Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 26.02.2020 w Wpisy na blogu

  1. O Michelu Houellebecqu usłyszałem po raz pierwszy w minionym roku od Witolda Gadowskiego, który to wymienił tego pisarza jako alternatywny wybór na laureata nagrody nobla w miejsce Olgi Tokarczuk. Wtedy to na szybko wchłonąłem "Cząstki elementarne", które mnie jakoś szczególnie nie porwały. Zauważyłem u siebie, że niemal tylko i wyłącznie interesują mnie książki, które potrafią wyzwalać emocje. Nie ważne jakie, czy to radość, nadzieja, euforia czy też przygnębienie i pozbawienie złudzeń. Ta ostatnia cecha sprawczej mocy każdej twórczości artystycznej bije od Houellebecqa w "Serotoninie" na każdym kroku i mnie to denerwuje i przeraża. Denerwuje dlatego, że zaczynam się czuć jak galareta, a przeraża tym jak łatwo autor wytrąca mi nadzieję na cokolwiek lepszego sprzed mojego własnego, życiowego horyzontu. Moim ulubionym terminem filozofii jest relatywizm. To właśnie do relatywistycznego myślenia prowokuje autor co wyzwala we mnie irytację. Dwa miesiące temu przeczytałem raczej zapomnianą książkę Franka Harrisa, W pogoni za pełnią życia, w której autor rozwodził się nad pięknem Goethego, nad rolą "przewodnika ludzkości" tego największego niemieckiego pisarza. Zastanawiałem się i nad tym i byłem skłonny uwierzyć erudycie Harrisowi, który zjeździł cały świat i jak mi się wydaje przeczytał całą klasykę literatury. Ponoć w młodości znał na pamięć "Iliadę". W wieku 15-stu lat wygrywa stypendium kończąc gimnazjum i te pieniądze przeznacza na podróż do Stanów Ameryki północnej. Trafia na statek, gdzie musi się kryć jako dzieciak. Tak zaczęła się jego wielka podróż. Chłop miał jaja. Houellebecq mi mówi, że Goethe był niemieckim półgłówkiem i wniósł do literatury miraże... Czy trzeba pisać coś więcej? Houellebecq niszczy wszystko co dawało nadzieję. Podczas lektury zawsze odkładałem książkę z gorszym nastrojem niż po nią sięgałem. Jednak nie sposób mi zrezygnować z tego autora, co dziwne. Osobowość depresyjna ze skłonnościami do smutku? Wysoki poziom kortyzolu? Niesprawne jelita, które nie są w stanie wytworzyć tytułowego hormonu serotoniny? Najgorsze jest to, że nie potrafię się opowiedzieć po żadnej stronie. To cholerny paradoks, ale jestem jak galareta podczas czytania książek autorów o skrajnie różnych podejściach do życia. Jedno i drugie wydaje mi się faktem. Jedni i drudzy wylądują w grobie. Obawiam się coraz bardziej, że nie jestem w stanie wypracować własnego zdania i opowiedzieć się po jednej ze stron. Czasy się zmieniają, ale dusze ludzkie pozostają takie same.Mój stan określiłbym jako wojna architektów dusz. Wojna, która jest krwawa i jeszcze wiele głów spadnie zanim cokolwiek się rozstrzygnie. Kończąc, w książce opisany jest facet, który jest przedstawicielem bezsensownej ludzkiej egzystencji, dekadenckiego dogorywania europejskiej cywilizacji. Prezentuje te wyświechtane już, wytarte jak stare jeansy w kroku konwenanse dzisiejszego obżartego człowieka: singiel, ateista, depresja, psycholog, konsumpcjonizm, mechaniczny seks. A może: rodzina, Bóg, radość i nadzieja, ksiądz, duchowość, miłość? Ostatnie zdania z książki skłania do myślenia. I wydaje się, że faktycznie jesteśmy twardogłowcami i nie rozumiemy kompletnie nic.
    2 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.