowaniu wody, gaszeniu światła, owszem jest to istotne, ale o ile więcej możemy zdziałać gdy na obiad zrezygnujemy z mięsnego kotleta. Obecnie żyjemy w czasach, gdy mamy dostęp do praktycznie każdego rodzaju żywności. Ignorancją jest w takim przypadku sięgać po mięso. Pamiętajmy, że wszyscy jedziemy na jednym wózku, a działając na niekorzyść naszej planety podcinamy gałąź, na której siedzimy. Rozumiem, że nie każdy jest w stanie od razu stać się weganinem czy przejść na pranę . Liczy się każde działanie. Pamiętajmy, że głód jest najważniejszym elementem samodyscypliny. Jeśli potrafimy kontrolować to co jemy i pijemy to potrafimy kontrolować wszystko. Panie Marku, nie wiem czy Pan to przeczyta, ale bardzo chciałam podziękować Panu za audycję dotyczącą poruszanego tematu. Z doświadczenia wiem, że mężczyźni są znacznie bardziej oporni jeśli chodzi o rezygnację z mięsa. Tym bardziej słowa uznania dla Pana. To miło, że są ludzie, których obchodzi nie tylko czubek własnego nosa, ale reagują na cierpienie innych istot (w tym wypadku bezbronnych). Podsumowując: Czy zwierzęta powinny być pokarmem? Tak, ale nie ciała, a duszy. https://www.youtube.com/watch?v=HwynXS6TS84 Źródła, z których korzystałam: https://www.theguardian.com/environment/2018/may/31/avoiding-meat-and-dairy-is-single-biggest-way-to-reduce-your-impact-on-earth https://advances.sciencemag.org/content/2/2/e1500323.full http://www.takepart.com/article/2016/02/18/4-billion-people-face-water-scarcity https://forsal.pl/artykuly/1390826,co-to-jest-syntetyczne-mieso-i-czy-bedziemy-je-jesc.html https://www.otwarteklatki.pl/dieta-roslinna-ratunkiem-dla-planety/ https://www.onegreenplanet.org/animalsandnature/the-roots-of-deforestation-in-the-amazon/ https://www.newsweek.pl/wiedza/nauka/mieso-jest-dla-ziemi-gorsze-niz-samochody-i-dymiace-fabryki/g5mqxlj
    3 punkty
  28. Moja historia jest podobna do wielu innych. Najpierw bajka, potem marazm i pustynia. Na uwagę jednak zasługuje fakt, że bajka trwała 9 lat, bo po tylu latach pojawiło się nasze pierwsze dziecko. Inna niestandardowa rzecz jest taka, że kobieta nigdy nie parła na formalizowanie związku i jesteśmy do tej pory bez papierów. Znamy się już z 15 lat, właśnie dobiliśmy do czterdziestki. Dwójka dzieci (5 lat i 1/2 roku). Jak już wspomniałem kobieta nigdy nie miała parcia na małżeństwo, mi też taka forma zawsze odpowiadała, głównie ze względu na wstręt do urzędów i formalności, a gdy rodzina trochę cisnęła w późniejszej fazie, ona powiedziała: "Nie złamią nas tak łatwo." FAZA 1 Na początku naszej znajomości trochę mnie nosiło. Potrafiłem się wplątać w potyczki w barze czy na ulicy, gdy włóczyliśmy się po mieście, roztrzaskać gitarę o podłogę, przewrócić regał itp. do tego sporo alkoholu. Oboje raczej introwertyczni, ja w sumie mieszanka wybuchowa, różnił nas temperament, ja bardziej żywiołowy ona spokojna. Pierwsze 9 lat upływało w błogim poczuciu, że znalazłem cud kobietę i ideał. Bratnie dusze, kosmiczna nić porozumienia i tym podobne... Byłem dla niej autorytetem, zapatrzona we mnie, przejęła większość moich poglądów, na wiele rzeczy otworzyłem jej oczy. Nigdy o nic się nie czepiała, żadnych dramatów, histerii czy awantur, nawet podnoszenia głosu. Kasę każdy miał swoją i płacił za siebie. Ja z biegiem lat pogrążony w błogostanie wyciszyłem się, znajomości jakoś się rozeszły, ona też przestała dbać o kontakty z koleżankami i tak sobie dryfowaliśmy sami na chilloucie. Temat dziecka zaczął się pojawiać około 4 roku naszej znajomości, ja od zawsze chciałem założyć rodzinę, z drugiej strony nie czułem, że to już ten moment więc odwlekałem, ona bardzo nie naciskała, ale zegar tykał, w efekcie po kolejnych 5 latach pojawiła się córka. Od tego momentu ja zapewniam środki, a ona zajmuje się potomstwem w domu. FAZA 2 Okres po powrocie ze szpitala z dzieckiem okazał się totalnym hardkorem. Kobieta prawie bez snu, cień człowieka. Miała problem z karmieniem, trzeba było odciągać po nocy, wyparzać ten sprzęt, butelkę, dbać o temperaturę pokarmu, więc bieganie z tym wszystkim z kuchni do sypialni i z sypialni do kuchni w akompaniamencie ryczącego dziecka, które jak nie spało to głównie darło mordkę. No więc ja oczywiście z pracy prosto do domu i walka z dzieckiem, kilka godzin snu i znowu robota. Pomagałem przy usypianiu, kołysałem, mruczałem piosenki, zabawiałem. Jak się przespało 5 godzin to było dobrze. Na żadne wyjścia czy pasje nie było czasu. W tym okresie też zapuściłem się z 10 kg, wcześniej już miałem lekką nadwagę, jak nie pilnuję treningów i żarcia szybko przybieram na wadze. Wiosną gdy córka miała już ponad pół roku, kobieta z maleństwem przeniosła się na kilka miesięcy do matki, do domu pod miastem. Lepsze warunki dla dziecka, teściowa do pomocy na miejscu. Ja miałem wpadać co parę dni. Wreszcie mogłem złapać oddech. Nagle jednak okazało się, że kobieta musi przejść szybko operację w szpitalu, nic bardzo poważnego, ale nie było jej ze 2 tyg. W tym czasie ja zwolnienie w pracy i zajmowanie się dzieckiem na zmianę z teściową. Od momentu jej powrotu wszystko się zmieniło i zaczęła się znana historia. Jakby miała jakiś przełącznik na plecach i ktoś przestawił program na "chłód". W pełni skupiona na dziecku, równie dobrze mogłoby mnie nie być, dystans i obojętność. Ja w konsternacji, no bo rozumiem że hormony, macierzyństwo... ale mijały kolejne miesiące, a tu jak na lodowej pustyni. Zamiast fajnej dziewczyny pojawiła się ciągle spięta i zmęczona lodowa pani. W tym czasie też zacząłem się konfliktować z teściową. Wcześniej zawsze wydawało mi się spoko i że jest pozytywnie do mnie nastawiona, dało się z nią pogadać normalnie czy nawet piwa napić. Okazuje się że wystarczyło żebym zasugerował, że w pokoju dziecka jest za duszno, żeby się obraziła. Generalnie zaczęło robić się nieciekawie. Gdy z czasem nic się nie zmieniało i zaczęły się dziać tarcia zacząłem drążyć temat w rozmowach. Nieświadomie przyjąłem pozycję bardziej zaangażowanego, co wcześniej nie miało miejsca. Wkrótce zaczęło się podnoszenie na mnie głosu, albo odzywki w lekceważącym tonie. Nie było to może nic upokarzającego i z rzadka, ale coś takiego nigdy wcześniej nie występowało i byłem w lekkim szoku. W tamtym momencie najchętniej bym tym wszystkim pierdolnął, ale nie mogłem tego zrobić ze względu na dziecko. Poczułem się jak w potrzasku. Gdybyśmy byli sami po prostu bym odszedł, 10 lat w piach, ale trudno. Ale zostawienie córki nie wchodziło w grę, mam stanowczo wyrobiony pogląd, że dziecko ma prawo do obojga rodziców i naszym obowiązkiem jest się dogadać i stworzyć dla niego rodzinę. Jednak w pewnym momencie mówię o rozstaniu (blefuję ale nie widziałem innego wyjścia żeby coś do niej dotarło). Ona: "czy to jest to czego chcesz?". Mówię, że nie, ale nie widzę innego wyjścia. Zaczęliśmy gadać, powiedziałem że jak tak dalej będzie to czarno to widzę i znowu naświetliłem swój punkt widzenia. Ona powiedziała jakieś swoje oczekiwania, czy co jej się nie podoba, ale to były jakieś dziwaczne duperele, jednostkowe sytuacje. Oczywiście odwracanie kota. Niby jednak doszliśmy do porozumienia i wydawało się że będzie dobrze, ale oczywiście na dłuższą metę niewiele się zmieniło. Potrafiło być miło, sympatycznie i w zgodzie, ale generalnie program nastawiony na "zimno" i pełna koncentracja na dziecko. W ogóle poza dzieckiem nie było dla niej życia. Na jesieni wróciliśmy do mieszkania w mieście (należącego do mnie). Mijał kolejny rok. Trzeba było uważać na to co się mówi, bo każde słowo krytyki mogło spowodować ciche dni ciągnące się tygodniami, a nawet miesiącami. Podczas takich ciągów NIGDY pierwsza się nie odezwała. Prawie nigdy za nic nie przepraszała (raz jej się udało). Kiedyś spokojna, teraz nie było dnia żeby kilka razy nie wydarła się na córkę wychodząc z nerwów, gdy ta się nie słuchała. Dziecko fakt że bardzo żywiołowe i niesforne ale ja sobie grać na nerwach nie pozwalałem i mnie się słuchało. Tłumaczyłem jej, że okazywanie nerwów to oznaka słabości, którą dziecko wyczuwa i nic sobie z tego nie robi. Obrażała się na to, bo jej nie wolno krytykować, ona nigdy nic nie zrobiła nie tak, zawsze wina jest okoliczności, dziecka, moja. Pomijając te niekontrolowane wybuchy trzeba powiedzieć, że ze swoich obowiązków względem dziecka wywiązuje się bardzo dobrze, z miłością i zaangażowaniem. Jednak te wybuchy były przerażające, jak jakaś patologia, nigdy wcześniej u niej czegoś takiego nie widziałem. Ona jednak nie widziała w tym problemu i twierdziła że przesadzam i że nie da się inaczej, a ja jestem dla córki zbyt delikatny, co nie jest prawdą, bo jestem surowszy od niej, tylko nie drę mordy bez sensu co chwila. Tymczasem mijał kolejny rok. O ile przez lata byłem dosłownie opleciony przez kobietę (uwieszanie się na mnie, wskakiwanie na kolana jak coś robiłem przy kompie, pocałunki co chwila itp.), teraz nic, dosłownie 0. Sex mógłby dla niej nie istnieć. Jeśli chciałem musiałem żebrać i nie zawsze coś z tego było. Na pytania skąd taka zmiana, ona nie miała jednoznacznej odpowiedzi, ale zawsze gdzieś musiała być w tym moja wina, za każdym razem jednak to było coś innego, np. że jak coś spadnie na podłogę to nigdy nie podniosę. Innym razem, że poprawiam ją jak coś powie nie do końca zgodnego z rzeczywistością (czyli że czepiam się), albo że za mało pomagałem jak córka była malutka (to już kłamstwo w żywe oczy) oraz insynuacje egoizmu (bezczelność z jej strony). To odwrócenie się plecami zaczęło przyprawiać mnie o dołowanie i myśli samobójcze. W ciężkich momentach zdarzało się że po pracy łaziłem po mieście bo nie wyobrażałem sobie powrotu do domu. Najgorsze, że byłem w takim stanie, że pewnego razu puściły mi nerwy i (czego do dziś nie mogę sobie darować) pozwoliłem sobie na łzy w jej obecności. Innym razem kazałem jej wypieprzać z łóżka i spać na kanapie, nazajutrz gdy emocje opadły pobiegłem kupić prezencik i przeprosiłem. Na szczęście zachowałem chociaż na tyle godności, że już na samym początku jej zmiany zaprzestałem okazywać jej bliskość, żadnego obłapiania czy słodkich słówek. W końcu następował jakiś punkt krytyczny i znowu ta sama rozmowa (im dalej w las tym częściej przeradzająca się w awanturę), po której wydaje się że wszystko teraz będzie już dobrze. I przez jeden dzień jest obiecująco, przez 2 miesiące jest miło, ale ponieważ widzę że tak naprawdę nic się nie zmienia, zaczyna ogarniać mnie melancholia i ocieram się o depresję (co ona mi potem wypomina, że nie może do mnie przez to się zbliżyć), potem coraz gorzej przez kilka miesięcy, znowu do punktu krytycznego i znowu rozmowa. I tak w kółko rok za rokiem. Lata strawione w cieniu szarpaniny. No ale jest córka, która śpiewa piosenki o kochanej rodzince i uwielbia jak spędzamy czas wszyscy razem, są też fajne chwile. Rok temu wreszcie się z tym pogodziłem. Pojechaliśmy na wakacje. Postanowiłem cieszyć się życiem, zapomnieć o tym wszystkim co było i wymazać ją z siebie, skupić się na sobie i córce i niczego nie oczekiwać od kobiety. Wtedy zaczęła się przybliżać. Już wcześniej gadaliśmy o drugim dziecku, to był ostatni moment bo zbliżała się 40stka. Też chciałem mieć jeszcze jedno. Zaszła w ciążę i sielanka trwała jeszcze jakiś czas, ale chyba poczułem się zbyt pewnie bo wszystko wjechało na swoje ciemne tory gdy pewnego razu ponownie skrytykowałem jej wyładowania nerwowe (w możliwie najbardziej delikatny sposób) w stosunku do córki, za co otrzymałem "karę" - 2 miesiące obrażenia. Olałem kobietę i wieczorami wkręcałem się w swój projekt hobby. Ona mogłaby się już chyba nie odezwać nigdy. Mijaliśmy się prawie bez słów aż do dnia porodu. Po przyjściu na świat syna postanowiłem, że nie będę się już tak angażował w niańczenie niemowlaka. Już pierwszej nocy były fochy że śpię. Wpadłem w szał, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem spać do biura. Kocham syna i chętnie przy nim spędzam czas, ale już nie zajmuję się na taką skalę jak przy córce, popilnuję, potrzymam, pobawię się i tyle. Inna sprawa że syn dużo spokojniejszy od córki. Wszystko przy nim jest jakieś łatwiejsze i potrafi zająć się sobą. Kobieta chyba przyjęła to do wiadomości, bo już się nie buntuje o to, pewnie użyje jako broń w przyszłości, mam to gdzieś. W tym czasie znowu kolejne rozmowy. W pewnym momencie mówi że ona nie wierzy, że nam się uda. Bezczelność bo nie zrobiła dosłownie NIC żeby poprawić sytuację. Zirytowany odpowiadam: "W takim razie od razu się rozstańmy. Będę weekendowym tatusiem, trudno." (zna moje stanowisko na temat rozwodu i dzieci, więc staram się jej dawać do zrozumienia, że w razie czego jestem gotowy na rozłąkę z nimi). Ona na to żebym dał jej czas (w domyśle na zmianę). Pytam ile. Mówi że nie wie. FAZA 3 Ostatnie lato cała gromadka znowu spędziła u teściowej. Ja przyjeżdżałem tylko na weekendy, miałem więc dużo czasu dla siebie. Niestety pobyt u teściowej zaowocował otwartą wojną po tym jak zaczęła podważać mój autorytet krytykując moje decyzje i śmieszkując z mojej rzekomej naiwności. Już zapowiedziałem kobiecie że to ostatnie lato u jej matki. Nie wiem zresztą czy teściowa nie miała w tym wszystkim swojego udziału, bo przecież psuć się zaczęło właśnie podczas pierwszego pobytu u niej. Tymczasem urządziłem sobie fajnie chatę, z kobietą uciąłem kontakty do minimum i cieszyłem się odzyskaną swobodą. Trafiłem w końcu na tematy około redpillowe i powoli wszystko zaczęło się układać w całość. Zobaczyłem wszystkie swoje błędy i jaką miękką cipą się stałem. Obudził się we mnie gniew, głównie na siebie samego. Postanowiłem wdrożyć zmiany natychmiast. Ale czego właściwie chciałem? Czy da się przywrócić szacunek i nadszarpnięty autorytet, tym bardziej że to wszystko ciągnie się już kilka lat? Postanowiłem skupić się przede wszystkim na sobie i na dzieciach i nie odpuszczać nawet jak już zacznie się zmieniać na lepsze. Podejmować decyzje według własnej oceny i nie pytać o zdanie. Koniec z sentymentalnymi pierdami, raz na zawsze przestać oczekiwać że wróci to co było. Zamiast tego wymagać przede wszystkim szacunku. Iść własną drogą a jak ona zechce to niech idzie za mną. Zacząłem dbać o siebie, codziennie ćwiczyć, biegać, żadnego alko, żadnego porno, żadnego fapania. Zmieniłem sposób żywienia, co okazało się zbawienne (okresowy post), przypływ energii, pozbyłem się ok 15 kg i już zacząłem jako tako wyglądać i lepiej się czuć. Następne 10 czeka w kolejce. Wraca we mnie siła i pewność siebie. Przy najmniejszej próbie okazywania braku szacunku ostra reakcja. Choć słownie spotyka się to z niechęcią i traktowane jest jak uciążliwa fanaberia, to widzę że przynosi pozytywne efekty. Przestałem się też wyrywać do babskich obowiązków, chyba że poprosi o pomoc. Raz przyszła do kuchni wieczorem, ja siedzę przy kompie, dookoła bajzel z całego dnia. "Myślałam że sprzątałeś, bo słyszałam stukanie naczyń", odpowiedziałem zgodnie z prawdą że nie chcę się jej wtrącać już w te garnki bo nic dobrego z tego nigdy nie wynikło (Wcześniej jak widziałem bajzel, a ona była czymś zajęta przy dziecku to zawsze ogarnąłem i co trzeba do zmywarki powrzucałem. Po latach usłyszałem że ja NIGDY nie sprzątam w kuchni). Jeśli idę do sklepu to nie pytam co kupić, tylko kupuję według własnego uznania, czasem się o to złości. W weekendy to ja staram się organizować czas, co i kiedy robimy. Zauważyłem że dobrze działa nieustępliwość. Któregoś dnia w rozmowie przez telefon w związku z załatwianiem jakiejś sprawy zaczęła mi marudzić żeby przełożyć na późniejszy termin. Odruchowo się zgodziłem. Zaraz jednak refleksja że znów zachowuję się jak cipa. Dzwonię więc, że jednak lepiej jak będzie zrobione dzisiaj, ona zaczęła się stawiać i marudzić więc ryknąłem co ma robić rzucając kurwą i się rozłączyłem. Myślę sobie: "teraz pewnie ciche dni". Za pół godziny sms, że sprawa uruchomiona. Za godzinę kolejny: "obiad na 18?". Wracam a ona w skowronkach nakłada mi strawę. Niedawno powiedziała że czuje się szczęśliwa. Raz przytuliła się jak kiedyś, pierwszy raz od 5 lat. Nie przykładam do tego wagi. Zaczęła mnie pytać o zdanie w codziennych, nawet błahych sprawach, co czasem aż wydaje mi się dziwne. Dba o miłą atmosferę. No ale być może jesteśmy na górce i kolejka zacznie zjeżdżać w dół przy najbliższej okazji. Sexu nie inicjuje ale też nie blokuje. Jednak frustruje mnie to i chciałbym żeby było inaczej bo czuję się jak cipa. Ona tłumaczy że ma niskie libido. Teraz jest w trakcie karmienia więc też biorę na to poprawkę. Na boku na pewno nikogo nie ma i nie miała, przynajmniej przez ostatnie 6 lat na 100%. Wcześniej teoretycznie istniała możliwość na jakieś skoki ale nie sądzę i nie mam powodów by ją podejrzewać. Nigdy też nie używała żadnych portali typu facebook. Aktualnie ma dwie koleżanki z czasów studiów z którymi spotyka się (osobno) z raz w roku. W międzyczasie trafiłem na forum i przeczytałem podobne historie, niektóre bardziej optymistyczne, inne mniej, oraz często rekomendowaną książkę "No More Mr Nice Guy", co utwierdziło mnie o słuszności obranego kierunku i otworzyło oczy na nowe kwestie. Ostatnie czego chcę to rozpad rodziny, ponieważ zależy mi na stałym kontakcie z dziećmi, poza tym to byłby dla pięcioletniej córki straszny cios, nie mam prawa ani ochoty robić jej takiej krzywdy, nie wspominając o synu. Z drugiej strony wcale nie uśmiecha mi się spędzenie pod jednym dachem następnych lat z lodową panią, nadal się więc łudzę że da się ją naprostować. Tymczasem odcinam się emocjonalnie trzymając obranego kursu. Czasem też ogarniają mnie myśli, że moje zachowanie i tak nie miało żadnego znaczenia i czego bym nie zrobił, kim bym nie był i jak bym nie wyglądał, ona zawsze by się zachowała w ten sam sposób. Że to po prostu taka jej natura i nic nie ma na to wpływu. Wiem że się rozpisałem, ale nie miałem okazji żeby z kimkolwiek się tym podzielić wcześniej, więc dzięki jeśli ktoś dotarł do końca. Jestem ciekaw waszego zdania i jak oceniacie szanse na zmiany na lepsze, wszelkie wskazówki też są mile widziane.
    3 punkty
  29. Według mnie to ona mu kazała ogarnąć. Żaden koleś w miarę normalny nie dąży do takiej konfrontacji, tylko trzyma się z daleka. Podejrzewam, że typek kompletnie pizdowaty, na którego spadnie szał twojej ex. No i masz idealną sytuację, aby stać się idealnym buforem dla dzieciaków. Niech nowy gach łoży kasę. Człowieku, dla ciebie facet ex to jest wybawienie. Ma kogo wkurwiać, ciebie nie będzie bezpośrednio. Złap typa za słówko odnośnie kontaktów z dzieciakami i podzwoń do niego czasami, żeby ci zorganizował spotkano, jak obiecał Ex spalisz mózg takim podejściem. Niby akceptujesz typa, a jednocześnie niech on da ci gwarancję kontaktu z dzieciakami, bo przecież obiecał, jak facet, przyjaciel rodziny Później wytłumaczysz jej, że przecież on mówił też w twoim imieniu. Dla mnie coś pięknego Taki pomysł rzucam, może się przyda.
    3 punkty
  30. Nie chcesz jeść mięsa, nie jedz. Ja będę jadł i koniec. Rozumiem, że promujesz dietę weganska, nie wegetariańska, bo do tej też jest potrzebna hodowla zwierząt. Dla mnie dieta weganska jest wysoce nie wystarczająca dla człowieka.
    3 punkty
  31. Owszem że są, np Pogrom Kielecki. Ale umknęła Ci bardzo ważna rzecz, jak wiesz ostatnim laty trwa silna nagonka na Polaków, jako głównych morderców Żydów, natomiast prawdziwi zbrodniarze którzy puścili kilka milionów Żydów z dymem, bezczelnie wybielają się od tego przerzucają winę na Polskę, co notorycznie powtarzane jest w mediach, w Europie a także, głównie w USA. Teraz spójrz, wygrywa Polka, jest o niej głośno, ale też o tym jakie ma poglądy i co mówi, a co mówi? że Polacy mordowali Żydów, co idealnie wpisuje się w obecną nowo-mowę i przerzucania winy na Polaków, zobacz jaki ma to przekaz, o to mi się rozchodzi, nikt tutaj nie kwestionuje tego że zdarzały się przypadki mordowania Żydów przez Polaków, bo zdarzały się morderstwa Polaków przez Polaków, Żydów przez Żydów, ale spójrz na całość i to jaki ma to wywołać efekt i o co w tym naprawdę chodzi, a nie na małym wycinku.
    3 punkty
  32. Lol co za pieprzony słodki hipokryta hahahahahaha Co innego jakbyś jej powiedział, że jej praca jest nieistotna, bo interesuje Cię platoniczna miłość i wspólne oglądanie zorzy polarnej przy blasku świetlików, ale nie miałeś prawa tematu zakładać, zadając jej dokładnie takie same pytania.
    3 punkty
  33. Co najlepsze, jak napisał @Inny i Wyjątkowy zrobiłem tak samo. Usłyszałem kilka dni temu, wpisałem jej nazwisko i dopisałem ,,lewica” czy ,,Holokuast” już nawet nie pamiętam. No i nawet się nie zaskoczyłem. Przepis na międzynarodową nagrodę: obsmarować Polskę o mord na Żydach lub brak tolerancji na cokolwiek. I myk robisz karierę. Nie szanuje tym bardziej tej Pani, że tak po podwórkowemu: chuj jej w dupę za to smarowanie.
    3 punkty
  34. 3 punkty
  35. Jak tylko usłyszałem o tym Noblu to zacząłem szukać informacji o jej poglądach na kwestie polsko-żydowskie i nie zawiodłem się: https://nczas.com/2018/05/23/olga-tokarczuk-polacy-to-mordercy-zydow-czy-za-to-dostala-nagrode-bookera/ Pokojowe i literackie Noble to żart, ciekawi mnie tylko jak obecnie wygląda sytuacja za nagrody przyznawane za osiągnięcia naukowe.
    3 punkty
  36. @Tomko Ja z 3 ciotkami walczyłem 10 lat o mieszkanie które dostałem w darowiźnie od babci (najpierw je przekształciłem i później wykupiłem). Oczywiscie słynna formułka -"rażąca niewdzięczność" była odmienia przez wszystkie przypadki. Odbiło mi się to trochę na psychice Nie ma nic gorszego niż wojna domowa. Ale dzięki temu dostałem takiej redpillowej lekcji.
    3 punkty
  37. Podstawowe pytanie - po co "bogaci" mieliby to robić? Aby patrzeć na "biednych, którym się należy podstawa życiowa" i śmiać się z nich, popijając ostrygi szampanem za 1000E butelka? No chyba nie, chociaż i tak co po niektórzy zdają się myśleć. A odpowiedź jest prosta - by być bardziej bogaci. Dopóki będzie można na mieszkaniach/działkach zarobić relatywnie więcej niż na innych działalnościach, będą kupować co jest. Prościej - jeżeli mogę kupić mieszkanie za 500k zł, i w momencie ukończenia sprzedać je za 600k zł, to ci co mogą, będą próbowali na tym zarobić. A ci co nie mogą, będą jęczeć że nie mogą i domagać się powrotu do rozkułaczania "tych co mają" - socjalizm wiecznie żywy w działaniu. Kolejny punkt to fakt, że w centrach miast nie kupują mieszkań wyłącznie Polacy. W Gdańsku na przykład sporo mieszkań "na wynajem" ma fundusz emerytalny z Norwegii... wchodzili do dewelopera z z pytaniem "co jeszcze można kupić? Siedem zostało - to bierzemy wszystkie". Bez patrzenia na plany, bez targów o cenę. Konkurencja więc jest międzynarodowa, z odpowiednio przeliczonymi parytetami siły nabywczej danej waluty. Podstawowy błąd to błąd w założeniach. Każdy ma dostęp do taniego mieszkania. Absolutnie każdy, kto zarabia chociaż minimalną krajową. Płaci się zaś za jego podwyższony komfort, powierzchnię, lokalizację, komunikację itd. Nie stać kogoś na 200m apartament w centrum starówki za 7 milionów? To nie znaczy, że nie ma dostępu do taniego mieszkania. Nadal są w Polsce miejscowości, gdzie kawalerkę kupisz poniżej 100 tysięcy. Ale wtedy większość powie - ale tam ja nie chcę mieszkać, to wypizdowo bez pracy. To znaczy, że nie chcesz taniego mieszkania, a chcesz tanie mieszkanie w dobrej lokalizacji (a dobra praca to już jest dobra lokalizacja) - a to już chciejstwo W cenie mieszkania 70m2 w "dobrej" lokalizacji blisko pracodawców, kupi się zazwyczaj dwa domy po 120m2 - ale 50km dalej... Czy rynek dąży do nasycenia? Nie. Z uwagi na bardzo prosty efekt - podana przez @Ancalagon lista powiatów nie jest pełna. W sytuacji, gdy nie ma już wolnych miejsc w danym powiecie, kupuje się w powiatach sąsiednich. A tam jeszcze miejsc jest pełno. Jak gmina ma łebskiego wójta, to działki za złotówkę sprzeda ale z warunkiem zrobienia dróg/kanalizacji - deweloperom i tak się to opłaci. Za -dziesiąt lat okoliczne wiochy staną się dzielnicami miast, a proces powtórzy się znowu. Natomiast w centrach miast skończymy prawdopodobnie jak "wielkie jabłko", z maksymalną kwotą/wzrostem rat wynajmu regulowaną przez prawo. https://www.nytimes.com/2019/06/25/nyregion/new-rent-laws-nyc.html Czy rynek jest stabilny? Nie. Cztery słowa do ojca prowadzącego - podatek katastralny k* m*. Nie mówiąc o programach typu mieszkanie+ które rozregulowują rynek kredytów, a więc sztucznie windują ceny.
    3 punkty
  38. Hmm, a odrzuciłoby was gdyby kobieta jako cała była zadbana i nie miała tych cech, które opisujecie, ale zamiast z walizką pojechała na taki jeden wyjazd ( na 2 dni) z papierową torbą z sieciówki, która w dodatku sie jej rozdarła z jednej strony? Może dziwne pytanie, ale takie coś ostatnio mi się przytrafiło bo akurat nie mialam przy sobie walizki, a wyjazd wyszedł spontanicznie i było mi strasznie głupio Zwłaszcza, że zaoferował swoja pomoc w niesieniu jej i taki elegancki facet niósł mi podarta torbę... Albo drugi raz miałam majki z kostiumu kąpielowego bo nie myślałam, ze dojdzie do sytuacji intymnej, a doszło...Tego dnia nie byłam na basenie tylko tak wyszło Odebralibyście taką dziewczynę jako taką co nie dba nie tyle o siebie co o szczegóły? Wszystko to o czym narazie pisaliście niby mnie nie dotyczy bo nie maluje się zabytm mocno, nie mam nadwagi, zaniedbanych rąk, paznokci itd.
    3 punkty
  39. Otyłość, tatuaże, kolczyki na twarzy. Także coś co instynktownie mnie odrzuca a nie umiem tego określić.
    3 punkty
  40. Jak oglądam pornosa i laska ma ciemne kakao mimo tego że reszta skóry na ciele jest jasna. To obrzydliwe. To samo jak zwisają cycuchy jak jest schylona.
    3 punkty
  41. Ale bym parsknął śmiechem na taka prośbę niektórzy to mają tupet.
    3 punkty
  42. Nie wiem na uj oceniać innych i porównywać się z nimi. Chyba tylko po to, żeby się dowartościować : "jaki to ja jestem zajebisty, lepszy od innych " Może ktoś jest leniwcem ? i chce mieć wyjebane na wszystko, żyć po swojemu bez oglądania się na innych, nie chce uczestniczyć w wyścigu szczurów...Ma do tego prawo. Weź pod uwagę, że cokolwiek osiągniesz i tak umrzesz. Umrzesz tak samo będąc biedny jak i bogaty. Masz cele, plany, realizujesz je, i to się chwali, ale z Twoich postów bije arogancja i wymądrzanie się, typowe dla ludzi młodych. Trochę pokory nie zaszkodzi.
    3 punkty
  43. Ja pierdole, jak dla mnie normalna reakcja kobiety, facet, który znowu sobie wyobraża jak by ją ruchał w każdy otwór A ona traktuje go jak zwykłego kolegę, nadinterpretacja i dziwne rozkminy kolesia, a jej reakcja. To raczej normalne, bo, gdy długi czas chodzi się razem na autobus i codziennie rozmawia, a nagle koleś robi takie coś. To sam bym się tak odezwał, nie lubię jak mnie ktoś olewa, jeszcze jak z nim idę a on gada przez telefon z jakąś osobą. Reasumując, autor chce ją wychędorzyć, ona tego nie rozumie bo jest jej kolegą z pracy, a on w gniewie, rozpaczy i z żalu zaczyna robić dziwne akcje, które zmyliły by każda zdrowa na umyśle osobę. Moja rada, zakomunikuj o co Ci chodzi jak dorosla osoba, a nie zachowuj się jak dzieci z gimnazjum robiąc chore podchody.
    3 punkty
  44. No to ja już się nauczyłem jakiś czas temu, że jak kobieta mówi "ty zawsze" to w skrajnych przypadkach może oznaczać, że coś zrobiłeś raz, a jak mówi "ty nigdy", to w skrajnych przypadkach mogło oznaczać, że nie zrobiłeś czegoś raz. Jak ktoś się chce przypierdolić to się przypierdoli, pytanie tylko czy/co można zrobić w wieloletnim związku, żeby "zachęcić" partnera, żeby nie wyładowywał swoich frustracji na swoim współmałżonku .... Mi się wydaje, że to generalnie jest mało dyskutowany temat, ale przecież kobiety też mają swoje problemy. Starzeją się, świat, który leżał u ich stóp jak miały dwadzieścia-parę, już o nich zapomniał, zaczynają się problemy zdrowotne, czasu dla siebie coraz mniej, pieniędzy potrzeba coraz więcej, figura już nie ta.... Wydaje mi się, że generalnie brakuje jakichś takich społecznych mechanizmów, które by kobietom pomagały prościej przechodzić przez te nieubłagane frustracje i je akceptować, no i w konsekwencji przestać się wyładowywać na bliskich i zacząć ich doceniać .... Chociaż z drugiej strony, czasem się zastanawiam ile w tym jest kwestii "inteligencji", albo "inteligencji emocjonalnej", bo często jest tak, że się z kobietom gada, tłumaczy, ona się zgadza, ona rozumie, po czym i tak robi swoje i wraca do starych schematów ... A tak w ogóle, to polecam film "American Beauty" z Kevinem Spacy ...Dokładnie w tej tematyce
    3 punkty
  45. Ja tam się nie lubię drapać po cudzych jajach, ktoś chce mieć bombelka i pracować jako "czarnuch" w fabryce (w chuj urągające określenie na ludzi pracy, dzięki którym sam nie muszę wisieć jak małpa na gałęzi przy np. tokarce żeby sobie zrobić wihajstra do ustrojstwa), ma wyjebane na treningi dietkę i high life na Instagramie spoko, jego życie jego sprawa, znam w opór szczęśliwych ludzi którzy tak sobie żyją i więcej im nie trzeba - taki sobie mają cel w życiu, rodzina, dzieciaki, praca, drobne proste przyjemności. To samo w drugą stronę jak ktoś jest korposzczurem, podwykonawcą w jednoosobowej firmie, mieszka w apartamencie 200 metrów od "mordoru", napierdala po 12h jakieś "biznes calculation program", później jeszcze ma "meeting w office", że ledwo ma czas na "lunch", potem jeszcze siłka, dietetyczne smoothie z jarmużu i ciecierzycy + Białko Blast Protein Power 3000, strzał foteczek na Insta żeby znajomym i rodzinie puściły zwieracze z zazdrości, po czym lulu paciorek i spać to też spoko - kariera, czerpanie z życia, no ktoś sobie przyjął takie priorytety, chce być najlepszy, rozwija się itp. No ale obwinianie ludzi i ich prywatne decyzje życiowe o chujową sytuację w gospodarce to jest jakieś soczyste nieporozumienie. Kurwa 2/3 całego majątku świata należy do jakiś 8 typów, grubych kotów spaślaków jebiących WSZYSTKICH ludzi pracy na hajs, przez tworzenie pieniędzy z powietrza, promocję całego tego konsumpcyjno-kredytowego systemu, gdzie mieć znaczy więcej niż żyć, robiących przewały na grube miliardy kosztem podatnika itp. Do tego dochodzi jeszcze prekariat, komunistyczne ścierwa pokroju pewnej gazety w nazwie mającej "krytyka" są futrowane hajsem od niby to "kapitalistycznych wolontariatów" pokroju Sorosa i spółki Rothschildów, którym marzy się stworzenie ogólnoświatowego gułagu, gdzie ludzie będą jak bydło, a oni chcą kręcić tą karuzelą tak jak im się wymyśli. Jebać wszystkich co żyją z cudzej krzywdy, kochać wszystkich co własną pomysłowością i pracą się bogacą, a na świecie będzie elegancko - tyle odemnie, pozdrawiam i dziękuję za uwagę.
    3 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.